Józef Kuraś „Ogień” – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Józef Kuraś „Ogień” – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Jak wyglądało codzienne życie w oddziale legendarnego „Zapory”, czyli śmierć prześladowcom Polaków https://niezlomni.com/jak-wygladalo-codzienne-zycie-w-oddziale-legendarnego-zapory-czyli-smierc-przesladowcom-polakow/ Tue, 07 Mar 2017 07:44:45 +0000 http://niezlomni.com/?p=984

- Mówiąc o „Zaporze” trzeba wspomnieć, że był to dowódca z jednej strony bardzo odważny, działający w sposób wręcz brawurowy, a z drugiej strony niezwykle ostrożny i rozważny – wspomina Wacław Gąsiorowski. – W czasie akcji najczęściej szedł w pierwszym szeregu, ale każdą poprzedzało staranne rozpoznanie i obserwacja. Po jej zakończeniu „Zapora” natychmiast zarządzał odskok i przemarsz do innej gminy. Najczęściej po akcji maszerowaliśmy całą noc.

Gdy NKWD i „bezpieczeństwo” robiło obławę blokując jakiś teren, na którym np. dokonaliśmy rozbicia posterunku milicji, to nas już tam dawno nie było. Uderzaliśmy w drugim miejscu i znów odskakiwaliśmy. Nawet jeżeli nie robiliśmy akcji to „Zapora” konsekwentnie przestrzegał zasady żeby nigdzie nie przebywać dłużej niż jeden dzień. Zakładał, że zawsze w każdej wsi może znaleźć się kapuś, który da znać UB. Nie chciał też narażać na represje ludności, która go wspomagała. „Zapora” co trzeba podkreślić starał się przede wszystkim walczyć z bolszewikami, jak wtedy określaliśmy Sowietów. Bezwzględnie tępiliśmy enkawudzistów.

NIE MÓGŁ LICZYĆ NA LITOŚĆ

- Jeżeli, któryś z nich wpadł w nasze ręce nie mógł liczyć na litość. „Zapora” za prześladowanie polskiego podziemia wszystkich z nich kazał rozstrzeliwać na miejscu. Dlatego też był tak znienawidzony przez komunistów.

Pamiętam, że jak się nam udało nałapać enkawudzistów i przejąć ich samochody, to wcześniej zanim dostali kulę w łeb musieli się rozebrać z mundurów, w które my następnie się ubieraliśmy. Udając enkawudzistów robiliśmy w nich potem jakąś akcję. Później gdy ją wykonaliśmy „Zapora” kazał auta spalić, a my ruszaliśmy w co najmniej w pięćdziesięciokilometrowy marsz. Sowieci którzy wysyłali za nami pułk NKWD, trafiali w próżnię.

Krążąc po terenie, „Zapora” starał się nie tylko zwalczać NKWD, ale umacniać opór w narodzie przeciwko komunie.

[quote]W każdej miejscowości której kwaterowaliśmy, tłumaczył ludziom, że Polska trwa, że komunistom trzeba stawić opór a chłopi przede wszystkim nie powinni wstępować do kołchozów i bronić swojej własności. Wzywał wieś by się trzymała i tępiła wszystkich donosicieli.[/quote]

Dlatego też bezwzględnie tępił ORMO-wców. Jeżeli któryś z nich wpadł w nasze ręce to już miał bidę. „Zapora” każdego z nich traktował jako najgorszego zdrajcę i bezwzględnie kazał likwidować. Nie pamiętam żadnego ORMO-wca, który wpadł w nasze ręce i pozostał żywy.

PUSZCZAŁ MILICJANTÓW

Milicjantów, jeżeli tylko nie dawali się we znaki ludności, puszczał wolno, ale ORMO-wców nigdy. Ja się ich likwidowaniem nie zajmowałem, ale chętnych do tego nie brakowało. Działalność ta znacznie ograniczała infiltrację wsi przez komunistów. Niemniej bywało i tak, że gdy kwaterowaliśmy w jakiejś wiosce, to zdarzał się jakiś kapuś, który powiadamiał UB.

Raz pamiętam, było to zimą. Zanocowaliśmy w jakiejś wsi i obława NKWD omal nas nie dopadła. Sprzątnęli wartownika i „Zapora” w ostatnim momencie zorientował się, że coś nie jest tak. Wyskoczyliśmy z chałup w większości na bosaka, bo przecież po marszu buty trzeba było z nóg zdjąć. „Zapora” pozostawił część żołnierzy we wsi, którzy otworzyli ogień do napastników z NKWD, a z resztą przebił się z okrążenia i uderzył na nich z tyłu. Wytłukliśmy ich do cholery.

Sama świadomość, że walczą z „Zaporą”, budziła u nich strach. Pamiętam taką akcję na więzienie w Kraśniku. Podjechaliśmy do niego w siedmiu w mundurach żołnierzy armii Berlinga. Pamiętam, że oprócz „Zapory” był też z nami „Jur”, „Cygan”, „Opal” i „Duch”. „Zapora” zadzwonił do bramy, wartownik ją otworzył i wpuścił nas do środka. Przyszedł jakiś oficer i pod dyktando „Zapory” otwierał cele i wypuszczał z nich chłopaków związanych z konspiracją.”

