I Wojna Światowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png I Wojna Światowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/ https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/#respond Fri, 22 Dec 2017 07:47:04 +0000 https://niezlomni.com/?p=45608

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku - pisze Boris Akunin.

Randez-vous zostało wyznaczone na wpół do pierwszej w Księgarni Żeglarskiej, w Alei Admiralicji. Zgodnie z profesjonalnym nawykiem Josef von Teofels zastosował zwykłe środki ostrożności.

Najpierw dwukrotnie przejechał obok dwiema różnymi dorożkami, potem przesiedział pół godziny z gazetą w Parku Aleksandrowskim, obok Przewalskiego i wielbłąda, z daleka obserwując wejście do księgarni i wchodzących tam ludzi. Nie zauważył nic podejrzanego.

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku.

Na dziesięć minut przed umówioną godziną, udając klienta, do księgarni wszedł jeden ze współpracowników piotrogrodzkiej siatki agenturalnej o pseudonimie „Niuchacz”. Miał sprawdzić wszystkie trzy sale i niby to przez pomyłkę zajrzeć do wszystkich pomieszczeń na zapleczu. Jak stwierdzi, że jest czysto, wychodząc na ulicę, upuści i podniesie melonik. Co też uczynił.
Wszystko w porządku. Można iść.

Zepp doczytał w „Nowym Czasie” zajmujący artykulik o powszechnej trzeźwości narodu rosyjskiego, będącej rezultatem prohibicji. Niespiesznie odłożył gazetę, przeciągnął się. Jak smakosz napawał się czekającą go przyjemnością.

Przez ostatnie dwa miesiące Teofels był poddany tak zwanej hibernacji — a mówiąc zwyczajnie, po prostu zbijał bąki: pracował jako buchalter w stoczni remontowej w Twierdzy Szwedzkiej w Helsinkach, która to twierdza nie miała żadnego znaczenia strategicznego. W takiej dziurze jeden z najważniejszych asów wywiadu niemieckiego nie miał zupełnie nic do roboty. Za sprawą bezczynności i ciężkiego fińskiego jedzenia Zepp przytył pięć kilogramów.

Podczas wojny nikt specjalistom tej klasy nie organizuje wakacji bez przyczyny. Majora od dawna szykowano do jakiegoś szczególnie ważnego zadania, ale przedtem postanowiono poddać go kwarantannie. Albo może tam u nich, na górze, nie wszystko jeszcze zdążyli przygotować.

Teofels — dobrze to o sobie wiedział — miał jedną jedyną, jednak istotną dla wywiadowcy wadę: brakowało mu cierpliwości. Jego żywy jak rtęć temperament potrzebował nieustannego ruchu, krew marzyła o podwyższonym pulsie, mózg domagał się stresu, nerwy — napięcia. Nie nadawał się do głębinowego zalegania wymagającego wagi ciężkiej, a na tym opiera się wywiad strategiczny. Całymi latami nic nie robić, jedynie budując sieć kontaktów i gromadząc informacje — tego by nie potrafił, po prosty by zwiądł. Jednak dowództwo wiedziało, kogo i do czego należy wykorzystywać. Generał Zimmermann, szef zarządu wywiadowczo-dywersyjnego, w czasie wolnym od służby zajmował się stolarką, dlatego też w specyficzny sposób klasyfikował swoich agentów. Rezydentów przeznaczonych do zadań strategicznych nazywał „piłami tarczowymi”, drobnych wykonawców — „dłutkami”, specjalistów do „sprzątania”, w zależności od stopnia delikatności zadania — „heblami” albo „pilnikami”, „wkrętom” zlecano operacje w rodzaju szantażu albo werbunku, „śrubokrętom” — rozwiązywanie analitycznych łamigłówek. I tak dalej, i tak dalej — zestaw narzędzi dawał gwarancję obsłużenia każdego przypadku.

Zepp wiedział, że u szefa figuruje jako Spaltaxt, „topór”, ale nie obrażał się na tę mało romantyczną charakterystykę swoich możliwości. Toporem szybko i równiutko rozłupuje się twardy pień. Stalowe ostrze zalśni jak błyskawica, chrup — i kloc rozpada się na dwie równe połówki.
Pospieszne wezwanie z obrzydłego Sveaborga na konspiracyjne spotkanie do stolicy oznaczało, że dłużące się oczekiwanie minęło. Nastał czas topora.
Ciekawe, co oni tam wymyślili…

Czym mogę służyć? — rzucił w jego stronę ekspedient.
Przybysz ze Sveaborga zupełnie nie wyglądał na buchaltera. Ze względu na konieczność konspiracji oraz by wyglądać bardziej stosownie w stołecznym światku, Teofels przeobraził się podczas podróży z prowincjonalnego gryzipiórka w stołecznego franta — hiszpańska bródka, złote binokle, jedwabny cylinder, jasne palto, angielskie sztyblety.

— Chciałbym, gołąbeczku, do działu kahtoghafii — wyrzekł po profesorsku, grasejując jak wielki pan.
Od razu było widać, że to solidny klient. Może jakaś gwiazda rodzimej kartografii albo nawet członek Towarzystwa Geograficznego.
— Pan pozwoli, zaprowadzę…

W księgarni było prawie pusto. Tylko kilku oficerów marynarki i jakichś urzędników wypatrywało czegoś na półkach albo grzebało w bibliograficznej kartotece. Była to znakomita księgarnia, najlepsza w Rosji, ale przecież, co zrozumiałe, nie dla szerokiej klienteli.

Niuchacz wykonał swoją robotę jak należy. Wprawne oko majora od razu sklasyfikowało wszystkich: nie było wśród nich żadnych przebierańców. Czysto. Można spokojnie czekać na łącznika. Jeśli przyprowadził ze sobą ogon, na placu rozlegnie się klakson samochodu — wszystko zostało starannie zaplanowane. Należy wtedy po prostu wymknąć się tylnym wyjściem: z działu kartografii przez maleńkie brązowe drzwi, potem korytarzem, dwa zakręty: w lewo i w prawo, przebieżka przez podwórko i przechodnią bramą na ulicę Grochową.

Wszystkie ściany w pomieszczeniu, do którego sprzedawca zaprowadził mówiącego z francuska dżentelmena, były obwieszone mapami. Na stołach leżały ogromne plansze, na półkach stały atlasy.
— Ma pan „Atlas Mohski” Efhona, ostatnie wydanie?
Zepp wiedział, że mają. Ostatni.
— Mamy jeden egzemplarz. Niestety, ktoś go teraz ogląda — o, tamten pan.

To był nieprzyjemny zbieg okoliczności. Niezadowolony Teofels spojrzał w kierunku, który delikatnym ruchem podbródka wskazywał ekspedient.

Jakiś człowiek, odwrócony do nich szerokimi plecami, oglądał grubą księgę solidnego formatu.
Tego rodzaju przypadek był mało prawdopodobny. To pewnie łącznik. Jednak jak tu wszedł niezauważony? Tego szarego palta z diagonalu i mieszczańskiego kapelusza Zepp ze swojego punktu obserwacyjnego nie widział. Ale przecież, żeby wykluczyć głupie zbiegi okoliczności, ludzie wymyślili hasła.

