Hieronim Dekutowski „Zapora” – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Hieronim Dekutowski „Zapora” – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Dziś w Warszawie można posłuchać wykładu doktor Ewy Kurek. Zapraszamy na spotkanie [WIDEO] https://niezlomni.com/dzis-warszawie-mozna-posluchac-wykladu-doktor-ewy-kurek-zapraszamy-spotkanie-wideo/ https://niezlomni.com/dzis-warszawie-mozna-posluchac-wykladu-doktor-ewy-kurek-zapraszamy-spotkanie-wideo/#respond Mon, 12 Feb 2018 06:51:56 +0000 https://niezlomni.com/?p=47001

Akcja Katolicka i Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza zapraszają 12 lutego (poniedziałek) o godz. 18.00 do sali sesji Urzędu Dzielnicy Bemowo (ul. Powstańców Śląskich 70) na spotkanie z dr Ewą Kurek pt. Bohaterowie naszych ulic: mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”.

 

Artykuł Dziś w Warszawie można posłuchać wykładu doktor Ewy Kurek. Zapraszamy na spotkanie [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dzis-warszawie-mozna-posluchac-wykladu-doktor-ewy-kurek-zapraszamy-spotkanie-wideo/feed/ 0
„Za Sybir, za Katyń, za Wilno, za Lwów zapłaci „Zapory” piechota”. Doskonały pomysł IPN na upamiętnienie majora Dekutowskiego [WIDEO] https://niezlomni.com/sybir-katyn-wilno-lwow-zaplaci-zapory-piechota-doskonaly-pomysl-ipn-upamietnienie-majora-dekutowskiego-wideo/ https://niezlomni.com/sybir-katyn-wilno-lwow-zaplaci-zapory-piechota-doskonaly-pomysl-ipn-upamietnienie-majora-dekutowskiego-wideo/#respond Tue, 26 Dec 2017 18:15:56 +0000 https://niezlomni.com/?p=45620

Zima 1945 roku. Rozformowane kilka miesięcy wcześniej oddziały leśne lubelskiej AK zbierają się na nowo. To w nich ścigani przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa partyzanci szukają ratunku przed bezwzględnym terrorem i represjami.

Jak nigdy nagląca staje się teraz potrzeba posiadania odpowiedzialnych dowódców – takich jak „Zapora” – zdolnych utrzymać dyscyplinę w konspiracyjnym wojsku, potrafiących skutecznie przeciwstawić się oprawcom z UB i NKWD.

Czy „Zaporze” uda się wyjść cało z walk ze znacznie silniejszym przeciwnikiem? Dlaczego akcja z września 1946 pod Krążnicą Okrągłą to prawdziwe deja vu w walce z okupantem? Jakie będą losy podkomendnych H. Dekutowskiego – „Cedura” i „Gitarki”? Jaką tragiczną tajemnicę kryje historia „Morwy”?

Zapraszamy do lektury czwartego zeszytu z komiksowego cyklu „Wilcze tropy”, poświęconego Żołnierzom Wyklętym, przygotowanego przez Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Warszawie. Komiks i inne publikacje IPN Warszawa można nabyć TUTAJ

Wilcze tropy. Zeszyt 4. „Zapora” – Wilcze tropy. Zeszyt 4. „Zapora” – Hieronim Dekutowski, scenariusz Sławomir Zajączkowski, rysunki Krzysztof Wyrzykowski, wkładka historyczna i konsultacja historyczna Kazimierz Krajewski, Tomasz Łabuszewski, Warszawa 2017.

Artykuł „Za Sybir, za Katyń, za Wilno, za Lwów zapłaci „Zapory” piechota”. Doskonały pomysł IPN na upamiętnienie majora Dekutowskiego [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sybir-katyn-wilno-lwow-zaplaci-zapory-piechota-doskonaly-pomysl-ipn-upamietnienie-majora-dekutowskiego-wideo/feed/ 0
Jak wyglądało codzienne życie w oddziale legendarnego „Zapory”, czyli śmierć prześladowcom Polaków https://niezlomni.com/jak-wygladalo-codzienne-zycie-w-oddziale-legendarnego-zapory-czyli-smierc-przesladowcom-polakow/ Tue, 07 Mar 2017 07:44:45 +0000 http://niezlomni.com/?p=984

- Mówiąc o „Zaporze” trzeba wspomnieć, że był to dowódca z jednej strony bardzo odważny, działający w sposób wręcz brawurowy, a z drugiej strony niezwykle ostrożny i rozważny – wspomina Wacław Gąsiorowski. – W czasie akcji najczęściej szedł w pierwszym szeregu, ale każdą poprzedzało staranne rozpoznanie i obserwacja. Po jej zakończeniu „Zapora” natychmiast zarządzał odskok i przemarsz do innej gminy. Najczęściej po akcji maszerowaliśmy całą noc.

Gdy NKWD i „bezpieczeństwo” robiło obławę blokując jakiś teren, na którym np. dokonaliśmy rozbicia posterunku milicji, to nas już tam dawno nie było. Uderzaliśmy w drugim miejscu i znów odskakiwaliśmy. Nawet jeżeli nie robiliśmy akcji to „Zapora” konsekwentnie przestrzegał zasady żeby nigdzie nie przebywać dłużej niż jeden dzień. Zakładał, że zawsze w każdej wsi może znaleźć się kapuś, który da znać UB. Nie chciał też narażać na represje ludności, która go wspomagała. „Zapora” co trzeba podkreślić starał się przede wszystkim walczyć z bolszewikami, jak wtedy określaliśmy Sowietów. Bezwzględnie tępiliśmy enkawudzistów.

NIE MÓGŁ LICZYĆ NA LITOŚĆ

- Jeżeli, któryś z nich wpadł w nasze ręce nie mógł liczyć na litość. „Zapora” za prześladowanie polskiego podziemia wszystkich z nich kazał rozstrzeliwać na miejscu. Dlatego też był tak znienawidzony przez komunistów.

Pamiętam, że jak się nam udało nałapać enkawudzistów i przejąć ich samochody, to wcześniej zanim dostali kulę w łeb musieli się rozebrać z mundurów, w które my następnie się ubieraliśmy. Udając enkawudzistów robiliśmy w nich potem jakąś akcję. Później gdy ją wykonaliśmy „Zapora” kazał auta spalić, a my ruszaliśmy w co najmniej w pięćdziesięciokilometrowy marsz. Sowieci którzy wysyłali za nami pułk NKWD, trafiali w próżnię.

Krążąc po terenie, „Zapora” starał się nie tylko zwalczać NKWD, ale umacniać opór w narodzie przeciwko komunie.

[quote]W każdej miejscowości której kwaterowaliśmy, tłumaczył ludziom, że Polska trwa, że komunistom trzeba stawić opór a chłopi przede wszystkim nie powinni wstępować do kołchozów i bronić swojej własności. Wzywał wieś by się trzymała i tępiła wszystkich donosicieli.[/quote]

Dlatego też bezwzględnie tępił ORMO-wców. Jeżeli któryś z nich wpadł w nasze ręce to już miał bidę. „Zapora” każdego z nich traktował jako najgorszego zdrajcę i bezwzględnie kazał likwidować. Nie pamiętam żadnego ORMO-wca, który wpadł w nasze ręce i pozostał żywy.

PUSZCZAŁ MILICJANTÓW

Milicjantów, jeżeli tylko nie dawali się we znaki ludności, puszczał wolno, ale ORMO-wców nigdy. Ja się ich likwidowaniem nie zajmowałem, ale chętnych do tego nie brakowało. Działalność ta znacznie ograniczała infiltrację wsi przez komunistów. Niemniej bywało i tak, że gdy kwaterowaliśmy w jakiejś wiosce, to zdarzał się jakiś kapuś, który powiadamiał UB.

Raz pamiętam, było to zimą. Zanocowaliśmy w jakiejś wsi i obława NKWD omal nas nie dopadła. Sprzątnęli wartownika i „Zapora” w ostatnim momencie zorientował się, że coś nie jest tak. Wyskoczyliśmy z chałup w większości na bosaka, bo przecież po marszu buty trzeba było z nóg zdjąć. „Zapora” pozostawił część żołnierzy we wsi, którzy otworzyli ogień do napastników z NKWD, a z resztą przebił się z okrążenia i uderzył na nich z tyłu. Wytłukliśmy ich do cholery.

