Bydgoszcz – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Bydgoszcz – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Fascynująca, pełna emocji, miłości i dramatów historia polskiej rodziny. „Grzechy młodości” Edyty Świętek [WIDEO] https://niezlomni.com/fascynujaca-pelna-emocji-milosci-i-dramatow-historia-polskiej-rodziny-grzechy-mlodosci-edyty-swietek-wideo/ https://niezlomni.com/fascynujaca-pelna-emocji-milosci-i-dramatow-historia-polskiej-rodziny-grzechy-mlodosci-edyty-swietek-wideo/#respond Mon, 10 Aug 2020 04:10:27 +0000 https://niezlomni.com/?p=51113

Bydgoszcz przełomu lat 80. i 90. Trudne czasy zmuszają bohaterów do podejmowania nowych wyzwań i mierzenia się w praktyce z tak długo wyczekiwaną wolnością oraz kapitalizmem.

Tymoteusz poszukuje sposobów na pomnożenie fortuny. Justyna otwiera małą firmę. Nadal utrzymuje kontakty z domniemanym synem Heleny Wetlik, nie mając pojęcia, jaką niespodziankę chowa w zanadrzu Klaus Engel…

Edyta Świętek to niekwestionowana mistrzyni sag!!! Ta powieść wciąga już od pierwszej strony. Burzliwy czas przemian gospodarczych i ustrojowych. Chciwość bierze górę nad rozsądkiem, a za czyny dokonane w przeszłości nadchodzi czas rozliczenia. Tajemnice, nieoczekiwane zwroty akcji, emocje, wiarygodność, wyraziste postaci i sytuacje poruszające serce to wprost gotowy materiał
scenariusz filmowy. Czytajcie, a jestem pewna nie doznacie zawodu!!!Polecam!
Aneta Pimpis

Edyta Świętek kontynuuje opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie… Ważną bohaterką jest Bydgoszcz, a w niej miejsca, na wspomnienie których kręci się łezka w oku i takie, o których istnieniu wygodniej byłoby zapomnieć. Poznając niełatwe losy Trzeciaków, ma się ochotę wyjść na ulice i z książką w ręku na nowo poznawać miejskie zakamarki. To gdzieś tu muszą czaić się zazdrość, rozpacz, radość, miłość, lęk, nadzieja. Między brzegiem jednej rzeki, a nabrzeżem drugiej odbijają się też echa niewierności. Polecam!
Dorota Witt, dziennikarka
Express Bydgoski

Edyta Świętek jest mistrzynią sag rodzinnych osadzonych w realiach PRL-u. Po rewelacyjnym Spacerze Aleją Róż powraca z równie wciągającą serią Grzechy młodości. Obowiązkowa lektura dla miłośników gatunku!
Magdalena Majcher, pisarka

Edyta Świętek, Szczyty Chciwości. Grzechy młodości, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książki autorki można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału pt. Bezgłośny krzyk

Justyna Trzeciak siedziała na ławce w parku. Dzień był piękny, słoneczny, więc z przyjemno­ścią wystawiła twarz na działanie wiosennych pro­mieni. W pobliżu Jola wraz z dwoma koleżankami grała w gumę. Dziewczynki osiągnęły już etap ko­lanek, więc rozrywka nabierała rumieńców, gdyż znacznie łatwiej przychodziły „skuchy”. Zwykle Ju­styna przypatrywała się beztroskim harcom, lecz tego popołudnia ogarnęła ją tak wielka błogość, że przymknęła powieki.
Listy od Klausa zawsze poprawiały jej nastrój. Engel potrafił wyjątkowo pięknie pisać o drobia­zgach dnia codziennego. Odmalowywał widok ze swojego okna: starego piekarza, który miał zakład oraz sklepik przy jego ulicy; maluchy dokazujące na podwórku. Dopytywał, czy polskie dzieciaki mają podobne zabawy, jakie są ich zainteresowania i co porabiają w wolnym czasie. O matce rzadko wspo­minał, ale wciąż dopytywał o Helenę i Franciszkę. Ubolewał nad pogarszającym się stanem ich zdro­wia. Przysyłał witaminy. Najczęściej jednak pod­kreślał słowa o tęsknocie za towarzystwem dru­giego człowieka. Ze starannie zapisanych kartek wyzierała samotność. Łaknienie bliskości – szcze­gólnie w wymiarze duchowym.


Nazywał Justynę swoją przyjaciółką. Te słowa były miłe jej sercu.
Mój przyjaciel… – pomyślała, głaszcząc pieszczo­tliwie opuszkami kopertę spoczywającą na podołku.
Nie wypełnił emocjonalnej pustki, która po­wstała po śmierci Eugeniusza – tragicznie zmar­łego męża nikt nie mógł zastąpić. Ale był kimś ważnym. Właśnie Mroczkowi wspominała o wielu rozterkach, których nie zdradziłaby nikomu inne­mu, nawet Helence.
Od jakiegoś czasu dokładała starań, by oszczę­dzać poczciwej cioci zgryzot. Nie ze wszystkiego chciała zwierzać się Agacie, ponieważ ona także miała dość własnych problemów. Klaus stanowił idealnego powiernika. Być może z racji dzielą­cej ich znacznej odległości. Niemalże nie istniało prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek się spotka­ją. Nigdy nie rozmawiali telefonicznie – chyba nie tylko z uwagi na barierę językową, ale również dla­tego, że gdzieś między wierszami nadmienił, iż jest niemy. Nie wyraził tego wprost, lecz tak wynikało z treści listu.
– Jestem człowiekiem milczącym – pisał. – Moje usta musiały na zawsze umilknąć. Jedynie w myślach krzyczę. Mogę też przelewać na papier to, co gra w mojej duszy, ale i tutaj nie jestem w stanie oddać wiernie tego, co czuję. Gdybym tylko zdołał przemówić! Ile rzeczy wówczas bym wyraził… Justyno!

Żałowała, że nie może skorzystać z jego zapro­szenia. Dopóki ciocia była w lepszej formie, taki wyjazd nie byłby większą uciążliwością. Cóż, gdy Trzeciakowa nie otrzymała paszportu. Choć nigdy nie działała w opozycji, Służba Bezpieczeństwa wciąż kontrolowała jej poczynania. Zapewne mia­ła u nich swoją teczkę, w której notowano różne bzdury na jej temat. Owszem, utrzymywała wiele znajomości mogących uchodzić za „podejrzane” czy wręcz „szkodliwe”. Jakiś czas temu przystąpiła nawet do Solidarności. Skoro już była na cenzuro­wanym, to niech przynajmniej będą ku temu po­wody. Być może przez to posunięcie odmówiono jej możliwości wyjazdu na Zachód. I nie pomogło tłumaczenie, że w kraju zostawia dzieci, jest wdową i ma pod opieką schorowaną staruszkę. Trzykrotnie próbowała i za każdym razem otrzymywała nega­tywną odpowiedź.
Teraz choćby uzyskała dokument, nie mogłaby pojechać. Helenka była w coraz gorszej kondycji, a do tego jeszcze doszły problemy zdrowotne te­ściowej. Nie byłoby kogo poprosić o doglądnięcie cioci i dwójki nastolatków.
A może to i lepiej? Kto wie, do czego mogłoby dojść, gdyby stanęła z Klausem twarzą w twarz?
Doznałaby rozczarowania?
A może wręcz przeciwnie – jeszcze silniej przy­wiązałaby się do tego człowieka i po powrocie do domu znowu doskwierałyby jej bolączki tęsknią­cej kobiety.
Wolę, żeby Klaus pozostał w sferze marzeń. By nadal był tylko i aż przyjacielem.

Czasami nawiedzały Justynę osobliwe myśli, które wzbudzały w niej paniczny strach. Gdy po­puszczała wodze fantazji, wyobrażała sobie, że za personaliami Klausa Engela ukrywa się ktoś zupeł­nie inny. Człowiek, którego dawno temu pogrzebała na cmentarzu, lecz nie pozwoliła na to, by umarł w jej sercu. Te rojenia nie miały racji bytu, gdyż zamiast pozwalać czasowi na zabliźnianie ran, na nowo je rozdrapywały.
Wiem, że w naszym życiu zachodzi wiele zadziwiają­cych przypadków. Ten jednak jest absolutnie niemożliwy. Bądź rozsądna, dziewczyno! – karciła w duchu samą siebie. Gdyby Eugeniusz żył, nie dopuściłby do tego, byś usychała z tęsknoty i rozpaczy w przekonaniu, że umarł. Na pewno dałby znać, że jest cały, zdrowy i bezpieczny. Nawet jeśli nie wprost, to w jakiś zawoalowany sposób.
Klaus nigdy nie napisał w liście niczego, co mo­głoby sugerować taką sytuację.
Coś miękkiego musnęło dłoń kobiety. Podniosła leniwie powieki i spojrzała na podołek. Zobaczyła niewielkie białe piórko, które wylądowało na ko­percie. Uśmiechnęła się – właśnie poczuła osobliwe ciepło w okolicy serca.

Artykuł Fascynująca, pełna emocji, miłości i dramatów historia polskiej rodziny. „Grzechy młodości” Edyty Świętek [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/fascynujaca-pelna-emocji-milosci-i-dramatow-historia-polskiej-rodziny-grzechy-mlodosci-edyty-swietek-wideo/feed/ 0
Polska wyda 2 mld na amerykańskie wsparcie? Wyciekło pismo wysłane do USA. Nerwowa reakcja Kremla: ,,Polska staje się jednym z głównych celów” (wideo) https://niezlomni.com/polska-wyda-2-mld-na-amerykanskie-wsparcie-wycieklo-pismo-wyslane-do-usa-nerwowa-reakcja-kremla-polska-staje-sie-jednym-z-glownych-celow-wideo/ https://niezlomni.com/polska-wyda-2-mld-na-amerykanskie-wsparcie-wycieklo-pismo-wyslane-do-usa-nerwowa-reakcja-kremla-polska-staje-sie-jednym-z-glownych-celow-wideo/#respond Wed, 30 May 2018 10:15:28 +0000 https://niezlomni.com/?p=48560

Telewizja Biełsat informuje: Polska proponuje USA umieszczenie na swoim terytorium dywizji pancernej i gotowa jest wydać na ten cel do 2 mld dolarów. Tak wynika z dokumentu opublikowanego przez polskie media. „Jeśli pomysł Warszawy zostanie zrealizowany, Polska stanie się jednym z głównych celów rosyjskich rakiet” – oświadczył Kreml.

Polska dokument do Waszyngtonu miała wysłać w listopadzie. Do naszego kraju trafiłoby 15-20 tys. żołnierzy. Bazy wojskowe powstałyby w Bydgoszczy i Toruniu - wyposażone byłyby w infrastrukturę: koszary, lotniska, a nawet szkoły i szpitale. W dokumencie przeznaczonym dla strony amerykańskiej opisano wszystko ze szczegółami.

Polski rząd, dążąc do rozlokowania u siebie amerykańskiej dywizji pancernej, chce wzmocnić swoje bezpieczeństwo, a także bezpieczeństwo swoich sąsiadów w związku z zagrożeniem ze strony Federacji Rosyjskiej

- podkreśla Paweł Fleischer z portalu Defence 24. Na reakcję Moskwy nie trzeba było długo czekać. Władimir Dżabarow z Komitetu Spraw Międzynarodowych Rady Federacji Rosyjskiej oznajmił:

Założenie stałej bazy NATO czyni Polskę jednym z głównych celów w wypadku potencjalnego konfliktu. Lokując bazę, Polska staje się obiektem kontruderzenia

Jednak zdaniem ekspertów szansa na realizację takiego projektu jak powstanie baz nie jest duże. Mimo to strona polska liczy na przekonanie USA do swoich racji. Powód?

Wykonując coraz bardziej wrogie kroki wobec państw NATO w okresie po podpisaniu Aktu Stanowiącego, Rosja jednoznacznie stworzyła nowy geopolityczny status quo, który nie odpowiada już temu stanowi bezpieczeństwa, który istniał w 1997 roku

- przekonują autorzy pisma.

Jak dodaje Fleischer w liście do kongresmenów dotyczącym budżetu USA na najbliższy rok mowa jest m.in. o możliwości umieszczenia w Europie na stałe brygady wojsk USA.

W nagraniu poniżej dostępne są także polskie napisy:

https://youtu.be/_FmmBbJwJ_s

źródło: Biełsat

Artykuł Polska wyda 2 mld na amerykańskie wsparcie? Wyciekło pismo wysłane do USA. Nerwowa reakcja Kremla: ,,Polska staje się jednym z głównych celów” (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-wyda-2-mld-na-amerykanskie-wsparcie-wycieklo-pismo-wyslane-do-usa-nerwowa-reakcja-kremla-polska-staje-sie-jednym-z-glownych-celow-wideo/feed/ 0
,,Imigracja w obecnej sytuacji Polski jest nieunikniona”. Prezydenci 12 miast podpisali deklarację w sprawie migrantów. ,,Przez wieki Polska była krajem wieloetnicznym i wielokulturowym…” https://niezlomni.com/imigracja-obecnej-sytuacji-polski-nieunikniona-prezydenci-12-miast-podpisali-deklaracje-sprawie-migrantow-wieki-polska-byla-krajem-wieloetnicznym-wielokulturowym/ https://niezlomni.com/imigracja-obecnej-sytuacji-polski-nieunikniona-prezydenci-12-miast-podpisali-deklaracje-sprawie-migrantow-wieki-polska-byla-krajem-wieloetnicznym-wielokulturowym/#comments Fri, 30 Jun 2017 17:01:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=40853

Prezydenci 12 miast podpisali w piątek deklarację o współdziałaniu w obszarze migracji wewnętrznych i zewnętrznych. Pod nią widnieją podpisy włodarzy Białegostoku, Bydgoszczy, Gdańska, Katowic, Krakowa, Lublina, Łodzi, Poznania, Rzeszowa, Szczecina, Warszawy i Wrocławia.

My, przedstawiciele największych polskich miast, rozumiemy znaczenie migracji w rozwoju naszych metropolii. Przez wieki Polska była krajem wieloetnicznym i wielokulturowym, przyjmującym nowych przybyszów, gościnnym dla ludzi innych narodowości, ras czy religii

- piszą w deklaracji. Zapewniają, że wspólnie są ,,w stanie wypracować odpowiednią kulturę przyjęcia migrantów, nasze miasta czynić otwartymi i integrującymi, przez co również prężniej się rozwijającymi, bardziej innowacyjnymi i konkurencyjnymi".

Prezydenci twierdzą, że migracje to to procesy dynamiczne, powszechne i nieuniknione - konieczne w obecnej demograficznej sytuacji Polski.

Liczą na współpracę organów władzy samorządowej i rządowej, służb publicznych, organizacji pozarządowych, związków wyznaniowych, uczelni wyższych, instytucji kultury oraz rynku pracy.

Powołany zespół roboczy do spraw migracji i integracji będzie wspierany przez Międzynarodową Organizację ds. Migracji (IOM) oraz Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR).

Artykuł ,,Imigracja w obecnej sytuacji Polski jest nieunikniona”. Prezydenci 12 miast podpisali deklarację w sprawie migrantów. ,,Przez wieki Polska była krajem wieloetnicznym i wielokulturowym…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/imigracja-obecnej-sytuacji-polski-nieunikniona-prezydenci-12-miast-podpisali-deklaracje-sprawie-migrantow-wieki-polska-byla-krajem-wieloetnicznym-wielokulturowym/feed/ 1
„Wunderwaffe”, tajna broń Hitlera, która miała odwrócić losy wojny https://niezlomni.com/wunderwaffe-tajna-bron-hitlera-ktora-miala-odwrocic-losy-wojny/ https://niezlomni.com/wunderwaffe-tajna-bron-hitlera-ktora-miala-odwrocic-losy-wojny/#respond Mon, 27 Mar 2017 18:24:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=36611

„Wunderwaffe”, tajna broń Hitlera, którą III Rzesza miała odwrócić losy wojny do dziś budzi zainteresowanie naukowców, historyków, dziennikarzy, czytelników.

Marek Dudziak zabiera nas w niezwykłą podróż śladami miejsc na terenie Polski, gdzie tworzono projekty broni V, o czym wie niewiele osób było ich aż 45.