— Zechce pan poczekać? A może obejrzy pan coś innego? — gruchał do niego sprzedawca.
— Zapytam, może ten dżentelmen pozwoli mi… Dziękuję panu, młody człowieku…
Sprzedawca ukłonił się, ale nie odszedł. Najwyraźniej chciał się upewnić, czy nie dojdzie do jakiegoś nieporozumienia między pretendentami do nabycia jedynego egzemplarza atlasu.
— Nie będzie panu przeszkadzać, jeśli też rzucę okiem? Przez hamię…
Mężczyzna nie zareagował.
— Nie rozumie po rosyjsku. To jakiś Francuz czy Belg — wyjaśnił sprzedawca i zwrócił się do mężczyzny w palcie z diagonalu: — Mil pardon, se mesje wiu wuar osi se liwr. Sa wu ne deranż pa ?

Mężczyzna odwrócił się i uniósł kapelusz, błyskając monoklem.
— Pas du tout. S’il vous plaît, monsieuer .
Uspokojony sprzedawca oddalił się wreszcie. Nie doszło do konfliktu. Obaj klienci byli ludźmi kulturalnymi. Zepp, żeby dojść do siebie, potrzebował całej sekundy — to bardzo długo jak na człowieka z tak fenomenalnym refleksem.
Hasło okazało się niepotrzebne.
— Ekscelencjo?!

Boże jedyny, generał major Zimmermann (zwany popularnie Monoklem) we własnej osobie! W samym środku stolicy wrogiego państwa to jakby… To jakby natknąć się nagle na owieczkę spokojnie przechadzającą się w samym środku stada wilków. Albo na wilka pasącego się pośród owieczek.
Oszołomiony major, plącząc się w tej metaforze, bąknął coś całkiem głupiego:

— Nie widziałem, jak pan wszedł…
— Dziękuję. — Szef wyglądał na usatysfakcjonowanego. — Widać nie wszystko jeszcze zapomniałem.
— Ale… po co pan tak ryzykuje?! Spodziewałem się zwykłego łącznika!

W sztabie, siedząc na krześle na wprost biurka Monokla, albo wręcz stojąc na baczność, Teofels nigdy nie ośmieliłby się zadawać mu jakichkolwiek pytań, ale na tyłach wroga ogromny dystans, jaki dzielił generała od majora, był niemal niewyczuwalny.

I ekscelencja też odpowiedział zupełnie inaczej, niż zrobiłby to w Berlinie albo w sztabie naczelnego dowództwa. Odezwał się tonem nieoficjalnym, znamionującym, można by rzec, coś w rodzaju skrępowania:

— Dość już miałem tego siedzenia w sztabie. Chciałem się trochę rozerwać. I przy okazji przeprowadzić inspekcję rezydentury. Przecież dawniej byłem takim samym „toporem” jak pan. Niech pana Bóg broni, Teofels, przed wielką karierą…
Westchnął ciężko i Zepp przypomniał sobie, że Zimmermann też pracował kiedyś „w polu”, i to na dodatek w jakichś egzotycznych krajach — w Afryce czy w Chinach. Nawet mu się go zrobiło żal. Przecież nie jest jeszcze taki stary. Kiśnie w tym swoim sztabie.
— A jak pana aresztują? Nawet boję się o tym myśleć.
Monokl prychnął tylko.

— Po pierwsze, mam szwajcarski paszport dyplomatyczny. Po drugie, ampułkę w zębie… — Obejrzał się, bo do księgarni, śmiejąc się z czegoś głośno, weszło dwóch marynarzy ze straży przybrzeżnej. Przeszedł z niemieckiego na francuski: — A w ogóle to nie pana sprawa. — Palec w białej rękawiczce zatrzymał się na jakimś punkcie na mapie: — Pana sprawa to udać się w to miejsce i wykonać zlecone zadanie.
Rzuciwszy spojrzenie na mapę, Zepp zapytał:
— Do Sewastopola? To nowe zadanie ma coś wspólnego z marynarką? Dlatego kisiłem się w tej stoczni remontowej?

Strażnicy zatrzymali się przy mapie Oceanu Lodowatego, czegoś na niej wypatrywali i rozmawiali z ożywieniem. Słychać było fragmenty zdań: „nowy port w Murmańsku”, „konwój”, „eskadra ścigaczy”. Najwyraźniej młodzi ludzie zostali odkomenderowani na służbę na północy. Jeden z nich, słysząc prowadzoną po francusku rozmowę, zasalutował do marynarskiej czapki bez daszka:

— Vivat, France! Vivat, Verdun!
Monokl ukłonił się ceremonialnie:
— Vive la Russie!
Chwycił swego rozmówcę za ramię i skierował go do wyjścia.

Fragment książki: Boris Akunin, „Maria”, Maria… Żadnych świętości.  Bruderszaft ze śmiercią, tom 4”, Wyd. Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

[caption id="attachment_45610" align="alignleft" width="319"] Boris Akunin, fot. wyd. Replika.[/caption]

Czwarta odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią to kolejne dwie mini-powieści, utrzymane w eksperymentalnej konwencji „powieści-filmu”, która ma na celu połączenie tekstu literackiego z wizualnością dzieła filmowego.

„Maria”, Maria… to przewrotna, pełna zwrotów akcji opowieść, która rzuca światło na tajemnicę zniszczenia słynnego krążownika. Bohaterem dywersyjnej operacji jest oczywiście Josef von Teofels, niemiecki oficer wywiadu, major, działający potajemnie w Rosji.

Opowieść Żadnych świętości ukazuje Rzeszę Niemiecką na skraju upadku, wyczerpaną walką na dwa fronty. Pośród wojennego chaosu rodzi się spisek dotyczący zamachu na życie rosyjskiego cara Mikołaja II.

Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Borisa Akunina!

 

 

Artykuł Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/feed/ 0
„Nie masz złej drogi do Polski”. On do wolnej ojczyzny dotarł przez Wietnam i Madagaskar! https://niezlomni.com/nie-masz-zlej-drogi-do-polski-on-do-wolnej-ojczyzny-dotarl-przez-wietnam-i-madagaskar/ https://niezlomni.com/nie-masz-zlej-drogi-do-polski-on-do-wolnej-ojczyzny-dotarl-przez-wietnam-i-madagaskar/#respond Wed, 04 Jan 2017 07:00:07 +0000 http://niezlomni.com/?p=1591

4wladyslaw-jagniatkowskiZ ziemi grójeckiej przez Wietnam i Madagaskar do odrodzonej Polski - w ten sposób można najkrócej opisać drogę życiową Władysława Jagniątkowskiego. Człowieka o tak bogatym życiorysie, że wystarczyłoby go na kilka barwnych biografii.

Postać Władysława Jagniątkowskiego przypomniała w najnowszym wydaniu „Uważam Rze Historia” Jolanta Załęczny. Urodził się 7 grudnia 1859 roku w Michałowie na ziemi grójeckiej (obecnie miejscowość w gminie Warka).

– Gdym był jeszcze dzieckiem, bawiąc się w piasku nad brzegami Pilicy, już wówczas marzyłem, ażeby zostać wędrownym muzykantem – wspomni później Jagniątkowski.

SŁUŻBA W ZNIENAWIDZONEJ ARMII

Szkołę realną ukończył w Łowiczu. Następnie wstąpił na ochotnika do armii rosyjskiej. Jak tłumaczy Jolanta Załęczny – w okresie zaborów w wielu rodzinach taką drogę uważano za jedyną szansę awansu. Studiował w Szkole Inżynieryjno-Wojskowej w Petersburgu, specjalizując się w tworzeniu ładunków wybuchowych do niszczenia fortyfikacji.

W armii carskiej doszedł do stopnia porucznika, jednak za namową stryja - weterana powstania styczniowego i zesłańca syberyjskiego - Walentego Lewandowskiego, wystąpił z wojska i wyjechał do Francji. Marcin Kania w swoim artykule zatytułowanym „W drodze do Indochin” zauważa, iż

bolało najbliższych Władysława, że potomek ich rodu - rodu o tradycjach patriotyczno-powstańczych - służy w strukturach znienawidzonej armii zaborczej.