Sama świadomość, że walczą z „Zaporą”, budziła u nich strach. Pamiętam taką akcję na więzienie w Kraśniku. Podjechaliśmy do niego w siedmiu w mundurach żołnierzy armii Berlinga. Pamiętam, że oprócz „Zapory” był też z nami „Jur”, „Cygan”, „Opal” i „Duch”. „Zapora” zadzwonił do bramy, wartownik ją otworzył i wpuścił nas do środka. Przyszedł jakiś oficer i pod dyktando „Zapory” otwierał cele i wypuszczał z nich chłopaków związanych z konspiracją.”

ODDZIAŁ "RUSKICH"

- Dopiero jak odjechaliśmy od Kraśnika jakieś 20 km, wtedy w miasteczku ogłoszono alarm. Ściągnęli nie tylko „bezpiekę”, ale cały ogromny oddział „ruskich”. Ruszyli za nami z obławą, ale trafili w próżnię. „Zapora”, przewidując pościg, wystawił kilka niewielkich oddziałów, które zaatakowały pościg, wyciągając go w las. My zaś odskoczyliśmy dalej w zupełnie innym kierunku.

Często UB wyładowywało swoją złość na chłopach we wsiach, których mieszkańcy nam sprzyjali. Zawsze znalazł się jakiś ormowiec, który wskazał UB życzliwych nam ludzi. „Zapora” nie pozostawiał oczywiście takich spraw bez reakcji. Zaraz do takiej wsi jechał z kilkoma ludźmi „Cygan”, który dla kolaborujących z komunizmem nie miał żadnej litości. Zastrzelił własną siostrę w Kraśniku, która romansowała z oficerem UB. Zrobił to na własną rękę, bez zgody „Zapory”.

W Bełżycach rozbiliśmy dwa posterunki milicji. Ich załogom nic nie zrobiliśmy. Rozbroiliśmy ich tylko i kazaliśmy maszerować ulicami miasteczka i wznosić okrzyki – niech żyje oddział „Zapory”. Później, o ile mnie pamięć nie myli, wszyscy zostali aresztowani przez UB. Raz omal nie wpadliśmy z dowództwem całego oddziału. Jechaliśmy na furze: ja, z chłopem do którego należała, a za nami siedzieli; „Zapora”, „Opal”, „Duch” i „Cygan”. Nagle jak spod ziemi wyrośli ubowcy.

Ręce do góry!

Padał deszcz, wszyscy jechali skuleni i nie zachowali ostrożności. Jak usłyszeli rozkaz – ręce do góry! – to nawet „Zapora” podniósł ręce. Ja miałem wtedy granat siekany i parabellum. Wyszarpnąłem zawleczkę z tego granatu pod marynarką wyrwałem zawleczkę i rzuciłem między konie. Powstało straszne zamieszanie. Jeden z koni padł martwy, a kilku ubowców stojących obok zostało rannych. Siedzący na wozie za mną się opamiętali, dali ognia i ubowców już nie było. W rozpacz wpadł tylko furman, któremu żal było konia. „Zapora” oświadczył mu jednak, żeby się nie martwił, bo za konia zapłacimy. Nigdy nikomu o tym zdarzeniu nie mówiłem. Miało ono miejsce między Chodlem a Bełżycami. Pamiętam, że temu chłopu na furmankę dosiedliśmy się we wsi, w której był młyn. Wracał on z niego z workami z mąką i śrutą. „Zapora” celowo wybrał go dla większego kamuflażu. Ocenił, że bardziej podejrzanie będziemy wyglądać, jadąc na pustym wozie. Byle patrol mógł się domyślać, że to partyzanci jadę na chłopskiej podwodzie.


Wyświetl większą mapę

Jeżdżąc po bardziej uczęszczanych drogach staraliśmy poruszać się w ubowskim kamuflażu. Pewnego razu jechaliśmy Willisem w ubowskich mundurach, gdzieś koło Bełżyc : „Zapora”, „Cygan”, ja i jeszcze jeden żołnierz, którego pseudonimu nie pamiętam.

"CYGAN W AKCJI"

[caption id="attachment_987" align="alignleft" width="762"]"Zapora" z oddziałem "Zapora" z oddziałem[/caption]

Polowaliśmy na jeszcze jednego Willisa, który był nam potrzebny do przeprowadzenia po okolicy rajdu. Patrzymy: jedzie od Lublina Willis z enkawudzistami Przystanęli. – Zdrastwujtie! – Zdrastwujtie! Odpowiadamy! Pytają się, gdzie jedziemy i jednocześnie mówią, że koło Bełżyc pokazała się polska banda. „Zapora” mrugnął okiem do „Cygana”, co było znakiem, że ma się nimi zająć. Ten puścił długą serię i mieliśmy już drugiego Willisa.

„Zapora” bezlitośnie tępił też wszystkie przejawy złodziejstwa i bandytyzmu wobec ludności cywilnej. Jeżeli przyszedł do niego jakiś chłop i poskarżył się, że okradli go jacyś złodzieje udający partyzantów, to ich los był przesądzony. Była dla nich tylko jedna kara - kula w łeb. Pamiętam taką sytuację, gdy kwaterowaliśmy w lesie koło Chodla, przyszedł do nas chłop z pobliskiej wsi. Warta przyprowadziła go do „Zapory”. Ten poskarżył się, że został okradziony przez bandziorów podających się za „zaporczyków”. Zrabowali mu pierzynę i dwie świnie. Powiedział też, że jednego z nich zna.

TĘPIŁ ZŁODZIEI

- „Zapora” powiedział do mnie, bo nie odstępowałem go na krok: - Zawołaj „Cygana”. Gdy ten się zameldował, „Zapora” nakazał mu pojechać i przywieźć tego złodzieja. „Cygan” jak zwykle wziął trzech ludzi i po kilku godzinach przywiózł przerażonego bandziora. „Zapora” zapytał go tylko: - No to jak, proszę pana, kradło się te świnie i pierzynę? – Tamten zapomniał języka w gębie. „Zapora” nie oczekiwał nawet od niego odpowiedzi. „Cygan” nie pytał się nawet, jaka jest decyzja „Zapory”. Wziął go za kołnierz i wręczył szpadel, by wykopał sobie grób.

Raz byłem też z „Cyganem” u takiego złodzieja, który okradł jakąś kobietę. Zabrał tej biedaczce pierścionek, obrączkę i jakieś pamiątki po babci. Wpadliśmy do niego nocą. Nie przyznawał się, twierdził, że jest niewinny. Przeprowadziliśmy w domu rewizję i w popielniku znaleźliśmy zawiniątko, w którym były zagrabione przez niego przedmioty. „Cygan” powiedział do niego tylko: – Ty skurwysynu! – Były to ostatnie słowo, które w życiu usłyszał!

WOLNI TYLKO NIEWINNI

Niektórzy złodzieje, jak nie mieli, co kraść, to zabierali biedakom kury i kaczki. Też dostawali kulę w łeb! Jak robiliśmy jakieś akcje na posterunki czy więzienia, to też nigdy nie uwalnialiśmy kryminalistów. W Bełżycach jak rozbiliśmy nieistniejącą już dzisiaj Komendę Powiatową MO, która poddała się prawie bez walki, to „Zapora” kazał wszystkim więźniom ustawić się w dwuszeregu na dziedzińcu.

- Następnie wyjął listę z kieszeni i kazał mi odczytać. Tym, którzy byli na liście, „Zapora” kazał wystąpić i oświadczył im, że są wolni. Pozostałych kazał strażnikom odprowadzić do cel. Ci na kolanach błagali go, by ich wypuścił, ale ten pozostał nieugięty. Gdy wyszliśmy na ulicę nagle zaatakował nas oddział UB. Liczył ze dwudziestu ludzi. Ja miałem dwa granaty i rzuciłem je ubowcom pod nogi to ich zatrzymało. Daliśmy ognia i odskoczyliśmy. UB ściągnęło posiłki z całego województwa i przez kilka dni deptali nam po piętach.


Wyświetl większą mapę

Bywało, że my też ponosiliśmy straty. Pod wsią Wólka Kęska „Zapora” został ranny w piętę. Ścigał nas wtedy duży oddział sowiecki. Dzień wcześniej rozbiliśmy w Chodlu siedzibę UB. Był to z naszej strony odwet za zabicie w niej czterech partyzantów. Po akcji tej „Zapora” musiał na melinie się leczyć przez wiele tygodni i ja mu wtedy towarzyszyłem. Odbyliśmy wtedy wiele rozmów na najróżniejsze tematy, dzięki czemu poznałem jego poglądy. Zaczął on też traktować mnie bardziej jak syna niż podwładnego.