Odwiedzimy z nim poligony doświadczalne, zakłady produkcyjne, ośrodki szkoleniowe, miejsca upadku pocisków, trafimy nie tylko do najbardziej znanych miejsc jak Łeba, Blizna, Bydgoszcz czy Zalesie, odwiedzimy również Grudziądz, Koszalin, Jelenią Górę, Drawno, Pustynię Błędowską, Sieniawkę czy Siemianowice Śląskie. Świetna opowieść, doskonale zilustrowana zdjęciami.

Marek Dudziak, W poszukiwaniu „Wunderwaffe”. Bronie V na ziemiach polskich, Replika, Poznań 2017.  Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł „Wunderwaffe”, tajna broń Hitlera, która miała odwrócić losy wojny pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wunderwaffe-tajna-bron-hitlera-ktora-miala-odwrocic-losy-wojny/feed/ 0
Bohaterski żołnierz podziemia agentem bezpieki PRL. Dr Krzysztof Tochman (IPN): „Donosił do samej śmierci” https://niezlomni.com/dr-tochman-cichociemny-i-bohaterski-zolnierz-podziemia-agentem-bezpieki-prl-donosil-do-samej-smierci/ https://niezlomni.com/dr-tochman-cichociemny-i-bohaterski-zolnierz-podziemia-agentem-bezpieki-prl-donosil-do-samej-smierci/#comments Mon, 23 Jan 2017 22:41:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=35254

Prowadząc badania naukowe dotyczące dziejów organizacji niepodległościowych po tzw. wyzwoleniu, natrafiłem na teczkę informatora Tajnego Współpracownika (TW) Służby Bezpieczeństwa Polski Ludowej o ps. “A”, “S” i “Wicher” działającego na terenie woj. bydgoskiego i lubelskiego oraz Zamojszczyzny - pisze dr Krzysztof A. Tochman z oddziału IPN w Rzeszowie.

Z niedowierzaniem dowiedziałem się, iż był to słynny por. “Ciąg”, “Rzymianin”, “Szach” vel Józef Batorski – Józef Śmiech, bohaterski żołnierz kampanii wrześniowej 1939 r., konspiracji ZWZ-AK i Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj (1945).

Co stało się, iż ten najbardziej znany dowódca partyzancki Zamojszczyzny i Okręgu Lubelskiego AK i DSZ przeszedł w szeregi znienawidzonego wroga, reżimowej bezpieki? Działał przecież na szkodę m.in. swoich żołnierzy, podkomendnych i przełożonych lat wojny i powojennych. Na to pytanie jest trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Ale fakty mówią za siebie. Czytelnikowi należą się więc pewne wyjaśnienia i dane z życiorysu Józefa Śmiecha.

Był w pierwszym oddziale AK na Zamojszczyznie…

Urodził się w Kajetanówce (1915 r.) w pow. hrubieszowskim. Przed wojną ukończył słynny Korpus Kadetów nr 1 we Lwowie im. Marszałka J. Piłsudskiego oraz Szkołę Podchorążych Piechoty. Jako pchor. walczył z niemieckim najeźdźcą na czele plutonu 7. pp Leg. (3 DP Leg.), m.in. pod Skarżyskiem-Kamienną, Iłżą i Janowem Lub. W październiku 1939 r. powrócił do rodzinnych Uchań i wkrótce wstąpił w szeregi Armii Podziemnej. Od 1941 r. pełnił funkcję d-cy placówki w Dubience nad Bugiem, oficera inspekcyjnego Oddziałów Dywersji Bojowej (ODB) Rejonu Skierbieszów i d-cy plutonu dywersji bojowej. Od stycznia 1943 r. “Ciąg” był d-cą plutonu w pierwszym oddziale partyzanckim AK na Zamojszczyźnie, którym dowodził por. “Podlaski” (Piotr Złomaniec). Brał udział w boju z Niemcami pod Lasowcami (4 lutego 1943), a po zranieniu d-cy wyprowadził zdziesiątkowany oddział z okrążenia. Następnie w Obwodzie Hrubieszów AK zorganizował oddział partyzancki i w sierpniu jako jego d-ca wszedł w skład I baonu 9. pp Leg. AK ppor. “Norberta” (Jan Turowski), mianowany d-cą kompanii, a później baonu.

“Ciąg” uczestniczył w akcji “Burza” i po wkroczeniu Sowietów zgodnie z rozkazami dalej pozostał w konspiracji, mianowany komendantem Rejonu III Grabowiec w Obwodzie Hrubieszów Inspektoratu Zamojskiego AK i DSZ. Podlegał wówczas kpt. “Irce”, “Korabowi” (Marian Gołębiewski). Podległe mu oddziały prowadziły akcje przeciwko okupantowi sowieckiemu i rodzimej bezpiece. W sierpniu 1945 r. Śmiech wyjechał z rodziną do Świecia (woj. bydgoskie), a w kwietniu 1946 r. objął gospodarstwo w mieście Kosowo k. Chełmna (20 ha). Utrzymując kontakty koleżeńskie z byłymi konspiratorami, został namierzony przez agentów i 19 września 1946 r. aresztowany przez bydgoskie UB (krypt. operacji “Skryci”). Po wstępnym śledztwie przewieziono go do Lublina na Zamek.

Sprawa o kryptonimie “Azja”

W wyniku rozprawy przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Lublinie (przewodniczący mjr Ryszard Wiercioch) skazany został m.in. za udział w nielegalnej organizacji WiN usiłującej przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego, choć formalnie do tej organizacji nie należał, na karę 15 lat więzienia. W wyniku amnestii w czerwcu 1956 r. zwolniono go z więzienia we Wronkach i otrzymał pracę w Spółdzielni “Tryb” jako magazynier. W tym czasie dalej utrzymywał kontakty towarzyskie z b. członkami podziemia niepodległościowego z Zamojszczyzny i poznanymi w więzieniu. Wówczas stał na stanowisku konsolidacji środowiska akowskiego, m.in. w ramach ZBoWiD-u, będąc dalej inwigilowany przez SB. Wydział III KW MO Służby Bezpieczeństwa założyło na niego sprawę ewidencyjno-obserwacyjną o kryptonimie “Azja”. W wyniku ustaleń, oprócz “natury politycznej” uzyskano dane dotyczące nadużyć gospodarczych przez dyr. Spółdzielni Mebli Kondrackiego, b. działacza AK i dwóch innych oraz Śmiecha. Wszyscy zostali aresztowani 7 listopada 1957 r. przez SB z Bydgoszczy. Wówczas w “Ciągu” dokonała się przemiana… Prawdopodobnie dla ratowania własnej “skóry” bardzo obciążył w śledztwie Kondrackiego i dwóch innych podejrzanych o nadużycia. Ponadto poinformował władze bezpieczeństwa PRL o “próbach organizowania nielegalnej organizacji na bazie byłych członków AK-WiN. Prawdopodobnie chodziło tutaj o Brulińskiego i Henryka Sikę, których poznał w więzieniu. Tak więc w tym czasie uwidoczniła się przewrotność Śmiecha. Tym razem nie tylko “sypał” ale i zmyślał. A może to była prowokacja panów od bezpieczeństwa? W każdym razie przekroczył granicę w drodze do agentury…

Rozpracowywał “członków nielegalnych organizacji”…

Od tej chwili stał się tzw. KO (kontaktem operacyjnym) i Osobowym Źródłem Informacji (OZI). Licząc od tego czasu na jego współpracę, bydgoska SB postanowiła więc wykorzystać i zawerbować legendę zamojskiej partyzantki na TW. Zadania tego podjął się oficer operacyjny Wydz. III KW MO w Bydgoszczy por. Roman Żyjewski.

W porozumieniu z prokuratorem bezpieka uzgodniła, iż Śmiech za popełnione przestępstwo nie otrzyma dużego wyroku z powodu nikłego zaangażowania jego osoby we wspomnianych nadużyciach. Prokurator przewidywał wyrok do 1 roku w zawieszeniu zaś oskarżony miał odpowiadać z wolnej stopy. Tak więc bezpieka postanowiła wykorzystać to operacyjnie i 19 grudnia 1957 r. “Ciąg” został zwolniony z aresztu i natychmiast zaangażowany przez SB do rozpracowania osób podejrzanych o próbę organizowania nielegalnej organizacji na terenie bydgoskiego i zamojskiego. W tym czasie informował już lubelską SB w osobie kpt. Jana Kopcia, st. oficera oper. Wydz. III KW MO w Lublinie o zachowanej broni na terenie Zamojszczyzny i Chełmszczyzny po oddziałach AK-WiN. Obciążył wówczas “Ślepego” (ppor. Czesław Hajduk), swojego zastępcę na Rejonie i “Hela” (ppor. Kazimierz Witrylak) oraz Jana Dąbrowskiego z Uchań.

Na celowniku Marian Gołębiewski

[caption id="attachment_35297" align="alignleft" width="300"] Marian Gołębiewski, fot. pl.wikipedia.org[/caption]

“Ciąg” oskarżał również kpt. Mariana Gołębiewskiego “Irkę”, ostatnio pełniącego funkcję szefa Sztabu Okręgu Lublin Delegatury Sił Zbrojnych i WiN o prowadzenie wrogiej działalności przeciwko władzy ludowej, gdyż Gołębiewski zalecał, by nawiązywać kontakty z byłymi działaczami podziemia, wstępować masowo do (…) ZBoWiD uczestniczyć w zjazdach i kompromitować w wystąpieniach pracowników bezpieczeństwa i partię na ile się da, by w ten sposób budować sobie autorytet, i skupić wokół siebie byłe podziemie oraz ludzi wrogo ustosunkowanych do władzy ludowej (Raport z przeprowadzonej rozmowy ze Śmiechem Józefem ps. “Ciąg” z 25 XII 1957, Lublin, IPN Lu 00121 (1, k. 3l).
Śmiech oskarżał również innych swoich współpracowników z AK, podkomendnych i dowódców z hrubieszowskiego.

Zapytany przez kpt. SB J. Kościa, jakie widzi osoby poza wyżej wymienionymi, którymi organy bezpieczeństwa winny się zainteresować, odpowiedział, że według jego zdania należy zwrócić uwagę na osoby kontaktujące się z Gołębiewskim, Kwaśniewskim (Stefanem, ps. “Viktor”, d-cą oddziału AK i Kdtem IV Rejonu – przyp. K.A.T.) i Jachymkiem (Zenonem, ps. “Walenrod”, d-cą oddziału AK-WiN – przyp. K.A.T.), którzy są duchowymi przywódcami b. podziemia na “terenie woj. lubelskiego”. Ponadto “Ciąg” powiedział, że były komendant obwodu AK-WiN Hrubieszów por. Wacław Dąbrowski, ps. “Azja”, usilnie poszukiwany przez bezpiekę jest w Kanadzie i przysyła paczki wartościowe Kwaśniewskiemu.

Śmiech alias “A”

Jeszcze przed formalnym zaprzysiężeniem na ubeckiego informatora Śmiech składał SB kilkustronicowe doniesienia, m.in. z 9 stycznia, 25 stycznia i 12 lutego 1958 r. Podpisywał je już ps. “S”. Informacje, które interesowały bezpiekę, zbierał w czasie licznych wyjazdów i kontaktów towarzyskich na terenie całego kraju, biorąc udział w przyjęciach suto zakrapianych alkoholem, gdzie łatwo było cokolwiek usłyszeć. Zbierał je z dużym powodzeniem, gdyż nikt go nie podejrzewał, że jest TW, a z czasów okupacji miał piękną kartę bojową. Zdobywał sobie również i uznanie “prowadzących” go esbeków.

M.in. z polecenia bezpieki Śmiech alias “A”, “S” 9 lutego 1958 r. przybył do Wrocławia na ślub Zenona Jachymka, gdzie zebrało się kilkudziesięciu byłych członków AK. (ok. 70 osób) zaprzyjaźnionych z “Wiktorem”. Z tych uroczystości złożył niezwykle szczegółowe “doniesienie”, które można streścić kilkoma wyrazami: kto z kim i dlaczego? Informator SB nie unikał również kwestii tzw. stosunków damsko-męskich, które a jakże, interesowały jego mocodawców.

Tak więc na celowniku “Ciąga” znalazły się m.in. następujące osoby; M. Gołębiewski, Zygmunt Hofmann, ks. dr “Skowronek” z baonu “Wiktora”, Konrad Bartoszewski “Wir”, Stefan Kwaśniewski “Lux” vel “Wiktor II”, Karol Kostecki “Kostek”, Kazimierz Wróblewski “Maryśka”, Kot z hrubieszowskiego, Jan Turowski “Norbert”, “Grześ” (NN), Edward Błaszczak “Grom”, Marian Warda “Polakowski”, Józef Kaczoruk “Ryszard”, Stefan Gajewski “Królik” oraz ks. Biernacki.
“Ciąg” vel “S” tak m.in. scharakteryzował dla SB mowę na weselu ks. Biernackiego: Ten wcale nie wspomniał o Bogu i nie starał się nadać swemu przemówieniu tonu religijnego – przemówienie jego było czysto polityczne. Tu na tej sali – mówił (ks. Biernacki – przyp. K.A.T.) – zebrali się ludzie, którzy budują demokrację, tu jest prawdziwa demokracja – tu są spadkobiercy wszystkich powstań od Konfederacji Barskiej. Tu zebrała się Ziemia Lubelska, sam kwiat polskości. Ziemia Lubelska, a szczególnie miejscowość Komarów (skąd on i jego żona pochodzą) zapisała się pięknie w historii polskiej. Tu w Komarowie w roku 1865 już po upadku Powstania Styczniowego walczy jeszcze por. Zaliwski z garstką powstańców. W tej grupie jest również dziadek jego Biernacki. Rodzina Biernackich nigdy nie splamiła swego honoru. Cieszę się bardzo, że do tej rodziny wszedł tak wielki niezłomny rycerz jakim jest p. młody. Wierzę głęboko, że pan młody będzie dalej kroczył swoją wytyczoną drogą, że będzie świecił przykładem i innym w walce o demokrację i Polskę.

“Osobiście zadowolony” ze współpracy

[caption id="attachment_35298" align="alignleft" width="340"] fot. ipn.gov.pl[/caption]

Podczas spotkania z oficerem prowadzącym por. SB Romanem Żyjewskim, z Bydgoszczy, 12 lutego 1958 r. TW “S” – J. Śmiech oświadczył mu, że podatnymi do wznowienia wrogiej działalności na obecnym etapie są: Gołębiewski, Jachymek, “Skowronek”, “Wir” i Kot hrubieszowski. Osobnicy ci, jak oświadczył konfident, mocno liczą na ZBoWiD, którą to organizację chcą wykorzystać do swych celów – opanowania władzy swoimi ludźmi. Ponadto powiedział, że osobiście jest zadowolony z podejścia SB do jego osoby, nadmieniając, że gdyby miał do czynienia z ludźmi z naszych organów z którymi dawniej się znał, to nigdy by nie poszedł na współpracę. Poinformował przy tym, że dotychczasowy okres spotykania się z nami przeżył bardzo głęboko i nabrał przekonania, że w organach naszych zaszły duże zmiany na lepsze…

Jako następne zadanie TW “S” otrzymał udanie się do Mariana Gołębiewskiego, mieszkającego w tym czasie w Warszawie, zaś wyjazd miał nastąpić po uprzednim porozumieniu się z tow. Banaszakiem z Dep. III Wydz. I MSW w Warszawie.
Według “Raportu o zezwolenie na opracowanie kandydata na werbunek” J. Śmiecha, por. R. Żyjewski tak oceniał sprawę w piśmie do Naczelnika Wydz. III KW MO SB w Bydgoszczy: (…) przeprowadzono z kandydatem (na TW – przyp. K.A.T.) rozmowę, w której przekonano go, że odpowiedzialność jego (Śmiecha – przyp. K.A.T.) z wolnej stopy, nastąpiło dzięki naszym staraniom i zwrócono się do niego z prośbą o udzielenie nam informacji o interesujących nas osobach. Na naszą propozycję kandydat wyraził zgodę. Motywujące zaś jego opracowanie na konfidenta bezpieki, uzasadniał tym, że “Ciąg” utrzymuje zażyłe kontakty z działaczami podziemia (…). Cieszy się w tym środowisku zaufaniem i autorytetem oraz posiada możliwości informowania naszych organów (…). Potwierdzeniem tego mogą być doniesienia uzyskane od kandydata w których podaje charakterystyki poszczególnych działaczy z okresu konspiracji i po wyzwoleniu oraz zwraca uwagę na osoby, które są zdolne do podjęcia wrogiej działalności.

