Franciszek Niepokólczycki – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Franciszek Niepokólczycki – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Z 7 na 8 października 1942 r. miała miejsce akcja ,,Wieniec”. ,,Gdy dowiedzieliśmy się o zleconym nam zadaniu, zaniemówiliśmy z wrażenia…” https://niezlomni.com/7-8-pazdziernika-1942-r-miala-miejsce-akcja-wieniec-dowiedzielismy-sie-o-zleconym-nam-zadaniu-zaniemowilismy-wrazenia/ https://niezlomni.com/7-8-pazdziernika-1942-r-miala-miejsce-akcja-wieniec-dowiedzielismy-sie-o-zleconym-nam-zadaniu-zaniemowilismy-wrazenia/#respond Fri, 07 Oct 2016 18:54:29 +0000 http://niezlomni.com/?p=32233

 Obszar okupowanej Polski miał strategiczne znaczenie dla uwikłanej w walki na froncie wschodnim armii niemieckiej. Przez polskie ziemie przebiegały linie kolejowe stanowiące szlaki zaopatrzeniowe Wehrmachtu.

Urlopowani żołnierze w drodze na odpoczynek w Vaterlandzie przejeżdżali przez GG oraz tereny włączone do Rzeszy. Ataki na szlaki komunikacyjne należały do najczęściej wykonywanych akcji przez oddziały akowskie. Sporo uwagi dywersji na kolei poświęcali także alianci zachodni, dlatego między innymi duży akcent położono na szkolenie w tym zakresie przyszłych cichociemnych.

Wiosną 1942 r. dowódca AK, gen. Stefan Rowecki „Grot”, podjął decyzję o wzmożeniu działań sabotażowo-dywersyjnych skierowanych przeciwko niemieckiemu okupantowi. W meldunkach przesłanych do londyńskiego Sztabu Naczelnego Wodza informował, że prowadzona walka będzie miała średnie natężenie. Wskutek tego rozpoczęto rozbudowywanie oddziałów dywersyjnych Związku Odwetu. Podobnie sytuacja wyglądała w okręgu warszawskim, gdzie zaczęto tworzyć specjalne grupy minerskie do niszczenia wyznaczonych celów. Żołnierz jednej z takich grup, Henryk Witkowski „Boruta”, wspominał:

Rozpoczęliśmy intensywne szkolenie z zakresu minerki, kładąc szczególny nacisk na technikę niszczenia torów kolejowych oraz linii energetycznych. Nowością w tym szkoleniu było poznanie plastyku, nowego materiału wybuchowego pochodzenia angielskiego, dwa i pół raza silniejszego od trotylu i posiadającego tę właściwość, że dawał się ugniatać jak plastelina.

W sierpniu 1942 r. gen. „Grot” otrzymał zgodę od Naczelnego Wodza na nasilenie działań dywersyjnych, a już w początkach września zapadła decyzja o przeprowadzeniu zsynchronizowanej akcji niszczenia torów kolejowych wokół Warszawy. Określono ją kryptonimem „Wieniec”, co symbolizowało kształt obszaru działania. Na dowódcę wyznaczono por. sap. inż. Zbigniewa Lewandowskiego „Zbyszka”, zastępcę szefa saperów Okręgu AK Warszawa.

Plan akcji „Zbyszek” przygotował wraz z por. sap. Józefem Pszennym „Chwackim”, por. sap. Leonem Tarajkowiczem „Leonem” oraz Zofią Franio „Doktor” („Doktór”). Przygotowania były nadzorowane przez dowódcę okręgu, płk. Antoniego Chruściela „Konara” vel „Montera”, a z ramienia KG AK całość koordynował szef Związku Odwetu, ppłk sap. Franciszek Niepokólczycki „Teodor” – pomysłodawca całej akcji.
Plan zakładał, że zsynchronizowane uderzenia nastąpią na wszystkich liniach kolejowych wokół Warszawy. A jeżeli nadarzyłaby się taka możliwość, to z równoczesnym wysadzeniem w powietrze nadjeżdżających składów. Tory miały zostać zniszczone w obu kierunkach na każdej linii.