Kiedyś, jak mógł już chodzić, pojechaliśmy pod Tarnobrzeg do domu matki. Podkradliśmy się do niego nocą, sprawdzając czy nie jest on obstawiony przez UB. „Zapora” przedstawił mnie swojej mamie, mówiąc: – To jest mój najlepszy żołnierz, chociaż z Wołynia.

Dzielił się on ze mną swoimi uwagami na temat sytuacji, w której się znaleźliśmy. Gardził Anglikami. Twierdził, że to oni zamordowali generała Władysława Sikorskiego, który stał się dla nich niewygodny.

MIELI SPOTKAĆ SIĘ Z "OGNIEM"

Mówił:

[quote]– Te skurwysyny mnie zrzuciły, ale teraz jesteśmy im niepotrzebni. Amunicji już nam nie zrzucają. Dostarczają ją banderowcom w Bieszczadach, uważają, że są oni im bardziej potrzebni.[/quote]

Pod Bieszczadami też zresztą z „Zaporą” byliśmy. Któregoś dnia wyruszyliśmy w długi marsz w kierunku Jasła a później Krosna. Uwieczniliśmy to nawet na zdjęciu. Mieliśmy tam spotkać się z „Ogniem”, ale niestety nie dotarł on na umówione miejsce i wróciliśmy z powrotem na Lubelszczyznę. „Zapora” zdawał sobie sprawę, że prowadzi walkę nie mającą szans powodzenia. UB coraz lepiej penetrowało teren rozbudowywało sieć konfidentów. Na ludzi, którzy nam pomagali, spadały straszne represje.

Nie chcąc narażać chłopaków, w 1946 r. „Zapora” zaczął rozpuszczać oddział. W pierwszym rządzie kazał wracać do domów żołnierzom, których UB jeszcze nie rozpracowało. Ja byłem jednym z pierwszych. „Zapora” zawołał mnie i mówi:

[caption id="attachment_988" align="alignleft" width="720"]Pogrzeb żołnierzy z oddziału "Zapory" Pogrzeb żołnierzy z oddziału "Zapory"[/caption]

– Zabieram ci broń, bo wiem, że się nie poddasz, a nie chcę żebyś zginął. Może przeżyjesz. Udawaj się na wschód, tam wasi ludzie z Wołynia poprzyjeżdżali. Jak będziesz miał szczęście to spotkasz jakiegoś znajomego, który ci pomoże. Dał mi pieniądze na drogę i pożegnaliśmy się. Więcej już go nie widziałem. Jakiś czas działał on jeszcze na Lubelszczyźnie.

SPRZEDAŁ GO TOWARZYSZ

Później oddział, korzystając z amnestii, ujawnił się. Część kadry pozostała w podziemiu. „Zapora” z siedmioma ludźmi postanowił wyjechać na Zachód. Liczył, że przez Czechosłowację uda mu się przedostać do Niemiec. Na granicy w punkcie przerzutowym w Nysie, wpadł w pułapkę zastawioną przez UB. Został sprzedany przez jednego z towarzyszy broni. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak taki dowódca dał się podejść. Przywieźli go do Warszawy, gdzie po śledztwie został skazany na śmierć i stracony. Musieli go strasznie katować, bo w więzieniu osiwiał.

[caption id="attachment_989" align="alignright" width="393"]"Zapora", lipiec 1944 r. "Zapora", lipiec 1944 r.[/caption]

Ja, po opuszczeniu oddziału, najpierw piechotą udałem się do Lublina. Tu na ulicy spotkałem znajomego z naszych stron, który nazywał się Podgórski. Spytał mnie: Skąd ty się tu wziąłeś? – Nie powiedziałem mu oczywiście, że byłem u „Zapory”, tylko że tułam się po świecie, szukając dla sobie miejsca. On zaś na to: – Jedź chłopie w chełmskie, tam wszystkie ludzie nasze są.

Dał mi adres Stefana Matyszczuka, który w Rymaczach był komendantem placówki konspiracyjnej. Mieszkał on na Kępie Brzezińskiej koło Chełma. Znał mnie, bo jak byłem chory w oddziale, to przez kilka dni leżałem w jego chałupie. Zrobił wielkie oczy i zapytał się: – Skąd ty się wziąłeś dzieciaku? – Powiedziałem mu, że byłem w partyzantce a teraz szukam dla siebie jakiegoś miejsca. O tym, że należałem do oddziału „Zapory”, nie wspomniałem mu oczywiście ani słowa.


Wyświetl większą mapę

"TY WIESZ, CO UB ROBI Z ZAPORCZYKAMI?"

[caption id="attachment_986" align="alignleft" width="1600"]Wacław Gąsiorowski Wacław Gąsiorowski[/caption]

Wiedziałem, że UB na „zaporczyków” poluje bez litości. On mnie zresztą nie pytał. Wprost przeciwnie! Doradził mi, żeby nikomu nie mówić nawet, że walczyłem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. – Jesteś młody nikt cię nie będzie podejrzewał. – oświadczył. Nadmienił też, że tu mieszkają różni ludzie. Naszych wołyńskich rodzin jest tylko kilka, większość zaś to miejscowi. Są wśród nich także Ukraińcy. On przyjął mnie pod swój dach i zamieszkaliśmy razem. Po jakimś czasie przyznałem mu się, że byłem u „Zapory”. Zrobił wielkie oczy i autentycznie się przestraszył. Kategorycznie zabronił mi o tym komukolwiek mówić. Tłumaczyłem mu, że absolutnie nikomu nie powiem, ale on nie bardzo mi uwierzył. – Ty wiesz, co UB robi z „zaporczykami”? Nie mów o tym nikomu, bo zginiesz.

Odniosłem wrażenie, że chciałby żebym wyniósł się z jego domu. Ostatecznie mnie jednak nie wygonił. Zapoznał mnie z dziewczyną z Pławanic, z którą się ożeniłem. Nazywała się Helena Petruk. Była Wołynianką pochodzącą z Rymacz.

Wacław Gąsiorowski, źródło: Kresy.pl

Artykuł Jak wyglądało codzienne życie w oddziale legendarnego „Zapory”, czyli śmierć prześladowcom Polaków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Żołnierze Wyklęci: Walczyli i umierali za wolną Polskę. Niektórym udało się przeżyć… https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-walczyli-i-umierali-za-wolna-polske-niektorym-udalo-sie-przezyc/ https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-walczyli-i-umierali-za-wolna-polske-niektorym-udalo-sie-przezyc/#respond Sat, 04 Feb 2017 21:24:49 +0000 http://niezlomni.com/?p=35359

Gdy dotarliśmy w okolicę, w której znajdowały się zabudowania Pelczara, nagle straciłem Bieganowskiego z oczu.

Wtedy właśnie rozpoczął się atak na stację. Przed sobą zobaczyłem swojego brata oraz Gienia Hanusa. Brat stał za drzewem, a Gienek za jakimś węgłem. Nie zdołałem jednak do nich dobiec, bo przycisnęła mnie do ziemi seria z karabinu maszynowego, wystrzelona ze stacji. Jakiś żołnierz KBW walił chyba z cekaemu, bo drewniana sławojka, czyli kibel, została przecięta niemal na pół. Już nie próbowałem dobiec do brata, Hanusa i innych, tylko wycofałem się i dotarłem do stacji od strony wschodniej. Tu przy ścianie stał dowodzący akcją „Mundek”. Zbliżywszy się do budynku stacji, zauważyłem, że Bronek Pelczar i Edek Wojnar z Klimkówki chwieją się na nogach. Mój sąsiad, Zbigniew Białas, zawołał mnie, krzycząc: Chodź, pomóż! Pomogliśmy im dostać się do furmanek, które zawiozły ich do Milczy.

Bój pod stacją trwał zaś nadal. „Mundek” dowodził, kryjąc się za ścianą stacji, zaś pod oknami leżał ten, którego miałem się trzymać, czyli Marian Bieganowski. Staszek Dębiec („Osioł”) usiłował go przeciągnąć na naszą stronę, podając mu lufę erkaemu. Szturchał go, licząc, że ten ją złapie i Staszek będzie mógł go przeciągnąć na naszą stronę. Marian jednak nie reagował. Był martwy! Liczył, że poderwie chłopaków jednym skokiem, ale dostał serię i padł. Widząc jakiś ruch przy ciele Bieganowskiego, KBW wzmogło ostrzał naszych pozycji z okien i o wdarciu się do budynku stacji nie było mowy. Trzeba było myśleć o szybkim odwrocie.