Nad Sekwaną Jagniątkowski imał się różnych prac. Na życie zarabiał nawet jako kreślarz w biurze konstrukcyjnym samego Gustawa Eiffla i niewykluczone, że miał swój wkład w budowę wieży Eiffla.

SMOK ANNAMU

wladyslaw-jagniatkowski2Problemy finansowe zmusiły Jagniątkowskiego go do wstąpienia do Legii Cudzoziemskiej. Pierwsze szlify Legii zdobywał podczas wypraw do Maroka i Algierii. Jak pisze Jolanta Załęczny: ciekawość świata pchała go w inne regiony, znane tylko z opowiadań starszych legionistów.

Na własną prośbę został przeniesiony do Tonkinu (obecnie północny Wietnam) i odbył podróż przez Morze Śródziemne, Kanał Suseski, Morze Czerwone, Ocean Indyjski do Zatoki Tonkińskiej.

W Wietnamie był wyróżniającym się topografem. Za wykonanie niezwykle precyzyjnej mapy Annamu otrzymał od cesarza annamskiego Than Thay order „Smoka Annamu”.

Dekretem prezydenta Francji otrzymał obywatelstwo tego kraju. Co prawda do znanej francuskiej szkoły wojskowej w Saint Maixent nie udało mu się dostać ze względu na słabą znajomość języka, ale został doceniony przez mianowanie na podporucznika. Służył w strzelcach senegalskich, i uczestniczył w wyprawie do Dahomeju.

PRZEZ DŻUNGLĘ I BAGNA

W 1893 roku został przeniesiony z Legii Cudzoziemskiej do 7. Pułku Piechoty marokańskiej stacjonującej w porcie Rochefort nad Oceanem Atlantyckim. Jolanta Załęczny podaje, iż pracował tam w komisji doświadczalnej przy budowie nowych torped. Tutaj Jagniątkowski nie zagrzał jednak też miejsca na dłużej.

Dwa lata później wyruszył do Afryki, aby uczestniczyć w podboju Madagaskaru. Choć wyprawa ta była niezwykle trudna („dżungla, bagna na przemian z górami i pustynnymi płaskowyżami, nieprzyjazny klimat i nękające legionistów epidemie”), to za udział w niej otrzymał awans na porucznika.

W 1896 roku w La Barre pod Paryżem poślubił Polkę Magdalenę Karpińską, córkę Leopolda i Otolii z Jarosławskich ze Śremu. Po zmianie stanu cywilnego życie Jagniątkowskiego na trzy lata się ustabilizowało. Pracował w Ministerstwie Marynarki, gdzie za wynalazek pozwalający zwiększyć celność torped otrzymał nagrodę od francuskiej admiralicji.

Jednak już w roku 1900 w stopniu kapitana został ponownie przeniesiony do Wietnamu, skąd wyruszył tłumić powstanie bokserów w Chinach.

- Jego kompania jako pierwsza wdarła się na mury Pekinu. Za ten czyn został przedstawiony do Legii Honorowej 5. klasy

- pisze Załęczny.

„NIE MASZ ZŁEJ DROGI DO POLSKI. NA DYSZLU NAWET USIĄDZIEMY I ZAJEDZIEMY DO NASZEJ ODRODZONEJ OJCZYZNY, DO NASZYCH MATEK, ŻON I DZIECI"

Przez kolejne 10 lat pełnił służbę w różnych formacjach na terenie Francji i w koloniach w Azji i Afryce. W stan spoczynku przeszedł 1 lipca 1912 roku. Nie był to jednak koniec jego kariery w wojsku. Wybuch I wojny światowej zastał Jagniątkowskiego w Krakowie. Był już wtedy mężczyzną w sile wieku (55 lat), jednak zaradnemu eks-legioniście udało się jednak przedostać z powrotem do kraju nad Sekwaną, gdzie szybko powrócił do czynnej służby wojskowej.

[caption id="attachment_1595" align="alignleft" width="300"]Józef Haller przysięga na sztandar Armii Polskiej Józef Haller przysięga na sztandar Armii Polskiej[/caption]

Jak podaje w artykule „W drodze do Indochin” Marcin Kania, Jagniątkowski brał udział w organizacji i szkoleniu oddziałów polskich na Zachodzie, od 1917 r. współpracował także z generałem Józefem Hallerem w tworzeniu tzw. „błękitnej armii”. W roku 1919 wraz z Wojskiem Polskim wkroczył do wyzwalanej ojczyzny. Podczas walk o kształt granic II Rzeczypospolitej z podległym sobie 43 pułkiem strzelców kresowych (im. Bajończyków) odbył kampanię na Wołyniu.

ŻOŁNIERZ I LITERAT

Zasługi wędrownego oficera zostały docenione przez polskie władze w okresie dwudziestolecia międzywojennego, kiedy pełnił m.in. obowiązki szefa saperów Okręgu Generalnego Warszawa, wykładowcy w Szkole Podchorążych Inżynierów w Warszawie, pracował również nad planami rozbudowy polskiej placówki wojskowej na Westerplatte. Zmarł 8 stycznia 1930 roku. Pochowano go na Powązkach.

42475dTyle o niezwykle barwnym życiorysie Władysława Jagniątkowskiego. Wspominając jego postać nie można zapomnieć jednak o tym, że był również literatem. Jego działalność literacka skupiona była wokół wspomnień podróżniczych i wojennych. W przeciągu lat 1909-1927 opublikował w języku polskim szereg książek beletrystycznych, do których należą:

Kartki z podróży po Indo-Chinach (Warszawa 1909), Na brzegach Senegalu. Z przygód Polaka na obczyźnie (Warszawa b.r.); Z podróży po Annamie (Warszawa, b.r.), W krainie bokserów (Warszawa, Kraków 1913), Ona i Madagaskar, czyli walka z kobietą (Warszawa-Kraków 1914), Mussa. Powieść z życia afrykańskiego (Warszawa-Płock 1924), a także inspirowana wierzeniami Dalekiego Wschodu rozprawa teozoficzna: Religia nowoczesna. Podstawy ogólne (Warszawa 1927).

Mateusz Adamski, artykuł "Władysław Jagniątkowski - z ziemi grójeckiej przez Wietnam i Madagaskar do odrodzonej Polski" (grojec24.net)

Artykuł „Nie masz złej drogi do Polski”. On do wolnej ojczyzny dotarł przez Wietnam i Madagaskar! pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nie-masz-zlej-drogi-do-polski-on-do-wolnej-ojczyzny-dotarl-przez-wietnam-i-madagaskar/feed/ 0
Najbardziej wyjątkowa wigilia w historii. „Cud wigilijny 1914” https://niezlomni.com/najbardziej-wyjatkowa-wigilia-historii-cud-wigilijny-1914/ https://niezlomni.com/najbardziej-wyjatkowa-wigilia-historii-cud-wigilijny-1914/#respond Mon, 26 Dec 2016 08:29:16 +0000 http://niezlomni.com/?p=34952

24 grudnia 1914 r. na froncie zachodnim pierwszej wojny światowej, miało miejsce niezwykłe wydarzenie...

Mijały kolejne miesiące wojny, która miała być „błyskawiczna”. Po czterech miesiącach walk coraz bardziej pewne stawało się, że konflikt będzie długotrwały i wyniszczający, że mimo obietnic żołnierze nie wrócą do domu, do rodzin. Wielu z nich miesiącami przesiadywało w błotnistych okopach, warunki sanitarne były tragiczne. Jednak wyjście poza teren ogrodzony ziemnymi fortyfikacjami groziło rozstrzelaniem z rąk snajpera. Na pasie ziemi niczyjej wciąż leżały ciała poległych, których nie można było pochować z powodu ciągłego ostrzału.

