Wyniki wyszukiwania dla zapytania „cat mackiewicz” – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wyniki wyszukiwania dla zapytania „cat mackiewicz” – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Nie było drugiego takiego wydarzenia w dziejach świata. Cud, który przeraził bolszewików prących na Warszawę. [WIDEO] https://niezlomni.com/nie-bylo-drugiego-takiego-wydarzenia-w-dziejach-swiata-cud-ktory-przerazil-bolszewikow-pracych-na-warszawe-wideo/ https://niezlomni.com/nie-bylo-drugiego-takiego-wydarzenia-w-dziejach-swiata-cud-ktory-przerazil-bolszewikow-pracych-na-warszawe-wideo/#respond Sun, 09 Aug 2020 09:31:04 +0000 https://niezlomni.com/?p=51106

Kanwą dla książki stały się nieznane szerzej wydarzenia związane z decydującą bitwą podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. Walczący o „nowy ład" czerwonoarmiści ujrzeli przed sobą Bożju Matier! To widzenie sparaliżowało wielu z nich, uniemożliwiając im dalszą walkę.

Cud nad Wisłą przyczynił się do ocalenia Polski, zapobiegając dalszemu marszowi czerwonoarmistów na Zachód. Ta niezwykła, Boża interwencja posłużyła autorom do przedstawiania fascynującej i wielowątkowej opowieści o Polsce i Polakach, których losy były (i są) nierozerwalnie złączone z Wszechpośredniczką Łask - Maryją. Pomimo wysiłków bolszewików, by wyrugować te fakty ze zbiorowej pamięci, do dziś przetrwała pamięć o zwycięskiej bitwie i o dwukrotnym objawieniu się Maryi...

Ewa J. P. Storożyńska, Józef Maria Bartnik SJ,  Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą, Wydawnictwo AA, Kraków 2020. Książkę można nabyć na tronie religijna.pl.

Słowa o cudzie nad Wisłą wyszły spod pióra redaktora naczelnego Stanisława Strońskiego. W nocy z 13 na 14 sierpnia napisał artykuł, który zatytułował „O cud Wisły”. Ukazał się kilka godzin później w wydaniu porannym warszawskim. Stroński pisał:

„… żeby Warszawa wpaść miała w ręce bolszewików, żeby Trocki miał wejść do miasta jak ongi Suworow i później Paskiewicz, żeby ten sam dziki, a dzisiaj jeszcze dzikszy, bo podniecony przez mściwych i krwiożerczych naganiaczy sołdat i mużyk pohulać miał w stolicy odrodzonej Polski, tej myśli wojsko nasze nie zniesie i każdy żołnierz sobie powie: po moim trupie. (..)".

A tak opisywał tę historię Stanisław Cat-Mackiewicz:

Rzucenie takiego hasła, jak „cud nad Wisłą”, było majstersztykiem dziennikarstwa. Można się na tym uczyć wielkich dziennikarskich uderzeń, podsunięcia, zasugerowania narodowi pojęcia przekonania, w które ten naród uwierzy; ta sugestia miała cel określony, całkiem inny i niezależny od bogobojno-podniosłego nastroju, który wyrazy „cud nad Wisłą” otacza. Rzucenie hasła „cudu nad Wisłą” w intencji zeskamotowania Piłsudskiemu politycznych owoców jego zwycięstwa, może nas pouczyć, w jak decydujący sposób prawdziwie utalentowany dziennikarz wpłynąć potrafi na bieg wypadków i postawę opinii publicznej.

Hasło „cudu” było pierwszą i najbardziej kurtuazyjną próbą odebrania Piłsudskiemu glorii zwycięstwa. Potem nastąpiło uporczywe twierdzenie, które szerzy ten sam prof. Stroński, że zwycięstwo przypisać należy dyrektywom generała Weyganda, że to on, a nie niedołężny, niefachowy Piłsudski był prawdziwym wodzem w tym zwycięstwie. Było to również niezgodne z prawdą historyczną. Generał Weygand sam oświadczył, że zwycięstwo należy zawdzięczać „generałom polskim”. Nie powiedział jednak, że nie tylko nie miał nic wspólnego z opracowaniem planu bitwy nad Wisłą i Wieprzem, lecz że plan ten powstał wyraźnie wbrew jego wskazówkom i poglądom.

Ale prawda historyczna nie grała tu większej roli. Stroński tak silnie wówczas trzymał w ręku cugle uczuć prawicowego społeczeństwa polskiego, że do obowiązków narodowych należało twierdzenie, iż to Francuz wygrał bitwę. Kto się ośmielał myśleć, że bitwę wygrał jednak Polak, podejrzewany był o brak uczuć narodowych.

Stanisław Cat-Mackiewicz, „Historia Polski 11 listopada 1918 – 17 września 1939”.

 

Artykuł Nie było drugiego takiego wydarzenia w dziejach świata. Cud, który przeraził bolszewików prących na Warszawę. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nie-bylo-drugiego-takiego-wydarzenia-w-dziejach-swiata-cud-ktory-przerazil-bolszewikow-pracych-na-warszawe-wideo/feed/ 0
Gdzie była AK w lipcu 1943 r., gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków? Ważne pytania Piotra Zychowicza. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/#comments Thu, 20 Jun 2019 05:21:38 +0000 https://niezlomni.com/?p=50775

– Co to za podziemna armia, która chce walczyć z Niemcami, a nie jest w stanie ochronić kobiet i dzieci przed bandami uzbrojonymi w widły?To dramatyczne pytanie pada z ust Zosi, głównej bohaterki filmu Wołyń Wojciecha Smarzowskiego. Adresatem tego pytania jest ukochany dziewczyny, Antek. Żołnierz Armii Krajowej.

Antek na pytanie nie odpowiada. Zamiast tego, wykonując rozkaz podziemnej organizacji, opuszcza wieś. Odchodzi. Zosia, jej dzieci, sąsiedzi i pozostali polscy mieszkańcy wioski zostają sami. Porzuceni na pastwę morderców. W nocy na miejscowość napadają bowiem ukraińscy nacjonaliści.

Na oczach oszołomionych widzów dzieją się sceny przekraczające wszelkie wyobrażenie. Oszalali z przerażenia Polacy próbują się wymknąć, ale nie ma dokąd. Nie ma drogi ucieczki. Oprawcy są wszędzie. Dopadają Polaków i rozrąbują ich siekierami. Dźgają nożami i widłami. Jednej z kobiet wyłupują oczy. Innej wycinają z brzucha płód.

(...)

Kiedy oglądałem te naturalistyczne, pełne okrucieństwa obrazy, podświadomie liczyłem, że w ostatniej chwili – niczym w hollywoodzkiej superprodukcji – zaatakowanym Polakom ktoś przybędzie na ratunek. Że zaraz zagrają trąbki i na plan jak burza wpadną na koniach „nasi chłopcy”. Zobaczę przekrzywione zawadiacko rogatywki, zielone partyzanckie mundury, orzełki na czapkach. Błysk wzniesionej do cięcia szabli, huk rewolwerowego wystrzału. I plecy uciekających w popłochu banderowców.

Ale „nasi chłopcy” nie przybyli…

Historycy oceniają, że nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii na Wołyniu i w Galicji Wschodniej mogli zgładzić nawet około 100 tysięcy Polaków. Ta szokująca swoim okrucieństwem i skalą operacja eksterminacyjna trwała wiele miesięcy. Od lutego 1943 roku aż do całkowitego opanowania tych terenów przez Armię Czerwoną w roku 1945.

Ludobójstwa na Polakach dopuściły się kiepsko wyszkolone, kiepsko dowodzone i kiepsko uzbrojone leśne grupy, a niekiedy naprędce skrzyknięte watahy chłopów. Pospolite ruszenie. Narzędziami zbrodni były prymitywne narzędzia rolnicze: widły, siekiery, cepy, kosy, noże, łomy, kije i maczugi. To, co się wtedy działo na Wołyniu, bardziej przypominało obrazy z Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza niż nowoczesną wojnę dwudziestego wieku.

