Stoimy tu wobec faktów niedających się wyjaśnić zwyczajną logiką, a kryjących to, co jako wilnianin pozwolę sobie nazwać straszliwą prawdą - pisał Stanisław Cat-Mackiewicz, opisujący akcję Burza i operację Ostra Brama
Wilnianie wiedzą już od dawna, że Rosja uważa Wilno za miasto sowieckie. Wilnianie pomagają Rosjanom zdobywać Wilno. Zatem chcą należeć do Związku Sowieckiego, zapyta każdy cudzoziemiec rozumujący logicznie. O, nie! Przeciwnie, odmawiają współpracy z Berlingiem i idą do rosyjskiego obozu koncentracyjnego.
Wilnianie oczywiście nie mieli powodu bronić wtedy swego miasta przed Rosjanami na spółkę z Niemcami, ponieważ miasto było przez Niemców okupowane; ale jeszcze mniej powodów mieli do pomagania Rosjanom w zdobywaniu miasta; okupacja niemiecka miała charakter przejściowy, okupacja sowiecka zapowiadała się na stałe.
Było to po raz pierwszy w dziejach, że wilnianie przelewali swą krew, aby Rosjanie dostali się do miasta, dotychczas było zawsze na odwrót.
Idźmy dalej w stwierdzaniu nielogiczności wydarzeń. Oto konferencja październikowa w Moskwie w 1943 roku uprawnia Rosję do okupacji całej Polski i oto w początkach stycznia 1944 roku Rosjanie przekraczają naszą granicę i zaczynają traktować nasze terytorium jako własne.
Normalnie, gdy obce państwo wkracza na twoje terytorium i zaczyna traktować je jako własne, nie biegniesz temu państwu z pomocą wojskową, tylko raczej robisz zupełnie co innego. Należy sobie zdać sprawę, że w styczniu 1944 roku wszyscy już widzą, że Niemcy są pobite i że ich pobyt na ziemi polskiej ma tylko czasowy charakter. Tymczasem właśnie z chwilą wkroczenia Rosjan na teren Rzeczypospolitej Armia Krajowa zrywa się do jak najpoważniejszych akcji bojowych. Pan Litauer słusznie pisze w swej broszurze, że wtedy Rosjanom bardzo zależało na paraliżowaniu transportów niemieckich i w ogóle na aktywnej akcji na niemieckich tyłach i oto Armia Krajowa wykonuje te zadania na podstawie wskazań płynących z Londynu, ale i z ochoty własnej, używając broni i pieniędzy angielskich. Polacy sami otwierają przed Rosjanami wrota swego kraju.
Podobną nielogicznością obciążony jest wybuch powstania w Warszawie. Dlaczego po powstaniu wileńskim, które wykazało, że Rosjanie aresztują Armię Krajową, po tylu innych podobnych doświadczeniach, Powstanie Warszawskie rozpoczęło się natychmiast, gdy Rosjanie zbliżyli się do polskiej stolicy. Na czym oparta była nadzieja, że Rosjanie po zdobyciu Warszawy przy pomocy Polaków, względnie po zdobyciu Warszawy przez samych Polaków, zachowają się wobec nas inaczej, niż się zachowali po zdobyciu Wilna?
Otóż tu właśnie dotykamy rzeczy najbardziej zasadniczej w całej polskiej tragedii.
Polacy istotnie – niektórzy świadomie, inni podświadomie spodziewali się, że Rosjanie inaczej zachowają się po zajęciu Warszawy niż po zajęciu Wilna, i jedni świadomie, inni podświadomie akceptowali z góry poświęcenie Wilna, aby Warszawa przy pomocy Rosjan była wolna.
Od samego początku, od podpisania paktu lipcowego, demaskowałem tę politykę twierdząc, że oparta ona jest na ułudzie, na błędzie, na nieznajomości polityki rosyjskiej. Rosja – twierdziłem – będzie dążyć do zniesienia niepodległości polskiej. – Nie ma kwestii Wilna i Lwowa – wołałem – jest tylko kwestia niepodległości Polski, niepodległości zarówno Wilna, jak Lwowa, jak Warszawy.
[...]
Jako wilnianin ograniczam się do krótkiej uwagi: to wishful thinking, że Rosjanie zabiorą Wilno, a zostawią Warszawę, było nie tylko głupie, ale i niemoralne – wobec mego kraju zdradzieckie.
Rząd podziemnej Polski, jeśli chciał zbawiać Warszawę kosztem oddania Wilna Rosji, to nie miał prawa rozkazywać dzieciom wileńskim, aby szły na pomoc Rosjanom w zdobywaniu Wilna, chociażby to w przyszłości miało zapewnić swobodę Warszawy.