Nadszedł grudzień. Żołnierze musieli pogodzić się z faktem, że święta spędzą z dala od rodziny. Bliscy różnymi sposobami starali się przekazywać przebywającym na froncie żołnierzom listy i paczki. Organizowane były również zbiorowe akcje wysyłania podarunków. Jedną z nich przygotowała brytyjska rodzina królewska, wysyłając każdemu żołnierzowi kartę z życzeniami. Dodatkowo księżna Mary (córka brytyjskiej pary królewskiej) powołała specjalny fundusz, w ramach którego za zebrane pieniądze przygotowano podarunek w formie niewielkiego mosiężnego pudełka. W środku znajdowało się zdjęcie księżnej, fajka, tytoń, papierosy, krzesiwo, słodycze.

Apele o pokój

7 grudnia 1914 roku do zawieszenia działań wojennych przynajmniej na okres świąteczny wzywał papież Benedykt XV. Jeszcze w listopadzie 1914 roku ogłosił encyklikę Ad Beatissimi Apostolorum, w której wzywał walczące narody do pokoju i bronił neutralności Stolicy Apostolskiej. W kolejnych latach papież Benedykt wznawiał apele o zawieszenie broni, a nawet oferował mediację w konflikcie. Jego najbardziej znaną inicjatywą był siedmiopunktowy plan pokojowy z 1917 roku, który wszyscy walczący zgodnie odrzucili.

Jednak 24 grudnia 1914 roku miało miejsce wydarzenie, które przeszło do historii jako „rozejm bożonarodzeniowy”, „cud wigilijny 1914” lub „rozejm kapitanów”. Nie było to oficjalne zawieszenie broni, a spontaniczny gest zmęczonych walką żołnierzy. Szczególny wymiar miało ono w rejonie miasta Ypres we Flandrii, gdzie 22 kwietnia 1915 roku użyta została przez Niemców po raz pierwszy na skalę masową broń chemiczna w postaci iperytu (stąd nazwa).

[caption id="attachment_4811" align="aligncenter" width="648"]rozejm bożonarodzeniowy rozejm bożonarodzeniowy[/caption]

Stille Nacht…

W wigilijny wieczór 1914 roku niemieccy żołnierze zaczęli przystrajać swoje pozycje choinkami, świątecznymi dekoracjami. Kolejne okopy rozświetlały się blaskiem świec. Początkowo, gdy Brytyjczycy spostrzegli światła obawiali się niemieckiej prowokacji, jednak gdy chwilę później usłyszeli kolędę „Stille Nacht” zaintonowali własną w angielskiej wersji – „Silent Night”. Słysząc ten spontaniczny odzew, ośmieleni wspólnym śpiewaniem żołnierze zaczęli wykrzykiwać wzajemnie życzenia świąteczne i powoli wychodzić z okopów. Spotykali się między nieprzyjacielskimi okopami, na tzw. pasie ziemi niczyjej, który na następne dni stał się miejscem ich wspólnego świętowania. Jak spędzili ten czas? Wyjątkowo świątecznie, zważywszy na czas i miejsce, w jakim przyszło im spędzać wigilię 1914 roku. Żołnierze składali sobie życzenia, wymieniali uściski dłoni, obdarowywali prezentami, które otrzymali wcześniej od bliskich. Wspólnie śpiewali, spożywali posiłki, wznosili wzajemne toasty, a także rozgrywali mecze piłkarskie. Był to też czas, w którym starano się w godny sposób pochować poległych, których ciała wciąż leżały na pasie ziemi niczyjej. Wspólnie modlono się za ich dusze nad grobami, w których niejednokrotnie chowani byli razem żołnierze wrogich sobie armii.

Przeważnie rozejm trwał do drugiego dnia świąt, jednak w niektórych częściach frontu zawieszenie broni przeciągnęło się aż do Nowego Roku. Żołnierze po powrocie do okopów oddawali w powietrze strzały ostrzegawcze informujące o wznowieniu działań wojennych.

[caption id="attachment_4810" align="aligncenter" width="800"]Rozejm bożonarodzeniowy 1914: żołnierze niemieccy i brytyjscy na ziemi niczyjej Rozejm bożonarodzeniowy 1914: żołnierze niemieccy i brytyjscy na ziemi niczyjej[/caption]

Do zawieszenia broni doszło w różnych miejscach wzdłuż linii frontu – głównie między żołnierzami niemieckimi i brytyjskimi. Według nieoficjalnych szacunków w rozejmie uczestniczyło ok. 100 tys. żołnierzy.

[caption id="attachment_4812" align="aligncenter" width="785"]Spotkanie brytyjskich i niemieckich żołnierzy na ziemi niczyjej Spotkanie brytyjskich i niemieckich żołnierzy na ziemi niczyjej[/caption]

 

„Bóg się rodzi”

Podobne incydenty, choć na znacznie mniejszą skalę zdarzały się również na wschodnim froncie. Wojna rozrzuciła młodych polskich żołnierzy między wrogie sobie obozy. Przydział do armii trzech zaborców powodował, że często toczyli z sobą bratobójcze walki.

W dniach 22–25 grudnia 1914 roku I Brygada Legionów Polskich walczyła w pierwszej wielkiej bitwie – pod Łowczówkiem – w wyniku której życie straciło aż 128 legionistów, a 342 zostało rannych. Oficer Felicjan Sławoj Składkowski, który uczestniczył w walkach pod Łowczówkiem opisuje w swoich wspomnieniach, jak z wrogich sobie okopów rozbrzmiewała wspólna kolęda „Bóg się rodzi”. Tę samą kolędę można było usłyszeć w obozach żołnierskich w okolicach Sochaczewa, gdzie od października 1914 prowadzono zacięte walki niemiecko-rosyjskie. W obu tych armiach służyli Polacy.

Epilog

W kolejnych latach również dochodziło do zawieszenia broni w okresie świąt Bożego Narodzenia, jednak były to incydenty. Winnych „bratania się z wrogiem” kierowano na inne odcinki frontu, a w okresie świątecznym starano się utrzymać stały ostrzał artyleryjski.

Dla uczczenia tamtego pamiętnego pojednania, w 1999 roku w pobliżu Ypres postawiono drewniany krzyż, a w 2008 roku w Freughien w północnej Francji został odsłonięty pomnik. Delegacje brytyjskich i niemieckich żołnierzy rozegrały towarzyski mecz piłki nożnej zakończony wynikiem 2:1 dla reprezentacji Niemiec. Powstał również film w reż. Christiana Cardina pt. Joyeux Noel („Boże Narodzenia”) inspirowany wydarzeniami wigilii 1914 roku. W 1983 roku Paul McCartney nagrał teledysk „Fajki pokoju” („Pipes of peace”), w którym wcielił się w postać zarówno brytyjskiego, jak i niemieckiego żołnierza bratających się na froncie.

W 2014 roku, w którym organizowane są liczne uroczystości dla uczczenia 100-lecia wybuchu I wojny światowej, znana sieć sklepów Sainsbury stworzyła film reklamowy przypominający ten znany epizod z 1914 roku. Film został nakręcony we współpracy z Royal British Legion – organizacją wspierającą brytyjskich kombatantów). Cały zysk ze sprzedaży czekolady, której jedna tabliczka pojawia się w trakcie reklamy, zostanie przeznaczony na potrzeby Royal British Legion. W ciągu dwóch dni po zamieszczeniu filmu w serwisie YouTube został on wyświetlony ponad 2,5 mln razy.