Wszystko to zupełnie nie pasuje do narracji, którą karmi się każde polskie dziecko od najwcześniejszych lat szkolnych. Wychowuje się nas bowiem w całkowicie bezkrytycznym kulcie Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Najliczniejszej, najpotężniejszej i najlepiej zorganizowanej organizacji konspiracyjnej w całej okupowanej przez Niemców Europie.

Opowiada się nam o wszechmocy Armii Krajowej i jej żołnierzy, którzy przez pięć lat grali na nosie wrednym szkopom i nie ugięli się przed potęgą III Rzeszy. Dokonywali brawurowych akcji partyzanckich, wysadzali w powietrze pociągi i koszary, wykradali najściślej chronione tajemnice imperium Adolfa Hitlera. Zlikwidowali generała Franza Kutscherę i wielu innych niemieckich oprawców. Dla Armii Krajowej nie było zadań niewykonalnych! To nasza największa duma.

Ta historyczna propaganda sukcesu jest tak sprawna i wszechobecna, że nikt nie kwapi się do zadania podstawowych pytań, które wręcz cisną się na usta. A są to pytania nadzwyczaj niepoprawne politycznie i niewygodne. Od rozpoczęcia ludobójstwa na Wołyniu minęło już jednak siedemdziesiąt sześć lat i należy je w końcu zadać. Jesteśmy to winni ofiarom i ich zawiedzionym nadziejom.

Gdzie było Polskie Państwo Podziemne w lipcu 1943 roku, gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków?

Skoro Armia Krajowa była tak potężna, to jak mogła dopuścić do tego ludobójstwa?

Dlaczego pozwolono na to, aby luźne watahy uzbrojonych w cepy i siekiery oprawców przez wiele miesięcy całkowicie bezkarnie wycinały w pień polskie wioski?

Dlaczego nikt nie przybył na odsiecz Wołyniowi? Gdzie byli ci wszyscy malowani chłopcy z AK o dziarskich, groźnie brzmiących pseudonimach? Gdzie były te wszystkie „Wilki”, „Błyskawice” i „Gromy”?

Dlaczego wielka wojskowa organizacja dowodzona przez zawodowych oficerów, generałów, pułkowników i majorów, pompowana przez brytyjskiego sojusznika dolarami, sprzętem i bronią, w lipcu 1943 roku nie podjęła żadnych poważniejszych działań wymierzonych w morderców z UPA?

Dlaczego Wołyniacy umierali w osamotnieniu?

Współczesnym Polakom wydaje się, że Wołyń leży bardzo daleko. Traktują tę część przedwojennej Polski jak na poły realną, na poły mityczną krainę leżącą gdzieś, hen, na krańcach świata. Ale to nieprawda! W linii prostej z Lublina do Włodzimierza Wołyńskiego jest tylko 130 kilometrów.

Straszliwa gehenna naszych rodaków rozgrywała się więc pod samym nosem Armii Krajowej, niemal na jej oczach. Tuż za miedzą. Tuż obok terytoriów, na których operowały silne oddziały partyzanckie Okręgu Lublin Armii Krajowej.

Zachowane dokumenty archiwalne nie pozostawiają żadnych wątpliwości – Komenda Główna AK i kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego były na bieżąco informowane, co się dzieje na Wołyniu. Od 1942 roku do Warszawy napływały liczne ostrzeżenia i alarmujące raporty na temat rosnącego banderowskiego zagrożenia. A później – gdy zaczęły się mordy – dramatyczne błagania o ratunek.

Dowództwo Armii Krajowej pozostało jednak bierne. W obronie ginących rodaków nie kiwnęło palcem.

Polacy są narodem, który woli nie słuchać o przykrych sprawach. A jeżeli już nie mają wyboru – oczekują, że te przykre sprawy zostaną im podane w kojącym opakowaniu patriotycznych frazesów. W lekkostrawnym sosie rozmaitych okoliczności łagodzących i tłumaczeń mających wykazać, że w gruncie rzeczy wcale nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać.

Ja nie podzielam tego zamiłowania moich rodaków. Uważam, że prawdę – nawet najtrudniejszą i najbardziej bolesną – należy walić prosto w oczy. Książka, którą trzymacie państwo w rękach, została napisana zgodnie z tą zasadą. Dlatego jej lektura może być szokująca.

Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że bezczynność Komendy Głównej AK wobec ludobójstwa polskich cywilów na Wołyniu można skwitować tylko jednym słowem. Hańba.

Fragment wstępu Piotra Zychowicza do jego książki Wołyń zdradzony czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA, Wyd. Rebis, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

Wołyń zdradzony to najbardziej wstrząsająca książka autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck.

W latach 1943–1945 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali 100 tysięcy Polaków. Do zbrodni tej posłużyły im głównie prymitywne narzędzia rolnicze – siekiery, widły i cepy. Gdzie wtedy była Armia Krajowa? Gdzie było Polskie Państwo Podziemne? Dlaczego nic nie zrobiono, by ratować polską ludność cywilną? Dlaczego Wołyniacy konali w osamotnieniu?

Piotr Zychowicz udziela na te pytania szokującej odpowiedzi. Armia Krajowa zlekceważyła banderowskie zagrożenie, zignorowała liczne ostrzeżenia o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wszystkie wysiłki skupiła bowiem na szykowaniu przyszłego powstania – operacji „Burza”. Dowódcy AK nie chcieli walczyć z UPA, by nie „trwonić” sił potrzebnych im do walki z Niemcami. Do końca wierzyli, że z banderowcami uda się dogadać. Gdy Polskie Państwo Podziemie podjęło wreszcie interwencję, była ona tragicznie spóźniona i niewystarczająca. Niestety AK na Wołyniu całkowicie zawiodła.

Piotr Zychowicz jest publicystą historycznym. Pisze o II wojnie światowej, zbrodniach bolszewizmu i geopolityce europejskiej XX wieku. W swoich koncepcjach nawiązuje do idei Józefa Mackiewicza, Władysława Studnickiego, Stanisława Cata-Mackiewicza oraz Adolfa Bocheńskiego. Był dziennikarzem „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze” oraz zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Uważam Rze Historia”. Obecnie jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Historia Do Rzeczy”. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Jego bestseller Pakt Ribbentrop–Beck (REBIS 2012) wywołał nieustającą dyskusję, czy we wrześniu 1939 r. Polska nie powinna była zawiązać tymczasowego sojuszu z III Rzeszą. W Obłędzie ’44 (REBIS 2013) uznał akcję „Burza”, a zwłaszcza Powstanie Warszawskie, za zbiorowe samobójstwo popełnione w interesie Stalina. W Opcji niemieckiej (REBIS 2014) ukazał sylwetki polskich „kandydatów na Quislingów”, a w Pakcie Piłsudski–Lenin (REBIS 2015) oskarżył elity II RP o ocalenie bolszewizmu. Cykl „Opowieści niepoprawnych politycznie” – Żydzi i Sowieci (REBIS 2016), Niemcy (REBIS 2017) oraz Żydzi 2 (REBIS 2018) – Piotr Zychowicz poświęcił zaś narodom i państwom mającym największy wpływ na nasze dzieje. W 2018 r. REBIS wydał jego wstrząsające Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych.

Pakt Ribbentrop–Beck i Obłęd ’44 „Magazyn Literacki KSIĄŻKI” wyróżnił nagrodą historycznej Książki Roku.