Ale jest też inne, mniej niesympatyczne przypuszczenie, dlaczego polscy politycy podziemnej Warszawy nakazali powstanie wileńskie, nie bali się Rosjan wpuszczać do Polski itd. Oto w poczciwości swojej mniemali, że to wszystko nie ma znaczenia, bo i tak w sprawach Polski decydować będzie nie Rosja, lecz Ameryka i Anglia. „Rosjanie strzelają amunicją angielską, a jedzą żywność amerykańską” zakomunikował mi jeden polityk przybyły z Warszawy wiosną 1944 roku. Było to znów wishful thinking i znów fałszywa doktryna o omnipotencji Anglo-Ameryki i o tym, że grunt, aby Anglo-Amerykanów przekonać, że Wilno chce być polskie, a Rosjanie to furda. Rosjanie i tak muszą zrobić wszystko, co Roosevelt z Churchillem im każą. Kto wie, czy p. Retinger właśnie w ten sposób nie informował naszych polityków w Warszawie.
Fragment książki „Lata Nadziei. 17 września 1939 – 5 lipca 1945”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2012
Artykuł „Po raz pierwszy w dziejach, że przelewali krew, aby Rosjanie dostali się do miasta. Polacy sami otwierają wrota do swojego kraju…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>- My toczymy wojnę z Moskwą, wy jak zwykle wbijacie nam nóż w plecy - mówi w wywiadzie z Gazetą Wyborczą Jurij Szuchewycz, syn Romana - komendanta UPA współodpowiedzialnego za czystkę etniczną Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jurij Szuchewycz to deputowany do ukraińskiego parlamentu.
Szuchewycz wygłasza zaskakujące z polskiego widzenia tezy:
Określenie "ludobójstwo" to oczywiste zakłamanie historii. Wam zależy jednak jeszcze na powiązaniu, choćby na siłę, ofiar partyzanckiej wojny domowej z Banderą, OUN, ruchem ukraińskich nacjonalistów i obciążeniu ich całą odpowiedzialnością.
Tymczasem jego zdaniem na Wołyniu doszło do czegoś zupełnie innego, niż twierdzą Polacy.
Doszło do partyzanckiej wojny i masowego antypolskiego wystąpienia ukraińskiego ludu, z jednej strony umęczonego kolonialnym uciskiem Polaków, a z drugiej - podejmującego samorzutne akcje samoobrony przeciw groźbie i aż nadto czytelnym, brutalnym próbom przywrócenia statusu quo ante bellum.
Jego zdaniem liczba ofiar rzezi wołyńskiej to kłamstwo.
Wszystko jedno, czy zginęli z ręki Niemców, Sowietów, zwykłych band albo nawet wyjechali na roboty do Niemiec. Niedługo naliczycie tych ofiar więcej, niż było przed wojną wszystkich Polaków na zachodniej Ukrainie
- podkreśla.
Uchwałę polskiego Sejmu nazywa "wojną hybrydową". Dziennikarza Wyborczej powitał słowami:
Ile wam zapłaciła Moskwa za nazwanie wydarzeń na Wołyniu ludobójstwem
Wszystkich, którzy mówią o rzezi na Wołyniu w inny sposób niż on, oskarża o sprzyjanie Kremlowi. Sam zaś twierdzi:
Bandera jest niezaprzeczalnym symbolem ukraińskiego patriotyzmu. Czy się to komuś podoba, czy nie.
Dodaje, że Polska prześladowała Ukraińców przed wojna, a co gorsza:
Polacy wprowadzili do obiegu upokarzające nas określenie "Rusin"
Wołyń traktowaliście jak rezerwuar taniej siły roboczej, niewolniczej wręcz. Pogarda polskich kolonistów dla "chama" Ukraińca czy określenie "bydło", którym nazywano ukraiński lud, tkwią w pamięci każdej wołyńskiej czy galicyjskiej rodziny
- dodaje.
Oskarża Armię Krajową o planowane mordy na Ukraińcach, które rozpoczęły się w 1941 r. i sprzyjanie w tym Sowietom. Cel:
oczyścić z Ukraińców ziemie aż po Zbrucz.
Akcja Burza jego zdaniem to
ostatnia desperacka próba współpracy z Sowietami, znów w imię utrzymania polskich imperialnych zdobyczy na etnicznych ziemiach Ukraińców.
cały wywiad w Gazecie Wyborczej
Artykuł Szokujący wywiad z ukraińskim posłem, synem komendanta UPA. „W lipcu Polska wypowiedziała Ukrainie wojnę” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>My kraj bez Quislingów
Walka na śmierć i na życie,
Walka o honor i byt,
A wy tam zza morza patrzycie,
O, Anglio, czy tobie nie wstyd?
My kraj bez Quislingów, Petainów,
My naród nadziei i snów,
Za kilka „coltów” i „stenów”
Krwawimy od Odry po Lwów,
Za kilka „coltów” i „stenów”
Krwawimy od Odry po Lwów.
Wezbrało Bałtyckie morze,
To polskich matek są łzy,
Nad Francją czerwienią się zorze,
A bruki Warszawy od krwi!
My kraj bez Quislingów, Petainów...
Nie wahał się żołnierz o głodzie,
Na czołgów niemieckich szedł stal.
