Bliski Wschód – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Bliski Wschód – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Na wzgórzach Libanu powstaje niezwykły projekt. Komuś jednak zależy, aby się nie powiódł. [WIDEO] https://niezlomni.com/na-wzgorzach-libanu-powstaje-niezwykly-projekt-komus-jednak-zalezy-aby-sie-nie-powiodl-wideo/ https://niezlomni.com/na-wzgorzach-libanu-powstaje-niezwykly-projekt-komus-jednak-zalezy-aby-sie-nie-powiodl-wideo/#respond Wed, 18 Sep 2019 04:52:48 +0000 https://niezlomni.com/?p=50836

Na ocienionych cedrami wzgórzach Libanu powstaje niezwykły projekt. Ekscentryczny i bardzo religijny miliarder James Peabody pragnie założyć biblijne zoo-muzeum, w którym gromadzi cenne artefakty oraz wspomniane na kartach Pisma zwierzęta, czasem bardzo niebezpieczne. Komuś jednak zależy, aby to przedsięwzięcie się nie powiodło.

Najbliżsi przechodnie znajdowali się daleko, co najmniej kilkadziesiąt metrów od nich, a mężczyzna natychmiast wyprowadził jeszcze jeden cios. Wszystko działo się tak szybko, że Nadia krzyknęła dopiero w momencie, kiedy ostrze znów zmierzało w stronę Horthyego.
Tym razem jednak atakujący się przeliczył, a Gabor wykazał się o wiele lepszym refleksem i nóż minął jego tułów. Nadia krzyczała nadal i rozpaczliwie rozglądała się za pomocą. Zanim jednak bandyta wyprowadził kolejny atak, doszło go potężne, proste kopnięcie na tułów. Nożownik miał sporo szczęścia. Gdyby wąskie spodnie nie blokowały zakresu ruchów Horthyego, trafiłoby ono kilkadziesiąt centymetrów wyżej i zmasakrowało twarz. Pozbawiło go jednak tchu i odepchnęło na jakieś dwa metry od Gabora. Nadia zamilkła, zaskoczona przebiegiem sytuacji.

Bandyta nie wypuścił noża, chociaż wyglądał na zszokowanego kontratakiem. Horthy nie poszedł za ciosem, obawiając się, że przy najmniejszym błędzie może zostać śmiertelnie zraniony. Miał sporo doświadczeń z bójek na ulicy i zdawał sobie sprawę, że zwykłe poślizgnięcie łatwo może skończyć się tragicznie, dlatego wolał nie przechodzić do ofensywy.

Ustawił się za to jak zawodnik w ringu, czujnie obserwując ruchy swojego przeciwnika. Tamten złapał powietrze i spojrzał nerwowo w bok. Wyglądało, że sam się porządnie przestraszył, bo zrozumiał, że nie tylko nie trafił na całkiem bezbronną ofiarę, ale jeszcze stracił największą przewagę, jaką dawało mu zaskoczenie.

https://twitter.com/Wyd_REPLIKA/status/1172024200145620993

Nadia ponownie krzyknęła. Dwaj młodzi mężczyźni ruszyli biegiem w ich stronę. Napastnik nie próbował jednak więcej uderzać i rzucił się do ucieczki. Horthy nie pobiegł za nim. Zamiast tego obejrzał ranę, a właściwie bardziej skaleczenie.
– Nic ci się nie stało? – pytali chłopcy, którzy przybyli na ratunek. Nie mieli chyba nawet dwudziestu lat. Widać było po nich, że dużo trenują na siłowni i aż rwali się do bójki.
– Wezwijmy pogotowie – gorączkowała się Nadia
– Spokojnie. Drasnął mnie. Nóż chyba poszedł po torbie. Nic więcej. Dzięki, panowie. – Podniósł z ziemi torbę.
– Skurwysyn! Szkoda, że nie zdążyliśmy go złapać, ale jeszcze go dorwiemy – odgrażali się młodzi Libańczycy, trochę pusząc się przy tym przed Nadią. – Ale ty też sobie nieźle poradziłeś. Trenujesz?
Całe zajście stworzyło między nimi jakąś atmosferę wojennej fraternizacji.

Horthy skinął głową, uścisnął im ręce i jeszcze raz podziękował za chęć pomocy.
Gorliwie oferowali mu swoje usługi na przyszłość. Był pewien, że będą roztrząsać tę sytuację przez najbliższe tygodnie.
Nadia przyglądała mu się z troską. Odetchnęła, widząc, że ostrze zniszczyło koszulkę, ale ledwie drasnęło bok Horthyego.
– Boże. Ulżyło mi. Myślałam, że cię zabije, a potem, jak spojrzałam na ciebie, bałam się, że to ty zabijesz jego. Wyglądałeś, jakbyś chciał to zrobić.
Spojrzał na nią bez uśmiechu i przyszło jej do głowy, że chyba wcale wiele się nie pomyliła.
– Nie wiedziałam, że węgierscy naukowcy są tacy… hmm… waleczni.
– Mamy mało etatów na uczelniach.

Fragment książki Aleksandra R. Michalaka pt. Wąż z cedrowego lasu, wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ. 

https://twitter.com/Wyd_REPLIKA/status/1173237728957386753

Zło wypełza z ciemności…

Na ocienionych cedrami wzgórzach Libanu powstaje niezwykły projekt. Ekscentryczny i bardzo religijny miliarder James Peabody pragnie założyć biblijne zoo-muzeum, w którym gromadzi cenne artefakty oraz wspomniane na kartach Pisma zwierzęta, czasem bardzo niebezpieczne. Komuś jednak zależy, aby to przedsięwzięcie się nie powiodło.

Międzynarodowe grono pracowników zoo początkowo bagatelizuje tajemnicze wypadki wiążące się z muzeum, niemniej kolejne niepomyślne zbiegi okoliczności rodzą coraz więcej wątpliwości. Czyżby nad projektem Biblical Zoo zawisło fatum? Jeden ze śladów wydaje się stanowić aluzję do starożytnej legendy o walce pomiędzy rycerzem, a ogromnym wężem.

Aby rozwikłać zagadkę, potrzeba będzie zupełnie innych specjalistów, znających świat biblijnych stworzeń w równym stopniu co kulturę świata arabskiego i wczesnego chrześcijaństwa. Jednak nawet oni nie spodziewają się demonów, jakie wypełzną z ciemności.
Wąż z Lasu Cedrowego to kolejny thriller autora bestsellerowego Denara dla Szczurołapa. Aleksander R. Michalak nie idzie utartym szlakiem, a zaskakuje czytelników – zarówno tych, którzy mieli już okazję poznać Gabora Horthyego, jak i tych, którzy spotkają go dopiero po raz pierwszy.

Nie ciesz się, iż został złamany kij, co cię smagał, bo z zarodka węża wyjdzie żmija, a owocem jej będzie smok skrzydlaty. Z Księgi Izajasza

Aleksander R. Michalak – doktor historii Uniwersytetu Gdańskiego oraz religii i teologii Trinity College w Dublinie. W prestiżowym wydawnictwie Mohr Siebeck opublikował książkę poświęconą koncepcji aniołów-wojowników. Publikował też artykuły z dziedziny demonologii i angelologii biblijnej.
Posługuje się kilkoma językami i studiuje kolejne. Przejawia słabość do kawy, dżinu oraz ozdobnych fajek do opium. Wysoko ceni aktywność fizyczną. Inspirują go egzotyczne podróże, a także dziewiętnastowieczny typ naukowca-awanturnika à la Alois Musil. Obecnie mieszka w Gdańsku.
W ubiegłym roku ukazał się jego bestsellerowy debiut literacki – powieść Denar dla Szczurołapa.

Artykuł Na wzgórzach Libanu powstaje niezwykły projekt. Komuś jednak zależy, aby się nie powiódł. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/na-wzgorzach-libanu-powstaje-niezwykly-projekt-komus-jednak-zalezy-aby-sie-nie-powiodl-wideo/feed/ 0
Zło rodzi się przy dźwiękach fletu… Porywający thriller z tajemniczą legendą w tle. [WIDEO] https://niezlomni.com/zlo-rodzi-sie-przy-dzwiekach-fletu-aleksander-r-michalak-w-denarze-dla-szczurolapa-zabiera-nas-w-tajemniczy-i-egzotyczny-swiat-wideo/ https://niezlomni.com/zlo-rodzi-sie-przy-dzwiekach-fletu-aleksander-r-michalak-w-denarze-dla-szczurolapa-zabiera-nas-w-tajemniczy-i-egzotyczny-swiat-wideo/#respond Sat, 22 Sep 2018 08:15:04 +0000 https://niezlomni.com/?p=50098

– Pamiętasz, że idziemy dziś na medynę? – przypomniał Horthyemu Andrea Rossi na schodach domu Albrighta. – Zaprosili nas z Al-Quds i wszyscy pójdą. Nawet Malka… Wybierzesz się z nami czy wolisz znów pisać te swoje brednie o rzeczach, które ostatnio obchodziły kogoś w czasach Justyniana?