Sawczyn kazał Zbyszkowi Białasowi wziąć grupę chłopaków i sprowadzić pod stację stojący pod semaforem pociąg, składający się z parowozu i dwóch czy trzech wagonów. Dołączyłem do nich i podsadzony przez Zbyszka, wtargnąłem do parowozu. Kazałem maszyniście jechać pod stację. Wykonał polecenie i cały czas gwiżdżąc (jechał bowiem na czerwonym świetle i przy opuszczonym semaforze), wolno podjechał na wskazane miejsce. W wagonach znajdowało się trzech żołnierzy i oficer, eskorta dla przewożonego ładunku. Nie stawiali oporu i zostali rozbrojeni. Żołnierzy wypuszczono, a oficera zabrano razem z nami. Cały oddział Sawczyna załadował się na wagony i szybko odjechaliśmy w kierunku Milczy. Chłopaki były wściekłe: atak się nie powiódł, a oddział poniósł straty. Chcieli się zemścić na zatrzymanym oficerze i w odwecie za śmierć Bieganowskiego rozwalić go! Jeszcze w wagonie szturchali go lufami i zaczęli mu ubliżać…

Gdy wyładowaliśmy się w Milczy, na miejscu był już oddział Żubryda, który nie zdążył dotrzeć do Wróblika Szlacheckiego i wziąć udziału w ataku na stację. Pamiętam, że Żubryd siedział na koniu i od razu zainteresował się tym zatrzymanym oficerem. Chłopaki myśleli, że każe go od razu ustawić pod ścianą i rozstrzelać. Gdy zapytali dowódcę, co z nim zrobić, ten oświadczył niespodziewanie: Ja bym go wypuścił, to przecież też taki sam oficer Wojska Polskiego jak ja! Chłopaki zbaranieli. Miny im zrzedły. Słowa Żubryda zawsze były rozkazem: musieli oficera wypuścić.


W ataku na stację kolejową mieszczącą się we Wróbliku Szlacheckim brało udział ponad trzydziestu partyzantów. Warto może ich wymienić, bo czas zaciera pamięć i nawet historycy nie są w stanie ustalić wszystkich faktów. Jeden z nich, wzmiankując na przykład moją osobę, pisze, że miałem na imię Jan, co (jak wiadomo) nie jest prawdą. Niektórych z wymienionych w opracowaniach sam też w akcji na stacji nie widziałem i najprawdopodobniej nie brali oni w niej udziału. Zaczniemy więc od kolegi, który poległ w akcji, czyli od Mariana Bieganowskiego i rannych: Franciszka Kurara oraz Bronisława Pelczara. Jeden z historyków wymienia też nazwisko: Edward Pojnar, ale ja go nie widziałem, najprawdopodobniej go tam nie było. W akcji brał udział z pewnością Edmund Sawczyn „Mundek”, dowódca.

Ponadto zapamiętałem: Stanisława Chojnackiego „Bosmana” oraz Przybylskiego, którego imienia nie pamiętam, nosił pseudonim „Digo”. W ataku na stację uczestniczyli również: Zdzisław Gryglewicz „Róża”, Kazimierz Oberc „Szczapa”, Bronisław Pelczar „Cegielniarz”, Zbigniew Białas vel Pozniak „Krakus”, Eugeniusz Hanus „Szakal”, Wacław Żywicki „Wilk”, Tolek Gałkowski „Czyżyk”, Bolesław Kilar „Żuraw”, Dominik Kilar „Senior”, Kazimierz Rygor „Hyrów”, Stanisław Dębiec „Osioł”, Józef Szajna oraz Kazimierz Wais „Kasa”. Oni, razem ze mną, „Zuchem”, z pewnością brali udział w tej akcji.

"Żołnierze wyklęci. Wspomnienia i relacje. Tom 1" Marka A. Koprowskiego, Replika, Poznań 2017. Książkę możesz nabyć TUTAJ.

Walczyli i umierali za wolną Polskę. Niektórym udało się przeżyć...

Wspomnienia tych, dla których II wojna światowa nie skończyła się w 1945 roku. Tych, którym sumienie nie pozwalało biernie godzić się na zbrodniczy ustrój wprowadzony Polsce po „wyzwoleniu”.

Żołnierze pod dowództwem Antoniego Żubryda „Zucha”, Hieronima Dekutowskiego „Zapory” czy Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” nie poddali się. Nadal zbrojnie stawiali opór komunistom. Wielu z nich – zbyt wielu – przypłaciło to życiem. W niniejszym tomie zgromadzone zostały relacje tych, którzy ocaleli.

Są to członkowie Konspiracyjnego Wojska Polskiego, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz innych organizacji podziemnych. Wspominają oni wojnę, walkę z komunistami, pobyt w ubeckich więzieniach i katowniach. Niektórzy z nich otwarcie mówią, iż to, że żyją, zawdzięczają wyłącznie szczęściu.

Dzięki ich opowieściom poznajemy bliżej postaci szeregowych żołnierzy i dowódców, ich charaktery i słabości. Słowa bezpośrednich uczestników opisywanych wydarzeń pozwalają inaczej spojrzeć na wybory dokonywane przez Żołnierzy Wyklętych, a także na codzienne ich życie w konspiracji. Dzięki tak osobistej perspektywie „Zapora” czy „Jastrząb”, nie przestając być bohaterami, stają się w naszych oczach bardziej ludzcy.

Marek A. Koprowski
Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się tematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię Wołyń. Epopeja polskich losów 1939–2013 otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Bonicki Fundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.
„Do Rzeczy”

Artykuł Żołnierze Wyklęci: Walczyli i umierali za wolną Polskę. Niektórym udało się przeżyć… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierze-wykleci-walczyli-i-umierali-za-wolna-polske-niektorym-udalo-sie-przezyc/feed/ 0
Wzruszający moment 69 lat później. Żołnierz Wyklęty odwiedził grób poległego kolegi [WIDEO] https://niezlomni.com/wzruszajacy-moment-69-pozniej-zolnierz-wyklety-odwiedzil-grob-poleglego-kolegi-wideo/ https://niezlomni.com/wzruszajacy-moment-69-pozniej-zolnierz-wyklety-odwiedzil-grob-poleglego-kolegi-wideo/#respond Tue, 01 Nov 2016 06:55:39 +0000 http://niezlomni.com/?p=33081

Marian Pawełczak ,,Morwa" ma 93 lata i po dziś dzień odwiedza groby swoich towarzyszy broni. Żołnierz oddziału Hieronima Dekutowskiego ,,Zapory" wciął udział w akcji ,,Zapal Światło Pamięci".

1 listopada przypada Wszystkich Świętych. Wraz z rodziną będziemy odwiedzać groby najbliższych. Nie zapomnijmy tego dnia o tych, którzy walczyli o wolną i niepodległą Polskę. Wielu z nich oddało życie za Ojczyznę i spoczywa w bezimiennych grobach. Zachęcamy, by w te szczególne święto, przy każdej mogile polskiego żołnierza zapłonęło „Światło Pamięci”. Zachęcamy Was do nadsyłania zdjęć opatrzonych informacją o miejscach, w których zapalicie znicz, tak by kolejne osoby mogły odnaleźć i również zaświecić „Światło Pamięci"

- czytamy na stronie akcji.

69 lat później Marian Pawełczak odwiedził wraz z organizatorami miejsce śmierci ppor. Jana Szaliłowa ps."Renek", który zginął w potyczce z UB 8 września 1947 roku.

Ppłk. Marian Pawełczak ps.”Morwa” urodził się w Stasinie 13 maja 1923 roku. Od najmłodszych lat rodzice wpajają mu miłość do Ojczyzny. Po rozwiązaniu szkoły przez Gestapo, pobiera naukę na tajnych kompletach. W 1943 roku rozpoczyna działalność w Kedywie i oddziale leśnym AK w placówce w Urzędowie i w patrolu „Grzechotnika”. Pod koniec wojny jest w oddziale legendarnego mjr Hieronima Dekutowskiego "Zapory". W grudniu 1944 r. kończy Szkołę Podoficerską w stopniu kaprala i ponownie wstępuje w leśne szeregi wraz z braćmi: "Głazem" i "Jurem". Wojnę przeżyje tylko "Morwa". Dziś odwiedza groby kolegów z oddziału, którzy zginęli w walce z Niemcami i Sowietami.

