Gwatemala – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Gwatemala – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 TYLKO U NAS fragment najnowszej książki Gadowskiego. „Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że można nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na branie bułki przez bibułkę” [WIDEO] https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragment-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-kiedys-mialem-dobre-maniery-i-uwazalem-ze-mozna-nimi-wiele-zdzialac-dzis-juz-nie-mam-czasu-na-branie-bulki-przez-bibulke/ https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragment-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-kiedys-mialem-dobre-maniery-i-uwazalem-ze-mozna-nimi-wiele-zdzialac-dzis-juz-nie-mam-czasu-na-branie-bulki-przez-bibulke/#respond Tue, 16 May 2017 16:34:42 +0000 http://niezlomni.com/?p=37996

Jak to wszystko potoczy się dalej? Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę w Polsce niż czegoś dla niej dokonać - tak pisze we wstępie do swojej najnowszej książki „Dziennik chuligana” Witold Gadowski.

Zamiast wstępu
Jak to wszystko potoczy się dalej?

Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę w Polsce niż czegoś dla niej dokonać. Ci, którzy dotąd rządzili w Polsce, to cieniutka warstwa nawieziona nad Wisłę jeszcze przez Stalina. Długo trwało, zanim Polacy tupnęli na nich nogą. Stało się i oby zmiana zaszła już bezpowrotnie.

Patrzę na portret Ziuka wiszący na mojej ścianie i niezmiennie zadaje mi trudne pytania. Oj, gdybym znał na nie odpowiedzi…

I tak od 1989 roku mówi dziad do obrazu.

Zdarzają się jednak takie momenty, że obraz nabiera bardziej pąsowych barw i Ziuk mówi do mnie swym obcesowym, barwnym stylem:
– A wiesz ty… – ozwał się jednego razu. – Ty, ty! – Znacząco wskazał w moim kierunku. – Ani wojny na dwa fronty prowadzić nie możemy, ani też nie powinniśmy psuć sobie stosunków z sąsiadami – wycedził. – Ty nie siedź tu jak baran i nie temperuj tej swojej maszynki – z niechęcią spojrzał na klawiaturę mojego komputera. – Ty zgoń tu dobrych towarzyszy i konspirować zacznijcie jak Pan Bóg Polakom już dawno przykazał! – Mimo woli wyprężyłem się jak struna. – Ty gamoniu, tak jak moje leguny ino byś se podśpiewywał, że ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego. – Zgromił mnie błyskiem spod krzaczastej brwi.
I tak sobie z Ziukiem od czasu do czasu gwarzę.
Jak tylko do mnie przemówi, to ja łaps za komputer i felieton smażę. Nazbierało się tego sporo.
Ostatnio zaczął mi na Chiny pokazywać.
– Patrz na kitajską stronę. To dopiero cwane bestie. Cicho jadą, a jak już daleko zajechali – obudził mnie kiedyś, gdy drzemałem nad niedopitą filiżanką kawy.
– Wszelki duch! – wrzasnąłem.
– Ty nie zaczynaj tu egzorcyzmów, tylko skrobnij o Kitaju i jakie tam mogą być polskie interesa. Sowietom nie ufaj, ale z Ruskimi trza mieć jakąś sztamę, bo inaczej Szwaby nas wykończą. Ale pamiętaj – zawczasu określić możemy, czym będzie Rosja po usunięciu samowładnego rządu. Wyżej łba uszy nie rosną, jak mówi przysłowie rosyjskie, i stosownie do tego demokratyczność przyszłej konstytucji nie przerośnie samego społeczeństwa – dodał zamyślony.
– No to jak w końcu, tak czy tak? – zapytałem skołowany.
– I tak, i tak. Polityka to nie dojenie krowy, tu trza wiedzieć, jak stanąć i kiedy…
Zaintrygowany pytałem, a on jak na złość zamilkł i milczał jak namalowany.
Kiedyś jednak czytałem coś durnego (jak zwykle) w „Gazecie Wyborczej” i wtedy wprost nad uchem mi zabuczał:
– Ja nikomu prawie nie wierzę, a cóż dopiero Niemcom. Muszę jednak grać, bo Zachód jest obecnie parszywieńki. Jeżeli niebawem nie przejrzy i nie stwardnieje, trzeba będzie przestawić się w pracach. To już w 1934 mówiłem, i co… – Głos zawiesił, a ja w nim wyczułem jakby skargę dziecięcą jakąś.
Tego samego dnia, gdy się do snu już układałem, usłyszałem:
– W polityce zagranicznej nasze pole działania jest na wschodzie – tam możemy być silni. Bezsensownym jest wdawanie się Polski zbyt skwapliwe w stosunki zagraniczne zachodnie dlatego, ponieważ tam nic innego nie może nas czekać, jak tylko włażenie zachodowi w dupę... i bycie w tej dupie obsrywanym.
No i masz. Znów – prawie do piania kurów – ni na chwilkę oka nie zmrużyłem.
Takie mam z tym moim Komendantem perypetie.
Uprzedzam, nie wieszajcie sobie na ścianach jego portretów, bo będziecie potem ciężko tym doświadczeni.

