Wyniki wyszukiwania dla zapytania „Nowaczyński ” – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wyniki wyszukiwania dla zapytania „Nowaczyński ” – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Antoni Słonimski: Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę… https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/ https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/#comments Sun, 04 Feb 2018 12:24:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=46596

- Jedną z kardynalnych i najbardziej charakterystycznych cech żydostwa jest bagatelizowanie najświetniejszych zdobyczy ducha ludzkiego - pisał w ,,Wiadomościach Literackich" 31 sierpnia 1924 r.Antoni Słonimski, poeta, prozaik i felietonista urodzony w rodzinie pochodzenia żydowskiego .

Żydzi bagatelizują wszystko: kaleczą język, którym mówią, lekceważą czystość mowy, ciała i serca, przeceniają zaś nierozumnie znaczenie pieniędzy. „Ważna różnica!” – jest to frazes, który słyszy się w ustach co drugiego Izraelity. Powiedzieć zamiast „papierosy Seraj” – „papieresy Rataj”, jest to drobnostka niewarta najmniejszej uwagi. To lekceważenie języka przenosi się na lekceważenie całej literatury. Realnie myślący kupiec mówi do nierealnie myślącego agenta: „Idź pan czytać Sienkiewicza”. Podobny stosunek do rzeczy spotyka się również i w społeczeństwie polskem, u Żydów występuje on jednak o tyle jaskrawiej, iż wątpię już, czy w innem społeczeństwie można spotkać typ poety, który nie wierzy w istnienie poezji i uważa poezję za zwykłą zręczną robotę, podlegającą modzie i gustom odbiorców. Pewien młody literat tego pokroju prosił mnie zupełnie poważnie, abym zdradził mu sekret pisania wierszy, które chętnie drukują i „o których potem dużo się mówi”. Lekceważenie Żydów dla zniewagi czynnej (widziałem bowiem Żydów, którzy policzkowali się w kawiarni i nie wstając od stolika kończyli dalej swoje targi) tyczy się również lekceważenia pracy fizycznej. Praca fizyczna dobra jest dla „chamów”. Żydzi nie mają prawie swojej kasty pracującej fizycznie – jest to bowiem naród nie produkujący: zajmuje się przeważnie handlem i pośrednictwem. Dziewięćdziesiąt procent handlarzy żywym towarem to są właśnie Żydzi. Na podobne spostrzeżenia odpowiadają zwykle, że jest to wina warunków, w których znajduje się naród. Być może Żydzi są uciskani i wypierani z wielu placówek pracy -nie do tego stopnia jednak, żeby się koniecznie zajmowali handlem żywym towarem. Psychologja żydowskiego handlarza dziewczętami odsłania nam jeszcze jeden rodzaj bagatelizowania rzeczy tak czystych, jak miłość i cześć kobiety. Wszystko – cały świat, gwiazdy, morza, lądy i ludzie – znika i staje się nieważne wobec żądzy pieniądza. W dowcipach żydowskich przebija się to śmiesznie i zarazem tragicznie. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania tutaj następującej anegdoty. – Młody biedny Żyd chce się ożenić z dziewczyną bez posagu. Ojciec jego tłumaczy, że tego robić nie powinien. – „No dobrze, – odpowiada syn, – ale ja zato będę szczęśliwy”. Ojciec na to odpowiada: „No, a jak już będziesz szczęśliwy, to co ty z tego będziesz miał?” Oto jest tragikomiczne lekceważenie wszystkiego poza bogactwem.

Gdybyśmy chcieli sięgnąć do genezy tego bagatelizowania, lekceważenia, a nawet nienawiści, znaleźlibyśmy to wszystko już w Starym Testamencie, gdzie nienawiść do innych narodów zarysowana jest zdecydowanie, i gdzie sam Bóg lekceważy wszelką etykę, a nawet prostą uczciwość, jeżeli chodzi o zdobycie Kraju (deszcz kamienny na Amalekitów) lub przysporzenie bogactw wybranemu ludowi (kradzież naczyń srebrnych w Egipcie). „Naród wybrany” oto jest ten rdzeń, ten tajemniczy znak kabalistyczny, który porusza Golema żydostwa. Bardzo niewielu znam Żydów, którzy nie mają głębokiego przeświadczenia o tej wyższości rasy żydowskiej. Dlatego właśnie ten naród, tak chętnie wszystko bagatelizujący, nie lekceważy najlżejszego zarzutu, najmniejszej krytyki. Drażliwość jest tak wielka, że każde śmielsze wystąpienie staje się wprost niebezpieczne dla pisarza. Wolno jest u nas pisać źle o kelnerach, Czechach, Niemcach lub posłach sejmowych, – mogą denerwować pisarza rzeczy tak doskonałe, jak katedra Notre-Dame, – można wytykać błędy kompozycyjne Michałowi Aniołowi, – ale nie wolno pisać źle i rozumnie przeciw Żydom, bo pisać głupio – znaczy to sprawiać im rzetelną satysfakcję. Jeśli pisze Nowaczyński lub Pieńkowski, jest to poniekąd na rękę Żydom, gdyż łatwo mogą ośmieszyć antysemityzm tak ordynarny i chamski. Mają przytem realne dowody swojej krzywdy i potwierdzenie opinji zagranicznej o Polsce. Z triumfalnym hałasem rozsyłają o tem wieści do wszystkich prasowych agencyj całego świata. Jeżeli jednak ktoś, stojący na boku życia politycznego, powie jakąś nieprzyjemną prawdę o Żydach, chętnieby go ukamienowali na miejscu. Zwłaszcza jeśli to powie właśnie Żyd, który zdawałoby się ma największe prawo do krytykowania swego narodu. „Odszczepieniec”, – człowiek, który narusza potwornie potężną solidarność Żydów, jest najwięcej znienawidzoną jednostką. Doprawdy, gdyby nie rząd i prawo angielskie w Palestynie, – mimo dwu tysięcy lat, które minęły od czasu ukrzyżowania Chrystusa, rabini jerozolimscy ukrzyżowaliby każdego Żyda – chrześcijanina, każdego członka tej nielicznej sekty, mieszczącej się po dziś dzień w Galilei.

Żydzi, którzy wygwizdywali w teatrze na Pradze „Księdza Marka” Słowackiego, – Żydzi, napadający w swoim czasie na Heinego, – Żydzi, którzy wyklęli mego dziadka za to, że wydawał pismo naukowe w języku hebrajskim, -Żydzi, którzy demonstrowali przeciw Tuwimowi za wiersz p. t. „Giełdziarze”, – zdawaćby się mogło – są tak drażliwi, iż nie powinni żyć w kraju, gdzie im obcinają brody, znieważają na każdym kroku lub rżną poprostu, jak to miało nieraz miejsce w Rosji lub Rumunji. W kraju, gdzie słowo „Żyd” uważane jest za obelgę, nie można być zbyt drażliwym. Albo się chce stulić uszy i robić interesa, albo ma się dumę narodową – i ta każe iść precz. Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę.

Wszystko, co tu powiedziałem, nie tyczy się prostych, cichych marzycieli Talmudu, którzy obok szczytowej inteligencji żydowskiej stanowią najlepszą część narodu, – ale mówię tu o tej nikczemnej większości ludzi nic nie produkujących, pośredników i handlarzy najbogatszych, najcyniczniejszych, – mówię o tych wszystkich szrajbełesach nacjonalizmu żydowskiego, którzy podnoszą gwałt o swoją parszywą godność. W Palestynie, w okolicach Tyberjady nad jeziorem Galilejskiem widziałem Żydów dumniejszych i godniejszych od was, gudłaje z żydowskich pisemek. Mówili oni o swoim narodzie słowa stokroć ostrzejsze od tych, – któreby was zaczerwieniły krwią ich potu i trudu. Jeżeli ktoś z was, panowie, ma tak wiele ambicji rasy i godności narodu, niech się nie bawi w drażliwostki warszawskie, ale tak jak oni pracuje w malarycznych nizinach Galilei albo w skwarze Jerycho. A jeżeli ma się już przytartą wrażliwość, jeżeli rozum każe cierpieć zniewagi, – to gdzież, pytam, miejsce na zapienioną, plugawą wściekłość, którą budzi krytyka cech narodu? W interesie samych narodowych Żydów leży wywalczenie możności krytyki i satyry narodowej. Gdyby Żydzi mieli takiego Shawa, który kpi z wszystkiego co święte przeciętnemu Anglikowi, – zabitoby go laskami na ulicy.

W kolonjach w Palestynie widziałem ubogich studentów, marzycieli i idealistów, – ale nie spotkałem ani jednego z tych geszefciarzy, których stać na kupienie terenów w Palestynie i którzy powinni swoje na krzywdzie ludzkiej zarobione fortuny oddać garstce ludzi rehabilitującej idealizm narodu. Prawdziwa miłość ojczyzny czasem mnie zachwyca, lecz fałszywa zawsze budzi wstręt. Musi bowiem budzić odrazę wygodna miłość ojczyzny, uwarunkowana szeregiem zastrzeżeń. Trudno jest kochać i co godzina obliczać, wiele to kosztuje i jaki to zysk przynosi. Stosuje się to zarówno do Żydów miejscowych – fałszywych sjonistów, jak i do tych zasymilowanych „Polaków z trzydniowem wymówieniem”, którzy bardzo kochają Polskę, ale jeżeli broń Boże coś się zdarzy – to już nie tak bardzo.

Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzieć.

Panowie z żydowskich pisemek biadają, że stałem się antysemitą, gdyż napisałem kiedyś także parę słów ujemnych o Żydach. – „Wnuk Zeliga Słonimskiego wymyśla na Żydów!”

Nie, panowie, nie jestem antysemitą, ale nie zabroni mi nikt mówić o tem, co jest złe wśród Żydów. Proszę mi też oczu nie mydlić tradycją mojego nazwiska, – wiem dobrze, czem byli moi przodkowie, i wiem o tem, że dziad mój – właśnie ów Zelig Słonimski – został wyklęty przez gminy żydowskie (i to nie tylko w Polsce) za to, że ośmielił się wydawać naukowe pismo hebrajskie, że ośmielał się mówić ciemnym Hebrejom o zdobyczach wiedzy, że zwalczał średniowieczny kahał rabinów-ortodoksów. Na pomniku mego dziadka mściwość żydowska wplotła do szumnego napisu jadowite słowa: „Tu leży wielka acz zbłąkana gwiazda narodu żydowskiego”. Nie jestem zaślepiony jakąkolwiek niechęcią do Żydów – tak jak potrafię wyliczyć złe cechy tego narodu, potrafię wyliczyć i dobre, – ale bronię bezwzględnie swobody krytykowania, i nic chyba nie uleczy głębokiego wstrętu, jaki mam do pewnych sfer żydowskich. Wybaczcie mi, lecz ośmielam się twierdzić, że Żydzi nie są gorsi od innych, ale i nie są napewno lepsi, i nic mnie o tem nie przekona, że naród, z którego pochodzę rasowo, jest „narodem wybranym”. Niejeden z czytelników zapyta się może: dobrze, lecz dlaczego o tem nagle piszę, i co to kogo obchodzi?

