Holocaust – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Holocaust – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Wzruszająca historia przyjaźni żydowskiej dziewczynki i polskiego chłopca. Znajomość wystawiona na ciężką próbę [WIDEO] https://niezlomni.com/wzruszajaca-historia-przyjazni-zydowskiej-dziewczynki-i-polskiego-chlopca-znajomosc-wystawiona-na-ciezka-probe-wideo/ https://niezlomni.com/wzruszajaca-historia-przyjazni-zydowskiej-dziewczynki-i-polskiego-chlopca-znajomosc-wystawiona-na-ciezka-probe-wideo/#respond Wed, 30 Jun 2021 05:43:51 +0000 https://niezlomni.com/?p=51313

Palmira i Jerzyk wychowują się na jednym podwórku. Wspólnie się bawią i beztrosko poznają świat, nie przywiązując większej wagi do tego, że należą do różnych narodów. Dopiero wybuch wojny boleśnie im te różnice uświadomi, stawiając przed nimi wyzwania, z którymi nie poradziłby sobie niejeden dorosły. Ich przyjaźń zostanie wystawiona na próbę, a dzieci będą musiały przejść przyspieszony kurs dorastania w nieludzkich, dramatycznych warunkach.


Kolejna po Listach do Duszki, Muzyce dla Ilse i Kołysance dla Łani opowieść ze szkatułki wspomnień. Wzruszająca historia przyjaźni żydowskiej dziewczynki i polskiego chłopca.

Historia prawdziwa. Spisana na podstawie wspomnień, domysłów i tajemnic.„Rewelacyjna, niesamowita i wyjątkowa powieść, która wzbudziła we mnie dziesiątki uczuć, emocji i wzruszyła do łez, nauczyła dobra i została ze mną na długo. Polecam z całego serca”. Jolanta Kosowska, pisarka „To kolejna powieść o czasach trudnych i dla niektórych rodzin bolesnych. O latach ostatniej wojny. Ponieważ życie jednak toczy się dalej, autorka osadziła losy swoich bohaterów również we współczesności. To trzeba przeczytać. Nie będzie osób zawiedzionych”.

Lucyna Kleinert, pisarka, autorka bloga Poza granicami Polski, ale nie tylko.

Fragment książki Ewy Formelli, Złoty konik dla Palmiry, wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć w wydawnictwie Replika.

PROLOG – 1940 rok

Noc była jasna, zbliżała się pełnia księżyca. Jerzyk powinien już dawno spać, bo dzień był wyjątkowo męczący jak dla kilkulatka. Sen jednak nie nadchodził. Chłopiec wsłuchiwał się w głośnie chrapanie ojca śpiącego z matką w drugiej części izby, za kotarą. Od czasu do czasu słyszał ciche posapywanie matki i nieznośne mlaskanie Franka – młodszego brata, któremu pewnie śniło się coś dobrego do jedzenia. Jego siostry, Ula i Jadzia, spały przytulone do swoich jaśków, jakby przysnęły w objęciach narzeczonych. Ale tych chłopców już od dawna nie było w mieście, bo zostali zwerbowani do wojska. Niemieckiego wojska walczącego z nimi, Polakami. Tego Jerzyk nie mógł zrozumieć mimo swoich dziewięciu lat. Co ich, Polaków, obchodziła wojna jakiegoś Niemca, który nagle postanowił, że wszyscy mają być takiej narodowości jak on. Jerzyk wiedział, że jego rodzina teraz też jest niemiecka, bo tata musiał podpisać jakieś papiery, że woli Niemców od Polaków. Wszystko to pewnego jesiennego dnia stało się bardzo skomplikowane. Nagle ich nazwiska nie wolno było pisać Kolpisz tylko Kolpisch. Co kogo obchodzi, jak się pisze ich nazwisko?

Ciemne chmury zasłoniły księżyc i wąska szczelina w kotarze wiszącej na oknie zrobiła się czarna.

W pewnym momencie jakby w szybkę coś uderzyło. Pewnie jakiś ptak zabłądził i dziubkiem stuknął w ich okno – pomyślał chłopiec. Zamknął oczy i próbował zasnąć, ale cichutkie uderzenie się powtórzyło. Wiatr? Stara jabłonka rosnąca na podwórzu nie dosięgała gałęziami do ich okna. Po kilku chwilach znów coś uderzyło w szybkę. Jerzyk podniósł się powoli i na palcach podszedł bliżej okna, delikatnie odsunął kawałek kotary i rozejrzał się po podwórku, ale nikogo nie zauważył. Już chciał wrócić do łóżka, gdy zza drzewa niepewnie wynurzyła się jakaś postać. Nie była ani wysoka, ani gruba, chociaż w nikłym blasku księżyca wydawała się chłopcu dziwnie znajoma. Najciszej jak potrafił, wsunął się za kotarę i bezszelestnie uchylił okno. Postać się zbliżyła.
– Palmira? – szepnął, rozpoznając w skulonej postaci przyjaciółkę z sąsiedniego podwórka.
– Możesz na chwilę wyjść? – zapytała dziewczynka drżącym głosem.
– Już schodzę – odszepnął.
Powoli wycofał się do pokoju i po cichu zaczął wkładać buty, gdy zza zasłony, za którą spali rodzice, wychyliła się zaspana matka.
– A ty dokąd o tej porze?
– Do kibelka – odpowiedział bez zająknięcia. – Brzuch mnie boli i chyba muszę się załatwić.
– A nie możesz się załatwić do wiaderka?
– Mamo! Będzie śmierdziało.
– Tylko nie zapalaj świecy, bo wiesz…
– Tak, wiem mamo. Idź spać, trafię po ciemku. Zresztą dzisiaj księżyc świeci, więc bezszelestnie się dostanę do wychodka, nikt nawet nie zauważy.


Halina Kolpisz kiwnęła głową, chociaż syn z pewnością tego nie zauważył. Odwróciła się i wsunęła pod pierzynę, pod którą pochrapywał jej mąż.
– Czego się kręcisz po nocy? – Jerzyk usłyszał jeszcze warknięcie ojca.
– Nic, nic. Śpij, to tylko Jorguś szedł się załatwić i mnie rozbudził.
Chłopiec wyszedł na podwórko i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny. Chmury znów zasłoniły księżyc i wokół zapanowała ciemność. Gdzieś pod murem usłyszał jednak ciche popłakiwanie i uspokajające słowa przyjaciółki.
– Cichutko, Beni. Jorguś nam pomoże.
Jerzyk przesunął się po omacku w stronę skąd dochodziły dźwięki. Księżyc na chwilę rozjaśnił podwórko i pozwolił zobaczyć dwie skulone pod murem domu postacie.
– Co wy tu robicie i jak się tu znaleźliście? Przecież kilka dni temu cała wasza rodzina wyjechała…
– Nie wyjechała, tylko została zabrana przez Niemców, nie wiadomo gdzie.
– A ty, wy… dlaczego nie pojechaliście z nimi?
– Kiedy pod dom podjechały ciężarówki i żołnierze zaczęli walić w drzwi naszych sąsiadów, mama wypchnęła nas przez okno i kazała uciekać. W ostatniej chwili udało nam się przecisnąć przez dziurę w płocie i schować za kaplicą waszego cmentarza. Kiedy byliśmy już po drugiej stronie, słyszałam jak z podwórka zaczęły dochodzić jakieś krzyki. Potem w szparze płotu zobaczyłam zaglądającą twarz młodego niemieckiego żołnierza.
– Ale to było kilka dni temu. Gdzie byłaś… byliście – Jerzy natychmiast się poprawił, spogladając na przyczepionego do Palmiry chłopca – do tej pory?