– Chyba się wybiorę. Miałem dziś co prawda napisać przyczynek o współczynniku imbecyli w kadrach włoskich uniwersytetów, ale może rzeczywiście powinienem raczej podjąć badania terenowe. Trzymaj się w pobliżu, Benito…

– Jasne, admirale bez floty. Wstęp będzie po arabsku, więc przyda ci się ktoś, żebyś nie patrzył jak wół na malowane wrota i nie pytał po sto razy: „Co on tam powiedział?”.

– To zupełnie tak jak ty, Benito, kiedy jesteśmy w Zachodniej Jerozolimie. Jak to było? Jak wczoraj powiedziałeś temu sprzedawcy? „Toda meod”?
Nie przerywając ani na chwilę swoich zwyczajnych złośliwości, Horthy i Andrea weszli do sali jadalnej. Była to pora kolacji i na stołach rozstawiano właśnie naczynia dla wszystkich domowników Archeologicznego Instytutu Albrighta.
– Hisham się postarał – powiedział Andrea, z lubością wciągając w nos zapach ustawionego na szwedzkim stole mahloubi.

W ostatnim, jesiennym semestrze Horthy miał dużo pracy. Poza swoimi kursami na uniwersytecie i zleceniami tłumaczeń prowadził ćwiczenia z hebrajskiego za chorego kolegę, z którym ustalił, że ten w zamian zastąpi go podczas ostatnich miesięcy wiosennych i jesiennych, kiedy Horthy będzie na badaniach za granicą. Będąc zwolnionym z obowiązku nauczania, Węgier chciał jak najszybciej skończyć kolejną książkę. Stypendium obejmowało zakwaterowanie w Domu Albrighta, należącym do Amerykańskiej Szkoły Badań Orientalnych.
Budynek Instytutu Albrighta znajdował się na ulicy Saladyna we wschodniej, arabskiej części miasta. Jego atmosfera przypominała Horthyemu te wszystkie miejsca, o których marzył jako dziecko, kiedy w długie wieczory zaczytywał się w historiach dziewiętnastowiecznych awanturników.

Dom nosił znamiona bezpretensjonalnej elegancji kolonialnego budynku i w zamiarze architektów miał łączyć wartość użytkową z niezbędnymi wygodami. Ocieniały go drzewa pinii, które rozrosły się bardzo od czasu, kiedy położono fundamenty szkoły w latach dwudziestych ubiegłego stulecia. Ulokowano go o kilka kroków od arabskiej części medyny, niedaleko Bramy Heroda. W instytucie znajdowało się kilka pokoi dla gości, kuchnia, jadalnia, sala konferencyjna, biblioteka oraz piękne obejście z podcieniami, fontanną i ogrodem. Ponadto niewielki budynek w ogrodzie przeznaczono na laboratorium archeologiczne. Na tyłach instytutu, przy linkach, na których mieszkańcy suszyli pranie, walało się nadal sporo odłamków ceglastej, filistyńskiej ceramiki. Wnętrze budynku odznaczało się schludną, dostatnią prostotą i przechowało wiele śladów dumnej przeszłości szkoły. Z grupowych zdjęć uśmiechały się twarze kolejnych pokoleń archeologów, biblistów oraz filologów najbardziej unikalnych języków orientu. W gablocie, tuż przy wysokich drzwiach dyrektora Gitina, ustawiono filistyńskie garnki z wykopalisk szkoły w Tel Miqne. W pokoju, gdzie obecnie mieszkała młoda Chinka Meilin, dokonał życia pierwszy spośród egiptologów, Flinders Petrie.

Horthy czuł się świetnie. Miał wszystko, czego potrzebował, plus gwarne lewantyńskie miasto, wraz z codzienną poranną gwarancją błękitu nad piaskowymi wieżami starego miasta. Rano, biorąc prysznic, przeczuwał bezchmurność nieba i wdychał zapach pinii zza otwartego okna.


W ogrodzie instytutu spotykali się archeologowie i naukowcy z Izraela, Jordanii i reszty świata, ale w samym budynku mieszkało tylko osiem osób. Była to kosmopolityczna zbieranina, na którą składała się dwójka młodych Chińczyków, Meilin i Shuo, nadzwyczaj bezczelny Włoch – Andrea, pewna siebie i przebojowa Australijka Hayley, pogodny Amerykanin Glen, Karen z Chicago, John z Nowego Yorku oraz Horthy. Ponadto od czasu do czasu w instytucie nocowała pełna ekspresji i hałaśliwa Izraelka, Malka, i jordański archeolog Hussien.

Węgra, który oczekiwał, że napotka tu grupkę przyschniętych badaczy, letargicznie spierających się o greckie chiazmy, spotkało przyjemne rozczarowanie. Nie należąc do ludzi nadmiernie towarzyskich, znalazł wspólny język z mieszkańcami, nie wyłączając dwójki młodych Chińczyków. Ci ostatni mieli co prawda poważny problem z angielskim, ale niedostatki te nadrabiali mimiką i entuzjazmem. Węgrowi udało się nawet do pewnego stopnia zapomnieć o Elizie i wypadkach z Tybingi, które niemal ustały od czasu, kiedy opuścił miasto i odebrał dziwny telefon w pociągu.

 

Zaistniały jednak przyczyny, które sprawiły, że nie udało mu się o nich całkowicie zapomnieć. Wciąż w jego snach pojawiał się posępny, skalisty kopiec. Czasem brzmiały także słowa: „Dotrzymaj umowy”.

Spośród mieszkańców domu Albrighta Horthy najbardziej zaprzyjaźnił się z Andreą. Razem wyruszali na wieczorne eskapady po Wschodniej Jerozolimie. Włoch, poza tym, że był jednym z najlepszych na świecie ekspertów od klasycznego języka arabskiego, był podobnie jak Horthy wielkim kobieciarzem i szydercą, a w ocenie Węgra również niesłychaną szują.
Andrea był niewysoki, dość chudy, miał zdarty głos, ścięte na jeżyka włosy i dość ostentacyjnego zeza. Co ciekawe, ta ostatnia cecha nie pozbawiała jednak jego twarzy pewnego magnetyzmu, z którego zresztą skwapliwie korzystał przy każdej okazji, kiedy tylko coś przypominającego kobietę znajdowało się w granicach jego pola widzenia. Na tym gruncie, podobnie jak i na polu zamiłowania do napojów na bazie gron winorośli, między nim a Horthym zrodziło się od pierwszych dni szczere braterstwo. Alkoholowa pasja Andrei była co prawda nieco zaskakująca, gdyż chętnie deklarował się on jako wierzący muzułmanin. Węgier jednak nigdy nie odnotował żadnych symptomów owej przynależności religijnej, jeśli nie liczyć doskonałej znajomości Koranu i powstrzymywania się od jedzenia wieprzowiny, przy czym to ostatnie w sercu Jerozolimy nie należało do najbardziej imponujących wyzwań. A picie wina najwyraźniej nie było, w jego jednoosobowym religijnym odłamie, zbrodnią zasługującą na najwyższe potępienie. Pytany o to, przytaczał Horthyemu szereg przykładów ze źródeł arabskich, wskazujących na religijną zasadność swojej postawy.


Intrygującą cechą Andrei była jego olbrzymia odporność na jakiekolwiek obawy, tak skrajna, że niemal wydawała się graniczyć z tępotą, o którą skądinąd w innych kwestiach ciężko byłoby go posądzać. Andrea odnosił się do ludzi o wiele większych i silniejszych od siebie w sposób, jaki bez wielkiego nadużycia można by nazwać samobójczym. Obserwując jego różne prowokacje, Horthy, który sam był zadziorny głównie po alkoholu, doszedł do wniosku, że ktoś musiał Andrei wyciąć z mózgu czynnik strachu, podobnie jak wszelką, zwyczajną rodzajowi ludzkiemu, umiejętność przewidywania konsekwencji swoich słów i czynów.