Parę wydarzeń, w które życie mnie ostatnio wplątało, skłoniło myśl moją do tego tematu. Pewien mały artykulik, ogłoszony przed trzema miesiącami w „Wiadomościach Literackich”, spowodował szereg napaści na moją osobę. To samo spotkało Jana Lechonia, który ośmielił się napisać, że na wieczorze wielkiego rosyjskiego aktora sala pełna była „straszliwych Żydów”, to samo spotkało Juljana Tuwima za wierszyk p. t. „Srulki”. Na tle paru tych drobnych faktów zarysowała się w moich poglądach tak znaczna różnica z opinją nie tylko pismaków żargonowych, ale i wielu inteligentnych Semitów, iż uświadomiłem sobie z przerażeniem, że drażliwość żydowska nie jest tylko lokalnym stanem zapalnym, ale płynie ona z głębokiego, przerażającego przekonania Żydów o bezwzględnej wyższości „narodu wybranego”.

Bardzo niedawno temu byłem na meczu „Hakoah” z reprezentacją Warszawy. Tam, na boisku sportowem, wolnem na całym świecie od walk nacjonalistycznych, byłem świadkiem jaskrawej solidarności żydowskiej. Niema w tem nic złego, iż Żydzi cieszą się z sukcesu swej zawodowej zresztą drużyny footballowej. Natomiast czarny tłum ciemnych Żydów, nie rozumiejących ani trochę zasad gry, wyjący, gwiżdżący i ryczący, – dał mi obraz gwałtownego, wojującego nacjonalizmu. Ten „rewanż” żydowski za wszelkie doznane „krzywdy” stał się wielką manifestacją narodową. Żydzi, których ciągle kopią, zemścili się kopiąc piłkę.

Nie wolno jest Lechoniowi napisać, że sala pełna była „straszliwych Żydów”, jak gdyby nie istnieli wśród Żydów ludzie naprawdę straszliwi, – ale wolno Lechoniowi napisać, „że dobrze Ibsen robił, że rodaków nienawidził” – i za to wśród społeczeństwa polskiego nie obrzucano go błotem. Nie wolno mi było, rysując obraz powojennego pokolenia, pisać źle o Żydach, ale nikt z Polaków nie obraził się, gdy pisałem o chamstwie i sklepikarstwie Aryjczyków. W walce Żydów z Polską i w walce Polski z Żydami zaiste nie wiem, kto jest stroną silniejszą, – lecz jeżeli obrazem tej walki był mecz Warszawy z „Hakoah”, to wyznać muszę, że wszystkie moje sympatje były po stronie znacznie słabiej grającej reprezentacji stolicy. W metodach walki między tymi starymi wrogami po obu stronach są rzeczy brzydkie, lecz napewno więcej fałszu jest po stronie Żydów.

Więc jeżeli już istnieje tak żywiołowy i namiętny nacjonalizm, jest najzupełniej oczywiste, iż nacjonalizm ten skierować należy w stronę najszlachetniejszą i najczystszą ideowo, w stronę odrodzenia Palestyny. Tam nie wątpię, iż Żydzi w obliczu swojej ziemi, w pracy i spokoju, który daje każdy wysiłek produkcyjny, stracą tę nerwową drażliwość i zwyczaj bagatelizowania twórczości, piękna, rozumu i spokoju, – wszystkiego, mówiąc poprostu, czego nie można kupić za pieniądze.

Straciłem bowiem wiarę w to, aby ten naród, przeznaczony – zdawaćby się mogło – do propagowania idei kosmopolityzmu, do walki z ciasnym patriotyzmem i do głoszenia haseł wszechludzkich, – mógł łatwo wyzbyć się szowinizmu i braku tolerancji. Wojna rosyjsko-japońska, która ozdobiła naród japoński nimbem aureoli bohaterskiej, stworzyła modę Wschodu, przydając wiele demonizmu rasie japońskiej. Wytworzyły się legendy o potędze i sile tego dzielnego ludu, jak i teraz, gdy niewątpliwie Żydzi stali się modni na Zachodzie, sugerują im wiele niezwykłej siły i potęgi intelektualnej. Jaskrawym symptomatem tego jest oficjalne stwierdzanie swego żydostwa przez artystów: plastyków i pisarzy! Każdy prawie żydowski artysta w Paryżu, Londynie lub New-Yorku przyznawał się chętnie do kraju, w którym się urodził, zwłaszcza do umiłowanej Rosji, – obecnie zaś w sztukę żydowską wkroczył zwycięsko nacjonalizm. Modny jest czar umysłowości semickiej, dowcip żydowski i semicka realność patrzenia na życie. Co drugi snob żydowski mówi teraz o starości swej rasy. Żydzi zaczynają się uważać za śmietankę towarzyską nawet w banalnem, wielkoświatowem pojęciu. Trudno jest więc wytłumaczyć Żydom, że nie są tak niezwykli, że w sztuce niczego nie dokazali, że mają w sobie tragiczną nieproduktywność, wobec której nieproduktywność słowiańska jest mrzonką. W literaturze poza czarującym Heinem, piszącym po niemiecku, kogóż ma literatura żydowska? Jakiego wielkiego muzyka wydał ten najmuzykalniejszy naród? Sztuk plastycznych nie mają zupełnie, a jeżeli znajdzie się nawet w literaturze i muzyce parę nazwisk szlachetnych artystów – nie należą oni do sztuki żydowskiej, jak Conrad nie należy do literatury polskiej.

Dziwne jest, iż w tym wielkim narodzie wszystko co jest wybitniejsze zabiera inny naród. Anglja zgarnia jak śmietanę najzdolniejsze jednostki ghetta żydowskiego, – nawet słaba Polska każe pisać po polsku nacjonalistom żydowskim i kształci ich i czaruje swoją sztuką i kulturą. Ba, nawet w sprawach pieniądza Żydzi wyróżniają się na tle bezradnych chłopów Polski lub Rosji, -ale niebardzo wytrzymują konkurencję z talentami kalkulacyjnemi Niemców lub Amerykanów. Gdzież jest więc ta wielkość narodu wybranego? Chyba nie w tem, że najpiękniejsza książka napisana od początku świata, najszlachetniejszy owoc, wydany przez rasę ludzką, wielka nauka Jezusa Chrystusa, znienawidzona jest przez Żydów? Tragiczny w swoim upadku i podziwu godny w swojej żarliwej miłości do siebie, naród ten, rozsypany po całej kuli ziemskiej, nieraz niósł przed ludzkością sztandar cywilizacji, nieraz umysł i serce Żyda wznosiło się ponad przeciętność ludzką, – lecz nigdy się to nie stało w imię nienawiści do świata.

Jeżeli jest mowa o odrodzeniu narodu, to tem samem konstatuje się jego upadek. Do was więc zwracam się, wszyscy młodzi bojownicy i twórcy wielkości narodu, – do was, szlachetnie myślących, którzy nie mają zaćmionych oczu bielmem nienawiści, – do was, którzy kochacie swój naród, wiedząc, że jest biedny i słaby, i śnicie o jego sprawiedliwej wielkości i pracy na ojczystych ziemiach, – do was zwracam się z żądaniem, abyście zabili rozpalonem piórem drażliwość i zacietrzewienie, które przeszkadza zawsze czystemu i spokojnemu patrzeniu na sprawy tego świata.

Gdybym miał choć odrobinę uczuć nacjonalistycznych, bez chwili wahania zamieszkałbym z wami w tym trudnym, lecz pięknym kraju. Pisałbym i pracował nad brzegami morza Śródziemnego w pachnącej pomarańczami Jaffie albo w zielonej Galilei. O, gdybym mógł się czuć Żydem! Należę jednak sercem do małej, ale wyniosłej ojczyzny ludzi zbłąkanych wśród świata, snujących się po wszystkich lądach ziemi, nieprzywiązanych wstęgą wspomnień ani nie wrósłych korzeniami w ziemię rodzinną. Z ręką na sercu mogę wyznać, iż nie mam wcale uczuć narodowych! Nie czuję się ani Polakiem ani Żydem. Nie bez zazdrości patrzałem na pionierów żydowskich, rozpinających namioty w dolinie Saronu, i słuchałem ich pieśni hebrajskich wieczorem przy ognisku, – jak niegdyś nie bez zazdrości słuchałem pieśni polskich żołnierzy idących na daleką wojnę z Rosją.

Jeżeli powiedziałem tu parę słów twardych, nie znaczy to, abym nienawidził Żydów, – ale nie myślcie także, że to miłość dyktuje mi te słowa pełne goryczy.

źródło: Retropress.pl

Artykuł Antoni Słonimski: Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/feed/ 2
Najostrzejsze pióro II RP https://niezlomni.com/najostrzejsze-pioro-ii-rp/ https://niezlomni.com/najostrzejsze-pioro-ii-rp/#respond Fri, 01 Jan 2016 09:24:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=25950

plewy_i_perlyAdolf Nowaczyński (1876-1944) był uznawany za najostrzejsze pióro II RP. Za to, co pisał spotykały go szykany władz i pobicia. Mimo to, dalej krytykował nadużycia polityków, karierowiczostwo i złodziejstwo. Nie oszczędzał nikogo, także tej części sceny politycznej, z którą sympatyzował. Miał wielki talent pisarski i ogromną erudycję, dlatego jego teksty i dziś czyta się z wielką przyjemnością.

Teksty Nowaczyńskiego i o Nowaczyńskim możesz poczytać TUTAJ.

"Książka, którą niniejszym przedkłada się Czytelnikom, jest sobie zbiorem, doborem, pokłosiem tak zwanych artykułów pierwszej potrzeby dziennikarskich z ostatnich lat dwóch. Takich doborów czy pokłosi można by skolekcjonować z tych lat dwóch czy trzech jeszcze dwa czy trzy. Czegóż to dowodzi? Otóż tego, że i u nas można zdobyć się na wydajność pisarską, zbliżoną do L. Daudeta. Tylko trzeba nieco, jak to mówią, przysiąść fałdów, zdecydować się na mniej więcej czternasto-, a bywa że i szesnastogodzinny dzień pracy.

I trzeba dużo, bardzo dużo czytać. Wystarczy do trzydziestu (30) dzienników dziennie, ale z końcem tygodnia tyleż tygodników i miesięczników; książek się nie liczy. I dopiero z taką intensywnością studiując i pracując przez lat kilka czy kilkanaście można sobie wyrobić pewną kulturę publicystyczną, która pomaga potem w jakim takim orientowaniu się w całokształcie (kalejdoskopie) „bieżących” zjawisk, przemian, problemów, procesów politycznych, socjalnych, narodowych, państwowych, ideowych, literackich, artystycznych.

Bez czytania nałogowego nie ma pisania. Bez pracy nie będzie kołaczy. Poza pracą non est salus. Na jeden dzień ugorowania nie można sobie pozwolić! Dzisiaj, kiedy kontroluje się bieg wypadków na całej kuli ziemskiej równocześnie, kiedy wszystko wszędzie zbliżyło się tak raptownie, że nic co na świecie już nie jest dla nas nieznanym, obcym (...nihil humani a me alienum puto...), widowisko całe zrobiło się tak bajecznie interesujące, intrygujące, frapujące, dziwne, olśniewające, że nie można ani na jeden dzień przerwać sobie rozkoszy obserwacji i definiowania.
Szkice publicystyczne zebrane w tym tomie prześwietlają tylko pewne okolice świata i pewne kategorie zjawisk i faktów. Jak poucza tytuł, są w nich przebłyski myślowe może i drogocenne, ale są też i drobiazgi z dnia przemijającego. Razem zebrane dają Czytelnikowi pewną sumę informacji oraz pewną sumę emocji. Materiał często zbyt poważny, styl i ujęcie felietonowe starają się uprzystępnić i ustrawnić dla konsumenta. [...]. Adolf Nowaczyński (z Przedmowy).