źródło: Pierwszawojna.info / opublikowane  na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach.

[caption id="attachment_4813" align="aligncenter" width="800"]rozejm bożonarodzeniowy rozejm bożonarodzeniowy[/caption]

Artykuł Najbardziej wyjątkowa wigilia w historii. „Cud wigilijny 1914” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najbardziej-wyjatkowa-wigilia-historii-cud-wigilijny-1914/feed/ 0
I wojna światowa na robiących wrażenie kolorowych nagraniach [wideo] https://niezlomni.com/wojna-swiatowa-robiacych-wrazenie-kolorowych-nagraniach-wideo/ https://niezlomni.com/wojna-swiatowa-robiacych-wrazenie-kolorowych-nagraniach-wideo/#respond Sat, 08 Oct 2016 20:59:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=32286

Kolekcja filmów z Berlina, Monachium, bitew pod Tannenbergiem, Verdun, Arras oraz działań nad Sommą.

Artykuł I wojna światowa na robiących wrażenie kolorowych nagraniach [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wojna-swiatowa-robiacych-wrazenie-kolorowych-nagraniach-wideo/feed/ 0
Niesamowite nagranie. Tylko jednego dnia zginęło tylu żołnierzy… [wideo] https://niezlomni.com/niesamowite-nagranie-jednego-zginelo-tylu-zolnierzy-wideo/ https://niezlomni.com/niesamowite-nagranie-jednego-zginelo-tylu-zolnierzy-wideo/#respond Sat, 02 Jul 2016 17:19:16 +0000 http://niezlomni.com/?p=28838

18 listopada zakończyła się trwająca od lipca bitwa nad Sommą. Straty brytyjskie - ponad 420 tys. ofiar; francuskie - ponad 200 tys. ofiar; niemieckie – co najmniej 465 tys. ofiar.

Na poniższym wideo widać 19.240 figur - dokładnie tyle, ilu brytyjskich żołnierzy poległo pierwszego dnia w bitwie pod Sommą.

Artykuł Niesamowite nagranie. Tylko jednego dnia zginęło tylu żołnierzy… [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niesamowite-nagranie-jednego-zginelo-tylu-zolnierzy-wideo/feed/ 0
Czy Ukraińcy chcą polski Przemyśl https://niezlomni.com/czy-ukraincy-chca-polski-przemysl-oraz-jak-obojetnosc-polskich-wladz-wykorzystuja-rosjanie-by-rozgrywac-sprawe-polsko-ukrainska/ https://niezlomni.com/czy-ukraincy-chca-polski-przemysl-oraz-jak-obojetnosc-polskich-wladz-wykorzystuja-rosjanie-by-rozgrywac-sprawe-polsko-ukrainska/#comments Mon, 21 Jul 2014 10:40:57 +0000 http://niezlomni.com/?p=15041

Nie chcemy waszego Przemyśla!” Serio?

Tą wspaniałomyślną deklaracją radykalnych wyznawców ludobójców spod znaku UPA „uradowała” nasze serca w maju br. Gazeta Wyborcza. Wywiad Anny Pawłowskiej z rzeczniczką Prawego Sektora Ołeną Semeniaka miał zapewne ocieplić wizerunek tej organizacji w Polsce. Miesiąc później entuzjastyczny artykuł Michała Wilgockiego w tym samym periodyku przypominał wręcz premiera Chamberlaina, który ogłosił: „Przywożę pokój dla naszych czasów”. Teraz poważnie: jak to z tym Przemyślem jest?

Poważny to chyba problem, skoro dziennik o dość określonej proweniencji najpierw udziela tyle uwagi nielewicowemu bynajmniej Prawemu Sektorowi, potem wyjeżdża z pomysłem jego przymierza z polskimi nacjonalistami (ble! fuj! biedna Wyborcza, była zmuszona o nich wspomnieć…), aby w końcu – kiedy ci nie okazali się na tyle głupi by zadawać się z banderowskimi oszustami – napisać po miesiącu z niesmakiem: „Prawy Sektor w Warszawie: Granice po II wojnie są nienaruszalne. A narodowcy protestują”.

[caption id="attachment_15065" align="aligncenter" width="665"]Wiec ukraiński na przemyskim Rynku w 1941 r. Wiec ukraiński na przemyskim Rynku w 1941 r.
28 czerwca 1941 roku wojska niemieckie zajęły strefę okupacyjną sowiecką położoną po prawej stronie Sanu. 7 lipca 1941 roku (niektóre żródła podają datę 10 lipca) na przemyskim rynku zorganizowano manifestację z udziałem ludności ukrainskiej z okazji zajęcia całego miasta przez wojska niemieckie. Na trybunie obok przedstawicieli Komitetu Ukraińskiego i wojska niemieckiego znajdowali się duchowni grekokatoliccy wraz z biskupem Jozafatem Kocyłowskim. Nieco wcześniej Kyr Jozafat wydał bankiet na cześć oficerów niemieckich, zaś 7 lipca 1941 w swoim liście pasterskim pisał między innymi : "... Sława wielkiemu fuehrerowi Adolfowi Hitlerowi, wyzwolicielowi i najlepszemu przyjacielowi ukraińskiego narodu".[/caption]

Przemyśl to miasto, gdzie zdarzają się różne cuda. Widzieli już jego mieszkańcy paradę zwolenników UPA i jej weteranów z czarno-czerwoną flagą. Miejscowy rzymskokatolicki kościół jezuitów podarowano grekokatolikom, czyli de facto społeczności ukraińskiej, z ręką na sercu, po chrześcijańsku. Szkoda tylko, że druga strona potraktowała to nie jako chrześcijański gest, tylko zwykłe frajerstwo.

Ukraińskie władze Lwowa nie okazały się potem równie szczodre względem zwrotu katolikom kościoła Marii Magdaleny. Na wymianie domów – „polskiego” we Lwowie i „ukraińskiego” w Przemyślu – Polacy też zostali wyrolowani. Sytuacja niczym z chrystusowej przypowieści o nielitościwym dłużniku – kiedy umorzono mu wielki dług, on bynajmniej nie odwdzięczył się tym samym swojemu dłużnikowi.

Teraz Związek Ukraińców w Polsce zabiega by na potrzeby uroczystego chowania upowców powiększyć w Przemyślu Cmentarz Strzelców Siczowych. Po raz pierwszy w Polsce nadano też ulicy w tym mieście imię duchownego Jozafata Kocyłowskiego, na którym ciążą zarzuty współpracy z mordercami Polaków.

[quote]Wokół Przemyśla od lat rosną jak grzyby po deszczu nielegalne pomniki zbrodniarzy z UPA. Polskie władze centralne, w tym Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, nie pofatygowały się dotychczas, by cokolwiek z tym zrobić, toteż i miejscowe siedzą cicho. Jedyne publiczne napomknięcie o usunięciu pomnika przez Sekretarza Rady Andrzeja Kunerta pozostało na razie bez pokrycia. Bo neobanderowcy tupnęli nogą?[/quote]

Ludzie, którzy na własną rękę usuwają nielegalne pomniki morderców Polaków w swoim własnym państwie, spotykają się z groźbami nacjonalistów ukraińskich, którzy grożą im… polską prokuraturą!

Warto nadmienić, że w przekazanym Ukraińcom kościele jezuitów, który do grekokatolików nigdy wcześniej nie należał, skuli oni wszystkie napisy łacińskie, włącznie z epitafiami fundatorów. Nie przejęli się w ogóle protestami konserwatorów. Nie różni się to niczym od traktowania przez nacjonalistów ukraińskich polskich zabytków we Lwowie.

