Boris Akunin – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Boris Akunin – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Rosja staje na progu przemian, Niemcy dostrzegają w tym swoją szansę. W zaplombowanym wagonie wysyłają człowieka, który zmieni bieg historii. Akunin w najlepszym wydaniu! https://niezlomni.com/po-wybuchu-rewolucji-lutowej-rosja-staje-na-progu-przemian-niemcy-dostrzegaja-w-tym-swoja-szanse-w-zaplombowanym-wagonie-wysylaja-czlowieka-ktory-zmieni-bieg-historii-booris-akunin-w-najlepszym-wy/ https://niezlomni.com/po-wybuchu-rewolucji-lutowej-rosja-staje-na-progu-przemian-niemcy-dostrzegaja-w-tym-swoja-szanse-w-zaplombowanym-wagonie-wysylaja-czlowieka-ktory-zmieni-bieg-historii-booris-akunin-w-najlepszym-wy/#respond Mon, 04 Mar 2019 12:59:22 +0000 https://niezlomni.com/?p=50716

Kiedy po wybuchu rewolucji lutowej Rosja staje na progu wielkich przemian politycznych, Niemcy dostrzegają w tym swoją szansę na zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. W Operacji „Tranzyt” nowym zadaniem majora Josefa von Teofelsa jest zapewnienie bezpiecznego przejazdu do Rosji w osławionym zaplombowanym wagonie człowiekowi, który zmienił bieg historii.

"Zgodnie z nową amerykańską modą przed rozpoczęciem seansu wyświetlano jako bezpłatny „bonus” (to takie nowe słówko zza oceanu) kronikę filmową" - pisze Boris Akunin w książce pt. "Bruderszaft ze śmiercią Operacja tranzyt Batalion aniołów", opowiadanie "PRZED SEANSEM".
Kupił najtańszy bilet, za 50 rappenów — na balkonie, z boku. Zza kaszkietów i meloników tych przeklętych Szwajcarów, którzy od czasów Wilhelma Tella czują się niezręcznie bez nakrycia głowy, Zepp widział tyko górną połowę ekranu. Ale też nie za bardzo zajmowało go, co tu pokazują. Kupił bilet do Orient Cinema, żeby jakoś spędzić czas w oczekiwaniu na umówione spotkanie. A poza tym nie ma lepszego sposobu, by zgubić tajniaków, niż wymknąć się z ciemnej sali podczas seansu. Chociaż mało prawdopodobne, żeby któraś z miejscowych agentur zwróciła uwagę na proletariusza w wytartym ubraniu, ale, jak mawiają Rosjanie, przezorny zawsze w Boga wierzy.
Von Teofels zamierzał wyjść dwadzieścia minut po rozpoczęciu filmu reklamowanego na kinowym afiszu, a póki co chciał poukładać sobie w głowie szczegóły i przewidzieć wszystko, co może mu przeszkodzić w realizacji pierwszego etapu czekającej go operacji. Kiedy jednak na ekranie pojawiło się sprawozdanie z marcowych wydarzeń w Piotrogrodzie, chcąc nie chcąc, przerwał rzeczową analizę swojego zadania.