(…) Typowym przykładem zaufania i autorytetu jakim kandydat się cieszy w omawianym środowisku świadczy fakt zaproszenia jego (…) na wesele do Jachymka (…). Drugim wariantem zaufania wśród omawianych działaczy AK i WiN oraz możliwości rozpracowania tychże osób jest fakt zaproszenia przez Gołębiewskiego i Kwaśniewskiego naszego kandydata do złożenia im wizyt w Warszawie. Ponadto kandydat ma możliwości rozpracowywania (…) Sikę Henryka, zam. w Bydgoszczy (byłego członka NSZ – przyp. K.A.T.). (…) Z uwagi na to, że z kandydatem odbywają się już spotkania (…), dalsza współpraca zmierzać będzie do uzyskiwania informacji o nastrojach i zamierzeniach wspomnianej grupy. Ponadto w celu związania kandydata z SB należało: za uzyskane informacje wynagradzać pieniężnie, gdyż znajduje się on (tj. “Ciąg” – przyp. K.A.T.) w ciężkich warunkach materialnych.

Samo zaś dokonanie werbunku J. Śmiecha miało być według bezpieki uzależnione od wyniku rozprawy, a SB przewidywała w oparciu o ustalenia z Prokuraturą w Bydgoszczy, że nie zostanie on skazany powtórnie na więzienie. I tak się stało…

Naciskał na SB o zmianę mieszkania, dostał intratne stanowisko w spółdzielczości

W trakcie rozmów z SB Śmiech naciskał swoich mocodawców o zmianę mieszkania i pomoc w uzyskaniu nowej pracy. Oświadczono mu, iż w tej sprawie może liczyć na pomoc finansową, a także w kwestii mieszkania. Ponadto oświadczył, iż w kwietniu 1958 r. będzie chrzcił dziecko i ma zaprosić m.in. Gołębiewskiego i Jachymka, a to pociągnie koszty, prosił więc o wsparcie pieniężne. Wówczas otrzymał kolejne zadania odnośnie Gołębiewskiego, Kwaśniewskiego, Siki, Wójcika, Jachymka, Turowskiego i Kuncewicza…

[caption id="attachment_35299" align="alignleft" width="433"] fot. ipn.gov.pl[/caption]

26 marca 1958 r. Józef Śmiech vel “S” złożył agenturalne zobowiązanie o współpracy z bezpieką podpisując się nowym pseudonimem – “A”. Według raportu z dokonanego werbunku opracowanego kandydata na agenta z 27 marca 1958 r. skierowanego do z-cy Komendanta Wojewódzkiego MO Służby Bezpieczeństwa w Bydgoszczy, Śmiech został wprowadzony na lokal werbunkowy o krypt. “Grażyna” o 11.00, a werbunek zakończono o 14.00. Omówiono wówczas m.in. sprawę lepszej konspiracji agenta w stosunku do znajomych, aby odsunąć ew. podejrzenia i poruszono sprawę Danuty Szenk i innych potencjalnych wrogów władzy ludowej (sic!). Odnośnie mieszkania dla “Ciąga” postanowiono mu pomóc finansowo. Werbunek przeprowadzili ppor. SB Jan Żyjewski i kpt. Ryszard Skorupski. Zaaprobował go Naczelnik Wydz. III bydgoskiej SB mjr Jan Detmer.

Niebawem Śmiech vel TW “A” przeprowadził się do Lublina, gdzie otrzymał intratne stanowisko w spółdzielczości. Przeszedł wówczas pod skrzydła Naczelnika Wydz. III KW MO w Lublinie, a jego prowadzącymi z ramienia SB byli: kpt. Jan Kość i kpt. Józef Dudziak.

Rozpracowywał lubelski PAX i “reakcyjny kler”

W połowie 1968 r. TW “A” przystąpił z powodzeniem do rozpracowania kierownictwa Wojewódzkiego Oddziału “PAX” w Lublinie na czele z kier. Ziębą w ramach zadania zleconego przez Wydz. IV KW MO (SB), którym kierował wówczas kpt. mgr Cz. Wiejak. Kilka miesięcy później Śmiech przeniósł się do Skierbieszowa, gdzie otrzymał dobrze płatną synekurę w GS “Samopomocy Chłopskiej”, dalej też prowadził krecią robotę dla SB, ale już pod ps. “Wicher”. Jego prowadzącym był sam szef zamojskiej bezpieki ppłk SB Tadeusz Markowski (I z-ca komendanta Powiatowego MO ds. SB w Zamościu), który m.in. 20.10.1969 r. wypłacił swojemu podopiecznemu 500 zł i 15.01.1975 r. – 1000 zł.

TW Józef Śmiech ps. “Wicher” cieszył się zaufaniem swoich mocodawców z SB. Z wystawionej mu opinii z grudnia 1969 r. przez Wydz. III KW MO (SB) w Lublinie, którą podpisał kpt. Jan Kość, a przesłanej do Gabinetu Ministra MSW PRL Kazimierza Świtały, można się dowiedzieć, że Śmiech: w okresie współpracy podał szereg ciekawych informacji dot. zachowania się i zajmowania wrogich postaw przez osoby z b. podziemia reakcyjnego, które wykorzystywane były przez Służbę Bezpieczeństwa do profilaktycznego przeciwdziałania.

W 1960-1961 wprowadzony był do rozpracowania sprawy krypt. “Skryci”, prowadzoną na nielegalną organizację “Armia Wolnej Europy” i zadania wykonał bardzo dobrze. Uzyskane przez niego materiały posłużyły w tej sprawie do przeprowadzenia aresztu kilku członków organizacji (…). Na podstawie przekazanych przez niego materiałów został aresztowany jeden dezerter WP oraz zdjęto kitka jednostek broni w pow. zamojskim.

TW “Wicher” rozpracowywał również “reakcyjny” kler, który nie współpracował z bezpieką. Np. w woj. zamojskim, według stanu na grudzień 1982 r., ok. 20 proc. księży było tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa, co daje jeden z najwyższych wskaźników w skali całego kraju. Ponadto Śmiech pozytywnie oddziaływał na osoby zajmujące wrogą postawę przeciwko PRL – szczególnie z b. podziemia.

Jest on jednostką sprawdzoną, wartościową i z perspektywą do dalszej pracy. I tak Józef Śmiech vel TW “Wicher” pracował rzetelnie dla bezpieki dalej … aż do śmierci… 18 kwietnia 1982 r. kiedy to zaprzestano z nim współpracy i wyrejestrowana z sieci agenturalnej (22.04.1982).

Niebezpieczny konfident

Takim był kpt. Józef Śmiech TW “A”, “S”, “Wicher”, kawaler Orderu Virtuti Militari i dwukrotnego Krzyża Walecznych, bohaterski “Ciąg”, a później już w Polsce Ludowej niebezpieczny konfident reżimowej bezpieki, m.in. inwigilujący swoich współtowarzyszy partyzanckich walk, który sprzeniewierzył się żołnierskiej przysiędze WP i Armii Podziemnej Rzeczypospolitej.

Dr Krzysztof A. Tochman, IPN Rzeszów, tygodnik Nasza Polska. Publikacje IPN Rzeszów można nabyć TUTAJ.

Autor jest historykiem i badaczem dziejów najnowszych. Współpracuje m.in. z redakcjami “Polskiego słownika biograficznego” Instytutu Historii PAN w Krakowie i “Małopolskiego słownika biograficznego uczestników działań niepodległościowych 1939-1956”. Autor książek m.in.: “Cichociemny z izdebek. Kapitan Michał Fijałka” (1993), “Michał Fijałka. W obronie Wołynia” (2004), “Słownik biograficzny cichociemnych”, t. 1-3 (1994-2002), “Adam Boryczka. Z dziejów WiN-u”, t. 1-2 (1991-2001). Najnowszą pozycją jest pierwszy tom książki “Z ziemi obcej do Polski” (2006), przedstawiającej losy żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy wrócili do kraju po II wojnie światowej.

Artykuł Bohaterski żołnierz podziemia agentem bezpieki PRL. Dr Krzysztof Tochman (IPN): „Donosił do samej śmierci” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dr-tochman-cichociemny-i-bohaterski-zolnierz-podziemia-agentem-bezpieki-prl-donosil-do-samej-smierci/feed/ 2
Jan Czochralski – niedoceniony geniusz z Polski. Niedoszły noblista zniszczony przez władze komunistyczne https://niezlomni.com/jan-czochralski-niedoceniony-geniusz-z-polski-niedoszly-noblista-zniszczony-przez-wladze-komunistyczne/ https://niezlomni.com/jan-czochralski-niedoceniony-geniusz-z-polski-niedoszly-noblista-zniszczony-przez-wladze-komunistyczne/#respond Sun, 23 Oct 2016 17:41:27 +0000 http://niezlomni.com/?p=32848

Bez tego wynalazku nie byłoby smartfonów, laptopów i całej współczesnej elektroniki. Technologia wytwarzania monokryształów początkowo była tylko ciekawostką. Dziś jej twórca Jan Czochralski - w ojczyźnie mało znany - jest najczęściej cytowanym polskim uczonym.

Jan Czochralski urodził się 23 października 1885 roku w Kcyni, małym miasteczku w zaborze pruskim, niedaleko Bydgoszczy, w szanowanej rodzinie stolarskiej. Był ósmym z dziesięciorga dzieci. Ponieważ ojcu nie podobały się ryzykowne chemiczne eksperymenty syna, mający zaledwie 16 lat Jan przeniósł się do Krotoszyna, gdzie podjął pracę w aptece.

Jan_CzochralskiW 1904 roku wyjechał do Berlina. Trafił do laboratoriów koncernu Allgemeine Elektrizitaets Gesellschaft (AEG). Pracując, równolegle zdobywał wykształcenie i w 1910 roku otrzymał tytuł inżyniera chemika na Politechnice Berlińskiej.

W 1916 roku Czochralski dokonał odkrycia, które po latach okazało się jego największym osiągnięciem: opracował metodę pomiaru szybkości krystalizacji metali. Według anegdoty, przez roztargnienie zamiast w kałamarzu zanurzył stalówkę pióra w tyglu z roztopioną cyną – i wyciągając pióro, uzyskał pręcik metalu.

Metoda wytwarzania monokryształów poprzez wyciąganie, początkowo interesująca wyłącznie metaloznawców, obecnie jest powszechnie stosowana w produkcji kryształów, zwłaszcza półprzewodnikowych, które służą do budowy tranzystorów używanych w elektronice.

W 1924 roku światło dzienne ujrzał inny ważny wynalazek Czochralskiego: stop, świetnie nadający się na panewki do produkcji ślizgowych łożysk kolejowych (znany później jako bahnmetal lub metal B). Stop nie zawierał kosztownej i trudno dostępnej cyny. Patent natychmiast kupiła kolej niemiecka. Dzięki metalowi B można było zwiększyć prędkość jazdy pociągów i w znacznym stopniu rozwinąć kolejnictwo w Niemczech, Polsce, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i ZSRS.

https://www.youtube.com/watch?v=r0kpfxDJ82E&feature=youtu.be

Za sukcesami szły rozgłos i pieniądze. W 1925 roku Czochralski został przewodniczącym Zarządu Głównego Niemieckiego Towarzystwa Metaloznawczego. Polskim uczonym zainteresował się Henry Ford, założyciel słynnego koncernu samochodowego. Zaprosił Czochralskiego do zwiedzenia swoich fabryk, po czym zaproponował objęcie stanowiska dyrektora w nowopowstałej fabryce duraluminium. Mimo kuszącej oferty Czochralski odmówił.

W 1928 roku, wskutek próśb prezydenta Polski i wybitnego chemika Ignacego Mościckiego, Czochralski wrócił na stałe do ojczyzny. Objął stanowisko profesora kontraktowego Politechniki Warszawskiej, a w listopadzie 1929 roku został jej doktorem honoris causa. W kolejnym roku z rąk prezydenta Polski przyjął tytuł profesora zwyczajnego. Zrzekł się obywatelstwa niemieckiego, lecz procedura nie została formalnie zakończona.

W 1932 roku Czochralski zakupił neoklasycystyczny pałacyk w Warszawie przy ul. Nabielaka, który stał się miejscem przyjęć osób ze sfer rządowych i artystycznych. Stałymi bywalcami byli tu m.in. Ludwik Solski, Karol Roztworowski i Kornel Makuszyński.

Profesor Czochralski fundował stypendia dla studentów. wspomagał finansowo rekonstrukcję dworku Chopina w Żelazowej Woli, współfinansował wykopaliska w Biskupinie. Na Politechnice Warszawskiej, w ramach Wydziału Chemicznego zorganizował Zakład Metalurgii i Metaloznawstwa. W czasie wojny kierował Zakładem Badań Materiałów, jednym z ośmiu zakładów utworzonych na Politechnice za zgodą okupanta. Zakład pomógł przetrwać wielu polskim naukowcom, ale wykonywał prace także dla Wehrmachtu. Oficjalną współpracę z Niemcami podjęto za zgodą władz konspiracyjnych. Sam Czochralski w czasie wojny wielokrotnie wykorzystywał swoje koneksje i dobrą sytuację materialną by ratować nie tylko naukowców i artystów przed represjami ze strony hitlerowskich Niemiec. W pomoc zaangażowana była cała rodzina, zwłaszcza najstarsza córka Leonia.

Jednak z powodu prac wykonywanych dla Niemców przez zakład kierowany przez Czochralskiego, natychmiast po wojnie profesora oskarżono o współpracę z okupantem. Na kilka miesięcy trafił do aresztu w Piotrkowie Trybunalskim. Wobec braku dowodów winy dochodzenie umorzono. W obronie poszkodowanego, dając świadectwo jego patriotyzmu, wystąpił m.in. Gustaw Olechowski, były konsul Rzeczypospolitej. Mimo uniewinnienia przez prokuraturę, w grudniu 1945 roku władze Politechniki Warszawskiej pozbawiły Czochralskiego tytułu profesorskiego i praktycznie wykluczyły ze środowiska naukowego.

W sierpniu 1945 roku upokorzony Czochralski wrócił do Kcyni. Założył tu małą firmę chemiczną BION, zajmującą się m.in. produkcją pasty do butów, soli peklującej i płynu do trwałej ondulacji. Po brutalnej rewizji, przeprowadzonej w jego willi w Kcyni przez Urząd Bezpieczeństwa, Jan Czochralski doznał ataku serca i 22 kwietnia 1953 roku zmarł w szpitalu w Poznaniu.

Prof. Jan Czochralski był autorem lub współautorem ponad 120 publikacji naukowych, wielu wynalazków i patentów. Do dziś jest najczęściej cytowanym polskim uczonym. Jego największym osiągnięciem okazała się metoda wytwarzania monokryształów. Można przypuszczać, że gdyby prof. Czochralski żył kilkanaście lat dłużej i doczekał rozkwitu elektroniki półprzewodnikowej, z ogromnym prawdopodobieństwem Polska miałaby drugiego noblistę w – najbardziej prestiżowych – naukach ścisłych.

Przez wiele lat Czochralskiego pomijano w wydawnictwach encyklopedycznych – na przykład w wydanym w roku 1967 2. tomie Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN. Krótka notka biograficzna pojawiła się dopiero w wydanym w roku 1970 suplemencie. Starania o rehabilitację prof. Czochralskiego podejmowano na Politechnice Warszawskiej kilkakrotnie. Dopiero dokumenty odnalezione w 2011 roku pozwoliły jednoznacznie potwierdzić współpracę prof. Czochralskiego nie z okupantem, a z wywiadem Komendy Głównej Armii Krajowej. W tej sytuacji senat Politechniki Warszawskiej uchwałą z 29 czerwca 2011 roku – po 66 latach... – całkowicie zrehabilitował prof. Czochralskiego.