Początkowo planowano wykonanie uderzenia tuż po sowieckim bombardowaniu Warszawy, aby winę za zniszczenia „zwalić” na rzekomy desant sowiecki, jednak oczekiwanie na kolejny nalot maszyn z czerwonymi gwiazdami przedłużało się. W końcu, mimo wstrzymania lotów, dowódca AK wydał rozkaz do działania. Decyzja gen. „Grota” szczególnie ucieszyła członków grup minerskich, którzy od kilku tygodni ćwiczyli różne warianty uderzeń dywersyjnych z wykorzystaniem nowych materiałów wybuchowych. Witkowski pisał:

Gdy dowiedzieliśmy się o zleconym nam zadaniu, zaniemówiliśmy z wrażenia... Twarze skupione, cisza jak w kościele podczas podniesienia, na stole mapa z narysowanymi grubą linią żyłami szlaków kolejowych, rozbiegającymi się na północ, wschód i południowy wschód. Po omówieniu ogólnego planu działania por. „Chwacki” przydziela zadania szczegółowe dowódcom podlegających mu patroli.

Termin uderzenia został wyznaczony na noc z 7 na 8 października 1942 r. W akcji wzięło udział, włącznie z ubezpieczeniem, około czterdziestu żołnierzy podziemia, podzielonych na siedem kilkuosobowych patroli.

Po prawej stronie Wisły, gdzie akcją dowodził por. Pszenny, operowały cztery patrole dywersyjne. Pierwsza do działania weszła grupa pod dowództwem sierż. Wacława Kłosiewicza „Wacka”, która wykoleiła za pomocą miny pociąg z czterema wagonami na linii Warszawa – Małkinia, na odcinku Marki – Zielonka, wskutek czego rozbite zostały oba tory kolejowe. Następny patrol ppor. Mieczysława Zborowicza „Gajowego” na linii Warszawa – Dęblin, pomiędzy stacjami Wawer i Anin, wysadził tory pod pociągiem służbowym, także niszcząc oba tory. Kolejnym uderzeniem dowodził osobiście por. „Chwacki”. Na linii Warszawa – Siedlce koło Rembertowa jego ludzie wysadzili tory pod składem sanitarnym, doprowadzając do uszkodzenia lokomotywy.

Ostatni do działania wszedł patrol ppor. Władysława Babczyńskiego „Pastora”, który zaatakował pociąg towarowy na linii Warszawa – Działdowo, kilkanaście kilometrów od stolicy. Podczas gdy niemieckie służby bezpieczeństwa były zajęte wyjaśnianiem zajść po prawej stronie Wisły, do działania – po drugiej stronie rzeki – ruszyły trzy patrole pod dowództwem por. „Zbyszka”. Jako pierwsza uderzyła grupa dowodzona przez samego Lewandowskiego. Wysadzono tory kolejowe na trasie pomiędzy Warszawą Zachodnią a Włochami oraz na trasie Warszawa Towarowa – Włochy. Jeden tor na linii Warszawa Zachodnia – Radom wysadził por. „Leon”. Kolejna grupa, tym razem kobieca pod dowództwem Antoniny Mijal „Tosi” zniszczyła tor pod przejeżdżającym pociągiem w pobliżu stacji Pyry, na odcinku Okęcie – Piaseczno. Ostatni do działania wkroczył patrol por. sap. Stanisława Gąsiorowskiego „Mieczysława”, składający się oprócz dowódcy z dwóch kobiet. Przeprowadził on akcję na rozgałęziającej się linii za stacją Włochy, w kierunku Skierniewic oraz Błonia.

Celne uderzenia doprowadziły do wstrzymania ruchu kolejowego wokół Warszawy na kilka, a nawet kilkanaście godzin, co opóźniło również ruch pociągów na dalszych trasach, tak przecież istotnych dla okupanta. Śmiała akcja podziemia, mimo że próbowano przenieść odpowiedzialność na desant sowiecki, podrzucając radziecki pistolet w jednym z miejsc ataku, spotkała się z krwawym odwetem ze strony Niemców. Okupant wykorzystał wydarzenia z 7 na 8 października do „przykręcenia śruby” polskiemu społeczeństwu, mordując około dziewięćdziesięciu osób.