Drugiego dnia pobytu w instytucie Andrea pokłócił się z Węgrem o włoską agresję na Etiopię i kiedy zaczął wykrzykiwał swoje argumenty coraz głośniej i głośniej, wymachując przy tym rękami, Horthy, na początku rozgniewany, a potem już bardziej rozbawiony, poklepał go po ramieniu i przerwał jego słowotok:

– Spokojnie, Benito!
Przydomek ten natychmiast przyjął się wśród wszystkich mieszkańców domu Albrighta. Tylko Amerykanka Karen, równie grzeczna co politycznie poprawna, nigdy nie nazywała go w ten sposób. Sympatie Andrei były zawsze nieco nieodgadnione, ale można przypuszczać, że w Horthym poza wspomnianymi już wspólnymi zainteresowaniami cenił także powodzenie u kobiet, nietuzinkowego huzarskiego ducha i znacznie bardziej zaawansowaną od swojej znajomość starożytnych języków semickich, aczkolwiek tę ostatnią zawsze skwapliwie wyszydzał. Odnosił ją przy tym do klasycznego języka arabskiego, który jawił się w jego opowiadaniach jako język niemalże rajski. W przychylności do Węgra pewną rolę odgrywało również i to, że Horthy był jedyną osobą w instytucie, z którą Andrea był w stanie porozumieć się w swoim macierzystym języku.

Po wieczornym wykładzie na Al-Quds Horthy i Andrea usadowili się z butelką białego wina na jednym z dachów, przynależącym do armeńskiej części starówki. Przed południem odwiedzili spalone słońcem stanowisko archeologiczne i Horthy czuł wyraźnie zapach kremu z filtrem, który w przesadnej ilości nałożył na siebie rano Andrea. Wieczorne powietrze było przyjemnie chłodne, a widok idylliczny – miasto ze złota, miedzi i światła. Przypominało to Węgrowi ilustracje rozmowy Jezusa z Nikodemem na tle uśpionego nokturnu miasta Dawida. Były to naiwne obrazy z jego dziecięcej Biblii, poprzez które mały Gabor po raz pierwszy zauroczył się na wpół mitycznym pejzażem wschodu zamieszkiwanym przez synów Sary i Hagar.

Andrea także się rozmarzył i niesymetryczne źrenice zaszły mu alkoholową mgłą wspomnień.
– Kiedyś w Kairze była… taka piękna… Kupowałem dla niej najsłodsze ciastka niedaleko Bab Zuweili… – Tu Andrea pociągnął solidny łyk wina z butelki, którą podał mu Horthy.
– Egipcjanka? – zapytał Horthy, przejmując butelkę.
– Studentka z Turynu…
– Za studentki Turynu! – Tym razem Horthy pociągnął zdrowo, ni stąd, ni zowąd wzruszony wspomnieniem Andrei.
Przez chwilę obaj milczeli, wpatrując się w malowniczy krajobraz dachów medyny. Horthy, który normalnie niechętnie wspominał o przeszłych doświadczeniach, pod wpływem nastroju chwili otworzył się nieco:
– Była kiedyś dziewczyna… Byliśmy w lesie. Weszliśmy na ambonę… to takie miejsce do polowań… Ciepły wiatr… Żurawie odlatywały… Gdyby wtedy poprosiła… zażądała… przyniósłbym jej… bo ja wiem… złote runo…
– Za wszystkie żurawie i barany na świecie! – Andrea wzniósł butelkę ku księżycowi pomiędzy wieżami. Zamilkli, a oliwkowe szkło kilkukrotnie przewędrowało z rąk do rąk.

– E queste fiore dell partigiano… – zanucił w końcu tęsknie Andrea swoim ochrypłym głosem. Horthy zawtórował mu natychmiast i w ciszę medyny popłynęło ich wspólne, nieco zafałszowane: bella ciao… bella ciao… Potem odśpiewali razem gromkie Fischia il vento, chociaż Horthy pominął zwrotkę o czerwonym sztandarze, a wracając w huzarskich nastrojach do instytutu, zbezcześcili po drodze jeszcze kilka patetycznych pieśni wojennych. Potem rozmawiali w ogrodzie. Rezultatem tych nocnych rozmów był wspólny plan objazdu Jemenu, a dla Andrei dodatkowo wstręt do światła i pokarmu dnia następnego. Włoch upił się solidnie, a ponieważ za żadną cenę nie chciał wrócić do pokoju, Horthy zostawił go w ogrodzie pod opieką Meilin. Andrea ułożył się pod cyprysem, czkał co chwilę i bełkotał do zakłopotanej Chinki o niezmiernych bogactwach Arabii: gumie, mirrze, kadzidle i wonnym cynamonowcu. Horthy nie był jeszcze senny i poszedł w stronę pobliskiego sklepu Che Guevara, który mieścił się niemal naprzeciw biblijnej szkoły dominikanów.

Sklepik był klaustrofobiczny i zakurzony, ale było to jedno z niewielu miejsc we Wschodniej Jerozolimie, gdzie sprzedawano alkohol. Niestety okazał się już zamknięty, ale Węgier nadal nie miał ochoty wracać do instytutu. Dlatego zamiast zawrócić poszedł prosto w kierunku najpotężniejszej bramy medyny, Bramy Damasceńskiej, i stamtąd zanurzył się w nokturn starego miasta.
– Szeket sawiw… hagiborim namim – podpity zanucił cicho po hebrajsku rosyjski walc Na Stokach Mandżurii.


Ulice Wschodniej Jerozolimy, inaczej niż wielu innych arabskich miast Bliskiego Wschodu, cichły i pustoszały dość wcześnie. Za dnia nie brakowało gwaru ani wędrujących tłumów. Dymiły grille, stragany przeładowane owocami wylewały się na ulicę, z magnetofonów nawoływały reklamy tandetnej elektroniki, a z minaretów melodyjne wezwania na modlitwę. Wszystko to składało się na ów rozpoznawalny koloryt orientalnej medyny. Za to nocą miasto uspokajało się w porze, kiedy Damaszek, Amman i Kair dopiero budziły się do życia. Teraz, wieczorem, panowała tu cisza. Wąskie wyślizgane uliczki były zupełnie puste, tylko gdzieniegdzie chude koty buszowały w śmieciach. Niektóre miejsca przechowały okruchy zapachów pozostałych po dniu, jak miejsce, gdzie stała wielka beczka z oliwkami, w innych czuć było rozkładające się resztki. Horthy błąkał się jakiś czas, starając się wynajdywać przejścia, których uprzednio nie znał, a wino i ciemność sprawiły, że wąska sieć tuneli medyny jawiła mu się bardziej jako halucynacja niż rzeczywistość. Było mu boleśnie i rzewnie – alkohol często otwierał w nim całe labirynty wzruszeń zasypanych głęboko przez codzienną pracę i walkę. Nachodziły go wspomnienia kobiet. Alkohol sprawiał, że zwykły znieczulający filtr czasu został zniesiony tak bardzo, iż tamte minione bliskości wydały mu się nagle ogromnie wyraziste, namacalne i boleśnie utracone. Tak jakby z każdą z nich stracił całe światy. Przypomniał sobie pewną czarnowłosą dziewczynę z Eger, której czytał swój ulubiony wiersz, a ona leżała na jego sofie, miała na sobie tylko czarne figi i wzruszona wpatrywała się w ciemny obraz z holenderskim żaglowcem. Wyglądała jak arcydzieło. Ile wina i wosku wylało się w tamtym mieszkaniu… Potem były inne… Yvonne, Selam, inne, inne, Eliza… Eliza… Umowa… „Jaka umowa, do cholery?” Przez moment coś mu zaświtało. To było chyba jakieś kamienne wnętrze. Było tam bardzo duszno. Gdzie to było? Kiedy?