Dlaczego kościół jezuitów został przekazany Ukraińcom? Gdyż coraz natarczywiej domagali się kościoła karmelitów w Przemyślu. Na jakiej podstawie? Ano na takiej, że Austriacy podczas zaborów, kasując zakon karmelitów, przekazali tę świątynię grekokatolikom. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie budynek wrócił w ręce karmelitów.

Jak można w III RP powoływać się na decyzje dawnych zaborców? Jak widać Związek Ukraińców nie ma z tym problemów. Wzbudzało to jednak zrozumiałe protesty mieszkańców Przemyśla i braci zakonnych. Ojciec Święty Jan Paweł II przekazał więc grekokatolikom kościół jezuitów, obiekt większy i położony w bardziej atrakcyjnym miejscu.

Ponadto zwrócono im dawną cerkiew bazylianów w Przemyślu, do której rzeczywiście grekokatolicy mieli prawo, mimo że zakon ten w przeszłości miał nieco inny charakter. Polskie władze zapłaciły za remont świątyni i zaadaptowały dawną łaźnię na nowe archiwum. Ukraińcy domagali się także na własność budynków, które dotychczas tylko dzierżawili oraz budynku starostwa, na szczęście w tym akurat wypadku – bezskutecznie.

[caption id="attachment_15066" align="aligncenter" width="620"]most w Przemyślu w 1939 most w Przemyślu w 1939[/caption]

Przypomnijmy, że budynek starostwa mieści się w niegdysiejszym klasztorze dominikańskim. Po skasowaniu także tego zakonu przez cesarza austriackiego budynek był krótki czas używany przez biskupa grekokatolickiego, później umieszczono tam więzienie oraz inne urzędy.

Związek Ukraińców w Polsce domagał się zwrotu tego budynku bo w zamierzchłych czasach przez kilkanaście lat jednym z jego użytkowników był grekokatolicki duchowny! W tym kontekście wszelkie pochlipywania nacjonalistów ukraińskich o „krzywdzie” jaka im się stała w związku ze zwrotem budynków, są raczej mało wiarygodne.

[quote]Nie jest w Przemyślu niczym nowym, że 14 października ukraińska młodzież świętuje dzień ukraińskiego wojska. Ta data nie jest jednak ukraińskim świętem wojskowym, lecz wiąże się z rokiem 1942 i utworzeniem UPA, która wkrótce potem zaczęła mordować Polaków. Pięć lat temu weterani zbrodniczej organizacji obchodzili 100-lecie urodzin Bandery. Towarzyszył im ks. grekokatolicki Jan Tarapacki, który jest oficerem polskiej Straży Granicznej w służbie czynnej.[/quote]

Ukraińcy chętnie osiedlają się w Przemyślu i trudno się w tej sytuacji temu dziwić. W ubiegłym roku posłanka nazistowskiej ukraińskiej Partii Swoboda Irina Farion, która wsławiła się wypowiedzią o konieczności burzenia polskich zabytków, by w to miejsce stawiać ukraińskie budynki, wygłosiła uczniom wykład, w którym przekonywała, że region Przemyśla to ziemia ukraińska, która musi „wrócić” do Ukrainy. Potem powtarzała to publicznie, podobnie jak rzecznik Prawego Sektora Andrij Tarasenko czy lwowski radny Naszej Ukrainy, bloku Julii Tymoszenko, Rościsław Nowożeniec.

Powyższe wypowiedzi przebiły się w polskich mediach. Takich skandalicznych wypowiedzi i gróźb jest znacznie więcej, tylko nie zawsze docierają one do szerokiej opinii publicznej w Polsce. O potrzebie „reukrainizacji” Ziemi Przemyskiej pisało już lata temu „Nasze Słowo”, tygodnik Związku Ukraińców, wtedy i teraz suto finansowany z pieniędzy polskiego podatnika.

„To, co Pan wymienił, zarówno w kwestii majątku, który ZUwP uzyskał, jak i roszczeń członków tej organizacji, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Ale mało kogo to interesuje, a ludzie czują się bezsilni, po prostu się boją. Wystarczy spojrzeć i porównać, co Polacy w skali swoich potrzeb dostają na Ukrainie, a co Ukraińcy w Polsce” – powiedział mi w rozmowie telefonicznej Andrzej Zapałowski, były europoseł. To jeden z niewielu, który wspomniane sprawy stara się monitorować.

Kiedy te wszystkie informacje zbierze razem, choćby z Internetu, gdy się posłucha ludzi, aż nie chce się w to wierzyć. Przecież Przemyśl to Polska!

Czytając ten tekst nacjonaliści ukraińscy po raz kolejny podniosą pewnie krzyk, że to „ruska propaganda”, która ma skłócić bratnie narody. Dyskredytacja to najlepszy sposób by uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytania, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej na Ukrainie. Można też oskarżyć mnie, że informując o działaniach wymierzonych w polską rację stanu jestem „antyukraiński”. Ale wszystko, o czym tu piszę, można po prostu sprawdzić – to są fakty. Dla neobanderowców w Polsce prawda zawsze była jednak największym wrogiem, a tym łatwiej nią manipulować, że przeciętny Polak niewiele wie na ten temat i łatwo mu wcisnąć kłamstwo.

A Rosja, oczywiście, nie byłaby sobą gdyby nie rozgrywała sprawy Przemyśla we własnym interesie. Wystarczy obejrzeć poniższy rosyjski reportaż od jego minuty 18:30:

Специальный корреспондент 01.07.2014 Без возврата
http://www.youtube.com/watch?v=NNQ4VYQKehE

[quote]Wszystkie polskie telewizje są zbyt leniwe lub poprawne politycznie, żeby zainteresować się problemami Polaków w Przemyślu, na naszym własnym terytorium. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek stacja cokolwiek o tym mówiła. Temat cynicznie „zagospodarowuje” więc telewizja rosyjska. Do tego właśnie prowadzi nasza pasywność. To dokładnie ten sam mechanizm, który zdesperowaną Akcję Wyborczą Polaków na Litwie pchnął do koalicji z Sojuszem Rosjan.[/quote]

Związek Ukraińców w Polsce doskonale opanował technikę szermowania argumentem zagrożenia ze strony Rosji by usuwać ze swojej drogi wszelkich niewygodnych oponentów i osiągać swoje cele.

Jeśli polskie władze i media nie zajmą w tej kwestii zdecydowanej postawy, będą siłą rzeczy wpychać zdesperowanych antybanderowskich Polaków w ręce Rosjan, choć faktycznie środowiska te wcale prorosyjskie nie są. To jest sprzeczne z polską racja stanu i kryje się w tym gigantyczne niebezpieczeństwo. Może się bowiem okazać, że na tej samej zasadzie jak jeszcze niedawno spora część polskiej prawicy dla potrzeb Majdanu była zupełnie ślepa na rozwój neobanderyzmu i nawet nie chciała o tym słuchać, tak teraz duża część antybanderowskich środowisk patriotycznych nie zechce dostrzec niebezpieczeństwa rosyjskiego.

Czy tak trudno zrozumieć, że uczestnicy tej gry nie dzielą się „złych” i „dobrych”? Że zagrożeniem dla Polski jest zarówno rosyjski imperializm, jak ukraiński nacjonalizm? Że obie strony po prostu cynicznie realizują swojej interesy i że nie powinniśmy pozwolić, aby odbywało się to naszym kosztem? Że nie powinniśmy dawać się manipulować żadnej ze stron, tylko wybierać to, co jest korzystne dla naszego kraju i naszych obywateli, szczególnie wtedy, gdy – jak w przypadku Przemyśla – chodzi o nasze terytorium?