źródło: ProstozMostu.net

Artykuł Wzruszający moment 69 lat później. Żołnierz Wyklęty odwiedził grób poległego kolegi [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wzruszajacy-moment-69-pozniej-zolnierz-wyklety-odwiedzil-grob-poleglego-kolegi-wideo/feed/ 0
Cichociemny, wybitny dowódca, którego oddział trząsł Lubelszczyzną ku przerażeniu UB i NKWD. Jego proces i śmierć pokazały najbardziej sadystyczną twarz reżimu https://niezlomni.com/cichociemny-wybitny-dowodca-ktorego-oddzial-trzasl-lubelszczyzna-ku-przerazeniu-ub-i-nkwd-jego-proces-i-smierc-pokazaly-najbardziej-sadystyczna-twarz-rezimu/ https://niezlomni.com/cichociemny-wybitny-dowodca-ktorego-oddzial-trzasl-lubelszczyzna-ku-przerazeniu-ub-i-nkwd-jego-proces-i-smierc-pokazaly-najbardziej-sadystyczna-twarz-rezimu/#comments Sat, 24 Sep 2016 05:41:33 +0000 http://niezlomni.com/?p=20747

Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.

HieronimDekutowski7 marca 1949 r., po trwającym ponad rok brutalnym śledztwie, stracony wraz z sześcioma podkomendnymi – żołnierzami WiN u – w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Po katyńskim strzale w tył głowy wyrzucony na śmietnik obok Cmentarza Wojskowego na Powązkach. W bezimiennym dole śmierci miał pozostać na zawsze. Diabelski plan komunistów jednak się nie powiódł. Hieronim Dekutowski „Zapora” został zidentyfikowany.

Byłam przekonana, że oprawcy tak go poćwiartowali, spopielili, posypali wapnem, żeby nigdy nie udało się go odnaleźć. Potem, w miarę ekshumacji na „Łączce”, nadzieja, że wróci do nas, była coraz większa. Aż wreszcie stało się

– wspomina Krystyna Frąszczak, siostrzenica majora „Zapory”.

W czasie niemieckiej okupacji zrzucony do kraju jako cichociemny, przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Zasłynął jako obrońca mieszkańców Zamojszczyzny przed represjami. Po „wyzwoleniu” nie złożył broni. Jako jeden z najsłynniejszych dowódców antysowieckiej partyzantki na Lubelszczyźnie był tropiony przez szwadrony NKWD i UB. Aresztowany wskutek zdrady we wrześniu 1947 r. podczas próby przedostania się na Zachód. Mord usankcjonował krzywoprzysiężny stalinowski sąd.

My nigdy się nie poddamy!

„Był ranek. Pułkownika, który podpisywał zgody na widzenie, nie było. Siadam więc i czekam na niego, a tymczasem sekretarki, młode dziewczyny, krzątały się wśród akt. Czerwone teczki – kara śmierci, zielone – wszystko inne. Biorą te czerwone teczki i jedna z nich czyta nazwisko: Dekutowski Hieronim. Jakie śmieszne imię – mówi. A mnie serce zamarło – wiem, co znaczy czerwona teczka!”.

Tak swoją wizytę w biurze przepustek na ul. Suchej w Warszawie wspominała Irena Siła-Nowicka, żona Władysława Siły-Nowickiego, który był politycznym przełożonym Dekutowskiego, inspektorem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.

[caption id="attachment_20753" align="aligncenter" width="762"]Hieronim Dekutowski z oddziałem Hieronim Dekutowski z oddziałem[/caption]

Z więziennego biura przepustek Nowicka poszła do aresztu przy Rakowieckiej:

„Wchodzę ze strażnikiem w bramę, potem korytarzem. Obok przechodzą ludzie niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie. [...] Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków – prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam – nie wiem, zrobiłyśmy wszystko, co było można. Przecież mu nie powiem o tych teczkach na Suchej. [...] Jak się okazało, tego właśnie dnia, 7-go marca 1949 r., rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi...”.

[quote]„Miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie. – My nigdy nie poddamy się! – krzyknął, przekazując przez współwięźniów swoje ostatnie posłanie. Według dokumentów, wyrok wykonano przez rozstrzelanie [o godz. 19.00]. Mokotowska legenda głosi jednak, że ubowscy kaci zapakowali majora »Zaporę« do worka, worek powiesili pod sufitem i strzelali, sycąc swoją nienawiść widokiem płynącej spod sufitu niepokornej krwi. Potem, w pięciominutowych odstępach, mordowali jego żołnierzy: »Rysia«, »Żbika«, »Mundka«, »Białego«, »Junaka« i »Zawadę«”[/quote]

– czytamy w książce Ewy Kurek „Zaporczycy”.

„Pluton egzekucyjny” stanowił st. sierż. Piotr Śmietański – to on uśmiercał skazańców strzałem w potylicę. Ten sam kat Mokotowa, który zabił zidentyfikowanego razem z „Zaporą” mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” i do dziś nieodnalezionego rtm. Witolda Pileckiego.

pod brzózkaWybitny dowódca

Hieronim Dekutowski, rocznik 1918 r., był w Tarnobrzegu harcerzem drużyny im. Jana Henryka Dąbrowskiego, członkiem Sodalicji Mariańskiej. Podczas wojny obronnej 1939 r. ochotnik, 17 września po przekroczeniu granicy z Węgrami internowany. Po ucieczce z obozu przedostał się do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. W marcu 1943 r., zaprzysiężony jako cichociemny, przyjął pseudonimy „Zapora” i „Odra” (używał głównie tego pierwszego).

W nocy z 16 na 17 września 1943 r. zrzucony do Polski na placówkę „Garnek” 103 (okolice Wysz­kowa). Początkowo dowodził oddziałem AK w Inspektoracie Zamość, broniąc ludności Zamojszczyzny przed wysiedleniami. W styczniu 1944 r. mianowany szefem Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy. Siła-Nowicki zapamiętał:

„Wkrótce zyskał opinię wybitnego dowódcy. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go »Starym«, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat”.

Dwustuosobowy oddział „Zapory” brał udział w akcji „Burza” na Lubelszczyźnie, po czym bezskutecznie próbował przedrzeć się na pomoc walczącej Warszawie.

[caption id="attachment_20748" align="alignright" width="302"]"Zapora" z mamą "Zapora" z mamą[/caption]

„Trzęśli” Lubelszczyzną

Po wejściu Sowietów Dekutowski kontynuował walkę. Dla Ojczyzny poświęcił nawet prywatne życie. „Idę do lasu, nie wiem, czy przeżyję, nie możemy być razem” – powiedział narzeczonej.

W odpowiedzi na czerwony terror jego oddział WiN dokonał wielu brawurowych akcji odwetowych na NKWD, UB, KBW i MO. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR u czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność.

Rozbijał także więzienia, uwalniając aresztowanych. Dzięki zdobycznym pojazdom zaporczycy potrafili przeprowadzić w ciągu doby kilka akcji nawet w dwóch czy trzech powiatach i błyskawicznie odskoczyć. Ze względów bezpieczeństwa ciągle zmieniali kwatery, nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce. Dlaczego byli dla bezpieki szczególnie niebezpieczni?

Siła-Nowicki:

„Około dwustu–dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, »trzęsło« połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy Powstania Styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, w terenie zaś istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji”.

Ostatni rozkaz

Po kolejnej amnestii z lutego 1947 r. i nieudanych rozmowach z przedstawicielami MBP o ujawnieniu się, Dekutowski podjął próbę przedostania się na Zachód. 12 września 1947 r. wydał – jak się później okazało – swój ostatni rozkaz, przekazując dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. W prywatnym liście do „Uskoka” napisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem – Hieronim”.

zapora portret(W 1949 r. „Uskok” zdetonował pod sobą granat, nie chcąc wpaść w ręce UB podczas obławy). Ludzie „Zapory”, docierając kolejno (w połowie września 1947 r.) do punktu przerzutowego w Nysie na Opolszczyźnie, trafiali bezpośrednio w ręce katowickiego UB. Wydanych przez konfidenta zaporczyków przewieziono na Rakowiecką.

W mundurach Wehrmachtu

Stefan Korboński, delegat rządu na kraj, zapamiętał: „O tym, że »bandyta Zapora« to Hieronim Dekutowski, »opinia publiczna« dowiedziała się dopiero po rozpoczęciu procesu”.

3 listopada 1948 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie oprócz Dekutowskiego na ławie oskarżonych zasiedli jego podkomendni: kpt. Stanisław Łukasik ps. Ryś, por. Jerzy Miatkowski ps. Zawada, por. Roman Groński ps. Żbik, por. Edmund Tudruj ps. Mundek, por. Tadeusz Pelak ps. Junak, por. Arkadiusz Wasilewski ps. Biały i ich polityczny przełożony Władysław Siła-Nowicki.

Siła-Nowicki wspominał, że na rozprawę ubrano ich w mundury Wehrmachtu:

„Ten mundur hańbił katów, nie ofiary. I nieskończenie ważniejszym od naszego ubrania było to, co przed sądem krzywoprzysiężnym mówiliśmy podczas procesu”.