Szedł dalej i nagle wydało mu się, że jego wędrówka jest pielgrzymką do samego centrum świata, znajdującego się tam, gdzie krew Jezusa spłynęła na czaszkę Adama na kalwarii. Kalwaria… Według łacińskich tekstów legendy dzieci z Hameln również zniknęły pod kalwarią. Wzgórze czaszki dosłownie ich pochłonęło. Horthy jeszcze w Tybindze znalazł informację, że w średniowieczu kalwarię rozumiano nie tylko jako miejsce śmierci Jezusa, ale także jako piekielną paszczę Lewiatana. Nic dziwnego, że po nieszczęsnych dzieciach nie pozostał żaden ślad. Kiedy alkohol trochę już wywietrzał, Horthy wszedł do otwartej Bazyliki Grobu. Ciemna świątynia pachniała żywicą kadzidłowca. Po jakimś czasie pojawili się dwaj mnisi koptyjscy i rozpoczęli swoje modły. Ich smagłe twarze i smoliste brody, czarne szaty i płaskie nakrycia głowy przypominały złowrogich czarowników z bajek. Horthy chciał posłuchać modlitw, ale poczuł się bardzo źle. Zrobiło mu się duszno, zaczął się pocić i czuł, że musi natychmiast wyjść na zewnątrz. Zaraz po wyjściu zrobiło mu się o wiele lepiej, ale nie wracał już do środka. Poszedł natomiast do klasztoru etiopskiego, ulokowanego na dachu bazyliki. Znużony przysiadł na chwilę pośród niskich kamiennych zabudowań, tuż przy ściemniałej od rdzy pompie do wody. Niewielkie, połączone ze sobą klasztorne cele przypominały skromną, kamienną wioskę cenobitów, przywołującą wyobrażenia czasów pierwszych egipskich monasterów. Na dachach stały archaiczne, zeschnięte drabiny, a w wykutych w murze głębokich i ślepych wnękach o kształtach okien wisiały zakurzone ceremonialne dzwonki. Całe miejsce emanowało prostotą i ascetyczną skromnością, przypominając Węgrowi czas spędzony w samej Etiopii. Tam też chyba kiedyś odbył taką nocną wędrówkę…
Noc powoli zaczynała już jaśnieć. Zielone drzwi z dwoma białymi krzyżami otworzyły się i wyszedł z nich chudy etiopski mnich w długiej ciemnobeżowej szacie, klapkach założonych na gołe stopy i płaskiej, czarnej czapce przypominającej fez. Horthy uśmiechnął się zakłopotany. Skłonił się. Czuł się trochę przyłapany w tym miejscu, o takiej porze. Mężczyzna zatrzymał się, najwidoczniej zaskoczony, że ktoś tak wcześnie błąka się po klasztorze. Przez chwilę przetrzymał Węgra pod dość czujnym wzrokiem, nie odpowiadając na jego uśmiech. Horthy odniósł wrażenie, że tamten, wpatrując się w niego, nagle się czegoś przestraszył. Jeszcze raz uśmiechnął się uspokajająco – pojednawczym uśmiechem. Zakonnik jednak nadal nie reagował na uśmiech, tylko uporczywie wpatrywał się w jego twarz, jakby szukał jakiegoś rodzaju potwierdzenia. W końcu pokręcił głową, niby czemuś zaprzeczając, i poczłapał powoli w kierunku kaplicy. Przystanął jednak kilka metrów dalej, odwrócił się i rzucił po angielsku, na sposób kogoś, kto zna w tym języku tylko kilka najbardziej popularnych słów:

– Musisz się dużo modlić… Bardzo dużo modlić.
Horthy tylko skłonił się na te słowa. Pomyślał, że tamten odwołuje się do jego nocnej odysei, a wciąż czuł się zażenowany tym porannym spotkaniem. Ale mnich niespodziewanie dodał jeszcze:
– To zła umowa!
I wypowiedział jeszcze jedno zdanie w języku, którego Horthy nie był w stanie zrozumieć, chociaż przypuszczał, że musiał to być język tigrinia, bo z pewnością nie był to amharski, którego Węgier osłuchał się trochę, kiedy spotykał się z Selam. Z kilku słów wypowiedzianych przez mnicha Horthy zapamiętał tylko słowo: zaguf.
– Nie rozumiem – powiedział do mnicha z bezradnym uśmiechem.
Ale tamten pokręcił już tylko głową, po czym odwrócił się i zniknął we wnętrzu kaplicy.

Fragment rozdziału JEROZOLIMA: 721 LAT PO WYJŚCIU DZIECI z książki Aleksandra R. Michalaka, Denar dla szczurołapa, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

 

 

Aleksander R. Michalak jest doktorem historii Uniwersytetu Gdańskiego oraz religii i teologii Trinity College w Dublinie. W prestiżowym wydawnictwie Mohr Siebeck opublikował książkę poświęconą koncepcji aniołów-wojowników. Publikował też artykuły z dziedziny demonologii i angelologii biblijnej. Od kilkunastu lat zajmuje się badaniami nad historią i religią Bliskiego Wschodu – przede wszystkim nad judaizmem i wczesnym chrześcijaństwem.

Jest on również wykładowcą religioznawstwa (m.in. przedmiotu religijna mapa świata) i pracownikiem działu dokumentacyjnego w jednym z pomorskich muzeów. Aleksander R. Michalak to również stypendysta University of Notre Dame, Eberhard Karls Universität Tübingen oraz Albright Institute of Archeological Research w Jerozolimie. Prowadził również kwerendy badawcze w londyńskich National Archives, w jerozolimskiej bibliotece dominikańskiej École biblique oraz USHMM w Waszyngtonie.

W przeszłości podejmował prace tak różnorodne, jak: międzynarodowy przedstawiciel handlowy, magazynier, pracownik galerii sztuki czy dziennikarz. Posługuje się kilkoma językami i studiuje kolejne. Przejawia słabość do kawy, dżinu oraz ozdobnych fajek do opium. Wysoko ceni aktywność fizyczną. Inspirują go egzotyczne podróże, a także dziewiętnastowieczny typ naukowca-awanturnika à la Alois Musil.

Książka „Denar dla Szczurołapa” nie jest pozycją sensu stricto historyczną, jest ona oparta na wydarzeniach, które miały związek z zaginięciem przeszło setki dzieci. Do tego zdarzenia miało dojść w XIII w. w miejscowości Hameln położonej w północnych Niemczech nad Wezyrą. Ta historia na przestrzeni lat, wieków obrosły niejedną legendą, a jak wiadomo, w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. Na temat tragedii w Hameln nazbierało się sporo literatury. Historycy i pseudohistorycy wertowali księgi miejskie, szukając opisów tego wydarzenia oraz odpowiedzi na nurtujące ich pytania. W związku z czym, powstały różne hipotezy związane z tym zdarzeniem: jedne mówiły o uprowadzeniu dzieci do Siedmiogrodu, na Pomorze lub na Morawy inne sugerowały, że może trafiły one w szeregi dziecięcej krucjaty itd., żadna jednak nie była poparta wystarczającymi dowodami naukowymi. W 1984 roku zorganizowano w Hameln sesję naukową, na której wygłoszono szereg referatów i wydano książkę poświęconą tej legendzie. Przedmiot potraktowano, jak przystało na uczonych niemieckich, z wielką dokładnością.

I właśnie na kanwie tej historii powstała ta książka.

„Denar dla Szczurołapa”

Młoda studentka, badająca działalność domów dziecka, pada ofiarą brutalnej zbrodni. Czy za jej śmiercią stoi chory umysł maniaka? Czy może stanowi ona głębszą zagadkę, której korzenie tkwią w odległej przeszłości?

(Orientalista, awanturnik i demonolog Gabor Horthy natrafia na zagadkowe prace XIX-wiecznego teologa Augusta Erdmanna. Tuż przed śmiercią profesor znacznie odbiegł od swoich dotychczasowych zainteresowań, skupiając się na badaniu legendy o Szczurołapie z Hameln. Ta tajemnicza postać z XIII wieku, pojawiająca się m.in. w baśniach braci Grimm, oszukana przez mieszkańców, miała przy dźwiękach fletu wyprowadzić z miasta wszystkie dzieci, które następnie przepadły bez wieści.

Przerwane studia Erdmanna zainteresowały Horthyego, kiedy okazało się, że postać Flecisty–Szczurołapa regularnie pojawia się na kartach historii. Od setek lat, w rożnych częściach świata, jego przybycie zwiastują niezwykłe zjawiska. I plagi szczurów…

Podążając za kolejnymi wskazówkami, Horthy sięga do przepastnych zbiorów bibliotecznych Tybingi, odwiedza tchnący tajemnicą Bliski Wschód. Poszukuje odpowiedzi w barwnym środowisku specjalistów od starożytnej demonologii, teologii i historii Orientu. W deszczowym Oksfordzie, gdzie mieszkał Erdmann i jego uczniowie, odnajduje coś więcej niż tylko zagadki przeszłości. Z czasem coraz bardziej odczuwa oddziaływanie mrocznych sił, które podążają za nim niczym cień. Podobnie jak za Szczurołapem.

W drodze do wyjaśnienia legendy z Hameln Horthy zyskuje kolejnych wrogów i sprzymierzeńców. Krok po kroku odkrywa tożsamość, kogoś, kto jak dotąd zawsze pozostawiał po sobie nie tyle pamięć o delikatnych dźwiękach fletu, ale przede wszystkim śmierć i spustoszenie.)