Sto cztery lata temu urodził się Andrzej Bobkowski, pisarz wyjątkowy, osobny i wolny. Nienawidził komunizmu, sobaczył na Europę, a szczególnie na Francję.
Przewidział dzisiejszy stan Starego Kontynentu – jego kompletne sflaczenie i bezruch. Ten bezruch znamionuje przerażonego szczura, w którego wpatruje się mordercza kobra.
Bobkowski swojego ulubionego kota nazwał „Chuligan”, a siebie samego określił mianem „Chuligana wolności”.
Z Bobkowskim łączy mnie kilka lat, które spędził na krakowskich Dębnikach. Z tych Dębnik wyniósł sążniste powiedzonko, którym obdarzał kolaborujących z PRL-em pisarzy: „I jak Pan teraz wygląda. Jak ch…j wielbłąda” – napisał w jednej ze swoich polemik z reżimowcami.
Ja zabrałem stamtąd jeszcze kilka powiedzonek, których nikt nie podrobi: „Pani to taki jest książę, co psy wiąże”, albo: „Niech Pani go nie słucha, on Panią wy…cha, on w ten sam sposób wy…chał już dziesięć osób”.
Dla Bobkowskiego i Czesław Miłosz był solidnie zagazowany komuną. Nie miał litości dla hipokrytów i słabeuszy. Sam przeżył wiele i w wieku trzydziestu trzech lat uciekł z Europy do… Gwatemali.
Wolał tam być niż oglądać parszywienie kolebki wszystkiego, co było mu drogie i niezbędne.
Tytuł tej książeczki powstał na skutek rozmów – poza światem realnym – z Józefem Piłsudskim (któremu zuchwale przypisałem kilka nowych cytatów, większość jednak pozostawiając kanonicznych i niezmienionych – dla Szanownego Czytelnika pewną zabawą może więc okazać się rozszyfrowywanie, co jest co) i Andrzejem Bobkowskim właśnie.
Jego Szkice piórkiem do dziś są dla mnie wytchnieniem od tego ponowoczesnego bełkotu, który zewsząd mnie otacza.
Oddaję Państwu w dłonie teksty pisane uczciwie i solidnym atramentem własnych emocji i przeczuć.
Nie kryję sympatii, nie ceregielę się z tymi, których nie poważam.

Niewiele mogę zdziałać, ale jeśli Dziennik chuligana nie pozostawi Was letnimi, jeśli będzie potrafił zapalić i skłonić do działania, to przypnę sobie Państwa emocje do klapy jak najlepsze odznaczenie.
A jeżeli wkurzycie się na mnie i obsobaczycie najgorszymi słowami, jeśli uznacie, żem waryjat i człek cholerny – to też podskoczę z ukontentowania. Chuligaństwo polega bowiem na płataniu i takich facecji.
Lubię swoich Czytelników, więc nie cisnę Wam przed oczy chłamu, mizdrzenia się i antyszambrowania za posadkami.
Nie mam jednak zamiaru się Wam podlizywać, bo jakowoż jesteście moimi pracodawcami i jako tako żyję z pieniędzy, które płacicie za moje książki, to jednak musicie przyjąć Gadowskiego takiego, jakim jest.
Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że można nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na branie bułki przez bibułkę. Czasami więc zamiast misternej puenty i skrzącego się od wykwintności sylogizmu pojawia się „piącha” i przyłożenie z byczka.
Uczciwego chuligana różni jednak od prostaka i chama wyczucie subtelnej nutki honoru. Chuligan zna swoje miejsce w szyku.
Wiedział o tym Andrzej Bobkowski, staram się przestrzegać tej zasady i ja.
Nie ma co dużo gadać. Przeczytajcie sami…

„Jak to wszystko potoczy się dalej? Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę w Polsce niż czegoś dla niej dokonać. Ci, którzy dotąd rządzili w Polsce, to cieniutka warstwa nawieziona nad Wisłę jeszcze przez Stalina. Długo trwało, zanim Polacy tupnęli na nich nogą. Stało się, i oby zmiana zaszła już bezpowrotnie”.