Okazuje się, że tak przebiega upadek imperium, które przetrwało trzysta lat i wydawało się nienaruszalne. Ulicami płynie brudny wiosenny potok, aż kipiący od flag i transparentów, lecą w górę czapki i ludzie wymachują rękami. A kiedy kamera zbliża się do tłumu, na twarzach ludzi widać radość — rozwarte w krzyku usta, rozciągnięte od ucha do ucha uśmiechy, pełne szaleństwa oczy. Jednym słowem — burzliwa, wylewająca się z brzegów energia, która wyrwała się spod kontroli. Kiedyś, podczas wyprawy na Syberię, major obserwował na Irtyszu lodołamacz. Widział, jak gruba warstwa lodu zaczęła trzeszczeć i pękać, szara sierść rzeki uniosła się i ogromne kęsy kry ruszyły przed siebie, nałażąc jedna na drugą, krusząc się i wywalając na brzegi rzeki.
Tak naprawdę należało się cieszyć, że przeciwnik, z którym człowiek walczył całe życie, oszalał, zadygotał w gwałtownych skurczach i z rozpustną satysfakcją zaczął rozdzierać swoje ciało. Jednak to zupełnie co innego czytać o rewolucji w gazetach, a co innego na własne oczy zobaczyć, jak to wygląda. Zeppa opanowało dziwne, pełne ekscytacji uczucie.
Wydarzenia w Rosji odbierał tak samo jak wszyscy Niemcy: stało się coś pięknego i nieoczekiwanego, jakby sam Pan Bóg, prowadząc do zakończenia wielkiej próby, zdecydował w końcu, po której jest stronie, i postanowił wynagrodzić Swój naród za wielkie cierpienia oraz wytrwałość.
Patrząc na ekran, von Teofels przypomniał sobie jednak podstawową prawdę: rewolucja nigdy niczego nie kończy, zawsze jest ona jakimś początkiem. W którą stronę ruszy fala uderzeniowa wielkiego, uwolnionego nagle żywiołu, kiedy będzie jej zbyt ciasno w kamiennych zaułkach Piotrogrodu? A nuż chaos i rozgardiasz zrodzi nową stal — o niebywałej wytrzymałości! Coś podobnego zdarzyło się przecież sto dwadzieścia lat temu: horda gołodupców — sankiulotów w czerwonych szlafmycach, pod dowództwem wczorajszych podporuczników, koniuchów i kowali — rozpędziła regularne wojska Europy i podłożyła ogień na całym kontynencie.
Coś ścisnęło go w prawym boku, gdzie jeszcze nie do końca pozrastały się podziurawione kulami kiszki. Major nawykowym gestem przycisnął do boku dłoń. I w tej sekundzie nawiedziła go prorocza myśl — nad wyraz nieprzyjemna.
Obiektyw przesuwający się po triumfującym tłumie na ułamek sekundy wychwycił twarz młodego oficera. Widniał na nim taki sam jak u wszystkich szeroki uśmiech; nad kołnierzem widać było zabandażowaną szyję, a na piersi kołysała się szara (w istocie pewnie purpurowa) kokarda.
Chociaż kamera poszła dalej, Zepp nie miał żadnych wątpliwości: to on! Żyje!
Major z taką siłą uderzył w oparcie fotela, że drewno aż zachrzęściło, a w jego boku jakby rozprężył się zwój drutu kolczastego. Siedzący obok widzowie spojrzeli na Teofelsa z przyganą.
Teofels zagryzł wargi i skurczony z bólu, niemal na ślepo, potykając się o czyjeś kolana i depcząc po kaloszach, zaczął się przeciskać do wyjścia.
Powietrza! Świeżego powietrza!
W foyer nie było już tak duszno jak w pełnej papierosowego dymu sali kinowej. Teofels zatrzymał się przed lustrem, zmarszczył się, widząc swoją bladozieloną fizjonomię, znoszoną kurtkę, wyświechtany kaszkiet, plebejskie, zwisające wąsy, a przede wszystkim dostrzegając na twarzy ślady babskiej nadwrażliwości. Po tych ostatnich obrażeniach nerwy ma już rzeczywiście do niczego.
No tak, dziwny zbieg okoliczności. To bardzo nieprzyjemne, że ten cholerny szczeniak żyje. Chodzi sobie, cieszy się — nie bardzo wiadomo dlaczego. Przecież właśnie obalono cara, w obronie którego dostał kulkę w szyję. Wyszło więc na to, że smarkacz wcale nie wygrał.
Major zawsze jednak był ze sobą szczery. Nie chodzi o cara. Chodzi o to, że Josef von Teofels, najlepszy z najlepszych, po raz pierwszy odniósł porażkę. Osobistą porażkę. Do dzisiaj pocieszał się tym, że człowiek, który go pokonał, zapłacił za swój tryumf życiem. Nie najlepsze to pocieszenie. A jak się właśnie okazało — na dodatek fałszywe.