ODDZIAŁ "RUSKICH"

- Dopiero jak odjechaliśmy od Kraśnika jakieś 20 km, wtedy w miasteczku ogłoszono alarm. Ściągnęli nie tylko „bezpiekę”, ale cały ogromny oddział „ruskich”. Ruszyli za nami z obławą, ale trafili w próżnię. „Zapora”, przewidując pościg, wystawił kilka niewielkich oddziałów, które zaatakowały pościg, wyciągając go w las. My zaś odskoczyliśmy dalej w zupełnie innym kierunku.

Często UB wyładowywało swoją złość na chłopach we wsiach, których mieszkańcy nam sprzyjali. Zawsze znalazł się jakiś ormowiec, który wskazał UB życzliwych nam ludzi. „Zapora” nie pozostawiał oczywiście takich spraw bez reakcji. Zaraz do takiej wsi jechał z kilkoma ludźmi „Cygan”, który dla kolaborujących z komunizmem nie miał żadnej litości. Zastrzelił własną siostrę w Kraśniku, która romansowała z oficerem UB. Zrobił to na własną rękę, bez zgody „Zapory”.

W Bełżycach rozbiliśmy dwa posterunki milicji. Ich załogom nic nie zrobiliśmy. Rozbroiliśmy ich tylko i kazaliśmy maszerować ulicami miasteczka i wznosić okrzyki – niech żyje oddział „Zapory”. Później, o ile mnie pamięć nie myli, wszyscy zostali aresztowani przez UB. Raz omal nie wpadliśmy z dowództwem całego oddziału. Jechaliśmy na furze: ja, z chłopem do którego należała, a za nami siedzieli; „Zapora”, „Opal”, „Duch” i „Cygan”. Nagle jak spod ziemi wyrośli ubowcy.

Ręce do góry!

Padał deszcz, wszyscy jechali skuleni i nie zachowali ostrożności. Jak usłyszeli rozkaz – ręce do góry! – to nawet „Zapora” podniósł ręce. Ja miałem wtedy granat siekany i parabellum. Wyszarpnąłem zawleczkę z tego granatu pod marynarką wyrwałem zawleczkę i rzuciłem między konie. Powstało straszne zamieszanie. Jeden z koni padł martwy, a kilku ubowców stojących obok zostało rannych. Siedzący na wozie za mną się opamiętali, dali ognia i ubowców już nie było. W rozpacz wpadł tylko furman, któremu żal było konia. „Zapora” oświadczył mu jednak, żeby się nie martwił, bo za konia zapłacimy. Nigdy nikomu o tym zdarzeniu nie mówiłem. Miało ono miejsce między Chodlem a Bełżycami. Pamiętam, że temu chłopu na furmankę dosiedliśmy się we wsi, w której był młyn. Wracał on z niego z workami z mąką i śrutą. „Zapora” celowo wybrał go dla większego kamuflażu. Ocenił, że bardziej podejrzanie będziemy wyglądać, jadąc na pustym wozie. Byle patrol mógł się domyślać, że to partyzanci jadę na chłopskiej podwodzie.


Wyświetl większą mapę

Jeżdżąc po bardziej uczęszczanych drogach staraliśmy poruszać się w ubowskim kamuflażu. Pewnego razu jechaliśmy Willisem w ubowskich mundurach, gdzieś koło Bełżyc : „Zapora”, „Cygan”, ja i jeszcze jeden żołnierz, którego pseudonimu nie pamiętam.

"CYGAN W AKCJI"

[caption id="attachment_987" align="alignleft" width="762"]"Zapora" z oddziałem "Zapora" z oddziałem[/caption]

Polowaliśmy na jeszcze jednego Willisa, który był nam potrzebny do przeprowadzenia po okolicy rajdu. Patrzymy: jedzie od Lublina Willis z enkawudzistami Przystanęli. – Zdrastwujtie! – Zdrastwujtie! Odpowiadamy! Pytają się, gdzie jedziemy i jednocześnie mówią, że koło Bełżyc pokazała się polska banda. „Zapora” mrugnął okiem do „Cygana”, co było znakiem, że ma się nimi zająć. Ten puścił długą serię i mieliśmy już drugiego Willisa.

„Zapora” bezlitośnie tępił też wszystkie przejawy złodziejstwa i bandytyzmu wobec ludności cywilnej. Jeżeli przyszedł do niego jakiś chłop i poskarżył się, że okradli go jacyś złodzieje udający partyzantów, to ich los był przesądzony. Była dla nich tylko jedna kara - kula w łeb. Pamiętam taką sytuację, gdy kwaterowaliśmy w lesie koło Chodla, przyszedł do nas chłop z pobliskiej wsi. Warta przyprowadziła go do „Zapory”. Ten poskarżył się, że został okradziony przez bandziorów podających się za „zaporczyków”. Zrabowali mu pierzynę i dwie świnie. Powiedział też, że jednego z nich zna.

TĘPIŁ ZŁODZIEI

- „Zapora” powiedział do mnie, bo nie odstępowałem go na krok: - Zawołaj „Cygana”. Gdy ten się zameldował, „Zapora” nakazał mu pojechać i przywieźć tego złodzieja. „Cygan” jak zwykle wziął trzech ludzi i po kilku godzinach przywiózł przerażonego bandziora. „Zapora” zapytał go tylko: - No to jak, proszę pana, kradło się te świnie i pierzynę? – Tamten zapomniał języka w gębie. „Zapora” nie oczekiwał nawet od niego odpowiedzi. „Cygan” nie pytał się nawet, jaka jest decyzja „Zapory”. Wziął go za kołnierz i wręczył szpadel, by wykopał sobie grób.