Dziewczynka przytuliła do siebie pochlipującego małego chłopca i rozpłakała się.
– Jorguś, czy możesz nam załatwić coś do zjedzenia? Cokolwiek. Od dwóch dni nie jedliśmy niczego oprócz dzikich jabłek, Beni już dwa razy mi zasłabł, wymiotował, a ja…
– Poczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.
Chłopiec pobiegł do domu i po chwili wrócił z kilkoma pajdami suchego chleba i rondelkiem. Podał naczynie młodszemu dziecku i uśmiechnął się przez łzy, chociaż mały braciszek Palmiry nie mógł tego zauważyć.
– Pij bardzo powolutku, Beni, to na dłużej zostanie to w twoim brzuszku. Masz. – Podał przyjaciółce kromkę chleba. – Ty też żuj powoli, żeby ci nie zaszkodziło. Nasz drużynowy zawsze nam tak każe robić, bo mówi, że zbyt łapczywe jedzenie jest szkodliwe. Najlepiej jak będziesz odrywała po małym kawałeczku. Wrzuć też okruchy do tego rondelka z zupą, którą dostał Beni. Letnia jest, bo na piecu już dawno ogień zgasł, ale może nie zaszkodzi małemu.
– Dziękuję ci, Jorguś. Zjemy i pójdziemy sobie, żebyś nie miał przez nas kłopotów. – Dziewczyna przytuliła się do przyjaciela, zostawiając na jego koszuli mokre ślady po łzach.
– Dokąd pójdziecie?
– Nie wiem, do tej pory ukrywaliśmy się na waszym cmentarzu. Wiesz, między grobami nikt nie zwraca na nas uwagi. Najgorzej jest w nocy, bo zimno, a boję się iść do domu po coś cieplejszego do ubrania, bo…
– Nie możesz iść do waszego domu, bo tam już mieszka jakaś niemiecka rodzina. Widziałem nawet, jak ta pani szła do sklepu w sukience twojej mamy, wiesz tej brązowej.
Dziewczynka ponownie się rozpłakała.
– Chodź, Beni, idziemy. – Złapała brata za rączkę, ale okazało się, że dziecko zasnęło. Uniosła go więc, chcąc zanieść w bezpieczne miejsce, kiedy nagle poczuła na ramieniu dłoń Jerzego.
– Zostań. Chodź ze mną. Dzisiaj przechowam was w naszej piwnicy.
– Waszej piwnicy? A jak ktoś nas tam znajdzie? Nie możesz ryzykować, Jorguś, jak nas znajdą, to całą waszą rodzinę rozstrzelają, wiesz co się stało z rodziną Felka?
– Nie.
– Ktoś doniósł Niemcom, że ukrywają w domu Żyda, a to był najlepszy przyjaciel ojca Felusia. Przyszli żołnierze, wywlekli ich na ulicę, ustawili pod murem i… wszystkich rozstrzelali, nawet małą Anię.
– Skąd o tym wiesz? – Chłopiec poczuł, że w jego brzuchu zaczyna się dziać coś dziwnego. – Kto ci to powiedział?
– Słyszałam, jak dwie panie rozmawiały na cmentarzu. Mówiły szeptem, ale leżeliśmy z Beniem w krzakach i dokładnie wszystko słyszałam.
– O Boże! – Jerzyk zakrył usta dłonią, żeby szloch nie wydostał się na zewnątrz. Felek był jego kolegą ze szkolnej ławki. A mała Ania była młodsza od jego małego braciszka Franka, mogła mieć jakieś… dwa latka. Słyszał, jak ojciec rozmawiał z matką na temat rodziny Felka i nawet pamięta, że mama wtedy pochlipywała. Ale ojciec powiedział tylko, że tak kończą zdrajcy. Jerzyk wtedy nie wiedział dokładnie, o co chodziło, a mama nie chciała na ten temat mówić. Teraz dowiedział się, dlaczego. – Chodź, daj mi Benka, pomogę ci go zanieść, tylko po cichu, żeby nikt z sąsiadów nas nie usłyszał.
Bardzo powoli zeszli po stromych, drewnianych schodkach. Oczy z wolna przyzwyczaiły się do ciemności, ale musiały bardzo dokładnie wyczuć każdą przeszkodę. W pewnej chwili Jerzyk się zatrzymał i zaczął obmacywać ścianę w poszukiwaniu wgłębienia, w którym chowano klucz do drewnianych drzwi piwnicy. Znalazłszy go, cichutko przekręcił w zamku, ignorując delikatne skrzypnięcie.
Po wejściu do środka zapalił ogarek świecy leżący we wgłębieniu z cegieł razem z zapałkami. Palmira cały czas trzymała się jego rękawa.
– Zamknę was na klucz. Przyjdę jutro, postaram się coś wymyśleć. Gdybyś słyszała, że ktoś schodzi po schodach, to schowajcie się za tą stertą gratów albo wejdźcie do tej starej szafy.
Kiedy chłopak odwrócił się w stronę drzwi, dziewczynka go zatrzymała.
– Dziękuję ci, Jorguś. – Przytuliła drżące z zimna i emocji ciało do przyjaciela i mocno go uściskała. Na mokrym od łez policzku złożyła delikatny całus i się uśmiechnęła.
Jerzy zdmuchnął świeczkę i najciszej jak potrafił, zamknął drzwi. Schował klucz w dłoni i na drżących nogach wrócił do domu. Wiedział, że tej nocy trudno mu już będzie zasnąć.
– Co tak długo? – Gdy wchodził do mieszkania, usłyszał zatroskany głos matki. – Wszystko w porządku? Może jutro pójdziemy do doktora Zejbera?
– Nie, mamo. Myślę, że do jutra wszystko będzie dobrze. Śpij. Dobranoc.

Delikatnie wsunął się pod pierzynę, rozkoszując się ciepłem bijącym od nagrzanych ciał sióstr i brata.
Palmira pomyślała, że dobrze zrobiła, przychodząc do Jorgusia, nie wiedziała, czy jakiś inny kolega z podwórka miałby tyle odwagi co on. No, ale on jest polskim harcerzem, a ci podobno są bardzo odważni i lojalni wobec przyjaciół.

Otuliła brata ramionami i zamknęła oczy. Każdy dochodzący z zewnątrz odgłos powodował strach, dlatego cały czas czujnie nasłuchiwała. Bała się. Bała się o siebie i o Beniamina, bała się o Jerzego i jego rodzinę, bała się o swoich rodziców, którzy byli teraz nie wiadomo gdzie. Bała się ludzi, którzy pojawili się nagle w ich mieście, burząc spokój wielu rodzin i wywołując strach nie tylko u dzieci. Po raz pierwszy w swoim życiu widziała, że dorośli też się boją, chociaż ci ładni panowie w eleganckich mundurach początkowo nie wydawali się groźni. Czasami nawet się uśmiechali.

Artykuł Wzruszająca historia przyjaźni żydowskiej dziewczynki i polskiego chłopca. Znajomość wystawiona na ciężką próbę [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wzruszajaca-historia-przyjazni-zydowskiej-dziewczynki-i-polskiego-chlopca-znajomosc-wystawiona-na-ciezka-probe-wideo/feed/ 0
Jak niemieccy zbrodniarze trafili do Argentyny. „Prawdziwa Odessa”, niezwykłe śledztwo dziennikarza. [WIDEO] https://niezlomni.com/jak-niemieccy-zbrodniarze-trafili-do-argentyny-prawdziwa-odessa-niezwykle-sledztwo-dziennikarza-wideo/ https://niezlomni.com/jak-niemieccy-zbrodniarze-trafili-do-argentyny-prawdziwa-odessa-niezwykle-sledztwo-dziennikarza-wideo/#respond Tue, 19 Feb 2019 05:40:03 +0000 https://niezlomni.com/?p=50669

Ledwie Pierre Daye opuścił w Buenos Aires pokład samolotu linii Iberia 21 maja 1947 roku, kiedy okazało się, że Bruksela żąda jego aresztowania. Tego się nie spodziewał. Nie był on jedynym niemieckojęzycznym nazistą, który po wojnie znalazł schronienie u Peróna. Do Argentyny uciekło ponad stu francuskich i belgijskich zbrodniarzy wojennych o udokumentowanej winie, a przybyło tam także wielu innych francuskojęzycznych nazistowskich kolaborantów, których szczegółowe przewinienia nie zostały jeszcze określone

Od przybycia w maju 1946 roku pierwszego francuskiego kolaboranta Emile’a Dewoitine’a, który dotarł do Argentyny na pokładzie statku mającego zabrać kardynała Caggiano z powrotem do Włoch, zagorzali katolicy o nazistowskich poglądach byli ciepło przyjmowani przez przywódców Argentyny - pisze Uki Goñi w książce "Prawdziwa Odessa. Jak Peron sprowadził hitlerowskich zbrodniarzy do Argentyny".