Z uwagi na uwarunkowania historyczne Czochralski był postacią tragiczną. Wychowanie w rodzinie patriotycznej nie pozwoliło mu na obronę, której skutkiem byłoby pogrążenie wielu innych osób z kręgu opozycji podziemnej Armii Krajowej – sama współpraca z AK była wówczas uznawana przez władze za przestępstwo.

https://www.youtube.com/watch?v=PUMXKLVxOwU&feature=youtu.be

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Artykuł Jan Czochralski – niedoceniony geniusz z Polski. Niedoszły noblista zniszczony przez władze komunistyczne pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jan-czochralski-niedoceniony-geniusz-z-polski-niedoszly-noblista-zniszczony-przez-wladze-komunistyczne/feed/ 0
O micie „bydgoskiej krwawej niedzieli”. Zobacz szokujący niemiecki materiał propagandowy, w którym Niemcy uzasadniają swoją agresję… polskim barbarzyństwem [wideo] https://niezlomni.com/koniec-mitu-bydgoskiej-krwawej-niedzieli-zobacz-szokujacy-niemiecki-material-propagandowy-w-ktorym-niemcy-uzasadniaja-swoja-agresje-polskim-barbarzynstwem-wideo/ https://niezlomni.com/koniec-mitu-bydgoskiej-krwawej-niedzieli-zobacz-szokujacy-niemiecki-material-propagandowy-w-ktorym-niemcy-uzasadniaja-swoja-agresje-polskim-barbarzynstwem-wideo/#respond Sat, 03 Sep 2016 05:32:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=19103

Od lat historycy polscy i niemieccy całkowicie odmiennie przedstawiają wydarzenia, do jakich doszło 3 września 1939 r. w Bydgoszczy, nazwane w propagandzie III Rzeszy „bydgoską krwawą niedzielą”.

Można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z opisem dwóch różnych wydarzeń. Różnice dotyczą zasadniczych faktów, takich jak strzały Niemców „zza węgła” do wycofujących się oddziałów Wojska Polskiego i polskiej ludności cywilnej Bydgoszczy, czyli niemieckiej dywersji, i liczba ofiar wśród bydgoskich Niemców.

Film propagandy niemieckiej o wydarzeniach września 1939.

https://youtu.be/iceDxCcqIQY

Propagandowy film niemiecki kłamiący o "wściekłej polskiej hołocie mordującej niewinnych Niemców". Unikalne ujęcia z łapanki mającej miejsce w Bydgoszczy 8 września w Śródmieściu

https://youtu.be/7XZZgcWyF_0

Przełomem w niemieckiej historiografii dotyczącej pierwszych dni września 1939 r. w Bydgoszczy jest książka Güntera Schuberta Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy, którą po 14 latach od jej wydania w Niemczech przetłumaczono na język polski. Autor, z wykształcenia historyk, z zawodu dziennikarz, wbrew dotychczasowemu stanowisku niemieckiej historiografii udowodnił, że 3 września 1939 r. w Bydgoszczy doszło do „powstania”1, które

[caption id="attachment_19104" align="aligncenter" width="560"]Zdjęcie wykorzystywane przez niemiecką propagandę Żołnierze Wehrmachtu pokazują zagranicznym dziennikarzom ciała jako niemieckie ofiary polskiego pogromu w Bydgoszczy – fotografia propagandowa[/caption]

przygotowali dywersanci z III Rzeszy. Do dywersantów przybyłych z Niemiec przez Gdańsk mieli dołączyć niektórzy mieszkańcy Bydgoszczy i utworzyć wraz z nimi kilkuosobowe grupy, które rozlokowane w kilku punktach miasta rozpoczęły w tym samym czasie ostrzeliwanie wycofujących się polskich żołnierzy. „Powstańcy” mieli szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce, by nie wpaść w ręce Polaków i doczekać do chwili wkroczenia oddziałów niemieckich. Natychmiast po wybuchu „powstania”, w niedzielę 3 września 1939 r., polscy żołnierze przechodzących przez miasto 9., 15. i 27. Dywizji Piechoty, świeżo sformowanego w Bydgoszczy 82. Batalionu Wartowniczego oraz cywilni ochotnicy przystąpili do tłumienia dywersji. Strzelanina ogarnęła ulice Bydgoszczy w wąskim pasie wzdłuż linii z północy na południe, a w jej czasie zdarzało się, że polscy żołnierze omyłkowo celowali do swoich. W poszukiwaniu dywersantów aresztowano osoby narodowości niemieckiej, na których ciążył choćby cień podejrzenia, a gdy znaleziono przy nich broń, rozstrzeliwano je na miejscu. Dochodziło także do mordowania niewinnych Niemców. Większość aresztowanych nie brała udziału w strzelaninie. Około godziny 16.00 strzały ucichły, sytuacja wyglądała na opanowaną, wojska polskie mogły dalej swobodnie wycofywać się przez Bydgoszcz. W trakcie walk poległo od 30 do 45 żołnierzy polskich i od 90 do 110 osób narodowości niemieckiej. Następnego dnia, w poniedziałek 4 września 1939 r., strzały „zza węgła” rozległy się ponownie, jednak walki toczyły się wzdłuż linii z zachodu na wschód. W Bydgoszczy tego dnia nie było już polskich władz, które ewakuowały się poprzedniej nocy. Przez miasto ciągnęli ostatni żołnierze z rozbitych polskich jednostek, to oni wraz z ochotniczą Strażą Obywatelską przystąpili do krwawego tłumienia resztek niemieckiego „powstania”. Niemców podejrzanych o strzelanie do Polaków rozstrzeliwano na miejscu. Chaos opanowali dopiero wkraczający do Bydgoszczy 5 września 1939 r. niemieccy żołnierze 50. Dywizji Piechoty.

[caption id="attachment_19105" align="aligncenter" width="1024"]Polscy zakładnicy Polscy zakładnicy[/caption]

Przełom w niemieckich poglądach 

[caption id="attachment_19106" align="alignleft" width="269"]Volksdeutsch denuncjujący Polaka – rzekomego uczestnika „Krwawej niedzieli” Volksdeutsch denuncjujący Polaka – rzekomego uczestnika „Krwawej niedzieli”[/caption]

Opis dywersji w Bydgoszczy przedstawiony przez Güntera Schuberta stanowi przełom w poglądach niemieckich historyków, gdyż wcześniej zaprzeczali oni doniesieniom, że ludność niemiecka strzelała do polskich wojsk. Dochodzenie w sprawie wydarzeń z 3 i 4 września 1939 r. strona niemiecka rozpoczęła jeszcze w czasie kampanii wojennej w Polsce. Zajęła się nim głównie specjalnie powołana Placówka Badawcza Wehrmachtu ds. Naruszania Prawa Międzynarodowego (WUSt).

Minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels zadbał o to, aby „bydgoska krwawa niedziela” została przedstawiona w sposób poruszający, stanowiła przeciwwagę dla okrucieństw popełnionych przez Niemców we wrześniu 1939 r. w Polsce. Już w listopadzie 1939 r. ukazał się pierwszy zbiór dokumentów dotyczący mordów popełnianych na członkach mniejszości niemieckiej w Polsce, w którym mówiono o 5437 zamordowanych Niemcach. Kilka miesięcy później w kolejnym wydaniu owego zbioru liczba ta uległa „cudownemu rozmnożeniu” do 58 tys. osób. Pierwsze publicystyczne opisy „bydgoskiej krwawej niedzieli”, powstałe m.in. na podstawie wyników prac specjalnej komisji Policji Kryminalnej Rzeszy kierowanej przez dr. Bernda Wehnera, przypisywały wojsku polskiemu mordy popełnione na niemieckich cywilach. Było to trochę inne stanowisko od tego, jakie przyjęła nazistowska propaganda lansująca wersję o mordach ze strony „polskich band”.

Historiografia niemiecka po roku 1945 poświęcała „bydgoskiej krwawej niedzieli” niewiele miejsca. Przeważnie zajmowali się tym zagadnieniem historycy związani z ziomkostwami wysiedlonych z Pomorza Niemców, którzy pisali o masakrze ludności niemieckiej, zaprzeczając zarazem jakiejkolwiek prowokacji z jej strony.

Takiemu sposobowi przedstawienia wydarzeń z 3 i 4 września 1939 r. sprzeciwiała się strona polska. Oficjalne badania nad „bydgoską krwawą niedzielą” datują się od 1945 r., kiedy wiceprokurator ówczesnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce Kazimierz Garszyński rozpoczął przesłuchania świadków. Garszyński potwierdził, że Niemcy 3 września strzelali do wycofujących się polskich żołnierzy z 46 miejsc w Bydgoszczy. Strzały oddawane z wież kościołów i dachów domów sprawiły, że Polacy przystąpili do dławienia dywersji. Liczbę ofiar po stronie ludności niemieckiej ustalono na około trzystu osób. Dalsze śledztwo prowadzili prokuratorzy Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Bydgoszczy, a Instytut Zachodni w Poznaniu na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych podjął własną akcję zbierania relacji i wspomnień. Przede wszystkim na podstawie tych materiałów powstało opracowanie Włodzimierza Jastrzębskiego Dywersja czy masakra i jego nieznacznie zmieniona niemieckojęzyczna wersja Der Bromberger Blutsonntag (1988). Legende und Wirklichkeit (1990), które można określić jako dotychczas najbardziej reprezentatywne dla polskiej opcji przedstawienie wydarzeń bydgoskich. Wątpliwości i błędy w dotychczasowych hipotezach Günter Schubert w swojej książce krytycznie analizuje dotychczasową historiografię polską i niemiecką, wskazując na liczne wątpliwości i błędy w opisach „bydgoskiej krwawej niedzieli”. Powołując się na wiele dokumentów, stawia dalsze znaki zapytania lub kategorycznie odrzuca dotychczasowe hipotezy. Sięga zarówno do relacji niemieckich, jak i polskich. Jednak zdaniem Schuberta nie pozwalają one na ustalenie pełnej prawdy. W zeznaniach niemieckich „powstanie” celowo pominięto, za to nadmiernie eksponowano nienawiść Polaków i niemieckie ofiary, w polskich relacjach zaś podkreślano dywersję bydgoskich Niemców, bez podania informacji o mordach niewinnej ludności cywilnej narodowości niemieckiej. Wartość dokumentarną składanych relacji osłabił też moment ich zbierania. Wiele z nich powstało kilka lub kilkanaście lat po wydarzeniach bydgoskich. Na zeznaniach złożonych przez Niemców jeszcze w 1939 r. ciążą zarówno hasła propagandy nazistowskiej, jak i strach przed terrorem aparatu represji III Rzeszy. Zeznania polskich świadków z 1945 r. zbierano po tragicznych doświadczeniach niemieckiego zmasowanego odwetu z jesieni 1939 r. Poza tym Schubert zwraca uwagę, że: „Świadkowie mieli więc prawie we wszystkich wypadkach okazję do przeczytania i zgłębienia licznych i obszernych opisów wydarzeń, które mieli odtworzyć z własnej pamięci”.

Swoje poglądy na wydarzenia z 3 i 4 września w Bydgoszczy Günter Schubert przedstawił na podstawie dokumentów 15. Dywizji Piechoty Armii „Pomorze”, z których wojenną zawieruchę przetrwało niewiele meldunków, przechowywanych dzisiaj w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Autor przyznaje, że meldunki dowódców jednostek do sztabu jeszcze, i dlatego na pewno nie były obciążone jakimikolwiek polemicznymi zamiarami. Z tego powodu są prawdopodobnie najbardziej wiarygodne ze wszystkich wspomnianych już wypowiedzi, przesłanek i dokumentów”. Żołnierze 15. Dywizji Piechoty wysyłali „na gorąco” meldunki o prowadzonych walkach z dywersantami. Poszlaki świadczące o strzałach niemieckich dywersantów do wojska polskiego znalazł Schubert także w zeznaniach złożonych przez polskich oficerów przed niemieckim sądem specjalnym w Bydgoszczy w 1939 r.

Nie udało się Günterowi Schubertowi, jak również nikomu dotąd, odnaleźć dokumentów z planami bydgoskiej dywersji lub raportami z jej przeprowadzenia, jednak jego zdaniem nie oznacza to, że takich dokumentów nie było. Analizując poszlaki, połączył on niektóre fakty w logiczną i przekonującą całość. Według niego „powstanie” wywołali ludzie należący do SD (nazistowskiej Służby Bezpieczeństwa), skierowani do Bydgoszczy z Berlina. Zginęli oni w większości podczas walk ulicznych 3 i 4 września, a „ci, którzy przeżyli, nie nadawali się do odegrania roli zwycięskich gospodarzy witających wchodzące oddziały w niemieckich mundurach”. Zdaniem Schuberta „akcja »bydgoska krwawa niedziela« nie powiodła się w najstraszniejszy z możliwych sposobów. Była ona pomyślana i przeprowadzona jako samodzielny czyn SD. Wprawdzie wojsko było pomocne, podobnie jak na Śląsku, w sprawach logistycznych, ale poza tym akcja nie była koordynowana przez żadną instytucję wojskową”. Udało mu się ustalić, że z rozkazu Heinricha Himmlera organizacja Lebensborn, powołana, aby stworzyć warunki do „hodowli nordyckiej nadrasy”, wypłacała zasiłki i udzielała pomocy matkom, których mężowie byli ofiarami „bydgoskiej krwawej niedzieli”. Schubert odkrył także istnienie „tajnego specjalnego komanda” (geheimes Sonderkommando Rottler-Kühl), które działało na początku września 1939 r., a było powołane do szczególnego zadania – zaatakowania wojska polskiego na Pomorzu. Krytyczne rozważania Schuberta

Próba unicestwienia niemieckiej legendy o wydarzeniach 3 i 4 września 1939 r. podjęta przez Güntera Schuberta podważa niedawne wypowiedzi Włodzimierza Jastrzębskiego (w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zamieszczonym w dodatku „Duży Format” z 13 sierpnia 2003 r.). Prof. Jastrzębski po kilkudziesięciu latach zajmowania się problematyką okupacji Pomorza diametralnie zmienił swoje dotychczasowe poglądy i obecnie twierdzi, że niemieckiej dywersji w Bydgoszczy nie było, a 3 i 4 września Polakom „puściły nerwy” i w chaosie ewakuacji zaczęli przez pomyłkę strzelać do siebie nawzajem, po czym z bezsilnej zemsty „polskie patrole wyciągają z domów Niemców i na miejscu ich rozstrzeliwują”. Założenie przez prof. Jastrzębskiego, że „polskie relacje […] były pisane pod dyktando dawnej tzw. polskiej racji stanu” oraz przyjęcie, iż „relacje niemieckie” to „szczegółowe opisy masakry”, budzi wątpliwości co do wiarygodności jego tezy.

Książka Güntera Schuberta Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy zdaje się natomiast krytyczną analizą relacji zarówno niemieckich, jak i polskich, w której autor przyjmuje, że przy spisywaniu własnych przeżyć zawsze występują emocje, mogące zaciemniać właściwy przebieg wydarzeń.

Schubert dokonuje konfrontacji punktów widzenia Niemców i Polaków, uzupełniając ją spójną analizą zachowanych dokumentów źródłowych. W końcu dochodzi do wniosku, że w Bydgoszczy 3 i 4 września 1939 r. Niemcy wywołali „powstanie” i nie ma wątpliwości, że ten fakt w zeznaniach spisanych przez nazistowskie instytucje celowo pomijano.

Praca Güntera Schuberta zbliża nas do prawdy, pozostawia jednak jeszcze wiele problemów do wyjaśnienia. Historycy nadal muszą prowadzić kwerendy w licznych archiwach w Niemczech i Rosji. Oby te żmudne poszukiwania zostały uwieńczone odkryciem kolejnych dokumentów, które umożliwią bardziej jednoznaczną interpretację wydarzeń z początku II wojny światowej.

Tomasz Chińciński ,artykuł został oublikowany w Biuletynie IPN

Artykuł O micie „bydgoskiej krwawej niedzieli”. Zobacz szokujący niemiecki materiał propagandowy, w którym Niemcy uzasadniają swoją agresję… polskim barbarzyństwem [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/koniec-mitu-bydgoskiej-krwawej-niedzieli-zobacz-szokujacy-niemiecki-material-propagandowy-w-ktorym-niemcy-uzasadniaja-swoja-agresje-polskim-barbarzynstwem-wideo/feed/ 0
20 czerwca 1815 proklamowano utworzenie Królestwa Polskiego https://niezlomni.com/20-czerwca-1815-proklamowano-utworzenie-krolestwa-polskiego/ https://niezlomni.com/20-czerwca-1815-proklamowano-utworzenie-krolestwa-polskiego/#respond Mon, 20 Jun 2016 09:55:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=28292 20 czerwca 1815 proklamowano utworzenie Królestwa Polskiego

Królestwo Polskie powstało w konsekwencji obrad kongresu wiedeńskiego. Obejmowało terytoria dawnego Księstwa Warszawskiego (bez zachodniej Wielkopolski, Torunia i Bydgoszczy).