To miasto to łakomy kąsek dla nacjonalistów ukraińskich, a ich sporadyczne zapewnienia, że tak nie jest, są mało wiarygodne w świetle innych ich wypowiedzi i konkretnych działań. Ich szaleńcze myślenie, jakkolwiekby fantastycznie by to nie brzmiało, wygląda mniej więcej tak: skoro Polska zaakceptowała bez uwag i żadnych dodatkowych umów granice ukraińskie ze Lwowem, co nie śniło się naszym przodkom, to malutki Przemyśl jest w zasięgu naszej ręki.

Z drugiej strony dla Rosji jest to niezwykle łakomy polityczny kąsek dla propagandowego rozgrywania. Pozostaje mi apel do moich rodaków: nie pozwólmy robić z siebie frajerów! Nie naśladujmy wiadomego generała, który w imię „mniejszego zła” wolał się z nim układać. Bądźmy sobą i głównie między sobą nawiązujmy sojusze, zamiast się wzajemnie oskarżać. Bo nic nas nie uratuje, jeśli we własnym kraju będziemy traktować się jak wrogowie i szukać w tej bratobójczej walce sojuszników poza naszymi granicami.

Apeluje do was o to potomek dwóch rodzin: Orlęcia Lwowskiego i weterana wojny polsko-bolszewickiej.

Aleksander Szych, tekst za: isakowicz.pl

Artykuł Czy Ukraińcy chcą polski Przemyśl pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-ukraincy-chca-polski-przemysl-oraz-jak-obojetnosc-polskich-wladz-wykorzystuja-rosjanie-by-rozgrywac-sprawe-polsko-ukrainska/feed/ 2
Sołotwina – miejscowość w województwie stanisławowskim II RP na zdjęciu w czasie I wojny światowej [foto] https://niezlomni.com/solotwina-miejscowosc-w-wojewodztwie-stanislawowskim-ii-rp-na-zdjeciu-w-czasie-i-wojny-swiatowej-foto/ https://niezlomni.com/solotwina-miejscowosc-w-wojewodztwie-stanislawowskim-ii-rp-na-zdjeciu-w-czasie-i-wojny-swiatowej-foto/#respond Sun, 20 Jul 2014 23:55:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=15101

Sołotwina - rozładunek poczty polowej austriackiej i pruskiej. Po lewej Nadsekretarz (Starszy Sekretarz) Niemieckiej Poczty Polowej, niżej po prawej Starszy Kontroler. Marzec 1915.

W okresie międzywojennym miejscowość była siedzibą gminy wiejskiej Sołotwina w powiecie nadwórniańskim, w województwie stanisławowskim.

slotwina

Artykuł Sołotwina – miejscowość w województwie stanisławowskim II RP na zdjęciu w czasie I wojny światowej [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/solotwina-miejscowosc-w-wojewodztwie-stanislawowskim-ii-rp-na-zdjeciu-w-czasie-i-wojny-swiatowej-foto/feed/ 0
Dlaczego Polacy są wciąż statystycznie czterokrotnie biedniejsi od Greków? Wyjaśnienie: często pomijane fakty z naszej historii https://niezlomni.com/15000/ https://niezlomni.com/15000/#respond Sun, 20 Jul 2014 21:53:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=15000

biedne

Artykuł Dlaczego Polacy są wciąż statystycznie czterokrotnie biedniejsi od Greków? Wyjaśnienie: często pomijane fakty z naszej historii pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/15000/feed/ 0
„Gdybyśmy zachowali się biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat”. Tak „Bór” tłumaczył decyzję o wywołaniu Powstania. Miał rację? https://niezlomni.com/gdybysmy-zachowali-biernie-warszawa-nie-uniknelaby-zniszczen-i-strat-tak-bor-tlumaczyl-decyzje-o-wywolaniu-powstania-mial-racje/ https://niezlomni.com/gdybysmy-zachowali-biernie-warszawa-nie-uniknelaby-zniszczen-i-strat-tak-bor-tlumaczyl-decyzje-o-wywolaniu-powstania-mial-racje/#respond Fri, 18 Jul 2014 07:53:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=14647

[caption id="attachment_14648" align="alignright" width="640"]Tadeusz Bór-Komorowski Tadeusz Bór-Komorowski[/caption]

Artykuł „Gdybyśmy zachowali się biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat”. Tak „Bór” tłumaczył decyzję o wywołaniu Powstania. Miał rację? pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdybysmy-zachowali-biernie-warszawa-nie-uniknelaby-zniszczen-i-strat-tak-bor-tlumaczyl-decyzje-o-wywolaniu-powstania-mial-racje/feed/ 0
Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/ https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/#respond Fri, 27 Dec 2013 12:26:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=4761

Stanisław TaczakBył pierwszym oficerem Polakiem z armii niemieckiej, który zgłosił się w Warszawie do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wojskowych zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przyszedł z polskim orzełkiem przypiętym do niemieckiej oficerskiej czapki.

Jak sam wspominał:

„Rozbrajano wtedy Niemców na ulicach Warszawy, (…) kiedy grupka młodych i ze mną chciała to uczynić, ofuknąłem chłopców ostro po polsku. Stanęli jak wryci. Powiedziałem im, że jestem Polakiem i niezwłocznie wstąpię do Wojska Polskiego, co też niebawem uczyniłem”.

Już 17 listopada 1918 roku poprowadził ulicami Warszawy pochód Polaków z byłej armii niemieckiej. A wkrótce kapitan Stanisław Taczak został głównodowodzącym powstania w Wielkopolsce, zakończonego naszym zwycięstwem.

Homer i Wergiliusz w oryginale

Taczakowie na początku XIX wieku sprowadzili się do Mieszkowa, małej osady leżącej niedaleko Jarocina, przy dawnym szlaku handlowym z Poznania do Kalisza. Rodzina była tradycyjnie polska, patriotyczna i katolicka, w takim duchu wychowywała też kolejne pokolenia. Rodzice Stanisława, Andrzej, który walczył w Powstaniu Styczniowym, oraz Balbina pochodząca z Litwy, skąd w obawie przed popowstaniowymi represjami przeniosła się do zaboru pruskiego, mieli oberżę przy placu targowym. Poza sklepem kolonialnym i restauracją urządzili w niej także salę bilardową z grającą szafą, gdzie odbywały się chrzty, wesela i stypy oraz wszelkie zebrania polskich organizacji i towarzystw.

Stanisław, urodzony 8 kwietnia 1874 roku, miał pięciu braci (jeden zmarł niedługo po urodzeniu) oraz siostrę Marię. Wszystkim dzieciom rodzice zapewnili wykształcenie. Ignacy został nauczycielem, Michał – lekarzem, a Teodor i Leon obrali stan duchowny. Początkowo teologię chciał też studiować Stanisław, ale ostatecznie wybrał Akademię Górniczą we Freibergu w Saksonii. Wcześniej ukończył gimnazjum klasyczne w Ostrowie Wielkopolskim, w którym jedynym nauczycielem Polakiem był ksiądz od religii.

Stanisław jednak, należąc do kółka samokształceniowego Towarzystwa Tomasza Zana, umacniał swój charakter narodowy i doskonale nauczył się języka polskiego oraz poznał historię Polski. Z niemieckiego gimnazjum wyniósł zaś biegłą znajomość greki i łaciny, tak że jeszcze mając 85 lat, recytował Homera i Wergiliusza w oryginale, tłumaczył klasycznych autorów i udzielał wnukom korepetycji z łaciny.