Adolf Nowaczyński, Plewy i perły, Ostoja, Kraków. Książkę można nabyć TUTAJ.
Spis rzeczy

Przedmowa

NIEMCY
Wśród trujących mgieł
Moltke-polonofil...
Co Wilhelm II nosił w rękawie?
Upadek domu Mosse
Bismarck autentyczniejszy
Pastor z Oldenburga
Żywotopis Hamana
Hitler uczeń Poppera?...
Nordycy na „ski”
Ten doktor Goebbels
Marks przemilczany
Hitler Syjonu
Tragedia młodego Herzla

AMERYKA
Mammonarchia
Chanaan tu już nie jest
Sami o „Samie”
Religijność Anglosasów
Danczowski
Wyżański
Ułani! Ułani!
Krakauer Krauss
Filmy, które nas nie doszły
Einstein podjudzał Amerykę
Poland swindled
Wise and Lippman

SOWIETY
Dalila Sowietów
USA — ZSRR
Thermidor i Termitiera
Pięta czerwonego Achillesa?
Króliki i króle
Rouge et noir — czyli czerwoni i czarni
„Oczkowtiratielstwo”
Sowietarchia w anegdocie
Krokodyl
Skrzydlata flota Bolszewii
Mała reminiscencja
Ziemia obiecana
USSR
Banzaj!

POLSKA
Wieszcze i wróżbity
Don Porfirio
Hermy czy maski
Wszyscy na łódź
Ofensywa bezbożników
Lupus ex oriente
Ford, Fox i mecenas Szapiro
Figlarz
Jowisz i kartofel
Łowcy mikrobów
O Szmuglu
Sadyzm
Afera lady Parnes...
Pięść czy mózg?
„W odór”
A co tam z żargonkiem?
Moryce w... St. Moritz
Espana i... esperanto
Kamienie pod nogi
Huculi! Huculi!
Łukasiewicz zdegradowany
Nieco cyferek
Mordy w ziemi świętej
Obniżyć stopę!!!
Circenses stop!
Autostrada Pułaskiego
Raz o świniach
Sekty a przestępczość
Nowy Plutarch
Cud nad Berlinem
Skarżyński
Bunt Arabów
Polityczne pomarańcze
Fikcja Syjonu
Ksiądz Pinciurek
Jak dożyć stu lat?

 

Artykuł Najostrzejsze pióro II RP pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najostrzejsze-pioro-ii-rp/feed/ 0
Adolf Nowaczyński, czyli najostrzejsze pióro II RP. Największy wróg „komedianta Piłsudskiego”, za co spotkały go represje https://niezlomni.com/adolf-nowaczynski-czyli-najostrzejsze-pioro-ii-rp-najwiekszy-wrog-komedianta-pilsudskiego-za-co-spotkaly-go-represje/ https://niezlomni.com/adolf-nowaczynski-czyli-najostrzejsze-pioro-ii-rp-najwiekszy-wrog-komedianta-pilsudskiego-za-co-spotkaly-go-represje/#respond Thu, 03 Jul 2014 05:10:31 +0000 http://niezlomni.com/?p=6025

[caption id="attachment_6026" align="alignleft" width="486"]Adolf Nowaczyński Adolf Nowaczyński[/caption]

Adolf Nowaczyński urodził się 9 stycznia 1876 roku w Podgórzu w pobliżu Krakowa. Jako syn katolika Antoniego Nowaczyńskiego – radcy sądu apelacyjnego i protestantki (denominacji ewangelicko-augsburskiej) Ludwiki Kornberger de Cronberg przyjął chrzest w obrządku rzymskokatolickim w parafii św. Józefa w Podgórzu.

Uczęszczał do szkoły powszechnej w Wadowicach, a następnie kontynuował naukę w krakowskich gimnazjach: św. Anny, a później św. Jacka, które ukończył w 1894 r. Następnie w latach 1894-1898 studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Jednak jego zainteresowania koncentrowały się wokół literatury. Był współzałożycielem Kółka Literackiego organizującego regularne spotkania towarzysko-literackie w krakowskim lokalu „Lesisza”. Wówczas to zaangażował się w tworzący się ruch literacki Młodej Polski, którego później stał się stanowczym krytykiem za jego dekadentyzm, modernizm, przypisywanie artyście roli kapłana, proroka, sformalizowanie. Doprowadził do sprowadzenia z Berlina do Krakowa Stanisława Przybyszewskiego. Na czas jego młodzieńczego pobytu w Krakowie przypada okres indyferentyzmu religijnego, który wraz z nieobyczajnym sposobem życia skutkował usunięciem go z szeregów Sodalicji Mariańskiej.

[quote]Wyrazem jego buntowniczej natury stało się wydarzenie z 1898 r., kiedy to w jednej z krakowskich restauracji w obecności policjantów na wiadomość o śmierci cesarzowej Elżbiety zabitej przez anarchistę Luccheniego wzniósł toast: Vive l`anarchie!.[/quote]

adolf-nowaczynskiUciekając przed grożącym wyrokiem wyjechał na półtora roku do Monachium (skąd wysyłał do krakowskich gazet relacje z fikcyjnych wystaw, wernisaży). Ojciec Adolfa Nowaczyńskiego, aby móc kontynuować swoją pracę wyrzekł się swojego syna, na co ten odpowiedział mu jednoaktowym dramatem „Prawo mimicry”, w którym dokonał porachunku z własną rodziną.

Manifestując swoją odmienność i odcinając się od ojca przybrał nazwisko Neuwert (co po niemiecku oznacza „nowa jakość/wartość”). W okresie międzywojennym przybrane nazwisko stało się dla wrogów A. Nowaczyńskiego przyczyną posądzania go o żydowskie pochodzenie. Po powrocie do Krakowa zapadł w ciężką chorobę (gruźlica), która nieomal nie zakończyła się dla niego śmiercią.

Ostatecznie wszelkie kontakty z rodzinnym miastem zerwał po przeprowadzce w 1904 r. do Warszawy. Kraków był częstym obiektem jego publicystycznych i pisarskich ataków (m.in. satyry pt. „Nowe Ateny” i „Wiosna narodów w cichym zakątku”), któremu zarzucał zbiurokratyzowanie, powierzchowny katolicyzm, mieszczańską moralność, sformalizowanie stosunków międzyludzkich. W okresie pobytu w Krakowie publikował na łamach m.in.: „Życia”, „Krytyki”, „Ateneum”, „Liberum Veto”.

[quote]W czasie I wojny światowej przebywał w okupowanej przez Niemców Warszawie, krytykując ich w ukazującym się nielegalnie piśmie „Liberum Veto”, z którym był związany od 1903 r., oraz w „Kurierze Porannym”, w którym prowadził stałą rubrykę poświęconą Niemcom. W czasie okupacji gromadził wszelkie materiały kompromitujące Niemców (w 1922 r. wydał je w tomie zatytułowanym „Dokumenty historyczne z wojny europejskiej”). Aby uchronić się przed powołaniem do armii austro-węgierskiej w 1917 r., wstąpił do 1. pułku I Brygady Legionów. W sumie w szeregach legionów spędził kilka tygodni. W 1918 r. groził mu proces sądowy o dezercję, jednak odzyskanie przez Polskę niepodległości zdezaktualizowało tą sprawę.[/quote]

z-bojow-adolfa-nowaczynskiegoNiemalże od początku niepodległości bardzo aktywnie zaangażował się w działalność publicystyczną i polityczną. W latach 1918-1919 wydawał pismo „Liberum Veto” związane ideowo z ruchem narodowym (swoje artykuły zamieszczali m.in. Jan Zamorski i Leszek Gembarzewski, którzy domagali się restytucji monarchii). Także niemal od początku II RP związuje się z Narodową Demokracją, choć nigdy nie był w sposób formalny członkiem żadnej ekspozytury partyjnej ruchu narodowego.

Należy także podkreślić, że przed 1918 r. był zwolennikiem Józefa Piłsudskiego, a w czasie swojej młodości bardzo nieprzychylnie wyrażał się na temat powstającego ruch wszechpolskiego. Jak podaje Jan Dobraczyński, przez długi okres czasu nad biurkiem Adolfa Nowaczyńskiego wisiał portret Piłsudskiego. Jednak w okresie międzywojennym to właśnie Adolfowi Nowaczyńskiemu przypadło miano największego i najbardziej zaciekłego wroga sanacji i marszałka Józefa Piłsudskiego, którego zwykł nazywać nie komendantem, lecz komediantem i brygandierem.

Więcej o książce - TUTAJ!

[quote]Za swoją antysanacyjną postawę przyszło mu zapłacić utratą zdrowia. Trzykrotnie dotkliwie pobity przez tzw. „nieznanych sprawców”. 23 grudnia 1927 r. porwany i wywieziony na Wolę, gdzie wskutek pobicia oślepł na lewe oko. Jednak najbardziej drastyczne zajście miało miejsce 26 maja 1931 r., kiedy to w stołecznym Teatrze Polskim został pobity przez członka prosanacyjnego Legionu Młodych. W wyniku napaści uszkodzone oko musiało zostać usunięte. Powyższe drastyczne zdarzenia nie były jedynymi represjami, jakich doświadczył ze strony reżimu sanacyjnego. Za artykuł opublikowany w styczniu 1923 r. w „Myśli Narodowej”, w którym próbował dokonać rehabilitacji zabójcy prezydenta Gabriela Narutowicza – Eligiusza Niewiadomskiego, aresztowany. W toku procesu sądowego uniewinniony. Kolejny istotny proces miał miejsce w 1927 r., kiedy to oskarżono go o zniesławianie legionów Piłsudskiego – skończył się dla niego wyrokiem skazującym. Ponadto toczył (bądź jemu były wytaczane) procesy sądowe m.in. z: Marią Jehanne Wielopolską, Leonem Belmontem, Marianem Dąbrowskim.[/quote]

rytm-slowa-slowa-slowaAdolf Nowaczyński w okresie międzywojennym zamieszczał swoje artykuły w czołowych pismach obozu narodowego m.in. w „Myśli Narodowej”, z którą był związany od jej początków, tj. 1921 r. i „Gazecie Warszawskiej”. Od 1935 r. na stałe związał się z założonym i kierowanym przez Stanisława Piaseckiego tygodnikiem „Prosto z Mostu”. Ponadto swoje teksty publikował też m.in. w „Rzeczpospolitej” (powiązanej z chadecją), poznańskiej „Tęczy”, dzienniku „ABC”, „Albertinum”, wielkopolskim „Kurierze Poznańskim”, „Kronice Polski i Świata”, „Merkuriuszu Polskim Ordynaryjnym”.

Mimo, że podkreślał swoje związki łączące go z Narodową Demokracją, często zaskakiwał swoich sojuszników politycznych np. pisząc do lewicowych „Wiadomości Literackich”, w których był jednym z najlepiej opłacanych autorów, czy pozytywnie wypowiadając się na temat grupy poetyckiej „Skamander” w chwili jej powstania, by później stać się jej nieprzejednanym wrogiem. Zdaje się, że słuszna jest opinia sformułowana przez Marka Tobera mówiąca, iż Adolf Nowaczyński to Rewolwerowiec przez dwudziestolecie wierny obozowi narodowemu. W jego imieniu lżył i przeklinał jego wrogów, ale także w swoim i swoich. Dlatego dla wielu pozostał postacią wręcz antypatyczną. Dziś nawet obrońcy jego pamięci wołają o dramaty, satyry czy krytykę literacką Neuwerta, na plan dalszy spychając ideowe manowce publicysty.

