Jacek Bartyzel – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Jacek Bartyzel – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Prof. Bartyzel: Decyzja o zawetowaniu dwóch ustaw rozbraja bardzo groźną minę https://niezlomni.com/prof-bartyzel-decyzja-o-zawetowaniu-dwoch-ustaw-rozbraja-grozna-mine/ https://niezlomni.com/prof-bartyzel-decyzja-o-zawetowaniu-dwoch-ustaw-rozbraja-grozna-mine/#respond Tue, 25 Jul 2017 12:34:21 +0000 http://niezlomni.com/?p=41665

Decyzję Pana Prezydenta uważam za słuszną zarówno z merytoryczno-prawnego, jak i politycznego, punktu widzenia. Nie jestem prawnikiem, ale po wysłuchaniu argumentów szeregu ludzi kompetentnych uważam, że ustawy te zawierają wiele istotnych uchybień, przede wszystkim zaś zachodzi poważne niebezpieczeństwo, że wpływ na sądownictwo oligarchii takich czy innych, korporacyjnych czy politycznych, zostanie zastąpiony dominacją jednej partii (która zresztą wiecznie rządzić nie będzie).

Moim zdaniem modyfikacje, czy po prostu nowy projekt powinien iść w kierunku przyznania decydującego wpływu na nominacje sędziowskie właśnie prezydentowi RP (nie zaś ministrowi sprawiedliwości), co wzmacniałoby jego ogólną pozycję ustrojową, jako piastuna rzeczywistej władzy zwierzchniej. Nie monopartia, lecz system prezydencki jest właściwym rozwiązaniem przejściowym w drodze do przywrócenia monarchii, bo naród przyzwyczaja się w ten sposób do sytuacji, iż na czele państwa stoi realnie jednostka.

Decyzja o zawetowaniu dwóch ustaw rozbraja bardzo groźną minę podłożoną przez partię anarchii i przewrotu podłożoną nie tylko pod obecny rząd, ale po prostu pod państwo polskie.

Zagraniczne „sprawstwo kierownicze” tej rebelii nie podlega wątpliwości, ale przy tej skali demonstracji, jaka wystąpiła w ostatnich dniach nie można już zgodnie z prawdziwym osądem rzeczy powiedzieć, że na ulice wychodzą tylko „ubecy, sprzedawczycy i lewacy”. Wyprowadzenie na ulicę miliona ludzi jest oczywiście nierealne, ale wcale nie trzeba miliona, aby sprowokować zamieszki i reakcję sił porządkowych, a przypływ demonstrantów jest niewątpliwy.

Kłamliwa propaganda z kraju i zagranicy zrobiła swoje i zdołała otumanić wielu ludzi zasadniczo dobrej woli, którzy szczerze uwierzyli, że chodzi o praworządność, wolność i takie lub inne instytucje uważane za właściwe, jak na przykład fetysz „trójpodziału władz” – i tak fikcyjny, bo przecież legislatura wyłaniająca rząd i egzekutywa wnosząca niemal wszystkie projekty ustaw są ze są splecione, jak bracia syjamscy. Weto prezydenta przekłuwa ten balon demagogii i wypuszcza z niego powietrze.

I chociaż organizatorzy i sponsorzy ulicznych awantur na pewno nie zrezygnują ze swoich zamiarów, to można mieć nadzieję, że ci uczciwi a zbałamuceni ludzie odpłyną teraz od fali rewolucyjnej i sytuacja wróci do punktu wyjścia, to znaczy na ulicy pozostaną tylko kohorty partii zagranicznej, sług Sorosa, Berlina i Brukseli, dyszące żądzą odwetu i przerażone perspektywą rozliczenia ich szwindli partie poprzedniego reżimu i ich mutacje, nienawidzące Polski „michnikoidy” z piątej generacji KPP i skrajnie lewaccy amatorzy rozrób, zachowujący się jak chore na wściekliznę pawiany, ale ta liczbowa reprezentacja nie będzie już groźna i sama się w końcu wypali.

PS. W tych chorych, demokratycznych czasach totalnego upartyjnienia i spersonalizowania polityki koniecznością staje się niestety wyjaśnić, że nigdy nie byłem, ani nie jestem, ani nie zamierzam być politycznym partyzantem Pana Andrzeja Dudy. Przeciwnie: i jego polityczny rodowód (Unia Wolności) i szereg wypowiedzi i posunięć, jak na przykład bezkrytyczne przyjmowanie narracji żydowskiej w rozpatrywaniu historii stosunków polsko-żydowskich, budzi mój niepokój.

Ale Pan Andrzej Duda jest prezydentem RP, więc personifikacją państwa, toteż w chwilach kryzysu zwłaszcza przy nim stoję i stać chcę. I na odwrót: nieformalną władzę Pana Jarosława Kaczyńskiego przyjmuję jako polityczny fakt dany, od którego i obecnie i w pewnej trudnej do określenia przyszłości abstrahować nie można i trzeba ów fakt przyjmować jako stałą niezmienną. Ale właśnie dlatego, że jest to władza nieformalna, nie poczuwam się wobec niej do żadnej lojalności, zaś stosunek do niej może być wyznaczany jedynie wedle kryterium pożytku lub szkody publicznej, jaka z tej władzy płynie i może płynąć.

prof. Jacek Bartyzel (komentarz zamieszczony na Facebooku)

Artykuł Prof. Bartyzel: Decyzja o zawetowaniu dwóch ustaw rozbraja bardzo groźną minę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prof-bartyzel-decyzja-o-zawetowaniu-dwoch-ustaw-rozbraja-grozna-mine/feed/ 0
Prof. Bartyzel i Grzegorz Braun ostrzegają przed możliwą prowokacją 7 maja https://niezlomni.com/prof-bartyzel-i-grzegorz-braun-ostrzegaja-przed-mozliwa-prowokacja-7-maja/ https://niezlomni.com/prof-bartyzel-i-grzegorz-braun-ostrzegaja-przed-mozliwa-prowokacja-7-maja/#respond Tue, 03 May 2016 22:00:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=27288

Zaplanowane na sobotę 7 maja demonstracje KOD i Anty-KOD stwarzają wyjątkowo dogodną okazję do prowokacji.

Zbieżność czasu i tras marszu Komitetu Obrony Demokracji oraz Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę razem z Narodowcami - to może doprowadzić do tragicznych konsekwencji. Przy najlepszej woli organizatorów i największej dyscyplinie uczestników, dojść może do incydentów, które później przedstawiane będą w mediach jako starcia "faszystów" z "obrońcami demokracji" - jako pretekst do zewnętrznej interwencji. Prof. Jacek Bartyzel i Grzegorz Braun wzywają, by tego ryzyka nie podejmować - uczestnicy Mszy Św. za Ojczyznę w katedrze Św. Floriana niech nie przechodzą na lewy brzeg Wisły - to może być "o jeden most za daleko".