Artykuł Gdzie była AK w lipcu 1943 r., gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków? Ważne pytania Piotra Zychowicza. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/feed/ 1
Jak Cat-Mackiewicz nie mógł przeboleć utraty Kresów. Tak ironicznie pisał w 1966 r. https://niezlomni.com/cytat/cat-mackiewicz-o-kresach-w-liscie-do-michala-pawlikowskiego/ https://niezlomni.com/cytat/cat-mackiewicz-o-kresach-w-liscie-do-michala-pawlikowskiego/#respond Sat, 17 Feb 2018 23:15:46 +0000 https://niezlomni.com/?post_type=quote&p=47347 Przygotowuję się do książki o Mickiewiczu. Jak wiesz, ten wielki poeta polski urodził się w Szczecinie, kończył uniwersytet we Wrocławiu, gdzie był dręczony przez Niemców.…

Artykuł Jak Cat-Mackiewicz nie mógł przeboleć utraty Kresów. Tak ironicznie pisał w 1966 r. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/cytat/cat-mackiewicz-o-kresach-w-liscie-do-michala-pawlikowskiego/feed/ 0
„Mały rycerz” z 720 żołnierzami kontra 40-tysięczny Korpus Pancerny Guderiana, czyli polskie Termopile. [WIDEO] https://niezlomni.com/maly-rycerz-z-720-zolnierzami-kontra-40-tysieczny-korpus-pancerny-guderiana-czyli-polskie-termopile-wideo/ Sat, 14 Oct 2017 11:26:02 +0000 http://niezlomni.com/?p=931

Ruiny małego betonowego bunkra w okolicach Wizny są grobem jego dowódcy, kapitana Władysława Raginisa i pomnikiem bitwy, która jako jedna z czterech w historii Polski znana jest jako polskie Termopile.

Dziewięciokilometrowy odcinek fortyfikacji był fragmentem linii obrony SGO – Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”. Blokował strategicznie ważny kierunek uderzenia niemieckiego z Prus Wschodnich. Blokował jedynie małymi, żelbetonowymi bunkrami, wyposażonymi tylko w broń maszynową – bez jakiejkolwiek artylerii.

Załogę stanowiło 720 żołnierzy, których atakował ponad 40-tysięczny XIX Korpus Pancerny generała Heinza Guderiana. Dowódca polskiej obrony kapitan Władysław Raginis, oficer elitarnego KOP – Korpusu Ochrony Pogranicza – był jednym z tych, o których onegdaj pisał Stanisław Cat – Mackiewicz wskazując na wpływ Henryka Sienkiewicza na naszą mentalność:

„My wszyscy z niego”.

[caption id="attachment_934" align="alignleft" width="220"]wladyslaw-raginis Władysław Raginis[/caption]

Bez wątpienia „z niego” i jego ideału żołnierza bez skazy, pana Michała Wołodyjowskiego, był w ogromnej mierze także kapitan Władysław Raginis. Świadom beznadziejności sytuacji ślubował wraz z porucznikiem Brykalskim  – niczym „mały rycerz” – że żywy nie odda fortyfikacji.

W tej wojnie „na czas” maleńkie siły obrońców związały bojem potężną formację nieprzyjaciela. Ale otoczone, pozbawione amunicji, nie mogły dłużej walczyć. Kilkudziesięciu żołnierzy przedarło się przez niemieckie okrążenie. Kilkudziesięciu innym, którzy pozostali przy życiu, kazał dowódca oddać się do niewoli. Sam spełnił swą przysięgę, jakby żywcem wyjęta z kart Trylogii Henryka Sienkiewicza.

 


Wyświetl większą mapę

Gdy więc słyszę, że na łamach „Gazety Wyborczej” szkaluje się pamięć tego bohatera nad bohaterami, a ministrowie edukacji narodowej spod znaku Platformy zwanej dla niepoznaki „Obywatelską” wycofują z kanonu lektur szkolnych    powieści Sienkiewicza, to nie potrafię uniknąć refleksji, że deprecjonowanie bohaterów i odbieranie polskiej młodzieży najlepszych wzorców literackich są nie tyle efektem głupoty czy niewiedzy, co działaniami dobrze przemyślanami i realizowanymi metodycznie przez te właśnie środowiska. Jak długo jeszcze na to pozwolimy?

Wojciech Sumliński (za sumlinski.pl)

Artykuł „Mały rycerz” z 720 żołnierzami kontra 40-tysięczny Korpus Pancerny Guderiana, czyli polskie Termopile. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Zapraszamy na spotkanie z Piotrem Zychowiczem! Obłęd Adolfa Hitlera, czyli cień III Rzeszy nad Europą [WIDEO] https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-z-piotrem-zychowiczem-obled-adolfa-hitlera-czyli-cien-iii-rzeszy-nad-europa-wideo/ https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-z-piotrem-zychowiczem-obled-adolfa-hitlera-czyli-cien-iii-rzeszy-nad-europa-wideo/#respond Wed, 06 Sep 2017 19:07:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=43224

Dom Wydawniczy Rebis zaprasza na uroczystą premierę książki Piotra Zychowicza Niemcy połączoną z dyskusją historyczną pt. Obłęd Adolfa Hitlera, czyli cień III Rzeszy nad Europą.

Udział wezmą: Piotr Zychowicz, Piotr Semka, prof. Stanisław Żerko. Prowadzenie: Piotr Dmitrowicz

Spotkanie odbędzie się 7 września 2017 r. (czwartek) o godz. 19.00

Hybrydy, ul. Złota 7/9 Warszawa

Trzecia po bestsellerowych Żydach i Sowietach książka z niepoprawnego politycznie cyklu autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck. W Niemcach Piotr Zychowicz jak zwykle zmusza czytelnika do przemyślenia i ponownej oceny spraw – jak nam wmawiano – nie podlegających dyskusji.

Burzy mit Hitlera ultraprawicowca, w rzeczywistości zatwardziałego lewaka. Pisze o fatalnych błędach Niemców we wschodniej Europie, gdzie początkowo witani jak wyzwoliciele, swoją ludobójczą polityką zaprzepaścili szansę na błyskawiczne pokonanie Sowietów. Szuka źródeł niemieckiego rasizmu w południowej Afryce i spiera się z Davidem Irvingiem, historykiem skazanym za negowanie Holokaustu. Pisze o Polakach w Afrikakorps, domu publicznym w Auschwitz oraz o hinduskich esesmanach.

Prowadzi czytelnika przez pola bitew i obozy śmierci, zagląda do gabinetów nazistowskich ideologów i sztabów sił zbrojnych. A nade wszystko zastanawia się, jak do tego wszystkiego mogło dojść…

Piotr Zychowicz jest publicystą historycznym. Pisze o II wojnie światowej, zbrodniach bolszewizmu i geopolityce europejskiej XX wieku. W swoich koncepcjach nawiązuje do idei Józefa Mackiewicza, Władysława Studnickiego, Stanisława Cata-Mackiewicza oraz Adolfa Bocheńskiego. Był dziennikarzem „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze” oraz zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Uważam Rze Historia”. Obecnie jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Historia Do Rzeczy”. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Źródło: rebis.com.pl

Artykuł Zapraszamy na spotkanie z Piotrem Zychowiczem! Obłęd Adolfa Hitlera, czyli cień III Rzeszy nad Europą [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-z-piotrem-zychowiczem-obled-adolfa-hitlera-czyli-cien-iii-rzeszy-nad-europa-wideo/feed/ 0
Stanisław Cat-Mackiewicz: Za co świat szanował Józefa Stalina https://niezlomni.com/stanislaw-cat-mackiewicz-swiat-szanowal-jozefa-stalina/ https://niezlomni.com/stanislaw-cat-mackiewicz-swiat-szanowal-jozefa-stalina/#respond Mon, 31 Jul 2017 16:42:41 +0000 http://niezlomni.com/?p=41865

Oto w trzecią rocznicę powstania Warszawy londyńskie koło AK zorganizowało wieczór pod tytułem „Oskarżam”. Z dowodami, z dokumentami w ręku dowodziło i niewątpliwie dowiodło, że Rosjanie mogli przyjść z pomocą walczącej Warszawie, ale nie przyszli.