Tak pisze we wstępie do swojej najnowszej książki „Dziennik chuligana” Witold Gadowski. Wydana nakładem Wydawnictwa Replika pozycja jest zbiorem felietonów pisanych od grudnia 2011 do grudnia 2016, w których autor w bezkompromisowy, ale często dowcipny sposób snuje refleksje na temat Polski, rozprawia się z mitami na temat elit władzy i bezwzględnie rozlicza tych wszystkich, którzy mają bezpośredni wpływ na polską rzeczywistość społeczno-polityczną.

Witold Gadowski, Dziennik chuligana, Wyd. Replika, Poznań 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.


Witold Gadowski o sobie:
Jestem człowiekiem w nieustannym ruchu. Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem, poetą, autorem piosenek, zajmuję się także filozofowaniem i publicystycznym opisem otaczającego mnie świata. Staram się być niezależny i prawdomówny.

Artykuł TYLKO U NAS fragment najnowszej książki Gadowskiego. „Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że można nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na branie bułki przez bibułkę” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragment-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-kiedys-mialem-dobre-maniery-i-uwazalem-ze-mozna-nimi-wiele-zdzialac-dzis-juz-nie-mam-czasu-na-branie-bulki-przez-bibulke/feed/ 0
Oto 10 teorii spiskowych, które okazały się prawdą [WIDEO] https://niezlomni.com/oto-10-teorii-spiskowych-ktore-okazaly-sie-prawda-wideo/ https://niezlomni.com/oto-10-teorii-spiskowych-ktore-okazaly-sie-prawda-wideo/#respond Fri, 02 Dec 2016 10:02:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=34075

Nie zawsze wydarzenie mające łatkę teorii spiskowej okazuje się być wymyślone. Oto subiektywna lista 10 teorii spiskowych, które rzeczywiście miały miejsce. Wydarzenia dotyczą jedynie USA i tamtejszych służb.

10. Operacja „Paperclip” (Spinacz)
9. Program MK-Ultra
8. CIA wspierało handel narkotykami w LA
7. Operacja Northwoods
6. Program ECHELON
5. COINTELPRO
4. Operacja „Snow White” (Śnieżka)
3. Eksperyment zakażenia syfilisem w Gwatemali
2. Zatoka Tonkinska
1. Operacja Mockingbird

https://youtu.be/zTvKOevhmw0

Artykuł Oto 10 teorii spiskowych, które okazały się prawdą [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/oto-10-teorii-spiskowych-ktore-okazaly-sie-prawda-wideo/feed/ 0
Awanturnicy, badacze, tajni wysłannicy, szpiedzy i mnisi. Polacy, którzy docierali do nieznanych zakątków świata https://niezlomni.com/awanturnicy-badacze-tajni-wyslannicy-szpiedzy-mnisi-polacy-ktorzy-docierali-nieznanych-zakatkow-swiata/ https://niezlomni.com/awanturnicy-badacze-tajni-wyslannicy-szpiedzy-mnisi-polacy-ktorzy-docierali-nieznanych-zakatkow-swiata/#respond Mon, 18 Jul 2016 09:20:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=29080

Zebrali się nad ranem. Góry Kostaryki dla badacza urodzonego w Wilnie były objawieniem.

Szli przez budzący się świat. Krzyczały papugi, szczyty jeszcze spowite mgłą powoli zaczynały się zielenić. Gdy słońce wzeszło wyżej, pomiędzy listowiem błyskać zaczęły błękitne skrzydła olbrzymich motyli Morpho. Ścieżka, którą podążali, wspinała się łagodnie po zboczu. Trasa ich wiodła szczytami niezbyt wyniosłych gór z widokami na całą okolicę. Z lasu poniżej dobiegały głuche, nieziemskie ryki. To wyjce rozpoczynały dzień. Wypatrywał drzew z rodzaju Ceiba o niezwykle lekkim drewnie. Odruchowo dotykał każdego kwitnącego krzewu, który po drodze mijali, z przyjemnością odnotowując w myślach, że ma już go w swoich zbiorach. 