Artykuł Prof. Bartyzel i Grzegorz Braun ostrzegają przed możliwą prowokacją 7 maja pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prof-bartyzel-i-grzegorz-braun-ostrzegaja-przed-mozliwa-prowokacja-7-maja/feed/ 0
„Wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” oraz o wierności Bogu, Ojczyźnie, Staremu Prawu i Królowi https://niezlomni.com/wszystko-co-nie-jest-tradycja-jest-plagiatem-oraz-o-wiernosci-bogu-ojczyznie-staremu-prawu-i-krolowi/ https://niezlomni.com/wszystko-co-nie-jest-tradycja-jest-plagiatem-oraz-o-wiernosci-bogu-ojczyznie-staremu-prawu-i-krolowi/#respond Wed, 08 Jul 2015 15:34:40 +0000 http://niezlomni.com/?p=24369

„Wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” – z prof. Jackiem Bartyzelem, historykiem idei, konserwatywnym publicystą, rozmawia Mateusz Rawicz.

MATEUSZ RAWICZ: Czym jest karlizm?

175_karlizmJACEK BARTYZEL: Nazewniczo i w sensie formalnym karlizm (carlismo) to obrona prawowitości dynastycznej, pogwałconej w 1833 roku przez króla Ferdynanda VII z korzyścią dla jego córki Izabeli, a ze szkodą dla jego brata Karola (Don Carlosa). Jednak karlizm jest oczywiście czymś więcej, a mianowicie tradycjonalistyczną (nie „konserwatywną”, albowiem konserwatyzmem w Hiszpanii nazywa się obronę „nowego porządku” liberalnego w jego pierwotnym kształcie, ustanowionego w tym samym roku, wraz uzurpacją i odgórną „rewolucją burżuazyjną”) kosmowizją polityczną, będącą nierozerwalnym splotem czterech pierwiastków: teocentrycznej koncepcji świata i życia wyrażającej się w jedności katolickiej Hiszpanii, jako jej publicznej ortodoksji („w Hiszpanii jest się albo katolikiem, albo niczym”); kontynuacji historycznej jedności Ojczyzny hiszpańskiej, ale w wielości sfederowanych i zachowujących swoją tożsamość królestw, księstw i seniorii (las Españas, a nie la España), a nawet – od czasu konkwisty Nowego Świata – imperialnej, transkontynentalnej i wieloetnicznej Monarquía Hispánica; „wolności konkretnych” – zamiast abstrakcyjnej wolności liberalizmu – rodzin, stanów, wspólnot profesjonalnych, gminnych, lokalnych i regionalnych, istniejących w ich prawach nabytych i samorządzie; monarchii tradycyjnej, czyli chrześcijańskiej, misyjnej, ograniczonej (prawem boskim, naturalnym i historycznym), reprezentacyjnej (przez ciała społeczne, a nie partie), społecznej i prawowitej, zarówno w sensie prawowitości pochodzenia (legitimidad de origen), jak wykonywania władzy (legitimidad de ejercicio). Splot ów wyraża karlistowski „kwadrylemat”: Bóg – Ojczyzna – Stare Prawa – Król (Dios – Patria – Fueros – Rey).

MATEUSZ RAWICZ: Jeden z ideologów przedwojennego polskiego Obozu Narodowego pisał „jesteśmy jak karlizm w Hiszpanii”. Podobieństwa ideowe były aż tak bliskie?
premcarlismoJędrzej Giertych (bo o nim z pewnością tu mowa) był autentycznie zafascynowany karlizmem, z którym zetknął się jako korespondent wojenny w czasie Krucjaty i znalazł w karlistach dusze pokrewne temu, co ożywiało jego pokolenie ruchu narodowego w Polsce, który wszedł naówczas w fazę określaną przez historyków mianem „syntezy narodowo-katolickiej”. Bardzo trafnie także zdefiniował różnicę pomiędzy karlistą (i narodowcem polskim jego pokroju), który jest katolikiem i tradycjonalistą tak samo (by posłużyć się znanym aforyzmem Carla Schmitta), „jak drzewo jest zielone”, to znaczy katolicyzm i tradycjonalizm stanowi esencję jego duszy, bez której nie mógłby istnieć – a falangistą, który jest „mózgowcem”, więc doszedł do (mniej więcej) podobnych poglądów drogą rozumowania, ta zaś może go w innych warunkach doprowadzić do stanowiska zupełnie innego. Wszelako Giertych – w dobrej wierze i zapewne bezwiednie – przeszacowywał podobieństwa, czyniąc to z jednej strony przez (bezpodstawne) bagatelizowanie legitymistycznej komponenty karlizmu, z drugiej zaś – uznając karlizm za ruch nacjonalistyczny. A to jest zupełne nieporozumienie, ponieważ karlizm jest tradycjonalizmem przednowoczesnym, więc również i przednacjonalistycznym; może to zabrzmieć jak paradoks, ale „naród” (nación) dla tradycjonalisty hiszpańskiego to słowo cudzoziemskie i kosmopolityczne, przywleczone za Pireneje przez „sfrancuziałych” (afrancesados) jakobinów i na ostrzu bagnetów napoleońskich. Protokarliści w czasie wojny o niepodległość (1808-1813) i w wojnie domowej z liberałami (1820-1823) wznosili okrzyk: „Niech żyje Religia, śmierć Narodowi!” (¡Viva la Religión, muera la Nación!). Karliści nie są nacjonalistami ani w sensie zrodzonym w epoce rewolucji francuskiej (czyli „narodu obywatelskiego”, zbuntowanego przeciwko królowi), ani w późniejszym sensie narodu etnicznego; znają jedynie różne hiszpańskie ludy (pueblos) mające wspólną wiarę, ojczyznę i króla. Co więcej, karlistą można być nie tylko w Hiszpaniach iberyjskich (łącznie z Portugalią), ale wszędzie tam, gdzie kiedykolwiek panowali najpierw aragońscy, potem zaś ogólno-hiszpańscy królowie z dynastii habsburskiej i wreszcie burbońskiej, więc w Królestwie Neapolu, na Sycylii i Sardynii, w hiszpańskich Niderlandach czy w Franche-Comté (dla karlistów: Franco-Contado), a także oczywiście w Hispanoameryce czy na Filipinach. Karliści mogliby więc znaleźć wspólny język z pokoleniem „młodej endecji” lat 30. (a karlistowscy requetés z żołnierzami NSZ), ale na pewno nie z Popławskim, Balickim i „wczesnym” Dmowskim. Żaden karlista nie napisałby Myśli nowoczesnego Hiszpana; do „nowoczesnych Hiszpanów” karliści strzelali.

750px-Flag_of_Cross_of_Burgundy.svg
MATEUSZ RAWICZ: Karliści wzięli udział w hiszpańskiej krucjacie antykomunistycznej. Jaki był stosunek karlistów do rządów Caudillo, a szczególnie do przekazania przez niego tronu Janowi Karolowi I?

