Elbląg – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Elbląg – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Wyprawy śladami ukrytych i skradzionych skarbów. Historie, w których legenda bywa mniej fantastyczna niż rzeczywistość! [WIDEO] https://niezlomni.com/wyprawy-sladami-ukrytych-i-skradzionych-skarbow-historie-w-ktorych-legenda-bywa-mniej-fantastyczna-niz-rzeczywistosc-wideo/ https://niezlomni.com/wyprawy-sladami-ukrytych-i-skradzionych-skarbow-historie-w-ktorych-legenda-bywa-mniej-fantastyczna-niz-rzeczywistosc-wideo/#comments Tue, 26 Nov 2019 16:29:47 +0000 https://niezlomni.com/?p=50867

Skarby kultury od wieków kradziono, ukrywano, ale i odzyskiwano. Wiele z nich w mniej lub bardziej tajemniczych okolicznościach zaginęło lub zostało zniszczonych i to nie tylko podczas wojny. Kradzieże też nie zawsze kończyły się tragicznie. W niniejszej książce znalazły się również historie skarbów cudownie odnalezionych i ocalonych.


W 1955 roku w Warszawie przepadł obraz meksykańskiej artystki Fridy Kahlo, który dzisiaj byłby wart miliony dolarów. Dziewięć lat wcześniej w okupowanej przez Rosjan Saksonii ginie ślad po Pięknej Madonnie z Torunia.

Gdy jedne zabytki znikały, inne wracały na swe dawne miejsca. Dopiero w 1960 roku z rąk kanadyjskich antykomunistów udało się – przy pomocy kardynała Stefana Wyszyńskiego – wyrwać polskie skarby narodowe z arrasami wawelskimi na czele. A kilka lat po wojnie tylko przypadek sprawił, że w piwnicach Muzeum Wielkopolskiego natrafiono na zamurowany w schronie największy obraz Jana Matejki.

Leszek Adamczewski jak zwykle barwnie przedstawia owe zagmatwane, nierzadko tragiczne losy tych i innych polskich zabytków i skarbów kultury.

Fragmenty książki Leszka Adamczewskiego pt.
”Zagrożone dziedzictwo. Zaskakujące losy zabytków na krętych ścieżkach XX wieku”, wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ.

Wyprawy śladami skarbów – historie, w których legenda bywa mniej fantastyczna niż rzeczywistość!

(…)W połowie czerwca 1945 roku podpułkownik Denisow zdobył informację, że w tajnym sejfie Miejskiej Kasy Oszczędności w Gdańsku ma znajdować się unikatowa kolekcja numizmatyczna. Wkrótce na ulicy, która dziś nosi nazwę Nowy Świat, pojawiła się ekipa wyposażona w kilofy, łomy i spawarkę. Próba sforsowania grubej na półtora metra ściany się nie udała i palnikami trzeba było wyciąć dziurę w stalowych drzwiach. Trud się opłacił. W nienaruszonym stanie w ręce brygady Denisowa wpadł cały zbiór Gabinetu Numizmatycznego zamku malborskiego wraz z dokumentacją kolekcji. W sejfie stały też dwie szafy pancerne, które – jak się okazało – były puste, oraz siedem maszyn do pisania. W magazynach trzeciej komendantury Gdańska przeliczono kolekcję. Składała się ona z 14.082 monet, medali, plakiet, pieczątek, odlewów gipsowych pieczęci, a także orderów i odznak. Major Charko, wybitny archeolog i numizmatyk, spłodził pseudonaukowe opracowanie, w którym udowadniał, że na zbiór malborski składały się niemal wyłącznie monety pruskie i niemieckie, gdy w rzeczywistości w skład kolekcji wchodziły przede wszystkim monety z mennic Prus Królewskich wchodzących w skład Rzeczypospolitej i Prus Książęcych związanych z Rzeczpospolitą oraz Zakonu Krzyżackiego, a sam malborski Gabinet Numizmatyczny był do 1939 roku jednym z najbogatszych warsztatów badawczych nad dziejami polskiego pieniądza. (…)

Poznań. Cud w katedrze
(...)
Wróćmy jednak do Posen lat wojny. Na co dzień katedra – jak się rzekło – służyła za magazyn. Zwożono doń zdobycze pochodzące z grabieży – od dzieł sztuki malarskiej i cennych przedmiotów kultu religijnego na początku okupacji po różne dobra wywożone z Warszawy podczas i po powstaniu 1944 roku przez podwładnych dowódcy policyjnej grupy bojowej, gruppenführera SS i generała Waffen SS Heinza Reinefartha, wysłanej w celu pacyfikacji Powstania Warszawskiego. Reinefarth był jednocześnie wyższym dowódcą SS i policji w Kraju Warty, więc nie gdzie indziej, ale do katedry poznańskiej trafiły zrabowane w Warszawie ubrania, futra, maszyny do szycia, bielizna i tym podobne łupy. W różnych publikacjach dotyczących wojennych dziejów poznańskiego Kaiser-Friedrich Museum, czyli Muzeum Cesarza Fryderyka, mowa jest i o tym, że przez jakiś czas w katedrze poznańskiej przechowywano niektóre bardzo cenne zbiory, zanim w drugiej połowie 1942 roku skarby te przewieziono do podziemi fortyfikacji międzyrzeckich. (…)

Szczecin. Zaginiona Sedina
(...)
Gdy na początku lipca 1945 roku administracja polska z prezydentem Piotrem Zarembą na czele przejmowała władzę w Szczecinie, Sediny nie było już na szczycie pomnika-fontanny. W splądrowanym przez czerwonoarmistów mieście, gdzie brakowało praktycznie wszystkiego, a zwłaszcza żywności, gdzie na porządku dziennym były podpalenia, grabieże, gwałty i zbrodnie, nikt nie przejmował się pustym cokołem. Pewnie stał tam jakiś pomnik, który zainteresował Rosjan, więc go ściągnięto z wykorzystaniem czołgu, a przy okazji poważnie uszkodzono – szeptano tu i ówdzie. I szybko o pomniku-fontannie zapomniano. Jeśli wierzyć znawcom dziejów Szczecina, wojenne losy Sediny zginęły w mrokach tajemnicy. Pomnik stał na cokole jeszcze we wrześniu 1939 roku, a nie było go w lipcu 1945 roku.