W swoje publicystyce i utworach literackich bardzo ostro zwalczał zarówno rządy sanacyjne, jak i lewicowych literatów. Ponadto przestrzegał przed zagrożeniem niemieckim, krytykował środowisko artystyczne i polityczne związane z Krakowem, a przede wszystkim zasłynął jako jeden z najbardziej antysemickich publicystów tworzących w II RP.

[quote]Choć błędnym byłoby uznawanie, iż problematyka żydowska determinował całą jego twórczość. Adolf Nowaczyński w swojej aktywności publicznej podkreślał znaczenie dla pozycji międzynarodowej Polski dostępu do Morza Bałtyckiego, poza tym był zafascynowany Wielkopolską, którą uważał za wzór godny do naśladowania przez pozostałe regiony Polski. Jego artykuły o charakterze publicystycznym wyróżniały się zapalczywością, wojowniczością, niekiedy przesadą, ale ponownie wypada się zgodzić z następującą opinią Marka Tobera Można (…) twierdzić, że zabrakło mu odpowiedzialności za słowo, że głosił rasową nienawiść, a jego pióro czasem przypominało kastet. Lecz nie o dostojeństwa tym kastetem walczył – to jemu władza wybiła oko. Warto także zaznaczyć, że był znany z gromadzenia kompromitującej dokumentacji dotyczącej czołowych polityków II RP, która przybrała kształt legendarnego archiwum.[/quote]

Był autorem kilkudziesięciu dramatów, komedii, wyborów utworów satyrycznych, pamfletów, esejów literackich. Do najważniejszych jego dzieł zalicza się m.in.: „Małpie zwierciadło” (Lwów 1902), „Facecje sowizdrzalskie” (Kraków 1904), „Siedem dramatów jednoaktowych” (Lwów 1907), „Smocze gniazdo” (Warszawa 1905), „Car samozwaniec” (Warszawa 1908), „Wielki Fryderyk” (Warszawa 1910), „Cyganeria Warszawska” (Warszawa 1912), „Nowe Ateny” (Warszawa 1913), „Studia i szkice” (Lwów 1901), „Wczasy literackie” (Warszawa 1905), „Komendant Paryża” (Poznań 1926), „Wiosna narodów” (Warszawa 1929), „Cezar i Człowiek” (Warszawa 1937), „Wojna wojnie” (Warszawa 1927), „O żonach złych i dobrych” (Warszawa 1931), „Góry z piasku” (Warszawa 1922), „Warta nad Wartą” (Poznań 1937), „Poznaj Poznań” (Poznań 1939), „Plewy i perły” (Warszawa 1934), „Młodość Chopina” (Warszawa 1939), „Najpiękniejszy człowiek mojego pokolenia” (Poznań 1936). W inscenizacjach jego dramatów grał wybitny aktor teatralny Ludwik Solski. Adolf Nowaczyński jest uważany za mistrza stylizacji języka swoich dramatów, komedii, który wiernie oddawał charakter danej epoki. Za swoich literackich mistrzów uważał Szekspira, Arystofanesa, Wyspiańskiego, Conrada, z którym prowadził stałą korespondencję i którego próbował sprowadzić do kraju. Nade wszystko jednak za wzór uważał francuskiego pisarza, pamflecistę będącego jednym z przywódców Akcji Francuskiej – Leona Daudeta. Działalność pisarska została uhonorowana w 1928 r. przyznaniem mu literackiej nagrody Krakowa. Z kolei w 1939 r. otrzymał nagrodę tygodnika „Prosto z Mostu”.

Od lat trzydziestych datuje się jego odejście od indyferentyzmu religijnego ku katolicyzmowi. Po rozwodzie z pierwszą żoną Wiktorią Gottowt ożenił się z Heleną Boniecką – dla niej dokonał konwersji na protestantyzm. Po jej śmierci 30 grudnia 1938 r., która doprowadziła go do załamania nerwowego, dokonał rekonwersji na katolicyzm. Postanowił zamieszkać w klasztorze albertynów znajdującym się na warszawskiej Pradze, gdzie miał ostatecznie się znaleźć na jesieni 1939 r. Przeprowadzkę do klasztoru rozpoczął od przeniesienia swoich cennych zbiorów książkowych, do których należały zbiory ariańskie oraz kolekcja osiemnastowiecznych kalendarzy politycznych, które otrzymał od pisarza Józefa Weyssenhoffa.

Wakacje 1939 r. spędził w Wojniłowie w województwie stanisławowskim u swojej córki Marii i zięcia Mariana Sigmunda. Pod koniec sierpnia 1939 r. znalazł się w Warszawie, gdzie prawdopodobnie przebywał do końca pierwszego tygodnia września. Następnie udał się z powrotem do Wojniłowa. Po inwazji Armii Czerwonej na Polskę aresztowany przez Sowietów i osadzony w więzieniu w Kałuszu. Został zwolniony z więzienia i udał się do Lwowa, z którego wyjechał do Warszawy, gdzie znalazł się pod koniec października lub na początku listopada 1939 r.

W czasie oblężenia Warszawy jego kamienica przy ul. Złotej uległa zniszczeniu, podobnie jak zbiory przekazane klasztorowi albertynów. Wobec powyższego zamieszkał u siostry swojej pierwszej żony, aktorki Heleny Sulimy. Niemieckie władze okupacyjne wprowadziły zakaz publikowania i sprzedawania wszystkich dzieł Adolfa Nowaczyńskiego. Pomimo tego, że został pozbawiony środków do życia, angażował się w działalność charytatywną (przekonywał kupców, bankierów, przemysłowców do udzielania pomocy finansowej pisarzom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej) z ramienia Rady Głównej Opiekuńczej i Stołecznego Komitetu Samopomocy. W 1940 r. zaangażował się w organizację ośrodka pracy twórczej w Karolinie koło Podkowy Leśnej.

7 września 1940 r. na skutek działalności niemieckiego agenta zatrudnionego w ośrodku aresztowany przez Gestapo razem z innymi aktorami, pisarzami i uwięziony na Pawiaku, skąd wypuszczono go po około dwóch tygodniach. Kolejny raz aresztowany przez Gestapo 5 września 1942 r. Ponownie został osadzony na Pawiaku, gdzie był brutalnie bity i poddany wyczerpującym przesłuchaniom. Po wyjściu z więzienia (według jednej z wersji swoje drugie uwolnienie zawdzięczał protekcji ze strony Władysława Studnickiego) wycofał się z aktywności publicznej. Świadkowie wspominają, że po wyjściu z Pawiaka załamał się psychicznie. Zaczął coraz częściej wyjeżdżać z Warszawy. W czerwcu 1944 r. poważnie zachorował podczas pobytu w Milanówku, skąd Ludwik Solski i Władysław Zyglarski przewieźli go do Warszawy do szpitala św. Rocha, w którym umarł 3 lipca 1944 roku.

artykuł ukazał się w "Warszawskiej Gazecie"

Artykuł Adolf Nowaczyński, czyli najostrzejsze pióro II RP. Największy wróg „komedianta Piłsudskiego”, za co spotkały go represje pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/adolf-nowaczynski-czyli-najostrzejsze-pioro-ii-rp-najwiekszy-wrog-komedianta-pilsudskiego-za-co-spotkaly-go-represje/feed/ 0
„Brześć hańbi imię Polski w Europie” i „Drań nach Osten, drań nach Brześć” – ta sprawa podzieliła Polskę. Oraz o 2,5 mln pocztówek dla Marszałka https://niezlomni.com/brzesc-hanbi-imie-polski-w-europie-i-dran-nach-osten-dran-nach-brzesc-ta-sprawa-podzielila-polske-oraz-o-25-mln-pocztowek-dla-marszalka/ https://niezlomni.com/brzesc-hanbi-imie-polski-w-europie-i-dran-nach-osten-dran-nach-brzesc-ta-sprawa-podzielila-polske-oraz-o-25-mln-pocztowek-dla-marszalka/#respond Mon, 13 Jan 2014 13:07:29 +0000 http://niezlomni.com/?p=6496

[caption id="attachment_6497" align="alignright" width="480"]Ława oskarżonych w czasie procesu brzeskiego Ława oskarżonych w czasie procesu brzeskiego[/caption]

10 września 1930 aresztowano przywódców Centrolewu i osadzono ich w więzieniu wojskowym w Brześciu nad Bugiem. 13 stycznia 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się tzw. proces brzeski. Na kary więzienia skazani w nim zostali przywódcy antysanacyjnej opozycji, wśród nich trzykrotny premier Wincenty Witos, Władysław Kiernik, Norbert Barlicki i Herman Lieberman.

[caption id="attachment_6498" align="alignleft" width="506"]Walery Sławek Walery Sławek[/caption]

(…) Marszałka Piłsudskiego zluzował wypoczęty Sławek, Cara, który okazał się w sprawie Brześcia nie dość uległym, zastąpił słynny już „prokurator brzeski” Michałowski (znany z lichoty prawniczej). Laskę otrzymał w sejmie Świtalski, znany lepiej z dancingów i kurortów, niż z sal parlamentarnych. Centrolew głosował białymi kartkami, pisząc na nich „Brześć”. Nowy marszałek po wyborze pojechał na Zamek prosić Prezydenta o pozwolenie na przyjęcie wyboru i oczywiście je otrzymał. Zapowiedział też, że porządek dzienny układać będzie wspólnie z szefem rządu, a o żadnych aresztowanych posłów upominać się nie myśli.

Jednak jeżeli ten sejm miał być sejmem, a nie kohortą pretorianów, to musiał dopuścić – zgodnie z konstytucją – do wniosków i interpelacji.

Wniosek w sprawie Brześcia wnieśli 11 grudnia narodowcy, lecz jego nagłość została odrzucona 208 głosami przeciw 148, interpelację zgłosiły stronnictwa Centrolewu 16 grudnia. Obie te próby wyciągnięcia sprawy na światło dzienne większość postarała się pogrzebać odsyłając je do komisji.

Daremna próba - bo w imieniu narodu przemówiło jeszcze inne przedstawicielstwo.10 grudnia czterdziestu i czterech profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego różnych przekonań wystosowało do posła prof. Krzyżanowskiego list otwarty streszczający w 7 pozycjach okropności Brześcia.

[quote]Brześć hańbi imię Polski w Europie, Brześc wprowadza rozkład i zgniliznę w życie polskie[/quote]

- kończyli profesorowie: Zdz. …chimecki [nieczytelne], Wł. Folkierski, J.Smoleński, R.Taubenschlag, Wł. Wolter, T. Czydłowski, ks. Ant. Bystrzonowski, T Lechr-Spławiński, J. M. Rozwadowski, K. Dziewoński, ks. M. Sieniatycki, Wł. Natanson, St. Kreutz, W. Sobieski, ks. J. Archutowski, F. Rogoziński, T. Banachiewicz, R. Dyboski, W. Lednicki, St. Wędkiewicz, Wł. Semkowicz, K. Majewski, St. Windakiewicz, ks. J. Fijałek, Wł. Szafer, E. Godlewski, Ign. Chrzanowski, St. Kot, J. Nowak, St. Zaremba, T. Sinko, K. Nitsch, A. Heydel, J. Dąbrowski, R. Grodecki, L. Piotrowicz, L. Strenbah, T. Kowalski, ks. biskup M. Godlewski, St. Matiarski, H. Hoyer, Maks. Rutkowski, ks. Konst. Michalski, Wit. Rubczyński.

Niechże profesor poseł jako mający wpływ na czynniki rządzące, współodpowiedzialny za ich postępowanie przyjmie do wiadomości fakt Brześcia.