Kiedy w 1937 roku gen. Francisco Franco postanowił skorzystać z modnych w ówczesnej Europie wzorców totalitarnych i mechanicznie zjednoczyć wszystkie siły „narodowe” w podporządkowaną Wodzowi monopartię (partido único), w karlizmie nastąpiło pęknięcie. Bardziej oportunistyczna część karlistów, którym przewodził VII hr. de Rodezno (Tomás Domínguez Arevalo), włączyła się w struktury tzw. Falangi Tradycjonalistycznej, stając się tym samym jednym z sektorów ideowych (tzw. familias políticas) obozu władzy i de facto rozpływając się w nim. Nieuchronną konsekwencją tego było też odejście od dynastycznego legitymizmu i przejście na pozycje zwolenników restauracji pod berłem Jana hr. Barcelony (syna «Alfonsa XIII»), a później – wobec liberalnych ekscesów tegoż – jego syna, Jana Karola (właściwie: Jana Alfonsa), który, jak wiadomo, przyniósł im (i wszystkim autentycznym frankistom) jeszcze sroższy zawód. Karliści „nieprzejednani” (intransigentes) natomiast, którym przewodził charyzmatyczny Manuel Fal Conde, zepchnięci do mniej lub bardziej tolerowanego „nielegalu”, pozostawali cały czas w ostrej opozycji wobec dyktatury personalnej, a po jej upadku oczywiście tym bardziej wobec „ukoronowanej demokracji”. O ich stosunku do «Jana Karola I», nazywanego nie inaczej jak „szef państwa de facto”, świadczy oficjalne oświadczenie Wspólnoty Tradycjonalistycznej po jego zeszłorocznej abdykacji, że nie można abdykować z czegoś (czyli praw do tronu), czego się nie posiada, a jedynie, że uzurpator podał się do dymisji i przeszedł na emeryturę.

MATEUSZ RAWICZ: Na kanwie rozważań o karlistach przywołuje Pan postać Juliusa Evoli, którego więcej z karlizmem dzieliło niż łączyło. Czyżby udało się znaleźć jakieś punkty styczne między karlizmem a wizją świata prezentowaną przez Evolę?
[quote]Karlizm jest tradycjonalizmem tradycji realnej i konkretnej, czyli katolickiej i hiszpańskiej, natomiast tradycjonalizm «integralny» sytuuje się w sferze mitu tzw. Tradizione Primordiale (Pierwotnej), re-konstruowanej z okruchów symboli i mitologemów rozmaitych kultur, religii, metafizyk i teologii, także politycznych. Są to więc koncepcje zupełnie różne. Jest znamienne, że sam Evola, który znał i odwoływał się na przykład do nie-karlisty Donoso Cortesa, karlizmem w ogóle się nie interesował. Natomiast na Evolę zwrócił uwagę, przygotowując włoskojęzyczne wydanie swojej Monarchii tradycyjnej, myśliciel karlistowski Francisco Elías de Tejada, który odrzucając, rzecz jasna, synkretyczny i ezoteryczny „spirytualizm” evoliański, z uznaniem odniósł się do druzgocącej krytyki świata nowoczesnego i w tym sensie traktował go jako ideowego sojusznika.[/quote]
MATEUSZ RAWICZ:Czy Sługa Boży, wybitny architekt, Antonio Gaudí był karlistą?
Antonio Gaudí nie był aktywistą politycznym, tylko artystą, całkowicie poświęconym swojej misji twórczej ad maiorem Dei gloriam. Trzeba też pamiętać, że w akme jego życia karlizm, czyli na przełomie XIX i XX wieku, karlizm przechodził kryzys instytucjonalny (przezwyciężony dopiero na początku lat 30., a więc już po jego śmierci) z powodu dwóch secesji ze Wspólnoty karlistowskiej: najpierw (1886) tzw. integrystów, czyli Partii Katolicko-Narodowej, która zajęła stanowisko indyferentne wobec kwestii prawowitości dynastycznej, następnie (1919) tzw. mellistas, czyli zwolenników głównego teoretyka karlizmu Juana Vazqueza de Melli, który w rodzinnym mieście Gaudiego, czyli w Barcelonie, wygłosił bodaj swoje najważniejsze mowy polityczne. Biorąc poprawkę na jego niemal pustelniczy tryb życia, Gaudí utrzymywał kontakty ze wszystkimi trzema środowiskami i można powiedzieć, że był najświetniejszym reprezentantem hiszpańskiej kultury tradycjonalistycznej swojej epoki.
MATEUSZ RAWICZ:Mottem Pana książki są dwie sentencje „Wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” i „Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”. Jak należy dziś te słowa rozumieć? O jaką Tradycję chodzi?
Nic_bez_Boga._Ni_5553747944610-500x700Oba te motta (autorstwa katalońskiego pisarza Eugenia d’Orsa i brazylijskiego – czarnoskórego! – karlisty Arlinda Veigi dos Santosa) wyrażają podobną myśl, iż jedynie Tradycja (katolicka i hiszpańska) jest autentyczna i rdzenna, to znaczy nie istnieje nic, co by ją poprzedzało, gdyż pierwsza pochodzi od Boga, druga zaś została wytworzona w toku rozwoju historycznego hiszpańskiej wspólnoty. Tradycja winna być zatem zachowywana i przekazywana jako bezcenny depozyt z pokolenia w pokolenie, atoli nieszczęściem Hiszpanii od XVIII wieku jest pojawienie się w niej imitatorów cudzych doświadczeń, a zwłaszcza ideologii, którzy uwierzyli w „czarną legendę” Hiszpanii jako kraju rzekomo zapóźnionego, bo odpornego dotąd na wszystkie rewolucje religijne, polityczne i intelektualne, które dokonały się w Europie nowożytnej (protestantyzm, makiawelizm, absolutyzm, hobbesowski kontraktualizm, zastąpienie prawa naturalnego pochodzenia boskiego „prawami człowieka”, zerwanie z uniwersalizmem przez państwa narodowe), a które w sumie oznaczały kolejne fazy sekularyzacji i zerwania z jednością Christianitas. „Plagiatorzy” i „imitatorzy”, a w konsekwencji zdrajcy Tradycji, to wszyscy ci, którzy próbują Hiszpanię – mówiąc słowami Podkomorzego z Pana Tadeusza – „cywilizować i europeizować” podług kolejnych mód europejskich: oświeconego despotyzmu w wieku XVIII, liberalizmu i pozytywizmu w wieku XIX, socjalizmu, komunizmu, faszyzmu, chadecji, technokratyzmu i demoliberalizmu w wieku XX oraz jeszcze nowszych ideologii „ponowoczesnych” w wieku XXI. Karlizm jest oporem wobec tych wszystkich imitacji tak bezkompromisowym, że jeden z anglosaskich historyków nazwał go „maniakalnym antymodernizmem”. W istocie, karlizm odrzuca i ma w pogardzie wszystkie „wartości europejskie”. Jak powiedział jeden z jego wybitnych reprezentantów w XIX wieku, Antonio Aparisi – „gdyby karlizm umarł, Hiszpania naszych ojców umarłaby razem z nim”. Tragizm współczesnego karlizmu polega na tym, że jako „ostatnia rezerwa duchowa” tradycyjnego katolicyzmu w tym kraju, „tradycjonalistyczna arystokracja katakumb” (jak w zeszłym roku oświadczył historyk i socjolog Javier Barraycoa), jeszcze istnieje w „nuklearnej” i nieco „profesorskiej” (a nie, jak kiedyś, ludowej) postaci, ale „Hiszpania ojców” wydaje się być już martwa.