Dla ciebie — angielski narodzie,
Bo tobie uwierzył i padł.
My kraj bez Quislingów, Petainów...
Za nasze ofiary i męki,
Cóż dumna ty, Anglio, nam dasz?
Czy mamy ci złożyć podzięki,
Czy rzucić przekleństwo ci w twarz?
My kraj bez Quislingów, Petainów...
Dziś jeszcze cierpliwie czekamy
Z ojczyzny Cromwella — na znak,
By polskich sztandarów drzewcami,
Powstańczy wyrąbać znów szlak.
My kraj bez Quislingów, Petainów...
Przysięgnij żołnierzom, co leżą
W ciemnych mogiłach wśród drzew,
Niech oni ci najpierw uwierzą,
A wtedy my damy swą krew!
My kraj bez Quislingów, Petainów...
Pieśń narodziła się na Kielecczyźnie w okresie trwania akcji „Burza”, w drugiej połowie 1944 roku. Zgrupowaniem „Ponurego”, które jako I batalion wchodziło w skład 2 pułku II dywizji AK Okręgu „Jodła”, dowodził w tym czasie „Nurt” – Eugeniusz Kaszyński. Pieśń, śpiewana na melodię Naprzód drużyno strzelecka, była potwierdzeniem, że żołnierz Armii Krajowej coraz wyraźniej dostrzegał toczące się na Zachodzie gry polityczne i właściwie oceniał stanowisko polskiego rządu emigracyjnego zajmowane wobec tworzącej się sytuacji w kraju. Zachowało się kilka wersji pieśni z tamtych czasów. Występują one pod tytułami: O Anglio, czy Tobie nie wstyd?, Rozlało się Bałtyckie Morze, Kolty i steny itd. Pod tym ostatnim tytułem wydrukowano ją w zbiorku Partyzanckim szlakiem. Wydany on został z datą 11 listopada 1944 roku przypuszczalnie w okolicy Końskich, na północnej Kielecczyźnie, w bazie jesienno-zimowej oddziału AK „Szarego” – Antoniego Hedy.
Źródło: Cyfrowa Biblioteka Polskiej Piosenki
Artykuł „Za nasze ofiary i męki, cóż dumna ty, Anglio, nam dasz?”. Wzruszająca piosenka partyzancka, która powstała na Kielecczyźnie w czasie akcji „Burza” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>"Doliniacy" - jedno z największych zgrupowań Armii Krajowej walczące z Sowietami i Niemcami na krańcach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej - w Puszczy Nalibockiej. Ich dowódcą był porucznik cichociemny Adolf Pilch „Dolina". Po rozpoczęciu akcji „Burza", w obawie przed likwidacją przez Armię Czerwoną i NKWD, zgrupowanie to zostało zwolnione przez dowództwo AK z udziału w operacji „Ostra Brama".
By uratować oddział i kontynuować walkę o niepodległą Polskę, Pilch zdecydował się na kilkusetkilometrowy marsz w kierunku Warszawy. W końcu lipca 1944 roku dotarł do jedynego dużego kompleksu leśnego znajdującego się w okolicach stolicy do leżącej na obrzeżach Warszawy Puszczy Kampinoskiej.
Wieść o przybyciu w rejon stolicy kresowych żołnierzy obudziła wśród przygotowujących się do powstania warszawiaków radość i niedowierzanie. W dowództwie AK zrodził się pomysł wykorzystania zgrupowania partyzanckiego do walk w mieście.
Komiksy i książki wydane przez oddział IPN w Warszawie można kupić w punkcie sprzedaży publikacji IPN w Oddziale IPN w Warszawie, ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa (Intraco 10 p.), pon.–pt. 9:00–16:00. Kontakt: Tomasz Czopowicz, tel. (22) 860 70 23, [email protected]
Artykuł By uratować oddział i kontynuować walkę o niepodległą Polskę, zdecydowali się na kilkusetkilometrowy marsz w kierunku Warszawy pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>[caption id="attachment_14822" align="alignright" width="180"] Adam Ważyk - pisarz, który miał wskazać UB Ferdynanda Goetla podczas jego aresztowania[/caption]
Nie wiedzą więc Polacy, że Rząd Podziemny, wieńcząc niejako swe błędy popełnione od roku 1943, tj. od podjęcia narzuconej przez Londyn „Burzy”, postanawia na zebraniu 5 lutego 1945 przychylić się do ugody z Rosją na podstawie jałtańskiej. Nie wiedzą, że jednocześnie z tym zapada postanowienie, aby wypowiedzieć posłuszeństwo Rządowi Polskiemu w Londynie, gdyby ten nie chciał zrezygnować z Ziem Wschodnich i sprzeciwił się umowie polsko-rosyjskiej, zawartej na tej podstawie. Gorzka ta wieść została nam wówczas oszczędzona. Później, gdy Kreml załatwi się krótko z przybyłą do Moskwy delegacją i raz jeszcze, po roku 1939, po zsyłkach, Katyniu, Teheranie, Jałcie, powstaniu warszawskim, ujawni swe istotne intencje, reakcja jest już niewielka. Monstrualne okoliczności procesu w Moskwie sprzyjały tylko zobojętnieniu. Im większe bowiem, im bezczelniejsze oszustwo, tym mniejsze współczucie dla tego, kto się dał oszukać.