W jego skład nie wszedł też Kraków, gdyż mocarstwa kongresowe nie życzyły sobie, by granice Królestwa obejmowały dwie historyczne stolice Polski.

Królestwo Polskie związane było z Imperium Rosyjskim unią personalną — car był jednocześnie królem Polski. W imieniu cara władzę w Warszawie sprawował namiestnik. Pierwszym (1815-1826) był gen. Józef Zajączek.

Królestwo posiadało własną konstytucję nadaną 27 listopada 1815 r. Gwarantowała ona Królestwu Polskiemu integralność terytorialną, własny sejm, system monetarny, oświatę, sądownictwo, rząd (Rada Administracyjna) i własne wojsko.

Monarcha prowadził niezależną politykę zagraniczną, był zwierzchnikiem sił zbrojnych, miał prawo mianować wyższych urzędników, wreszcie miał prawo weta wobec uchwał sejmowych.

Królestwo Polskie przetrwało 15 lat. Na mocy postanowień kongresowych i konstytucji ostatnimi królami Polski byli: Aleksander I (1815-1825) i Mikołaj I (1829-1831). Mikołaja zdetronizował sejm 25 stycznia 1831 r.

Kres istnienia Królestwa Polskiego przyniósł upadek Powstania Listopadowego, jednak tytuł królów Polski Romanowowie nosili do 1916 r.

PM

Z prof. Maciejem Mycielskim rozmawia Wojciech Kozłowski

Czy utworzenie Królestwa Polskiego można uznać za sukces polskich aspiracji niepodległościowych, zwłaszcza w kontekście klęski Napoleona i zwycięstwa państw zaborczych?
Istnienie Królestwa Polskiego było skutkiem wcześniejszego funkcjonowania Księstwa Warszawskiego. Poza tym, jego powstanie było efektem roli Rosji w likwidacji systemu napoleońskiego. Gdy mówimy o polskich sukcesach czy porażkach, zakładamy zasadniczy wpływ Polaków na rozstrzygnięcia kongresu wiedeńskiego i na decyzje cesarza Aleksandra w sprawie polskiej. Rzeczywiście, w kręgu Adama Jerzego Czartoryskiego wypracowana została koncepcja państwa polskiego w unii z Rosją. Ale samo rozwiązanie sprawy polskiej w postaci Królestwa Kongresowego było rezultatem układu sił, w którym Aleksander potrafił wymusić swoje panowanie nad częścią ziem polskich i zmianę granic z trzeciego rozbioru, mógł uznać Księstwo Warszawskie za trofeum wojenne, ale nie mógł w pełni włączyć tych ziem do imperium rosyjskiego, ponieważ byłoby to zbyt dużym naruszeniem równowagi sił między mocarstwami.

Wiadomo, że Królestwo Polskie nie było państwem suwerennym, choć posiadało własną konstytucję i pewną samorządność. Na czym zatem polegała unia z Rosją?
To jest spór, który od dawna toczy się między historykami: czy mamy do czynienia z unią personalną, czyli wspólnym władcą, wspólną dynastią przy zachowaniu odrębności dwóch organizmów państwowych, czy też z unią realną, czyli znacznie silniejszym powiązaniem Królestwa z Rosją i częściowym jego włączeniem w struktury imperium.

Z formalnego punktu widzenia była to unia personalna: występowało tu pełne rozdzielenie ustrojów, systemów prawnych, odrębne wojsko, system parlamentarny - zresztą Rosja nie miała systemu parlamentarnego, a więc odrębność polegała tu na samym jego istnieniu. To samo dotyczy zasady, że w Królestwie wszystkie urzędy miały być obsadzone przez Polaków, oczywiście z wyłączeniem rodziny panującej. Często obecność wielkiego księcia Konstantego w Warszawie uważa się błędnie za złamanie tej zasady, a tak w istocie nie było, ponieważ członkowie dynastii byli w rozumieniu konstytucji Polakami - polską dynastią.

A jak to wyglądało w rzeczywistości? Można powiedzieć, że sama różnica w wielkości potencjałów tych dwóch państw - imperium rosyjskiego i Królestwa Polskiego - stawiała znak zapytania nad możliwością istnienia unii personalnej. Z natury rzeczy nie był to związek państw równorzędnych. Ale patrząc na rzeczywiste funkcjonowanie Królestwa w całym okresie konstytucyjnym, to znaczy w latach 1815-1830, można stwierdzić, że mimo dysproporcji potencjału i różnicy pozycji tych dwóch państw możemy mówić o unii personalnej. Faktem jest, że Aleksander, a potem Mikołaj łamali postanowienia konstytucji, ale z drugiej strony widać bardzo wyraźnie, że liczba urzędników rosyjskich, którzy realnie mieli coś do powiedzenia w sprawach Królestwa Polskiego, w praktyce nie przekraczała dziesięciu, podejmujących decyzje w specyficznych zresztą dziedzinach, takich jak polityka zagraniczna, która była wspólna, w jakimś stopniu polityka wojskowa. Natomiast już zupełnie nie zajmowali się polityką gospodarczą ani nie mieli wpływu na jakiekolwiek działania legislacyjne. Z perspektywy zachodniej Europy Królestwo było odrębnym państwem, co prawda pozostającym w unii z Rosją, ale jednak odrębnym.

Czy utworzenie Królestwa Polskiego w jakiś sposób wpłynęło na codzienną egzystencję społeczeństwa polskiego? Czy odczuło ono jakąś zmianę w stosunku do wcześniejszego okresu?
Na pewno. To jest okres stabilizacji, szczególnie długo wyczekiwanej, bo przez ten obszar przetoczyły się trzy wojny - najpierw 1806/1807, potem w mniejszej skali w roku 1809, później zaś absolutny kataklizm, którym była wojna 1812/1813 roku i następująca po niej okupacja rosyjska. Zwłaszcza ziemiaństwo, które po 1813 i 1814 roku było już bardzo wyniszczone, sama perspektywa pokoju i spokoju nastrajała optymistycznie. Ponadto Księstwo Warszawskie było państwem buforowym, garnizonem wielkiego Cesarstwa. Skala wydatków wojskowych oraz zawieszenie całej działalności rządu na czas wojny spowodowały, że administracja Księstwa, cały system państwowy w wielu dziedzinach był mało aktywny. Dopiero czasy Królestwa Kongresowego przyniosły możliwość dużej modernizacji. I ona się rzeczywiście dokonuje, zwłaszcza w pierwszych pięciu latach istnienia Królestwa. Pewne programy modernizacyjne będą ciągnąć się jeszcze długo po powstaniu listopadowym. Wystarczy wspomnieć o reformie miast, budowie dróg, uspławnianiu rzek, późniejszej reformie finansów i całej działalności ministra Lubeckiego. Był to zatem okres państwa aktywnego, którego działania w wielu dziedzinach akceptowano. Oczywiście, istniał sprzeciw wobec etatyzmu, prawnej regulacji sfer, w których Polacy nie byli przyzwyczajeni do obecności państwa. Jednak co najmniej do 1820 roku system polityczny Królestwa miał pewną legitymizację, związaną właśnie z szerokimi działaniami modernizacyjnymi.

Skąd wzięła się nazwa "Królestwo Kongresowe"?
Oficjalna nazwa państwa brzmiała oczywiście "Królestwo Polskie" i funkcjonowała aż do likwidacji autonomii po Powstaniu Styczniowym. Pojęcie "Królestwo Kongresowe" albo "Polska Kongresowa" pojawiło już przed Powstaniem Listopadowym. Początkowo było to określenie pozytywne, podkreślające zupełnie inną sytuację Polaków w Królestwie Polskim. Królestwo Polskie widziane z zewnątrz - z Litwy, Galicji czy Poznańskiego - było jednak obszarem o ogromnych swobodach narodowych. Po 1815 roku rozpowszechnił się zwyczaj językowy, zgodnie z którym osoby jadące na przykład z Galicji do Królestwa pisały: "jadę do Polski". To pokazuje, w jakim stopniu Królestwo Polskie było rzeczywiście państwem polskim.

Prof. Maciej Mycielski - historyk, pracownik Instytutu Historycznego UW; zajmuje się dziejami Polski przełomu XVIII i XIX wieku.

Artykuł 20 czerwca 1815 proklamowano utworzenie Królestwa Polskiego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/20-czerwca-1815-proklamowano-utworzenie-krolestwa-polskiego/feed/ 0
Niemiec znieważył polską flagę. Ustalono karę https://niezlomni.com/niemiec-zniewazyl-polska-flage-zaplaci-grzywne/ https://niezlomni.com/niemiec-zniewazyl-polska-flage-zaplaci-grzywne/#respond Tue, 10 May 2016 21:47:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=27504 Niemiec znieważył polską flagę

W Bydgoszczy mężczyzna zdjął ze słupa, a następnie zbezcześcił polską flagę państwową. Szybko został zatrzymany przez policję. Okazało się, że to 26-letni Niemiec, który w czasie zatrzymania był pijany.

Teraz za swój skandaliczny wyczyn będzie musiał zapłacić grzywnę - informuje Niezależna.pl.

– Funkcjonariusze zaobserwowali, jak mężczyzna uderza flagą o ziemię, a także o znajdujące się obok słupki. Widząc to, natychmiast podjechali do tego mężczyzny i wylegitymowali go

- powiedział Przemysław Słomski z bydgoskiej policji.

Niemiec był pijany - miał około 2 promili alkoholu.

Niemcowi postawiono już zarzuty - "kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy, może podlegać grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".

Mężczyzna zapłaci karę 1500 złotych.

źródło: Niezależna.pl

Artykuł Niemiec znieważył polską flagę. Ustalono karę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemiec-zniewazyl-polska-flage-zaplaci-grzywne/feed/ 0
Zabić niewygodnego księdza – o komunistycznej akcji trwającej od lat 80. do dzisiaj https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/ https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/#respond Sat, 19 Oct 2013 10:10:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=344

Jerzy PopieluszkoNIEWYGODNA PRAWDA O ŚMIERCI KSIĘDZA

Sprawa zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki – kapelana podziemnej „Solidarności” – największego ruchu wolnościowego w powojennej Europie pozostaje nadal nie wyjaśniona. Pomimo upływu ponad 20 lat od tamtego jakże dramatycznego dla wszystkich Polaków wydarzenia, nadal nie znamy pełnej prawdy o kulisach tej zbrodni i jej głównych zegarmistrzach. Dwukrotne próby wyjaśnienia okoliczności tej zbrodni i ustalenia rzeczywistych sprawców morderstwa księdza przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego niestety nie zakończyły się całkowitym sukcesem. Prokurator Witkowski dwukrotnie odsuwany był od tego śledztwa, zazwyczaj wtedy gdy udawało mu się zebrać nowy materiał dowodowy. Jednak pomimo niedokończenia śledztwa, A. Witkowskiemu udało ustalić wiele nowych faktów dotyczących przebiegu zdarzeń w wyniku których doszło do śmierci księdza.

[quote]Wszystkie ustalone przez Witkowskiego fakty w sposób fundamentalny podważają  całą dotychczasową wiedzę na temat śmierci ks. Jerzego.[/quote]

OBRAZ ZNIEKSZTAŁCONY PRZEZ PROPAGANDĘ KOMUNISTYCZNĄ

czeslaw-kiszczakZ zebranego przez prokuratora materiału wyłania się pierwszoplanowa rola w całej sprawie kierownictwa MSW i gen. Czesława Kiszczaka. Tym samym ustalone przez Witkowskiego fakty wskazują nieodparcie, że sprawę morderstwa ks. J. Popiełuszki należy wyjaśnić ponownie i w sposób całościowy. Śledztwo jest nadal prowadzone przez prokuratorów IPN, jednak nadal nie jesteśmy w stanie oficjalnie poznać prawdy na temat tej zbrodni. Przez wiele lat obraz tego zdarzenia kształtowany był przez komunistyczną propagandę, w rezultacie czego, nieprawdziwy obraz zdarzeń w wyniku których miał zginąć ksiądz Popiełuszko, został głęboko zakorzeniony w świadomości polskiego społeczeństwa jako obraz prawdziwy. Nic zresztą dziwnego, skoro za propagandowym obrazem tej zbrodni stały ustalenia przeprowadzonego przez aparat ścigania śledztwa i wyrok Sądu Wojewódzkiego w Toruniu wobec czterech zatrzymanych funkcjonariuszy Departamentu IV MSW. Opinia publiczna do końca istnienia PRL poprzez zaplanowane działania MSW, pozbawiona była możliwości zweryfikowania oficjalnej wersji na temat tego zdarzenia.  Tymczasem oficjalna wersja śmierci ks. J.Popiełuszki była wersją całkowicie skonstruowaną przez aparat władzy a ściślej, jego zbrojne ramię czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Zacznijmy jednak od scenariusza zdarzeń, a w szczególności od motywów uprowadzenia i zamordowania księdza. Na scenie politycznej PRL ks. J. Popiełuszko pojawił się w latach 1981-1982 jako duszpasterz wyjątkowo aktywnie wspierający strajkujących robotników „Solidarności”. Swoim prostym  pasterskim słowem elektryzował tłumy, które przybywały na odprawiane przez niego msze za ojczyznę. Niebawem kościół św. Stanisława na Żoliborzu stał się prawdziwą „mekką” patriotyzmu.

SŁOWA MOCNIEJSZE OD CZOŁGÓW I PAŁEK

ksiadz-jerzyJednak na celowniku Służby Bezpieczeństwa ks. J. Popiełuszko znalazł się dopiero we wrześniu 1982 r., gdy Wydział IV Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w Warszawie zaczął prowadzić sprawę o krypt. „POPIEL” w ramach której zaczęto operacyjnie rozpracowywać jego osobę. Jednak początkowe efekty prowadzenia sprawy były mizerne. SB-kom nie udawało się zdobyć „interesujących” informacji na temat działalności księdza. Było lato 1983 r., msze za ojczyznę – odprawiane w kościele na Żoliborzu stały się już na dobre kanonem manifestacji patriotycznych. Kazania księdza Popiełuszki coraz mocniej ukazywały obłudę i zakłamanie komunistycznego systemu.

Gdy w lipcu 1983 r. zrelacjonowano gen. W. Jaruzelskiemu jedno z kazań księdza, wygłoszone przez niego w trakcie mszy za ojczyznę, gen. W. Jaruzelski, zazwyczaj opanowany, wpadł w istną furię. Zrozumiał bowiem, że społeczeństwa nie można zdobyć za pomocą „dywizji” uzbrojonych w czołgi i karabiny, pałki i gaz łzawiący. Uświadomił sobie, że od takiego oręża znacznie bardziej skuteczne jest słowo, a taką właśnie bronią dysponuje ks. J. Popiełuszko. Z perspektywy gen. W. Jaruzelskiego należało zatem księdza albo zneutralizować, albo odsunąć od wpływu na „masy”. Gen. W. Jaruzelski natychmiast wezwał do siebie szefa MSW – gen. Cz. Kiszczaka i w trakcie ożywionej rozmowy na temat księdza oznajmił mu wprost:

[quote]Zrób  coś z nim, niech przestanie szczekać.[/quote]

jaruzelski-kiszczakJest to  udokumentowane w aktach sprawy  ”TRAWA” jakie znajdują się w IPN. Kiszczak potraktował te słowa jako służbowe polecenie przełożonego. Natychmiast po powrocie do MSW zwołał naradę z udziałem m.in. gen. Z. Płatka, gen. Ciastonia i innych wysokich funkcjonariuszy swojego ministerstwa. Poinformowany o małej efektywności dotychczasowych działań w prowadzonej wobec księdza sprawie POPIEL natychmiast polecił opracowanie planu  operacyjnego „dotarcia” do bezpośredniego otoczenia księdza i wypracowania dogodnej sytuacji operacyjnej do dalszych działań wobec ks. J. Popiełuszki. W trakcie wspomnianej narady zebrani uznali także, że istnieje konieczność podjęcia wobec księdza wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na jego ewentualne nerwowe załamanie.