Żaden z oskarżonych nie przyznał się do absurdalnych zarzutów, nie pokajał się. „Zapora” wziął na siebie całą odpowiedzialność. Pytany, dlaczego zamiast się ujawnić, pozostał ze swoimi żołnierzami, odpowiedział:

"Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckiej w terenie, bez dowództwa”.

15 listopada 1948 r. „sąd” skazał siedmiu zaporczyków na kilkakrotne kary śmierci. Po rozprawie przewieziono ich ponownie na Rakowiecką, również w niemieckich mundurach i pod silnym konwojem. Dekutowski znów został poddany brutalnemu śledztwu (co było częstą praktyką stalinowskich oprawców).

W celi dla kaesowców, w której siedziało ponad sto osób, zaporczycy podjęli próbę ucieczki – przez kilka tygodni wiercili dziurę w suficie i przez strych chcieli się dostać na dach jednopiętrowych zabudowań gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych prześcieradłach i zeskoczyć na chodnik Rakowieckiej. Wsypał ich jeden z więźniów kryminalnych, licząc na złagodzenie swojego wyroku. Skuty w kajdany „Zapora” trafił na kilka dni do karceru.

zaporanad wodąChimczak, Kędziora, Badecki

Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.

Rozprawie przed warszawskim WSR przewodniczył Józef Badecki, który wydał co najmniej 29 wyroków śmierci na polskich patriotów, co plasuje go w czołówce najbardziej krwawych stalinowskich sędziów. Pod dyktando bezpieki wyrokował też podczas procesu „grupy szpiegowskiej” Witolda Pileckiego. Badecki, potem sędzia Sądu Najwyższego i wykładowca Oficerskiej Szkoły Prawniczej, zmarł w 1982 r. Spoczął na Powązkach Wojskowych, niedaleko... „Łączki”.

W PRL u „Zapora” był przemilczany i opluwany, doceniany był jedynie na Zachodzie. Rząd RP na uchodźstwie przyznał pośmiertnie mjr. Dekutowskiemu Srebrny Krzyż Virtuti Militari, a w 1989 r. awansował go do stopnia pułkownika. III RP sądownie go zrehabilitowała – na wniosek Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – dopiero w 1994 r. Teraz, odkopany z dołu śmierci, po 64 latach od skrytobójczego mordu, Hieronim Dekutowski doczeka się swojego grobu. Tak jak dwaj jego podkomendni, zidentyfikowani przez IPN już wcześniej: Stanisław Łukasik ps. Ryś i Tadeusz Pelak ps. Junak.

Tadeusz Płużański, źródło: Niezalezna.pl

Artykuł Cichociemny, wybitny dowódca, którego oddział trząsł Lubelszczyzną ku przerażeniu UB i NKWD. Jego proces i śmierć pokazały najbardziej sadystyczną twarz reżimu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/cichociemny-wybitny-dowodca-ktorego-oddzial-trzasl-lubelszczyzna-ku-przerazeniu-ub-i-nkwd-jego-proces-i-smierc-pokazaly-najbardziej-sadystyczna-twarz-rezimu/feed/ 1
Ofensywa filmów, na które czekają patrioci. Jakie produkcje trafią na ekrany https://niezlomni.com/ofensywa-filmow-ktore-czekaja-patrioci-produkcje-trafia-ekrany/ https://niezlomni.com/ofensywa-filmow-ktore-czekaja-patrioci-produkcje-trafia-ekrany/#respond Fri, 22 Jul 2016 15:24:27 +0000 http://niezlomni.com/?p=29231

Właśnie rozpoczęły się zdjęcia do nowego serialu TVP "Morowe Panny". Jest on reklamowany jako kobieca wersja "Czasu honoru". Ale to nie koniec planów Telewizji Publicznej...

"Morowe Panny" zostaną wyemitowane na wiosnę przyszłego roku. Wśród aktorów widzimy takie nazwiska jak Marta Mazurek, Aleksandra Pisula oraz Vanessa Aleksander, a take Danuta Stenka.

Główne bohaterki samodzielnie stawiają czoła niemieckiemu okupantowi. Scenariusz napisał Marek Kreutz, scenarzysta "Pitbulla”, „Londyńczyków” i „Lekarzy”.

Jak donosi serwis Wirtualne Media":

Telewizja Polska pracuje także nad dwoma innymi serialami historycznymi, które powstaną dla dwóch głównych anten - o walczącym z NKWD oddziale Żołnierzy Wyklętych dla TVP1 oraz o Brygadzie Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych dla TVP2.

Pierwsza produkcja ma nawiązywać do prawdziwych historii Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, a także Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, Anatola Radziwonika czy Rafała Gan-Ganowicza.

Z kolei druga ma stanowić adaptację "Legionu" Elżbiety Cherezińskiej.

Jak donoszą Wirtualne Media, w ramach pilotażowej edycji programu Nabór, Ocena i Selekcja (NOS) wśród 124 przyjętych projektów serialowych znalazły się propozycje seriali historycznych - m.in. o Dywizjonie 303, armii generała Andersa, ORP Orzeł, Poli Negri i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Jednak najpierw czekają je oceny ekspertów.

źródło: Wirtualne Media

Artykuł Ofensywa filmów, na które czekają patrioci. Jakie produkcje trafią na ekrany pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ofensywa-filmow-ktore-czekaja-patrioci-produkcje-trafia-ekrany/feed/ 0
Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/ https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/#respond Wed, 01 Jun 2016 22:21:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=12686

Ciężką, ale jakże potrzebną pracę w bezpiece rozpoczęli jako młokosi. Byli dumni, że nazywa się ich "oficerami" Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Realizując "dyktaturę proletariatu", w praktyce brali udział w najważniejszych śledztwach przeciwko tzw. wrogom ludu - w więzieniu na warszawskim Mokotowie i tajnej willi "Spacer" w Miedzeszynie. Dwóch panów K. - Edmund Kwasek i Jerzy Kędziora. Pierwszy niedawno zmarł, drugi żyje nadal w Warszawie i kpi sobie z wymiaru sprawiedliwości.

[caption id="attachment_12761" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Stefan Skwarek (wartownik w UB na Kielecczyźnie, potem "naukowiec" Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR) w książce "Na wysuniętych posterunkach" (Książka i Wiedza, 1977 r.) poświęcił Kwaskowi notę biograficzną: "Płk Edmund Kwasek, członek PPR i AL, uczestnik wielu akcji zbrojnych przeciwko siłom okupanta i polskiej reakcji. Po wyzwoleniu w styczniu 1945 r. jako naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach uczestniczył w wielu akcjach i walkach z bandami. W latach pięćdziesiątych przeszedł do pracy w cywilu".

W 1996 r. Edmund Kwasek został skazany w tzw. procesie Humera (od nazwiska głównego oskarżonego, b. wicedyrektora Departamentu Śledczego MBP), razem z 12 innymi śledczymi MBP na karę kilkuletniego więzienia. Z więzienia na Rakowieckiej - tego samego, w którym katował pół wieku wcześniej polskich patriotów - wyszedł jednak szybko "ze względu na zły stan zdrowia". Kwasek żył jeszcze sześć lat na wolności.

[caption id="attachment_12759" align="aligncenter" width="600"]Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Jerzy Kędziora zapewne opłakiwał śmierć kolegi. Mieszka na warszawskim Bródnie, pobierając wysoką, "resortową" emeryturę. Z dawnymi kolegami z bezpieki, których w samej stolicy żyje jeszcze co najmniej kilku, spotyka się systematycznie w siedzibie Związku Kombatantów RP (dawny ZBoWiD) w Alejach Ujazdowskich. Kilka lat temu Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych pozbawił go uprawnień, będących przecież uhonorowaniem szczególnych zasług dla Polski.

Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie Kędziory umorzono w lutym 2005 r. ze względu na śmierć ich ofiar. Tymczasem żyje Wacław Sikorski (AK-owiec, skazany przez bezpiekę na karę śmierci, następnie ułaskawiony przez Bieruta na dożywocie, z więzienia wyszedł w 1956 r.), który dobrze zapamiętał zwyrodniałego śledczego: - Do dziś mam uszkodzone lewe ucho i przegrodę nosa. Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą.

Pomogła Dzierżyńska

[caption id="attachment_12757" align="alignleft" width="395"]Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org[/caption]

Jerzy Kędziora prowadził m.in. sprawę żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnego, mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", legendarnego dowódcy oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.