Proces robienia rewolucji od góry jest zatem szczęśliwie rozpoczęty. Rzucone rychło hasło pracy od podstaw, odbudowy kraju i wzmożenia jego gospodarczej potęgi pociągnie za sobą liczne już warstwy technokratów i fachowców. Narzędziem zaborcy stanie się inteligencja. Awangardzistami odstępstwa i zdrady staną się pisarze. Gorliwość, z jaką będą się wysługiwać zaborczej propagandzie, wyciśnie na ich postawie piętno hańby, niespotykane w dziejach polskiego piśmiennictwa.
[caption id="attachment_14823" align="alignleft" width="200"] Maria Dąbrowska, wysługująca się reżimowi komunistycznemu, nigdy nie wybaczyła Goetlowi jego słów na temat literatów[/caption]
„Dół” okaże się o wiele więcej odporny. Bo gdy na szlakach kolejowych powstanie milicja kolejowa, podorgan bezpieki, rekrutowany z robotników kolejowych, milicjanci zwrócą od razu broń przeciw grasującym wzdłuż linii maruderom Czerwonej Armii i zatrzymają nieraz transport materiałowy z Niemiec, co to przyznany niby Polsce, przetaczany był z cicha na Wschód. W Łodzi włókniarze przeszkodzą siłą rozbiórce fabryk i wywiezieniu maszyn tkackich do Rosji.
[caption id="attachment_14821" align="alignright" width="282"] Ferdynand Goetel[/caption]
Są to już jedyne przejawy czynnego oporu. Brygada Świętokrzyska odeszła już na Zachód, leśni ludzie z AK kryją się po miastach i wsiach. Deziluzja polityczna wytrąca broń z ręki. Nie tylko jednak ona. Teraz, gdy ścichły już działania wojenne i powraca porwana łączność pomiędzy częściami Polski, a także i światem, ujawnia się z wolna bezmiar nieszczęścia, jakie dotknęło Polskę podczas wojny. Warszawiacy odwiedzają swe gniazdo i dopiero teraz, gdy mogą iść swobodnie przez pustkowia gruzów, ogarniają całość dokonanego zniszczenia. Z oflagów i koncentraków wracają ludzie zdziwaczali albo złamani. Część ich nie dotrze do Polski i dokona żywota w pół drogi, w szpitalach i sanatoriach czeskich.
Liczby zaginionych i umarłych idą w miliony. Wybór jest doprawdy nieduży. Albo wznosić nad głową nadkruszony dach i milczeć, albo opuszczać kraj i z daleka dochodzić jego praw do wolności.
Ferdynand Goetel, "Czasy wojny" (1945 r.)
Artykuł Słowa z 1945 roku, które wywołały furię. „Awangardzistami odstępstwa i zdrady staną się pisarze. Gorliwość, z jaką będą się wysługiwać, wyciśnie na nich piętno hańby” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>Latem 1944 roku oddziały Armii Krajowej podjęły próbę samodzielnego oswobodzenia Wilna spod okupacji niemieckiej. Jak zwykle mogliśmy liczyć na ofiarne bohaterstwo polskich żołnierzy. Jednak zawiedli dowódcy – najpierw lekkomyślnie szafując życiem własnych żołnierzy w ataku na i tak wycofujących się Niemców, później wydając w zbrodnicze ręce Sowietów tysiące podkomendnych.
Wilno – przez wieki potężny bastion polskości, jeden z najważniejszych na naszych ziemiach ośrodków religijnych, kulturalnych i naukowych – zostało srogo potraktowane w latach drugiej wojny światowej. Już 13 września 1939 roku padło ofiarą nalotu niemieckiej Luftwaffe. Sześć dni później wkroczyły doń oddziały sowieckie, łamiąc opór nielicznych sił polskich. Po zawarciu porozumienia między Związkiem Sowieckim a Litwą Kowieńską, od października 1939 do czerwca 1940 roku wilnianie doświadczyli z kolei okupacji litewskiej. Następnie miasto zostało ponownie zajęte przez Armię Czerwoną. Rządy sowieckie, choć trwały tylko rok, zapisały się w pamięci mieszkańców niezwykle tragicznie jako czas okrutnego terroru. 22 czerwca 1941 roku na miasto znowu spadły niemieckie bomby, a po dwóch dniach na wileńskich ulicach załomotały buty żołnierzy Wehrmachtu. Nowi okupanci zdystansowali Sowietów pod względem brutalności. Podwileńskie Ponary stały się miejscem masowych zbrodni dokonanych przez Niemców i ich litewskich kolaborantów.