Za tym protestem sunęła lawina dalszych. Podnieśli głos Świętochowski, Weyssenhof, Rodziewiczówna, J. A. Święcicki, Irzykowski, Z. Wasilewski, Art. Górski, Strug. K. H. Rostworowski, Berent, Staff, Nowaczyński, A. G. Siedlecki, M. Dąbrowska, Tuwim, Słonimski, Miłaczewski - cała literatura z minimalnym wyjątkiem.

[quote]Tak samo cała młodzież akademicka z wyjątkiem sanacyjnego Legionu Młodych. W Poznaniu protestowało sto kilkadziesiąt stowarzyszeń. Na Śląsku sto kilkadziesiąt tysięcy kobiet ujmowało się za Korfantym. W stolicy – zrzeszenie adwokackie. Na prowincji - koła ziemiańskie - gdzieniegdzie ogromna większość. Kto nie miał odwagi solidaryzować się bezwzględnie z Uniwersytetem Jagiellońskim ten podpisywał oświadczenie oględne, chłodne czasem wprost mydłkowate. Tak postąpili między innymi pozostający pod wpływem Bartla profesorowie Politechniki Lwowskiej oraz kilkunastu masonizujących profesorów Uniwersytetu Warszawskiego.[/quote]

Czy Piłsudski czytał choćby kiedy nazwiska najwybitniejszych remonstrantów nie ręczymy. Z pewnością notowali wszystko pilnie w policyjnych kartotekach jego satelici: Stamirowscy i Kaweccy i Jędrzejewicze. Z dużym też prawdopodobieństwem można twierdzić, że najwyższe sfery zamkowe i belwederskie mile słuchały raportów o ludziach, którzy albo się z Brześcia cieszyli, chwalili albo protestujących atakowali, albo przynajmniej notorycznie odmawiali udziału w manifestacji.

Warto, więc wspomnieć i o nich - według kategorii zawodowych.

[caption id="attachment_6499" align="alignleft" width="242"]Wacław Sieroszewski Wacław Sieroszewski[/caption]

Wśród literatów w obronie katów brzeskich wystąpił Wacław Sieroszewski, milczeli Kaden Bandrowski, Kossak-Szczucka i Miriam Przesmycki.

Wojskowość - gen. Dąb Biernacki - w przeciwieństwie do innych Biernackich co wyrażali swój wstręt przesłał wyrazy uznania Kostkowi, gen. Konarzewski bronił w sejmie oficerów dozorców, jako że działali na rozkaz, więc zarzut niehonorowego postępowania przeciw nim jest bezzasadny. Władze oficerów rezerwy zignorowały skierowany doń apel protestacyjny pułk. Franciszka Arciszewskiego.

Ziemiaństwo - poseł Kleszczyński (odtąd zwany polskim Puryszkiewiczem) wołał w Sejmie: „Mało bili Bagińskiego, trzeba było bić 4 razy tyle po mordzie”. Hr. Wojciech Rostworowski w „Dniu Polskim” trzeba było sądzić na miejscu zuchwałą anarchię”. Hupka w „Czasie” apologizuje Kostka i Bat.....

Świat naukowy - we Lwowie profesorowie St.Zakrzewski, Weigl, Zaleski tłumili odruch protestującej młodzieży. W Poznaniu 19 profesorów oburzyło się na kolegów za wprowadzenie polityki do uniwersytetu (przeważnie lichej marki naukowej).

Duchowieństwo - ks. prof. Czuj, interpelowany publicznie jako poseł przez 20 konfratrów wykręcił się oświadczeniem, że od dawna pracuje nad utworzeniem większości parlamentarnej.

Kobiety za Brześciem opowiedziała się Z. Moraczewska.

Publicystyka: „Czas” krakowski potępia „insynuacje, ogólnikowe oskarżenia, osobiste napaści, zohydzanie rządu”, bo to wywołuje w kraju zamęt i rozdwojenie. W rok po Brześciu tenże „Czas” otwarcie zachwala użycie bata..

[caption id="attachment_6500" align="alignleft" width="213"]Jędrzej Moraczewski Jędrzej Moraczewski[/caption]

Wileńskie „Słowo” Cat Mickiewicz: „Sprawa brzeska przez rząd wygrana w płaszczyźnie moralnej”. Lwowskie „Słowo Polskie” życzy protestującym rychłej śmierci.

„Polska Zachodnia” Grażyński ,cieszy się, że poskromiono twardą ręką niesfornych pupilów, bez szukania zgniłych kompromisów. Moraczewski o Korfantym: „Drań nach Osten, drań nach Brześć”.

Prawnicy: Paschalski trzymał przez miesiąc w Komisji Prawniczej wniosek narodowców by wreszcie oświadczyć, że sprawa przekracza zakres Komisji. Peretiarkowicz chce ograniczyć autonomię uniwersytecką, aby profesorowie nie mogli uprawiać polityki przeciw rządowi.

Dziennikarstwo: Na Walnym Zebraniu Związku Syndykatu Dziennikarzy sprawę brzeską większością 2 głosów zdjęto z porządku dziennego.

Posłowie:

[quote]Anusz ciężko przeżył Brześć, ale „w nim widzi kolejne stadium walki Marszałka Piłsudskiego z duchem anarchii, wichrzycielstwa i prywaty”. Janusz Radziwiłł płakał nad Brześciem - ale podzielał pogląd Anusza. Tomaszkiewicz uspokajał Polonię amerykańską, że
Brześć nie taki straszny i że więźniowie sami sprowokowali kary.[/quote]

[quote]Również komuniści wstrzymali się od protestu, „zeznali bowiem, że to burżuazja pobiła w Brześciu swych lokajów”.[/quote]

[caption id="attachment_6501" align="alignleft" width="300"]Stanisław Stroński Stanisław Stroński[/caption]

Opinia o Brześciu i pacyfikacji była już całkiem nie dwuznaczna, kiedy sprawa w Sejmie wróciła z Komisji na plenum (26 stycznia). Na pierwszy ogień poszła pacyfikacja.

Referent prorządowy Zdzisław Stroński, uszanowany narodowiec, starał się przedstawić rzecz tak, że na Rusi Czerwonej wszystko układało się jak najlepiej póki nie przyszli nasłani z zagranicy sabotażyści, uśmierzyciele zasłużyli się dobrze całej spokojnej ludności. Ukraińcy pp. Borsz i Ładycho przeciwstawiali jego suchym datom ociekające krwią obrazy rzeczywistości, wypierając się wszelkiej solidarności z sabotażem. Socjalista Dubois poparł wołanie Rusinów o komisję śledczą. Rząd (Składkowski) obiecał wszystko zbadać bez komisji i całe BB wyrażało mu swe zaufanie. Wniosek Klubu Narodowego w sprawie Brześcia uzasadniał z wielką siłą, odsłaniając nowe wstrząsające szczegóły Stanisław Stroński.

[quote]Mamy na sobie wielki ciężar, dostojny ciężar naszej spuścizny dziejowej. Dlatego, że jesteśmy od tysiąca lat narodem, prymas Polski upomniał się o sprawę brzeską. Dlatego, że jesteśmy narodem Kopernika, Kochanowskiego, Skargi, Zamoyskiego, Żółkiewskiego, Sobieskiego i Sienkiewicza, przedstawiciele nauki polskiej powiedzieli, że to, co się dzieje, jest hańbą. W Polsce wytworzyło się jakby pewne bractwo, które chciałbym nazwać brzeska konfederacja dusz, która pragnie wolności. Czujemy krzywdę ludzi w tej sprawie, ale daleko bardziej czujemy krzywdę, wyrządzone państwu polskiemu i narodowi polskiemu i czci imienia polskiego. I dlatego jestem przekonany, że dobrze służymy Polsce, jeżeli domagamy się, żeby kiedyś powiedziano, że naród polski potępił to, co się działo w Brześciu.[/quote]

Na to premier Sławek wystąpił w obronie rzeczywistego sprawcy Brześcia z taką samą cywilną czy też policyjną odwagą, z jaką przedtem znieważył Marka:

[quote]był spisek na obalenie przemocą prezydenta i rządu, intrygowano przeciw rządowi zagranicą chciano Piłsudskiemu popsuć stosunki z demokracjami zachodu. Skamlano u obcych czynników o obronę zagrożonych swobód idąc w ślady targowiczan i na ich wzór szukając gwarantów wolności, organizowano tajne bojówki. To wszystko godziło w partie lewicy i środka. Narodowcom wypominał premier oczywiście po raz setny Narutowicza i rzucił oskarżycielskie pytanie: „Czy Obóz Wielkiej Polski nie szykował się stale do zamachu stanu. W Brześciu był regulamin więzienny ciężki, lecz ci, którzy o Polskę walczyli, nie przeciw niej przechodzili przez więzienie znacznie cięższe. Tylko tamci w obliczu śmierci nie przejawiali takiego strachu, jakiego wielu więźniów brzeskich dało i moralne i fizyczne dowody. Pragnę pod jednym względem opinię uspokoić. Zbadałem sprawę i stwierdzam, że sadyzmu i znęcania nie było, lecz i tam jak w każdym więzieniu posłuch musiał być w razie oporu wymuszony siłą. Innych więzień na świecie nie ma. Próbujecie oczernić oficerów, którzy chwalebniejszą niż wy mieli przeszłość. Regulaminów i przepisów oni nie przekroczyli....”. Przerwijmy tok tej niesłychanej mowy. Tak przemawiać mógł do skrzywdzonych, bezbronnych ludzi, tylko ktoś, kto wiedział, że nań nikt się nie targnie, bo jednego mściciela zamorduje się 10 jego przyjaciół, a na dziesiątki rzuca się tysiące.[/quote]

Nad Polską, jak przedtem nad Italią i Rosją, jak wkrótce nad Niemcami zapanowała zbrojna, zorganizowana Zemsta. Nie było więc dyskusji nad twierdzeniami Sławka, nie było sprostowań. Nikt w izbie nie porównał komfortu Brześcia z okropnościami Cytadeli, ani Magdeburgiem. Klub BB odrzucił wniosek Klubu Narodowego o powołanie Komisji do zbadania sprawy brzeskiej. Dwudziestu jej członków odgrażało się, że złoży mandaty, ale tylko prof. Krzyżanowski sam jeden spełnił tę obietnicę.

[quote]Pozostawało nagrodzić głównych aktorów dramatu. O awansie Michałowskiego już wiemy. Beck pójdzie z czasem w jego ślady do ministerium. Ci dwaj podzielą pomiędzy siebie funkcje kancelarskie, spadek po Zamojskim. Sędzia Demant będzie miał ponoć dyscyplinarkę, ale to mu kariery nie zepsuje. Pułkownikowi Kostek-Biernackiemu włos z głowy nie spadnie, otrzyma on kolejną nominacje na wojewodę nowogródzkiego i poleskiego. Ludność zbuduje dlań w Nieświeżu bramę tryumfalną, panie wręczą mu kwiaty i Marszałkowa Piłsudska zaprosi go na herbatkę z udziałem korpusu dyplomatycznego.[/quote]

Ryszankowi poszczęściło się gorzej, padł na egzaminie dyplomowym, mimo to awansowany na podpułkownika otrzyma postrzał w kłótni z oficerem.

A Sławoj? Biedny Sławoj rozpromienił się nie na żarty słysząc z ust Jego pochwałę:

„Teraz zrobił Pan dobre wybory - zrobił je Pan dobrze wraz z innymi”, ledwo jednak otworzył usta, by wyrecytować: „wedle rozkazu” - Komendant burknął: „Jest Pan nudny” i napędził go bez ceremonii. No i pójdzie Sławoj wkrótce do wojska na szefa administracji.