Źródło: tygodnik Nasza Polska

Jacek Bartyzel, Nic bez Boga, nic wbrew Tradycji. Kosmowizja polityczna tradycjonalizmu karlistowskiego w Hiszpanii, Wyd. Von Borowiecky.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł „Wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” oraz o wierności Bogu, Ojczyźnie, Staremu Prawu i Królowi pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wszystko-co-nie-jest-tradycja-jest-plagiatem-oraz-o-wiernosci-bogu-ojczyznie-staremu-prawu-i-krolowi/feed/ 0
Do dorobku tego środowiska nawiązywały ruchy polityczne na całym świecie https://niezlomni.com/do-dorobku-tego-srodowiska-nawiazywaly-ruchy-polityczne-na-calym-swiecie/ https://niezlomni.com/do-dorobku-tego-srodowiska-nawiazywaly-ruchy-polityczne-na-calym-swiecie/#respond Mon, 04 Aug 2014 16:28:45 +0000 http://niezlomni.com/?p=20170

Bartyzel,-Gora-Szopinski_okNiewiele było prawicowych środowisk politycznych w XX wieku, których wpływ ideowy byłby tak szeroki jak Action Francaise. Nie tylko wpłynęła na poglądy dwóch wybitnych prezydentów Francji, Charlesa de Gaulle’a i Francoisa Mitteranda, ale była popularna poza Francją.

Do dorobku Akcji Francuskiej, założonej i kierowanej przez Charlesa Maurrasa (1868-1952) nawiązywały ruchy polityczne na całym świecie, nawet w krajach nienależących do cywilizacji łacińskiej, w państwach arabskich, afrykańskich czy azjatyckich.

Nawiązywano do niego również w Polsce, nacjonalizm integralny cieszył się popularnością wśród części młodej endecji, ale też i konserwatystów czy monarchistów, fascynowali się nim m.in. Stanisław Cat Mackiewicz czy Adolf Bocheński.

Jacek Bartyzel, Dariusz Góra-Szopiński red., Nacjonalizm a konserwatyzm i monarchizm. Action Francaise i jej promieniowanie, Wyd. A. Marszałek, Toruń.

 

Artykuł Do dorobku tego środowiska nawiązywały ruchy polityczne na całym świecie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/do-dorobku-tego-srodowiska-nawiazywaly-ruchy-polityczne-na-calym-swiecie/feed/ 0
Polski rząd nie zareagował na apel Watykanu o pomoc dla meksykańskich katolików. Oraz o politycznej poprawności w filmie Cristiada https://niezlomni.com/polski-rzad-nie-zareagowal-na-apel-watykanu-o-pomoc-dla-meksykanskich-katolikow-oraz-o-politycznej-poprawnosci-w-filmie-cristiada/ https://niezlomni.com/polski-rzad-nie-zareagowal-na-apel-watykanu-o-pomoc-dla-meksykanskich-katolikow-oraz-o-politycznej-poprawnosci-w-filmie-cristiada/#respond Fri, 27 Dec 2013 14:35:01 +0000 http://niezlomni.com/?p=4776

cristiadaMATEUSZ RAWICZ: - Panie Profesorze, duże uznanie u polskich widzów zdobył film „Cristiada”. Na ile jest to obraz przekazujący prawdę historyczną, a na ile fikcję?
JACEK BARTYZEL: - Film Wrighta jest oczywiście życzliwy cristeros (którzy zresztą na to zasługują), ale nie ma w nim natrętnej i niezgodnej z prawdą propagandy; nie ukrywa też ciemniejszych epizodów, których nie brakuje w żadnym ludzkim przedsięwzięciu, jak podpalenia pociągu z przygodnymi pasażerami w środku przez księdza J. Reyesa Vegę czy nierycerski strzał w plecy bezbronnego żołnierza oddany przez słynnego El Catorce („Czternastkę”), czyli Victoriana Ramíreza.

[caption id="attachment_4778" align="alignleft" width="225"]Plutarco_elias_calles Plutarco Elías Calles[/caption]

Niemniej, prócz pewnych faktograficznych nieścisłości, budzi on niemało wątpliwości co do interpretacji zdarzeń, która (pomimo przedstawienia grozy zdarzeń) idzie w kierunku złagodzenia ich sensu w duchu politycznej, i niestety także eklezjalnej, „poprawności”. Wyjdźmy tu od samego początku filmu, który zaczyna się wyświetleniem tekstu zawierającego zdumiewający eufemizm, iż „niepewne relacje” pomiędzy rządem Meksyku a Kościołem katolickim pogorszyły się, kiedy prezydent Plutarco Elías Calles wydał restrykcyjne prawa antyklerykalne. W rzeczywistości, cały okres zarówno rewolucji, jak i jej „instytucjonalizacji” po uchwaleniu w 1917 roku nowej konstytucji, znaczony jest nie „niepewnością”, lecz fizyczną przemocą – mordami księży i świeckich katolików, wypędzaniem biskupów, zamachami bombowymi na świątynie oraz drakońskim ustawodawstwem antykatolickim (nieraz wręcz absurdalnym, jak zakaz całowania kapłanów rękę).

Cała różnica pomiędzy Callesem a jego poprzednikami, jak generałowie – prezydenci: Venustiano Carranza czy Álvaro Obregon, sprowadza się do tego, że tamci w pewnym momencie cofali się (z różnych, dość zawikłanych powodów) przed ostatecznymi konsekwencjami, natomiast Calles poszedł o „jeden most dalej”, wprowadzając do kodeksu karnego przepisy wykonawcze do nie w pełni stosowanego dotąd prawa. Całe polityczne podłoże wojny wydanej przez meksykański rząd Kościołowi sprowadzone jest więc w filmie wyłącznie do cech osobowościowych jednego człowieka, który znalazł się na szczycie władzy. Film nie zawiera nawet najmniejszej aluzji do ideologicznego oblicza ani samego Callesa, ani establishmentu rewolucyjnego państwa; ani razu nie padają w nim takie słowa, jak liberał, jakobin czy socjalista, a przecież tak właśnie określali się meksykańscy rewolucjoniści.