Współpraca z Sowietami źle kończyła się dla oddziałów AK już wcześniej. Władze sowieckie zalecały oddziałom czerwonej partyzantki unikanie współpracy z polską konspiracją oraz stosowanie wobec niej i wspierającej ją ludności wszelkich form terroru. Sposobem likwidacji polskich oddziałów było nawiązanie z nimi kontaktów, rozbrajanie i rozstrzeliwanie albo wydawanie ich niemieckiemu okupantowi
„Burza”
Do jesieni 1943 roku przywódcy Polski Podziemnej byli przekonani, że ziemie Rzeczypospolitej zostaną oswobodzone przez aliantów zachodnich. Tymczasem rozwój sytuacji na frontach wymusił rewizję tych założeń. Spodziewana inwazja Anglosasów na Bałkanach nie nastąpiła. Aliancką ofensywę na Półwyspie Apenińskim ogromnie spowalniał zaciekły opór wojsk niemieckich. Drugi front został otwarty we Francji dopiero w czerwcu 1944 roku.
Tymczasem na froncie niemiecko-sowieckim przewagę zaczęła uzyskiwać Armia Czerwona. Jej dywizje nieubłaganie postępujące za wycofującymi się Niemcami systematycznie zbliżały się do granic Rzeczypospolitej.
Przez poprzednie ćwierć wieku państwo sowieckie, hołdujące doktrynie eksportu rewolucji komunistycznej, stwarzało nieustanne zagrożenie dla suwerenności Rzeczypospolitej. We wrześniu 1939 roku wojska sowieckie uczestniczyły wraz z Niemcami w inwazji na Polskę, w następnych miesiącach okupowały ponad połowę jej ziem, mordując dziesiątki tysięcy obywateli, a setki tysięcy poddając różnorakim represjom. Trudno się było spodziewać, że Józef Stalin, który nigdy nie wyrzekł się „prawa” do zaanektowanych ziem polskich, teraz poda Polakom wolność na tacy.
Dowództwo Armii Krajowej opracowało plan wzmożonej akcji sabotażowo-dywersyjnej o kryptonimie „Burza”. Rozkazy Komendy Głównej AK nakazywały przygotowanie, a następnie przeprowadzenie w odpowiednim czasie krótkotrwałych wystąpień zbrojnych, wymierzonych w ustępujących Niemców. Po usunięciu Niemców polska podziemna administracja cywilna oraz żołnierze AK mieli ujawniać się przed wkraczającymi Sowietami i występować w roli prawowitego gospodarza ziem polskich.
[quote]Trudno dociec, skąd wzięła się ufna wiara dowództwa AK, że Sowieci nie wykorzystają ujawnienia polskiego podziemia do jego zniszczenia. Niekiedy zwykli żołnierze i młodzi oficerowie wykazywali się większym realizmem politycznym i zdolnością przewidywania niż generałowie i pułkownicy. Na odprawie oficerów Nowogródzkiego Okręgu AK porucznik Stanisław Sabunia „Licho” zapytał wprost, co będzie, gdy Sowieci zaczną rozbrajać Polaków. W odpowiedzi usłyszał, że do tego nie dojdzie, bo jest porozumienie. Uparty oficer drążył temat. Co jednak, zapytywał, gdy mimo porozumienia Sowieci przystąpią do rozbrajania akowców? Jak wtedy postępować? Poddać się, podjąć walkę czy uciekać? Niestety, nie doczekał się odpowiedzi na kwestię nurtującą wielu.[/quote]
Bitwa o miasta
4 stycznia 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła w rejonie Sarn na Wołyniu przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. 15 stycznia dowództwo Okręgu Wołyń AK wydało rozkaz o rozpoczęciu „Burzy”. Rychło sformowano dużą jednostkę – 27. Wołyńską Dywizję Piechoty AK, której liczebność sięgnęła 7000 żołnierzy. W następnych miesiącach wołyńscy akowcy stoczyli ponad sto walk z Niemcami i banderowcami, często współpracując w tym dziele z oddziałami Armii Czerwonej, wyzwalając szereg miejscowości, czy to u jej boku, czy samodzielnie.
Wkrótce akcja „Burza” objęła nowe obszary województw wschodnich. Mnożyły się potyczki i akcje dywersyjne. Szczególnie widoczne rezultaty przyniosły typowe dla wojny partyzanckiej ataki na linie komunikacyjne – wykolejanie pociągów z zaopatrzeniem, zrywanie trakcji kolejowej, niszczenie mostów, zasadzki na kolumny samochodowe.
W czerwcu 1944 roku dowództwo AK rozszerzyło zakres „Burzy”. Podziemnemu wojsku nakazano wyzwolenie dużych miast – Wilna i Lwowa. Była to decyzja niesłychanie kontrowersyjna. Oznaczała rzucenie partyzantów dysponujących na ogół tylko podstawowym uzbrojeniem strzeleckim, bez broni ciężkiej, do otwartej bitwy z regularnym wojskiem niemieckim.