Raz byłem też z „Cyganem” u takiego złodzieja, który okradł jakąś kobietę. Zabrał tej biedaczce pierścionek, obrączkę i jakieś pamiątki po babci. Wpadliśmy do niego nocą. Nie przyznawał się, twierdził, że jest niewinny. Przeprowadziliśmy w domu rewizję i w popielniku znaleźliśmy zawiniątko, w którym były zagrabione przez niego przedmioty. „Cygan” powiedział do niego tylko: – Ty skurwysynu! – Były to ostatnie słowo, które w życiu usłyszał!

WOLNI TYLKO NIEWINNI

Niektórzy złodzieje, jak nie mieli, co kraść, to zabierali biedakom kury i kaczki. Też dostawali kulę w łeb! Jak robiliśmy jakieś akcje na posterunki czy więzienia, to też nigdy nie uwalnialiśmy kryminalistów. W Bełżycach jak rozbiliśmy nieistniejącą już dzisiaj Komendę Powiatową MO, która poddała się prawie bez walki, to „Zapora” kazał wszystkim więźniom ustawić się w dwuszeregu na dziedzińcu.

- Następnie wyjął listę z kieszeni i kazał mi odczytać. Tym, którzy byli na liście, „Zapora” kazał wystąpić i oświadczył im, że są wolni. Pozostałych kazał strażnikom odprowadzić do cel. Ci na kolanach błagali go, by ich wypuścił, ale ten pozostał nieugięty. Gdy wyszliśmy na ulicę nagle zaatakował nas oddział UB. Liczył ze dwudziestu ludzi. Ja miałem dwa granaty i rzuciłem je ubowcom pod nogi to ich zatrzymało. Daliśmy ognia i odskoczyliśmy. UB ściągnęło posiłki z całego województwa i przez kilka dni deptali nam po piętach.


Wyświetl większą mapę

Bywało, że my też ponosiliśmy straty. Pod wsią Wólka Kęska „Zapora” został ranny w piętę. Ścigał nas wtedy duży oddział sowiecki. Dzień wcześniej rozbiliśmy w Chodlu siedzibę UB. Był to z naszej strony odwet za zabicie w niej czterech partyzantów. Po akcji tej „Zapora” musiał na melinie się leczyć przez wiele tygodni i ja mu wtedy towarzyszyłem. Odbyliśmy wtedy wiele rozmów na najróżniejsze tematy, dzięki czemu poznałem jego poglądy. Zaczął on też traktować mnie bardziej jak syna niż podwładnego.

Kiedyś, jak mógł już chodzić, pojechaliśmy pod Tarnobrzeg do domu matki. Podkradliśmy się do niego nocą, sprawdzając czy nie jest on obstawiony przez UB. „Zapora” przedstawił mnie swojej mamie, mówiąc: – To jest mój najlepszy żołnierz, chociaż z Wołynia.

Dzielił się on ze mną swoimi uwagami na temat sytuacji, w której się znaleźliśmy. Gardził Anglikami. Twierdził, że to oni zamordowali generała Władysława Sikorskiego, który stał się dla nich niewygodny.

MIELI SPOTKAĆ SIĘ Z "OGNIEM"

Mówił:

[quote]– Te skurwysyny mnie zrzuciły, ale teraz jesteśmy im niepotrzebni. Amunicji już nam nie zrzucają. Dostarczają ją banderowcom w Bieszczadach, uważają, że są oni im bardziej potrzebni.[/quote]

Pod Bieszczadami też zresztą z „Zaporą” byliśmy. Któregoś dnia wyruszyliśmy w długi marsz w kierunku Jasła a później Krosna. Uwieczniliśmy to nawet na zdjęciu. Mieliśmy tam spotkać się z „Ogniem”, ale niestety nie dotarł on na umówione miejsce i wróciliśmy z powrotem na Lubelszczyznę. „Zapora” zdawał sobie sprawę, że prowadzi walkę nie mającą szans powodzenia. UB coraz lepiej penetrowało teren rozbudowywało sieć konfidentów. Na ludzi, którzy nam pomagali, spadały straszne represje.

Nie chcąc narażać chłopaków, w 1946 r. „Zapora” zaczął rozpuszczać oddział. W pierwszym rządzie kazał wracać do domów żołnierzom, których UB jeszcze nie rozpracowało. Ja byłem jednym z pierwszych. „Zapora” zawołał mnie i mówi:

[caption id="attachment_988" align="alignleft" width="720"]Pogrzeb żołnierzy z oddziału "Zapory" Pogrzeb żołnierzy z oddziału "Zapory"[/caption]

– Zabieram ci broń, bo wiem, że się nie poddasz, a nie chcę żebyś zginął. Może przeżyjesz. Udawaj się na wschód, tam wasi ludzie z Wołynia poprzyjeżdżali. Jak będziesz miał szczęście to spotkasz jakiegoś znajomego, który ci pomoże. Dał mi pieniądze na drogę i pożegnaliśmy się. Więcej już go nie widziałem. Jakiś czas działał on jeszcze na Lubelszczyźnie.