Zepp nigdy nie wierzył w przeczucia, ale nagle naszła go obawa. „To wszystko źle się skończy” — odezwał się w nim cieniutki, plugawy głosik. Najpewniej był to ów osławiony głos wewnętrzny.
I Teofels się zdenerwował. Aż zazgrzytał zębami. Wiadomość o tym, że pan Aleksiej Romanow został przy życiu, uznał za informację pozytywną: jak Bóg da, jeszcze się spotkają. A kiepski wygląd i nawet ta chorobliwa bladość były akurat przydatne — pasowały do legendy.
Wszystko zmierza ku lepszemu. Przypomnienie o porażce przed ważną operacją to jedynie dodatkowy bodziec, który wzmacnia motywację. Zrobisz swoje, choćbyś zdechł. Drugiej porażki szefowie ci nie darują. Sam zresztą też byś jej sobie nie wybaczył. Tak jak nie umiesz zapomnieć o pierwszej.
Major otrząsnął się jak pies, wyrzucając z siebie pesymistyczne myśli. Uśmiechnął się do lustra, mrugnął i wyszedł na zalany wiosennym słońcem Beatenplatz.
Do randez-vous zostało dwadzieścia minut. Trzymajmy się, towarzysze! Kroczmy w świat nowy radośnie, duch nasz się wzmocni w tym boju!
Dziarskim krokiem przespacerował się po nabrzeżu zakręcającego w tym miejscu Limmatu, usiłując wpisać się w otaczający go krajobraz. Poszedł w kierunku skweru, na którym miał wyznaczone spotkanie. Wyjął z kieszeni i rozłożył lokalną gazetę z poprzedniej środy — był to umówiony znak.
Był w dobrym nastroju, dziarski jak w dawnych dobrych czasach, kiedy, wychodząc na akcję, czuł się panem wszechświata.
I nagle — że też zdarza się coś takiego! — gdzieś z boku nadbiegł mały gazeciarz. Dostrzegł pewnie stary numer „Neue Zurricher Zeitung” i chciał zaproponować nowy, jednak nie udało mu się dobrze wymierzyć rozbiegu.
Prosto w niezagojony bok!
Zepp zdusił w sobie jęk.
Gazeciarza jakby wiatr zdmuchnął. Krzyknął: „Tschuldigung”!(1) — i zmył się, zanim facet zdąży się odwinąć.
Zgięty w pół Teofels czekał, kiedy przestaną mu pływać przed oczami pomarańczowe plamy.
— Isch bi ihne alles in ornig?(2) — współczująco zapytał jakiś dobry samarytanin, delikatnie chwytając cierpiącego człowieka za łokieć.
— Macht nichts, macht nichst — wydusił z siebie Zepp z rosyjskim akcentem. — Danke schön.
Zmuszając się do uśmiechu, dokuśtykał do ławki i usiadł. Zostało mu sześć minut, aby doprowadzić się do stanu pozwalającego na sprawne działanie.
(1) Przepraszam! (niemiecki szwajcarski)
(2) Z panem wszystko w porządku? (niemiecki szwajcarski)

Boris Akunin, Operacja Tranzyt/ Batalion aniołów Bruderszaft ze śmiercią, tom 5, Wyd. Replika, Poznań 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Piąta i ostatnia już odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią to kolejne dwie minipowieści utrzymane w eksperymentalnej konwencji „powieści-filmu”, która ma na celu połączenie tekstu literackiego z wizualnością dzieła filmowego.

Kiedy po wybuchu rewolucji lutowej Rosja staje na progu wielkich przemian politycznych, Niemcy dostrzegają w tym swoją szansę na zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. W Operacji „Tranzyt” nowym zadaniem majora Josefa von Teofelsa jest zapewnienie bezpiecznego przejazdu do Rosji w osławionym zaplombowanym wagonie człowiekowi, który zmienił bieg historii.