W odpowiedzi na ten wieczór, chciałem pisać artykuł pod tytułem: „Cóż z tego?”. Polakom ciągle się wydaje, że jak zdemaskują jakieś paskudztwo pod względem moralnym to wygrają sprawę politycznie. Wprost zabawni się ci Polacy, którzy wciąż pokazują wszystkim wspólne fotografie Mołotowa z Ribbentropem jako „dowód”. Cóż to za dowód, czy świat nie wie, czy zapomniał, że od 1939 do 1941 Rosja była sojuszniczką Hitlera? Przecież zapomnieć o tym niepodobna, świat właśnie za to szanuje Stalina, że nie dał się wyprowadzić w pole, że nie dał się tak głupio sprowokować do przedwczesnego wstąpienia do wojny, jak to uczyniliśmy my. Gdyby Stalin dał się w 1939 roku pobić Hitlerowi, to dziś zapewne nazywano by go powszechnie faszystą, i nikt by oczywiście z nim się nie rachował. Po co także Stalin miał ratować Warszawę, kiedy chciał mieć Polskę uzależnioną od siebie i łatwą do rządzenia? Zburzenie Warszawy znakomicie mu w osiągnięciu tego celu pomogło. Po cóż miał jej więc bronić?

Zdawałoby się, iż stwierdzenie, że zasady moralności nie mają nic wspólnego z polityką wielkich mocarstw, jest stwierdzeniem rzeczy tak ogólnie znanej, że samo poruszanie tego tematu jest niepotrzebne i banalne, a przecież wciąż jeszcze różne koła AK urządzają akademie „Oskarżam”, na których dowodzą, że ten lub ów w polityce postąpił niemoralnie.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Artykuł Stanisław Cat-Mackiewicz: Za co świat szanował Józefa Stalina pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/stanislaw-cat-mackiewicz-swiat-szanowal-jozefa-stalina/feed/ 0
Ziemkiewicz o kulcie Piłsudskiego: „Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości” https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/ https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/#comments Tue, 25 Apr 2017 19:11:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=37626 Marszałek Józef Piłsudski

Jest to książka poświęcona nie tyle samemu Józefowi Piłsudskiemu, co mitowi „twórcy naszej niepodległości”.

Mitowi, który budowano jeszcze za jego życia i w ciągu kilkuletnich rządów następców czyniono na siłę wyznaniem państwowym – ale który naprawdę powszechnym uczyniła dopiero antykomunistyczna opozycja lat osiemdziesiątych.

Tym, co zmusiło mnie do napisania tej książki, jest fakt, że kult Piłsudskiego nie tylko zaszkodził nam w przeszłości, przyczyniając się walnie do szybkiej utraty wywalczonej niepodległości i obłędu maksymalizowania wojennych strat aż do granicy biologicznej zagłady, ale szkodzi nam także i dziś. Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości, co nam pozwoliło odnieść największy sukces w dziejach, jakim było odzyskanie i obronienie niepodległości po I wojnie światowej – i co powinno pozostać, jak za dawnych czasów, podstawą polskości: polski republikanizm.

Piłsudski w oczach i w rękach swych przybocznych, podwładnych i entuzjastów przestał być przywódcą ludzi wolnych, „pierwszym spośród równych”. Stał się Nietzscheańskim „nadczłowiekiem”, któremu trzeba się bezwolnie poddać, który wie lepiej i dalej sięga wzrokiem, z którym nie wolno dyskutować, trzeba go tylko czcić. Stał się późną realizacją „absolutum dominium”, przed którym Sarmacja, póki była wolna i potężna, broniła się i obroniła, a bezbronnymi uczyniła nas wobec niego dopiero niewola.
"Złowrogi cień Marszałka" - fragment
O Piłsudskim, ludzie jego czasów:

Ten Ziuk ma szalone szczęście, wszystko jemu na dobre wychodzi, a wszystko dlatego, że zawsze siebie stawia na pierwszym planie, a durni wierzą mu i zachwycają się nim... Zawsze gbur, egoista zarozumiały, i szczęście jego coraz bardziej go psuje.
~ Bronisław Piłsudski, dzienniczek z dzieciństwa

***
Naród polski jest narodem wyjątkowo patriotycznym. Ten, kto umie poruszać struny naszego patriotyzmu, może wygrywać melodie zupełnie dowolne.
~ Stanisław Cat-Mackiewicz

***

Piłsudski wierzy albo wmawia sobie, że jest przywódcą i zbawcą swego narodu, a zwłaszcza właściwym dowódcą wojska. Dlatego uważa za niewłaściwe, co inni robią i zabrania swym poplecznikom, by szli za głosem innych.
~ Gen. Hans von Beseler (w raporcie dla cesarza Wilhelma II)

***

Od dłuższego już czasu doszedłem do przekonania, że Piłsudski śni o dyktaturze wojskowej, o roli Napoleona wypływającego na fali rewolucji. Taki człowiek, podniecany przez swoich współkonspiratorów, łakomych na władzę, łatwo gotów pokusić się o zamach na Sejm. Zamach taki, moim zdaniem, skazany jest na fiasko w tym znaczeniu, że Polską rządzić bez poparcia narodu nikt nie jest w stanie... [jednak] sama próba takiego zamachu może Polskę zarżnąć.
~ Roman Dmowski (list do Stanisława Grabskiego, 1919)

***

Wytworzyłem całe mnóstwo pięknych słówek i określeń, które po mojej śmierci zostaną, a które naród polski stawiają w rzędzie idiotów.
~ Józef Piłsudski (Zjazd Legionistów 1927)

Rafał A. Ziemkiewicz, Złowrogi cień Marszałka, Fabryka Słów, Lublin 2017. Książkę można nabyć TUTAJ. Premiera książki: 10 maja 2017 r.
O Autorze:
Bystry analityk i obserwator. Błyskotliwy komentator rzeczywistości. Nowoczesny endek.

 

[caption id="attachment_37627" align="alignleft" width="392"] fot. Fabryka Słów[/caption]

Mało jest w Polsce tak barwnych postaci jak Rafał A. Ziemkiewicz. To dziennikarz, który od 35 lat funkcjonuje w mediach jako autor felietonów i książek publicystycznych, ale także jako twórca powieści i opowiadań.
Ukończył polonistykę na Uniwesytecie Warszawskim. Karierę publicysty rozpoczął jako felietonista Najwyższego Czasu!.
Od 2013 roku związany z tygodnikiem Do Rzeczy oraz Telewizją Republika, gdzie prowadzi Salonik polityczny. Poza tym pisuje felietony dla portalu informacyjnego Interia.pl oraz komentuje bieżące wydarzenia dla Dziennika Związkowego wydawanego w Chicago. Jego osobę regularnie można spotkać na szklanym ekranie w TVP.
Laureat Nagrody im. Janusza Zajdla i innych wyróżnień przyznawanych w plebiscytach czytelników fantastyki oraz Nagrody Kisiela za rok 2001, największą popularność zdobył sobie książkami o meandrach naszej polityki i transformacji ustrojowej: Polactwo, Michnikowszczyzna. Zapis choroby, Myśli nowoczesnego endeka, Życie seksualne lemingów, Pycha i upadek, Jakie piękne samobójstwo. Tą ostatnią otworzył nowy rozdział w twórczości. To już nie jest "zwyczajna" publicystyka, to błyskotliwa analiza powodów, dla których na przestrzeni dziejów nasze bohaterstwo obracało się przeciw nam. Złowrogi cień Marszałka mierzy się z "mitem twórcy naszej niepodległości" - Józefem Piłsudskim. Wyjaśnia dlaczego jego kult cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości i co powinno pozostać podstawą polskości: polski republikanizm.