SPRZEDAŁ GO TOWARZYSZ

Później oddział, korzystając z amnestii, ujawnił się. Część kadry pozostała w podziemiu. „Zapora” z siedmioma ludźmi postanowił wyjechać na Zachód. Liczył, że przez Czechosłowację uda mu się przedostać do Niemiec. Na granicy w punkcie przerzutowym w Nysie, wpadł w pułapkę zastawioną przez UB. Został sprzedany przez jednego z towarzyszy broni. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak taki dowódca dał się podejść. Przywieźli go do Warszawy, gdzie po śledztwie został skazany na śmierć i stracony. Musieli go strasznie katować, bo w więzieniu osiwiał.

[caption id="attachment_989" align="alignright" width="393"]"Zapora", lipiec 1944 r. "Zapora", lipiec 1944 r.[/caption]

Ja, po opuszczeniu oddziału, najpierw piechotą udałem się do Lublina. Tu na ulicy spotkałem znajomego z naszych stron, który nazywał się Podgórski. Spytał mnie: Skąd ty się tu wziąłeś? – Nie powiedziałem mu oczywiście, że byłem u „Zapory”, tylko że tułam się po świecie, szukając dla sobie miejsca. On zaś na to: – Jedź chłopie w chełmskie, tam wszystkie ludzie nasze są.

Dał mi adres Stefana Matyszczuka, który w Rymaczach był komendantem placówki konspiracyjnej. Mieszkał on na Kępie Brzezińskiej koło Chełma. Znał mnie, bo jak byłem chory w oddziale, to przez kilka dni leżałem w jego chałupie. Zrobił wielkie oczy i zapytał się: – Skąd ty się wziąłeś dzieciaku? – Powiedziałem mu, że byłem w partyzantce a teraz szukam dla siebie jakiegoś miejsca. O tym, że należałem do oddziału „Zapory”, nie wspomniałem mu oczywiście ani słowa.


Wyświetl większą mapę

"TY WIESZ, CO UB ROBI Z ZAPORCZYKAMI?"

[caption id="attachment_986" align="alignleft" width="1600"]Wacław Gąsiorowski Wacław Gąsiorowski[/caption]

Wiedziałem, że UB na „zaporczyków” poluje bez litości. On mnie zresztą nie pytał. Wprost przeciwnie! Doradził mi, żeby nikomu nie mówić nawet, że walczyłem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. – Jesteś młody nikt cię nie będzie podejrzewał. – oświadczył. Nadmienił też, że tu mieszkają różni ludzie. Naszych wołyńskich rodzin jest tylko kilka, większość zaś to miejscowi. Są wśród nich także Ukraińcy. On przyjął mnie pod swój dach i zamieszkaliśmy razem. Po jakimś czasie przyznałem mu się, że byłem u „Zapory”. Zrobił wielkie oczy i autentycznie się przestraszył. Kategorycznie zabronił mi o tym komukolwiek mówić. Tłumaczyłem mu, że absolutnie nikomu nie powiem, ale on nie bardzo mi uwierzył. – Ty wiesz, co UB robi z „zaporczykami”? Nie mów o tym nikomu, bo zginiesz.

Odniosłem wrażenie, że chciałby żebym wyniósł się z jego domu. Ostatecznie mnie jednak nie wygonił. Zapoznał mnie z dziewczyną z Pławanic, z którą się ożeniłem. Nazywała się Helena Petruk. Była Wołynianką pochodzącą z Rymacz.

Wacław Gąsiorowski, źródło: Kresy.pl

Artykuł Jak wyglądało codzienne życie w oddziale legendarnego „Zapory”, czyli śmierć prześladowcom Polaków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
,,Epitafium dla Majora Ognia” w nowym wykonaniu. ,,Polski Orzeł srebrnopióry w nasze dusze wbił pazury…” https://niezlomni.com/epitafium-dla-majora-ognia-nowym-wykonaniu-polski-orzel-srebrnopiory-dusze-wbil-pazury/ https://niezlomni.com/epitafium-dla-majora-ognia-nowym-wykonaniu-polski-orzel-srebrnopiory-dusze-wbil-pazury/#respond Wed, 01 Mar 2017 13:44:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=35921

Na naszą redakcyjną skrzynkę trafiło nagranie ze znaną piosenką Epitafium dla Majora Ognia. Najnowszą wersję wykonują Piotr Mazur i Kinga Pietrzak.

https://www.youtube.com/watch?v=rEyUHBXYkIw#t=132

Jeśli umrzeć mam za ciebie,
jeśli sztandar zwinąć mam,
na każdego przecież przyjdzie,
kiedyś pora,
srebrny orzeł z mojej czapki,
na urwiskach w sercu Tatr,
znajdzie gniazdo.

Ref.
Ty mnie ukryj moja ziemio podhalańska,
górski lesie kołysz mnie do snu.
Tyle razy mnie chroniła ręka pańska.
Dziś, mnie do raportu wezwał Bóg.

Wilki mają swoje ścieżki,
podążałem szlakiem wilczym,
śmierć ścigała mnie po lasach jak pies gończy,
przystanęła nad potokiem,
krótki błysk nad górskim stokiem,
wola Boża, moja walka dziś się kończy.

Ref.
Ty mnie ukryj moja ziemio podhalańska,
górski lesie kołysz mnie do snu.
Tyle razy mnie chroniła ręka pańska.
Dziś, mnie do raportu wezwał Bóg.