Gniezno. W marcową noc

Na początku trzeciej dekady marca 1941 roku ożyło wnętrze zabytkowej katedry w Gnesen (Gnieźnie). Zapalono światła, a w ławkach, odwróconych w kierunku kościelnych organów, zasiedli ludzie. Nie wierni uczestniczący w nabożeństwie, ale słuchacze niecodziennego koncertu. Na zamieszczonym 22 marca, przez wydawany w Posen hitlerowski dziennik „Ostdeutscher Beobachter”, zdjęciu widać głównie cywilów w zimowych płaszczach. Wielu mężczyzn ma na głowach kapelusze lub czapki kroju wojskowego. Na drugim zdjęciu można zobaczyć, że w fotelach, gdzie zwykle w prezbiterium świątyni zasiadali kanonicy katedralni, bliscy współpracownicy prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda, rozpierają się hitlerowscy dygnitarze. Widać namiestnika Rzeszy w Kraju Warty, gauleitera NSDAP Arthura Greisera, zastępcę gauleitera Kurta Schmalza oraz nadburmistrza Gnesen, kreisleitera NSDAP Juliusa Theodora Lorenzena. Wszyscy oni zjawili się w zamkniętej od miesięcy katedrze, by wysłuchać koncertu organowego profesora Heinricha Boella z Breslau (Wrocławia). „Była to doniosła godzina, gdy zbudowany niemiecką ręką Dom Boży wypełniony był dźwiękami wielkich mistrzów”– pisał „Ostdeutscher Beobachter”, w publikacji zatytułowanej Das Orgelkonzert im Dom zu Gnesen, informując, że Boell zagrał utwory Bacha, Regera i Händla.

 

Gdańsk. Kręta droga do sądu ostatecznego.

Zdobyty przez czerwonoarmistów Danzig płonął. Języki ognia i chmury czarnego dymu unosiły się nie tylko nad gdańskim Głównym Miastem i Starym Miastem, ale także nad kwartałami zabudowy mieszkalnej. Syk ognia i czasami rumor walących się ścian zagłuszały strzały i krzyki gwałconych kobiet. Cywilni gdańszczanie na własnej skórze doświadczali, czym jest piekło na ziemi… Gdy wkrótce do Gdańska przyjechała, od miesiąca krążąca na tyłach wojsk 2. Frontu Białoruskiego, brygada trofiejna Komitetu do spraw Sztuki przy Radzie Komisarzy Ludowych ZSRR, mury budynków dawnego klasztoru franciszkanów, w którym Niemcy urządzili Muzeum Miejskie (Stadtmuseum), były jeszcze gorące. Zabytkowy budynek muzeum uległ znacznemu zniszczeniu wskutek pożaru, który szalał od 20 do
29 marca 1945 roku, a więc podczas walk o Danzig, gdy miasto było bombardowane i ostrzeliwane przez artylerię radziecką. Spłonął całkowicie dach oraz wszystkie sale wystawowe na piętrze. Wybite były szyby, a piwnice zalała woda. Później obliczono, że pożar strawił 301 z pozostawionych w muzeum obrazów, a spośród zachowanych 128-u jedenaście było podziurawionych lub nosiło ślady ognia. (...)

Toruń. Na tropie Pięknej Madonny

Już na początku niemieckiej okupacji Torunia Piękną Madonną zainteresował się profesor Willi Drost z gdańskiej Technische Schule (Wyższej Szkoły Technicznej) i jednocześnie od 1937 roku dyrektor Stadtmuseum (Muzeum Miejskiego) w Danzig, które miało rangę najważniejszej placówki muzealnej w Prusach Zachodnich. Jako specjalny kurator do spraw zbiorów muzealnych w okręgu Danzig-Westpreussen (Gdańsk- -Prusy Zachodnie) profesor zapoznawał się z zabytkami, które w zajętych przez Wehrmacht miastach województwa pomorskiego wpadły w ręce Niemców. Nadburmistrz Thorn (Torunia) i jednocześnie miejscowy kreisleiter NSDAP Franz Jacob po przyjeździe do miasta nad Wisłą szybko się dowiedział, że profesor Willi Drost cieszy się zaufaniem i poparciem Alberta Forstera, namiestnika Rzeszy w okręgu Danzig-Westpreussen i gdańskiego gauleitera partii hitlerowskiej. Osobiście wolałby, by toruńskimi zabytkami zajmował się któryś z jego protegowanych, ale nie chciał zadzierać z wpływowym gauleiterem. Tak więc to Drost nadzorował drobiazgową renowację Pięknej Madonny, przeprowadzoną wiosną 1942 roku w toruńskim Ratuszu Staromiejskim. Podczas prac konserwatorskich Marii dorobiono utracony palec prawej ręki, a Jezusowi trzy z lewej i duży palec prawej stopy. Figury te straciły palce tuż przed wojną, gdy w kościele farnym świętych Janów przeprowadzano remont. Rzeźbę zdjęto wówczas z konsoli i postawiono na ołtarzu Niepokalanego Poczęcia, gdzie któryś z robotników ją potrącił. Piękna Madonna spadła na podłogę. Po raz drugi upuszczono ją na początku wojny podczas przenoszenia rzeźby. Ręka małego Jezusa w ogóle odpadła…
(…)

Elbląg. Anonimowa przesyłka

Co po 1945 roku udało się wyciągnąć spod gruzów tego kiedyś bogatego miasta, wyeksponowano w katedrze świętego Mikołaja lub w miejscowym muzeum. Poszukiwania innych zabytków trwają. I coraz mniejsze są nadzieje na znalezienie choćby unikatowej Księgi elbląskiej – najcenniejszego bodaj zabytku znajdującego się w wojennym Elbingu. Wiele wskazuje na to, że ten rękopis polskiego prawa zwyczajowego, na początku XV wieku spisanego przez krzyżackiego skrybę Petera Holcwesschera, został zniszczony albo podczas walk o Elbing, albo później w jakimś antyniemieckim szale Polaków usuwających wszelkie ślady pruskiej przeszłości miasta. Ale cuda się zdarzają. Być może ktoś kiedyś przyzna się, że wśród rupieci, które odziedziczył po dziadku czy jakimś wujku, znajduje się klocek starego rękopisu niemieckiego (Księga elbląska spisana została w języku niemieckim) i zapyta, za ile ma to sprzedać. W latach 70. XX wieku doszło do podobnego cudu. Oto do Muzeum Narodowego w Gdańsku nadeszła anonimowa paczka. Gdy ją rozpakowano, pracownicy muzeum zobaczyli….

 

Szczecinek. Karety z… ambony

(...)