[quote]Czym był dla Polski Brześć, to stało się jasne po brzeskich wyborach: pognębił on przepaść jaka od maja r.1926 dzieliła naród na ciemiężycieli i uciemiężonych. Teraz tę przepaść wypełniła ogniem obustronna nienawiść i nieufność, lęk i odraza. O ile sądy zła tego nie naprawią, zabrudzi ona skrzydła i pierś Białego Orła - w oczach całego świata.[/quote]

[caption id="attachment_6503" align="alignleft" width="228"]Felicjan Sławoj-Składkowski Felicjan Sławoj-Składkowski[/caption]

Dla Piłsudskiego osobiście ten tryumf nad „Targowicą”, „mordercami” i „złymi anarchicznymi obyczajami” był przeżyciem głębokim i strasznym. Jeżeli po najściach oficerów i policji na Sejm ciężko sapał, pocił się i bladł, to teraz mimo bezpiecznego usadowienia się na tyłach, mimo folgowania sobie w wywiadach, mimo tylu tryumfów wyborczych, mimo nadstawienia zań karku przez Sławków i Sławojów, czuł się naprawdę dziadkiem zmęczonym i wyczerpanym. Przerażone oko ministra lekarza śledziło w nim symptomy choroby nerwowej, jeżeli nie czegoś gorzej.

„Ja już poirytowałem się tak, że boję się z ludźmi rozmawiać” - mówił Marszałek zaraz po wyborach do Senatu. „Nie mogę dalej pracować... Jest zima, ciężka pora, i wtedy zawsze staję na progu śmierci, a ja tego nie chcę... „ Ostatecznie pracować można będzie w ciasnym zakresie jeszcze przez lat kilka - ale to będzie praca wraz z innymi, ale jego własna twórczość starła się w okresie przedbrzeskim i brzeskim na miazgę. Pisma Zbiorowe w gruncie rzeczy utykają na roku 1930, widać jak mózg jałowieje. Wyczerpały się ciepłe wspomnienia legionowe, i wariacje na tematy Słowackiego czy Żeromskiego, wyładowały się inwektywy na sejm czy posłów, urągowiska i k..prolacje. W walkach ze sobą na które tak się skarżył, a z których bodaj nigdy nie wychodził zwycięsko, zniszczała ta świetna indywidualność w tym samym czasie, gdy wszystko rozbrzmiewało naokoło chwalbą dla geniusza.

Otoczenie postanowiło go ratować. W grudniu pojechał, żeby nie powiedzieć uciekł, na pokładzie kontrtorpedowca „Wicher” na Maderę. Tam pod opieką zaufanego lekarza i adiutanta z dala od Polski i Polaków, unikając ludzi, wygrzewając się na słońcu bawił się Piłsudski lekturą pamiętników Bilińskiego i Daszyńskiego i pisaniem do nich poprawek. W pierwszym widział słusznie intryganta i „agenturę”, w drugim kabotyna-primadonnę, więc łatwa była nad nimi praca krytyczna. O tym by wziął do ręki Dmowskiego, mocny wywód polityki polskiej, lub Seydy 1-szy tom Polski na przełomie dziejów i żeby i do nich zaryzykował Poprawki historyczne, nie słychać. Zresztą i to co napisał o tamtych nie zawsze zasługiwało na nazwę „poprawki”.

Na św. Józefa zaaplikowano mu niezwykłe lekarstwo: sugestię, że go Polska kocha i to Polska jutrzejsza, najmłodsza. Pod presją dyrektorów i nauczycieli z całego kraju dziatwa pisała doń pocztówki imieninowe. Ile przy tym było skrzywionych min, ile postrachu, niekiedy nawet bicia, ile nieszczerej frazeologii, a niekiedy i złośliwych konceptów, nie da się sprawdzić, bo cały ten zapas 2 1/2 miliona pocztówek został później odesłany do kraju i spalony. Dość, że dziatwa pisała pozdrawiała, życzyła, dziękowała. Za co? Pewnie za zwycięstwa, mocarstwowość, za Brześć, za ukaranie warchołów, za pomszczonego Czechowicza, za Sikorskiego i Żymierskiego - za Gdynię i Obóz Wielkiej Polski

[caption id="attachment_6502" align="alignleft" width="567"]Józef Piłsudski Józef Piłsudski[/caption]

Uporawszy się z warcholstwem partyjników większość bezpartyjna w izbach postanowiła pokazać, jak to ona opracowuje budżet i naprawia ustrój. Wszystkie referaty budżetowe podzieliła pomiędzy swych członków, wyścig pracy z poprzednimi izbami wygrać mogła tym łatwiej, im bezkrytyczniej przyjmowała rządowe przedłożenia. Jeżeli dawniejszy poseł według słów Piłsudskiego chciał być nadinżynierem, nadkonduktorem, nadfinansistą i w miarę własnych lub zapożyczonych świateł starał się polepszyć gospodarkę państwową, to poseł uszanowany rozumiał przez współpracę wychwalanie ministrów i puszczanie mimo uszu wszystkich przestróg opozycji, stawał się więc nadposłem, ale za to podurzędnikiem. A zobaczymy niżej, że było co w przedłożeniach Sławka i Matuszewskiego poprawiać.

Tym razem wszystkie partie opozycyjne uznały, że rządowi, który aprobował w całości Brześć nie należy dawać pieniędzy i głosowały przeciw budżetowi, a PPS popadając w drugą ostateczność głosowała nawet przeciwko kontyngentowi rekruta.

Jakże się przedstawia ten odpartyjniony budżet z punktu widzenia postulatów reformatorskich Marszałka? Piłsudski wypowiedział je ostatnio w czwartym wywiadzie z Miedzińskim po odbyciu ze swym doradcą finansowym tj. Matuszewskim, szeregu konferencji czy raczej korepetycji wychodząc z założenia, które byłoby bardzo trafne przed półwiekiem w Żułowie, a nie teraz w Warszawie: że państwo ustala swe wydatki według dochodów, chciał on przede wszystkim mieć dla siebie więcej czasu na przygotowanie budżetu według doświadczeń roku ubiegłego, a za to dać go mniej sejmowi. Gdy rząd z całym aparatem skarbowym będzie miał na to 9 miesięcy, a Sejm i Senat razem najwyżej trzy (od stycznia do końca marca), to wówczas panowie posłowie nie zdążą nadokuczać ministrom i zastosują jakieś racjonalniejsze metody pracy.

Ten postulat zrealizował Piłsudski po Brześciu w wysokim stopniu, mniejsza o to czy z korzyścią dla państwa. […]

Cytat z nieopublikowanej książki prof. Władysława Konopczyńskiego, Piłsudski a Polska.

Artykuł „Brześć hańbi imię Polski w Europie” i „Drań nach Osten, drań nach Brześć” – ta sprawa podzieliła Polskę. Oraz o 2,5 mln pocztówek dla Marszałka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/brzesc-hanbi-imie-polski-w-europie-i-dran-nach-osten-dran-nach-brzesc-ta-sprawa-podzielila-polske-oraz-o-25-mln-pocztowek-dla-marszalka/feed/ 0
Jak pomoc amerykańskiego przemysłu dla Adolfa Hitlera nie była żadną tajemnicą w latach 30. https://niezlomni.com/jak-pomoc-amerykanskiego-przemyslu-dla-adolfa-hitlera-nie-byla-zadna-tajemnica-w-latach-30/ https://niezlomni.com/jak-pomoc-amerykanskiego-przemyslu-dla-adolfa-hitlera-nie-byla-zadna-tajemnica-w-latach-30/#respond Sun, 05 Jan 2014 13:01:50 +0000 http://niezlomni.com/?p=5652

adolf-hitlerWyszła tymczasem książka amerykańskiego bankiera, Sidney'a Wahrburga (nie mieszać z Jamesem lub Pawłem Wahrburgiem!), pod tytułem "Źródła pieniężne narodowego socjalizmu" i sprawa była już głośna w listopadzie zeszłego roku.

Dopiero teraz atoli przypomniał sobie o tym warszawski „Hajnt” w depeszy z Amsterdamu. Kim jest autor, objaśnia „Hajnt”: Członek znanej żydowskiej rodziny bankierskiej Warburgów i wspólnik banku amerykańskiego „Kuhn, Loeb et Comp.” , tego samego, którego kierownikiem jest członek agencji żydowskiej, Feliks Warburg.

I oto tenże Sidney Wahrburg: Od sierpnia 1929 r. aż do pożaru Reichstagu utrzymywał stosunki z Hitlerem i w ciągu tego czasu wypłacił mu, na zlecenie amerykańskiego przemysłu naftowego, kwotę 32 milionów dolarów.

Ładna sumka! 32 miliony dolarów „przeszło przez ręce” Wahrburga dla Hitlera! I ten nie wstydził się przyjąć? A tamten nie bał się dawać takie „a conta“, takiemu, bądź co bądź, hitlerowcowi?...

Arkadiusz Meller, Sebastian Kosiorowski, "Z Bojów Adolfa Nowaczyńskiego", tom I

książkę można kupić TUTAJ - polecamy!

z-bojow-adolfa-nowaczynskiego

Artykuł Jak pomoc amerykańskiego przemysłu dla Adolfa Hitlera nie była żadną tajemnicą w latach 30. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-pomoc-amerykanskiego-przemyslu-dla-adolfa-hitlera-nie-byla-zadna-tajemnica-w-latach-30/feed/ 0
O tym, dlaczego z płomiennych rewolucjonistów wyrastają „karierowicze, biurokraci, aparatczycy” https://niezlomni.com/o-tym-dlaczego-z-plomiennych-rewolucjonistow-wyrastaja-karierowicze-biurokraci-aparatczycy/ https://niezlomni.com/o-tym-dlaczego-z-plomiennych-rewolucjonistow-wyrastaja-karierowicze-biurokraci-aparatczycy/#respond Tue, 17 Dec 2013 09:35:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=3912

Adolf_NowaczyńskiMocarstwo to nie żadna nowa Brygada, rozszerzana z pomocą funduszów dyspozycyjnych, rugów, represji, terroru, nasadzeń, podstępów, przekupstwa. Wielkiej idei nie mogą apostołować utrzymankowie wydawców lub szefów departamentów. Wielka idea utrzymuje się i rozprzestrzenia sama swymi walorami duchowymi i moralnymi. Mocarstwowy idealizm i romantyzm nie da się u młodzieży kupować lub sprzedawać.

Taka mocarstwowa ideologia, którą się wiesza u pańskich klamek, przenosi z lokalu do lokalu, korzysta z gościny i naprasza o subsydia, to nie jest żadna idea mocarstwowa, to jest frazeologia i business, bad business. Z takich futrowanych i dokarmianych mocarników, nie wyrastają ani bohaterowie imperialistyczni, ani mężowie stanu, ani polityczni działacze, tylko co najwyżej karierowicze, biurokraci, aparatczycy. Myśl tedy jest piękna, zdrowa, normalna i moralna. Materiał ludzki mdły, żaden, nijaki, stary.