Ich przyjazd koordynowała grupa aktywistów, którym przewodzili Daye i Lescat. Dzięki współpracy z wojennymi reżimami katolickich Słowacji i Chorwacji, grupa Daye’a cieszyła się wsparciem dostojników kościelnych z Argentyny i Belgii. Chronieni przez Peróna, a tym samym niepodlegający ekstradycji za zbrodnie popełnione podczas nazistowskiej okupacji własnych narodów, członkowie organizacji Daye’a z łatwością zjednoczyli się z nazistowskim zespołem utworzonym przy prezydenckim Biurze Informacyjnym w celu przeprowadzenia jednej z najsprawniejszych operacji ucieczki w czasach współczesnych.

Argentyna została poproszona o przekazanie Daye’a „do dyspozycji władz belgijskich na pokładzie belgijskiego statku” w celu jego repatriacji. Rząd belgijski przypomniał Argentynie o jej obowiązkach wynikających z aktu z Chapultepec. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Peróna otrzymało aktualną fotografię Daye’a i adres hotelu Lafayette w centrum Buenos Aires, gdzie zbrodniarz w tamtym czasie przebywał. Poselstwo belgijskie zwróciło uwagę, że 12 grudnia 1946 roku były parlamentarny przywódca frakcji ruchu Christus Rex został skazany na śmierć za skandaliczną kolaborację z Niemcami w czasie wojny. Rząd Peróna od samego początku zwlekał z zabraniem głosu w tej sprawie. Nie otrzymawszy przez miesiąc odpowiedzi od rządu Argentyny, Bruksela była zmuszona ponowić wniosek o ekstradycję, tym razem dopisując do listy trzech innych niechlubnej sławy belgijskich zbrodniarzy wojennych. Dwóch z nich, Jan Lecomte i Gérard Ruysschaert, przybyło do Argentyny z hiszpańskimi paszportami 15 maja 1947 roku na pokładzie statku Cabo Buena Esperanza, tego samego, którym przypłynął nowy ambasador rządu Franco i bliski przyjaciel Daye’a – José María Areilza. Trzeci z nich, Rudolf Clayes, zszedł na ląd 7 czerwca z pokładu statku Campana, którym wcześniej dotarło do Argentyny co najmniej trzech chorwackich przestępców wojennych. Nic dziwnego, że poselstwo belgijskie poczuło się zobligowane do zakończenia swojej listy zbrodniarzy wojennych skrótem „itd.”.

[caption id="attachment_50677" align="aligncenter" width="1640"] Wikipedia.pl[/caption]

Informację o pobycie Daye’a w Argentynie przekazał Belgom dobrze poinformowany ambasador Francji, Wladimir d’Ormesson. Sam Daye zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji. Bardziej urażony niż przestraszony, był wściekły na szefa poselstwa belgijskiego, Marcela Henriego Jaspara, starego polityka, z którym znał się od połowy lat 30. Daye wspominał w swoich obszernych niepublikowanych pamiętnikach spisanych w Buenos Aires, że w odwecie, kiedy drogi obu panów schodziły się „na ulicy, w restauracji, w klubie Jockey, gdzie od czasu do czasu był [Daye] zapraszany na śniadanie, dobrze się bawił (…), udając, że nie widzi Jaspara”. W bardziej praktycznym sensie oznaczało to, że protektorzy Daye’a w Argentynie po cichu postarali się o to, by wniosek o jego ekstradycję nie został zrealizowany. Daye wkrótce poczuł się na tyle pewnie, by „śmiać się w duchu” z jasparowskich prób schwytania go.

Nie było prawdą, że władze argentyńskie nie mogły go znaleźć, ponieważ nawet przed ponowieniem wniosku o ekstradycję Daye’a Minister Spraw Zagranicznych Juan Bramuglia miał na swoim biurku szczegółowy raport policji federalnej zawierający jego nowy adres: Viggiano, Corrientes Avenue 785. Początkowa ekscytacja z powodu zlokalizowania celu w miarę lektury raportu zaczynała blednąć, gdyż sprawa przybierała korzystny dla zbrodniarza obrót. Pod koniec września, pomimo zlokalizowania wszystkich czterech belgijskich zbrodniarzy, poinformowano ministra, że prawdziwym powodem przyjazdu Daye’a było „napisanie książki o Republice Argentyny”, która miała „wysławiać świetność tego kraju na cały świat”. Oczywiście policja zauważyła bliskie relacje Daye’a z nowym hiszpańskim ambasadorem, Areilzą. Do października ministerstwo zdecydowało, by przed podejmowaniem jakichkolwiek drastycznych decyzji poczekać na trzeci wniosek o aresztowanie Daye’a. Od grudnia ekstradycja Daye’a nie wchodziła już w rachubę, gdyż został on wówczas wprowadzony do biura prezydenta w Casa Rosada jako gość honorowy. „Co by on [Jaspar] o tym pomyślał – rozważał Daye w swoich wspomnieniach – gdyby wiedział, że (…) kiedy chciał mnie aresztować, miałem zostać przyjęty przez Peróna?".

Rozrastającą się społeczność uciekinierów wojennych przygarniętych przez Peróna łączyły z prezydentem Argentyny dwie kwestie: wzniosła pogarda dla demokratycznej i komunistycznej alternatywy, które wyszły zwycięsko z drugiej wojny światowej, oraz twarde przekonanie, że trzecia wojna światowa jest nieunikniona. Perón i Evita brali udział w tajnych naradach z Urzędem Imigracyjnym, podczas których dyskutowano o roli Argentyny w wyimaginowanym kataklizmie, a nazistowscy uciekinierzy przewidywali swój chwalebny powrót do dawnej świetności po nadejściu owego kataklizmu. „Wszyscy tu uważają, że rok 1948 będzie rokiem wojny” – pisał Daye do znajomego zbiegłego zbrodniarza, przebywającego w Madrycie.

W Europie byli współpracownicy Hitlera także spodziewali się chwalebnego powrotu do dawnej świetności.

Za dwa, trzy lata, może pięć, nadejdą godziny wielkości – napisał do Daye’a ze swej kryjówki w Hiszpanii Léon Degrelle, przywódca rozwiązanej belgijskiej frakcji reksistów. – Zobaczysz, Pierre, mój stary druhu, zobaczysz, dokonamy niebywałych rzeczy. To, co robiliśmy do tej pory, to tylko zadania patrolowe, rekonesans, przepychanki. Prawdziwe życie dopiero się zacznie. Jestem o tym święcie przekonany.

Odpowiedź z Buenos Aires była utrzymana w równie porywającym stylu.

Przyszłość należy do nas – napisał Daye w liście dostarczonym przez tajemniczych kurierów do tajnego sanktuarium Degrelle’a. – Ukształtowały nas doświadczenie i nieszczęścia. Męczennicy, niezbędni dla dobra każdej wielkiej sprawy, ujrzą swe nazwiska triumfalnie zrehabilitowane.

„Najwyższe sfery” w Argentynie oczekiwały „tragedii”, przewidując, że „cała Europa Zachodnia przejdzie w ręce bolszewików lub wybuchnie wojna między Stanami Zjednoczonymi a Rosją”.

Tymczasem Daye, bezpiecznie osiadły w Ameryce Południowej, zaczął dostrzegać podobieństwa między pronazistowską belgijską odnogą Christus Rex z lat 30., którą dotychczas postrzegał jako realną alternatywę „skrajnie prawicowego kapitalizmu i skrajnie lewicowego komunizmu”, a własną „Trzecią Pozycją” Peróna – koncepcją polityczną, którą prezydent zaczął propagować w połowie 1947 roku podczas prywatnych spotkań z przyszłym ministrem spraw zagranicznych, Hipólito Pazem. Był to ten sam Paz, który spotkał Daye’a w domu markiza de las Marismasa w Madrycie wcześniej tego samego roku. Panowie zostali sobie przedstawieni w Buenos Aires przez hiszpańskiego ambasadora Areilzę. Daye odwiedził potem Paza w Muzeum Sztuk Pięknych, gdzie młodszy doradca Peróna miał swoje biuro. Innym specjalistą ds. polityki zagranicznej, blisko związanym z Daye’em, był Mario Amadeo, który powitał Daye’a na płycie lotniska w Buenos Aires. Dyplomata ten zasiadał w Powojennej Radzie Peróna – organie opracowującym zalecenia dotyczące wielu kwestii, w tym określenia stanowiska Argentyny wobec prowadzonych przez aliantów sądowych procesów zbrodniarzy wojennych.