Wojciech Königsberg

źródło: Wielka Księga Armii Krajowej / za: ponury-nurt.blogspot.com

Artykuł Z 7 na 8 października 1942 r. miała miejsce akcja ,,Wieniec”. ,,Gdy dowiedzieliśmy się o zleconym nam zadaniu, zaniemówiliśmy z wrażenia…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/7-8-pazdziernika-1942-r-miala-miejsce-akcja-wieniec-dowiedzielismy-sie-o-zleconym-nam-zadaniu-zaniemowilismy-wrazenia/feed/ 0
Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/ https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/#respond Wed, 01 Jun 2016 22:21:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=12686

Ciężką, ale jakże potrzebną pracę w bezpiece rozpoczęli jako młokosi. Byli dumni, że nazywa się ich "oficerami" Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Realizując "dyktaturę proletariatu", w praktyce brali udział w najważniejszych śledztwach przeciwko tzw. wrogom ludu - w więzieniu na warszawskim Mokotowie i tajnej willi "Spacer" w Miedzeszynie. Dwóch panów K. - Edmund Kwasek i Jerzy Kędziora. Pierwszy niedawno zmarł, drugi żyje nadal w Warszawie i kpi sobie z wymiaru sprawiedliwości.

[caption id="attachment_12761" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Stefan Skwarek (wartownik w UB na Kielecczyźnie, potem "naukowiec" Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR) w książce "Na wysuniętych posterunkach" (Książka i Wiedza, 1977 r.) poświęcił Kwaskowi notę biograficzną: "Płk Edmund Kwasek, członek PPR i AL, uczestnik wielu akcji zbrojnych przeciwko siłom okupanta i polskiej reakcji. Po wyzwoleniu w styczniu 1945 r. jako naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach uczestniczył w wielu akcjach i walkach z bandami. W latach pięćdziesiątych przeszedł do pracy w cywilu".

W 1996 r. Edmund Kwasek został skazany w tzw. procesie Humera (od nazwiska głównego oskarżonego, b. wicedyrektora Departamentu Śledczego MBP), razem z 12 innymi śledczymi MBP na karę kilkuletniego więzienia. Z więzienia na Rakowieckiej - tego samego, w którym katował pół wieku wcześniej polskich patriotów - wyszedł jednak szybko "ze względu na zły stan zdrowia". Kwasek żył jeszcze sześć lat na wolności.

[caption id="attachment_12759" align="aligncenter" width="600"]Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Jerzy Kędziora zapewne opłakiwał śmierć kolegi. Mieszka na warszawskim Bródnie, pobierając wysoką, "resortową" emeryturę. Z dawnymi kolegami z bezpieki, których w samej stolicy żyje jeszcze co najmniej kilku, spotyka się systematycznie w siedzibie Związku Kombatantów RP (dawny ZBoWiD) w Alejach Ujazdowskich. Kilka lat temu Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych pozbawił go uprawnień, będących przecież uhonorowaniem szczególnych zasług dla Polski.

Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie Kędziory umorzono w lutym 2005 r. ze względu na śmierć ich ofiar. Tymczasem żyje Wacław Sikorski (AK-owiec, skazany przez bezpiekę na karę śmierci, następnie ułaskawiony przez Bieruta na dożywocie, z więzienia wyszedł w 1956 r.), który dobrze zapamiętał zwyrodniałego śledczego: - Do dziś mam uszkodzone lewe ucho i przegrodę nosa. Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą.

Pomogła Dzierżyńska

[caption id="attachment_12757" align="alignleft" width="395"]Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org[/caption]

Jerzy Kędziora prowadził m.in. sprawę żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnego, mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", legendarnego dowódcy oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.

We wspomnieniach Władysława Siła-Nowickiego, inspektora Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie, czytamy: "Śledztwo prowadzili Kędziora i Chimczak [Eugeniusz Chimczak, inny, żyjący do dziś ubecki sadysta - TMP] (...) Nadzorował je mjr Serkowski [Ludwik Serkowski, naczelnik wydziału w Departamencie Śledczym MBP - TMP] i ppłk Humer. (...) Nasza sprawa, sprawa lubelskiego WiN czy sprawa »Zapory«, jak ją często określano, była o tyle specyficzna, że właściwie nie było sporów co do samych faktów. (...) Oddziały »Zapory«, których ja byłem w jakiś sposób kierownikiem politycznym, były czysto partyzanckimi, bez żadnych, ale to żadnych, domieszek przestępczych. Byli to ludzie na wysokim poziomie etycznym, co moich śledczych szczególnie bulwersowało".

Hieronim Dekutowski, po nieudanej próbie przedostania się za granicę i aresztowaniu przez UB, przechodził ciężkie śledztwo w więzieniu przy Rakowieckiej od 19 września 1947 r. do 1 czerwca 1948 r. Podczas niejawnej rozprawy 3 listopada 1948 r. przed Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, dostał siedmiokrotną karę śmierci (KS). Wyrok na nim i jego podkomendnych wykonano 7 marca. Do dziś nie jest znane miejsce pochówku "Zapory" i jego ludzi. Jako jedyny z tej grupy ułaskawiony został Władysław Siła-Nowicki, któremu wyrok śmierci zamieniono na dożywocie, dzięki wstawiennictwu u Bolesława Bieruta spokrewnionej z rodziną Nowickich Aldony Dzierżyńskiej (siostry Feliksa).