Polski Orzeł srebrnopióry
w nasze dusze wbił pazury
i legendę partyzancką,
ponad szczyty wzniósł.
Na Podhalu pod Turbaczem,
partyzancka wierzba płacze,
zgasł już Ogień,
ale pamięć po nim wciąż się tli.

Artykuł ,,Epitafium dla Majora Ognia” w nowym wykonaniu. ,,Polski Orzeł srebrnopióry w nasze dusze wbił pazury…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/epitafium-dla-majora-ognia-nowym-wykonaniu-polski-orzel-srebrnopiory-dusze-wbil-pazury/feed/ 0
Żołnierze Wyklęci i nie tylko na rysunkach – inne spojrzenie na bohaterów [rysunki] https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-i-nie-tylko-na-rysunkach-inne-spojrzenie-na-bohaterow-rysunki/ https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-i-nie-tylko-na-rysunkach-inne-spojrzenie-na-bohaterow-rysunki/#respond Sat, 19 Jul 2014 19:07:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=14799

Autorka prac - EwelinaART

ewelina-art

[caption id="attachment_14801" align="aligncenter" width="480"]Zdzisław Badocha „Żelazny” Zdzisław Badocha „Żelazny”[/caption]

[caption id="attachment_14802" align="aligncenter" width="651"]Powstanie Warszawskie Krwawe 63 dni Powstanie Warszawskie
Krwawe 63 dni[/caption]

[caption id="attachment_14803" align="aligncenter" width="655"]"Ci, co sen o Polsce wśród szumu drzew śnili..." "Ci, co sen o Polsce wśród szumu drzew śnili..."[/caption]

[caption id="attachment_14804" align="aligncenter" width="698"]„Walczyliśmy o Orła, teraz – o koronę dla Niego„  Józef Kuraś "Ogień" „Walczyliśmy o Orła, teraz – o koronę dla Niego„
Józef Kuraś "Ogień"[/caption]

s

[caption id="attachment_14806" align="aligncenter" width="960"]Józef Kuraś "Ogień" Józef Kuraś "Ogień"[/caption]

Artykuł Żołnierze Wyklęci i nie tylko na rysunkach – inne spojrzenie na bohaterów [rysunki] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-i-nie-tylko-na-rysunkach-inne-spojrzenie-na-bohaterow-rysunki/feed/ 0
Kolejne zaproszenie na Marsz Niepodległości, czyli śladem Żołnierzy Wyklętych [wideo] https://niezlomni.com/kolejne-zaproszenie-na-marsz-niepodleglosci-czyli-sladem-zolnierzy-wykletych-wideo/ Sun, 27 Oct 2013 13:55:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=817

ostatni-zolnierze-niepodlelejTrzeba przyznać, że klip robi niesamowite wrażenie. Wykorzystano w nim fragmenty Mszy Świętej poprzedzającej odsłonięcie pomnika mjra Józefa Kurasia "Ognia" i jego podkomendnych, filmu "Generał Nil", klipu nakręconego przez Narodowe Siły Zbrojne oraz materiały użytkownika Chłopcy z Lasu.

 

 

OBEJRZYJ KLIP: Marsz Niepodległości 2013. Chwała bohaterom!

Artykuł Kolejne zaproszenie na Marsz Niepodległości, czyli śladem Żołnierzy Wyklętych [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Syn „bandyty” Józefa Kurasia mówi: My, Polacy, nie szanujemy naszej historii https://niezlomni.com/syn-bandyty-jozefa-kurasia-mowi-my-polacy-nie-szanujemy-naszej-historii/ Mon, 21 Oct 2013 17:05:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=555

[caption id="attachment_556" align="alignleft" width="300"]Józef Kuraś "Ogień" Józef Kuraś "Ogień"[/caption]

Zbigniew Kuraś urodził się 1 lutego 1947 roku. Kiedy zginął jego ojciec, major Józef Kuraś "Ogień", jeden z najbardziej znanych polskich dowódców partyzanckich z czasów II wojny światowej i okresu powojennego, miał zaledwie trzy tygodnie. Nie mógł więc pamiętać ojca, ale komunistyczne władze nigdy nie dały mu zapomnieć, że jest synem "bandyty". - Do dziś reakcje ludzi bywają bardzo niemiłe - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim.

Maciej Pałahicki: Pana ojciec był żołnierzem wyklętym, a pan dzieckiem przeklętym?

Zbigniew Kuraś: Tak to wychodzi. Ja się urodziłem w Krakowie, a potem mama zapakowała mnie do wagonu towarowego i przy minus 30 stopniach zajechaliśmy do Warszawy. Tam dotarła do nas wiadomość o śmierci ojca. No i tam matka ujawniła na UB nasze istnienie. Po tym już śmiało wróciliśmy do domu w Nowy Targu. Do domu, to może za dużo powiedziane, bo mieliśmy tu tylko jeden mały pokoik, a naokoło byli przyjezdni lokatorzy i funkcjonariusze UB. Były momenty nieprzyjemne, bo nas od bandytów wyzywali i w takiej pogardzie mieli. Mieli do tego prawo, mieli takie przyzwolenie. To było przykre i smutne.