Gdy życie w Szczecinku zaczęło się stopniowo normalizować, pomyślano o zabezpieczeniu tego, co można jeszcze było uratować z dóbr kultury znajdujących się w mieście i powiecie. A na terenie zajętego przez czerwonoarmistów pobliskiego majątku Raddatz znajdował się skarb nad skarbami, który już w XIX wieku Polacy mieszkający w tych okolicach otaczali kultem niemalże religijnym. Do malutkiego kościółka w Raddatz ciągnęły pielgrzymki, by zobaczyć… ambonę pamiętającą czasy świetności i potęgi Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Podczas wojny prusko-austriackiej marszałek Henning von Kleist w 1742 roku z majątku Sobieskich na Śląsku zrabował złoconą karetę – jak głosiła legenda – dar mieszkańców Wiednia dla króla Jana III Sobieskiego w dowód wdzięczności za wyzwolenie w oblężenia przez Turków. Łup ten trafił do majątku Kleistów na Pomorzu, gdzie sam marszałek polecił przerobić karetę na ambonę i umieścić ją w miejscowym kościółku. To ładna historia, która podtrzymywała na duchu pomorskich Polaków mieszkających w państwie pruskim, ale nieprawdziwa. Sobieski nie otrzymał od mieszkańców Wiednia żadnej złoconej karety ani jakiegoś rydwanu zwycięzcy i w ogóle w 1683 roku nie było uroczystego wjazdu króla polskiego do tego miasta. Interesująca nas ambona została wykonana aż z trzech karet, które wojska pruskie pod dowództwem von Kleista w styczniu 1741 roku zdobyły w śląskiej Oławie. (…)

 

Świnoujście. Agonia kościoła Lutra

(...)
Gdy w marcu 1946 roku puściły lody, do Świnoujścia na kontrolę przyjechał chorąży Józef Zając z koszalińskiej komendy MO. To on wykrył, co działo się nad Świną w poprzednich miesiącach. Winni w następnym roku stanęli przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Szczecinie. W dwóch procesach zapadły dość łagodne wyroki. Na osiem lat więzienia został skazany powiatowy komendant MO w Świnoujściu Jan Zientara, a na cztery lata – szef miejscowego UB Jan Sołtyniak. Tymczasem w Świnoujściu sztormowe wiatry z uszkodzonego dachu kościoła Lutra zdmuchiwały kolejne dachówki, a dzieci polskich osadników coraz częściej w świątyni bawiły się w wojnę. „To nie jest nasz kościół”– słyszały od rodziców, którzy ewangelicką świątynię nazywali niemiecką. Świnoujska parafia rzymskokatolicka była za biedna, by otoczyć opieką kościół Lutra, a zapewne także miejscowi księża nie chcieli zadzierać z lokalną władzą, która – co od jakiegoś czasu było wyraźnie widać – tę świątynię skazała na zagładę. Nie nasz kościół, nie nasz problem – zdawali się mówić księża. Nic zatem dziwnego, że polska dzieciarnia wyrywała cynowe piszczałki kościelnych organów, organizując na nich „koncerty”. Z proc strzelano też do witraży tak długo, aż je wszystkie zniszczono. Dwaj najstarsi stażem polscy mieszkańcy Świnoujścia wspominali po latach, że którejś nocy w 1950 roku obudził ich potężny huk. Rano okazało się, że pijani żołnierze radzieccy weszli na wieżę, wywalili dwa okna razem z filarami w jej północnej części i zrzucili na ziemię cztery cenne dzwony. Popękane leżały dość długo, a potem – jako złom – zapewne trafiły do huty.

 

Zgorzelec. Zdradzona tajemnica

Wiosną 1943 roku jego dyrektora Siegfrieda Asche, podobnie jak dyrektorów wszystkich niemieckich muzeów i archiwów,
polecenie Adolfa Hitlera zobowiązało do zabezpieczenia zbiorów przed skutkami alianckich nalotów bombowych. W Görlitz sale wystawowe zamknięto, a zbiory przygotowano do ewakuacji. Zgodnie z zarządzeniem dolnośląskiego konserwatora zabytków, doktora Günthera Grundmanna, zostały one przewiezione do kilku składnic urządzonych w małych miejscowościach Dolnego Śląska na obu brzegach Neisse. I tam spokojnie doczekały końca wojny. Do polskich Zgorzelic nie wróciło wiele eksponatów. Jak czytamy w piśmie z 16 sierpnia 1947 roku Referatu Kultury i Sztuki Starostwa Powiatowego w Zgorzelcu (a więc już po zmianie nazwy miasta) do Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu, „pewna część […] zbiorów, a zwłaszcza obrazów, została w pierwszym chaotycznym okresie po zajęciu miasta rozgrabiona przez wkraczające oddziały wojskowe”, czyli żołnierzy Armii Czerwonej, czego nie miał odwagi napisać autor dokumentu. Ponadto nie udało się odzyskać zgorzeleckich skarbów kultury, które trafiły do składnic urządzonych na lewym brzegu Neisse, czyli w późniejszej radzieckiej strefie okupacyjnej Niemiec. Z tego jednak, co zwieziono do Zgorzelic lub co zostało w samym Städtische Kunstsammlungen, udało się skompletować eksponaty, które pokazano publiczności w otwartym w1946 roku Muzeum Miejskim. Tym samym dawna Hala Chwały stała się placówką muzealno-wystawienniczą. Nie był to dobry ani dla Zgorzelic/Zgorzelca, ani dla Polski czas. Nadciągające czarne chmury stalinizmu zwiększyły czujność towarzyszy odpowiedzialnych za szeroko pojętą ideologię.

 

Lidzbark Warmiński. Zamek nieśmiertelnych

(...)
Był piątek, 27 sierpnia 1965 roku. Dochodziła godzina 9:40, gdy Komenda Powiatowa Milicji Obywatelskiej w Lidzbarku Warmińskim została poinformowana o kradzieży eksponatów muzealnych z wystawy w zamku. Przybyła na miejsce ekipa dochodzeniowa próbowała zabezpieczyć jakieś ślady, ale nocna ulewa wszystkie zatarła. Po wstępnym oszacowaniu strat natychmiast – via Olsztyn – poinformowano Komendę Główną MO, która do miasteczka przysłała wysokiej rangi oficera. Stanął on na czele specjalnej grupy dochodzeniowej. W nocy z 26 na 27 sierpnia – jak ustalili milicjanci – z wystawy w Wielkim Refektarzu skradziono jedenaście eksponatów o łącznej wartości 23 milionów ówczesnych złotych. Były wśród nich: hiszpański krzyż procesyjny z przełomu XV i XVI wieku wykonany ze srebra częściowo złoconego; kielichy mszalne biskupów Marcina Kromera i Jana Konarskiego z XVI wieku, pacyfikał biskupa Łukasza Watzenrode wykonany ze złoconego srebra. Wtedy prowadzący śledztwo wiedzieli tylko jedno – pod względem wartości dzieł sztuki, które zniknęły z wystawy, była to największa muzealna kradzież w Polsce. I przez ponad pół wieku opinia ta się nie zmieniła. Nikt później nie ukradł z jakiegokolwiek muzeum więcej niż nieznani jeszcze wtedy sprawcy, którzy obrabowali prowincjonalną, zaczynającą dopiero swą powojenną działalność placówkę muzealną w Lidzbarku Warmińskim. (…)