Batalion aniołów natomiast poświęcony jest tragicznej historii pierwszego w Rosji żeńskiego batalionu śmierci, stworzonego przez Rząd Tymczasowy Rosji w celu zwiększenia morale żołnierzy. Do niezwykłego oddziału dołącza, w roli instruktora, sztabskapitan Aleksiej Romanow, zdeterminowany, aby przygotować podległe mu dziewczęta do wojennej rzeczywistości.

Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Borisa Akunina!

Artykuł Rosja staje na progu przemian, Niemcy dostrzegają w tym swoją szansę. W zaplombowanym wagonie wysyłają człowieka, który zmieni bieg historii. Akunin w najlepszym wydaniu! pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/po-wybuchu-rewolucji-lutowej-rosja-staje-na-progu-przemian-niemcy-dostrzegaja-w-tym-swoja-szanse-w-zaplombowanym-wagonie-wysylaja-czlowieka-ktory-zmieni-bieg-historii-booris-akunin-w-najlepszym-wy/feed/ 0
Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/ https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/#respond Fri, 22 Dec 2017 07:47:04 +0000 https://niezlomni.com/?p=45608

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku - pisze Boris Akunin.

Randez-vous zostało wyznaczone na wpół do pierwszej w Księgarni Żeglarskiej, w Alei Admiralicji. Zgodnie z profesjonalnym nawykiem Josef von Teofels zastosował zwykłe środki ostrożności.

Najpierw dwukrotnie przejechał obok dwiema różnymi dorożkami, potem przesiedział pół godziny z gazetą w Parku Aleksandrowskim, obok Przewalskiego i wielbłąda, z daleka obserwując wejście do księgarni i wchodzących tam ludzi. Nie zauważył nic podejrzanego.

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku.

Na dziesięć minut przed umówioną godziną, udając klienta, do księgarni wszedł jeden ze współpracowników piotrogrodzkiej siatki agenturalnej o pseudonimie „Niuchacz”. Miał sprawdzić wszystkie trzy sale i niby to przez pomyłkę zajrzeć do wszystkich pomieszczeń na zapleczu. Jak stwierdzi, że jest czysto, wychodząc na ulicę, upuści i podniesie melonik. Co też uczynił.
Wszystko w porządku. Można iść.

Zepp doczytał w „Nowym Czasie” zajmujący artykulik o powszechnej trzeźwości narodu rosyjskiego, będącej rezultatem prohibicji. Niespiesznie odłożył gazetę, przeciągnął się. Jak smakosz napawał się czekającą go przyjemnością.

Przez ostatnie dwa miesiące Teofels był poddany tak zwanej hibernacji — a mówiąc zwyczajnie, po prostu zbijał bąki: pracował jako buchalter w stoczni remontowej w Twierdzy Szwedzkiej w Helsinkach, która to twierdza nie miała żadnego znaczenia strategicznego. W takiej dziurze jeden z najważniejszych asów wywiadu niemieckiego nie miał zupełnie nic do roboty. Za sprawą bezczynności i ciężkiego fińskiego jedzenia Zepp przytył pięć kilogramów.

Podczas wojny nikt specjalistom tej klasy nie organizuje wakacji bez przyczyny. Majora od dawna szykowano do jakiegoś szczególnie ważnego zadania, ale przedtem postanowiono poddać go kwarantannie. Albo może tam u nich, na górze, nie wszystko jeszcze zdążyli przygotować.