Daye był pod wrażeniem peronowskiej idei plasującej się w połowie drogi między dwoma głównymi powojennymi ustrojami politycznymi. Wraz z nieliczną grupą uciekinierów, „którzy znaleźli się w takiej samej sytuacji”, dostrzegł, że inicjatywa Peróna oferowała „twardy grunt, solidną podstawę” dla powrotu na arenę polityczną. Prawdopodobnie ważnymi członkami grupy, którą utworzył, byli jego dawni znajomi z Madrytu, Carlos Fuldner i Radu Ghenea. „Zaczęliśmy spotykać się, aby przewidywać ostateczne ukształtowanie się nowego ruchu” – napisał Daye w swoich pamiętnikach.

Rozpieszczany i celebrowany w Buenos Aires Daye zaczął „odzyskiwać spokój, który niemalże utracił, przebywając w Europie Zachodniej”. W licznej społeczności emigrantów, w skład której wchodzili naziści, belgijscy reksiści, włoscy faszyści, hiszpańscy falangiści, a także członkowie i urzędnicy rumuńskiej Żelaznej Gwardii, węgierscy strzałokrzyżowcy, francuscy członkowie rządu Vichy i chorwaccy ustasze, Daye miał wysokie poczucie własnej wartości, i pod skrzydłami Peróna utworzył zwartą grupę wzajemnego wsparcia.

Hiszpański ambasador Areilza w szczególny sposób przyczynił się do ułatwienia Daye’owi wyjazdu z Europy, pozwalając mu nawet na korzystanie z poczty dyplomatycznej ambasady w celu komunikowania się z towarzyszami z Madrytu. „Piękna ambasada hiszpańska zastąpiła mi poselstwo belgijskie, które się do mnie nie przyznaje” – pisał Daye. Był on też w bliskim kontakcie z „zawsze wspaniałym” Charlesem Lescatem, Markiem Augierem – pisarzem skazanym we Francji na karę śmierci, który potem został instruktorem narciarskim Evity – oraz „doskonałym i bajecznym Réne Lagrou”, który zajmował się wcielaniem w życie swego planu wysłania dwóch milionów belgijskich kolaborantów nazistowskich wraz z rodzinami do Argentyny. Wśród nowych znajomych Daye’a było też wielu „uroczych Amerykanów i zachwycających, arystokratycznych Argentyńczyków”, których nazwiska dyskretnie pominął w swoich pamiętnikach.

Spacerując ulicami Buenos Aires niedługo po swoim przyjeździe do miasta, Daye ze zdumieniem odkrył w oknie księgarni hiszpańskie tłumaczenie swojej powieści pt. Stanley. Nie wiedział, że prawa do powieści nabył argentyński wydawca. „Nagle dostałem najlepszą intelektualną wizytówkę, choć wcale się o nią nie starałem” – pisał Daye. Niezwłocznie rozprowadził on egzemplarze swojej książki wśród argentyńskich gospodarzy – lista, którą sporządził zaledwie w cztery miesiące po przyjeździe do kraju, ukazuje, jak szybko został przyjęty do najwyższych kręgów środowiska Peróna. Wykaz zawierał nazwiska trzech kluczowych członków kancelarii prezydenta. Znaleźli się tam także Juan Carlos Goyeneche i Amadeo, wówczas główny nadzorujący nacjonalistyczne wsparcie dla rządu Peróna.

Kiedy Daye nie brał udziału w spotkaniach swojej grupy „Trzeciej Pozycji”, udzielał się towarzysko. Pijał herbatę z byłym ambasadorem Mussoliniego w Madrycie, Eugeniem Morrealem, spotykał się też z austriackim księciem Ernstem Rüdigerem Starhembergiem, znanym ze swych antysemickich poglądów. Niegdyś, w czasie reżimu Dollfussa, Starhemberg był podkanclerzem w swoim kraju, ale potem został zdegradowany do funkcji „gentelmana rolnika”, osiadłego na żyznych terenach argentyńskiej pampy.

Dzięki temu stopniowo odkryłem, że w tym kraju mieszka potajemnie wiele osobistości o nazwiskach niegdyś głośno rozbrzmiewających na kartach historii współczesnej, które obecnie muszą pozostać w ukryciu, czekając na dogodny moment swego powrotu – napisał Daye. Wkrótce miał regularnie spotykać się z Milanem Stojadinoviciem, byłym sympatyzującym z nazistami wodzem Jugosławii sprzed wojny, który miał „uroczą, wyjątkowej urody żonę”. W tych samych wspomnieniach Daye chwalił się też swoimi rozmowami z „o wiele bardziej brutalnym i znacznie mniej czarującym” byłym przywódcą (poglavnikiem) Niepodległego Państwa Chorwackiego, Ante Paveliciem, który miał na swoich rękach krew około pół miliona Serbów, Cyganów i Żydów.

Dbając o rozrastającą się sieć swoich kontaktów, Daye podjął się w Buenos Aires misji miłosiernego Samarytanina. Pierwsza z nich dotyczyła dwóch poszukiwanych belgijskich kolaborantów nazistowskich, Léonarda de Roovera i Julesa van Daelego, którzy podróżowali do Ameryki Południowej z peruwiańskimi wizami, zaś do Argentyny mogli wjechać tylko na podstawie paszportów tranzytowych. Roover miał już wcześniej powody do wdzięczności wobec Daye’a za zorganizowanie mu pod koniec 1945 roku bezpiecznego przyjazdu do Madrytu. Teraz musiał uciekać z Europy z powodu wydanego na niego wyroku śmierci. Daye odniósł tylko częściowy sukces: udało mu się załatwić stały pobyt w Argentynie Rooverowi, który przypłynął do Buenos Aires na pokładzie statku Monte Ayala 4 lipca 1947 roku, ale Daele musiał kontynuować podróż drogą lądową i przedostać się do Peru, zgodnie ze swoją pierwotną wizą. W Argentynie Roover szybko został wcielony do zespołu ratowania nazistów w Biurze Informacyjnym Freudego, gdzie stał się istotnym ogniwem łączącym Casa Rosada z Urzędem Imigracyjnym.

Fragment książki Uki Goñi „Prawdziwa Odessa. Jak Peron sprowadził hitlerowskich zbrodniarzy do Argentyny”. Rozdział 13 pt. Korytarz belgijski. Książkę można nabyć TUTAJ

Prawdziwe oblicze Odessy ‒ tajnej organizacji pomocy nazistom!
Niezwykłe śledztwo argentyńskiego dziennikarza ujawnia prawdę o ucieczce nazistów do przyjaznej im Argentyny.
Prawdziwa Odessa to książka oparta na dogłębnej kwerendzie obszernych materiałów dokumentalnych, pochodzących z archiwów rządowych Argentyny, Szwajcarii, USA, Wielkiej Brytanii i Belgii. Przy jej pisaniu autor przeprowadził także osobiście wiele wywiadów.
W oparciu o dokumenty wywiadu krajów europejskich i amerykańskich Uki Goñi rysuje złożoną sieć międzynarodowych powiązań, która umożliwiła pod koniec wojny wyjazd do Argentyny setkom hitlerowców. Wśród nich znaleźli się zbrodniarze, tacy jak Klaus Barbie, Adolf Eichmann, Josef Mengele czy Erich Priebke.

Goñi dowodzi, iż po 1946 roku kwatera główna operacji przerzutu nazistów za ocean mieściła się w pałacu Juana Perona. Samego prezydenta Argentyny oskarża o przychylność i zaangażowanie w ten proceder. Dalsze ślady szlaków przerzutowych wiodą go ku Skandynawii, Szwajcarii i do Włoch, tropy odnajduje także w argentyńskim Kościele Katolickim i w samym Watykanie.