[quote]Jeszcze bardziej znamiennym przemilczeniem jest uniknięcie wskazania głównej nadrzędnej siły sprawczej wojny z Kościołem, czyli masonerii, do której należeli wszyscy bez wyjątku funkcjonariusze reżimu, która spajała wszystkie frakcje obozu rewolucyjnego – od liberałów, poprzez jakobinów i socjalistów (jak sam Calles), aż po elementy wprost bolszewizujące – i która wreszcie, co najważniejsze, zupełnie nie ukrywała swojego autorstwa programu zniszczenia Kościoła, jawnie się tym chlubiąc.[/quote]

[caption id="attachment_4779" align="alignleft" width="225"]Anacleto González Flores Anacleto González Flores[/caption]

Innego rodzaju zastrzeżenia, lecz równie poważnej natury, musi budzić przedstawienie w filmie sylwetki jednego z głównych (i autentycznych) „bohaterów pozytywnych”, czyli bł. Anakleta Gonzaleza Floresa. To, że ta świetlana postać odmalowana jest wręcz „na kolanach”, nie zmienia faktu interpretacyjnego fałszu. Anacleto González Flores – wybitny intelektualista i sprawny organizator zarazem, założyciel Zjednoczenia Ludowego w stanie Jalisco, autor strategii bojkotu ekonomicznego reżimu, ale również drugi szef polityczny powstania – zaprezentowany został w filmie jako ideologiczny pacyfista, programowo przeciwny walce zbrojnej. Mówi on: „musimy znaleźć pokojowe rozwiązanie, nie będziemy walczyć”, a już po jego śmierci jedna z bohaterek należących do wspomagających cristeros Brygad św. Joanny d’Arc wypowiada stereotypowy frazes pacyfistyczny: „Anacleto miał rację, przemoc prowadzi donikąd”. U podstaw tej interpretacji leży bez wątpienia autorytet naukowego konsultanta filmu, którym był prof. Jean Meyer. Ów francuskiego pochodzenia, lecz związany z Meksykiem, historyk jest bez wątpienia wybitnym uczonym, bodaj najlepszym znawcą historii Kościoła w tym kraju, ale ma również swoje osobiste poglądy, które w wypadku bł. Anakleta wyraził w biografii zatytułowanej znamiennie: „człowiek, który chciał być meksykańskim Gandhim”.

Błąd jego interpretacji polega na wyciągnięciu fałszywych konkluzji z prawdziwego faktu, tj. stosowania taktyki oporu cywilnego, dopóki istnieje nadzieja, że może on przynieść pozytywne rezultaty. Ale pokojowy opór (resistencia pacífica) przeciwko opresorom Kościoła, który wybrał zrazu i organizował Anacleto, nie miał nic wspólnego z ideologią pacyfistyczną, lecz wypływał z nauki moralnej Kościoła, która w walce z tyranią nakazuje wypróbować najpierw wszystkie środki pokojowe (i legalne). Jako doskonały znawca tomizmu González Flores kierował się także wskazówkami Akwinaty, który uczył, że opór czynny jest moralnie dozwolony wówczas, kiedy odpowiedzialność za jego skutki weźmie jakiś autorytet publiczny i kiedy roztropna analiza sytuacji wskaże realne szanse powodzenia takiego oporu. Dopóki, wobec dysproporcji sił, takiej szansy nie widział, powstrzymywał wybuch powstania, lecz kiedy ono i tak spontanicznie wybuchło, i kiedy biskupi dali na nie, acz w ostrożny i warunkowy sposób, przyzwolenie, Anacleto nie wahał się przystąpić do niego i stanąć na jego czele, jak prawdziwy żołnierz Kościoła Wojującego, którego pisma (na czele z Plebiscytem męczenników) także dowodzą, że był człowiekiem walki z szatańską trójcą, jak pisał, wrogów katolicyzmu: protestantyzmem, masonerią i rewolucją.

Jednak najpoważniejsze ze wszystkich zastrzeżenie trzeba zgłosić wobec ostatniej sceny filmu, będącej przecież kodą zawierającą przesłanie twórców do widzów. Oto, z udekorowanego kościoła wychodzą odświętnie ubrane dzieci, zapewne po Pierwszej Komunii, i wyświetlany jest napis informujący, iż dzięki zawartym układom (arreglos) biskupów z rządem kościoły w całym Meksyku zostały otwarte, a następny napis, na obrazku w sepii, informuje o beatyfikacji męczenników przez Benedykta XVI w 2005 roku. Przesłanie to jest więc hiperoptymistyczne, i widz musi wyjść z kina z przekonaniem, że chociaż meksykańscy katolicy cierpieli strasznie, to jednak ofiara męczenników i bohaterstwo cristeros nie poszły na marne, bo wszystko skończyło się dobrze.

Reasumując można powiedzieć, że religijny sens cristiady został tu poddany dyskretnej i subtelnej na ogół obróbce w duchu „posoborowym”. Przesłanie encykliki Quas primas o społecznym królowaniu Chrystusa – które wyznaczało sens cristiady – zostało tu przefiltrowane przez „ducha” deklaracji o wolności religijnej Dignitatis humanae. Cristeros nie walczyli jednak o to – a przynajmniej nie tylko o to – aby rząd zezwolił katolikom na wyznawanie ich wiary bez obawy prześladowań; nie walczyli o „rząd demokratyczny”, który zagwarantuje swobodę wyznawania religii, tym bardziej jakiejkolwiek – to była co najwyżej indywidualna pozycja gen. Enrique’a Gorostiety, cristero agnostico, który dopiero przechodził przemianę duchową w toku walki – lecz o rząd katolicki.

cristiada2Celem cristeros było zmiecenie z powierzchni ziemi bezbożnej, masońskiej tyranii i ponowne złożenie Meksyku pod stopy Chrystusa Króla, tak jak było za czasów kolonialnej Nowej Hiszpanii i jeszcze na początku niepodległego Meksyku, którego konstytucja stanowiła, że jego religią publiczną jest i będzie religia katolicka, apostolska i rzymska. Jednoznacznie świadczy o tym Konstytucja Cristeros z 1 stycznia 1928 roku, w której pierwszym artykule „naród meksykański uznaje i składa hołd Bogu Wszechmogącemu i Najwyższemu Stwórcy Wszechświata” oraz postanawia, że najwyższą władzę w Meksyku będzie sprawował Chrystus Król. W obrazie Wrighta rozbrzmiewa nieustannie ów piękny okrzyk: ¡Viva Cristo Rey!, ale skoro nie artykułuje on owego celu, to traci swoją substancjalną treść; wyraża jedynie to, że Chrystus króluje w sercach powstańców, tymczasem oni bili się o to, aby On królował też w meksykańskim państwie, w jego ustawach i urzędach, w szkołach i we wszystkich aktach publicznego hołdu.