Artykuł Zło rodzi się przy dźwiękach fletu… Porywający thriller z tajemniczą legendą w tle. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zlo-rodzi-sie-przy-dzwiekach-fletu-aleksander-r-michalak-w-denarze-dla-szczurolapa-zabiera-nas-w-tajemniczy-i-egzotyczny-swiat-wideo/feed/ 0
Jak wygląda flirt w różnych krajach. Niemiecki komik sparodiował różne narody, wywołując wściekłość [WIDEO] https://niezlomni.com/jak-wyglada-flirt-w-roznych-krajach-niemiecki-komik-sparodiowal-rozne-narody-wywolujac-wscieklosc-wideo/ https://niezlomni.com/jak-wyglada-flirt-w-roznych-krajach-niemiecki-komik-sparodiowal-rozne-narody-wywolujac-wscieklosc-wideo/#respond Thu, 19 Oct 2017 14:30:14 +0000 http://niezlomni.com/?p=43995

Jak flirtują narody? Niemiecki komik Der Schulte postanowił zabawić się stereotypami i pokazał kontakty z kobietami różnych narodów w krzywym zwierciadle.

Mimo że nie wszystkie narody będą szczęśliwe po obejrzeniu tego nagrania, wideo cieszy się dużą popularnością i zostało udostępnione już ponad 21 tys. razy.

https://www.youtube.com/watch?v=FI9TIn460zw

Pojawiły się również głosy krytyki, przypominające Niemcowi kilka negatywnych stereotypów o jego narodzie. Komik twierdzi, że nagranie nie jest motywowane ideologicznie i przeprasza, jeśli ktoś poczuł się urażony. Zarówno na kanale Youtube, jak i profilu Facebook pojawiły się zarzuty o rasizm i niesprawiedliwe potraktowanie.

Der Schulte bawi się stereotypami nie po raz pierwszy. Ostatnio również parodiował sposób, w jaki inne narody jedzą.

https://www.youtube.com/watch?v=1dySXd2gIIQ

Artykuł Jak wygląda flirt w różnych krajach. Niemiecki komik sparodiował różne narody, wywołując wściekłość [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-wyglada-flirt-w-roznych-krajach-niemiecki-komik-sparodiowal-rozne-narody-wywolujac-wscieklosc-wideo/feed/ 0
Gadowski: Państwo Islamskie jest jak kropla atramentu. Kiedy w nią uderzymy, rozpryski rozsieją się szeroko https://niezlomni.com/gadowski-panstwo-islamskie-kropla-atramentu-uderzymy-rozpryski-rozsieja-sie-szeroko/ https://niezlomni.com/gadowski-panstwo-islamskie-kropla-atramentu-uderzymy-rozpryski-rozsieja-sie-szeroko/#comments Fri, 07 Oct 2016 12:32:57 +0000 http://niezlomni.com/?p=32200

Istnienie Państwa Islamskiego nie jest głównym powodem powstawania fali imigrantów

To pretekst wykorzystywany przez uchodźców, których terror ISIS nie dotyka w żaden sposób – mówi w rozmowie z Dariuszem Kołodziejczykiem opublikowanej na portalu PCh.24.pl Witold Gadowski, pisarz, dziennikarz specjalizujący się w tematyce Bliskiego Wschodu, poeta i współtwórca filmu „Insha Allah”. Jak zauważa, istnienie Kalifatu jest korzystne zarówno dla światowych mocarstw, jak i organizacji przestępczych.

DARIUSZ KOŁODZIEJCZYK: Jeszcze kilka miesięcy temu media zasypywały odbiorców informacjami o imigrantach zmierzających do Europy, pokazywały zdjęcia z Węgier, gdzie dochodziło do prób forsowania granic. Obecnie, nie licząc niektórych serwisów internetowych, w tej sprawie zapanowała cisza. Czyżby imigranci obrali inny cel podroży, a może jest to zabieg socjotechniczny, który ma uspokoić Europejczyków w sytuacji, gdy tzw. uchodźcy zmierzają nieprzerwanie w naszym kierunku?

WITOLD GADOWSKI: Jest to przede wszystkim zabieg propagandowy, ale także socjotechniczny. Ma to pozwolić na wyciszenie tematu niebezpiecznego dla europejskiego establishmentu, podczas gdy sam widziałem, że południe Włoch jest nadal zalewane przez uchodźców, podobnie jak Grecja. Nic się nie zmieniło, zmienił się tylko ton przekazu mediów.

Nie tak dawno przebywał Pan w Kalabrii na południu Włoch pokazując, że duży udział w przerzucie imigrantów do Europy ma kalabryjska mafia ‘Ndrangheta. Z drugiej strony pojawiają się informacje, że inna organizacja przestępcza Cosa Nostra, broniąc swoich wpływów przed gangami tworzonymi przez tzw. uchodźców, wypowiedziała im wojnę. Media dość często cytowały szefa policji w Palermo Guido Longo, który twierdził, że mamy do czynienia z próbą agresji wobec imigrantów ze strony mafii. Jak Pan sądzi, skąd wynika tak różna postawa włoskich organizacji przestępczych w tej sprawie?

Nie ma tutaj żadnej sprzeczności. Cosa Nostra w ostatnim czasie została bardzo osłabiona i rzeczywiście zajmuje się ochroną własnych obszarów. ‘Ndrangheta będąc moim zdaniem najsilniejszą organizacją przestępczą na terenie Europy, bierze udział w przemycie imigrantów pobierając od nich pieniądze. Jednak natychmiast wypycha ich z terenu Kalabrii na północ Włoch, m.in. do Mediolanu. Uchodźcy w Kalabrii muszą zachowywać się bardzo spokojnie, bowiem w przeciwnym razie są zabijani. Co jakiś czas znajdowane są trupy imigrantów, dlatego raczej przebywają oni tylko na terenie stworzonych dla nich ośrodków.

Czy członkowie ‘Ndranghety nie rozumieją, że już niedługo, wraz ze wzrostem liczby imigrantów tworzących własne gangi i nastawionych na konfrontacje z Europejczykami, nie tylko Włochy, ale także ich własne, mafijne interesy mogą być zagrożone?

Trzeba podkreślić, że proces ten ma dwa oblicza, z jednej strony kalabryjska mafia czerpie profity z przemytu imigrantów, z drugiej zaś stara się, by nie przebywali oni na terenach zamieszkałych przez poszczególne klany. Trudno jednak oczekiwać tutaj logiki i dalekosiężnego spojrzenia, bowiem mamy do czynienia z przestępczymi klanami, bez jednego, centralnego kierownictwa, które mają własne interesy. Co ciekawe państwo włoskie walcząc z ‘Ndranghetą zabiera jej nieruchomości i osadza tam uchodźców. I wtedy dochodzi do starć pomiędzy klanami ‘Ndranghety i imigrantami.

Wielu polityków i komentatorów wskazuje terror Państwa Islamskiego jako główną przyczynę napływu imigrantów do Europy. Czy nie sądzi Pan, że to dość naiwne myślenie? Jeżeli weźmie się pod uwagę obszar na jakim operuje Państwo Islamskie i stopień jego zaludnienia, jakoś trudno sobie wyobrazić, by te setki tysięcy, jeżeli nie miliony imigrantów, pochodziły z tamtych terenów?

Obecnie istnienie Państwa Islamskiego nie jest głównym powodem powstawania fali imigrantów. Tak naprawdę jest to pretekst wykorzystywany przez różnego rodzaju uchodźców, m.in. Czeczenów, których terror ISIS nie dotyka w żaden sposób. Jest to zjawisko trudne do zatrzymania, skoro raz zostało uruchomione i pokazało słabość Europy w obronie swoich granic. Trudno jest zatrzymać ludzi z Erytrei, Sudanu, Afganistanu i krajów Maghrebu, gdyż chcą oni dostać się do Europy.

Czy tak naprawdę to nie państwa Europy Zachodniej i Stany Zjednoczone odpowiadają za obecną sytuację związaną z imigrantami? Doprowadziły one bowiem do destabilizacji na Bliskim Wchodzie wspierając tzw. arabską wiosnę w takich krajach jak Libia, Tunezja, Egipt, Jemen, czy też Syria?

Głównym winowajcą są Stany Zjednoczone i prowadzona przez nie polityka w schyłkowym okresie rządów George’a Busha Juniora, a następnie Baracka Obamy. Doprowadziła ona do obalenia Saddama Husajna i wywołała efekt domino w postaci upadku kolejnych dyktatorów arabskich. Trzeba pamiętać, że dyktatury te stanowiły barierę ochroną przed masowym napływem ludzi z terenu krajów arabskich do Europy. Niszcząc państwa, których władze dość często były okrutne, a one same - mówiąc delikatnie - nie były doskonałe, ale istniały realnie, doprowadzono do destabilizacji tego obszaru. Konsekwencją tego był masowy exodus imigrantów do Europy. Tak więc największym winowajcą w tej sprawie są Stany Zjednoczone, które od 2003 roku dewastują Bliski Wschód. Nie można jednak zapominać o Francji, która przyczyniła się do upadku Kaddafiego i rządzonej przez niego Libii. Udział w tym procesie miała także Wielka Brytania i w dużo mniejszym stopniu Niemcy.