Prawdziwa Odessa przetłumaczona została na wiele języków, m.in. na: hiszpański, włoski, słoweński, portugalski i niemiecki. Odbiła się przy tym szerokim echem. Włoscy parlamentarzyści zażądali od urzędującego wówczas premiera Berlusconiego śledztwa w sprawie włoskiego kanału przerzutowego. Dochodzenia wszczęli także arcybiskup Genui Tarcisio Bertone oraz linie lotnicze KLM. Skazany na dożywocie SS-man Erich Priebke domagał się sądowego zakazu rozpowszechniania włoskiego przekładu książki i zadośćuczynienia za zniesławienie. Choć wielokrotnie wygrywał z mediami, tym razem przegrał.

Goñi skutecznie zdemaskował fałszerstwa oraz tajemne układy i przełamał to, co on sam określa mianem „ściany milczenia” - „Sunday Times”

Dokonana przez Goñiego analiza napływu fali nazistów i kolaborantów do Argentyny jest imponująca i w pełni wiarygodna - „Times Literary Supplement”

Niezwykły przykład dziennikarstwa śledczego oraz wielki przełom w dziedzinie badań historycznych - „Time”.

Uki Goñi ‒ argentyński autor zaangażowany w badania nad ucieczkami niemieckich zbrodniarzy z Europy. Koncentruje się przy tym na roli, jaką w przerzutach nazistów i ich kolaborantów odgrywały Watykan oraz władze Szwajcarii i Argentyny. Goñi urodził się w Waszyngtonie w 1953 roku, a wychowywał się w USA, Meksyku oraz Irlandii. Od 1975 roku mieszka w stolicy Argentyny, Buenos Aires.

W latach 1976‒83 pracował dla gazety „The Buenos Aires Herald”, z ramienia której tropił zbrodnie popełniane przez autorytarne rządy Argentyny. Jest także autorem książki na ten temat oraz opracowania dotyczącego związków Juana Peróna z Niemcami podczas II wojny światowej. Obecnie pisuje dla „The New York Timesa”, „The Guardiana” oraz magazynu „Time”, a także rozmaitych wydawnictw w Argentynie.

Artykuł Jak niemieccy zbrodniarze trafili do Argentyny. „Prawdziwa Odessa”, niezwykłe śledztwo dziennikarza. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-niemieccy-zbrodniarze-trafili-do-argentyny-prawdziwa-odessa-niezwykle-sledztwo-dziennikarza-wideo/feed/ 0
Zachód szybko odpuścił nazistom. Dlaczego zbrodniarze uniknęli kary? Jakim cudem po wojnie pełnili ważne stanowiska? [WIDEO] https://niezlomni.com/zachodni-alianci-latwo-odpuscili-nazistom-dlaczego-zbrodniarze-unikneli-kary-jakim-cudem-po-wojnie-pelnili-wazne-stanowiska-wideo/ https://niezlomni.com/zachodni-alianci-latwo-odpuscili-nazistom-dlaczego-zbrodniarze-unikneli-kary-jakim-cudem-po-wojnie-pelnili-wazne-stanowiska-wideo/#comments Sun, 17 Feb 2019 22:33:27 +0000 https://niezlomni.com/?p=50666

Wciąż odkrywamy szokującą prawdę o losach nazistów po II wojnie światowej. Co jakiś czas powraca pytanie, jak udało się im ujść nieuchronnej karze za popełnione zbrodnie? Jakim cudem tak wielu z nich pełniło po wojnie eksponowane, wysokie stanowiska?

Pod koniec wojny Noël Coward wylansował wielki hit, piosenkę Don’t Let’s be Beastly to the Germans (Nie bądźmy bestialscy dla Niemców). Trzy jej zwrotki brzmią następująco - pisze Curt Riess we wstępie do książki „Naziści schodzą do podziemia”, wyd. REPLIKA:

Nie bądźmy bestialscy dla Niemców,
Gdyż staną się oni cywilizowani,
Gdy wszystko się skończy.
Choć dali nam naukę, kulturę, sztukę i muzykę do przesady,
Dali nam także dwie wojny światowe i dr Rudolfa Hessa.

Bądźmy dla nich wyrozumiali
I nadstawmy im drugi policzek,
I spróbujmy zbudzić ich ukrytego ducha zabawy.
Dajmy im równy dostęp do powietrza,
A szczury potraktujmy łaskawie,
Lecz nie bądźmy bestialscy dla Huna!

Nie bądźmy bestialscy dla Niemców.
Nie da się rozbroić gangstera!
Choć byli trochę niedobrzy
Dla Czechów, Polaków i Holendrów,
Nie chce mi się wierzyć, że te kraje
Będą o to bardzo złe.

Humor o takim ładunku ironii jest bardzo brytyjski, a my, podobnie jak Amerykanie, jesteśmy skłonni zakładać, że inni podążą za wyznawanymi przez nas wartościami – fair-play i wiarą w demokrację. Curt Riess poznał Niemców lepiej, a jego książka, napisana w 1944 roku – na dwanaście miesięcy przed zakończeniem wojny – stanowiła poważną przestrogę. Niestety przestrogę zlekceważoną. Odbyły się co prawda procesy norymberskie i wykonano wiele egzekucji, lecz mnóstwo nazistów wykpiło się stosunkowo łatwo. Alianci wnosili oskarżenia przeciw wielu przemysłowcom i kolaborantom o skłonnościach nazistowskich. Co jednak nie dziwi, sporo spośród nich stwierdziło, że zostali nazistami tylko dlatego, że „musieli”. Rozdział czwarty niniejszej książki Naziści spoglądają w stronę Afryki i Włoch stanowi jedną z najbardziej pouczających części tego tekstu. Brytyjczycy i Amerykanie przyjęli postawę „mięczaków” i pozwolili włoskim faszystom utrzymać się przez pewien czas u władzy. To presja Rosjan sprawiła, że wreszcie przejrzeli na oczy. Curt Riess trafił w samo sedno, stwier-
dzając:

Niektórzy z najwyższych dowódców nabrali się na faszyzm i nazizm, ponieważ owi faszyści i naziści wydawali się ludźmi przyzwoitymi i mieli właściwe podejście psychologiczne. Nasi dają się zwodzić, ponieważ oceniają napotkanych ludzi, swych wczorajszych wrogów, z angloamerykańskiego punktu widzenia. Wierzą, że tamtych napędzają te same dążenia i pragnienia, sympatie i awersje, które władają nimi samymi.

Nie ma sensu wchodzić tutaj w szczegóły. Człowiek bogaty jest zazwyczaj bardziej układny, jowialny i przystępny od biedaka. Najwyżej postawieni faszyści byli bardzo bogaci, a antyfaszyści bardzo biedni. Najważniejsi faszyści mówili po angielsku, większość antyfaszystów nie. Wiodący faszyści należeli do tej samej klasy społecznej co angielscy i amerykańscy oficerowie o wysokich stopniach. Czuli się nieskrępowani, byli opanowani i spokojni. Emanowali atmosferą ładu i swobody. Antyfaszyści byli nerwowi, zaszczuci, znękani. Nasi znaleźli się tam, aby „zachować porządek wśród wzburzonego i skołowanego ludu” – cytując Roberta P. Pattersona, podsekretarza wojny. Skutkiem tego w sposób naturalny łatwiej poszła im współpraca z ludźmi, którzy sprawiali wrażenie mniej zagubionych.

W 1945 roku strach wobec intencji Rosjan zmącił obraz okupacji w Niemczech i doprowadził do zignorowania przez zachodnich aliantów tego, co, być może, dałoby im podejście bardziej wyczulone. Skłonił ich też do dyskusyjnego wykorzystania istniejącej niemieckiej infrastruktury.

Teorie spiskowe i wybielanie przeszłości

Historie typu „co by było, gdyby” potrafią dogodzić. Umożliwiają myślom błąkanie się po niezliczonych, przypadkowych możliwościach. Historie te mają również krewniaków – teorie spiskowe. Te zaś są niemal nieuniknioną konsekwencją niedostatecznego poziomu informacji dostępnych na jakiś ważny temat. To on wówczas napędza spekulacje.