Teofels — dobrze to o sobie wiedział — miał jedną jedyną, jednak istotną dla wywiadowcy wadę: brakowało mu cierpliwości. Jego żywy jak rtęć temperament potrzebował nieustannego ruchu, krew marzyła o podwyższonym pulsie, mózg domagał się stresu, nerwy — napięcia. Nie nadawał się do głębinowego zalegania wymagającego wagi ciężkiej, a na tym opiera się wywiad strategiczny. Całymi latami nic nie robić, jedynie budując sieć kontaktów i gromadząc informacje — tego by nie potrafił, po prosty by zwiądł. Jednak dowództwo wiedziało, kogo i do czego należy wykorzystywać. Generał Zimmermann, szef zarządu wywiadowczo-dywersyjnego, w czasie wolnym od służby zajmował się stolarką, dlatego też w specyficzny sposób klasyfikował swoich agentów. Rezydentów przeznaczonych do zadań strategicznych nazywał „piłami tarczowymi”, drobnych wykonawców — „dłutkami”, specjalistów do „sprzątania”, w zależności od stopnia delikatności zadania — „heblami” albo „pilnikami”, „wkrętom” zlecano operacje w rodzaju szantażu albo werbunku, „śrubokrętom” — rozwiązywanie analitycznych łamigłówek. I tak dalej, i tak dalej — zestaw narzędzi dawał gwarancję obsłużenia każdego przypadku.

Zepp wiedział, że u szefa figuruje jako Spaltaxt, „topór”, ale nie obrażał się na tę mało romantyczną charakterystykę swoich możliwości. Toporem szybko i równiutko rozłupuje się twardy pień. Stalowe ostrze zalśni jak błyskawica, chrup — i kloc rozpada się na dwie równe połówki.
Pospieszne wezwanie z obrzydłego Sveaborga na konspiracyjne spotkanie do stolicy oznaczało, że dłużące się oczekiwanie minęło. Nastał czas topora.
Ciekawe, co oni tam wymyślili…

Czym mogę służyć? — rzucił w jego stronę ekspedient.
Przybysz ze Sveaborga zupełnie nie wyglądał na buchaltera. Ze względu na konieczność konspiracji oraz by wyglądać bardziej stosownie w stołecznym światku, Teofels przeobraził się podczas podróży z prowincjonalnego gryzipiórka w stołecznego franta — hiszpańska bródka, złote binokle, jedwabny cylinder, jasne palto, angielskie sztyblety.

— Chciałbym, gołąbeczku, do działu kahtoghafii — wyrzekł po profesorsku, grasejując jak wielki pan.
Od razu było widać, że to solidny klient. Może jakaś gwiazda rodzimej kartografii albo nawet członek Towarzystwa Geograficznego.
— Pan pozwoli, zaprowadzę…

W księgarni było prawie pusto. Tylko kilku oficerów marynarki i jakichś urzędników wypatrywało czegoś na półkach albo grzebało w bibliograficznej kartotece. Była to znakomita księgarnia, najlepsza w Rosji, ale przecież, co zrozumiałe, nie dla szerokiej klienteli.

Niuchacz wykonał swoją robotę jak należy. Wprawne oko majora od razu sklasyfikowało wszystkich: nie było wśród nich żadnych przebierańców. Czysto. Można spokojnie czekać na łącznika. Jeśli przyprowadził ze sobą ogon, na placu rozlegnie się klakson samochodu — wszystko zostało starannie zaplanowane. Należy wtedy po prostu wymknąć się tylnym wyjściem: z działu kartografii przez maleńkie brązowe drzwi, potem korytarzem, dwa zakręty: w lewo i w prawo, przebieżka przez podwórko i przechodnią bramą na ulicę Grochową.

Wszystkie ściany w pomieszczeniu, do którego sprzedawca zaprowadził mówiącego z francuska dżentelmena, były obwieszone mapami. Na stołach leżały ogromne plansze, na półkach stały atlasy.
— Ma pan „Atlas Mohski” Efhona, ostatnie wydanie?
Zepp wiedział, że mają. Ostatni.
— Mamy jeden egzemplarz. Niestety, ktoś go teraz ogląda — o, tamten pan.

To był nieprzyjemny zbieg okoliczności. Niezadowolony Teofels spojrzał w kierunku, który delikatnym ruchem podbródka wskazywał ekspedient.

Jakiś człowiek, odwrócony do nich szerokimi plecami, oglądał grubą księgę solidnego formatu.
Tego rodzaju przypadek był mało prawdopodobny. To pewnie łącznik. Jednak jak tu wszedł niezauważony? Tego szarego palta z diagonalu i mieszczańskiego kapelusza Zepp ze swojego punktu obserwacyjnego nie widział. Ale przecież, żeby wykluczyć głupie zbiegi okoliczności, ludzie wymyślili hasła.