Od tego momentu sprawa działań operacyjnych wobec ks. J.Popiełuszki jako priorytetowa dla resortu znalazła się pod bezpośrednim nadzorem szefa MSW  gen. Cz. Kiszczaka, który na bieżąco miał być informowany o wszystkich szczegółach. Taki cele  wyłaniają się ze szczegółowej  analizy dokumentów  archiwalnych w archiwach IPN, jakie zostały odnalezione przez zespół kierowany przez Prokuratora Witkowskiego.

Formalnie sprawę działań wobec księdza przejęła wówczas od SUSW w Warszawie grupa kpt. G. Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW, odpowiadającego za dezinformację i dezintegrację w kościele.

ANIOŁ STRÓŻ KSIĘDZA

[caption id="attachment_349" align="alignleft" width="300"]Waldemar Chrostowski Waldemar Chrostowski[/caption]

Poza operacyjnymi działaniami nękającymi księdza jak np. podrzucenie mu nielegalnej literatury i amunicji do prywatnego mieszkania oraz wielu innymi tego typu akcjami, znacznie ważniejsze było ulokowanie informatora w bezpośrednim otoczeniu księdza. Gdy w lutym 1984r. funkcjonariuszom SB udało się zarejestrować jako „Desperata” w ewidencji operacyjnej osobistego kierowcę księdza Waldemara Chrostowskiego, sprawa zaczęła rokować jakiś postęp. W. Chrostowski mógł bowiem dać SB to czego od dawna oczekiwała, czyli „świeżych” informacji o działalności księdza, a przede wszystkim mógł pomóc w realizacji strategicznych planów jakim był werbunek księdza. Nikt bowiem nie przyjął w MSW prostego i nie wymagającego skomplikowanych działań planu zabicia księdza natychmiast.

Idea realnego zwerbowania ks. J. Popiełuszki jako informatora SB pojawiła się dopiero wiosną 1984 r. Gen. Cz. Kiszczak jako „spec” od pracy operacyjnej, wszak w przeszłości był szefem wywiadu wojskowego był przekonany, że zwerbowanie księdza, o ile zakończyłoby się sukcesem, zneutralizuje go, a być może dzięki werbunkowi uda się go skanalizować w kierunku wykorzystania jego osoby w rozgrywkach z opozycją w przyszłości. Latem 1984 r. w trakcie spotkań z przedstawicielami Episkopatu Polski gen. Cz. Kiszczak uznał, że inną koncepcją rozwiązania problemu ks. J. Popiełuszki, która mogła by zostać zaakceptowana zarówno przez stronę rządową jak i przez Episkopat było wysłanie księdza za granicę. I tutaj właśnie w naturalny sposób pojawiła się koncepcja wyjazdu księdza na studia do Rzymu.

GENERAŁ KISZCZAK NA TROPIE

Jednak gen. Cz. Kiszczak uznał, że optymalnym rozwiązaniem „operacyjnym” byłoby połączenie obu koncepcji dotyczących księdza w jedną koncepcję  bardzo perspektywiczną dla resortu. Taki obraz "filozofii"  działania resortu wyłania się zwłaszcza z dokumentacji powstałej w wyniku inwigilacji skazanych na procesie toruńskim SB-eków i ich rodzin.

Rodzi się w tym miejscu jedno zasadnicze pytanie. Co dla szefa MSW dawało zwerbowanie księdza?

Otóż wysłanie zwerbowanego uprzednio księdza do Rzymu dawało gen. Cz. Kiszczakowi bardzo wiele. Po pierwsze byłby to rzeczywiście ogromny sukces operacyjny – ważny polski duchowny – kapelan „Solidarności” w najważniejszym wówczas miejscu dla wszystkich wywiadów komunistycznego bloku – w samym centrum kościoła katolickiego. I nieważne byłyby jego rzeczywiste możliwości operacyjne w Rzymie i to, czy ks. J. Popiełuszko miałby rzeczywisty dostęp do Jana Pawła II lub do jego najbliższego otoczenia. Ważne było przede wszystkim to, że taki sukces operacyjny na pewno wzmacniałby pozycje polskich służb w komunistycznym bloku. Gen Cz. Kiszczak mógłby się pochwalić się nim przed towarzyszami radzieckim, co niewątpliwie umacniałoby również jego pozycję na Kremlu, na czym mu niezmiernie zależało. Pamiętać trzeba, że gen. Cz. Kiszczak rywalizował z nadzorującym aparat bezpieki z ramienia BP KC PZPR – gen. J. Milewskim, którego pozycja na Kremlu nadal wydawała się mocna. Werbunek ks. J. Popiełuszki przed jego wyjazdem do Rzymu był strategiczny także dlatego, że KGB pomimo podejmowania usilnych starań nie posiadało wartościowej agentury w Watykanie, a problem ten ujawnił się w szczególności, w trakcie roboczych rozmów strony radzieckiej z przedstawicielami polskiego MSW, jakie miały miejsce na przełomie 1982-1983. W archiwach IPN istnieje dokumentacja na ten temat.

PRYMAS GLEMP UZNAJE POMYSŁ GENERAŁA ZA SWÓJ

[caption id="attachment_350" align="alignleft" width="300"]prymas-glemp Prymas Glemp[/caption]

Te wszystkie aspekty były niesłychanie ważne dla szefa MSW w planowaniu wszystkich działań wobec osoby ks. J. Popiełuszki.  Niezależnie od działań SB zmierzających do wypracowania „pozycji werbunkowej” gen. Cz. Kiszczak postanowił sam zainspirować możliwość wysłania księdza do Rzymu. W jednej z rozmów z arcybiskupem warszawskim B. Dąbrowskim gen. Cz. Kiszczak „niezobowiązująco” wyszedł z pomysłem wysłania ks. Popiełuszki do Rzymu jako projektem najlepszego rozwiązania problemu księdza, sugerując, że taki ruch ze strony kościoła na pewno polepszyłby atmosferę wokół relacji rząd - episkopat. Kiszczak świadomie nie  naciskał w tej sprawie a przedstawił swój pomysł  jako jedną z możliwych dróg. Abp. B. Dąbrowski pomysł ten przedstawił prymasowi J. Glempowi, który nie zaakceptował go, ale i nie odrzucił. Jednak z biegiem czasu sam zaczął rozważać takie posunięcie. Efektem subtelnej „inspiracji” gen. Cz. Kiszczaka było to, że jesienią 1984 r. zarówno abp. Dąbrowski jak i prymas J. Glemp zaczęli skłaniać się ku decyzji o wysłaniu ks. J. Popiełuszki do Rzymu. Wyrażony przez ks. J. Popiełuszkę opór w przeprowadzonych z nim przez hierarchów rozmowach na ten temat, a przede wszystkim złożona przez księdza deklaracja pozostania ze swoją „owczarnią”, w relacjach kościelnych mogły być jedynie potwierdzeniem, ze rzeczywiście należy go wysłać za granicę. Polski kościół w relacjach z państwem zakładał raczej bierny opór niż otwarte demonstrowanie politycznego sprzeciwu wobec tego państwa. Stąd wielu „radykalnych” politycznie księży naraziło się swoim hierarchom, uważającym bierność wobec oporu za najlepszą formę przetrwania komunistycznej dyktatury.

Tak więc należy jeszcze raz podkreślić, że polskie MSW samo w sobie nie przyjęło planu zabicia księdza. W jego interesie było jedynie zwerbowanie księdza i wysłanie go do Rzymu. Oczywiście kierownictwo MSW zdawało sobie sprawę z tego, ze zwerbowanie ks. J.Popiełuszki może być niezwykle trudne. Wiedział to też sam gen. Cz. Kiszczak, stąd dopuszczał w planowanych działaniach werbunkowych sytuację, w której ksiądz zostanie doprowadzony do stanu „bliskości śmierci”, ale mimo wszystko zachowa życie. Fakt ten został potwierdzony w zeznaniach funkcjonariuszy byłego Departamentu IV,  gdy po raz  pierwszy podjęto śledztwo.

GŁOWA KSIĘDZA NA URODZINY KISZCZAKA

[caption id="attachment_351" align="alignleft" width="300"]Grzegorz Piotrowski Grzegorz Piotrowski[/caption]

Zbliżał się październik 1984 rok. Realizująca pierwszoplanowe zadania operacyjne grupa kpt. G. Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW jest coraz bardziej zdeterminowana.

 

 

 

[quote]Wszystkie zrealizowane wobec księdza działania dezintegracyjne nie „zmiękczyły go”. Jego hart ducha i odwaga zadziwiły nawet esbeków. Nie potrafili zrozumieć źródła jego „nadprzyrodzonej” siły. [/quote]

Zbliżały się urodziny ministra Kiszczaka – 19 października.  Kpt G. Piotrowski wiedział doskonale, że sfinalizowanie werbunku księdza byłaby znakomitym prezentem urodzinowym dla szefa MSW - Cz.Kiszczaka. Przełożony kpt G. Piotrowskiego – gen. Z. Płatek w odnalezionym przez prokuratora Witkowskiego swoim kalendarzu służbowym zapisał wówczas: Nadchodzi 19, a oni chcą.

Był to język, który był  doskonale rozumiany przez  kierownictwo MSW - nikt już nie pytał o co chodzi, sprawa ks. J. Popiełuszki była priorytetowa.  Kpt. G. Piotrowski wybrał tą właśnie datę, on sam i jego ludzie poczuli, że nadchodzi dla nich  czas próby.

GRA W CHOWANEGO SŁUŻB: PIOTROWSKI ŚLEDZI POPIEŁUSZKĘ, A KISZCZAK PIOTROWSKIEGO

Nie zdawali sobie sprawy, że ich ulubiony minister nakazał już kilka tygodni temu inwigilowanie całego zespołu przez grupy operacyjne WSW.

Gen. Cz. Kiszczak już od dawna nie miał zaufania do kpt. G. Piotrowskiego, nie bez podstaw podejrzewając go o konsultowanie swojej „działalności” operacyjnej z KGB, zwłaszcza po jego spotkaniach z przedstawicielami KGB w Bułgarii i we Lwowie. Dla gen. Cz. Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty z gen. Michajłowem, rezydentem KGB w Warszawie, odpowiedzialnym za sowieckie działania w Polsce. Kpt. G. Piotrowski co prawda wiedział od swojego kolegi Kościuka z Biura Techniki MSW, że jest śledzony, jednak nie bardzo chciał dać wiarę informacjom swojego kolegi, który niebawem właśnie za tą informację zakończy swoją karierę w polskiej bezpiece i zostanie skazany za ujawnienie tajemnicy państwowej.

KRĄG WOKÓŁ KSIĘDZA ZACIEŚNIA SIĘ...

Wreszcie nadszedł 19 października 1984. Grupa kpt. G. Piotrowskiego wiedziała kilka dni wcześniej, że ksiądz zamierza pojechać do Bydgoszczy, gdzie odprawi mszę w intencji ojczyzny w Kościele Braci Męczenników Polskich.

[caption id="attachment_352" align="alignleft" width="300"]Zenon Płatek Zenon Płatek[/caption]

W ostatniej chwili kierowcę księdza J. Popiełuszki Jacka Lipińskiego zamienił„Desperat”, który bardzo chciał jechać razem z księdzem. Od kilku miesięcy pomimo różnych „zgrzytów” pomiędzy nim a księdzem nie odstępował go na krok. Od momentu wyjazdu z Warszawy kpt. G. Piotrowski był informowany o miejscu znajdowania się księdza i na bieżąco kontaktował się z Dyrektorem Departamentu IV – gen. Zenonem Płatkiem, który z kolei na bieżąco informował ministra Kiszczaka o sytuacji.

Gdy wieczorem Ks. Jerzy odprawiał mszę,  kpt. G. Piotrowski z kompanami siedzieli w stojącym w pobliżu kościoła wysłużonym służbowym Fiacie 125p czekając na podróż powrotną księdza do Warszawy. Decyzja o podjęciu akcji wobec księdza została przekazana Piotrowskiemu przez gen. Z. Płatka, co zresztą potwierdził później Piotrowski. Kilkadziesiąt metrów od kościoła, w którym ks. Jerzy odprawiał swoją ostatnią mszę, znajdowały się samochody z ubranymi po cywilnemu żołnierzami WSW prowadzącymi inwigilację grupy kpt. G. Piotrowskiego. Fakt ten na początku lat 90 -tych potwierdził jeden z szefów WSI prokuratorowi A. Witkowskiemu udostępniając dzienniki prowadzonych przez WSW inwigilacji.

SB UDERZA W POPIEŁUSZKĘ, "DESPERAT" "CUDOWNIE" OCALONY

Gdy ks. Jerzy po zakończeniu mszy wsiadł do swojego Volkswagena Golfa, za kierownicą którego siedział „Desperat”, miał realną szansę uciec czyhającym na niego SB-kom. Tak się jednak nie stało. Na trasie do Warszawy Volkswagen księdza pomimo jego sprzeciwu zatrzymał się przed jadącym za nim Fiatem 125p. Poszturchiwania księdza i uderzenia pałką przez kpt. G. Piotrowskiego i jego kolegów doprowadziły do wepchnięcia księdza do bagażnika samochodu SB- eków. Tymczasem „Desperat” z założonymi kajdankami wsiadł do środka samochodu sprawców, lokując się obok kierowcy. Po drodze w trakcie jazdy udało mu się nie ponosząc żadnych obrażeń „wyskoczyć” z pędzącego samochodu, pomimo, że jak później zeznał, był szarpany za połę marynarki. Według ustaleń dokonanych prok. A. Witkowskiego kajdanki były spiłowane i umożliwiały wyzwolenie się z nich , zaś uszkodzona w trakcie skoku z samochodu poła marynarki jaki ustalili biegli, została odcięta ostrym narzędziem. Sam skok z samochodu po przeprowadzeniu wizji lokalnej przez prokuratora Witkowskiego okazał się niewykonalny przy prędkości wskazanej na procesie toruńskim przez „Desperata”. Kaskader biorący udział w wizji lokalnej złamał rękę i odniósł poważne potłuczenia.

ESBECY "ROZMIĘKCZAJĄ" KSIĘDZA

Tymczasem auto SB-eków z szamocącym się w bagażniku księdzem jechało dalej. Pierwszy postój zaplanowano w ruinach zamku, gdzie w trakcie śledztwa odnaleziono różaniec jakim posługiwał się ksiądz, jednak ten jakże ważny dowód ukryto w śledztwie. Tutaj rozpoczęło się „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki przez głodnego operacyjnego „sukcesu” kpt. G. Piotrowskiego. Następny większy postój zaplanowano w jednym ze starych bunkrów wojskowych w rejonie Kazunia. Tutaj grupa G. Piotrowskiego kontynuowała swoje działania, jeszcze bardziej brutalnie. Nad ranem półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna. Kpt. G. Piotrowski ze swoimi kompanami wracał do Warszawy wściekły z powodu „operacyjnego” niepowodzenia i pełen obaw co do dalszych losów przedsięwzięcia. Tymczasem ksiądz znalazł się w rękach drugiej grupy operacyjnej. Czy była to jakaś grupa z kontrwywiadu l wojskowego, czy była to inna grupa operacyjna MSW? Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych”, którzy na prośbę gen. Cz. Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego i od momentu mszy w kościele pilotowali G. Piotrowskiego i jego kompanów.

DZIAŁANIA POZOROWANE WŁADZ ZE ŚLADEM KGB W TLE

Jak wyglądały losy księdza w dniach następnych i kto dalej się nim „zajmował”? Na pewno kontynuowano brutalny proces werbunku księdza nie stroniąc od bicia i szantażowania go śmiercią. Poszlaki śledcze wskazują także, że w dniach 20 – 25 października ksiądz mógł przebywać na terenie jednej z sowieckich jednostek w rejonie Kazunia, gdzie była m.in. ekspozytura KGB. W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy ludzi resortu przeczesywało okoliczne tereny, mając do dyspozycji wszelkie środki, jakimi dysponowało wówczas MSW. Trwały akcje poszukiwawcze o krypt. „Przeszukanie” i „Sutanna”. Gęste kordony Milicji i ZOMO uniemożliwiały przedarcie się „przysłowiowej myszy”. Komunikaty radiowe i telewizyjne informowały o zaginięciu księdza i trwających poszukiwaniach, tak jakby władza całkowicie nie wiedziała, co się stało. W dniu 20 października organa ścigania szukały księdza i sprawców jego porwania, gdy tymczasem późniejsi skazani poruszali się w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej. Był to pierwszy element kłamstwa ze strony MSW i gen. Cz. Kiszczaka.