Specjalista od WiN-u

W więzieniu przy Rakowieckiej por. Jerzy Kędziora przesłuchiwał również m.in. Edwarda Bzymka-Strzałkowkiego, w czasie wojny oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ-AK, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych - WiN (opracowywał m.in. sprawozdania miesięczne o sytuacji w kraju, przesyłane następnie Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie). W dniu aresztowania Bzymek-Strzałkowski wyskoczył z trzeciego piętra aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, łamiąc obie ręce i nogę. Po leczeniu śledztwo w jego sprawie wszczął szef Departamentu Śledczego MBP Józef Różański, a na "oficera" śledczego wyznaczono właśnie Kędziorę, ściągniętego specjalnie w tym celu do Krakowa z Warszawy. Skazanemu na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego (oskarżał zastępca naczelnego prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Stanisław Zarako-Zarakowski), złagodzono następnie wyrok do 15 lat. Z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.

W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN Franciszka Niepokólczyckiego, również skazanego w "procesie krakowskim" na trzykrotną KS. Po zmianie kary na dożywocie, na wolność wypuszczono go w grudniu 1956 r.

Równie brutalny Kędziora był wobec Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej kolejnego, IV Zarządu Głównego WiN. W jego przypadku, pierwszy, pięciomiesięczny etap śledztwa miał bardzo brutalny przebieg. Jedliński był nieludzko torturowany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, umieszczano go w karcerze, pozbawiano snu. Karę śmierci zamieniono Jedlińskiemu następnie na dożywocie, w końcu na 12 lat pozbawienia wolności, z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony 30 grudnia 1957 r. Kędziora maltretował również w śledztwie żonę Władysława - Henrykę Jedlińską, skazaną na 15 lat więzienia, i innych członków rodziny.

Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego

[caption id="attachment_12764" align="alignleft" width="433"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Prócz pracy na Mokotowie Jerzy Kędziora był członkiem Grupy Specjalnej MBP - tajnej komórki, powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament MBP, który zajmował się sprawami szczególnymi - "oczyszczaniem" szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu MBP (kryptonim "Spacer") w Miedzeszynie pod Warszawą, które - wyłączone spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli - stanowiło własność X Departamentu (prócz tego pod jego wyłączną kontrolą znajdował się wydział śledczy i pawilon w więzieniu mokotowskim).

Aby jeszcze lepiej służyć "ludowej" Ojczyźnie, w 1955 r. Kędziora został uczestnikiem Wyższego Kursu Przeszkolenia Oficerów Bezpieczeństwa. Wkrótce jednak sielanka życia "oficera" bezpieki skończyła się. Już w połowie tego roku, kiedy na fali rozpoczynającej się "odwilży" towarzysze zaczęli szukać w swoich szeregach winnych "łamania socjalistycznej praworządności", za "pracę" w Miedzeszynie został na krótko aresztowany.

Kędziora zeznawał jako świadek w sprawie odpowiedzialności Różańskiego i Romkowskiego (właściwie: Natana Grinszpana-Kikiela), wiceszefa bezpieki, nadzorującego tajną willę "Spacer":

"Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, właściwie: Izaak Fleischfarb, wicedyrektor X Departamentu MBP, pracownik sowieckich służb specjalnych - TMP]. Różański był z początku uważany przez nas za wzór komunisty i człowieka oddanego Partii. Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bicie więźniów było zabronione prawem. (...) W 1949 roku były rozkazy karne na temat bicia, ale równocześnie Romkowski i Różański sami bili więźniów. W tym okresie, kiedy stosowaliśmy bicie, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to jest nieludzkie. Wydawało nam się, że stosowanie tego przymusu jest koniecznością. Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne. (...) W początkowym okresie nie było gum, a któryś z oficerów śledczych, nie pamiętam nazwiska, bił podejrzanego kijem. Ponieważ bicie kijem było niewygodne, wartownicy znaleźli kawałek kabla grubości wiecznego pióra, ogumionego, z cienkim drutem wewnątrz. Tą gumą posługiwało się kilku oficerów, a później każdy zaopatrzył się w kawałek kabla. Te gumy nazywano »małymi konstytucjami« (faszystowskimi) w odróżnieniu od »dużej konstytucji«, którą zrobił oficer śledczy Laszkiewicz przy pomocy wartowników. Była ona zrobiona z kilku drutów izolowanych".