 

Kalisz. Ołtarz w płomieniach

Kalisz spał. W tamtą grudniową noc na ulicy Kanonickiej, dochodzącej do placu Bohaterów Stalingradu (obecnego Głównego Rynku), rzadko pojawiał się przechodzień. Czasami mignęły światła przejeżdżającej taksówki lub patrolującego śródmieście Kalisza radiowozu Milicji Obywatelskiej. Mury najstarszego w mieście kościoła pod wezwaniem świętego Mikołaja tonęły w ciemnościach. W ówczesnej Polsce, a zwłaszcza w Polsce powiatowej, nie było w zwyczaju oświetlania zabytkowych obiektów. Święty Mikołaj nie ucierpiał podczas artyleryjskiego ostrzału miasta w sierpniu 1914 roku, gdy major Hermann Preusker brał odwet za rzekome ostrzelanie oddziałów niemieckich wkraczających do Kalisza. Na wykonanych nieco później zdjęciach widać morze ruin, nad którymi góruje charakterystyczna wieża świątyni. Zarówno wierzący w Boga, jak i ateiści kaliscy wiedzieli, że kościół świętego Mikołaja zdobi bezcenny obraz Petera Paula Rubensa (1577–1640) Zdjęcie z krzyża. Co lepiej wykształceni dodawali, że jest to jedyne dzieło najgłośniejszego mistrza szkoły flamandzkiej, które posiadamy w Polsce. Wszyscy kaliszanie zaś wiedzieli, że ów niemały obraz (320 na 212 centymetrów) zdobi główny ołtarz w kościele przy ulicy Kanonickiej.

 

Kraków. Kradzione nie tuczy.

Państwo M., mieszkańcy Krakowa, postanowili odziedziczone po babci pani Joanny M. mieszkanie wynająć. Wcześniej trzeba było je posprzątać i wyrzucić różne, nikomu już teraz niepotrzebne szpargały i rupiecie, które przez lata zgromadziła babcia. Sprzątając, w jednym z kątów mieszkania któryś z małżonków natrafił na owinięty w gazety rulon. Gazety pochodziły z lat 60. XX wieku, a rulon miał przyklejoną kartkę z następującym tekstem: „Ten obraz zakupiłam od nieznajomej osoby (tęga blondynka), zapłaciłam 800 złotych, cała moja renta. Należy zwrócić Muzeum Narodowemu w Krakowie”. Po rozwinięciu rulonu okazało się, że krył on obraz Maksymiliana Gierymskiego Zima w małym miasteczku, namalowany w 1872 roku, dwa lata przed śmiercią artysty, który zmarł na gruźlicę w wieku zaledwie 28 lat. W momencie znalezienia obrazu, a był to rok 2008, małżeństwo M. nic o nim nie wiedziało. Wydawał im się stary i cenny. Ponoć dość szybko ustalili, a przynajmniej ustalił to pan Mariusz M., co to jest za obraz i że od 1945 roku znajduje się on na liście strat wojennych. Krakowscy historycy sztuki powiedzą, że w 1938 roku Muzeum Narodowe w Krakowie odkupiło „Zimę w małym miasteczku” od Franciszka Studzińskiego. Przez krótki czas obraz wisiał w galerii w Sukiennicach, by w pierwszych miesiącach wojny wpaść w ręce, znanego nam już z rozdziału o arrasach wawelskich, doktora Kajetana Mühlmanna.

Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w 1948 roku w Szczecinie. Absolwent Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza. Autor trzydziestu książek. Zadebiutował w 1992 roku Złowieszczymi górami i poruszonej w nich tematyce zagadkowych i tajemniczych wydarzeń z lat drugiej wojny światowej, a w szczególności losów zaginionych skarbów kultury, pozostaje wierny do dziś. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika. W tym czasie ukazały się między innymi bestsellerowe pozycje o wojennych losach Prus (Dymy nad Gdańskiem, Prusy w ogniu), Śląska (Zejście do piekła, Na podbój świata) cykl książek o sensacjach z Kraju Warty oraz o hitlerowskich badaniach nad bronią atomową (Tajemnicza broń Hitlera). Ostatnio Adamczewski wyszedł po raz pierwszy poza ramy II wojny światowej w książce Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce. Podobnym tropem podąża w Zagrożonym dziedzictwie.

Artykuł Wyprawy śladami ukrytych i skradzionych skarbów. Historie, w których legenda bywa mniej fantastyczna niż rzeczywistość! [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wyprawy-sladami-ukrytych-i-skradzionych-skarbow-historie-w-ktorych-legenda-bywa-mniej-fantastyczna-niz-rzeczywistosc-wideo/feed/ 1
Które miasta Polski były największe w 1500, 1600 i 1790 roku? Oto fascynujące mapy https://niezlomni.com/ktore-miasta-polski-byly-najwieksze-1500-1600-1790-roku-oto-fascynujace-mapy/ https://niezlomni.com/ktore-miasta-polski-byly-najwieksze-1500-1600-1790-roku-oto-fascynujace-mapy/#respond Wed, 14 Feb 2018 13:53:42 +0000 https://niezlomni.com/?p=47134

Chociaż nowożytna Polska kojarzy się głównie ze szlacheckimi dworami i folwarkami, znaleźć w niej można było również duże miasta – wielkie ośrodki handlowe, zamożne centra prywatnych włości czy ważne ośrodki przemysłowe. Które miasta Polski były największe w 1500, 1600 i 1790 roku?

W latach 80. XVI wieku ludność Polski miała wynosić ok. 7,5 miliona, z których zdecydowana większość mieszkała na wsi lub w małych miasteczkach. Królestwo Polskie, a właściwie Korona, posiadała jednak również większe miasta – demografowie historyczni do kategorii tej zaliczają ośrodki, których wielkość szacuje się od 5 tysięcy mieszkańców wzwyż. Były one jednak wyjątkami – na przełomie XV i XVI wieku było ich osiem, natomiast około osiemdziesięciu kolejnych liczyło ok. 2-3 tysięcy mieszkańców. Historia tych największych miast może powiedzieć nam niemało o dziejach dawnej Polski.