Droga ku Ostrej Bramie
Zdobycie Wilna powierzono żołnierzom Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK. Operacja otrzymała kryptonim „Ostra Brama”. Komendant Okręgu, podpułkownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk” zatwierdził plan ataku na miasto, którego miało dokonać pięć zgrupowań partyzanckich, wspartych wystąpieniem garnizonu miejskiego Armii Krajowej.
Niestety, tak ogromne przedsięwzięcie najwyraźniej przerosło możliwości konspiracyjnego wojska. Poważna część oddziałów leśnych nie zdążyła dotrzeć w rejon przewidzianej koncentracji. W samym mieście na wysiłek wystawienia powstańczego batalionu zdobyła się jedynie dzielnica kalwaryjska (w założeniu miała tak uczynić każda z pięciu wileńskich dzielnic). Ostatecznie, zamiast spodziewanych dziesięciu tysięcy żołnierzy, w chwili rozpoczęcia akcji podpułkownik „Wilk” miał do dyspozycji najwyżej cztery i pół tysiąca.
Zawiodło rozpoznanie. Na odprawach dowódcy zapewniali, że Niemcy nie zamierzają bronić Wilna. Tymczasem okupanci zgromadzili pokaźne siły i zamienili miasto w twierdzę. W celu obrony przed nadciągającymi Sowietami przygotowali okazałą sieć fortyfikacji, w skład której wchodziło między innymi dwanaście wielkich węzłów obrony (Stiitzpunktów), tworzonych przez betonowe schrony bojowe oraz stanowiska broni maszynowej w żelbetowych bunkrach połączone rowami strzeleckimi i łącznikowymi. Garnizon niemiecki liczył 17500 żołnierzy, zatem był czterokrotnie liczniejszy od atakujących oddziałów AK. Niemcy mieli w Wilnie sześćdziesiąt czołgów i dział samobieżnych, pięćdziesiąt samocho dów pancernych, dwieście siedemdziesiąt dział, czterdzieści osiem moździerzy i pociąg pancerny, a na lotnisku w Porubanku stacjonowało kilkadziesiąt samolotów bojowych. Akowcy mogli przeciwstawić tej masie ciężkiego sprzętu zaledwie dwa działka przeciwpancerne, ponadto kilka moździerzy, granatników i rusznic przeciwczołgowych.
W trakcie akcji popełniono poważne błędy. Jeden z uczestników operacji wspominał z goryczą:
Oddziały nowogródzkie weszły na teren Okręgu Wilno bez map i planów miasta, które miały zdobyć. Mało tego, nie postarano się nawet o przewodników, którzy prowadziliby je w nieznany teren, nie mówiąc o punktach zaopatrzenia, kwaterach dla rannych, składnicach meldunkowych itp.
Co gorsza, partyzantom nakazano nacierać na Wilno od wschodu i południowego wschodu – tam, gdzie umocnienia niemieckie były najsilniejsze…
Szturm
W nocy z 6 na 7 lipca 1944 roku oddziały Armii Krajowej ruszyły do ataku. Rozpoczęła się bitwa o Wilno. Szturm na linie umocnień niemieckich zakończył się niepowodzeniem. Niemcy powstrzymali go gwałtownym ogniem z broni maszynowej. Zaraz potem Polacy znaleźli się pod ostrzałem nieprzyjacielskich dział i moździerzy. Z lotniska w Porubanku wystartowały samoloty, które zbombardowały akowców i ostrzelały ich ogniem z broni pokładowej. W rejonie stacji Kolonia Wileńska Niemcy wprowadzili do akcji pociąg pancerny.
Znaczne straty w zabitych i rannych poniosły zwłaszcza 3. i 8. Brygada AK. Podczas próby zdobycia bunkrów na Hrybiszkach poległ dowódca 9. Brygady Oszmiańskiej chorąży Jan Kolendo „Mały”.
[quote]Polacy walczyli z uporem, odnosząc lokalne sukcesy. 3. Br6ygada AK porucznika Gracjana Fróga „Szczerbca” zdołała dotrzeć do Belmontu, następnie Zarzecza, Traktu Batorego i Antokolu. We wsi Góry żołnierze porucznika Bolesława Piaseckiego „Sablewskiego” zdobyli szturmem niemiecki bunkier, biorąc sześćdziesięciu jeńców, a wśród zdobytych tam trofeów znalazło się działko przeciwpancerne i dwa moździerze. Pod Szwajcarami 6. i 12. Brygada AK uwolniły tysiąc jeńców sowieckich, jugosłowiańskich i włoskich ewakuowanych przez Niemców z obozu w Mińsku.[/quote]
Tym niemniej główne siły polskie zostały powstrzymane. Przedłużająca się walka groziła całkowitym unicestwieniem oddziałów. Dlatego po kilkugodzinnym boju padł rozkaz odwrotu.
Podczas szturmu poległo stu pięćdziesięciu żołnierzy Armii Krajowej, a kilkuset odniosło rany. Bitwa ujawniła ogromną przewagę garnizonu niemieckiego, doskonale przygotowanego do obrony. Z drugiej strony pokazała też dobrą postawę polskiego żołnierza, który nie uległ panice i zniechęceniu mimo wysokich strat.