Z recenzji:

(...) autor stawia ważne dla nas tezy. Robi to w sposób niemiły dla miłośników Marszałka, ale nie warto się gniewać i obrażać. Lepiej sie zastanowić czy przypadkiem nie uczestniczymy w programie pomniejszania zdolności widzenia własnej polskiej historii.
Jan Żaryn, redaktor naczelny "wSieci Historii", historyk, wykładowca INH UKSW, publicysta i działacz społeczny, m.in. prezes SPJN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, senator RP

***

"Złowrogi cień Marszałka" jest pozycją bardzo, ale to bardzo potrzebną, nie tylko po to, aby przebudować trochę naszą świadomość, skonfrontować wyobrażenie o wodzu z faktami czy przypomnieć, iż to nie azjatyckie trendy wodzowskie lecz racjonalny republikanizm jest dla Polaków stanem naturalnym (...)
Arkady Saulski, redaktor wGospodarce.pl, dziennikarz Gazety Bankowej, publicysta wNas.pl

***

(...) to studium nad... nienawiścią do Polaków. Nienawiścią żywioną jednak nie przez Prusaków, Rosjan czy socjalistycznych internacjonałów, a przez - uwaga, uwaga - Pierwszego Marszałka, Komendanta, Dziadka, Ziuka, czyli Józefa Piłsudskiego.
pch24.pl

***

Ziemkiewicz czyni z Piłsudskiego (szerzej: z sanacji) kozła ofiarnego, odpowiedzialnego za wszystko, co w Polsce złe lub co on sam za złe uważa. Często wbrew faktom. Ale jest mu to potrzebne, bo cała książka ma zamierzenie polityczne. Otóż Marszałek i sanacja są dla Ziemkiewicza figurami Kaczyńskiego oraz PiS (...)
Piotr Skwieciński, publicysta tygodnika "wSieci"

Artykuł Ziemkiewicz o kulcie Piłsudskiego: „Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/feed/ 1
Czy ta myśl jest wciąż prawdziwa? ,,Już w XVIII wieku Polacy przestali rozumieć, że polityka międzynarodowa to przede wszystkim…” https://niezlomni.com/ta-mysl-wciaz-prawdziwa-juz-xviii-wieku-polacy-przestali-rozumiec-ze-polityka-miedzynarodowa-przede-wszystkim/ https://niezlomni.com/ta-mysl-wciaz-prawdziwa-juz-xviii-wieku-polacy-przestali-rozumiec-ze-polityka-miedzynarodowa-przede-wszystkim/#respond Wed, 22 Mar 2017 12:21:23 +0000 http://niezlomni.com/?p=36458

Naród, do którego należę, nie miał już w XVIII wieku poczucia państwowości, dyscypliny narodowej; swoją miłość Ojczyzny wyżywał w bojach bez ładu i składu. Już w XVIII wieku nie rozumiał, że wojna to nie tylko pole bitwy, ale centralna myśl państwowa, która dla wojny musi zorganizować wprzód politykę, potem plan i dyscyplinę narodową, i że wynik boju będzie zawsze uzależniony od wysiłku organizacji państwowej - pisał Stanisław Cat-Mackiewicz w książce ,,Stanisław August".

Już w XVIII wieku partie polityczne polskie prowadziły politykę na własną rękę, tak jak na emigracji za naszych czasów. Już w XVIII wieku myśl polityczna narodu polskiego skłaniała się do wojen na dwa lub trzy fronty, czyli do bezmyślności politycznej, do nonsensu politycznego, do działania obliczonego na wywołanie katastrofy.

Już w XVIII wieku także Polacy przestali rozumieć, że polityka międzynarodowa to przede wszystkim stosunek do sąsiadów, jak to słusznie rozumiał Piłsudski, a szukali sojuszów takich, jakie je w innych swoich książkach nazywam „sojuszami egzotycznymi”.

Stanisław Cat Mackiewicz, książka ,,Stanisław August", Warszawa 1978, s. 218

Artykuł Czy ta myśl jest wciąż prawdziwa? ,,Już w XVIII wieku Polacy przestali rozumieć, że polityka międzynarodowa to przede wszystkim…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ta-mysl-wciaz-prawdziwa-juz-xviii-wieku-polacy-przestali-rozumiec-ze-polityka-miedzynarodowa-przede-wszystkim/feed/ 0
Dla wielu Polaków Viktor Orban stał się wrogiem numer 1. Tymczasem ten cytat sprzed lat doskonale wyjaśnia, dlaczego tak postąpił https://niezlomni.com/dla-wielu-polakow-viktor-orban-stal-sie-wrogiem-numer-1-tymczasem-cytat-sprzed-doskonale-wyjasnia-dlaczego-postapil/ https://niezlomni.com/dla-wielu-polakow-viktor-orban-stal-sie-wrogiem-numer-1-tymczasem-cytat-sprzed-doskonale-wyjasnia-dlaczego-postapil/#comments Fri, 10 Mar 2017 11:55:03 +0000 http://niezlomni.com/?p=36175

Viktor Orban, dotychczas ulubieniec prawej strony polskiego internetu, spotkał się z mocną krytyką po tym, jak również Węgry poparły Donalda Tuska w wyborach na szefa Rady Europejskiej.

Orban został obrzucony najgorszymi epitetami.

Bardzo charakterystyczny komentarz to:

Naprawdę Węgry poparły nieuczciwego człowieka który zniszczył Polski przemysł gdy był premierem i działa na szkodę naszego kraju , zamieszany jest w wiele afer politycznych i korupcyjnych , w Polsce będzie czekał na niego niedługo prokurator – i co wtedy ??!!Grupa Wyszehradzka upadła realnie przez Węgry! .Dziś straciłeś szacunek u Polaków! Żegnam

Tymczasem dziś przypomniano cytat świetnego publicysty Stanisława Cata-Mackiewicza, co prawda z 1938 r., ale świetnie ilustrujący obecną sytuację.

W czasie kryzysu monachijskiego w Warszawie w pałacu Bruhlowskim, w Berlinie na Kurfurstenstrasse, w Paryżu w cudownym pałacu Sagan od dyplomatów polskich słyszałem jednobrzmiące narzekania na dyplomację węgierską. Czemu ci Węgrzy są tak staroświeccy, tak jeszcze cesarsko-królewscy, czemu chcą siedzieć chicho podczas Monachium, czemu nie rozumieją dynamizmu nowych czasów i naszych wspaniałych posunięć. Tymczasem Węgrzy po prosty nie chcieli grać udziału w naszych arcygłupstwach. Zachowanie się nasze w czasie konfliktu monachijskiego narażało nas na konflikt literalnie ze wszystkimi: z Czechosłowacją, z Anglią i Francją, z Rosja, a przede wszystkim z Niemcami.

- pisał w jednym z tekstów, które znalazły się w zbiorze „Lwów i Wilno” (1947 r.)

Łukasz Adamski z wPolityce.pl komentował:

Nagle uważany za wiernego sojusznika Polski Orban, który zainspirował Kaczyńskiego do budowy drugiego Budapesztu w Warszawie nie rozdarł szat w imię sojuszu z Polską. Szok? W żadnym razie. Orban jest konserwatystą z krwi i kości. W sojusze wchodzi tylko wtedy, gdy opłaca się to jego krajowi. Orban to patriota, który nie chce romantycznych zwycięstw moralnych, ale realnych victorii. Powinniśmy o tym pamiętać i uczyć się właśnie takiej polityki. Zimnej i cynicznej, ale skutecznej. W polityce chodzi o skuteczność. Nic innego się nie liczy

Artykuł Dla wielu Polaków Viktor Orban stał się wrogiem numer 1. Tymczasem ten cytat sprzed lat doskonale wyjaśnia, dlaczego tak postąpił pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dla-wielu-polakow-viktor-orban-stal-sie-wrogiem-numer-1-tymczasem-cytat-sprzed-doskonale-wyjasnia-dlaczego-postapil/feed/ 1
Uratowali prze Niemcami 75 ton polskiego złota. ,,Ta historia przypomina najlepsze przygodowe filmy…” https://niezlomni.com/uratowali-prze-niemcami-75-ton-polskiego-zlota-ta-historia-przypomina-najlepsze-przygodowe-filmy/ https://niezlomni.com/uratowali-prze-niemcami-75-ton-polskiego-zlota-ta-historia-przypomina-najlepsze-przygodowe-filmy/#respond Wed, 07 Dec 2016 13:32:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=34273

Uczestniczyli w wojnie polsko-bolszewickiej oraz kampanii wrześniowej, uratowali przed Niemcami 75 ton złota Banku Polskiego wywożąc je do Francji. Pułkownik Ignacy Matuszewski i major Henryk Rajchman, zasłużeni oficerowie Wojska Polskiego, zmarli na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Ich prochy zostały sprowadzone do kraju i 10 grudnia 2016 roku spoczną na wojskowych Powązkach.

https://youtu.be/HR9Lv5w4KCE

Kiedy we wrześniu 1939 r. Polska znalazła się nad przepaścią, w warszawskim salonie politycznym panował niewytłumaczalny optymizm. „Już znalazł się informator – poseł, który z ‚najpewniejszych źródeł’ rozpuścił w całym gmachu Sejmu wiadomość, że gen. Stanisław Skwarczyński, zmobilizowany szef Obozu Zjednoczenia Narodowego, wkroczył do Gdańska, że flota angielska zbombardowała Hamburg, a my jesteśmy w Prusach Wschodnich! Suwereni z radosnym wyrazem twarzy powtarzali sobie te wieści” – zanotował w dzienniku liberalny piłsudczyk senator Tadeusz Katelbach.