[caption id="attachment_47135" align="aligncenter" width="1800"] Ośrodki miejskie w Koronie ok. 1500 roku (aut. Marcin Sobiech / EXGEO Professional Map)[/caption]

U schyłku średniowiecza połowa dużych miast znajdowała się na terenach włączonych do Korony po pokoju toruńskim w 1466 roku. Najważniejszym z nich był oczywiście Gdańsk, liczący wówczas ok. 35 tysięcy mieszkańców i należący do Związku Hanzeatyckiego, podobnie jak trzy inne duże ośrodki: Toruń, Elbląg (po 10 tysięcy mieszkańców) oraz Braniewo (5 tysięcy mieszkańców). Swoją potęgę budowały one na handlu bałtyckim i wiślanym oraz dostępie do morza. Szczególnym przypadkiem było zwłaszcza Braniewo. To niewielkie obecnie miasteczko leżące tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim było pierwszą stolicą biskupstwa warmińskiego – państwa duchownego, podległego najpierw Krzyżakom, a później królom Polski. Braniewo/Braunsberg było jedynym warmińskim portem morskim, rozwijającym się dzięki żegludze na Zalewie Wiślanym.

Pozostałe cztery duże miasta Korony u schyłku XV wieku to nie tylko tradycyjne ośrodki średniowieczne, rozbudowane w czasach rozbicia dzielnicowego, takie jak Poznań czy Kraków (liczony z Kazimierzem i Kleparzem – we właściwym Krakowie mieszkało ok. 10 tysięcy mieszkańców. ). Były to też grody, które rozwinęły się dzięki bogatym kontaktom ze wschodem. Lublin był jednym z ulubionych miast Władysława Jagiełły, natomiast wielokulturowy Lwów stał się stolicą arcybiskupią. Oba miasta korzystały też na handlu łączącym Ruś z Europą.

U schyłku XVI wieku rozwój miast koronnych wciąż przebiegał pomyślnie – większość notowała wzrost liczby mieszkańców, często o kilkadziesiąt procent. Rozwijały się zarówno miasta pruskie (Gdańsk, Elbląg, Braniewo, Toruń), stare miasta Korony (Poznań, Gniezno, Kraków) jak i ośrodki, które rozkwitły w epoce jagiellońskiej (Lwów, Lublin). W końcu wśród najważniejszych miast Rzeczpospolitej pojawiła się Warszawa – wcześniej jeden z głównych ośrodków prowincjonalnego Mazowsza, od 1569 roku miejsce odbywania sejmów, od 1573 roku wolnych elekcji, zaś od 1596 roku siedzibą królów Polski.

[caption id="attachment_47136" align="aligncenter" width="1800"] Ośrodki miejskie w Koronie ok. 1600 roku (aut. Marcin Sobiech / EXGEO Professional Map).[/caption]

Charakterystyczny wydaje się wzrost ludności miast na południu, związany z pokojowym rozwojem gospodarczym. Część z nich to jeszcze ośrodki ważne w średniowieczu, czego przykładem był Nowy Sącz, rozwijający się równolegle do sąsiedniego Starego Sącza i położony w tzw. państwie klarysek sądeckich. Innym przypadkiem był Przemyśl, ważny ośrodek dawnej Rusi Halickiej, rozwijający się dzięki przebiegającym przez miasto szlakom handlowym wschód-zachód i północ-południe. Czynnikiem miastotwórczym mógł być też przemysł wydobywczy. W czołówce największych (i najbogatszych) miast Korony znalazła się wówczas Wieliczka, znana z żup solnych, oraz Olkusz, wokół którego eksploatowano złoża srebra i w którym w końcu XVI wieku przez jakiś czas funkcjonowała mennica królewska. Moment ten to także zapowiedź rozwoju miast prywatnych – w 1580 roku miała miejsce lokacja Zamościa, stolicy prywatnego władza potężnego kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego (od 1589 roku stolica Ordynacji Zamoyskiej).

Niemal dwieście lat później, ok. 1790 roku, sytuacja okazała się dużo bardziej skomplikowana. „Stare” ośrodki miejskie w porównaniu do początków wieku XVII... wyludniły się. Przyczyną były wojny XVII i XVIII wieku (Potop, wielka wojna północna, obce interwencje) bądź też wielkie epidemie, np. dżumy (przykład Torunia). Część miast bądź popadło w stagnację ludnościową (Gniezno), bądź spadły poniżej wielkości 5 tysięcy mieszkańców (miasta Małopolski i Rusi). Wyjątkiem okazał się jedynie Lwów, w którym pod względem liczby mieszkańców odnotowano w tym czasie wyraźny wzrost.

[caption id="attachment_47137" align="aligncenter" width="1800"] Ośrodki miejskie w Koronie ok. 1790 roku. Zaznaczono także ziemie utracone w ramach I rozbioru (aut. Marcin Sobiech / EXGEO Professional Map).[/caption]

W porównaniu do przełomu XVI i XVII wieku doszło natomiast do wyraźnego rozwoju miast na terenach południowo-wschodnich. Obok dużych ośrodków kresowych, takich jak Kamieniec Podolski, wiodącą rolę w urbanizacji tych terenów odegrały miasta prywatne. Widać tu specyfikę oddziaływania takich rodów jak Żółkiewscy (Żółkiew), Sobiescy (Żółkiew, Złoczów), Koniecpolscy (Brody), Potoccy (Stanisławów), Zasławcy (Zasław) czy Ostrogscy, których ordynacja (niepodzielny majątek, dziedziczony po linii męskiej) mieściła się wokół Dubna na Wołyniu. Podobnie rozwijały się prywatne miasta w Wielkopolsce, takie jak należące do Leszczyńskich Leszno czy założony w XVII wieku przez Przyjemskich Rawicz.

Prawdziwy wzrost liczby ludności zaliczyła jednak stołeczna Warszawa, która u szczytu epoki stanisławowskiej liczyła ponad 100 tysięcy mieszkańców. Wpłynął na to stołeczny charakter miasta, jego rozwój gospodarczy (zwłaszcza w czasach Stanisława Augusta) czy włączenie w obręb miasta mniejszych jurydyk prywatnych. W istocie więc u schyłku Rzeczpospolitej Obojga Narodów doszło do wielkiego przewartościowania miejskiej rzeczywistości – dawne wiodące ośrodki popadły w kryzys, naprawdę dużym miastem zostało zaś stosunkowo młoda stolica, która przejmie funkcję miejskiego centrum ziem polskich na kolejne wieki.