Pamiętam taki epizod. Mieszkał u nas taki ubowiec, bardzo zły - tak mówili, był też drugi, który tam kończył bić (na UB - red.) a potem przychodził do domu i bił jeszcze żonę. Kiedyś w jakimś takim "amoku" dobroci, wziął mnie za rękę i zaprowadził do sklepu, a w sklepie taka długa kolejka była. On krzyczy na cały głos: tu dla syna "Ognia" czekoladę proszę. Taki zdziwiony stałem, a on mnie trzymał za rękę. Tę czekoladę dostałem, do domu pobiegłem i pomyślałem: "no nie są przecież tacy źli". A wieczorem, jak się napili, to zaczęli strzelać, a u nas są drewniane sufity, więc kule leciały. Mama mnie przykryła pierzyną i jeszcze nakryła mnie swoim ciałem, żeby mnie chronić. Takie to były różne niemiłe niespodzianki. Czekolada okazała się gorzką, bardzo.

Później, w miarę upływu czasu, już sam wychodziłem na ulicę no i też się spotykałem z różnymi... Czasem mi dokuczali. A w szkole podstawowej to już wyraźnie widziałem różnicę między innymi uczniami a mną. W średniej miałem już zupełnie przechlapane. Był taki jeden nauczyciel, który mnie bardzo, bardzo nie lubił, no i miałem z tego przykre konsekwencje, wtórowali mu też inni. Nic nikomu nie zrobiłem, a tak jakoś się to wszystko nie układało.

Młody człowiek, to patrzy jak tego oceniają, jak innego oceniają i widzi, że się taka wielka niesprawiedliwość dzieje, a dlaczego...? To sobie sam musiałem pisać listy do Pana Boga ze skargą i tak żyć. Później poszedłem do wojska. Wojsko mi odpowiadało, chociaż jak jechałem to mi mówili "tam cię już wykończą". Ale ja też zrobiłem jeden numer, o którym nie chcę wspominać i po prostu wyszedłem zadowolony. Potem praca, ale tam też już wiedzieli...

W wojsku myślałem że jestem incognito. Zbigniew Kuraś i koniec. Ale spotkałem się z kolegami, jeden z nich był pisarzem sztabowym i mówi: Zbyszek ty tam w papierach coś masz. Udaję głupiego. Ale co? Nie przyszło mi nawet na myśl, że tam może być coś takiego. W wolnej chwili przyszedłem do niego, pokazał mi papiery i faktycznie było: "Zbigniew Kuraś syn bandyty Ognia". I to szło za mną cały czas, no ale to też trzeba było przeżyć. Potem pracowałem w Czarnym Dunajcu i Rabce jako technik weterynarii i tam też dało się bardzo odczuć, to moje pochodzenie. Bardzo mi w życiu zaszkodziło. Takie mieli dyrektywy, żeby dać mi w kość. To się odbiło na moim zdrowiu, na moim wyglądzie.

Maciej Pałahicki: Pan miał zaledwie trzy tygodnie, gdy stracił ojca, a tak naprawdę całe życie ciąży na panu jego przeszłość.

Co mam Panu odpowiedzieć? Jeden, jak mnie spotka, to jest to miłe i pogratuluje mi ojca, że wytrwałem, że się człowiek nie zbłaźnił. A drugi będzie patrzył na mnie i pytał w duchu dlaczego się jeszcze kręcę po tym świecie i się jeszcze jakoś trzymam. To jest bardzo przykre.

Często koledzy w pracy mnie pytali dlaczego "Ogień" drugi raz poszedł w góry ("Ogień" w 1945 tworzył Milicję Obywatelską w Nowym Targu, ale nie podporządkował się partyjnej władzy i zdezerterował, a wraz z nim wielu jego ludzi - red.). Dlaczego? Bo musiał. Do nich to jednak nie docierało, byli już na fali ormowskiej, takiego paskudnego donosicielstwa, to było najgorsze. Inni mogli kraść, mogli nie przychodzić do pracy, wystarczyło jednak, że ja raz nie przyszedłem i zaraz był krzyk i oskarżenia że coś kombinuję. No, a co ja mogłem kombinować? Ja chciałem normalnie żyć i pracować.

Maciej Pałahicki: A nie miał pan czasami tak w głębi ducha pretensji do ojca?

Jak można mieć do niego pretensje? Chociaż czasami widziałem jak przyjeżdżał inny ojciec, brał syna za rękę i szedł na spacer. Pewne problemy ojciec pomoże rozwiązać i wtedy jest dużo łatwiej. A ja byłem sam. Sam tylko z mamą. Ojczym też za mną nie przepadał. To również odczułem. No, ale przecież nie będę bez przerwy do mikrofonu narzekał. Miałem młodość, a w niej piękne chwile, i wzniosłe, i wspaniałe, i koniec. I cóż tu narzekać.

Maciej Pałahicki: To pomówmy o tych dobrych chwilach. Kiedy poczuł pan taką prawdziwą dumę z ojca?

Może było tych momentów wiele. Kiedy przychodzili nas partyzanci, którzy wychodzili z więzień. Może wtedy po raz pierwszy poczułem z ojcem taką bliskość. Jednak potem wszystko ustało.