Euforyczny nastrój ostatecznie zweryfikował poranny komunikat radiowy z 5 września – Niemcy wzięli Śląsk, Częstochowę, Bydgoszcz i Grudziądz. Władze zdecydowały o ewakuacji ministerstw i urzędów centralnych w kierunku Lublina, choć w przededniu wojny nikt takiego wariantu nie brał poważnie pod uwagę. Na szczęście od pierwszych chwil wojny rozważano zabezpieczenie złota Banku Polskiego. Już 3 września realizację tego zadania otrzymał płk Adam Koc – były oficer wywiadu i prezes Banku Polskiego. Nadzorujący ewakuację urzędów administracji rządowej gen. Aleksander Litwinowicz nie był nawet w stanie odpowiedzieć Kocowi na podstawowe pytania – ile złota w sztabach znajduje się na terenie kraju i gdzie jest ono przechowywane… Tak w obliczu rozbioru Rzeczypospolitej w 1939 r. rozpoczynał się morderczy wyścig z czasem – zakulisowa wojna, której stawką było uratowanie naszego skarbu narodowego: złota Banku Polskiego i walorów Funduszu Obrony Narodowej, które miały zapewnić byt walczącej ponownie o niepodległość Polsce.

GDZIE JEST ZŁOTO?

Płk Koc pocieszał się jeszcze myślą, że spora część polskich aktywów zdeponowana jest za granicą. Szybko się jednak rozczarował. Okazało się, że największy depozyt złota znajduje się w siedzibie Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej w Warszawie (wartość blisko 193 mln złotych z łącznej sumy 462 mln zł). Pozostałe części majątku narodowego zdeponowano za granicą (ponad 100 mln zł), w Siedlcach (ponad 80 mln zł), Lublinie (ponad 20 mln zł), Zamościu (ponad 30 mln zł) i Brześciu nad Bugiem (40 mln zł). W pełnych dramaturgii pamiętnikach zanotował później: „Dowiedziałem się, że gros złota Banku Polskiego było w kraju. Wiadomość bardzo niepomyślna, ponieważ waga złota musiała wynosić około 80 ton. Transportowanie tak dużego ciężaru podczas wojny, po zatłoczonych szosach, podczas ustawicznego bombardowania przez lotnictwo niemieckie, musiało zagrażać bezpieczeństwu złota w trakcie ewakuacji. Ponadto zapewnienie środków transportowych znajdowało się pod wielkim znakiem zapytania. Generał Litwinowicz na moje zapytanie, dokąd mam zwrócić się o samochody ciężarowe w celu wywożenia złota, powiedział, że nie posiada już ani jednej wolnej kolumny samochodowej, żeby ją dać do mojej dyspozycji. Wie tylko, że na Pradze, w parku Paderewskiego (dawny park Skaryszewski), jest kilka samochodów w naprawie, ale nie ręczy, czy nadadzą się do użytku. Niepokoiłem się, czy w tych warunkach uda się przeprowadzić ewakuację. Trudności piętrzyły się i lada chwila mogłem znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Już samo przerzucenie wielotonowego ciężaru, złota w sztabach, przez mosty na Wiśle, na jej prawy brzeg, na Pragę, mogło stać się niewykonalne wobec bombardowania miasta i ewentualnego zniszczenia mostów. Zdawałem sobie sprawę, że zburzenie mostów przekreśli cały plan, gdyż przewożenie przez Wisłę tak wielkiego ładunku na łodziach zajęłoby zbyt wiele czasu, o ile w ogóle można było brać to pod uwagę. Element czasu grał decydującą rolę w powodzeniu przedsięwziętych zamierzeń. Jedynie działanie z największym pośpiechem mogło dawać pewne szanse wykonania ewakuacji, mając wciąż do użycia mosty przez Wisłę”.

KIERUNEK ŁUCK

Czas naglił, a płk Koc nie dysponował na dobrą sprawę jakimkolwiek taborem samochodowym, mechanikami, kierowcami i ochroną. Zaoferowano mu kilkanaście autobusów PKP i samochodów osobowych, które wymagały ekspresowych napraw. Mimo wszystko pułkownik zachował zimną krew i, wbrew narzekaniom otoczenia, wyznaczył datę ewakuacji złota na godz. 18:00 w dniu 5 września. Tej dacie podporządkował całość swoich wysiłków. Przywdział mundur oficera Wojska Polskiego, który w warunkach wojennych pozwalał bez trudu pokonać wiele przeszkód – sprawnie omijać patrole drogowe, poruszać się podczas alarmów i nalotów oraz korzystać z wojskowych stacji benzynowych. Z Warszawy wyruszyły samochody po złoto przechowywane w Brześciu. Zabrały ze sobą jego część, wartości 80 mln zł. Jednocześnie do Brześcia dotarł depozyt z Oddziału Banku Polskiego w Siedlcach, by później wspólnie skierować się w stronę Łucka – stolicy województwa wołyńskiego, gdzie – według założeń Koca – miała nastąpić koncentracja transportu. Z kolei 5 września o godzinie 18:00 „złota kolumna” wyruszyła z Warszawy do Łucka przez Lublin. Niezależnie od kolumny warszawskiej zorganizowano też bezpośredni transport złota z Zamościa do Łucka. 8 września 1939 r. w Łucku zameldował się transport ze złotem z Warszawy i Lublina. Sytuacja wciąż była napięta. Pod naporem niemieckim padały kolejne miasta, a Wehrmacht stał już u wrót Warszawy. W drodze na południowo-wschodnie rubieże Rzeczypospolitej była kolumna z Brześcia, Siedlec i Zamościa, a Łuck stał się obiektem nalotów Luftwaffe. Wokół polskiego złota dodatkowo zaczęły aktywizować się niemieckie tajne służby. Płk Koc głowił się, jak w tej tragicznej sytuacji zabezpieczyć skarb. „[Kolumna] zaparkowała w miejskim ogrodzie pod drzewami, pod gołym niebem, mając niewyładowane złoto – wspominał – Obsługa wozów, doszczętnie wyczerpana ciężką drogą i bezsennymi nocami, spała kamiennym snem. Nie było posterunków straży, ale nikt nie niepokoił transportu – magiczny urok złota już nie działał wobec groźby ustawicznego bombardowania. Samochody były w bardzo złym stanie, niezdolne do dalszej drogi. Nie było paliwa ani smarów. Radio niemieckie nadawało wiadomości, gdzie znajduje się złoto – ‚Piąta Kolumna’ działała. Bombardujące eskadry niemieckie krążyły nad miastem. Musiałem za wszelką cenę wyprowadzić z Łucka kolumnę ze złotem”.