Opracowano na podstawie: Cezary Kuklo, Demografia Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, DiG, Warszawa 2009.

Tomasz Leszkowicz, źródło: Histmag.org

Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Artykuł Które miasta Polski były największe w 1500, 1600 i 1790 roku? Oto fascynujące mapy pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ktore-miasta-polski-byly-najwieksze-1500-1600-1790-roku-oto-fascynujace-mapy/feed/ 0
15 września 1463: bitwa na Zalewie Wiślanym – kluczowy sukces dla zwycięstwa w wojnie trzynastoletniej https://niezlomni.com/15-wrzesnia-1463-bitwa-zalewie-wislanym-kluczowy-sukces/ https://niezlomni.com/15-wrzesnia-1463-bitwa-zalewie-wislanym-kluczowy-sukces/#respond Thu, 15 Sep 2016 09:18:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=31419

Od końca lipca 1463 r. armia polska oblegała zamek komturski w Gniewie - ważną twierdzę krzyżacką i nieoceniony punkt strategiczny.

Wielki mistrz Zakonu Ludwik von Erlichhausen postanowił więc przenieść tu swoją armię operującą w okolicach Królewca, aby doszło do połączenia z Bernardem Szumborskim, dowodzącym znacznymi siłami zaciężnymi znajdującymi się wówczas na Pomorzu. Jedyną skuteczną drogą do realizacji tego celu było wykorzystanie transportu wodnego.

Długi ciąg statków na rzece zwrócił uwagę sprzymierzonych z Polakami gdańszczan, którzy postanowili przeszkodzić Krzyżakom. Wytrwałe ataki zmusiły wroga do wycofania się z powrotem pod Królewiec, dlatego też Szumborski, zmierzający już pod Elbląg, pozostał na tym terenie zupełnie sam. Tymczasem gdańskie oddziały pod wodzą kaprów Wincentego Stollego i Macieja Kolmenera wraz z posiłkami elbląskimi pod wodzą Jakuba Vochsa i oddziałami króla polskiego ścigały Krzyżaków aż do Zatoki Świeżej (na Zalewie Wiślanym), gdzie wydano im decydującą bitwę. Po stronie polskiej siły były co prawda mniejsze (około 30 okrętów wobec 44 zakonnych), ale dzięki zaskoczeniu udało się zepchnąć przeciwnika na płytsze rejony zatoki, okrążyć i przeprowadzić abordaż. Polskim oddziałom udało się pojmać około 500 jeńców, a sam wielki mistrz musiał zbiec do Królewca.

Bitwa ta miała decydujące znaczenie w dziejach wojny trzynastoletniej, jako że zlikwidowała faktyczne krzyżackie zagrożenie od strony rzecznej oraz poważnie zahamowała jakiekolwiek jego działania zaczepne. Od tej pory Polacy stale przybliżali się do ostatecznego triumfu. W niedługim czasie Szumborski przeszedł na stronę króla, Gniew podpisał kapitulację, a wojska królewskie rozpoczęły kontrofensywę na Żuławach. Wkrótce, w 1465 r., zdobyto Nowe oraz rozpoczęto rokowania, w 1466 zakończone  II pokojem toruńskim, który kładł kres istnieniu niepodległego Państwa Zakonnego, przeistaczając je w lenno Królestwa Polskiego.

źródło: Muzeum Historii Polski / fot. Wikipedia / opublikowane na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska

[caption id="attachment_31421" align="aligncenter" width="1200"]Państwo zakonu krzyżackiego w 1466 roku Państwo zakonu krzyżackiego w 1466 roku[/caption]

Artykuł 15 września 1463: bitwa na Zalewie Wiślanym – kluczowy sukces dla zwycięstwa w wojnie trzynastoletniej pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/15-wrzesnia-1463-bitwa-zalewie-wislanym-kluczowy-sukces/feed/ 0
Jako pierwszy przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki dzięki sile własnych mięśni. Czy wygra prestiżowy konkurs na wyprawę roku? https://niezlomni.com/jako-pierwszy-przeplynal-kajakiem-ocean-atlantycki-dzieki-sile-wlasnych-miesni-glosuj-na-niezwyklego/ https://niezlomni.com/jako-pierwszy-przeplynal-kajakiem-ocean-atlantycki-dzieki-sile-wlasnych-miesni-glosuj-na-niezwyklego/#respond Thu, 24 Jul 2014 12:53:39 +0000 http://niezlomni.com/?p=15385

aleksander-dobaW nocy z poniedziałku na wtorek zakończyło się głosowanie w amerykańskim konkursie na wyprawę roku. Wśród nominowanych jest policzanin 67-letni Aleksander Doba, który w pół roku kajakiem przepłynął Atlantyk. Rezultaty poznamy 7 sierpnia.

Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent (z Afryki do Ameryki Południowej) wyłącznie dzięki sile mięśni. Opłynął kajakiem Morze Bałtyckie i Bajkał. Również jako pierwszy opłynął całe polskie wybrzeże z Polic do Elbląga oraz Polskę po przekątnej z Przemyśla do Świnoujścia. Brązowy medalista mistrzostw Polski w kajakarstwie górskim.

Organizatorem konkursu jest prestiżowy magazyn kajakarski "Canoe&Kayak".

Doba ma silną konkurencję. Wśród nominowanych jest wyczynowiec, który kajakiem przepłynął Amazonkę, bracia którzy przepłynęli kajakiem z Brazylii na Florydę oraz śmiałkowie, którzy własnej roboty kajakami spędzili na morzu osiem tygodni.

- Miło mi, że znalazłem się w tak doborowym gronie - komentował Aleksander Doba.

źródło: Głos Szczeciński

TUTAJ PREZENTACJA KANDYDATÓW:

Artykuł Jako pierwszy przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki dzięki sile własnych mięśni. Czy wygra prestiżowy konkurs na wyprawę roku? pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jako-pierwszy-przeplynal-kajakiem-ocean-atlantycki-dzieki-sile-wlasnych-miesni-glosuj-na-niezwyklego/feed/ 0
Nieznana historia cichociemnych, czyli zawiedzione nadzieje. O tym, jak Amerykanie szkolili Polaków w latach 50. w obliczu eskalacji konfliktu USA – ZSRS https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/ https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/#respond Wed, 23 Jul 2014 08:15:25 +0000 http://niezlomni.com/?p=15239

Telewizyjny serial „Czas honoru” przypomniał Polakom o cichociemnych – żołnierzach szkolonych na Zachodzie podczas tajnych kursów, którzy przerzuceni drogą powietrzną zasilali  szeregi Armii Krajowej. Jednak mało kto  wie, że dzieje tej elitarnej formacji nie  zakończyły się w 1945 r. I nie chodzi tu o dalsze losy tych, którzy nie złożyli broni i kontynuowali walkę w konspiracji.