[caption id="attachment_4766" align="alignleft" width="300"]Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz. Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz.[/caption]

Na studiach nie tylko objawił talent przyszłego uczonego, ale nie zaniedbał też polskich obowiązków. Należał do Związku Młodzieży Polskiej oraz przez kilka lat do Polskiej Partii Socjalistycznej, w której – jak wspominał – był gorącym sympatykiem wydawanego w Londynie czasopisma „Przedświt”. Jako inżynier dyplomowany został asystentem na Politechnice Berlińskiej, w Instytucie Doświadczalnym w Dahlem na przedmieściach Berlina. Razem ze znanym uczonym prof. Friedrichem W. Hinrichsenem napisał jedno z najważniejszych dzieł w dziedzinie chemii węgla. Od 1904 roku Stanisław był żonaty z Ewą Wichmann, córką bogatego rentiera z Kołobrzegu, z którą stworzył prawdziwie polski dom. Mieli dwoje dzieci – Stanisława i Aleksandrę.

Przez cały czas, kiedy Taczakowie mieszkali w Berlinie, Stanisław „utrzymywał żywe kontakty z młodzieżą polskiego pochodzenia i organizacjami krzewiącymi umiłowanie Ojczyzny”. Jego dom był zawsze otwarty dla Polaków, bywał w nim m.in. poseł Władysław Seyda. Na święta i letnie wakacje rodzina wyjeżdżała najczęściej do Poznania.

A Ojczyzna nasza wolna

Stanisław po odbyciu jednorocznej służby wojskowej w armii pruskiej, po studiach oraz późniejszych okresowych ćwiczeniach, od 1913 roku był porucznikiem i chociaż w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej miał już 40 lat, został zmobilizowany do armii cesarskiej. Wkrótce awansował na kapitana i dowodził batalionem na froncie rosyjskim. W grudniu 1916 roku, gdy Legiony Polskie po aresztowaniu Piłsudskiego miały być reorganizowane na wzór armii niemieckiej, kapitan Taczak poprosił o przeniesienie jako instruktor do 2. Batalionu 6. Pułku Piechoty Legionów do Nałęczowa, a potem Dęblina. Pozostawił tam po sobie „pamięć dobrego patrioty, gdyż mimo że był oficerem armii niemieckiej – umiał w szeregach podkomendnych podtrzymać i rozbudzić ducha patriotyzmu i myśl o niepodległej”.

Po zgłoszeniu się do Wojska Polskiego, w połowie grudnia 1918 roku, Taczak, zaniepokojony wiadomościami z Berlina, poprosił generała Stanisława Szeptyckiego o urlop, aby spotkać się z rodziną. W drodze powrotnej zajechał do Poznania do swoich braci. Teodor był w Poznańskiem bardzo znany, najpierw jako wikary w kościele św. Wojciecha, a potem profesor prawa kanonicznego, teologii moralnej i nauk społecznych w seminarium gnieźnieńskim oraz kanonik przy kolegiacie św. Jerzego w Gnieźnie. Był autorem czterech podręczników prawa kościelnego i redaktorem „Wiadomości Apologetycznych”, znał poza tym wszystkich najważniejszych polskich działaczy społecznych w Poznańskiem, w tym ks. Stanisława Adamskiego i Wojciecha Korfantego.

Właśnie ks. Teodor opowiedział bratu o wydarzeniach, jakie zaszły w Poznaniu w czasie wizyty światowej sławy pianisty Ignacego Jana Paderewskiego, który swoje przemówienie do tłumnie zgromadzonych przed hotelem Bazar rodaków zakończył słowami:

[quote]Niech żyje Polska, zgoda, jedność, a ojczyzna nasza wolna, zjednoczona z naszym polskim Wybrzeżem żyć będzie po wsze czasy[/quote]

stanislaw-taczak2Następnego dnia, 27 grudnia, podczas kolejnych wielotysięcznych, patriotycznych manifestacji doszło do pierwszych starć z grupami Niemców prowokująco znieważających biało-czerwone flagi oraz demolujących polskie lokale. Oddziały Straży Bojowej i Polskiej Organizacji Wojskowej rozpoczęły przejmowanie głównych budynków w mieście (zginął wtedy Franciszek Ratajczak, członek „Sokoła” i Służby Straży i Bezpieczeństwa, pierwszy poległy w powstaniu). Wieczorem znaczna część Poznania była w polskich rękach. Tak rozpoczęło się Powstanie Wielkopolskie. Jego celem było uwolnienie Wielkopolski spod niemieckich rządów i zjednoczenie z Polską. Wkrótce walki objęły cały region.

65-letni ochotnik

Powstania, które było przygotowywane na wiosnę, nie dało się już powstrzymać. Wobec takiego rozwoju sytuacji Naczelna Rada Ludowa potrzebowała natychmiast dowódcy dla walczących oddziałów. Wojciech Korfanty, jeden z przywódców NRL, powiadomiony przez ks. Teodora o przybyciu do Poznania jego brata – oficera Sztabu Generalnego, spotkał się z kpt. Stanisławem Taczakiem 28 grudnia około godziny 20.00 i zaproponował mu objęcie stanowiska tymczasowego głównodowodzącego powstania. Następnego dnia, po porozumieniu się z Warszawą, kpt. Taczak, za zgodą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, przyjął propozycję Korfantego. Zakwaterowany ze swoim sztabem w hotelu Royal, awansowany do stopnia majora, od razu przystąpił do energicznych działań. Pracowali od świtu, z krótką przerwą na obiad, do wieczora, także w niedziele.

[quote]Efekty działalności pierwszego głównodowodzącego były zadziwiające. Udało mu się utrzymać wszystkie osiągnięcia powstania. Razem ze swoim szefem sztabu płk. Julianem Stachiewiczem opracował cele operacyjne powstania. Podjął decyzję o ataku na niemiecką stację lotniczą na Ławicy – ostatni niemiecki punkt oporu w Poznaniu, który powstańcy opanowali nocą z 5 na 6 stycznia 1919 roku. Generałowi Józefowi Dowbór-Muśnickiemu, nowemu dowódcy powstania, „przekazał zorganizowany sztab Dowództwa Głównego, kadry przyszłego Szefostwa Aprowizacji, dowództwa frontowe, kadry przyszłej armii regularnej” – podsumował prof. Bogusław Polak, autor biografii Stanisława Taczaka.[/quote]

stanislaw-taczakW 1923 roku Taczak został generałem brygady, pozostając w służbie czynnej do 1930 roku. Po wybuchu drugiej wojny światowej jako 65-latek zgłosił się na ochotnika do Armii „Poznań” i po kapitulacji trafił do niemieckiej niewoli, w której pozostał do końca wojny. Do Polski wrócił w 1946 roku, mieszkał w Janikowie i potem w Malborku. Na uroczyste obchody 40. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego nie został zaproszony, co sprawiło mu wielką przykrość. Wynagrodzili mu to jego dawni podkomendni, zapraszając na obchody lokalne, m.in. w Gostyniu. Generał zmarł w 1960 roku i spoczął na cmentarzu w Malborku, skąd po wielu latach starań rodziny i weteranów został w 1988 roku przeniesiony do Poznania, na cmentarz Zasłużonych Wielkopolan na wzgórzu św. Wojciecha. Jego ostatnim życzeniem było bowiem spocząć w ukochanym Poznaniu.

Joanna Wieliczko-Szarkowa, artykuł ukazał się w "Naszym Dzienniku" (27 grudnia 2013 r.)

Artykuł Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/feed/ 0