[caption id="attachment_32205" align="alignleft" width="376"]Narada kurdyjskich Peszmergów, fot. W. Gadowski Narada kurdyjskich Peszmergów, fot. W. Gadowski[/caption]

Film „Insha Allah. Krew Męczenników”, którego wraz z Michałem Królem i Maciejem Grabysą jest Pan reżyserem, pokazuje, że wielu krajom zależy na istnieniu Państwa Islamskiego. Chodzi m.in. o Rosję, Syrię, ale także Turcję, będącą przecież państwem członkowskim NATO. Co powoduje, że Turcji, której przywódcy wypowiadają się przeciwko Państwu Islamskiemu, jego istnienie jest tak bardzo na rękę? Czy chodzi o to, że w ten sposób pod płaszczykiem wojny z ISIS, może ona prowadzić operację militarną przeciwko Kurdom, czy też są jeszcze inne przyczyny?

Przede wszystkim istnienie Państwa Islamskiego legitymizuje procesy zachodzące w Turcji i przejmowanie coraz większych obszarów władzy przez prezydenta Erdogana i islamską partie AKP. W ten sposób łamany jest system stworzony przez Kemala Atatürka. Dzięki działalności Państwa Islamskiego Turcja przejęła inicjatywę na Bliskim Wschodzie i stała się najważniejszym, realnym graczem na tym terenie. Przewiduje, że Turcja będzie dążyła do stworzenia marionetkowego państwa na północy Syrii, które wyprze Kurdów z tego terenu i będzie uzależnione całkowicie od Turcji. Co więcej, wobec zarzutów o islamizację Turcji, Recep Erdogan może stosować retorykę, że jest islamistą z ludzką twarzą, a ci źli islamiści to ISIS. Paradoksalnie, sytuacja ta jest wygodna dla Iranu, który rozszerza swoje wpływy i jednocześnie blokuje Arabię Saudyjską. To właśnie dla Arabii Saudyjskiej istnienie ISIS staje się co raz mniej wygodne, chociaż to pieniądze z tego kraju finansowały pierwsze grupy fanatyków islamskich. Jak widać polityka Turcji jest bardziej wysublimowana niż dynastii Saudów.

Czy jako osoba dysponująca wiedzą na temat powstania i funkcjonowania Państwa Islamskiego, zdobytą m.in. przy produkcji filmu, sądzi Pan, że któreś z państw np. Rosja czy też Stany Zjednoczone, ewentualnie koalicja krajów, zdobędzie się na zadanie decydującego ciosu ISIS? Przecież przy przewadze militarnej jaką dysponują te państwa, wojna potrwałaby najwyżej 2–3 tygodnie.

[caption id="attachment_32206" align="alignleft" width="489"]Rozmowa z terrorystą z ISIS, fot. W. Gadowski Rozmowa z terrorystą z ISIS, fot. W. Gadowski[/caption]

Gdyby przeprowadzono klasyczną operację militarną to z Państwa Islamskiego nie zostałoby nic, ale to jest dylemat kropli atramentu. Polega on na tym, że jak uderzymy w krople atramentu, to jej rozpryski rozsieją się bardzo szeroko. I tak właśnie będzie w przypadku Państwa Islamskiego. W momencie gdy zostanie rozbite powstaną komórki terrorystyczne w innych miejscach. Islamski terroryzm przybierze inną postać. Sądzę, że analitycy wywiadów Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii dochodzą do wniosku, że istnienie Państwa Islamskiego jest korzystniejsze niż jego pokonanie. Powód jest prozaiczny chociażby z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych. Otóż, wielu terrorystów z całego świata zjechało w jedno miejsce i łatwiej jest ich obserwować i monitorować. Rosji powstanie tworu jakim jest ISIS pozwoliło wrócić do gry na Bliskim Wschodzie, co jest na pewno dużym sukcesem dyplomatycznym. Bez istnienia Państwa Islamskiego nie byłoby to możliwe. Rosji udało się ocalić swojego sprzymierzeńca, prezydenta Syrii Baszszara al-Asada, którego nie czeka już los Husajna, czy też Kadafiego. Trudno powiedzieć, co stanie się w przyszłości, ponieważ jest wiele czynników odgrywających swoją rolę i nie wiemy, który przeważy. Moim zdaniem w najbliższym czasie czeka nas szturm na Mosul zajęty przez ISIS, ale może się to skończyć katastrofą humanitarną. W mieście tym mieszka blisko 1,5 miliona cywilów. Atak z wykorzystaniem lotnictwa, artylerii może przynieść wiele ofiar. Tym bardziej, że islamiści są gotowi na samobójcze zamachy, rozstrzeliwanie zakładników i zaminowanie budynków mieszkalnych na terenie Mosulu.

Może w takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie precyzyjnej akcji z wykorzystaniem oddziałów specjalnych i zabicie przywódców, a także najważniejszych dowódców polowych ISIS, co sparaliżowałoby jego funkcjonowanie?

Państwo Islamskie ma zdublowane funkcje. Jest jeden premier w części syryjskiej, drugi zaś na terenie irackim. Francuski wywiad, który ma dobre rozpoznanie w Syrii, od dawna alarmuje, że system dublowania stanowisk oraz działalność wielu fanatycznych, inteligentnych przywódców powoduje, że w miejsce odciętych głów tej hydry, będą odrastać nowe.

Dziękuje za rozmowę.

Rozmawiał Dariusz Kołodziejczyk

Źródło: www.pch24.pl

Artykuł Gadowski: Państwo Islamskie jest jak kropla atramentu. Kiedy w nią uderzymy, rozpryski rozsieją się szeroko pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gadowski-panstwo-islamskie-kropla-atramentu-uderzymy-rozpryski-rozsieja-sie-szeroko/feed/ 2
Jeżeli chrześcijanie znikną z Bliskiego Wschodu, europejscy chrześcijanie stracą korzenie swojej wiary https://niezlomni.com/jezeli-chrzescijanie-znikna-bliskiego-wschodu-europejscy-chrzescijanie-straca-korzenie/ https://niezlomni.com/jezeli-chrzescijanie-znikna-bliskiego-wschodu-europejscy-chrzescijanie-straca-korzenie/#comments Sun, 10 Jul 2016 11:47:33 +0000 http://niezlomni.com/?p=29015

W Parlamencie Europejskim z inicjatywy Anny Fotygi odbyła się projekcja filmu „Insha Allah. Krew męczenników”.

W wydarzeniu zorganizowanym przez Annę Fotygę wzięli udział autorzy filmu Witold Gadowski i Maciej Grabysa, europoseł Lars Adaktusson, Stehane Duté przedstawiciel organizacji pozarządowej CitizenGo, Arkadiusz Maciej z Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu, szwedzki dziennikarz Nuri Kino, specjalizujący się w tematyce mniejszości na Bliskim Wschodzie, jak również europosłowie, pracownicy instytucji unijnych i przedstawiciele Polonii.

Projekcję filmu poprzedziła dyskusja, którą rozpoczął europoseł Lars Adaktusson. Podkreślił on, że obrona praw chrześcijan jest zadaniem trudnym i niepopularnym. „Ochrona chrześcijan nigdy nie była sprawą łatwą. Gdy w 2011 r. Al Kaida zaatakowała koptyjski kościół w Egipcie urzędnicy KE odpowiedzialni za sprawy międzynarodowe dołożyli wszelkich starań, by uniknąć odwołania do chrześcijańskiego wyznania ofiar. Dopiero po gorącej debacie i intensywnych naciskach politycznych ze strony ministrów spraw zagranicznych niektórych krajów członkowskich w tekście pojawiło się określenie „koptyjski”. Trzy lata później, gdy podnosiłem sprawę prześladowania chrześcijan w Iraku i Syrii, które może skutkować śmiercią wszystkich chrześcijan na tym obszarze, w odpowiedzi spotykałem się z obojętnością, odrzuceniem. Kwestionowano fakty, a mnie oskarżano o mobilizowanie Europy do nowej krucjaty przeciwko muzułmanom” - mówił europoseł. „Wolny świat musi chronić ofiary prześladowania na tle religijnym. Bezpieczeństwo chrześcijan musi znaleźć się na agendzie ONZ” - apelował Adaktusson. Europoseł przypomniał, że mijają 4 miesiące odkąd Parlament Europejski uznał, że tzw. Państwo Islamskie dokonuje ludobójstwa na chrześcijanach i innych mniejszościach religijnych. Od tamtej pory także m.in. amerykański Kongres i brytyjska Izba Gmin uznały działania ISIS wobec mniejszości religijnych za ludobójstwo.