[caption id="attachment_557" align="alignleft" width="717"]Pomnik Józefa Kurasia w Zakopanem Pomnik Józefa Kurasia w Zakopanem[/caption]

Wiele lat później (w 2006 roku - red.) w Zakopanem odsłonięto pomnik ojca. Przed tym wydarzeniem dzwonili do mnie znajomi i mówili, że w końcu doczekam się tej sprawiedliwości i ludzie poznają prawdę o tym, skąd się wzięło to nazwanie ojca "bandytą". To było dla mnie naprawdę wzruszające i piękne. Przy odsłonięciu pomnika w Zakopanem, to już była faktycznie taka pompa (w uroczystości uczestniczył prezydent RP Lech Kaczyński - red.).

Chociaż wtedy również wielu się sprzeciwiało. Nawet Słowacy sprzeciwiali się i chcieli ingerować w decyzję polskich władz (Według Ludomira Molitorisa z Towarzystwa Słowaków, w Polsce podczas swej działalności na Spiszu i Orawie Kuraś nękał tam zamieszkujących Słowaków, dopuszczał się zbrodni i grabieży - red.).

[quote]I to jest właśnie bardzo przykre, że my Polacy nie szanujemy naszej historii. Bo to jest nasza prawdziwa, powojenna historia. Ładna historia i kawałek również mojego życia. Ojciec walczył przecież o Polskę, ale u nas nie wszyscy to potrafią uszanować...[/quote]

[caption id="attachment_558" align="alignleft" width="255"]Władysław Machejek Władysław Machejek[/caption]

Pamiętam, jak - jako chłopiec - stałem wśród ludzi w wielkiej kolejce przy kiosku ruchu, by kupić gazetę. Nie pamiętam już teraz nawet jaką. W niej były odcinki książki Machejka "Rano przyszedł huragan" (Władysław Machejek, sekretarz powiatowy PPR w Nowym Targu, brał udział w akcjach MO i KBW przeciw partyzantom Józefa Kurasia. W 1955 wydał powieść "Rano przeszedł huragan", w której opublikował rzekomy pamiętnik Kurasia, do dziś cytowany jako autentyk - red.).

To nie była ładna książka, ale władzom bardzo odpowiadała, bo w niej obrzucano fałszem i zakłamaniem działalność "Ognia". No i tak ludzie to kupowali, bo nie było innej wiedzy na ten temat. Kupowali, czytali i komentowali. Coś usłyszeli. A to, że kogoś napadł. A to się czasami ubowcy przebierali za partyzantów, a czasem ktoś inny się podszywał.

[quote]Znam taki przypadek kiedy siostrze zginął brat i przez trzydzieści lat miała pretensje do ogniowców. A dopiero po latach okazało się, że za śmiercią jej brata stali ubowcy. Innym razem znowu wyklinali, że nigdy "Ogniowi" nie wybaczą, bo ogniowcy przyszli do ich domu zabrać świnie i na to wpadli ubowcy. W wyniku wymiany ognia zginął ojciec - jedyny żywiciel rodziny. Po latach okazało się, że to brat rodzony ściągnął tych ubowców do domu i taka była prawda. Ale jak to ludziom wytłumaczyć, gdy często powielają tyle kłamstw i niesprawdzonych historii. Oni nadal nie wiedzą na czym polegała tamta walka, co się wtedy naprawdę działo i dlaczego.[/quote]

Teraz mamy komórki, przez które można kontrolować człowieka, a i tak to się często nie udaje, a co dopiero wtedy, gdy obszar walki był po Wadowice, po Kraków i nawet dalej? W jaki sposób mógł to wszystko utrzymać w ryzach jeden człowiek? Przecież inny element również działał na tym terenie, jednak wszystko co złe, zrzucili na niego.

Ja uważam że "Ogień" był taką wygodną choinką, na której można wieszać było wszystko: i mord Żydów, których nie zabił, mord Łatanków z Gronkowa, z którymi wcześniej byli kolegami. Oni byli kilkakrotnie ostrzegani. Ludzie ze wsi chodzili do ojca na skargi na nich, że kradli krowy, jak teraz kradnie się samochody. Prosili, by wymierzyć im sprawiedliwość. To byli złodzieje, zwykli bandyci.

[quote]I tak można oczerniać i fałszować historię. A to był przecież bohater i koniec. Partyzanci to byli młodzi chłopcy, często w wieku osiemnastu, dwudziestu lat, którzy zostawili rodziny i poszli walczyć o Polskę. Nie do końca wiadomo było właściwie, jaką Polskę. Tam była dyscyplina, było umundurowanie, złodziejstwo się karało, przestępstwa się karało. Była modlitwa, honor i polskość, a dziś się ich oczernia, stawia na równi z pijakami, gwałcicielami. No to czemu to UB i KBW ojca goniło przeszło dwa lata po górach goniło, jak oni byli tacy pijani?[/quote]

Takie łatki mu poprzyklejali. Ale to była walka polityczna, o której my nie mieliśmy pojęcia i dopiero po latach dowiedzieliśmy się jak ona wyglądała.