We wspomnieniach Władysława Siła-Nowickiego, inspektora Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie, czytamy: "Śledztwo prowadzili Kędziora i Chimczak [Eugeniusz Chimczak, inny, żyjący do dziś ubecki sadysta - TMP] (...) Nadzorował je mjr Serkowski [Ludwik Serkowski, naczelnik wydziału w Departamencie Śledczym MBP - TMP] i ppłk Humer. (...) Nasza sprawa, sprawa lubelskiego WiN czy sprawa »Zapory«, jak ją często określano, była o tyle specyficzna, że właściwie nie było sporów co do samych faktów. (...) Oddziały »Zapory«, których ja byłem w jakiś sposób kierownikiem politycznym, były czysto partyzanckimi, bez żadnych, ale to żadnych, domieszek przestępczych. Byli to ludzie na wysokim poziomie etycznym, co moich śledczych szczególnie bulwersowało".

Hieronim Dekutowski, po nieudanej próbie przedostania się za granicę i aresztowaniu przez UB, przechodził ciężkie śledztwo w więzieniu przy Rakowieckiej od 19 września 1947 r. do 1 czerwca 1948 r. Podczas niejawnej rozprawy 3 listopada 1948 r. przed Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, dostał siedmiokrotną karę śmierci (KS). Wyrok na nim i jego podkomendnych wykonano 7 marca. Do dziś nie jest znane miejsce pochówku "Zapory" i jego ludzi. Jako jedyny z tej grupy ułaskawiony został Władysław Siła-Nowicki, któremu wyrok śmierci zamieniono na dożywocie, dzięki wstawiennictwu u Bolesława Bieruta spokrewnionej z rodziną Nowickich Aldony Dzierżyńskiej (siostry Feliksa).

Specjalista od WiN-u

W więzieniu przy Rakowieckiej por. Jerzy Kędziora przesłuchiwał również m.in. Edwarda Bzymka-Strzałkowkiego, w czasie wojny oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ-AK, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych - WiN (opracowywał m.in. sprawozdania miesięczne o sytuacji w kraju, przesyłane następnie Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie). W dniu aresztowania Bzymek-Strzałkowski wyskoczył z trzeciego piętra aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, łamiąc obie ręce i nogę. Po leczeniu śledztwo w jego sprawie wszczął szef Departamentu Śledczego MBP Józef Różański, a na "oficera" śledczego wyznaczono właśnie Kędziorę, ściągniętego specjalnie w tym celu do Krakowa z Warszawy. Skazanemu na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego (oskarżał zastępca naczelnego prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Stanisław Zarako-Zarakowski), złagodzono następnie wyrok do 15 lat. Z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.

W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN Franciszka Niepokólczyckiego, również skazanego w "procesie krakowskim" na trzykrotną KS. Po zmianie kary na dożywocie, na wolność wypuszczono go w grudniu 1956 r.

Równie brutalny Kędziora był wobec Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej kolejnego, IV Zarządu Głównego WiN. W jego przypadku, pierwszy, pięciomiesięczny etap śledztwa miał bardzo brutalny przebieg. Jedliński był nieludzko torturowany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, umieszczano go w karcerze, pozbawiano snu. Karę śmierci zamieniono Jedlińskiemu następnie na dożywocie, w końcu na 12 lat pozbawienia wolności, z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony 30 grudnia 1957 r. Kędziora maltretował również w śledztwie żonę Władysława - Henrykę Jedlińską, skazaną na 15 lat więzienia, i innych członków rodziny.

Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego

[caption id="attachment_12764" align="alignleft" width="433"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Prócz pracy na Mokotowie Jerzy Kędziora był członkiem Grupy Specjalnej MBP - tajnej komórki, powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament MBP, który zajmował się sprawami szczególnymi - "oczyszczaniem" szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu MBP (kryptonim "Spacer") w Miedzeszynie pod Warszawą, które - wyłączone spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli - stanowiło własność X Departamentu (prócz tego pod jego wyłączną kontrolą znajdował się wydział śledczy i pawilon w więzieniu mokotowskim).

Aby jeszcze lepiej służyć "ludowej" Ojczyźnie, w 1955 r. Kędziora został uczestnikiem Wyższego Kursu Przeszkolenia Oficerów Bezpieczeństwa. Wkrótce jednak sielanka życia "oficera" bezpieki skończyła się. Już w połowie tego roku, kiedy na fali rozpoczynającej się "odwilży" towarzysze zaczęli szukać w swoich szeregach winnych "łamania socjalistycznej praworządności", za "pracę" w Miedzeszynie został na krótko aresztowany.

Kędziora zeznawał jako świadek w sprawie odpowiedzialności Różańskiego i Romkowskiego (właściwie: Natana Grinszpana-Kikiela), wiceszefa bezpieki, nadzorującego tajną willę "Spacer":

"Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, właściwie: Izaak Fleischfarb, wicedyrektor X Departamentu MBP, pracownik sowieckich służb specjalnych - TMP]. Różański był z początku uważany przez nas za wzór komunisty i człowieka oddanego Partii. Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bicie więźniów było zabronione prawem. (...) W 1949 roku były rozkazy karne na temat bicia, ale równocześnie Romkowski i Różański sami bili więźniów. W tym okresie, kiedy stosowaliśmy bicie, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to jest nieludzkie. Wydawało nam się, że stosowanie tego przymusu jest koniecznością. Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne. (...) W początkowym okresie nie było gum, a któryś z oficerów śledczych, nie pamiętam nazwiska, bił podejrzanego kijem. Ponieważ bicie kijem było niewygodne, wartownicy znaleźli kawałek kabla grubości wiecznego pióra, ogumionego, z cienkim drutem wewnątrz. Tą gumą posługiwało się kilku oficerów, a później każdy zaopatrzył się w kawałek kabla. Te gumy nazywano »małymi konstytucjami« (faszystowskimi) w odróżnieniu od »dużej konstytucji«, którą zrobił oficer śledczy Laszkiewicz przy pomocy wartowników. Była ona zrobiona z kilku drutów izolowanych".

Cukrzyca albo "jakieś okaleczenie"

W trakcie "odwilżowego" śledztwa komunistyczna wierchuszka zrzucała z siebie odpowiedzialność za "nieprawidłowości", których dopuścił się aparat represji. Winni mieli być wyłącznie pracownicy niższego szczebla. Wtedy wyciągnięto Kędziorze, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego Armii Ludowej, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł.

I tak szef bezpieki Stanisław Radkiewicz zeznawał: "Przypominam sobie, że w Belwederze była omawiana na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa [Komisji Biura Politycznego do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego - TMP] sprawa śmierci Dobrzyńskiego. Romkowski i Fejgin [Anatol Fejgin, dyrektor X Departamentu MBP - TMP] przedstawiali, że zejście śmiertelne było wynikiem cukrzycy, na którą chorował".

Jakub Berman, który z ramienia partii nadzorował bezpiekę, o tym samym posiedzeniu: "Zostało przedstawione zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, iż wskutek jakiegoś okaleczenia [!!! - TMP] i w związku z chorobą cukrzycy nastąpił zgon Dobrzyńskiego".

[caption id="attachment_12767" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Bardziej szczery, choć oczywiście "niewinny", był Różański: "Kędziora wziął wieczorem Dobrzyńskiego na przesłuchanie, podczas nieobecności mojej, Romkowskiego i Fejgina, i w czasie przesłuchania zaczął go bić. Oficerowie śledczy, którzy byli w sąsiednim pokoju, wywołali Kędziorę i zwracali mu uwagę na to, co on robi".

[quote]Kędziora nie dawał za wygraną, odpowiedzialnością obarczając przełożonych: "Według mnie odpowiedzialnym za wprowadzenie terroru jest Romkowski. Zostałem zdjęty z pracy na skutek pobicia Dobrzyńskiego, który poprzednio był bity przez Romkowskiego i Różańskiego. Po 1949 roku byłem szykanowany przez Różańskiego do tego stopnia, że po usunięciu mnie z Departamentu Śledczego dostałem rozstroju nerwowego i choroby psychicznej. Do 1954 roku chodziło za mną to, że jestem wrogiem". Ostatecznie sprawę cukrzycy bądź "jakiegoś okaleczenia" Dobrzyńskiego zatuszowano, ale Kędziorę zwolniono z bezpieki.[/quote]

"Pompować rozum z tyłka do głowy"

W Grupie Specjalnej MBP, a następnie X Departamencie Kędziora spotkał Edmunda Kwaska. Kwasek też pracował w Miedzeszynie. Przesłuchiwał tam m.in. komunistów, oskarżonych w jednej z najgłośniejszych spraw stalinizmu - o "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne". Jednego z nich, Włodzimierza Lechowicza, zmuszał do wykonywania setek przysiadów, aby - jak to sam nazywał - "pompować rozum z tyłka do głowy".
W tajnej willi MBP prowadził też śledztwo przeciwko Bolesławowi Kontrymowi "Żmudzinowi", oficerowi Policji Państwowej II RP, majorowi WP, żołnierzowi AK, cichociemnemu. Z dokumentów wynika, że Kwasek śledztwo wszczął 30 października 1948 r. Celem było "przyznanie się" zatrzymanego do rzekomych przestępstw popełnionych w latach 1923 - 1944. Bezpieka chciała przede wszystkim, aby wydał polskich wywiadowców działających w Komunistycznej Partii Polski do 1939 r. Jeśli chodzi o okres niemieckiej okupacji, "Żmudzin" miał obciążyć szereg osób, wobec których UB prowadziło wówczas śledztwo. Śledczy Kwasek torturował Kontryma przez prawie rok - do 8 września 1949 r. Jest podpisany pod 23 protokołowanymi przesłuchaniami.