PRZYJACIELE DWÓJKARZE

9 września w Łucku zapadła ostateczna decyzja o ewakuacji złota na terytorium sojuszniczej Rumunii. Przed przekroczeniem granicy zaplanowano koncentrację wszystkich transportów ze złotem w Śniatyniu – powiatowym miasteczku w województwie stanisławowskim. Jednak płk Koc, który formalnie objął stanowisko wiceministra skarbu, otrzymał nowe wytyczne – miał przez Rumunię wyjechać na Zachód, by negocjować dla Polski pomoc finansową i wojskową. Zastanawiał się, komu powierzyć złoto. Na szczęście spotkał w Łucku swoich dawnych przyjaciół – byłego szefa wywiadu i kierownika Ministerstwa Skarbu płk. Ignacego Matuszewskiego oraz byłego attache wojskowego w Tokio, ministra przemysłu i handlu mjr. Henryka Floyar-Rajchmana. Mimo że po śmierci Piłsudskiego w 1935 r. obaj znaleźli się w opozycji do sprawujących rządy kolegów, Koc – wiedząc o ich „energii, odwadze i umiejętności pobierania decyzji w trudnych warunkach i niecofaniu się przed napotykanymi przeszkodami” – bez wahania zaproponował im kierowanie dalszą ewakuacją złota.
Koc miał na myśli przede wszystkim Matuszewskiego, ale ten zwrócił mu uwagę, że dla dobra sprawy lepiej będzie oddać formalne kierownictwo transportu niższemu rangą Rajchmanowi. Jak się wydaje, nie chodziło jedynie o mundur, który – mimo braku wojskowego przydziału – miał na sobie Rajchman. Matuszewski, choć był piłsudczykiem, dla wielu sukcesorów marszałka spod znaku Śmigłego-Rydza, Becka czy Mościckiego był po prostu niestrawny. Nie zgadzał się zarówno z etatystycznym kursem wicepremiera Kwiatkowskiego, jak i z całym systemem rządów po 1935 r. Podpadł już Piłsudskiemu, kiedy jako szef resortu skarbu opowiadał się za radykalnymi cięciami wydatków i hołdował ideom liberalnym w gospodarce. W 1931 r. Piłsudski kazał wyrzucić go z rządu. Później Matuszewski zawarł podobno „tajny pakt” z Walerym Sławkiem, który po objęciu prezydentury miał go zamianować premierem. Obaj pułkownicy snuli plany pozbawienia Becka funkcji szefa polityki zagranicznej i zastąpienia go ambasadorem RP w Berlinie Józefem Lipskim, że ministrem skarbu zostanie Leon Barański, że dogadają się z endecją… U schyłku II RP Matuszewski nawiązał bliską znajomość z wileńskimi konserwatystami – Stanisławem Catem Mackiewiczem i Władysławem Studnickim. Studiował myśl geopolityczną i, podobnie jak oni, uważał, że obowiązkiem władz jest przede wszystkim uniknąć wojny z Niemcami. Był proroczym pesymistą, którego obóz rządzący nie chciał słuchać i marginalizował. We wrześniu 1939 r. Matuszewski zwierzył się Michałowi Sokolnickiemu: „nie mieliśmy samolotów, nie mieliśmy czołgów, nie dosyć armat. Kwiatkowski przeznaczył miliardy na inwestycje a nie dawał powiększać budżetu wojskowego. COP był nonsensem, pytałem: czy będziecie COP-em strzelać?”. Kiedy indziej powiedział: „Wszyscy mnie uważali za czarnowidza, za pesymistę, gdym prorokował, że będziemy rozbici po trzech miesiącach, a tymczasem nasza wojna trwała trzy tygodnie, a właściwie była przegrana już po trzech dniach”.

POD OKIEM RAJCHMANA

Zaprzyjaźnieni ze sobą oficerowie „bez przydziału” szybko podzielili się zadaniami. Ustalili też, że mjr Rajchman kieruje „złotą kolumną” na odcinku Łuck – Śniatyń, zaś płk Matuszewski ze Śniatynia aż do Francji. W obawie przed bombardowaniami, przerwaniem ciągów komunikacyjnych z Rumunią, dywersją i agenturą przystąpili od razu do reorganizacji kolumny transportowej. Zmniejszyli liczbę pojazdów, większość samochodów benzynowych wymienili na dieslowskie autobusy, pozbyli się zbędnego balastu (bagaży), dokonali selekcji personelu, zmniejszając go do ok. 30 osób, sformowali eskortę policyjną, a później ściągnęli cysternę kolejową z paliwem z Równego. Mieli rezerwy paliwa na 350 km podróży! W nocy z 9 na 10 września kolumna transportowa ruszyła w stronę Dubna. Według niektórych relacji jednym z autobusów miała kierować żona Matuszewskiego – Halina Konopacka, która była pierwszą polską złotą medalistką olimpijską w rzucie dyskiem (Amsterdam, 1928 r.). Podczas postojów Rajchman kilkakrotnie zwoływał naczelników wydziałów drogowych i policjantów z okolicznych powiatów, by przedyskutować z nimi stan dróg i mostów. Ustalono marszrutę: Brody – Tarnopol – Tłuste – Horedenka – Śniatyń. W międzyczasie Matuszewski krążył między kolumną a Tarnopolem i Krzemieńcem, gdzie próbował nawiązać łączność telefoniczną z przedstawicielami władz centralnych i samorządowych, Ambasadą RP w Bukareszcie, a podczas osobistych spotkań uzgadniał szczegóły dalszej podróży, w tym pomocy ze strony Anglików i Francuzów (m.in. z wiceministrem spraw zagranicznych Janem Szembekiem). 12 września kolumna dowodzona przez Rajchmana dotarła do Śniatynia. Następnego dnia wieczorem, mimo nękających nalotów Luftwaffe, dołączył do niej tzw. transport brzeski, siedlecki i zamojski, z którego wcześniej Naczelne Dowództwo WP na potrzeby wojska wyłączyło 70 skrzyń złota (o wartości ok. 23 mln zł). W ten sposób całość ewakuowanego skarbu, zgodnie z planem, została skoncentrowana w jednym miejscu w pobliżu granicy polsko-rumuńskiej. Późnym wieczorem 13 września na stacji kolejowej w Śniatyniu przeładowano około 75 ton złota do wagonów kolejowych, które zamknięto na kłódkę, zaplombowano i przydzielono im ochronę. O godz. 23:40 Rajchman przekazał kierownictwo transportu Matuszewskiemu, któremu pomagał główny skarbnik Banku Polskiego Stanisław Orczykowski. Razem z nimi w podróży brało udział jeszcze 16 pracowników banku, a także dziewięć dodatkowych osób (m.in. żona pułkownika Halina Konopacka oraz majorowa Zofia Rajchmanowa). Pociąg z polskim złotem wyruszył ze Śniatynia do rumuńskiego portu w Konstancy nad Morzem Czarnym. Wkrótce później Niemcy zbombardowali stację kolejową w Śniatyniu.

OCALIĆ FUNDUSZ OBRONY NARODOWEJ!

Ale misja mjr. Henryka Floyar-Rajchmana nie zakończyła się w Śniatyniu. W Tarnopolu otrzymał rozkaz odszukania i przejęcia kontroli nad transportem złota, srebra i innych kosztowności (m.in. rękopisów, szabel i drogocennych eksponatów z tzw. Muzeum Belwederskiego) Funduszu Obrony Narodowej, który był w drodze z Tarnopola do Horodenki. 16 września 1939 r. Rajchman wyjechał do Horodenki z zadaniem wyekspediowania skarbów FON za granicę. Odnalazł złożoną z trzech ciężarówek kolumnę FON i cudem nie wpadł w ręce Sowietów. „Na krótko przed zajęciem Horodenki przez bolszewików – wspominał Rajchman – transport ten wraz z jednym eszelonem walorów Banku Polskiego, wyprowadziłem i skierowałem do Kut, gdzie przyłączył się do końcowej fazy ewakuacji w nocy z 17 na 18 września. Transport FON-u przybył do Czerniowiec i łącznie z transportem Banku Polskiego znalazł się na dziedzińcu koszar żandarmerii”. Walczył później o zgodę Rumunów na przewóz FON-u do Ambasady RP w Bukareszcie. Pomagał mu w tym spotkany w Czerniowcach płk Wacław Jędrzejewicz. Po kilku dniach perypetii walory FON-u przewieziono wreszcie do ambasady. Ze zbiorów wydzielono 2,5 tony srebra i ukryto w piwnicach ambasady, natomiast złoto i pieniądze postanowiono niezwłocznie przekazać do dyspozycji prezydenta Władysława Raczkiewicza w Paryżu. Po kilku tygodniach „pod pozorem, że są to przedmioty kultu i przedmioty artystyczne” Rumuni zezwolili na przewóz FON-u drogą morską do portu w Marsylii. Tak też się stało. Już pod koniec października 1939 r. Rajchman z Jędrzejewiczem mogli z satysfakcją zameldować ministrowi skarbu: „FON został ocalony przed dostaniem się w ręce bolszewików, uchroniony przed sekwestrem rumuńskim, uporządkowany, sprotokółowany”.