- Poleciłby Pan ten film widzom?
- Pomimo powyższych krytycznych uwag Cristiadę sam obejrzałem, jeszcze przed jej oficjalnym wejściem do dystrybucji, dwukrotnie i muszę od razu wyznać, że jest to film, do którego z pewnością będę pragnął powracać. Pewne nierówności dramaturgiczne czy zmienność konwencji gatunkowych nie zmienia ogólnego wrażenia, że jest to obraz mocny, po wielokroć wstrząsający wręcz, zachwycający rozmachem scen batalistycznych, urodą plenerów, umiejętnym operowaniem kontrastami światła i mroku, starannością detalu kostiumów i rekwizytów – i oczywiście wybornym aktorstwem takich renomowanych gwiazd, jak Andy García, Eva Longoria, Peter O’Toole, Eduardo Verástegui czy Rubén Blades. Rewelacyjny jest także debiutant Maurizio Kuri, jako najmłodszy męczennik cristiady, 14-letni José Sánchez del Río. Jego Via Crucis po ziemi posypanej solą, którą musi przemierzać stopami obdartymi ze skóry, to scena dorównująca Pasji Mela Gibsona, i trudno powstrzymać łzy, oglądając męczeństwo tego dziecka i jego heroiczną wierność do końca.

- W polskiej kulturze temat prześladowań wiary w Meksyku jest mało znany. Przybliża go m.in. Melchior Wańkowicz w zbiorze reportaży „W kościołach Meksyku” i Graham Greene w powieści „Moc i chwała”.
- To prawda, lecz trzeba zaznaczyć, że kiedy rozgrywały się te dramatyczne wydarzenia, to budziły one w Polsce żywe i współczujące zainteresowanie opinii katolickiej. Świadectwem tego są nie tylko reportaże Wańkowicza, ale równie inne opracowania, także tłumaczone, jak A. Bora Prześladowanie Kościoła katolickiego w Meksyku, O męczeńskim Meksyku czy o. A. Dragona SJ Za Chrystusa Króla. Żywot ks. Michała Augustyna Pro SJ.

[quote]Mało znanym, a przykrzejszym faktem jest natomiast to, że kiedy Stolica Apostolska zwróciła się poufnie do rządu polskiego z prośbą o wywarcie nacisku kanałami dyplomatycznymi na władze meksykańskie celem odstąpienia od ich drakońskiej polityki, nasz MSZ nie wykazał zainteresowania tą kwestią.[/quote]

(…)

Fragment wywiadu z prof. Jackiem Bartyzelem, który ukazał się w najnowszym, 69. numerze Frondy

Artykuł Polski rząd nie zareagował na apel Watykanu o pomoc dla meksykańskich katolików. Oraz o politycznej poprawności w filmie Cristiada pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polski-rzad-nie-zareagowal-na-apel-watykanu-o-pomoc-dla-meksykanskich-katolikow-oraz-o-politycznej-poprawnosci-w-filmie-cristiada/feed/ 0
Zakazana historia pewnego powstania. Do dziś – od blisko 90 lat – prawda o nim jest niewygodna https://niezlomni.com/zakazana-historia-pewnego-powstania-do-dzis-od-blisko-90-lat-prawda-o-nim-jest-niewygodna/ https://niezlomni.com/zakazana-historia-pewnego-powstania-do-dzis-od-blisko-90-lat-prawda-o-nim-jest-niewygodna/#respond Sat, 23 Nov 2013 12:57:27 +0000 http://niezlomni.com/?p=2013

cristero-rebels- Masoneria w Meksyku chciała zniszczyć Kościół katolicki – o walce meksykańskich katolików w obronie Wiary z prof. Jackiem Bartyzelem, historykiem idei, konserwatywnym publicystą, rozmawia Mateusz Rawicz.

MATEUSZ RAWICZ: - Pańska najnowsza książka, „Krzyż pośrodku Księżyca”, poświęcona jest walce katolików z siłami antykatolickimi w XX-wiecznym Meksyku. To mało znany w Polsce temat. Kiedy zaczęły się prześladowania meksykańskich katolików?
JACEK BARTYZEL:
- Wraz z uchwaleniem 5 II 1917 r. konstytucji rozpoczęła się instytucjonalizacja antykatolickiego terroru, od wybuchu Rewolucji Meksykańskiej w 1910 r. w zasadzie spontanicznego.

Do najbardziej restrykcyjnych postanowień zaliczyć należy nauczanie laickie w szkołach wszelkiego typu, zakaz zakładania i kierowania szkołami podstawowymi zakonom lub kapłanom, zakaz składania ślubów zakonnych, zakaz wszelkich aktów kultu poza świątyniami, pozbawienie Kościoła wszelkiej własności nieruchomej, łącznie ze świątyniami, które stawały się własnością państwa i mogły być jedynie udostępniane – pod nadzorem urzędników – na potrzeby „ministrów kultu” i wiernych, a przede wszystkim pozbawienie osobowości prawnej wszelkich „ugrupowań religijnych, nazywanych kościołami”.

- Jak mieli być traktowani „ministrowie kultu”?
JACEK BARTYZEL: 
- Jako indywidualne osoby, wykonujące swój zawód i poddane prawom bezpośrednio ich dotyczącym, co oznaczało m.in. reglamentację liczby duchownych przez legislatury stanowe, zakaz zbiorowego uczestnictwa przez kapłanów w jakichkolwiek zgromadzeniach, nawet prywatnych, oraz uprawiania „propagandy religijnej”, a nawet krytykowania „praw fundamentalnych kraju i jego władz”.

[quote]Księżą zostali pozbawieni biernego i czynnego prawa wyborczego oraz prawa spadkobrania testamentowego. Wydawnictwom religijnym zakazano komentowania krajowych wydarzeń politycznych oraz informowania o aktach władz państwowych, w szczególności tych, które dotyczą bezpośrednio funkcjonowania instytucji publicznych. Zakazano też tworzenia ugrupowań politycznych oraz stowarzyszeń (w tym związków zawodowych), których sama nazwa lub jakakolwiek pośrednia wskazówka mogłaby odnosić się do jakiegokolwiek wyznania religijnego. Z formalno-prawnego punktu widzenia Kościół katolicki przestawał w świetle nowej konstytucji istnieć.[/quote]