Cukrzyca albo "jakieś okaleczenie"

W trakcie "odwilżowego" śledztwa komunistyczna wierchuszka zrzucała z siebie odpowiedzialność za "nieprawidłowości", których dopuścił się aparat represji. Winni mieli być wyłącznie pracownicy niższego szczebla. Wtedy wyciągnięto Kędziorze, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego Armii Ludowej, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł.

I tak szef bezpieki Stanisław Radkiewicz zeznawał: "Przypominam sobie, że w Belwederze była omawiana na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa [Komisji Biura Politycznego do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego - TMP] sprawa śmierci Dobrzyńskiego. Romkowski i Fejgin [Anatol Fejgin, dyrektor X Departamentu MBP - TMP] przedstawiali, że zejście śmiertelne było wynikiem cukrzycy, na którą chorował".

Jakub Berman, który z ramienia partii nadzorował bezpiekę, o tym samym posiedzeniu: "Zostało przedstawione zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, iż wskutek jakiegoś okaleczenia [!!! - TMP] i w związku z chorobą cukrzycy nastąpił zgon Dobrzyńskiego".

[caption id="attachment_12767" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Bardziej szczery, choć oczywiście "niewinny", był Różański: "Kędziora wziął wieczorem Dobrzyńskiego na przesłuchanie, podczas nieobecności mojej, Romkowskiego i Fejgina, i w czasie przesłuchania zaczął go bić. Oficerowie śledczy, którzy byli w sąsiednim pokoju, wywołali Kędziorę i zwracali mu uwagę na to, co on robi".

[quote]Kędziora nie dawał za wygraną, odpowiedzialnością obarczając przełożonych: "Według mnie odpowiedzialnym za wprowadzenie terroru jest Romkowski. Zostałem zdjęty z pracy na skutek pobicia Dobrzyńskiego, który poprzednio był bity przez Romkowskiego i Różańskiego. Po 1949 roku byłem szykanowany przez Różańskiego do tego stopnia, że po usunięciu mnie z Departamentu Śledczego dostałem rozstroju nerwowego i choroby psychicznej. Do 1954 roku chodziło za mną to, że jestem wrogiem". Ostatecznie sprawę cukrzycy bądź "jakiegoś okaleczenia" Dobrzyńskiego zatuszowano, ale Kędziorę zwolniono z bezpieki.[/quote]

"Pompować rozum z tyłka do głowy"

W Grupie Specjalnej MBP, a następnie X Departamencie Kędziora spotkał Edmunda Kwaska. Kwasek też pracował w Miedzeszynie. Przesłuchiwał tam m.in. komunistów, oskarżonych w jednej z najgłośniejszych spraw stalinizmu - o "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne". Jednego z nich, Włodzimierza Lechowicza, zmuszał do wykonywania setek przysiadów, aby - jak to sam nazywał - "pompować rozum z tyłka do głowy".
W tajnej willi MBP prowadził też śledztwo przeciwko Bolesławowi Kontrymowi "Żmudzinowi", oficerowi Policji Państwowej II RP, majorowi WP, żołnierzowi AK, cichociemnemu. Z dokumentów wynika, że Kwasek śledztwo wszczął 30 października 1948 r. Celem było "przyznanie się" zatrzymanego do rzekomych przestępstw popełnionych w latach 1923 - 1944. Bezpieka chciała przede wszystkim, aby wydał polskich wywiadowców działających w Komunistycznej Partii Polski do 1939 r. Jeśli chodzi o okres niemieckiej okupacji, "Żmudzin" miał obciążyć szereg osób, wobec których UB prowadziło wówczas śledztwo. Śledczy Kwasek torturował Kontryma przez prawie rok - do 8 września 1949 r. Jest podpisany pod 23 protokołowanymi przesłuchaniami.

Bolesław Kontrym "Żmudzin" wyrokiem Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy z 26 czerwca 1952, zatwierdzonym przez Sąd Najwyższy 9 października, został skazany na karę śmierci, którą wykonano prawdopodobnie 2 stycznia 1953.