Wybuch wojny w Korei w czerwcu 1950 r. gwałtownie przybliżył możliwość rozpoczęcia konfliktu na pełną skalę między mocarstwami. Przygotowania do niego podjęła także polska emigracja niepodległościowa. W grudniu 1951 r. do monachijskiej siedziby Delegatury Zagranicznej WiN zaczęli z różnych krajów Europy zjeżdżać młodzi mężczyźni. W ciągu kilku tygodni przeszli badania lekarskie, uczyli się alfabetu Morse’a i opanowali posługiwanie się nim w łączności radiowej.

W lutym 1952 r. zostali przeniesieni w okolice Frankfurtu, gdzie rozpoczął się już regularny kurs. Na ważniejszym działem było szkolenie radiowe – budowa, konserwacja, a przede wszystkim obsługa radiostacji, ale oprócz tego kursanci zdobywali podstawową wiedzę w zakresie dywersji, sabotażu, obsługi różnego typu sprzętu bojowego, posługiwania się bronią, terenoznawstwa, minerstwa, obserwacji, wyszkolenia bojowego i pierwszej pomocy. Istotną częścią szkolenia był kurs spadochronowy, a także nauka przetrwania w obcym terenie. Baczną uwagę zwracano na zaprawę fizyczną, w tym naukę dżudo. Wszystkie zdobyte teoretycznie wiadomości sprawdzano natychmiast w praktyce na ćwiczeniach terenowych.

[caption id="attachment_15240" align="aligncenter" width="579"]Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski[/caption]

W oczekiwaniu na nową wojnę

Przeprowadzenie kursu wzorowanego ściśle na programie szkolenia cichociemnych w czasie II wojny światowej było możliwe dzięki umowie Delegatury Zagranicznej WiN z władzami amerykańskimi, zawartej  w listopadzie 1950 r. Konflikt w Korei sprawił, że USA zaczęły szukać sojuszników wśród zniewolonych przez komunistów narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Tak narodziło
się finansowe, sprzętowe i logistyczne wsparcie dla WiN. Delegatura Zagraniczna WiN ściśle współpracowała w sprawach militarnych z polskimi władzami wojskowymi na uchodźstwie i wspólnie opracowano plan działań dywersyjnych, które przeprowadzone po wybuchu wojny siłami konspiracji, miały zastąpić amerykańskie uderzenia atomowe na cele w Polsce. Właśnie do realizacji tego planu szkolona była pierwsza grupa, która miała zapewnić łączność kraju z sojusznikami na Zachodzie.

31 lipca 1952 r. nastąpiło uroczyste zakończenie kursu. Jego absolwenci otrzymali awanse, niektórzy zaczęli się przygotowywać do przerzutu do Polski, inni zostali zatrudnieni przy organizacji kolejnego kursu czy utrzymaniu bieżącej łączności. Następny turnus rozpoczął się we wrześniu 1952 r.Tym razem wprowadzono specjalizację i np. dawni partyzanci wileńskiej Brygady AK „Juranda” Czesław Pławski i Mieczysław Fijałkowski, którzy rok wcześniej na trzymetrowej łódce uciekli przez Bałtyk do Szwecji, byli
szkoleni na dowódców oddziałów dywersyjnych. Po wybuchu wojny mieli zostać zrzuceni na Wileńszczyznę. Polskim kierownikiem kursów był kpt. Stanisław Kolasiński, cichociemny zrzucony do Polski w marcu 1943 r., kawaler Virtuti Militari.

Ofiary prowokacji

Jednym z wyróżniających się kursantów był Stefan Skrzyszowski „Bolek”, urodzony w 1911 r. w Złoczowie. Na początku lat 30. służył w WP w oddziałach telegraficznych, później pracował jako wiertacz, kierowca i mechanik. Wcielony w 1944 r. do „ludowego” WP, gdy w lutym następnego roku jako byłemu akowcowi groziło mu aresztowanie, zdezerterował. Pod nazwiskiem Janusz Patera zamieszkał na Wybrzeżu, od początku 1949 r. pracował jako mechanik w kapitanacie portu w Elblągu. W maju 1951 r. nawiązał z nim kontakt funkcjonariusz MBP na stopie niejawnej Henryk Wendrowski „Józef”, czołowy agent w prowokacyjnej V Komendzie WiN i wciągnął go do „organizacji”.

W listopadzie 1951 r. szlakiem przez Nysę Łużycką i Berlin został przerzucony do Delegatury Zagranicznej WiN. Od sierpnia 1952 r. kilkakrotnie przymierzano się do zrzucenia „Bolka” w Polsce, jednak operacja nie dochodziła do skutku i zaczął się domagać wysłania go drogą lądową. Wreszcie 6 października lot się odbył, jednak nie dostrzeżono świateł placówki odbiorczej i „Bolek” wrócił do Niemiec.

Zdecydowano wówczas, że podczas kolejnej próby towarzyszyć mu będzie młodszy od niego o 16 lat Dionizy Sosnowski „Józef”. W 1948 r. Sosnowski przyjechał z Goniądza do Warszawy i podjął studia na Akademii Medycznej, jednak wkrótce z przyczyn politycznych musiał je przerwać i podjął pracę jako wychowawca w ośrodku szkoleniowo--wychowawczym. Wiosną 1951 r. został wytypowany na Zlot Młodzieży w Berlinie, co postanowił wykorzystać do ucieczki na Zachód. Gdy informacja ta dotarła do bezpieki, został wciągnięty do operacji „Cezary”. Jego wyjazd do Berlina został zablokowany przez MBP, lecz nocą z 5 na 6 stycznia 1952 r.wraz z kolegą Januszem Borkowskim „Karolem” został przerzucony przez „organizację” do Niemiec. Obaj trafili na kurs radiotelegrafistów.Wieczorem 4 listopada 1952 r. z lotniska w Wiesbaden wystartował nieoznakowany samolot z polską załogą i dwoma skoczkami na pokładzie. Chwilę po godzinie 23 „Józef” i „Bolek” wylądowali szczęśliwie w okolicach Koszalina. Organizacja przejęła przywieziony przez nich sprzęt, wyposażenie i pieniądze. Umieszczeni w Warszawie sporządzali pisemne raporty z przebiegu kursu i konspekty szkoleniowe. Pełni entuzjazmu nie zdawali sobie sprawy, że otoczeni są przez agentów. Gdy zapadła decyzja o zakończeniu operacji „Cezary”, 6 grudnia 1952 r. zostali aresztowani. Po pokazowej rozprawie, jako „szpiedzy amerykańscy”, zostali straceni 15 maja 1953 r.