Polskie Wilno
Polskie podziemie najpierw wykrwawiało się czyszcząc przedpole wojskom Stalina, a później w sowieckich więzieniach.
Wieczorem 7 lipca na miasto uderzyły sowieckie jednostki pancerne. Jednak garnizon niemiecki wciąż stawiał zacięty opór. Dowództwo Armii Czerwonej zmuszone było skierować do miasta pięć dywizji piechoty oraz kilkaset czołgów wspieranych przez artylerię i lotnictwo. Ogółem do bitwy o Wilno zaangażowano ponad sto tysięcy czerwonoarmistów. Niemcy ponosili ciężkie straty, ich garnizon topniał w walkach, uparcie jednak bronili swych pozycji. Dopiero 13 lipca ewakuowali z miasta resztki swoich wojsk.
Rozmiary batalii oraz fakt, że Wilno okazało się twardym orzechem do zgryzienia nawet dla ponad stutysięcznych sił regularnych dysponujących ciężką bronią, pokazały dobitnie, że założenia akcji „Ostra Brama” – samodzielne zajęcie miasta przez słabo uzbrojone oddziały partyzanckie i konspiracyjne – były całkowicie nierealne.
Natomiast podczas szturmu sowieckiego żołnierze AK odegrali dość znaczną rolę, współdziałając w walce z czerwonoarmistami. W dzielnicy kalwaryjskiej walczył mężnie batalion kapitana Bolesława Zagórnego „Jana”. Biły się z poświęceniem batalion kapitana Józefa Grzesiaka „Kmity”, oddział podporucznika Mariana Homolickiego „Wiktora” i wiele innych. Żołnierze AK zdobyli bądź uczestniczyli w zdobyciu szeregu ważnych obiektów w mieście, takich jak siedziba starostwa, więzienie na Łukiszkach czy potężny bunkier łączności na ulicy Subocz. Polacy zadali Niemcom znaczne straty, zdobyli sporo uzbrojenia, w tym nawet jeden czołg, który przemierzał potem dumnie ulice miasta ozdobiony biało-czerwoną flagą.
Wycofujące się z Wilna wojska niemieckie wpadły pod Krawczunami na zgrupowanie AK majora Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Mimo dwukrotnej przewagi liczebnej nieprzyjaciela Polacy utrzymali pole bitwy, zabijając setki wrogów i biorąc trzystu jeńców przy stratach własnych sięgających osiemdziesięciu poległych. Ogółem straty Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK podczas akcji „Burza”, w tym w trakcie operacji „Ostra Brama”, wyniosły pięciuset zabitych żołnierzy.
[quote]Po walce Wilno raz jeszcze zademonstrowało swą polskość. Miasto tonęło w powodzi biało-czerwonych flag pieczołowicie przechowywanych w ukryciu przez lata obcych okupacji bądź uszytych naprędce. Wedle raportu podpułkownika „Wilka”: Polskość miasta bije w oczy. Pełno naszych żołnierzy. Służba OPL polska. Szpitale przepełnione, wszystkie w polskich rękach. W fabrykach warsztatach tworzą się komitety i zarządy polskie. Władze administracji ujawnią się w najbliższym czasie.[/quote]
Zdrada
Negocjacje dowódców AK z przedstawicielami sowieckiego 3. Frontu Białoruskiego, jak się początkowo zdawało, dały nadspodziewanie dobre efekty. Sowieci wyrazili zgodę na sformowanie korpusu AK składającego się z dwóch dywizji piechoty oraz brygady kawalerii. Dowódcy AK nakazali więc swym oddziałom koncentrację w rejonie Turgiele, Taboryszki i Wołkorabiszki. Komendant „Wilk” zażądał od przedstawicieli Delegatury Rządu ujawnienia i oddania do dyspozycji Sowietów całego aparatu administracyjnego. W przemówieniu do członków Konwentu Stronnictw Politycznych „Wilk” nie ukrywał entuzjazmu:
Jeśli ta umowa zostanie zatwierdzona, to śmiało stwierdzić mogę, że rozpoczniemy nową erę stosunków polsko-sowieckich. To, czego nie potrafili osiągnąć dyplomaci za stołem, przy zielonym suknie, osiągniemy my, żołnierze, na zielonej murawie.
[quote]Otrzeźwienie przyszło szybko i okazało się nader bolesne. 17 lipca podpułkownik „Wilk” udał się na rozmowy z dowództwem sowieckim. Towarzyszył mu jego szef sztabu, major Teodor Cetys „Sław”. Obaj oficerowie zostali aresztowani przez Sowietów. W tym samym dniu większość dowódców brygad AK wraz ze sztabami stawiła się na odprawę w folwarku Bogusze. Zostali tam otoczeni przez Sowietów, a następnie rozbrojeni. Wtedy przyszła kolej na pozbawione dowództwa oddziały AK.[/quote]
Wkrótce ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria raportował Stalinowi, że podległe mu służby w ciągu zaledwie trzech dni zatrzymały i rozbroiły 7924 żołnierzy AK. W ostępach leśnych szukały jeszcze schronienia drobne od- działki polskie, zaciekle ścigane i tępione przez Sowietów.