Kablem, kijem, nahajką

Kwasek przede wszystkim jednak urzędował na Mokotowie (stał m.in. na czele Wydziału II, który zajmował się penetracją obcych wywiadów w partii). Więźniowie tej bezpieczniackiej katowni zaliczali go do najgorszych oprawców. Jeden z nich, zrehabilitowany w 1957 r., wspominał: "W godzinach wieczornych zostałem wezwany do Światły, który w obecności Kwaska powiedział, że jeśli nie przyznam się do współpracy z Niemcami, to aresztowana zostanie moja żona, wobec której zastosowane będą te same metody i będzie tak długo bita, aż ujawni szczegóły mojej współpracy. Dziecko natomiast zostanie zabrane i ślad po nim zaginie. Wobec takiej groźby, począłem podawać zmyślone fakty... W czasie jednego z następnych przesłuchań Kwasek, kopiąc mnie leżącego na podłodze, kopnął tak silnie w okolice serca, że miałem naruszony mięsień serca i odczuwałem dotkliwe bóle przez trzy lata. Ponadto Kwasek i oddziałowi stosowali jeszcze inne formy udręczeń, jak ciągłe przysiady, klęczenie z rękami do góry, trzymanie krzesła przez wiele godzin przy wyciągniętych rękach w pozycji przysiadu, polewanie zimną wodą w karcu (...). Tego rodzaju metody doprowadziły mnie do kompletnego załamania fizycznego i psychicznego".

[quote]I dalej: "Mając jeszcze w pewnym stopniu zachowane poczucie rzeczywistości i opory psychiczne, nie chciałem przyznać się do stawianego mi zarzutu współpracy z Niemcami, jak też nie chciałem obciążać współpracą innych osób, gdyż w rzeczywistości z Niemcami nie współpracowałem. Różański odparł na to, w obecności Kwaska i Światły, że jeśli nie potwierdzę tych faktów, zostanę zabity i tak pogrzebany, że śladu po mnie nie będzie. Mimo, że od tego dnia byłem ciągle i bez przerwy bity, przy czym zaczęto bić mnie kablem w pięty i stopy, zadając mi w ten sposób potworne cierpienia przez kilka następnych dni, nie chciałem przyznać się do stawianych mi zarzutów, godząc się nawet na pozbawienie mnie życia, by w ten sposób ujść dalszym torturom. (...) W czasie przesłuchań, jak też w czasie przerwy pomiędzy jednym przesłuchaniem a drugim, byłem ciągle bity przez Kwaska i oddziałowych kablem, kijem, nahajką plecioną ze skóry. (...). W czasie jednego z przesłuchań Kwasek w czasie pastwienia się nade mną wybił mi pięścią 10 zębów w górnej szczęce i 6 zębów w szczęce dolnej".[/quote]

Zarozumiały, z tendencją efekciarstwa

Zanim trafił do warszawskiej centrali MBP, Edmund Kwasek - były uczeń Gimnazjum im. Chreptowicza w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w czasie wojny partyzant AL - pod koniec stycznia 1945 r. trafił do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Miał wówczas 22 lata. Swoją krwawą karierę zaczynał jako "oficer" tamtejszego Wydziału Śledczego, aby już na początku 1946 r. zostać naczelnikiem tego Wydziału. Tę "zaszczytną" funkcję pełnił przez następne trzy lata. Więźniów kieleckiego więzienia śledczego WUBP przy ul. Focha (obecnie Paderewskiego) przetrzymywano w małych, zawszonych celach i przesłuchiwano, stosując niewybredne metody, po kilka godzin dziennie. Przykład dawał Kwasek. Nie tylko katował osadzonych, ale występował też w roli ich "sędziego". Tak było 11 lipca 1945 r., kiedy Okręgowy Sąd Wojskowy w Łodzi na sesji w Kielcach skazał żołnierza niepodległościowego podziemia Konrada Zygmunta Suwalskiego na karę śmierci.

[caption id="attachment_12754" align="alignleft" width="160"]Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org[/caption]

Edmund Kwasek był na tym procesie ławnikiem. To jemu również powierzono prowadzenie śledztwa w sprawie pogromu kieleckiego. W przygotowaniu tej ubeckiej prowokacji brał udział Adam Humer.

Naczelnikiem Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach Kwasek przestał być w 1948 r., aby przez rok pełnić to samo stanowisko w Gdańsku. Potem był już Departament X MBP, którego szef Józef Różański napisał w opinii służbowej: "Mjr Kwasek. Zdolny oficer śledczy. Może trochę zarozumiały, z tendencją efekciarstwa".

Tadeusz M. Płużański

 

Artykuł Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/feed/ 0