NIE TYLKO PIOTROWSKI I KOMPANI TORTUROWALI KSIĘDZA

Jak wyglądała styczność księdza z radzieckimi towarzyszami z KGB, tego nie wiemy i prawdopodobnie się już nie dowiemy. Odnalezione a następnie ujawnione ciało księdza jednoznacznie wskazywało, ze ks. Jerzy był fizycznie maltretowany znacznie dłużej, niż mógłby to robić kpt. G. Piotrowski ze swoimi kompanami. A więc zdecydowanie nie mógł tego robić kpt. Piotrowski i jego dwaj kompanii. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że 25 października 1984 r. ks. jeszcze żył. W tym właśnie dniu u lekarza leczącego ks. Jerzego pojawiło dwóch osobników z MSW z zapytaniem, jakie leki brał ksiądz i jakie dawki, sugerując zarazem, że wszystko jest w porządku z księdzem. Przerażona pani doktor zaskoczona wieczorową porą udzieliła niezbędnych informacji tajemniczym osobnikom.

Kiedy więc ksiądz zakończył życie? Wiele poszlak wskazuje, że miało to miejsce w 25 października 1984 r.

trumna-z-ksiedzemWątpliwości mogą dotyczyć jedynie godziny zgonu. Prof. Andre Horve z jednego uniwersytetów paryskich sugeruje również datę po 25 października 1984 r. opierając swój pogląd na podstawie zdjęć z oględzin zwłok księdza, sprzedanych później francuskiemu „Paris Match”. Prof. A. Horve wskazuje jednocześnie na wiele innych obrażeń księdza, których nie podano w oficjalnych komunikatach z przeprowadzonych oględzin. Krótko mówiąc jego opinia kwestionuje ustalenia prof. Marii Byrdy, która prowadziła oględziny medyczne zwłok księdza. Prof. A. Horve swoje niezwykle cenne spostrzeżenia publikuje we francuskiej prasie.

JAK SŁUŻBY "ZNAJDUJĄ" I "GUBIĄ" CIAŁO KSIĘDZA

26 października ludzie gen. Kiszczaka lokalizują zwłoki w Wiśle po raz pierwszy.  Fakt ten  potwierdza zeznanie jednego z prokuratorów, któremu wydano polecenie wyjazdu i przeprowadzenia czynności na miejscu zdarzenia. W dniu 26  października zwłoki księdza zostają wydobyte z wody i poddane oględzinom przez medyka, czego nie ujawniono na procesie toruńskim, następnie z powrotem wrzucone do Wisły. Szef Biura Śledczego MSW – płk Z. Pudysz konsultuje sprawę publicznego ujawnienia zwłok księdza i dalszych szczegółów związanych z kierunkiem śledztwa. W dniu 30 października gen. Kiszczak przylatuje helikopterem na tamę we Włocławku wraz ze swoim orszakiem i buńczucznie oznajmia do zebranych ekip poszukiwawczych: Dziś musi się znaleźć.

Do akcji ruszają płetwonurkowie, którzy mają ujawnić i wydobyć zwłoki. Lokalizacja i wydobycie zwłok księdza w dniu 30 października 1984 r. są również scenariuszem skonstruowanym przez MSW nawet w detalach. Wystarczy wspomnieć, że inna ekipa nurków ujawniła zwłoki księdza w wodzie, a inna je wydobyła. Jeszcze przez wiele lat biorący udział w akcji płetwonurkowie będą poddawani naciskom ludzi gen. Cz. Kiszczaka. Nawet po 1989 r. wielu z nich będzie się bało złożyć zeznania przed prokuratorem prowadzącym śledztwo obawiając się o swoje życie. Wersję odnalezienia zwłok księdza uzupełnia fakt, że ani Piotrowski ani jego koledzy nie byli w stanie na procesie toruńskim precyzyjnie określić miejsca ich porzucenia.

SZUKANIE KOZŁA OFIARNEGO

[caption id="attachment_354" align="alignleft" width="220"]Adam Pietruszka Adam Pietruszka[/caption]

Równolegle do akcji poszukiwań księdza i przygotowań do ujawnienia jego zwłok w wąskim kierownictwie MSW prowadzone były intensywne rozmowy sztabowe z udziałem gen. Kiszczaka w sprawie „sprecyzowania” osób winnych śmierci księdza. Gen. Cz. Kiszczak miał świadomość tego, że w odbiorze społecznym to kierowane przez niego MSW faktycznie odpowiada za mord księdza i że ta sprawa może w konsekwencji doprowadzić do niepokojów społecznych i destabilizacji w kraju. Z perspektywy MSW należało zatem sprawę winy odpowiednio „ukierunkować”. Było to o tyle możliwe,że to MSW „produkowało” dowody zbrodni dla prokuratury i nieuchronnego procesu sprawców. Zatem MSW nie mogło oskarżać samego siebie. Zdecydowano się na ograniczenie winnych do jedynie grupy kpt. Piotrowskiego wzmacniając ją osobą wicedyrektora Departamentu IV MSW – płk Adama Pietruszki. Poświęcenie czterech funkcjonariuszy mogło w przekonaniu Kiszczaka uratować cały resort. Takie założenie, z jego punktu widzenia wydawało się najbardziej racjonalne.

Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski nie mieli w zasadzie wyboru, jednak ich wiedza i potencjalna możliwość jej ujawnienia przed sądem była zagrożeniem dla MSW. Co by się bowiem stało, gdyby zeznali pod rygorem odpowiedzialności karnej, ze przekazali księdza innej ekipie i nic nie wiedzą o jego dalszych losach. Sam kpt. Piotrowski po zatrzymaniu go w MSW napisał 70-stronicowy elaborat szczegółowo opisujący bieg zdarzeń, wskazując w nim na wiele faktów kompromitujących gen. Kiszczaka. Jednak Kiszczak

[caption id="attachment_355" align="alignleft" width="205"]Leszek Pękala Leszek Pękala[/caption]

za obietnicę pomocy oskarżonym „gdy się sytuacja uspokoi” zażądał od nich by w trakcie procesu „nie brnęli w głąb”. Kpt. G.Piotrowski uwierzył w zapewnienie Kiszczaka  i zgodził się z sugestiami Kiszczaka  i jego śledczych. Pękala i Chmielewski przyjęli podobny  kierunek w śledztwie. Najtrudniejszym orzechem do zgryzienia był płk A.Pietruszka, który nie mógł pogodzić się ze statusem oskarżonego. Kiszczak w osobistej rozmowie z nim obiecał mu nawet szlify generalskie, o ile zgodzi się na status bycia oskarżonym. Zwrócił się do niego wówczas wprost: Generale Pietruszka trzeba się dać chwilowo zamknąć.

Pietruszka jednak nie mógł do końca pogodzić się z mianowaniem go wykonawcą zbrodni na księdzu i to on będzie wymagał po procesie największej „opieki” ze strony MSW.

OSKARŻONYCH JUŻ MAMY, PORA NA ZNALEZIENIE ODPOWIEDNIEGO SĘDZIEGO

Koncepcja czterech oskarżonych, działających poza wiedzą i wbrew interesom MSW zwyciężyła z czterema innym koncepcjami, jakie opracowały zespoły Biura Śledczego MSW.

Teraz należało przekuć spreparowany pod kątem przyjętej koncepcji materiał dowodowy w projekt aktu oskarżenia.

[caption id="attachment_356" align="alignleft" width="211"]Waldemar Chmielewski Waldemar Chmielewski[/caption]

W trakcie jednego posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR gen. Kiszczak oznajmił wprost towarzyszom, że sprawa jest już na ukończeniu i że w chwili obecnej trwają prace nad „doszlifowaniem” aktu oskarżenia, tak aby jak to określił, „nie popełnić politycznego błędu”. Problemem było jedynie znalezienie odpowiedniego składu sędziowskiego, który podobnie jak akt oskarżenia nie poszerzałby sprawy „w głąb”. Jednak i tutaj Kiszczak był dobrej myśli. Zakładano, ze proces zakończy się przed końcem roku i sprawa zostanie odsunięta od MSW. Resort naciskał aby jak najszybciej skierować akt oskarżenia do sądu i jak najszybciej wyznaczyć termin pierwszej rozprawy . Kiszczak był tak pewien swojego scenariusza, że na kolejnym posiedzeniu BP KC PZPR odnosząc się do sprawy ks. J. Popiełuszki trywialnie oznajmił zebranym: Nie ma tu żadnych nowych rewelacyjnych danych.[...] Na razie sprawa kończy się na płk Pietruszce.

Rozpoczęty w grudniu 1984 r. proces G. Piotrowskiego, Pękali, Chmielewskiego i Pietruszki był transmitowany przez telewizję i szeroko nagłaśniany w reżimowej prasie. O ile udało się dość łatwo zneutralizować prokuraturę, serwując jej spreparowany w MSW szkielet aktu oskarżenia, o tyle trudniej było w sądzie. Jednak presja resortu na skład orzekający zrobiła swoje. Przewodniczącym składu orzekającego sędzią Arturem Kujawą zajął się osobiście sam szef Biura Śledczego MSW – płk Zbigniew Pudysz. Naciski wywierano także na sędziego Juranda Maciejewskiego, który swoją rolę na procesie ciężko odchoruje popadając po latach w alkoholizm. Ludzie Kiszczaka skrupulatnie zajęli się również rolą pełnomocników – oskarżycieli posiłkowych reprezentowanych przez znanych

[caption id="attachment_357" align="alignleft" width="290"]Edward Wende Edward Wende[/caption]

adwokatów Jana Olszewskiego, Edwarda Wendego, Krzysztofa Piesiewicza i Andrzeja Grabińskiego. Operacyjna kontrola wymienionych przez MSW w trakcie trwania procesu przyniosła wiele strategicznych informacji, pozwalających na przygotowanie „obrony resortu MSW” na sali sadowej.

ODDECH ULGI GENERAŁA

Gdy w lutym 1984 r. zapadł wreszcie wyrok Kiszczak odetchnął w poczuciu przejścia najgorszego etapu sprawy. Sąd Wojewódzki w Toruniu skazał sprawców na kary : G. Piotrowskiego na 25 lat, A. Pietruszkę na 25 lat Pękalę i Chmielewskiego na 12 lat pozbawienia wolności. Pozostawało jeszcze zatwierdzenie wyroku przez Sąd Najwyższy, ale tutaj obawy resortu były znacznie mniejsze.

Co zyskał generał Kiszczak doprowadzając do procesu toruńskiego? Zyskał bardzo wiele. Przede wszystkim doprowadził do procesu i ukarania sprawców. Oddalił podejrzenia od kierownictwa MSW a tym samym pokazał „praworządność” w komunistycznym państwie przynajmniej w pozorach. Sam publiczny proces mógł dla wielu niezaangażowanych politycznie Polaków być przykładem jawności w komunistycznym państwie o którą walczyli ludzie „Solidarności”. Koszta nie były wielkie, tylko 4 ludzi dla liczącego sto kilkadziesiąt tysięcy aparatu MSW. A przede wszystkim uniknięto na kanwie tego wydarzenia zamieszek i destabilizacji kraju.

KGB TRZYMA RĘKĘ NA PULSIE

Wątek rosyjski nie zakończył się wraz z uprowadzeniem i śmiercią  księdza. Przedstawiciel radzieckiej rezydentury w Warszawie od początku interesowali się postępami MSW w prowadzeniu śledztwa. O dziwo, towarzysze radzieccy interesowali się nawet wynikami prac Laboratorium Kryminalistycznego zabezpieczającego i badającego ślady związane z uprowadzeniem i zamordowaniem śledztwa. Po latach potwierdzi to ówczesny szef tego laboratorium. Ludzie gen. Michajłowa [z- ca szefa rezydentury KGB w Warszawie] uspokoili się dopiero gdy pewne było, ze krąg osób oskarżonych został zamknięty i dowiedzieli się , ze resort MSW zrobi wszystko, aby nie poszerzać sprawy.

Jednak Centrala KGB w Moskwie była wściekła. W dzień pogrzebu księdza w podwarszawskim Zalesiu, w jednym z obiektów należących do MSW zorganizowano wspólną naradę przedstawicieli kierownictwa SB i przedstawicieli radzieckiego KGB pod roboczym tytułem: „Sprawa ks. J. Popiełuszki i jej skutki”, w której polska strona przedstawiła różne aspekty operacyjne całej sprawy towarzyszom radzieckim. Towarzysze radzieccy podsumowali całą sprawę jako „spartoloną robotę”. Nie znamy jednak szczegółów wszystkich prowadzonych na ten temat rozmów na linii MSW – KGB. Pełną wiedzę na ten temat zawiera z pewnością archiwum KGB na Łubiance. Pewne jest jednak, ze w latach 80. istniała bardzo bliska współpraca pomiędzy Departamentem IV MSW a Zarządem V KGB, co potwierdzają dokumenty archiwalne znajdujące się w zasobie IPN. Wiemy również, że wspólne działania na tzw. Kierunku  kościelnym nie ograniczały się jedynie do realizacji sprawy o krypt., „TRIANGOLO” i użyczania polskiej agentury ulokowanej w kościele katolickim towarzyszom radzieckim. Przedstawiciele KGB wielokrotnie spotykali się w tej sprawie z polskimi kolegami z Departamentu IV poza granicami Polski. To dotyczyło między innymi szefa Departamentu IV MSW – gen. Z. Płatka jak i jego zastępcy płk. A. Pietruszki.

Dzisiaj wiemy na pewno, że dla rosyjskiego KGB na początku lat 80-tych sprawa pozyskania wartościowej agentury w Rzymie bądź agentury, która miałaby naturalny dostęp do Kurii Rzymskiej była jednym z priorytetowych kierunków. Jednak w tym wypadku radzieckie KGB musiało liczyć na wsparcie służb z bratnich krajówPolska bezpieka wydawała się służbą która miała największe możliwości w tym zakresie. I z tej właśnie przyczyny działania KGB w sprawie ks. J.Popiełuszki mają swoje racjonalne uzasadnienie.

ZACIERANIE ŚLADÓW

Wyrok Sądu Wojewódzkiego na czterech funkcjonariuszach nie był końcem działań SB w sprawie ks. J. Popiełuszki. Scenariusz zdarzeń jaki został zarysowany na procesie toruńskim należało utrwalić w oczach opinii publicznej. Sprawić, aby większość Polaków uwierzyła w samowolny „wybryk”, jak to określił Kiszczak „młodych  nieodpowiedzialnych ludzi”. To również zostało skrupulatnie przygotowane przez MSW. Jeszcze w okresie trwania śledztwa, w ramach MSW powołano specjalną grupę operacyjną SGO II na czele która m.in. kierował ppłk Edward Janczura, która m.in. podjęła działania zacierające ślady wcześniejszej działalności SB wobec osoby ks. J. Popiełuszki. Przede wszystkim należało „zabezpieczyć” wszelkie akta operacyjne dotyczące sprawy, jakie znajdowały się w Departamencie IV, które mogłyby kompromitować resort.

W ten sposób zabezpieczono akta dotyczące zarejestrowanego w sprawie „Popiel” „Desperata”, które w końcu grudnia 1989 r. zostały bezpowrotnie zniszczone z powodu jak to określono w urzędowym zapisie „braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej”. Podobny los spotkał akta dotyczące samego ks. J. Popiełuszki – jego akta operacyjne i śledcze w MSW zostały wybrakowane. Zniszczono także meldunki operacyjne dotyczące ks. Jerzego, jakie opracowano w Wydziale VI Departamentu IV – całościowo odpowiadającym za działania dezintegracyjne i dezinformacyjne wobec kościoła.