Ujawnienie V Komendy WiN, które uświadomiło Amerykanom, że w warunkach totalitarnych nie można liczyć na stworzenie masowej organizacji konspiracyjnej, śmierć Stalina oraz zmiana klimatu międzynarodowego sprawiły, że szkolenie cichociemnych zakończono, a jego uczestnicy zamiast trafić do Polski, rozproszyli się po świecie.

Wojciech Frazik, dodatek IPN do Gazety Polskiej

Artykuł Nieznana historia cichociemnych, czyli zawiedzione nadzieje. O tym, jak Amerykanie szkolili Polaków w latach 50. w obliczu eskalacji konfliktu USA – ZSRS pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/feed/ 0
Republika Gdańska, czyli krótki żywot pierwszego Wolnego Miasta Gdańska https://niezlomni.com/republika-gdanska-czyli-o-krotki-zywot-pierwszego-wolnego-miasta-gdanska/ https://niezlomni.com/republika-gdanska-czyli-o-krotki-zywot-pierwszego-wolnego-miasta-gdanska/#respond Mon, 21 Jul 2014 12:29:40 +0000 http://niezlomni.com/?p=15083

9 lipca 1807 roku podpisany został traktat pokojowy w Tylży przez  Cesarstwo Francuskie z Imperium Rosyjskim i królestwem Prus w 1807, gdzie postanowiono:

"Miasto Gdańsk wraz z otaczającym je wokół obszarem w zasięgu dwóch mil wokół jego obwodu winno odzyskać swoją niezależność powierzoną opiece JKM Króla Prus i JKM Króla Saksonii i rządzić się tymi samymi prawami, którymi rządziło się w okresie przed utratą samorządu".

Utworzono w ten sposób Wolne Miasto Gdańsk, zwane niekiedy "republiką gdańską", odrębny organizm polityczny, formalnie znajdujący się pod protektoratem Prus i Saksonii, faktycznie będący we władzy samego Napoleona, który decydował o jego losach za pomocą mianowanego przez siebie gubernatora.

[caption id="attachment_15085" align="alignright" width="338"]Flaga Gdańska Flaga Gdańska[/caption]

Przez wszystkie lata istnienia Wolnego Miasta gubernatorem tym był generał Jean Rapp, który miał nieograniczoną władzę w zakresie porządku wewnętrznego i obrony miasta, przestrzegania blokady kontynentalnej oraz regulacji nałożonej na miasto ogromnej kontrybucji w wysokości 20 mln franków, płatnej w połowie w dostawach rozmaitych towarów.

Uroczystego proklamowania "republiki gdańskiej" dokonano dnia 21 lipca 1807 r. w obecności gubernatora Rappa, generalicji francuskiej i polskiej oraz notabli gdańskich w Ratuszu Głównego Miasta.

[quote]Po kilkumiesięcznych sporach odnośnie granic Wolnego Miasta ostatecznie uzgodniono, że w jego skład wejdą, obok Głównego Miasta: Nowy Port, Wisłoujście, Oliwa, Polanki, Wrzeszcz, Suchanino, Chełm, Siedlce, Stare Szkoty, wyspa Ostrów, Hel, Święty Wojciech, Przejazdowo oraz Giemlice, Grabina-Duchowne, Mokry Dwór i Dziewięć Włók na Żuławach.

Po lewej stronie Wisły granice biegły od ujścia Potoku Jelitkowskiego do Bałtyku w kierunku na zachód, zostawiając Oliwę po stronie Gdańska, dalej przez Owczarnię i Rębiechowo do rzeczki Strzelenki, następnie jej korytem do Raduni i rzeką Radunią do Pruszcza, skąd biegła do Cieplewa nad Kłodawą do ujścia rzeki Białej (Bielawy, ob. Kanał Kozi Rów Mały), dalej w górę tej rzeczki aż do Güttlander Hauptwall (grobli biegnącej od Kolnika w kierunku Wisły), następnie Motławą aż po Czatkowy, gdzie dobiegała do Wisły. Na Mierzei Wiślanej granica przebiegała zgodnie z przedrozbiorową granicą z lennymi Prusami Książęcymi 1 km za Narmeln Polskim (wieś rybacka, obecnie nieistniejąca, w Federacji Rosyjskiej).[/quote]

[caption id="attachment_15087" align="alignleft" width="419"]grenadierzy Wolnego Miasta Gdańska grenadierzy Wolnego Miasta Gdańska[/caption]

Ogólna powierzchnia WMG wynosiła 33 mile kwadratowe francuskie. Zapisano to w konwencji podpisanej w Elblągu w dniu 6 grudnia 1807 roku.

Rok po proklamacji Wolnego Miasta, 21 lipca 1808 roku, w kościele Mariackim odbyło się uroczyste zaprzysiężenie Kodeksu Napoleona z udziałem władz gdańskich, senatu oraz Drugiego i Trzeciego Ordynku.

Przez wszystkie lata istnienia Wolnego Miasta trwały prace nad tekstem konstytucji. Kolejne propozycje, składane zarówno przez prawników gdańskich, jak i urzędników francuskich nie spotkały się z aprobatą Napoleona, zaś "druga wojna polska" ogłoszona przez cesarza 22 czerwca 1812 roku przerwała je na zawsze.

Pierwsze Wolne Miasto Gdańsk związane z Francją zakończyło swoje istnienie z końcem 1813 roku; dnia 2 stycznia 1814 r. mocno zniszczonym w wielomiesięcznym oblężeniu miastem władał już nowy gubernator mianowany przez głównodowodzącego wojsk rosyjsko-pruskich ks. Aleksandra Wirtemberskiego.

Ostateczny los Wolnego Miasta Gdańska został rozstrzygnięty na Kongresie Wiedeńskim - postanowienia trójstronnego traktatu rosyjsko-prusko-austriackiego włączyły miasto (jak pokazała historia, na ponad sto lat) do państwa pruskiego.

[caption id="attachment_15086" align="alignright" width="1024"]Herb Wielki Miasta Gdańska Herb Wielki Miasta Gdańska[/caption]

Artykuł Republika Gdańska, czyli krótki żywot pierwszego Wolnego Miasta Gdańska pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/republika-gdanska-czyli-o-krotki-zywot-pierwszego-wolnego-miasta-gdanska/feed/ 0