MISJA MATUSZEWSKIEGO

15 września płk Ignacy Matuszewski i jego ekipa bez przeszkód dotarli z transportem złota do Konstancy. W porcie przy molo oczekiwał już na załadunek zarekwirowany przez Brytyjczyków na potrzeby Polaków statek „Eocene”. Anglicy podporządkowali Matuszewskiemu kapitana statku. Zaczęły się jednak pierwsze kłopoty. Niemcy zaczęli wywierać presję na Rumunów w sprawie polskiego złota i straszyli ostrzałem statku. Później, w obawie przed zatopieniem statku, z pokładu uciekło sześciu członków załogi, co opóźniło wypłynięcie z portu. Z kolei Matuszewski otrzymał rozkaz z ambasady polskiej w Bukareszcie, by po dopłynięciu do Turcji przekazać cały ładunek konsulowi RP w Konstantynopolu. Pułkownik nie podporządkował się tej decyzji, obawiając się zarówno stanowiska Turcji naciskanej przez Niemców, jak i Anglików, którzy mogliby potraktować tę sytuację za formalne zwolnienie ich z dalszego obowiązku pomocy. Matuszewski uznał nalot Luftwaffe za mało prawdopodobny. Nakazał kapitanowi natychmiast wypłynąć z portu i bez świateł oraz sygnałów radiowych kierować się na Stambuł. W Turcji piętrzyły się kolejne kłopoty. Matuszewski nie mógł długo zejść na ląd, władze tureckie ograniczyły możliwość postoju „Eocene” do 24 godzin i zaoferowały „pomoc”, polegającą na przechowaniu polskiego złota w Banku Ottomańskim, zaś Brytyjczycy oznajmili, że ich statki nie mogą wypływać na Morze Śródziemne bez eskorty wojennej. Na dodatek wszystkiego 17 września Matuszewski dowiedział się o napaści sowieckiej na Polskę i wyjeździe tureckiego ministra spraw zagranicznych do Moskwy. Matuszewski dwoił się i troił, aby uratować skarb. Wpadł na pomysł, żeby ambasador polski w Ankarze Michał Sokolnicki przejął odpowiedzialność za całość transportu na terenie Turcji. Miał też podjąć starania dyplomatyczne w Ankarze umożliwiające przerzut złota drogą lądową z Turcji przez Syrię do Libanu, a stamtąd do Francji za niezbyt wygórowaną opłatą. Już 19 września Sokolnicki zrealizował ten plan niemal w stu procentach. Pojawiła się tylko jedna przeszkoda – Turcy zażądali od Polaków natychmiastowej wypłaty 30 tys. dolarów amerykańskich za transport koleją. Takim funduszem nie dysponowała ambasada, a Matuszewski odmówił spieniężenia części skarbu. Pieniądze wyłożył od razu Amerykanin Archibald Walker, który reprezentował w Turcji firmę Vacuum Oil Company (późniejszy Mobil). Nasi sojusznicy z Paryża i Londynu, którzy tak jak Polska byli już wówczas w stanie wojny z Niemcami, dali gwarancję bezpiecznego transportu do Francji. Złożony z 12 wagonów pociąg (w tym dwa sypialne i restauracyjny) dotarł 23 września do libańskiego miasta Rayak. Tu przeładowano złoto na dwa składy kolei wąskotorowej i jeszcze tego samego dnia dotarły one do Bejrutu. Dzięki uporowi płk. Matuszewskiego złoto podzielono na części i na pokładzie trzech okrętów francuskiej marynarki wojennej – krążownika „Emil Bertin” i kontrtorpedowców „Vauban” i „Epervier” – w odstępie czasu bezpiecznie dotarło wreszcie do portu w Tulonie. Operacja przerzutu złota do Francji zakończyła się 5 października 1939 r.

KARA ZA SUKCES

Jesienią 1939 r. bohaterscy organizatorzy ewakuacji polskiego złota znaleźli się na Zachodzie. W ostatnich dniach września płk Adam Koc został ministrem skarbu w gabinecie gen. Władysława Sikorskiego. Chcąc przypodobać się Sikorskiemu pozował na krytyka „sanacji” i atakował swoich niedawnych przyjaciół sugerując nadużycia finansowe przy wywozie złota z kraju. Mimo tego już w grudniu stracił stanowisko ministra. Z kolei płk Ignacy Matuszewski po przyjeździe do Paryża, zamiast zasłużonych podziękowań i uznania, został oskarżony o nadużycia finansowe w trakcie transportowania złota. Otoczenie premiera zarzucało mu „przewiezienie na koszt Banku wielu osób postronnych”, „zbyt hojne wydawanie pieniędzy”, zakup z kasy państwowej proszków od bólu głowy (rachunek z apteki przez pomyłkę dołączono do rozliczenia), nazbyt wysoki koszt lemoniady, którą wypili tragarze niosący polskie złoto czy też „bezprawną wymianę złotych polskich na walutę”. Matuszewski był tym wszystkim wstrząśnięty, tym bardziej że już wkrótce okazało się, iż z chwilą kapitulacji Francji jego oskarżyciele nie zdołali ewakuować polskiego złota na Wyspy Brytyjskie! Mjr Henryk Floyar-Rajchman już w marcu 1940 r. dotarł do Londynu. Wprawdzie za uratowanie FON-u dziękował mu minister obrony narodowej, gen. Marian Kukiel, ale i jego dosięgła wkrótce „sprawiedliwość” nowej ekipy rządowej, która postawiła go przed komisją badającą odpowiedzialność za klęskę wrześniową 1939 r. Późniejsze losy rzuciły obu przyjaciół za ocean. Współtworzyli Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku i Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, który wkrótce stał się największą organizację polonijną w Stanach Zjednoczonych. Po latach wyjątkowej wręcz aktywności publicznej, represji ze strony Sikorskiego i Mikołajczyka, inwigilacji FBI i wymierzonych w niego tajnych operacji wywiadu sowieckiego płk Matuszewski zmarł nagle na atak serca 3 sierpnia 1946 r. Jego ciało spoczęło na cmentarzu Calvary w Nowym Jorku. 23 marca 1951 r. odszedł mjr Floyar-Rajchman. Zgodnie ze swoją ostatnią wolą spoczął w jednym grobie z Matuszewskim. Pamięć o nich przykryła niewielka płyta nagrobna. Po 1989 r. nie upomniała się o nich wolna Polska. Ich grobu nie odwiedza żaden konsul czy ambasador RP. Nie mają w Polsce ulic swojego imienia, pamiątkowych tablic ani pomników. Nikt nie pomyślał choćby o opracowaniu gry planszowej poświęconej ewakuacji złota w 1939 r. Podejmowane przed laty próby przewiezienia szczątków obu wybitnych Polaków spotkały się z niezrozumieniem. Pewien minister obrony narodowej zapytał mnie kiedyś: „A kim był ten Matuszewski?”. Zapomniani przez rodaków Matuszewski z Rajchmanem, w ciszy nowojorskiego skwaru – jak pisał Wacław Zbyszewski – „śnią dalej swój sen o Polsce wielkiej, potężnej, wolnej, szczęśliwej i rządnej, o Polsce, która by przyniosła pokój i prawo i sprawiedliwość nie tylko swym ziemiom, ale i bezkresnym obszarom całej Europy Wschodniej”.

Sławomir Cenckiewicz / źródło: wzzw.wordpress.com

Artykuł Uratowali prze Niemcami 75 ton polskiego złota. ,,Ta historia przypomina najlepsze przygodowe filmy…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/uratowali-prze-niemcami-75-ton-polskiego-zlota-ta-historia-przypomina-najlepsze-przygodowe-filmy/feed/ 0