Ta fascynująca książka, w zamiarze oparta na faktach, stanowi pewną formę opowieści z gatunku „co by było, gdyby”. Mimo tego niektóre przytoczone fakty są bardzo przekonujące i ocierają się o zdarzenia, które zaszły po roku 1945. Nie będzie więc czemu się dziwić, gdyby niektóre spośród komentarzy Curta Riessa okazały się prawdziwe. Równie możliwe jest to, że wiele z nich już się spełniło. I kto wie? Być może pewnego dnia powstanie Czwarta Rzesza, założona przez rasę wyższą, oparta bardziej na tryumfie ekonomicznym niż militarnym!

Niektóre tematy są ogromne. Trzecia Rzesza jest jednym z nich. Próbuje się omawiać je milionami słów, lecz nikt nigdy nie odpowiedział w sposób satysfakcjonujący na pytanie, jak to możliwe, że gangsterzy, którzy nigdy nie wypierali się swych bandyckich metod, zdołali objąć władzę? Jak to możliwe, że niemal z powodzeniem dokonali podboju świata? Co więcej, jak to możliwe, że w roku 1945 wielu z nich umknęło w noc, a potem objawiło się znowu w latach 50. na wpływowych stanowiskach? Jak to możliwe, że tak wielu nazistów skazano na śmierć, a potem ich wyroki złagodzono do koło dwudziestu lat więzienia, a następnie uwolniono w 1951 lub 1952 roku? Jak to możliwe, że tak wielu przemysłowcom współwinnym nazistowskich bestialstw skonfiskowano majątki tylko po to, by po cichu zwrócić im je w latach 50.?

Curt Riess zawiera w tej książce pewną pulę bardzo ciekawych obserwacji i stwierdzeń. Oto tylko jedno z wielu: „W ostatecznym rozrachunku to nic więcej jak tylko całe Niemcy wraz z ich uzdolnieniami i wadami, ich przemocą, arogancją i dziwnymi kompleksami niższości; z ich odwiecznym pragnieniem bycia wolnym i odwieczną żądzą panowania nad światem. Niemcy, które zeszły do podziemia. Niemcy, które w zgodzie z ich filozofem Johannem Gottliebem Fichte wierzą, że »pewnego dnia świat zostanie uzdrowiony przez niemieckiego ducha«. Jeszcze posępniej przestrzega niegdysiejszymi słowami współczesnego niemieckiego filozofa Arthura Moeller van den Brucka – człowieka, który ukuł pojęcie »Trzecia Rzesza« – skierowanymi do swych ziomków: »Naszym zadaniem jest nie dać światu spocząć«”.

Naziści schodzą do podziemia to książka wstrząsająca. Curt Riess napisał ją pomiędzy kwietniem a początkiem czerwca 1944 roku. Tyle można wnieść z faktu, że powstała ona przed D-Day. Autor oczywiście nie miał pojęcia o spisku bombowym z 20 lipca, ale ten by go nie zaskoczył. Książka ta stanowi exposé do tego, jak Niemcy planowali III wojnę światową. Wyjawia nie tylko dopracowane w Trzeciej Rzeszy plany powojennego przetrwania w podziemiu, ale także jej wielkiego powrotu.

Naziści liczyli, iż kolegialna, wielonarodowa społeczność zachowa nazistowską infrastrukturę jako tamę przed komunizmem podczas nadciągającej już wówczas Zimnej Wojny. Dodatkowo, obok potężnych korporacyjnych korzyści ekonomicznych sprzymierzonych z nazistowskimi centrami biznesowymi, trwanie podziemia wspierane było na wielką skalę przez mechanizmy „piątej kolumny” za granicą – w szczególności w Argentynie i w Stanach Zjednoczonych.

Odwołując się do historii, Curt Riess uwypuklił jako przykład okres od 1919 do 1921 roku, kiedy rozrastający się bez ograniczeń Freikorps doszedł do szczytu swego rozwoju. Stwierdził także fakt oczywisty, iż działania wbrew postanowieniom traktatu wersalskiego, zaopatrzenie wojskowe oraz wiele innych środków zwiększających zdolności militarne pozostawało ukrytych przed aliantami. Przestrzegał, że naród niemiecki nie odstąpi od wrodzonej wiary we własną wyższość.

Spojrzenie w dłuższej perspektywie niewiele zmienia i duch nazizmu nie ginie całkowicie. Sięgająca korzeniami 1891 roku Liga Pangermańska (niem. Alldeutscher Verband) była ekstremistyczną, ultranacjonalistyczną organizacją zaangażowaną politycznie. Jej poglądy stopniowo wyewoluowały w stronę organicznego rasizmu, wraz z przekonaniem o tym, że Niemcy stanowią „rasę wyższą” i że tychże Niemców należy chronić przed przemieszaniem z innymi nacjami, szczególnie z Żydami. Około roku 1912 w publikacji Gdybym był cesarzem jeden z przywódców Ligi Pangermańskiej wzywał Niemców do podboju terytoriów wschodnich zamieszkałych przez „podrzędnych” Słowian, oczyszczenia z nich tych terenów i osadzenia na ich miejsce niemieckich kolonistów. Pojawiały się także wezwania do wydalenia ludności polskiej zamieszkującej terytoria pruskie. Zatem Hitler jedynie zaczerpnął z tego, co tkwiło głębiej i istniało na wiele lat przedtem i, jak dowodzą niektórzy, istnieje po dziś dzień, choć na szczęście w mniejszej już postaci. Naziści per se odeszli w przeszłość, lecz ich duch nadal majaczy w postawach pewnych biznesmenów i oficjeli prowadzących po autobahnach swe wielkie, czarne mercedesy z olbrzymią prędkością i z pełną buty brutalnością zmuszających przyzwoitszych kierowców do zjazdu na wolniejsze pasy. Szybki błysk światłami pokazuje, że duch nie przeminął… I wynocha z drogi!

W Niemczech wybielanie przeszłości trwa, czego przykładem jest Buchenwald. Podczas wizyty w roku 1990 obóz objawiał dobitnie swe rzeczywiste oblicze. Wizyta powrotna w roku 2002 ukazała ogromną zmianę, jaka zaszła. Na obszarze „powitalnym”, gdzie nowo przybyli musieli rozbierać się do naga i przechodzili odkażanie, pojawiła się wystawa sztuki. Koszary SS na szczycie wzgórza całkowicie odnowiono i przekształcono w pomieszczenia kwaterunkowe dla uczniów i gości. Obecnie wyglądają czysto, zimno i bardzo niemiecko. Oczywiście musiano odrzucić ich groźną, przerażającą przeszłość. Odwiedzający mogą teraz wysiadać ze swych autobusów i myśleć: „Jak ładnie!”. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że w ciągu kilku lat obozy zaczną jawić się jako miejsca daleko bardziej „miłe”. Uwagi Curta Riessa odejdą w zapomnienie, a upływ czasu przysłuży się pisaniu historii od nowa.

 

Wciąż odkrywamy szokującą prawdę o losach nazistów po II wojnie światowej. Co jakiś czas powraca pytanie, jak udało się im ujść nieuchronnej karze za popełnione zbrodnie? Jakim cudem tak wielu z nich pełniło po wojnie eksponowane, wysokie stanowiska? Curt Riess przewidział taki rozwój wypadków już w 1944 roku. W swej książce ujawnił wówczas mechanizmy, dzięki którym najbardziej prominentni naziści i ich najważniejsi kolaboranci unikną kary. Pokazał, jak poprzez konformizm i oszustwa na niewyobrażalną skalę, świetnie odnajdą się w powojennej rzeczywistości.

Riess pisze, iż już w 1943 roku wysocy urzędnicy nazistowscy zaczęli przygotowania do klęski Rzeszy. Rozczarowani Hitlerem główni architekci jego systemu – Martin Bormann i Heinrich Himmler – stworzyli ściśle tajny program zejścia partii nazistowskiej do podziemia. Skoro wojna była już i tak przegrana, ważne stało się przetrwanie, aby kiedyś w przyszłości podjąć walkę na nowo.
Niezwykle precyzyjny system miał przeniknąć struktury rządowe, administrację i usługi publiczne, a także współpracować z zawsze przychylnym mu wielkim biznesem. Sami naziści zaś w sposób tajny mieli koordynować operację przygotowania do III wojny światowej.
Z perspektywy czasu wiadomo, że nie wszystkie przewidywania Curta Riessa się sprawdziły. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że nadal nie wiemy, w jak wielu kwestiach miał rację…

 

Curt Riess, „Naziści schodzą do podziemia”, wyd. REPLIKA.