Po południu dotarli do wioski starca, która była niemal identyczna jak ta, w której mieli bazę. W jednym z szałasów na posłaniu z wyplecionej maty spoczywał mężczyzna. Warszewicz najpierw, przy użyciu specyfików przywiezionych jeszcze z Europy, opatrzył mu nogę, Indianin cierpiał bowiem po ugryzieniu węża. Następnie podarował mężczyźnie duży nóż, starcowi dał maczety i lekarstwa dla zięcia, by wreszcie wyciągnąć z sakwy zielnik i atlas.
– Nie. Nie. Nie – na widok kolejnych rysunków padały niewymagające tłumaczenia odpowiedzi.
– Nie... – mężczyzna trochę się zawahał przy rycinie orchidei z rodzaju Cattleya.
– Momentito. – Przytrzymał kartkę z ilustracją bladoróżowej, odkrytej przed dwudziestu laty w Peru Cattleya maxima i wykrzyknął:
– Eso est! Pero mas grande. Mucho mas grande y mas rosa.
– Gdzie to rosło? – Warszewicz próbował zachować spokój. Czuł narastającą ekscytację. Gdy tylko będzie wiedział gdzie, popędzi tam i będzie szukał, aż znajdzie. Nie mógł usiedzieć. Wstał.
– Gdzie to rosło!?
– Bardzo daleko. Widziałem to miesiąc drogi stąd. Nad rzeką. – Ręką na piasku narysował prostą mapę.
– W Nowej Granadzie? – dopytywał się Warszewicz, próbując rozczytać rysunek.
– Tak. – Mężczyzna doprecyzował mapę kilkoma szczegółami. Informacje były wystarczające na tyle, by wyznaczyć kierunek poszukiwań. Nie było sensu dłużej wypytywać. Chciał ozłocić informatora, w zamian wręczył mu ściągnięty z własnej szyi srebrny łańcuszek, na którym wisiał medalik z Matką Boską Ostrobramską. Odwrócił się i niemal wybiegł z chaty.

Szybko wrócił przez wzgórza. Jeszcze szybciej zwinięto obóz. Zeszli do uroczego Paraiso, gdzie czekały na niego listy oraz czeki za eksponaty. Nadał do Europy kolejną, idealnie zapakowaną przesyłkę; nie chciał, aby owoc jego mrówczej pracy zniszczył się w transporcie. Tym bardziej, że kolekcja zawierała, oprócz bulw i nasion, delikatne kłącza nowo odkrytych gatunków, pozyskane na kostarykańskich Kordylierach i wulkanach. Cały czas głowił się, jak nadać żywą roślinę, nie tylko kłącza czy cebulki, tak aby zniosła podróż przez ocean i niezniszczona dotarła do europejskich kolekcjonerów.

W miasteczku wynajął konie. Dopiero na noclegu przejrzał dokładniej korespondencję z Europy. Pisał Reichenbach, oferując mu bajecznie płatne zlecenie, z jednym zadaniem – aby szukał dla niego storczyków. Van Houtte w długim liście dziękował za zbiory botaniczne i informował, że przesłane okazy rosną w siłę w jego szkółce ogrodniczej. Prosił o dalsze przesyłki ze szczególnym uwzględnieniem orchidei, a także przesyłał magazyn z rycinami kwiatów tak kolorowymi, że wyglądały jak prawdziwe, w którym wymieniona była długa lista roślin odkrytych przez polskiego badacza. Uśmiechał się, widząc łacińskie nazwy zawierające jego nazwisko, i choć cieszył się z uznania, czuł się tak, jakby nic nie osiągnął. Dopóki nie zdobędzie nieznanej światu Cattleya gigant – jak sam nazwał ją w myślach – nie zazna spełnienia.
Gnany niespotykaną pasją odkrywania, dotarł do wybrzeża karaibskiego, skąd drogą morską, wzdłuż wybrzeży Mezoameryki, udał się w kierunku Republiki Nowej Granady.
– Niech no cię uściskam – rzekł przed wejściem na niewielki szkuner do wiernego przewodnika, Juana. Pozostałych ludzi odprawił zaraz po tym, jak cenny sprzęt zapakowany został na statek.
– Życzę panu odnalezienia tego kajteja.
– „Cattleya”, mój drogi Juanie.
– Czy spotkamy się jeszcze?
– Na pewno tu wrócę. Twoja Gwatemala podobała mi się najbardziej. Tam jest dużo do odkrycia.
Tymczasem w Londynie trwała aukcja nieznanych wcześniej, nowo odkrytych okazów botanicznych.
– Stanhopea warszewicziana, cena wywoławcza 1000 funtów.
– 1500 funtów po raz pierwszy…
– 2000 funtów!
– 2200 funtów po raz pierwszy…
Nikt nie chciał ustąpić. Nazwisko polskiego odkrywcy w nazwie rośliny było gwarancją najwyższej jakości i niepowtarzalności. Niosło ze sobą egzotykę i autentyczność, powiew innego świata.

polscy-podroznicy-okladka

Fragment książki „Poza horyzont. Polscy podróżnicy” autorstwa Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza, wyd. ZOna Zero, Warszawa 2016.

Książkę można nabyć TUTAJ.

 

Artykuł Awanturnicy, badacze, tajni wysłannicy, szpiedzy i mnisi. Polacy, którzy docierali do nieznanych zakątków świata pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/awanturnicy-badacze-tajni-wyslannicy-szpiedzy-mnisi-polacy-ktorzy-docierali-nieznanych-zakatkow-swiata/feed/ 0