— Zechce pan poczekać? A może obejrzy pan coś innego? — gruchał do niego sprzedawca.
— Zapytam, może ten dżentelmen pozwoli mi… Dziękuję panu, młody człowieku…
Sprzedawca ukłonił się, ale nie odszedł. Najwyraźniej chciał się upewnić, czy nie dojdzie do jakiegoś nieporozumienia między pretendentami do nabycia jedynego egzemplarza atlasu.
— Nie będzie panu przeszkadzać, jeśli też rzucę okiem? Przez hamię…
Mężczyzna nie zareagował.
— Nie rozumie po rosyjsku. To jakiś Francuz czy Belg — wyjaśnił sprzedawca i zwrócił się do mężczyzny w palcie z diagonalu: — Mil pardon, se mesje wiu wuar osi se liwr. Sa wu ne deranż pa ?

Mężczyzna odwrócił się i uniósł kapelusz, błyskając monoklem.
— Pas du tout. S’il vous plaît, monsieuer .
Uspokojony sprzedawca oddalił się wreszcie. Nie doszło do konfliktu. Obaj klienci byli ludźmi kulturalnymi. Zepp, żeby dojść do siebie, potrzebował całej sekundy — to bardzo długo jak na człowieka z tak fenomenalnym refleksem.
Hasło okazało się niepotrzebne.
— Ekscelencjo?!

Boże jedyny, generał major Zimmermann (zwany popularnie Monoklem) we własnej osobie! W samym środku stolicy wrogiego państwa to jakby… To jakby natknąć się nagle na owieczkę spokojnie przechadzającą się w samym środku stada wilków. Albo na wilka pasącego się pośród owieczek.
Oszołomiony major, plącząc się w tej metaforze, bąknął coś całkiem głupiego:

— Nie widziałem, jak pan wszedł…
— Dziękuję. — Szef wyglądał na usatysfakcjonowanego. — Widać nie wszystko jeszcze zapomniałem.
— Ale… po co pan tak ryzykuje?! Spodziewałem się zwykłego łącznika!

W sztabie, siedząc na krześle na wprost biurka Monokla, albo wręcz stojąc na baczność, Teofels nigdy nie ośmieliłby się zadawać mu jakichkolwiek pytań, ale na tyłach wroga ogromny dystans, jaki dzielił generała od majora, był niemal niewyczuwalny.

I ekscelencja też odpowiedział zupełnie inaczej, niż zrobiłby to w Berlinie albo w sztabie naczelnego dowództwa. Odezwał się tonem nieoficjalnym, znamionującym, można by rzec, coś w rodzaju skrępowania:

— Dość już miałem tego siedzenia w sztabie. Chciałem się trochę rozerwać. I przy okazji przeprowadzić inspekcję rezydentury. Przecież dawniej byłem takim samym „toporem” jak pan. Niech pana Bóg broni, Teofels, przed wielką karierą…
Westchnął ciężko i Zepp przypomniał sobie, że Zimmermann też pracował kiedyś „w polu”, i to na dodatek w jakichś egzotycznych krajach — w Afryce czy w Chinach. Nawet mu się go zrobiło żal. Przecież nie jest jeszcze taki stary. Kiśnie w tym swoim sztabie.
— A jak pana aresztują? Nawet boję się o tym myśleć.
Monokl prychnął tylko.

— Po pierwsze, mam szwajcarski paszport dyplomatyczny. Po drugie, ampułkę w zębie… — Obejrzał się, bo do księgarni, śmiejąc się z czegoś głośno, weszło dwóch marynarzy ze straży przybrzeżnej. Przeszedł z niemieckiego na francuski: — A w ogóle to nie pana sprawa. — Palec w białej rękawiczce zatrzymał się na jakimś punkcie na mapie: — Pana sprawa to udać się w to miejsce i wykonać zlecone zadanie.
Rzuciwszy spojrzenie na mapę, Zepp zapytał:
— Do Sewastopola? To nowe zadanie ma coś wspólnego z marynarką? Dlatego kisiłem się w tej stoczni remontowej?