Bolesław Kontrym "Żmudzin" wyrokiem Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy z 26 czerwca 1952, zatwierdzonym przez Sąd Najwyższy 9 października, został skazany na karę śmierci, którą wykonano prawdopodobnie 2 stycznia 1953.

Kablem, kijem, nahajką

Kwasek przede wszystkim jednak urzędował na Mokotowie (stał m.in. na czele Wydziału II, który zajmował się penetracją obcych wywiadów w partii). Więźniowie tej bezpieczniackiej katowni zaliczali go do najgorszych oprawców. Jeden z nich, zrehabilitowany w 1957 r., wspominał: "W godzinach wieczornych zostałem wezwany do Światły, który w obecności Kwaska powiedział, że jeśli nie przyznam się do współpracy z Niemcami, to aresztowana zostanie moja żona, wobec której zastosowane będą te same metody i będzie tak długo bita, aż ujawni szczegóły mojej współpracy. Dziecko natomiast zostanie zabrane i ślad po nim zaginie. Wobec takiej groźby, począłem podawać zmyślone fakty... W czasie jednego z następnych przesłuchań Kwasek, kopiąc mnie leżącego na podłodze, kopnął tak silnie w okolice serca, że miałem naruszony mięsień serca i odczuwałem dotkliwe bóle przez trzy lata. Ponadto Kwasek i oddziałowi stosowali jeszcze inne formy udręczeń, jak ciągłe przysiady, klęczenie z rękami do góry, trzymanie krzesła przez wiele godzin przy wyciągniętych rękach w pozycji przysiadu, polewanie zimną wodą w karcu (...). Tego rodzaju metody doprowadziły mnie do kompletnego załamania fizycznego i psychicznego".

[quote]I dalej: "Mając jeszcze w pewnym stopniu zachowane poczucie rzeczywistości i opory psychiczne, nie chciałem przyznać się do stawianego mi zarzutu współpracy z Niemcami, jak też nie chciałem obciążać współpracą innych osób, gdyż w rzeczywistości z Niemcami nie współpracowałem. Różański odparł na to, w obecności Kwaska i Światły, że jeśli nie potwierdzę tych faktów, zostanę zabity i tak pogrzebany, że śladu po mnie nie będzie. Mimo, że od tego dnia byłem ciągle i bez przerwy bity, przy czym zaczęto bić mnie kablem w pięty i stopy, zadając mi w ten sposób potworne cierpienia przez kilka następnych dni, nie chciałem przyznać się do stawianych mi zarzutów, godząc się nawet na pozbawienie mnie życia, by w ten sposób ujść dalszym torturom. (...) W czasie przesłuchań, jak też w czasie przerwy pomiędzy jednym przesłuchaniem a drugim, byłem ciągle bity przez Kwaska i oddziałowych kablem, kijem, nahajką plecioną ze skóry. (...). W czasie jednego z przesłuchań Kwasek w czasie pastwienia się nade mną wybił mi pięścią 10 zębów w górnej szczęce i 6 zębów w szczęce dolnej".[/quote]

Zarozumiały, z tendencją efekciarstwa

Zanim trafił do warszawskiej centrali MBP, Edmund Kwasek - były uczeń Gimnazjum im. Chreptowicza w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w czasie wojny partyzant AL - pod koniec stycznia 1945 r. trafił do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Miał wówczas 22 lata. Swoją krwawą karierę zaczynał jako "oficer" tamtejszego Wydziału Śledczego, aby już na początku 1946 r. zostać naczelnikiem tego Wydziału. Tę "zaszczytną" funkcję pełnił przez następne trzy lata. Więźniów kieleckiego więzienia śledczego WUBP przy ul. Focha (obecnie Paderewskiego) przetrzymywano w małych, zawszonych celach i przesłuchiwano, stosując niewybredne metody, po kilka godzin dziennie. Przykład dawał Kwasek. Nie tylko katował osadzonych, ale występował też w roli ich "sędziego". Tak było 11 lipca 1945 r., kiedy Okręgowy Sąd Wojskowy w Łodzi na sesji w Kielcach skazał żołnierza niepodległościowego podziemia Konrada Zygmunta Suwalskiego na karę śmierci.

[caption id="attachment_12754" align="alignleft" width="160"]Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org[/caption]

Edmund Kwasek był na tym procesie ławnikiem. To jemu również powierzono prowadzenie śledztwa w sprawie pogromu kieleckiego. W przygotowaniu tej ubeckiej prowokacji brał udział Adam Humer.

Naczelnikiem Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach Kwasek przestał być w 1948 r., aby przez rok pełnić to samo stanowisko w Gdańsku. Potem był już Departament X MBP, którego szef Józef Różański napisał w opinii służbowej: "Mjr Kwasek. Zdolny oficer śledczy. Może trochę zarozumiały, z tendencją efekciarstwa".

Tadeusz M. Płużański

 

Artykuł Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/feed/ 0
„Zapora” – zobacz świetny film o niezłomnym dowódcy https://niezlomni.com/film-zapora-zobacz-swietny-film-o-niezlomnym-dowodcy/ https://niezlomni.com/film-zapora-zobacz-swietny-film-o-niezlomnym-dowodcy/#respond Sun, 01 May 2016 08:13:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=27193

Zapraszamy do obejrzenia najnowszego filmu dokumentalnego Instytutu Pamięci Narodowej pt. "Zapora".

Opowiada on o jednym z najbardziej niezłomnych dowódców polskiego podziemia niepodległościowego, cichociemnym - majorze Hieronimie Dekutowskim.

Jest to przede wszystkim zapis wspomnień podkomendnych mjr. „Zapory”, kolegów, przyjaciół i członków rodziny. Z ich opowieści wyłania się obraz człowieka wymagającego i upartego, a jednocześnie wrażliwego i tęskniącego za normalnym życiem.

Historie opowiadane przez dawnych podkomendnych Dekutowskiego uzupełniają liczne zdjęcia, dokumenty i animacje przedstawiające najważniejsze akcje „Zaporczyków”.

Mjr Dekutowski podobnie jak inni Żołnierze Wyklęci skazany został przez komunistów na wieczną niepamięć.

Powrócił jako bohater.

Film można zobaczyć tutaj

Artykuł „Zapora” – zobacz świetny film o niezłomnym dowódcy pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/film-zapora-zobacz-swietny-film-o-niezlomnym-dowodcy/feed/ 0
Kolejne rondo im. Żołnierzy Wyklętych. Tym razem uhonorowano ich w Mielcu. „Walczyli i ginęli za Wielką, Silną i Niepodległą Polskę” https://niezlomni.com/kolejne-rondo-im-zolnierzy-wykletych-tym-razem-uhonorowano-ich-w-mielcu-walczyli-i-gineli-za-wielka-silna-i-niepodlegla-polske/ https://niezlomni.com/kolejne-rondo-im-zolnierzy-wykletych-tym-razem-uhonorowano-ich-w-mielcu-walczyli-i-gineli-za-wielka-silna-i-niepodlegla-polske/#respond Thu, 17 Jul 2014 09:46:23 +0000 http://niezlomni.com/?p=14547

mielec

Artykuł Kolejne rondo im. Żołnierzy Wyklętych. Tym razem uhonorowano ich w Mielcu. „Walczyli i ginęli za Wielką, Silną i Niepodległą Polskę” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kolejne-rondo-im-zolnierzy-wykletych-tym-razem-uhonorowano-ich-w-mielcu-walczyli-i-gineli-za-wielka-silna-i-niepodlegla-polske/feed/ 0