- Nie zaniechano też terroru fizycznego wobec katolików…
JACEK BARTYZEL:
[quote]- „Wyspecjalizowały” się w nim masońska Antyklerykalna Federacja Meksykańska oraz Regionalna Konfederacja Robotników Meksykańskich. Ich dziełem była seria zamachów bombowych, w tym na największą świętość katolików meksykańskich – sanktuarium w Guadalupe. Na przykład przez wzgląd na opinie międzynarodową. Nie cofnął się przed nimi dopiero prezydent Plutarco Elías Calles, który wydał drakoński dekret reformujący kodeks karny, zawierający nie tylko przepisy wykonawcze do wspomnianych artykułów konstytucji, ale jeszcze wprowadzający dodatkowe obostrzenia, jak zakaz noszenia stroju duchownego poza murami kościołów czy nałożenie na księży obowiązku zarejestrowaniania się przed władzami cywilnymi, jako warunku „wykonywania zawodu”. Intencję tych posunięć wyraził minister spraw wewnętrznych w rządzie Callesa – gen. Sixto Adalberto Tejeda słowami: „Chwyciliśmy Kościół za gardło i zamierzamy go udusić”.[/quote]

cristiada- Katolicy odpowiedzieli na prześladowania powstaniem. Czy cristiada przyniosła efekty?
- Nie od razu, bo najpierw – zgodnie z zasadami katolickiej nauki społecznej, których szczególnie gorliwym wyznawcą był jeden z liderów katolików meksykańskich, późniejszy męczennik cristiady, bł. Anacleto González Flores, wykorzystano wszystkie możliwości oporu cywilnego, z bojkotem ekonomicznym włącznie.

Cristiada wybuchła spontanicznie latem 1926 roku, ale od 1 I 1927 kontrolę polityczną przejęła nad nią Narodowa Liga Obrony Wolności Religijnej, mająca także błogosławieństwo Episkopatu. Wbrew oczekiwaniom Callesa, który nie ukrywał przed biskupami, że chce sprowokować powstanie zbrojne, licząc na jego łatwe zduszenie, guerra cristera rozwijała się pomyślnie dla powstańców, zwłaszcza od czasu kiedy na czele cristeros stanął – najpierw wynajęty przez Ligę, z czasem jednak głęboko zaangażowany moralnie w walkę – najzdolniejszy ówczesny generał meksykański Enrique Gorostieta, który przekształcił luźne oddziały partyzanckie w zdyscyplinowaną armię.

Niestety, akurat wtedy, gdy powstańcy osiągali coraz większe sukcesy, dwaj ugodowo nastawieni biskupi – Leopoldo Ruiz y Flores oraz Pascual Díaz – zawarli (zresztą z aprobatą papieża Piusa XI) z przerażonym biegiem zdarzeń Callesem tzw. arreglos (czyli układy).

- Co zawierały układy?
JACEK BARTYZEL: - Sens układów sprowadzał się do bliżej niesprecyzowanych obietnic niestosowania najbardziej drakońskich przepisów antykatolickich (jako ponoć „źle zrozumianych”) przez rząd, ale za to bezwzględnej konieczności złożenia broni przez powstańców. Zostali oni postawieni w sytuacji bez wyjścia, bo odmowa groziła im ekskomuniką kościelną, co było szczególnie bolesnym paradoksem, zważywszy, że celem powstańców było realizacja programu papieża Piusa XI z encykliki „Quas primas”, czyli ustanowienie Chrystusa Królem Meksyku.

[quote]Po złożeniu broni natychmiast wymordowano około 5000 powstańców, w tym 500 dowódców, czyli „modus vivendi” okazał się – jak się wyraził przeciwny układom bp José Manríquez y Zárate – „modus moriendi”.[/quote]

- Po niedotrzymaniu przez władze przyrzeczeń wybuchła druga cristiada.
JACEK BARTYZEL: - W latach 30. sytuacja uległa jeszcze większemu pogorszeniu niż za rządów Callesa, który zresztą faktycznie nadal rządził, sprawując „nadprezydenturę” jako „Najwyższy Szef Rewolucji Meksykańskiej”, jako, że Rewolucja z fazy liberalnej weszła w socjalistyczną.

[quote]Jej szczytową fazą było wprowadzenie 12 XII 1934 do treści art. 3 Konstytucji postanowienia, że edukacja państwowa – na wszystkich szczeblach, łącznie z uniwersyteckim – będzie odtąd miała charakter socjalistyczny, co zdefiniowano jako wykluczenie wszelkich doktryn religijnych, zwalczanie fanatyzmu i uprzedzeń oraz wytwarzanie w umysłach młodzieży racjonalnej koncepcji Wszechświata. Obowiązkowej ateizacji szkolnej towarzyszyły powszechne „kampanie defanatyzacyjne” oraz „chrzty socjalistyczne”, a w stanie Tabasco, gdzie rządził „wróg Boga i alkoholu” Tomás Garrido Canabal wprowadzono oficjalny kult masoński. Zorganizowane przez niego bojówki „Czerwonych Koszul” mordowały księży i strzelały do wiernych wychodzących z kościołów, a w niektórych stanach (jak Tabasco czy Veracruz) nawet kult został całkowicie zakazany.[/quote]

cristiada-2

Taki stan rzeczy trwał aż do 1938 roku. Nawet niefortunny współautor arreglos, abp P. Díaz pisał do papieża, że Kościół w Meksyku umiera. Reakcją na to była tzw. druga cristiada, nazywana zresztą po prostu „drugą” (la segunda), z rzeczownikiem jedynie domyślnym, ponieważ nie miała ona już wsparcia ze strony Kościoła, a Ligę Obrony Wolności Religijnej zmuszono do rezygnacji z przymiotnika „Religijna”. Na czele „la segunda” stał gen. Aurelio Azevedo, zaś jej politycznym liderem był „intelektualista cristero”, markiz Miguel Palomar y Vizcarra, który zresztą – to ciekawostka dla polskiego czytelnika – negocjował z rządem polskim dostawę karabinów i amunicji dla powstańców. To powstanie miało już znacznie mniejszy zasięg liczbowy i terytorialny, więc nie miało szans na zwycięstwo, niemniej „ostatni cristero”, Federico Vázquez został zastrzelony dopiero pod koniec 1941 r.

[caption id="attachment_2017" align="alignleft" width="335"]Katolicy wymordowani przez siły rządowe Katolicy wymordowani przez siły rządowe[/caption]

- W 1937 r. doszło do powstania Narodowego Związku Synarchistycznego…
JACEK BARTYZEL: - Narodowy Związek Synarchistyczny (Unión Nacional Sinarquista), założony oficjalnie 23 V 1937 w stolicy stanu Guanajuato – León, został wyłoniony ze sekcji 11 (obywatelsko-społecznej) podziemnej organizacji katolickiej (kontrolowanej przez Episkopat za pośrednictwem wydelegowanych jezuitów) pod nazwą Baza. Autorem tej niecodziennej nazwy – greckiego neologizmu „synarchizm” będącego antonimem do „anarchii”, i oznaczającego „z władzą, z autorytetem” był prof. Ceferino Sánchez Hidalgo.