Strażnicy zatrzymali się przy mapie Oceanu Lodowatego, czegoś na niej wypatrywali i rozmawiali z ożywieniem. Słychać było fragmenty zdań: „nowy port w Murmańsku”, „konwój”, „eskadra ścigaczy”. Najwyraźniej młodzi ludzie zostali odkomenderowani na służbę na północy. Jeden z nich, słysząc prowadzoną po francusku rozmowę, zasalutował do marynarskiej czapki bez daszka:

— Vivat, France! Vivat, Verdun!
Monokl ukłonił się ceremonialnie:
— Vive la Russie!
Chwycił swego rozmówcę za ramię i skierował go do wyjścia.

Fragment książki: Boris Akunin, „Maria”, Maria… Żadnych świętości.  Bruderszaft ze śmiercią, tom 4”, Wyd. Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

[caption id="attachment_45610" align="alignleft" width="319"] Boris Akunin, fot. wyd. Replika.[/caption]

Czwarta odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią to kolejne dwie mini-powieści, utrzymane w eksperymentalnej konwencji „powieści-filmu”, która ma na celu połączenie tekstu literackiego z wizualnością dzieła filmowego.

„Maria”, Maria… to przewrotna, pełna zwrotów akcji opowieść, która rzuca światło na tajemnicę zniszczenia słynnego krążownika. Bohaterem dywersyjnej operacji jest oczywiście Josef von Teofels, niemiecki oficer wywiadu, major, działający potajemnie w Rosji.

Opowieść Żadnych świętości ukazuje Rzeszę Niemiecką na skraju upadku, wyczerpaną walką na dwa fronty. Pośród wojennego chaosu rodzi się spisek dotyczący zamachu na życie rosyjskiego cara Mikołaja II.

Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Borisa Akunina!

 

 

Artykuł Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/feed/ 0
Kunsztowne opowiadania Akunina https://niezlomni.com/kunsztowne-opowiadania-akunina/ https://niezlomni.com/kunsztowne-opowiadania-akunina/#respond Tue, 09 Feb 2016 07:57:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=26406

586Bruderszaft ze śmiercią to cykl dziesięciu historii utrzymanych w eksperymentalnej konwencji „powieści-filmu”, która ma na celu połączenie tekstu literackiego z wizualnością dzieła filmowego.

Fabuła całości obraca się wokół rywalizacji pomiędzy wywiadami rosyjskim i niemieckim w czasie I wojny światowej. Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Borisa Akunina!

Młokos i diabeł
Powieść przedstawia początki rywalizacji wywiadów rosyjskiego i niemieckiego w przededniu I wojny światowej. Doskonale wyszkolony niemiecki agent próbuje ukraść plany rosyjskich operacji wojskowych i wszystko wskazuje na to, że uda mu się przechytrzyć cały carski kontrwywiad. Na jego drodze stanie jednak przypadkowo wplątany w wywiadowczą aferę młody student z Saint Petersburga, Alosza.

Cierpienie złamanego serca
Listopad 1914. Wojna rozprzestrzenia się na całą Europę. Nawet w neutralnej Szwajcarii, daleko poza frontem, rozgrywają się wydarzenia mogące wpłynąć na wynik starć. Sierżant Aleksiej Romanow zostaje wysłany na tajną operację do szwajcarskiego kurortu San Placido, gdzie wraz z grupą agentów rosyjskiego kontrwywiadu próbuje zneutralizować „sprzedawcę tajemnic”.

 

Boris Akunin, Młokos i diabeł. Cierpienie złamanego serca. Bruderszaft ze śmiercią, tom 1, Replika, Poznań.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł Kunsztowne opowiadania Akunina pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kunsztowne-opowiadania-akunina/feed/ 0