Witold Gadowski podkreślił, że wszystkie tezy, które on i pozostali autorzy filmu „Insha Allah. Krew męczenników” postawili na początku jego powstawania, uległy modyfikacji. „Na początku chcieliśmy pokazać ciężki los chrześcijan m.in. w północnej Syrii, ale później zaczęło się to rozrastać, zmieniać. Weszliśmy w skomplikowaną rzeczywistość narodu kurdyjskiego, zetknęliśmy się z cichą, zapomnianą tragedią Jazydów. Film stał się obrazem o ofiarach totalitarnie pojmowanej religii” - mówił Gadowski. „Religii, która stała się ideologią usprawiedliwiającą wszystko to, co można zrobić ludziom złego” – dodał. Dziennikarz zaznaczył, że nie przez przypadek dużo miejsca w filmie poświęcono sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie, ponieważ nawet statystyczne dane mówią, iż co 5 minut ginie na świecie chrześcijanin, a chrześcijaństwo jest dzisiaj najbardziej prześladowaną religią świata. Gadowski przestrzegał, że chrześcijanie znikają z Bliskiego Wschodu, „(...) a jeżeli oni znikną z Bliskiego Wschodu, to stracimy my - chrześcijanie europejscy - nasze korzenie”. Pointą filmu jest obraz Polaka, który walczył w oddziałach dżihadystycznych w Syrii. „Chcieliśmy pokazać, że nie ma kraju w Europie, który byłby bezpieczny - to nie tylko problem Europy Zachodniej. To problem Polski, problem nas wszystkich” - podsumował Gadowski.

Maciej Grabysa, współautor filmu, zaznacza, że choć pierwotnym celem realizacji filmu było zwrócenie uwagi na dramatyczny los irackich chrześcijan i Jazydów, to w trakcie jego powstawania przerodził się on w swoisty portret ISIS widziany oczami jego ofiar i tych, którzy walczą przeciwko niemu, niekoniecznie chrześcijan. „Spotkaliśmy tak wiele świadków, ludzi cierpiących z rąk Państwa Islamskiego i walczących z nim. To była pierwsza próba ukazania ISIS z punktu widzenia jego ofiar, ale także np. Peszmergów i syryjskiej opozycji” - mówił Grabysa.

Następnie głos zabrał przedstawiciel organizacji CitizenGo, Stephan Dute, który zaapelował o wywieranie nacisku na ONZ, by ta również uznała ludobójstwo dokonywane na chrześcijanach na Bliskim Wschodzie przez tzw. Państwo Islamskie. „Czemu ONZ do tej pory nie uznała tego ludobójstwem przeciw chrześcijanom i mniejszościom religijnym? Gdzie są tzw. obrońcy praw człowieka?” – pytał francuski działacz, wskazując, że informacja o uznaniu aktów przemocy wobec chrześcijan ludobójstwem przez UE czy USA nie została opisana szeroko we francuskich mediach.

Anna Fotyga zwróciła uwagę na znaczenie propagandy Daesh zarówno w odniesieniu do sąsiadów jak i do państw demokratycznych. „W tym filmie wspomniano o działaniach propagandowych Daesh, określanych w instytucjach UE jako Stratcom. Stanowi to już broń przeciwko demokratycznemu światu” - mówiła europosłanka PiS.

Zdaniem Witolda Gadowskiego Państwo Islamskie znakomicie wykorzystuje media społecznościowe - tam umieszcza swoje treści werbunkowe i one działają. „Do ISIS płyną mężczyźni i kobiety. Państwo Islamskie jest prezentowane jako jedyna wyspa prawdziwych wartości w świecie. Każdy meczet, w którym wykłada agresywny imam, jest miejscem propagandy ISIS a przynajmniej islamizmu podejmowanego jako ideologia. Dopóki Europa nie zwróci uwagi na to, że imamowie prowadzą propagandę w meczetach, dopóty będzie ona niepowstrzymana” - wskazywał dziennikarz.

Jednym z prelegentów był także wybitny szwedzki dziennikarz Nuri Kino. Podkreślił on, że dziś nie jest łatwo wskazywać chrześcijan czy jazydów jako ofiary, bo można zostać nazwanym islamofobem. „Ale nie oto tu chodzi - tu chodzi o fakty. Jako dziennikarze śledczy pracujemy na faktach. Ludzie w Iraku i Syrii są prześladowani na tle etnicznym i religijnym i to jest fakt” - powiedział Kino. Wspominał, że już w 2004 roku w jego ręce trafił pierwszy film, na którym przetrzymywany przez islamskich terrorystów chrześcijanin błagał o życie. Wówczas zaczęła się także fala prześladowań chrześcijan w tym kraju - brutalne morderstwa, palenie kościołów, masowe egzekucje z wykorzystaniem najokrutniejszych technik. „Mówiliśmy, że to samo wydarzy się w Syrii - nie słuchano nas. Nie stajemy w obronie najsłabszych - czy to jest przesłanie, jakie chcemy wysyłać światu?” - pytał Nuri Kuno.

„Parlament Europejski w swojej rezolucji z 4 lutego 2016 r. uznał zbrodnie popełnianie przez islamistów na Bliskim Wschodzie przeciwko chrześcijanom i innym mniejszościom, za zbrodnie przeciwko ludzkości. Kwestia ta wymaga ciągłego przypominania na wielu demokratycznych forach świata” – ocenia Anna Fotyga, organizatorka konferencji. „Wszyscy paneliści zgodzili się, że powszechne uznanie ludobójstwa chrześcijan napotyka ciągle na trudne do wytłumaczenia bariery. Współpraca ponad podziałami politycznymi i narodowymi, tak jak dzisiaj mamy okazję dyskutować na tym panelu, jest najbardziej efektywną formą obrony chrześcijaństwa. Udowodniliśmy to w czasie prac nad rezolucją. Wciąż potrzebne są jednak wzmożone wysiłki posłów i wysokich przedstawicieli Unii Europejskiej na rzecz wsparcia chrześcijan w potrzebie , w tym uwolnienia Asi Bibi” – uważa Anna Fotyga.

Pod dyskusji odbyła się projekcja filmu „Insha Allah. Krew męczenników”. Jest to pierwszy polski film o tzw. Państwie Islamskim, widziany oczami jego ofiar i tych, którzy walczą przeciwko niemu. Okrucieństwo tzw. Państwa Islamskiego ukazane jest przez pryzmat ludzi żyjących w Mosulu, Niniwie i Rakce, nieformalnej stolicy ISIS. Źródłem istotnych informacji w filmie są generałowie Peszmergów i Wolnej Armii Syrii, a także dziennikarze i analitycy specjalizujących się w tematyce Bliskiego Wschodu i terroryzmu, tacy jak Nuri Kino. Film jest próbą przedstawienia struktury i fenomenu tzw. Państwa Islamskiego, autorzy stawiają pytanie o cel jego istnienia.

Zapis konferencji, autorstwa Andrzeja Warchałowskiego, producenta telewizyjnego i dziennikarza opozycji demokratycznej w PRL, dostępny jest poniżej (polskie tłumaczenie od 4 min.)

Artykuł Jeżeli chrześcijanie znikną z Bliskiego Wschodu, europejscy chrześcijanie stracą korzenie swojej wiary pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jezeli-chrzescijanie-znikna-bliskiego-wschodu-europejscy-chrzescijanie-straca-korzenie/feed/ 1
Opowieść twórcy i asa izraelskiego lotnictwa, który odmówił bombardowania Palestyny https://niezlomni.com/opowiesc-tworcy-i-asa-izraelskiego-lotnictwa-ktory-odmowil-bombardowania-palestyny/ https://niezlomni.com/opowiesc-tworcy-i-asa-izraelskiego-lotnictwa-ktory-odmowil-bombardowania-palestyny/#respond Tue, 09 Feb 2016 07:46:32 +0000 http://niezlomni.com/?p=26403

589Generał Jiftach Spektor współtworzył nowoczesne lotnictwo oraz historię współczesnego państwa Izrael. Uchodzi w nim jednocześnie za bohatera i zdrajcę, ponieważ odmówił bombardowania celów cywilnych w Palestynie.
Odniósł dwanaście zwycięstw powietrznych w wojnach z państwami arabskimi. Wywołał kryzys dyplomatyczny między Izraelem a USA. Brał udział w jedynym w historii nalocie na reaktor jądrowy.
Głośno i wyraźnie to jego autobiografia — szczera do bólu. Jak żadna inna, odpowiada na pytanie, z jakiej gliny ulepiony jest wielki as myśliwski.
Jiftach Spektor jest synem dwojga bohaterów współczesnego Izraela. W Głośno i wyraźnie przeplata opowieści z kokpitu myśliwca z osobistymi wspomnieniami z dzieciństwa, które przypadło na wyjątkowo burzliwy okres w dziejach Bliskiego Wschodu.
Jego książka to jedyna relacja z pierwszej ręki z nalotów na iracki reaktor jądrowy Osirak w 1981 roku i amerykański okręt zwiadowczy USS Liberty w 1967 roku. Zawiera ona fascynujące opisy walk z arabskimi myśliwcami. Stanowi także ważny głos w dyskusji o stosunkach izraelsko palestyńskich. Przez wiele lat Spektor był obrońcą ojczyzny. W pewnym momencie uznał, że musi stać się również obrońcą jej sumienia. Wspomina więc swój sprzeciw wobec postępowania rządu Izraela, które uznał za zbrodnicze, oraz ostracyzm, z jakim się wówczas spotkał.