[caption id="attachment_559" align="alignleft" width="211"]Stanisław Wałach Stanisław Wałach[/caption]

Maciej Pałahicki: Co dla pana było gorsze: to, że do tej pory nie wie pan, gdzie ojciec jest pochowany, czy też to, że musiał pan spotkać się z jego oszczercą Stanisławem Wałachem, by wskazał to miejsce pochówku? (Stanisław Wałach, szef powiatowych UBP w Chrzanowie, Limanowej i Nowym Sączu, naczelnik Wydziału III WUBP w Krakowie, który również brał udział w akcjach przeciw "Ogniowi", w 1965 wydał książkę "Był w Polsce czas", a w 1976 - "Świadectwo tamtym dniom" - opisujące działania "Ognia")

Jechałem z nadzieją, ale czułem, że nic z tego nie wyniknie. Jednak w głębi ducha liczyłem, że mając władzę, może jednak coś powie... Ja, szary człowiek, nie byłem przecież dla niego zagrożeniem. To ciągnęło się przez długi czas, zadawałem sobie w duchu pytania: co ja im zrobiłem złego? Za co mnie karzą? Dlaczego ukrywają przede mną miejsce pochówku ojca? Przecież zarówno z jednej, jak i z drugiej strony spotykał się wtedy żołnierz z żołnierzem. Ale wtedy nikt tak tego nie pojmował, była wtedy inna siła polityczna, takie kreowanie niepodległości.

Maciej Pałahicki: Ciężko było siąść naprzeciwko Wałacha i spojrzeć mu prosto w oczy, wiedząc, że przyczynił się do śmierci pana ojca?

Tak się miało stać, jak się stało, a przyczynili się do tego agenci. Państwo polskie w tym czasie krzyczało, że jest chłopskie i robotnicze, a tu chłopi występowali przeciwko tej władzy, to znaczy, że coś się źle dzieje i po prostu to ich jakoś ubodło. Świadomość, że ludzie tak łatwo kupują tamte stare kłamstwa, bardzo boli.

Kiedyś przyniosłem znajomemu taką fajną książkę, nie zmyśloną, lecz pokazującą fakty z tego okresu. To, że AK miało na niego wyrok. Że "Zawisza" - ich dowódca - chciał go sprzątnąć z jakiś przyczyn. I stąd również wynikały ojca problemy z AK i z Machejkiem. A potem były ludowe służby bezpieczeństwa. Miał swoje uzbrojone wojsko. Była nadzieja i mieli chęć do walki, a potem gdy zgasła nadzieja, to tak trwali i trwali.

To byli młodzi ludzie, każdy chciał mieć rodzinę, dom. Kilku się takich znalazło. UB już wyjeżdżało w Ostrowską, ale któryś dał znać, że ojciec tam jest i wtedy właśnie zginął on, zginął "Zimny", "Kruk", a jeszcze dwóch innych się przedarło przez zasadzkę.

Gdy już można było, to przed domem gdzie zginął ojciec, zapaliliśmy świece w rocznicę jego śmierci. Jednak z domu wybiegł syn ówczesnego gospodarza i zgasił. Powiedział, że on tyle wycierpiał na skutek tych wydarzeń. A przecież nikt go specjalnie nie skrzywdził. Ogniowcy się bronili, a UB strzelało z czego popadnie. To są sprawy historyczne, które były i minęły dawno temu...

I tu właśnie mam pretensje do ludzi, którzy krytykują ojca, a nie zastanowią się nad faktami historycznymi. Mają pretensję, a sami się nieraz bronią, bo mieli w rodzinie mamy czy babki, którym ogolono głowę. A wtedy ogolona głowa była hańbą i świadczyła o tym, że się ktoś źle prowadził, donosił czy współpracował. Ci ludzie do dzisiejszego dnia nie zostali rozliczeni, a teraz rodziny się bronią, nie przyznają się do przeszłości i o wszystko co złe obwiniają "Ognia".

A ojciec przecież niósł swoje nieszczęście: stracił syna, żonę i ojca, których Niemcy mu zabili. Ludzie mówili, że w tym także jest wina ojca, że to stało się z powodu jego działalności. Twierdzili, że to na skutek wcześniejszej akcji, która okazała się prowokacją niemiecką, ale uważali, ze to również była wina ojca. Ludzie, którym nie chciało się dojść do prawdy obwinili go za wszystko.

Nikt już nie pamięta, że okres, gdy oni byli w górach, to nie był łatwy czas. Siedzieli ukryci w bunkrach, unikali oczu konfidentów, nie mogli zostawić po sobie śladów, a przecież jakoś trzeba było przetrwać, wyżywić oddział, pokonać różne przeszkody i trudności. Jeśli ktoś był w górach, to wie, jak łatwo jest w lecie - ale nie zimą. Trzeba wykazać duży hart ducha. Nie ma co więcej o tym opowiadać.

Maciej Pałahicki: Czy pana nie boli, że nie zna miejsca pochówku ojca, nie ma nawet gdzie świeczki mu zapalić?

Mam gdzie pójść, bo sobie idę na cmentarz, świeczkę zapalę i sobie pomyślę o nim. A mnie już od lat tak zwodzą. I tak się to ciągnie. Ja pewnie już tego nie doczekam. Pewnie, że to boli, ale jak nie ma, to nie ma, co zrobić... Już jestem zrezygnowany, żyję bez nadziei.

Maciej Pałahicki: Myśli pan, że oni nadal są żołnierzami wyklętymi? Czy jednak w świadomości ludzi coś się zmieniło?

Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Na pewno coś się zmieniło. Na lepsze, ale co?... Trochę się zmieniło...

Artykuł Syn „bandyty” Józefa Kurasia mówi: My, Polacy, nie szanujemy naszej historii pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>