Artykuł Zachód szybko odpuścił nazistom. Dlaczego zbrodniarze uniknęli kary? Jakim cudem po wojnie pełnili ważne stanowiska? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zachodni-alianci-latwo-odpuscili-nazistom-dlaczego-zbrodniarze-unikneli-kary-jakim-cudem-po-wojnie-pelnili-wazne-stanowiska-wideo/feed/ 3
Witold Gadowski: „Potwierdza się informacja, że Jonny Danniels to Nikodem Dyzma! Wszyscy, którzy się z nim fotografują i pokazują, kompromitują się”. [WIDEO] https://niezlomni.com/witold-gadowski-potwierdza-sie-informacja-ze-jonny-danniels-to-nikodem-dyzma-wszyscy-ktorzy-sie-z-nim-fotografuja-i-pokazuja-kompromituja-sie-wideo/ https://niezlomni.com/witold-gadowski-potwierdza-sie-informacja-ze-jonny-danniels-to-nikodem-dyzma-wszyscy-ktorzy-sie-z-nim-fotografuja-i-pokazuja-kompromituja-sie-wideo/#comments Wed, 24 Oct 2018 09:18:07 +0000 https://niezlomni.com/?p=50387

O niedzielnych wyborach, o ciekawej rozmowie na temat Jonny’ego Danielsa, o tym, w którym kierunku zmierza polska energetyka, a także kilka słów o filmie Kler. Najnowszy "Komentarz Tygodnia" Witolda Gadowskiego.

 

Artykuł Witold Gadowski: „Potwierdza się informacja, że Jonny Danniels to Nikodem Dyzma! Wszyscy, którzy się z nim fotografują i pokazują, kompromitują się”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/witold-gadowski-potwierdza-sie-informacja-ze-jonny-danniels-to-nikodem-dyzma-wszyscy-ktorzy-sie-z-nim-fotografuja-i-pokazuja-kompromituja-sie-wideo/feed/ 1
Rozmowa o tym, dlaczego uważa się, że „Polacy w niewystarczający sposób pomagali Żydom”. O książce, która łamie tabu https://niezlomni.com/rozmowa-o-tym-dlaczego-uwaza-sie-ze-polacy-w-niewystarczajacy-sposob-pomagali-zydom-o-ksiazce-ktora-lamie-tabu/ https://niezlomni.com/rozmowa-o-tym-dlaczego-uwaza-sie-ze-polacy-w-niewystarczajacy-sposob-pomagali-zydom-o-ksiazce-ktora-lamie-tabu/#respond Fri, 17 Feb 2017 11:28:55 +0000 http://niezlomni.com/?p=5541

berekKsiążka, która łamie tabu – z Piotrem Wielguckim, autorem „Berka” i blogerem portalu kontrowersje.net rozmawia Mateusz Rawicz.

- Kim jest tytułowy Berek?
- Z założenia tytułowy Berek jest nikim, takim zwyczajnym nikim, czyli każdym z nas. Berek jest zwykłym chłopcem, dopiero potem żydowskim chłopcem, ale to sprawia, że zderza się w nim poczucie dumy z własnej tożsamości, z poczuciem upokorzenia wywołanym dramatycznymi okolicznościami, czyli po prostu wojną. Jego wyjątkowość polega na tym, że coś zupełnie innego słyszał w dzieciństwie niż nam wszystkim dziś się usiłuje wpoić. Berek słyszał, że świat należy do niego, że jest przedstawicielem wyjątkowego narodu, nad którym czuwa Bóg. Zanim świat wokół niego się zmienił, Berek był dzieckiem wybranym przez Boga, w takiej wychował się religii i w takich sferach. Podświadomie robił wszystko, żeby z nadanego dziedzictwa nie rezygnować.

- Jerzy Gdula nie czuje jednak związków z rodziną, która go uratowała...
- Czuje, przez pewien czas nawet instynktownie odnajduje się w nowej rodzinie, dzięki temu przetrwał, ale przetrwanie nie jest życiem. Pełnia życia nie polega na zmianie diety i modlitwy, o własnym życiu decyduje wpływ na cudze życie.

- Co pochodzenie bohatera miało znaczenie?
- Pisałem „Berka” bez „słów”, tych wszystkich słów kojarzonych ze schematami myślowymi: Żyd, Polak, komunizm, katolicyzm. Oczywiście, że miało znacznie kim Berek był, tak samo jak ważna była zmiana imienia na Jerzy. Nie ma jednak powodu, żeby się kierować etnicznym uwarunkowaniem, ponieważ taki skrót myślowy jest pozbawiony sensu. Tradycja, wychowanie, podświadomość ukształtowana codziennością dziecka, któremu pokazuje się potęgę narodu, to wystarczające determinanty. Żydzi pod tym względem nie są jedyni, ale są wyjątkowi, mają niezwykły talent do scalania wspólnoty plemiennej. Nie zmienia to faktu, że bandytą może zostać każdy, tak się akurat przydarzyło, że opisałem losy bandyty Żyda, ktoś to musiał w końcu zrobić. Dotąd źli byli Hiszpanie i Niemcy, w Polsce od zawsze Polacy. Złych Żydów i żydowskich bandytów literatura, bądź też wydawnictwa, zaniedbywały.

- Co sprawiało, że wielu Żydów, często uratowanych podczas okupacji przez Polaków, pełniło kluczowe funkcje w aparacie bezpieczeństwa po wojnie?
- W głównej mierze to, co napisałem wcześniej. Gdy ktoś się wychowuje wśród wojowników, nie potrafi funkcjonować jako niewolnik, nie umie przetrwać wśród takich samych, on musi być wyjątkowym zwycięzcą albo ginie. Poczucie wyjątkowości jest silniejsze od traumy przetrwania, gdzieś między zwykłymi ludźmi żyjącymi zwyczajnie nie da się zabijać smoków. Tradycja, wychowanie, religia to wszystko od wieków kształtowało człowieka, wbrew wszelkim bredniom i pseudoteoriom, które głoszą, że dziecko nie odpowiada za grzechy rodziców, życie pokazuje coś zupełnie innego. Religia żydowska na grzechu rodziców się opiera. Grzech pierworodny w tradycji żydowskiej jest przekazem, który przez wiele tysięcy lat ukształtował miliony ludzi.

Pomijając kwestie religijne, wystarczy oprzeć się na codziennej psychologii, obserwacji życia, aby dostrzec oczywistość. Dziecko ma trzy możliwe drogi do wyboru: bunt, dziedzictwo, zagubienie. Żydzi są bezwzględnie przywiązani do dziedzictwa, bunt i obojętność się zdarzają, jednak nie są to postawy dominujące, tylko incydentalne.

[quote]II wojna światowa, między innymi, była zamachem na żydowskie dziedzictwo, natomiast Polacy, jako goje, w tradycji żydowskiej powinni się byli poświęcić ratowaniu narodu wybranego. I Polacy się poświęcali, jednak w ocenie wielu Żydów nie wszyscy i za mało się starali. Stara jak świat zemsta wyjaśnia wszystko, z tą różnicą, że Żydzi mścili się na „podręcznej” ofierze. Polacy byli łatwym celem, wystarczyło przenieść na wszystkich Polaków incydenty z wojny, które w sposób naturalny, przy skali tragedii, musiały się zdarzyć. Do dziś krążą takie pedagogiczne musztry: „dopóki na ścianie będzie widnieć choćby jedna szubienica z gwiazdą Dawida, Polacy powinni się wstydzić”.[/quote]

Od czasu do czasu „nieznani sprawcy” malują gwiazdy, żeby z pełną premedytacją podtrzymać kreowane nastroje. Tuż po wojnie działała inna zasada: „Polak to szmalcownik-antysemita i dopóki żyje choćby jeden taki Polak, wszyscy za to zapłacą”. Duże znacznie miała też polityka, trzeba pamiętać, że mówimy nie tyle o Żydach, co o żydokomunie. Mordowali żydowscy komuniści i z oczywistych względów największymi wrogami musieli się okazać polscy patrioci.