Zagłada
Dramat wileńskiej Armii Krajowej winien był stanowić ważną przestrogę dla przywódców Polski Podziemnej. Bitwa o Wilno udowodniła, że wysyłanie oddziałów partyzanckich i konspiracyjnych do otwartej bitwy z wojskami niemieckimi, kiedy przeciwnik mógł wykorzystać swą ogromną przewagę w sile ognia, musiało się zakończyć porażką. Sam tylko ideowy patriotyzm i męstwo żołnierzy nie były w stanie zastąpić samolotów, czołgów i armat, którymi Armia Krajowa nie dysponowała. Z kolei podstępne rozbrojenie przez NKWD polskich oddziałów ukazało bez żadnych niedomówień cele i zamiary sowieckiego „sojusznika naszych sojuszników”. Nikt już nie powinien był żywić najmniejszych złudzeń, że ujawnienie struktur podziemnej administracji i wojska ułatwi jedynie pracę służbom specjalnym Stalina.
[quote]Niestety, dowództwo Armii Krajowej zdawało się nie wyciągać wniosków z zaistniałej sytuacji. Na całym niemal obszarze Polski wschodniej oddziały Armii Krajowej kontynuowały akcję „Burza”, mężnie występując przeciw Niemcom, by następnie zostać rozbrojone bądź wymordowane przez Sowietów. Zagłada podziemnej armii otwierała drogę do całkowitego zniewolenia kraju.[/quote]
Pomimo wiedzy na temat zbrodniczego charakteru sowieckiej machiny wojennej, polskie władze podziemne zdecydowały się na współpracę z nią, co wielu żołnierzy przypłaciło życiem.
Andrzej Solak
Pisarz historyczny, publicysta. Autor m.in. książek Modlitwa mieczy. Opowieść o obrońcach wiary i Męczennicy katoliccy ostatniego stulecia oraz strony internetowej krzyzowiec.prv.pl
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ NA STRONIE KLUB INTELIGENCJI POLSKIEJ
Artykuł Akcja „Ostra Brama”, czyli sowiecka zdrada i polska naiwność. Decyzję o współpracy z Sowietami wielu żołnierzy przypłaciło życiem, co ułatwiło sowietyzację Polski pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>Książeczka o Bolesławie Stefańskim (1910-1964), księdzu archidiecezji warszawskiej z Kochowa pod Maciejowicami (parafia Wniebowzięcia NMP), absolwencie Gimnazjum Św. Stanisława Kostki w Warszawie; wikarym w Kocierzewie (parafia Św. Wawrzyńca), Sochaczewie (parafia Św. Wawrzyńca) i Grójcu (parafia Św.Mikołaja); prefekcie na Boernerowie (kościółek Matki Bożej Ostrobramskiej) i wikarym na warszawskim Kole (parafia Św. Józefa); pensjonariuszu domu księży emerytów w Otwocku i zakładu sióstr szarytek w Górze Kalwarii.
Nauczycielu i szkolnym prefekcie, harcerzu, członku Stronnictwa Narodowego, żołnierzu Narodowych Sił Zbrojnych, uczestniku akcji "Burza" na Mazowszu i organizatorze konspiracji antykomunistycznej w Warszawie.
Pierwszym duchownym katolickim skazanym na śmierć w czasach stalinowskich i więźniu politycznym (Warszawa-Wronki-Wrocław-M
Zdjęcia, indeksy, mapy, ss.81.
Jacek Żurek, Ksiądz Bolesław Stefański - żołnierz bezdomny.
Artykuł Uczestnik akcji „Burza”, szef Pogotowia Akcji Specjalnej NSZ, pierwszy duchowny katolicki skazany na śmierć w czasach stalinowskich pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>Z okazji 70.rocznicy utworzenia 27 zapraszamy na konferencję pt. Akcja „Burza” na Kresach Wschodnich - jej specyfika i znaczenie. Referaty wygłoszą m.in.: prof. Władysław Filar, prof. Wiesław Jan Wysocki, dr Kazimierz Krajewski.
Konferencja odbędzie się 1 lutego 2014 r (sobota), początek o godz.11 w Centrum Prasowym FOKSAL w Warszawie, ul. Foksal3/5 w Warszawie
Organizatorzy:
27 Dywizja Wołyńska AK oraz Solidarni 2010.
Wywiad z prof. Władysławem Filarem:
http://niezlomni.com/?p=5232
Zdjęcia pochodzą z archiwum prof. Władysława Filara.
Artykuł Walczyli o wolną Polskę na Kresach Wschodnich. Zapraszamy na konferencję akcja „Burza” na Kresach Wschodnich – jej specyfika i znaczenie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.
]]>