Adolf Nowaczyński

Artykuł O tym, dlaczego z płomiennych rewolucjonistów wyrastają „karierowicze, biurokraci, aparatczycy” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/o-tym-dlaczego-z-plomiennych-rewolucjonistow-wyrastaja-karierowicze-biurokraci-aparatczycy/feed/ 0
To nie Ordon wysadził Redutę Ordona. „Komendant nie wymienia nazwiska bohatera, który rozkaz ślepo wykonał” https://niezlomni.com/to-nie-ordon-wysadzil-redute-ordona-komendant-nie-wymienia-nazwiska-bohatera-ktory-rozkaz-slepo-wykonal/ https://niezlomni.com/to-nie-ordon-wysadzil-redute-ordona-komendant-nie-wymienia-nazwiska-bohatera-ktory-rozkaz-slepo-wykonal/#respond Fri, 29 Nov 2013 12:37:20 +0000 http://niezlomni.com/?p=2426

reduta-ordonaZ relacji, złożonej w r. 1882 w Ossolineum, zdaje sprawę Bartoszewicz w tych słowach:

„Mówił on w niej, że Bem kazał mu magazyn prochowy wysadzić w razie niemożliwości dalszej obrony reduty. Gdy więc już na nią wdzierał się nieprzyjaciel, Ordon cofał się z kanonierami ku magazynowi, gdzie stał oficer magazynier, z lontem, aby zapalić stopnie drzwi do prochowni prowadzące. Zbliżywszy się do niego, kazał mu podłożyć ogień. Nastąpił wybuch nagły. Kiedy przyszedł do przytomności, uczuł Ordon ból w twarzy i na rękach opalonych. Przyznaje, że nie wiedział, „jaki skutek wywoła eksplozja, że nie miał też zamiaru siebie, ani swoich kanonierów wysadzić".

Tak brzmi relacja, relacja własnoręcznie pisana, dokument przechowany w Ossolineum, raport dla historii i dziejopisów.

Analizując i porównując te obie relacje, osobiście słyszaną i przez Ordona spisaną, wyraża Bartoszewicz zdziwienie najpierw, że Ordon, kapitan artylerii, a więc wyższy oficer, nie wiedział, jaki skutek wywoła eksplozja prochów, a następnie zdziwienie, że Ordon komendant nie wymienia nazwiska „oficera - magazyniera”, bądź co bądź bohatera obowiązku, który rozkaz ślepo wykonał, wiedząc, że musi zginąć na miejscu.

Składając przy okazji hołd skromności żołnierza, orzekającego się aureoli wielkiej, poezją ozłoconej legendy, wykazuje Bartoszewicz jednakże, że sam Ordon w przeciągu swego długiego żywota, nieskończoną ilość razy przez rodaków interpelowany (w mniej lub więcej natrętny sposób) w relacjach i szczegółach często się „wikłał”, i że inaczej brzmią warianty z r. 1883, 1862, 1872, 1882, inaczej opowiadania Ordona w Paryżu, w Krakowie, we Lwowie”. A więc:

Wnet po powstaniu znalazłszy się w niewoli współtowarzyszowi niedoli Świtkowskiemu opowiadał o wysadzeniu reduty przez nieostrożność kanoniera Nakruta co Świtkowski w broszurze „O wzięciu Woli” (Paryż, 1883) świeżo usłyszawszy wypisał, a co za nim powtórzył historyk z naszych czasów prof. August Sokołowski.

reduta

Co innego natomiast z ust Ordona słyszał Ludwik Mierosławski, który to potem także opisał w książce pt.: „Bitwa Warszawska”, pośmiertnie w r. 1887 w Poznaniu wydanej.

l on to po raz pierwszy, wymienia nazwisko właściwego „nieznanego” sprawcy wysadzenia reduty nr 54, a więc dosłownego bohatera.

Adolf Nowaczyński, Słowa, słowa, słowa, Rytm, Warszawa 2013.

[quote]O tym, kto był tym prawdziwym bohaterem napiszemy wkrótce![/quote]

Artykuł To nie Ordon wysadził Redutę Ordona. „Komendant nie wymienia nazwiska bohatera, który rozkaz ślepo wykonał” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/to-nie-ordon-wysadzil-redute-ordona-komendant-nie-wymienia-nazwiska-bohatera-ktory-rozkaz-slepo-wykonal/feed/ 0
Tak ścigano katyńskich świadków. Procesy, tajemnicze śmierci, oskarżenia o kolaborację, ostracyzm środowiska… https://niezlomni.com/tak-scigano-katynskich-swiadkow-procesy-samobojstwo-oskarzenia-o-kolaboracje-ostracyzm-srodowiska/ https://niezlomni.com/tak-scigano-katynskich-swiadkow-procesy-samobojstwo-oskarzenia-o-kolaboracje-ostracyzm-srodowiska/#respond Sat, 23 Nov 2013 09:18:19 +0000 http://niezlomni.com/?p=1980

Wśród pierwszych Polaków, którzy byli świadkami ekshumacji grobów katyńskich, odkrytych przez Niemców wiosną 1943 roku, znaleźli się także pisarze Ferdynand Goetel i Ja

[caption id="attachment_1981" align="alignright" width="300"]Józef Mackiewicz (w środku w białym płaszczu) w Katyniu w 1943 r. Józef Mackiewicz (w środku w białym płaszczu) w Katyniu w 1943 r.[/caption]

n Emil Skiwski z Warszawy oraz Józef Mackiewicz z Wilna. Wzięli oni udział w delegacjach, organizowanych przez Niemców w kwietniu i maju 1943 roku dla polskich rzeczoznawców sądowych, medycznych, przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża. To wydarzenie nie tylko wstrząsnęło nimi, co będzie widać w ich rozmaitych relacjach i publikacjach, ale także zaważyło na całym przyszłym życiu Goetla i Mackiewicza.

Decydując się na wyjazd do Katynia, nie mogli nawet przewidywać, że odkrywszy prawdę o zbrodni katyńskiej, będą żyli z jej piętnem do końca swoich dni, również na emigracyjnym wygnaniu, na które będą zmuszeni się udać. Ich świadectwo o tym, co widzieli w Katyniu, będzie zwalczane, co było do przewidzenia, przez zwolenników sowieckiego kłamstwa katyńskiego, ale będzie również w pewnym stopniu niewygodne – ze względu na ich osoby – dla tych, którzy głosili tę samą prawdę o zbrodni katyńskiej. Jednym słowem, ich sytuacja wyobrażała także komplikację narastającą w czasie wojny i zaraz po niej wokół prawdy o Katyniu, a także te rozmaite negatywne opinie o tych pisarzach, które trzeba szerzej wyjaśnić, a które pośrednio zaważyły także na opiniach o zbrodni katyńskiej.

Rewizja Nazwyczajna: Kłamstwo katyńskie

Ci właśnie świadkowie Katynia, co było paradoksem polskiej historii wojennej, mieli przez pewien czas po wojnie przeciw sobie służby i sądy powojennego państwa komunistycznego w Polsce, ale też tych, którzy znali i swobodnie głosili prawdę o Katyniu, jak to było na emigracji, ale nie chcieli uznać owych pisarzy za wiarygodnych świadków zbrodni, czy ściślej, posłańców złej nowiny z Katynia. Po latach wyraził to celnie i skrótowo Stefan Kisielewski w pytaniu o losy jednego z tych pisarzy, Ferdynanda Goetla, co można odnieść także do Józefa Mackiewicza:

[quote]Czyżby Ferdynand Goetel, pierwszy świadek grobów katyńskich, nieodwołalnie wyciągnął zły bilet na wielkiej loterii historii.[/quote]

[caption id="attachment_1982" align="alignleft" width="500"]Ferdynand Goetel w Lesie Katyńskim (trzeci z lewej). Kwiecień 1943 roku. Ferdynand Goetel w Lesie Katyńskim (trzeci z lewej). Kwiecień 1943 roku.[/caption]

Pod okupacją niemiecką szczególnie ostro reagowano na wszelkie próby współpracy z Niemcami. Wyjazd do Katynia na niemieckie zaproszenie również potraktowano negatywnie, tym bardziej że pisarze ci już wcześniej mieli pewne kontakty z Niemcami, co zaliczano już do swego rodzaju kolaboracji. W wypadku Mackiewicza chodziło o publikację trzech artykułów o zagrożeniu sowieckim w wileńskim dzienniku "Goniec Codzienny", wydawanym przez Niemców. To właśnie uznano za kolaborację i konspiracyjny sąd AK wydał na Mackiewicza wyrok śmierci, zawieszony, być może, z powodu jego późniejszego wyjazdu do Katynia i czwartego artykułu w tejże gazecie, czy ściślej, wywiadu, jakiego udzielił pisarz, zdając sprawę z tego, co zobaczył w Katyniu.

Ferdynand Goetel był pisarzem bardzo znanym przed wojną, również z powodu burzliwej biografii. Został zesłany jeszcze w czasie I wojny światowej do Turkmenistanu, gdzie zastała go rewolucja bolszewicka, co opisał później w swych książkach. Podjął stamtąd brawurową ucieczkę przez Persję do Indii i okrężną drogą do Europy Zachodniej i Polski. W czasie okupacji niemieckiej w Warszawie podjął jako przedwojenny prezes PEN Clubu próbę tzw. rejestracji literatów w myśl zarządzeń niemieckich, co miało ułatwić praktyczne życie pisarzom pozbawionym często środków do życia, a też stanowić pewne, na co niektórzy liczyli, zabezpieczenie przed represjami. Rejestracji takiej mieli podlegać nie tylko literaci, lecz wszyscy należący do wolnych zawodów. Okoliczności tej sprawy szerzej wyjaśniał pisarz Jerzy Zagórski w powojennym śledztwie w 1945 roku:

[quote]Artysta, który nie rejestrował się w swym zawodzie, a nie ukrywał pod cudzym nazwiskiem lub fałszywymi dokumentami, musiałby w zamian rejestrować się w Arbeitsamcie i podlegał tym samym niebezpieczeństwom zagarnięcia do pracy i współpracy, przy czym każdorazowemu wymigiwaniu się od pracy u Niemców towarzyszyło składanie pewnego haraczu pieniężnego urzędnikom. Nic dziwnego, że niektórzy woleli wybrać tańszą legitymację literacką niż droższą Urzędu Pracy, skoro obie miały takie samo znaczenie przy łapankach, a same przez się nie oznaczały aktu współpracy.[/quote]

[caption id="attachment_1983" align="alignleft" width="404"]Pierwsza strona "Gońca Krakowskiego" z informacją o odkryciu grobów polskich oficerów. Pierwsza strona "Gońca Krakowskiego" z informacją o odkryciu grobów polskich oficerów.[/caption]

Akcja ta spotkała się jednak przeważnie z nieprzychylnym nastawieniem środowiska literackiego i zaważyła na krytycznej opinii o Goetlu. On sam nie prowadził jakiejś zorganizowanej akcji, nie namawiał innych do rejestracji. Prócz niego, zarejestrowali się jednak tacy pisarze jak Leopold Staff, Zofia Nałkowska, Kornel Makuszyński, Karol Irzykowski, Adolf Nowaczyński, Tadeusz Breza, Jerzy Zagórski.

Zupełnie inny był przypadek trzeciego z pisarzy Jana Emila Skiwskiego, który przed wojną był znanym publicystą i krytykiem literackim, związanym z prawicowymi kołami sanacyjnymi, często jednak zmieniał poglądy, koneksje i orientacje. W czasie wojny okazał się jednym z nielicznych literatów, którzy całkiem jawnie i otwarcie podjęli współpracę z Niemcami, popierali ich ideowo i politycznie, wspierali ich propagandę, publikowali w ich gazetach i wydawnictwach. Spotykał się z powszechną i zdecydowaną niechęcią całego środowiska literackiego, a zwłaszcza kręgów konspiracji, jednak nie miało to takich skutków, jak w wypadku Mackiewicza. Pod koniec wojny, wobec zwycięstwa zbliżających się Sowietów, głosił w swej publicystyce, w piśmie "Przełom", wydawanym z Feliksem Burdeckim na koszt Niemców, konieczność sojuszu polsko-niemieckiego, gdyż tylko zwycięstwo Niemiec może ocalić Polskę przed sowieckim komunizmem.