Co ciekawe, dla żydowskich komunistów politycznym punktem odniesienia nie była walka z religią i narodem jako takim, ale celem walki byli Polacy i katolicy. Chodziło o konkretny naród i konkretną religię, przecież w czasach stalinowskich ubecja i Informacja Wojskowa nie prześladowała ortodoksyjnych Żydów i nie im wyrywała paznokcie. Walka klasowa dziwnym trafem objęła polskich katolików, a zapomniała, że istnieją żydowskie siły reakcji, które szerzą ciemnotę religijną i izraelski nacjonalizm. Dopiero w 1968 roku polscy komuniści dokonali odwetu na komunistach żydowskich i tak powstał kolejny kłamliwy mit o polskim antysemityzmie.

Zresztą rok 1968 nie jest dobrym przykładem, wtedy się nałożyło wiele innych czynników, niemniej element zemsty również występował. Żydzi obojętnie jakie wyznają poglądy, co do zasady nie atakują i nie wyśmiewają żydowskiej tradycji i żydowskiego nacjonalizmu, dotyczy to wszystkich Żydów, nie wyłączając żydokomuny.

[quote]Czy słyszał ktoś, aby Urban co tydzień szydził z rabinów tak, jak szydzi z biskupów? Czy Michnik grzmi nad żydowskim seksizmem i nacjonalizmem? W tym nie ma żadnego przypadku, to się nazywa przywiązanie do świętości, z naczelną świętością, która głosi wyjątkowość narodu żydowskiego.[/quote]

- Dlaczego Jerzy Gdula-pisarz przedstawił ludzi, którzy bezinteresownie uratowali mu życie, jako zwyrodnialców?
- Wcześniejszy wybór Berka musi się wiązać z naturalną konsekwencją. Ile razy w dramatycznych sytuacjach człowiek sobie obiecuje, że więcej nie będzie pił wódki i zasiadał za kierownicą, ile razy budzi się z krzykiem, bo przyśniła mu się jego własna podłość, kogoś skrzywdził, coś zlało go zimnym potem? Po czasie znów pije sto gram, przegryza śledziem i zapomina o dramacie, staje się ponownie butny i beztroski. Skąd się to bierze? Z człowieka. Istnieją tacy ludzie, zawsze istnieli, dopiero potem jest Żyd, Polak, Niemiec, chociaż oczywiście jednym przychodzi to łatwiej innym się na szczęście nie udaje. Nie sposób porównać samuraja do szkockiego strażnika, który pilnuje pałaców Jej Królewskiej Mości. Drugiemu można napluć w twarz i on się nie ruszy, bo tak pojmuje swoje zaszczytne obowiązki i tak został do nich przygotowany, na pierwszego wystarczy krzywo spojrzeć, aby poczuć stal na grdyce. Nim pojawili się XX-wieczni „myśliciele” i bezstresowi wychowawcy, to rodzina będąca częścią wspólnoty narodowej kształtowała myślenie oraz charaktery nowych pokoleń. Inaczej wygląda świat samuraja, inaczej Mormona, żeby już się nie pastwić nad Bogu ducha winnej Gwardii Szkockiej.

[quote]Tylko tyle i aż tyle, dlatego strasznie mnie irytuje teoria, która spadła z nieba, a raczej wystrzeliła z piekła, że Wielgucki zrobił bandytę z Berka, ponieważ ten był Żydem. Trzeba raczej powiedzieć rzecz odwrotną, Wielgucki zrobił bandytę z Berka pomimo tego, że Berek był Żydem. Nikt by nie zadawał pytań skąd pomysł na ubeka, gdyby Berek był Polakiem, ponieważ był Żydem pojawiły się dyskretnie przemycane wątpliwości, co do proweniencji autora. Cóż, dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, że Żydzi są gwałcicielami, złodziejami, mordercami, pedofilami i kolekcjonerami znaczków. Takie jednostki znajdziemy w każdym, nawet w wybranym narodzie.[/quote]

- Redaktor Szefer namawiał Gdulę do walki z lustracją, do wyśmiewania i kompromitowania osób, które „grzebią się” w dokumentach. Tę rozmowę można oczywiście odnieść do rzeczywistości, ale nie chodzi mi o szukanie analogii, ale o to, jakie są źródła niechęci do lustracji? Co sprawia, że ta niechęć spaja tak mocno?
[quote]- Lustracja jest złym słowem, znacznie lepszym słowem jest hańba. Oni wszyscy są strażnikami własnej hańby, co by nie mówili i jak się przed faktami nie bronili, większość z nich po prostu się zhańbiła. Chociaż hańba też nie brzmi dobrze, to coś więcej, coś bardziej złożonego i tutaj popularny zwrot „marny życiorys” precyzyjniej oddaje istotę rzeczy. Problem polega też i na tym, że w marnych życiorysach zawarte są tak podłe i niskie uczynki, które żadną miarą nie pasują do dętych postaci wykreowanych na autorytety i ekspertów. Oni wszyscy podrobili indeksy i wystawili sobie najwyższe noty, a ponieważ kształcili się na tej samej „uczelni”, nie mogą postępować inaczej niż ze wszystkich sił strzec tajemnicy. Lustracja oznacza wyjawienie małości tych ludzi, którą to małość zastąpiono fałszywymi hagiografiami.[/quote]

- Dlaczego napisał Pan tę książkę?
- Bo nikt inny dotąd takiej książki nie napisał, nikomu się nie chciało albo nie miał odwagi. Dla pisarza to prawdziwa gratka wpaść w dzisiejszych czasach na dziewiczy temat, wielu twierdzi, że takie tematy nie istnieją. Mnie się udało nie tyle odnaleźć temat, co się z nim zmierzyć nim ktokolwiek się tym zainteresował. Mam nadzieję, że efekt jest zadawalający, przynajmniej dotąd nie słyszałem miażdżącej krytyki, co mnie podwójnie dziwi. Teoretycznie można było się spodziewać, że „nowoczesne” towarzystwo zajmie się zwalczaniem faszysty Wielguckiego i podłego antysemity Matki Kurki. Nic podobnego się jednak nie stało i śmiem podejrzewać, że ta omerta ma swoje głębokie uzasadnienie w postaci lęku. „Berek” nie jest ideologicznym manifestem, to powieść, która łamie wiele tabu naraz, ale nie przy pomocy „ulubionych” haseł Michnika „Żydzi do gazu”, tylko z pomocą kawałka ludzkiego życia, pokazującego znacznie więcej niż codzienne, wzajemne okładanie się ideologicznymi cepami. Napisałem „Berka” dla siebie, bo jestem Polakiem i taka książka należała mi się od dawna, będę więcej niż usatysfakcjonowany, gdy inni Polacy uznają tak samo.

wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska”, nr 1, 2014 r.

[caption id="attachment_5546" align="aligncenter" width="800"]Piotr Wielgucki to także bloger Matka Kurka Piotr Wielgucki to także bloger Matka Kurka[/caption]

Artykuł Rozmowa o tym, dlaczego uważa się, że „Polacy w niewystarczający sposób pomagali Żydom”. O książce, która łamie tabu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/rozmowa-o-tym-dlaczego-uwaza-sie-ze-polacy-w-niewystarczajacy-sposob-pomagali-zydom-o-ksiazce-ktora-lamie-tabu/feed/ 0
Spotkanie z Piotrem Zychowiczem w Warszawie https://niezlomni.com/spotkanie-z/ https://niezlomni.com/spotkanie-z/#respond Tue, 14 Jun 2016 08:33:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=28217 Zapraszamy na spotkanie z Piotrem Zychowiczem i promocję jego najnowszej książki ŻYDZI do Księgarni Naukowej im. B. Prusa w Warszawie, ul. Krakowskie Przedmieście 7, 15 czerwca…

Artykuł Spotkanie z Piotrem Zychowiczem w Warszawie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/spotkanie-z/feed/ 0