- Jaki był cel synarchistów?
JACEK BARTYZEL: - Kontynuacja walki o przekształcenie Meksyku w Państwo Katolickie, ale metodami cywilnymi: samoorganizacja, edukacja (w tym tajne nauczanie religijne dzieci i młodzieży), formacja duchowa i intelektualna, zdyscyplinowanie i umundurowanie (ale bez broni), przemarsze i demonstracje, co oznaczało gotowość na męczeńską śmierć. Była ona zresztą udziałem wielu synarchistów, w tym założyciela organizacji – „pierwszego męczennika” – José Antonia Urquizy. Ten heroiczny-mistyczny etos synarchizmu wyrażał w szczególności jego najwybitniejszy przywódca i szef w latach 1940-1941 – Salvador Abascal Infante.

- Jaki charakter ideowo-polityczny miała ta organizacja?
JACEK BARTYZEL: - W sensie ideowym synarchizm można określić jako ruch kontrrewolucyjny, ultrakatolicki, hispanistyczny, autorytarny, nacjonalistyczny i tradycjonalistyczny. Wykazuje on największe pokrewieństwo do hiszpańskiej Falangi i karlizmu, a z drugiej strony do prawosławnego, rumuńskiego Legionu Michała Archanioła.

- Była to organizacja masowa?
JACEK BARTYZEL: - Synarchizm, założony przez 137 osób, rozwijał się błyskawicznie i swoje apogeum osiągnął w 1942 roku, kiedy liczbę jego członków szacuje się nawet na 560 000, co oznacza, że do UNS należał co 16 dorosły mieszkaniec Meksyku.

[quote]Wywołało to oczywiście panikę wśród sfer rządowych, które wszystkimi dostępnymi środkami zaczęły „bronić demokracji” przed „faszystowskim zagrożeniem”.[/quote]

Niestety, w 1944 roku doszło w ruchu do rozłamu, na podwójnym tle: stosunku do Stanów Zjednoczonych, które tradycyjnie wrogie meksykańskiemu katolicyzmowi nagle zaczęły prezentować się jako „dobry sąsiad”, oraz kurateli Kościoła nad ruchem, którego szeregowi uczestnicy nie mieli pojęcia, ze jest on kierowany przez tajną organizację, kontrolowaną przez Episkopat. Od tego czasu istnieją dwie organizacje występujące pod tą samą nazwą, z których jedną potocznie nazywa się „niezależną” od Kościoła, drugą zaś „dysydencką”. Druga z nich, bliższa zasadom pierwotnym ruchu, przestała praktycznie istnieć w 2008 r., pierwsza natomiast spadła do poziomu około 50 tysięcy członków, nadto zaś legła ideologicznej transformacji w kierunku chadeckim, a następnie lewicowo-komunitarystycznym.

- Temat prześladowań katolików meksykańskich został przedstawiony w filmie Cristiada. Czy zgodnie z rzeczywistością?
JACEK BARTYZEL:
[quote]- Film Deana Wrighta jest piękny i poruszający, zwłaszcza w obrazach męczeństwa, takich jak 14-letniego José Sancheza del Río. Niestety, nie jest to historia całkiem prawdziwa, brakuje na przykład zarysowania ideologicznego, masońsko-liberalnego tła prześladowań Kościoła, przez co niezorientowany widz może odnieść wrażenie, że wszystko sprowadza się do psychopatycznej osobowości prezydenta Callesa. Bardzo poważnym dysonansem jest zwłaszcza ostatnia scena filmu i towarzyszący jej tekst – ów obraz dzieci wychodzących radośnie z otwartego kościoła, co sugeruje – niestety nieprawdziwie, że cristeros wygrali, a pośrednio usprawiedliwia owe nieszczęsne układy zawarte przez biskupów.[/quote]

Rozmawiał Mateusz Rawicz, wywiad ukazał się w tygodniku Nasza Polska nr 14 (909) z 2 IV 2013 r.

[caption id="attachment_2014" align="alignleft" width="300"]Jacek Baryzel Jacek Baryzel[/caption]

Kim jest Profesor Jacek Bartyzel?
To historyk idei, filofor polityki, autor wiele artykułów naukowych i książek. Ostatnio ukazała się jego książka „Krzyż pośrodku Księżyca. Historia i ideario meksykańskiego synarchizmu oraz katolickiej organizacji podziemnej El Yunque (1932-2012)”.

„Cristiada” to najdroższa produkcja w historii meksykańskiego kina. W głównych rolach wystąpili znani aktorzy, m.in. Andy Garcia, Eva Longoria czy Peter O’Toole. Film opowiada o walce meksykańskich katolików z masońskim rządem, prześladującym wiarę i dążącym do zniszczenia Kościoła katolickiego. Światowa premiera filmu odbyła się 20 kwietnia 2012 r., jednak polska premiera, ze względu na blokowanie dystrybutorów filmu, odbyła się dopiero 5 kwietnia.cristiada

Artykuł Zakazana historia pewnego powstania. Do dziś – od blisko 90 lat – prawda o nim jest niewygodna pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zakazana-historia-pewnego-powstania-do-dzis-od-blisko-90-lat-prawda-o-nim-jest-niewygodna/feed/ 0
Czy Kościół powinien ingerować w politykę? Ciekawe spotkanie we Wrocławiu https://niezlomni.com/czy-kosciol-powinien-ingerowac-w-polityke-ciekawe-spotkanie-we-wroclawiu/ https://niezlomni.com/czy-kosciol-powinien-ingerowac-w-polityke-ciekawe-spotkanie-we-wroclawiu/#respond Wed, 16 Oct 2013 22:12:47 +0000 http://niezlomni.com/?p=232

Jacek-Bartyzel
W czasach kwestionowania roli Kościoła w życiu publicznym dokonywane przez samozwańcze autorytety moralne warto zastanowić się nad tą kwestią. Świetną okazją będzie spotkanie we Wrocławiu w Hotelu Tumskim, zorganizowane przez klub Polonia Christiana, z profesorem Jackiem Bartyzelem zatytułowane: "Czy Kościół powinien ingerować w politykę?".

Kim jest Jacek Bartyzel? To profesor w Instytucie Politologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, historyk myśli politycznej, publicysta i działacz społeczny. W latach 70. ubiegłego wieku członek ROPCiO, od 1979 r. współzałożyciel i rzecznik Ruchu Młodej Polski. Internowany podczas Stanu Wojennego. Prezes Klubu Konserwatywnego w Łodzi, członek Kapituły Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza.

Profesora Bartyzela przede wszystkim warto słuchać i czytać. Dlatego gorąco rekomendujemy wrocławskie spotkanie, w przyszłą sobotę.

Artykuł Czy Kościół powinien ingerować w politykę? Ciekawe spotkanie we Wrocławiu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-kosciol-powinien-ingerowac-w-polityke-ciekawe-spotkanie-we-wroclawiu/feed/ 0