Dokumentacja Sprawy Operacyjnego Rozpracowania "POPIEL” poddana została skrupulatnej analizie. Z liczących ponad 450 kart wybrakowano ponad 200 kart – zawierających doniesienia. W tak wybrakowanej postaci akta te ocalały zawieruchę resortową z lat 1989-1990, jednak nie ma ich w zasobie IPN, który prowadzi śledztwo i  nie podjęto nawet ich poszukiwań. Dokonano również zafałszowania wszelkiej ewidencji operacyjnej MSW w odniesieniu do wszystkich osób związanych ze sprawa ks. J. Popiełuszki.Wystarczy wspomnieć jedynie o kartach ewidencyjnych „Desperata”, które były wielokrotnie kreślone i zmieniano naniesione wcześniej zapisy, co sprzeczne było z obowiązującymi w MSW przepisami w zakresie prowadzenia ewidencji operacyjnej.

TAJEMNICZE ZGONY

Ginęli uczestnicy prowadzonego przez MSW śledztwa, którzy posiadali cenną wiedzę na temat „kuchni” tego śledztwa jak płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek. Czyszczono Departament IV gen. Z. Płatek wyczerpany nerwowo, podejrzewał nawet Kiszczaka o próbę otrucia go – nie ufał nawet własnej sekretarce.  Gdy w maju 1985 r. szefem Departamentu IV został ściągnięty z Katowic płk. Zygmunt Baranowski, niebawem został znaleziony martwy za biurkiem po, jak to określone zostało w dokumentach, rozległym zawale, a jego ciało nigdy nie zostało wydane rodzinie. Po latach okaże się, że płk. Z. Baranowski nigdy nie był leczony na schorzenia mogące spowodować natychmiastowy rozległy zawał. Na  szczęście  zachowały się jego akta osobowe.

UTRWALANIE "PRAWDZIWEJ PRAWDY"

Jednak zasadnicze działania w związku ze sprawą śmierci ks. J. Popiełuszki prowadzone były przez MSW w ramach trzech spraw operacyjnych „ROBOT”, „TERESA”, „TRAWA”.

Ich zasadniczym celem było jak określono to w jednym z dokumentów źródłowych „ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych”, a interesem tym było oczywiście utrwalenie scenariusza toruńskiego i uniemożliwienie przedostania się do opinii publicznej jakichkolwiek informacji mogących rzucić światło prawdy na rzeczywista rolę resortu w działaniach, które doprowadziły do śmierci księdza. Formalnie prowadzenie tych spraw przejął Zarząd Ochrony Funkcjonariuszy MSW czyli nowo powstała wewnętrzna komórka w MSW mająca uprawnienia kontrolne wobec funkcjonariuszy i kierowana przez ściągniętego przez Kiszczaka ze służb wojskowych płk Sylwestra Gołębiewskiego – jednego z najbardziej jego zaufanych ludzi. Okres prowadzenia tych spraw to listopad 1984 -kwiecień 1990.

W realizację wspomnianych spraw zaangażowanych było kilka pionów MSW. Poza realizującym sprawy bezpośrednio Zarządem Ochrony Funkcjonariuszy działania prowadziły także Biuro Techniki, Biuro „W”, Biuro Obserwacji, Biuro Śledcze oraz wojewódzkie Urzędy Spraw Wewnętrznych w Łodzi, Rzeszowie, Wrocławiu. Minister MSW - gen. Cz. Kiszczak zalecił stosowanie w ramach spraw TERESA, TRAWA i ROBOT „wszelkich możliwych środków i metod operacyjnych”. Należy podkreślić, że już w samym założeniu kierownictwa MSW wspomniane sprawy rysowały się jako niezwykle kluczowe. Nigdy bowiem resort MSW, nawet wobec działaczy z kierownictwa podziemnej „Solidarności”, nie angażował w takim stopniu swojego potencjału. Ale nie tylko to świadczyło o randze tych spraw w resorcie MSW.

[quote]Wszystkie działania, jakie były prowadzone w ramach sprawach TERESA, TRAWA i ROBOT, osobiście nadzorował sam szef gen. Cz. Kiszczak osobiście dokonując adnotacji na dokumentach i sugerując dalsze kierunki działań operacyjnych.[/quote]

Po co MSW po prawomocnym procesie sprawców mordu ks. J. Popiełuszki prowadziło tak szerokie działania i to osobiście nadzorowane przez samego Ministra?

W języku MSW zasadniczym celem wspomnianych spraw była „operacyjna ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych przed wrogimi działaniami skazanych w procesie i ich rodzin”. Przekładając to na język bardziej zrozumiały, chodziło o zagrożenia związane z możliwością nagłośnienia rzeczywistego przebiegu zdarzeń, które doprowadziły do śmierci księdza i dokonaną przez MSW Manipulacją śledztwem i procesem sądu w Toruniu.

Kiszczak miał świadomości tego, że wersja zdarzeń dotycząca uprowadzenia księdza, jego zabójstwa i sprawców tego zabójstwa, jaka została utrwalona w wyniku procesu toruńskiego jest fikcją i wcale nie jest pewne, czy uda się ten scenariusz utrzymać przed opinia publiczną.

WROGOWIE Z REAKCYJNEGO ZACHODU

Jeszcze większe obawy miał szef MSW wobec dziennikarzy zachodnich akredytowanych w Polsce, których opinie i doniesienia prasowe w zasadniczej mierze kształtowały obraz Polski na arenie międzynarodowej. Kiszczak wielokrotnie stawiał problem przekazania informacji przez skazanych bądź ich rodziny właśnie dziennikarzom zachodnim. Problem ściśle kontrolowanych mediów krajów był bowiem bez znaczenia, tutaj była możliwość bezpośredniej ingerencji, inaczej było zaś w przypadku źródeł informacji przedstawicieli zachodniej prasy.

Wróćmy jednak do kontroli operacyjnej skazanych w procesie toruńskim i ich rodzin, jakiej dokonano w ramach spraw TERESA TRAWA i ROBOT.

NAJSŁABSZE OGNIWO - PŁK PIETRUSZKA

Kluczowe działania podejmowane były wobec płk. A. Pietruszki i kpt. G. Piotrowskiego.

Kierownictwo MSW wiedziało, ze największe zagrożenie może wiązać się z postawą płk A. Pietruszki i jego rodziny, nie akceptujących roli jaka Kiszczak wyznaczył mu w śledztwie i na procesie toruńskim. Resort cały czas sprawował opiekę nad przebywającym w więzieniu na Rakowieckiej a następnie w ZK w Barczewie płk A. Pietruszką. Początkowo usiłowano wpłynąć na postawę płk A. Pietruszki poprzez jego żonę Różę Pietruszka oferując jej pomoc finansową MSW i syna – proponując mu kolei wyjazd do Szwajcarii. Propozycje te nie zostały przyjęte przez Pietruszków. Gdy ludzie Kiszczaka uzyskali poszlaki wskazujące, że rodzina płk. A. Pietruszki może być w posiadaniu ważnych kompromitujących resort dokumentów dotyczących sprawy ks. Jerzego, nie zawahano się nawet dokonać włamania i przetrząśnięcia mieszkania Pietruszków. Podsłuch, kontrola korespondencji, ograniczenie kontaktów

[caption id="attachment_358" align="alignleft" width="139"]Ewa Łętowska Ewa Łętowska[/caption]

z rodziną, wywieranie presji psychicznej na Pietruszkę i jego żonę, zwolnienie Jarosława Pietruszki z MSW to tylko niektóre elementy z bogatego wachlarza działań wobec Pietruszków. MSW chciało mieć wyprzedzające informacje odnośnie planowanych przez Pietruszków prób  nagłośnienia sprawy ks. J. Popiełuszki, rewizji wyroku toruńskiego i wznowienia procesu. W ten sposób Kiszczak wiedział o wysyłanych przez żonę pułkownika - Różę Pietruszka pismach do Prokuratury Generalnej, Rzecznika Praw Obywatelskich Ewy Łętowskiej czy próbach dotarcia w marcu 1989 r. do uczestników obrad „okrągłego stołu” i prof. Adama Strzembosza. MSW kontrolowało również kontakty R. Pietruszki z szefem powstałej we wrześniu 1989 r. Nadzwyczajnej Sejmowej Komisji do Zbadania Działalności MSW – posłem Janem Rokitą, chcąc wiedzieć, czy wspomniana komisja może zająć się sprawą rzeczywistej roli resortu w sprawie ks. J. Popiełuszki.

PIOTROWSKI PRZESTAJE UFAĆ OPIEKUNOM

O ile podejmowane przez MSW działania wobec płk A. Pietruszki cechuje destrukcja,, o tyle działania wobec skazanego kpt. G. Piotrowskiego są bardziej elastyczne, zmierzające do odpowiedniego ukształtowania zachowania Piotrowskiego i jego rodziny, zachowania określanego jako „zgodne z interesem resortu spraw wewnętrznych”. Początkowo skazany w Toruniu G. Piotrowski traktował swój pobyt w więzieniu jako tymczasowy, nadal głęboko wierząc w „opiekę” Resortu, z którym się nadal identyfikował. Nieprzypadkowy był również gryps Piotrowskiego do Pietruszki w więzieniu na Rakowieckiej „Jak długo zamierza Pan tu siedzieć”.

Problem kpt. Piotrowskiego zaczął się dopiero w następnych latach, gdy złożona wcześniej Piotrowskiemu przez Kiszczaka obietnica wyjścia z więzienia zaczęła się w przekonaniu Piotrowskiego oddalać.

W końcu 1988 r. w trakcie prowadzonej inwigilacji, MSW uzyskało informacje, że kpt. G. Piotrowski miał przygotować w więzieniu kilka dokumentów dotyczących sprawy ks. J. Popiełuszki i roli w sprawie kierownictwa MSW, które miał zdeponować u osób trzecich za pośrednictwem swojej żony – Janiny Pietrzak. MSW zdecydowało się wówczas na podjęcie z G. Piotrowskim specyficznego dialogu operacyjnego za pośrednictwem jego żony. Kiszczakowi chodziło o wysondowanie przede wszystkim tego, jak zamierza dalej zachowywać się G. Piotrowski, jak mógłby się zachowywać po ewentualnym wyjściu na wolność oraz jakiej ewentualnie pomocy spodziewa się od MSW. W takcie prowadzenia wspomnianego dialogu operacyjnego MSW z jednej strony usiłowało wpłynąć na jego w taki sposób, aby „nie wracać do spraw minionych”, z drugiej zaś strony w pełni kontrolowało jego plany i zamierzenia w zmieniającej się sytuacji politycznej.

Gen. Kiszczak liczył, że kształtując postawę Piotrowskiego wpłynie on również na postawę dwóch pozostałych skazanych czyli W. Chmielewskiego i L. Pękali, dla których Piotrowski nadal był autorytetem. Elastyczność tych działań była uzależniona od aktualnej sytuacji. Wystarczy wspomnieć, że MSW jednym razem oferowało pomoc w uzyskaniu paszportu dla żony Piotrowskiego, z drugiej zaś strony straszyło ją konsekwencjami ujawnienia tajemnicy państwowej przez nią lub jej męża w sytuacji, gdyby ujawnione zostały nowe informacje lub dokumenty odnośnie sprawy ks. J. Popiełuszki. Gama działań wobec płk Pietruszki i kpt. Piotrowskiego była szeroka.

Omówione działania MSW to tylko niektóre z nich. Resort MSW podejmował także działania wobec pozostałych skazanych w procesie toruńskim, czyli L. Pękali i W. Chmielewskiego, nad którymi roztoczono skrupulatnie „opiekę” nawet wówczas, gdy opuścili więzienie i trafili na wolność.

DŁUGIE MACKI MSW

[caption id="attachment_359" align="alignleft" width="257"]Andrzej Grabiński Andrzej Grabiński[/caption]

Kontrola MSW nie ograniczała się jedynie do skazanych w Toruniu funkcjonariuszy MSW i ich rodzin, ale objęła wszystkich którzy mieli bądź mogli mieć jakikolwiek związek ze sprawą ks. J. Popiełuszki. Krąg tych ludzi obejmował m.in. adwokatów – oskarżycieli posiłkowych na procesie czyli E. Wendego, J. Olszewskiego, A. Grabińskiego i K. Piesiewicza. Szczególną „opieką” otoczono mecenasa Grabińskiego, który już w trakcie procesu toruńskiego zapowiedział złożenie apelacji. Pewne poszlaki wskazują, że morderstwo tłumaczki literatury angielskiej Anny Grabińskiej w Warszawie na Saskiej Kempie, jakiego dokonali nieznani sprawcy, mogło mieć związek z działaniami resortu właśnie wobec mecenasa A. Garbińskiego i jego rodziny. Interesowano się również rodziną i bliskimi znajomymi księdza.

MSW WYNAGRADZA CHROSTOWSKIEGO

Z kierowcą księdza Waldemarem Chrostowskim zawarto w dniu 31 sierpnia 2007 r. [ugoda pomiędzy pomiędzy mecenasem E. Wende reprezentującym W. Chrostowskiego a Skarbem Państwa reprezentowanym przez MSW] ugodę, co nigdy nie było praktykowane w MSW. W świetle cytowanej ugody MSW wypłaciło W. Chrostowskiemu niebotyczną jak na owe czasy sumę 1 650 000 zł za straty materialne i w ramach jednorazowego odszkodowania, zamykając drogę do ewentualnych roszczeń w przyszłości, jak zostało to zaznaczone w tekście ugody. Kuriozalne jest to, że nawet gdyby MSW chciało naprawiać szkody, to w pierwszej kolejności tego typu ugodę powinno zawrzeć z rodziną ks. Jerzego pogrążoną na zawsze w bólu i cierpieniu po starcie ukochanego syna. Tymczasem propozycja rzekomego naprawienia szkód fizycznych i moralnych została wystosowana jedynie wobec kierowcy księdza.

Ocena takiego postępowania MSW może być tylko jedna, otóż zawarta pomiędzy Chrostowskim a MSW ugoda nie była ona forma zadośćuczynienia, ale nagrodą za milczenie w sprawie księdza. Zacieranie śladów przez ekipę gen. Kiszczaka trwało do ostatnich dni jego pobytu w MSW, czyli do lipca 1990 r.

PROKURATOR WITKOWSKI NIEWYGODNY POMIMO UPŁYWU LAT

[caption id="attachment_360" align="alignleft" width="300"]Andrzej Witkowski i Wojciech Sumliński Andrzej Witkowski i Wojciech Sumliński[/caption]

Gdy w 1990 r. prokurator Witkowski wraz z innymi prokuratorami podjął śledztwo dotyczące istnienia związku przestępczego w strukturach MSW, pojawiła się realna szansa na wyjaśnienie sprawy morderstwa księdza i roli w tym kierownictwa MSW. Jednak jego odsunięcie od sprawy zahamowało dalsze postępy w sprawie. Istniejący wówczas klimat polityczny i obowiązująca filozofia „grubej kreski” utopiły proceduralnie to śledztwo, podobnie jak wiele innych, w których przedmiotem były czyny przestępcze mające związek z działaniami resortu spraw wewnętrznych.

Gdy w 1999 zaczęto organizować IPN, ponownie pojawiły się szanse powrotu do sprawy ks. Jerzego. Jeszcze bardziej stało się to realne gdy w 2001 r. sprawę podjęli prokuratorzy Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni w Lubelskim Oddziale IPN. Wszystko wskazywało, że tym razem sprawa zostanie doprowadzona do końca, zwłaszcza, ze merytoryczny nadzór nad nim sprawował prokurator A. Witkowski. Jednak i tym razem, podobnie jak w 1991 r., gdy ustalono szereg niezwykle istotnych faktów i rozważane było przedstawienie zarzutów Gen. Cz. Kiszczakowi, A. Witkowski został odsunięty a sprawę przekazano prokuratorom IPN z Katowic a następnie prokuratorom IPN

WA080313BWA_001w Warszawie. Nic nie wskazuje, że i tym razem uda się sprawę śmierci księdza wyjaśnić do końca. Czy i tym razem prawda przegra, a śledztwo utonie w proceduralnych zaułkach?

Bez tej prawdy nie będziemy mogli jednak zrozumieć istoty komunistycznego systemu, jego brutalności, zakłamania i deptania godności człowieka, a więc tak naprawdę nie będziemy mogli poznać tragicznej historii Polski doby komunizmu. Wreszcie tylko poprzez prawdę możemy oddać hołd człowiekowi który swoje życie poświęcił głosząc ją i za nią ginąc.

Leszek Pietrzak ("Polska The Times", 19 października 2008 r.)

 

Artykuł Zabić niewygodnego księdza – o komunistycznej akcji trwającej od lat 80. do dzisiaj pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/feed/ 0