SPIS TREŚCI

Rozdział pierwszy: List 7
Rozdział drugi: Grudzień 1960 .18
Rozdział trzeci: Palmach 39
Rozdział czwarty: Sam .71
Rozdział piąty: Kłamstewka .87
Rozdział szósty: Dzień Zdobycia Bastylii 100
Rozdział siódmy: Dzikus .121
Rozdział ósmy: Operacja „Skupienie” .131
Rozdział dziewiąty: Czarna flaga i USS Liberty .145
Rozdział dziesiąty: Toledano 169
Rozdział jedenasty: Ze środka 180
Rozdział dwunasty: Nissim .197
Rozdział trzynasty: Władza .211
Rozdział czternasty: Wyzwanie .235
Rozdział piętnasty: Braterstwo 254
Rozdział szesnasty: Wyraźnie .275
Rozdział siedemnasty: Pawiany .307
Rozdział osiemnasty: Model .323
Rozdział dziewiętnasty: Wóz albo przewóz .340
Rozdział dwudziesty: Znowu Hasan .355
Rozdział dwudziesty pierwszy: Z całego serca 367
Rozdział dwudziesty drugi: Aureola .407
Rozdział dwudziesty trzeci: Tammuz 420
Rozdział dwudziesty czwarty: Słowo od refusenika .454
Podziękowania 463

Jiftach Spektor, Głośno i wyraźnie. Wspomnienia izraelskiego asa myśliwskiego, Replika, Poznań.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł Opowieść twórcy i asa izraelskiego lotnictwa, który odmówił bombardowania Palestyny pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/opowiesc-tworcy-i-asa-izraelskiego-lotnictwa-ktory-odmowil-bombardowania-palestyny/feed/ 0
Niezwykły przewodnik śladami świętego Pawła https://niezlomni.com/niezwykly-przewodnik-sladami-swietego-pawla/ https://niezlomni.com/niezwykly-przewodnik-sladami-swietego-pawla/#respond Tue, 22 Dec 2015 09:59:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=25857

turcja_maxdla tych, którzy chcą odkrywać wspaniałe krajobrazy Turcji – poznać heroiczny okres głoszenia Chrystusowego orędzia przez Pawła z Tarsu wspólnotom Anatolii. To właśnie w Antiochii, antycznej metropolii, ci, którzy przyjęli Dobrą Nowinę, po raz pierwszy zostali nazwani chrześcijanami. Tu chrześcijaństwo stawiało pierwsze kroki poza miejscem nauczania Jezusa. Przewodnik pozwala odnaleźć i głębiej zrozumieć kontekst środowiskowy, historyczny, kulturalny i religijny, w jakim działał Apostoł Narodów. Autor przedstawia jego portret, specyfikę przepowiadania oraz prowadzi szlakami jego podróży misyjnych. Opisom towarzyszą piękne fotografie zabytków, mapy, a także rysunki i plany kościołów czy założeń urbanistycznych starożytnych miast. Autor jest profesorem topografii starożytnej na prestiżowym Uniwersytecie La Sapienza w Rzymie, badaczem świata klasycznego, prowadził wykopaliska archeologiczne na Bliskim Wschodzie i we Włoszech.

Giovanni Uggeri, Turcja śladami św. Pawła. Przewodnik, Jedność, Kielce.

Książkę można zamówić TUTAJ.

Artykuł Niezwykły przewodnik śladami świętego Pawła pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niezwykly-przewodnik-sladami-swietego-pawla/feed/ 0
Czy Zjednoczone Królestwo wraca do światowej gry mocarstw? Pierwszy krok do zwiększenia stałej obecności w byłych koloniach https://niezlomni.com/czy-zjednoczone-krolestwo-wraca-do-swiatowej-gry-mocarstw-pierwszy-krok-do-zwiekszenia-stalej-obecnosci-w-bylych-koloniach/ https://niezlomni.com/czy-zjednoczone-krolestwo-wraca-do-swiatowej-gry-mocarstw-pierwszy-krok-do-zwiekszenia-stalej-obecnosci-w-bylych-koloniach/#respond Tue, 03 Nov 2015 09:37:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=25070

[caption id="attachment_25071" align="alignright" width="197"]Plakat propagujący siłę Royal Navy z czasów II wojny światowej Plakat propagujący siłę Royal Navy z czasów II wojny światowej[/caption]

Królewska Marynarka Wojenna rozpoczyna budowę stałej bazy na wschód od Suezu. Czy Zjednoczone Królestwo wraca do światowej gry mocarstw?

31 października w porcie Mina Salman w Bahrajnie odbyła się ceremonia rozpoczęcia ponownego otwarcia bazy Royal Navy. Placówka ta została zamknięta w 1971 roku, po 36 latach funkcjonowania, wraz z uzyskaniem niepodległości przez Bahrajn. Royal Navy utraciła wtedy swoją największą instalację na wschód od Kanału Sueskiego i zarazem zakończyła swoją stałą obecność na Bliskim Wschodzie. Wygląda na to, że Albion wraca na wody Zatoki, co potwierdzają słowa sekretarza spraw zagranicznych, Phillipa Hammonda, gwarantującego powrót Royal Navy i obiecującego, że przejmie ona ciężar utrzymania bezpieczeństwa na wodach północno-zachodniej części Oceanu Indyjskiego.

Sens praktyczny posiadania stałej bazy w jednym z najważniejszych i najbardziej zapalnych regionów świata jest oczywisty. Po pierwsze, pozwoli ona na lepsze skoordynowanie działań wymierzonych w organizacje terrorystyczne i Kalifat (na razie jedyne bazy, z których może operować brytyjska armia, znajdują się w Akrotiri i Dhekelii na Cyprze). Po drugie, pozwoli ona na prowadzenie działań przeciw piratom, stanowiącym ciągłe zagrożenie dla ruchu morskiego w tym rejonie świata. Dotyczy to zwłaszcza tankowców transportujących bliskowschodnią ropę.

Royal-NavyOznacza to także, że możemy się spodziewać przesunięcia punktów ciężkości w globalnej polityce bezpieczeństwa. Stany Zjednoczone z coraz większą uwagą patrzą na Daleki Wschód i zaczynają przenosić swoje siły w region Azji i Pacyfiku. Pustkę po US Navy na wodach Zatoki Perskiej ma wypełnić Royal Navy, która przebazuje do Mina Salman prawdopodobnie część swoich najnowszych niszczycieli rakietowych Type 45, projektowanych fregat Type 26 oraz nowobudowane lotniskowce klasy Queen Elizabeth: HMS Queen Elizabeth i HMS Prince of Wales.

Po raz pierwszy od rozpadu Imperium Brytyjskiego Londyn podejmuje kroki do zwiększenia stałej obecności militarnej w swoich byłych koloniach i zarazem zaznaczenia swojej roli na arenie międzynarodowej. I choć mówienie o odzyskiwaniu roli mocarstwa jest mocno na wyrost, jest to z pewnością podsumowanie czterech lat starań administracji Camerona o odbudowanie starych sojuszy Zjednoczonego Królestwa z państwami Zatoki. Być może administracja brytyjska zdecyduje się na konsekwentne podążanie tą ścieżką.

Przemysław Mrówka, źródło: Histmag.org

ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Artykuł Czy Zjednoczone Królestwo wraca do światowej gry mocarstw? Pierwszy krok do zwiększenia stałej obecności w byłych koloniach pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-zjednoczone-krolestwo-wraca-do-swiatowej-gry-mocarstw-pierwszy-krok-do-zwiekszenia-stalej-obecnosci-w-bylych-koloniach/feed/ 0