Razem z Niemcami ewakuował się na Zachód, a stamtąd do Ameryki Południowej, zakończył życie w Wenezueli prawdopodobnie w 1956 roku. Po latach Maria Dąbrowska zanotowała charakterystyczne wspomnienie o Skiwskim w swych Dziennikach powojennych, zapisane w 1946 roku zapewne pod wpływem konfliktów i podjazdów w nowej rzeczywistości wczesnej PRL:

[quote]Nie wiem dlaczego w związku z plugawą napaścią na mnie 'Kuźnicy', przypomniała mi się scena, gdy w czasie okupacji w stołówce literackiej na Pierackiego nie podałam publicznie ręki Skiwskiemu. Wzbudziło to konsternację i niemal zgorszenie, gdyż wszyscy literaci, z wyjątkiem zdaje się Millera, nie tylko podawali mu rękę, ale z nim rozmawiali. Ile razy widziałam w tej sytuacji dzisiejszych koryfeuszy reżimu. I Nałkowską, i Brezę, i Kisielewskiego, i Andrzejewskiego, i innych. Skiwski powiedział wówczas do mnie: 'Pani mi się z tego po wojnie wytłumaczy'. Istotnie – ja dziś jestem oskarżana i przyciskana do muru, abym się tłumaczyła. Zdrajca Skiwski nie powiedział tylko, przed kim to wzywają mnie dziś tłumaczyć się.[/quote]

Niewątpliwie, ani Goetel, ani Mackiewicz nie byli zdrajcami, jednakże cień podejrzeń padał na nich już w czasie wojny, a zaraz po niej zostali oskarżeni o zdradę przez nowe władze – jeszcze nie jawnie komunistyczne – a na śledztwo w ich sprawie wzywana była między innymi także Maria Dąbrowska.

"PROWOKACJA KATYŃSKA"

W czerwcu 1945 roku prokurator Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie wydał nakaz aresztowania Ferdynanda Goetla i Jana Emila Skiwskiego oraz kilku innych osób z pierwszej delegacji do Katynia w kwietniu 1943 roku jako podejrzanych o zbrodnię przeciw państwu polskiemu. W ślad za tym poszły listy gończe w prasie krakowskiej z fotografiami Goetla i Skiwskiego. Zarzucano im przestępstwa wojenne w myśl dekretu PKWN z sierpnia 1944 roku, że:

[quote]w okresie okupacji niemieckiej idąc na rękę niemieckiej władzy okupacyjnej dopuści[li] się działań na szkodę Państwa Polskiego.[/quote]

Oskarżenie to nie było wcale błahe. Prokurator wzywał do denucjacji Goetla i innych każdego obywatela, który się z nimi zetknie. A dalej

"Wszystkie władze cywilne i wojskowe powinny zatrzymać i dostawić poszukiwanego do Prokuratury Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie",

jak podają Stanisław M. Jankowski i Ryszard Kotarba w książce "Literaci a sprawa katyńska – 1945".

[caption id="attachment_1984" align="alignleft" width="222"]Roman Martini Roman Martini[/caption]

Śledztwo w tej sprawie prowadził prokurator Roman Martini pod specjalnym nadzorem prokuratora Jerzego Sawickiego z Ministerstwa Sprawiedliwości, przy szczególnym zainteresowaniu władz państwowych, szczególnie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Oficjalnie było to śledztwo w sprawie kolaboracji z okupantem niemieckim, ale w jego ramach prowadzono również śledztwo w sprawie zbrodni w Katyniu w celu urobienia jej oficjalnej, politycznej wykładni w nowych warunkach historycznych.

W lecie 1945 roku przesłuchano ponad 30 osób ze środowiska literackiego, które stykały się z Goetlem i Skiwskim, w tym tak znanych pisarzy, jak Iwaszkiewicz, Dąbrowska, Nałkowska, Parandowski, Miłosz, Andrzejewski, Przyboś, Kisielewski. Mieli oni zeznawać jako świadkowie o postawie i poglądach podejrzanych w czasie wojny, o stosunku do okupanta niemieckiego, decyzji wyjazdu na wizję lokalną do Katynia, a także szerzej wyjaśnić stosunek środowiska literackiego do zbrodni katyńskiej i atmosfery, która wokół niej powstała. Opinia pisarzy była zgodna, co do osoby i postawy Skiwskiego, był on traktowany jako jawny, nie ukrywający swej współpracy z Niemcami, kolaborant i z tego powodu bojkotowany przeważnie w środowisku literackim.

Natomiast, co do Goetla, to oceny były różne, ale nikt nie zarzucał mu kolaboracji, co najwyżej pomyłkę polityczną, nierozwagę lub dezorientację, o czym miał świadczyć wyjazd do Katynia. Wypomniano mu również przedwojenną postawę polityczna, broszurę "Pod znakiem faszyzmu", która była bardziej manifestem publicystycznym niż politycznym, lecz zaważyła na późniejszej ocenie jego postawy. Goetel odżegnał się od niej po wybuchu wojny, zmienił swe poglądy zwłaszcza pod wpływem doświadczeń okupacyjnych. Znalazła się ona zresztą zaraz na indeksie książek zakazanych przez Niemców, podobnie jak to było później z wszystkimi utworami Goetla w PRL.

W dalszych zeznaniach świadkowie podkreślali jednak jednomyślnie, że zasłużył się jako organizator pomocy, głównie materialnej, dla środowiska literackiego, przez co miewał kontakty z władzami niemieckimi, ale nigdy nie posunął się do współpracy z nimi z naruszeniem polskiego interesu.

[quote]Myślę, że udział Goetla w sprawie katyńskiej nie był aktem złej woli – zeznawał Jerzy Andrzejewski. - Był błędem, omyłką człowieka, który będąc znakomitym pisarzem, nigdy nie posiadał sensownego instynktu politycznego. Patriotyzm Goetla jest niewątpliwy".[/quote]

Szerzej to najważniejsze wydarzenie w wojennej biografii pisarza opisał w swym zeznaniu Jerzy Zagórski:

[quote]W Katyniu, w odkopanych mogiłach rozpoznał niezbicie zwłoki oficerów polskich – więc część niemieckiego oskarżenia opierała się na prawdzie. O tym, że to są rzeczywiście oficerowie polscy, opowiadał potem w Warszawie, gdy chodziły jeszcze rozmaite na ten temat wersje, podtrzymywane zwłaszcza przez rodziny obdukowanych, które nie chciały wierzyć w swą tragedię. Natomiast, co do tego kiedy, a więc przez kogo, zostali zamordowani – Goetel, podkreślając swą niefachowość – zdań wyraźnych nie wypowiadał, ciekawym mówił, że niech biegłych i lekarzy pytają. Jest rzeczą oczywistą, że wówczas pod terrorem okupacji niemieckiej oświadczenie wyraźne, że tego dokonali Niemcy, równałoby się – zwłaszcza dla śledzonego Goetla – wyrokowi śmierci.[/quote]

Trzeba podkreślić, że Zagórski mówił to w 1945 roku, zdradzając niejako, że wersja o niemieckim sprawstwie była wtedy w jego środowisku chętniej przyjmowana. W roku 1943 roku Goetel znalazł się w swego rodzaju pułapce, nie mógł otwarcie powiedzieć o sowieckiej zbrodni, do czego był już bardziej przekonany, bo byłby posądzany o współpracę z niemiecką propagandą. Wybierał uniki lub milczenie.

[quote]Po powrocie z Katynia – mówi dalej Zagórski – Goetel nie dał się wykorzystać przez gadzinową prasę, artykułu nie napisał, wywiadu nie udzielił. Natomiast złożył pisemne oświadczenie w Polskim Czerwonym Krzyżu, z którego to oświadczenia wynikało, że istotnie dane niemieckie co do ilości trupów i tego, kto tam leży, są zbieżne z prawdą. Natomiast w oświadczeniu tym celowo nie sformułował, kogo winniśmy obwiniać o mord, jak również zaznaczył, że więcej żadnych oświadczeń ani w prasie, ani wobec czynników publicznych nie uczyni. Uważał, że tym oświadczeniem należycie odczepi się od dalszych prób niemieckich wykorzystania jego osoby do swej propagandy. (...) Należy zaznaczyć, że godne i oględne zachowanie się Goetla po sprawie katyńskiej, było powodem odzyskania przezeń części popularności w społeczeństwie, które umiało Goetla odróżnić od Skiwskiego, mimo że Niemcy próbowali zaprząc ich jak mogli do wspólnego dyszla. Goetel do współpracy z okupantem wciągnąć się nie dał.[/quote]

Podobnie, choć oględniej z racji ograniczonych kontaktów z Goetlem, zeznawali Dąbrowska, Miłosz, Kisielewski.

W POSZUKIWANIU "KOMPROMATÓW"

Jeszcze w czasie przesłuchań świadków odbył się w końcu sierpnia 1945 roku zjazd Związku Literatów, na którym potępiono Skiwskiego i kilka innych osób ze środowiska literackiego, między innymi niesłusznie Stanisława Wasylewskiego, za kolaborację z okupantem niemieckim, odłożono natomiast sprawę Goetla na później na skutek mylnej informacji Jana Kotta, że będzie miał on osobny proces sądowy i należy poczekać na wyrok.

[quote]Co ważne, bardziej krytyczne sądy o Goetlu wydawali pisarze, którzy jawnie i chętnie współpracowali w zorganizowany sposób z okupantem sowieckim od 1939 do połowy 1941 roku we Lwowie, prócz Kotta tacy, jak Rudnicki, Przyboś, Frühling. Publikowali oni razem z całą grupą pisarzy, takich jak Ważyk, Lec, Pasternak, Jastrun, nazwanych przez ich kolegę Wata "polskimi pisarzami sowieckimi", w "Czerwonym Sztandarze" i w moskiewskich "Nowych Widnokręgach", należeli do sowieckiego związku pisarzy Ukrainy, co razem wziąwszy zapewniało im niezłą pozycję i dobre warunki życiowe. Mieli zapatrywania wyraźnie komunistyczne i prosowieckie, z góry byli też skłonni uznać sprawę Katynia za prowokację niemiecką. Często opierali się na plotkach, dezinformacji, przekłamaniu. Adolf Rudnicki podaje w swym zeznaniu wiadomości całkiem nieprawdziwe:[/quote]

[caption id="attachment_1985" align="alignleft" width="300"]Powitanie na dworcu w Warszawie, widoczni m.in.: Thomas Mann (w środku), Juliusz Kaden-Bandrowski (drugi z prawej), Ferdynand Goetel (pierwszy z prawej). Powitanie na dworcu w Warszawie, widoczni m.in.: Thomas Mann (w środku), Juliusz Kaden-Bandrowski (drugi z prawej), Ferdynand Goetel (pierwszy z prawej).[/caption]

Wiem od Łaszowskiego, że Goetel nie był poinformowany co do zasięgu sprawy katyńskiej w momencie wyjazdu do Katynia. Dopiero na miejscu podstawiono mu mikrofon, a jego przemówienie nagrano na płyty.

W Katyniu Goetel powiedział tylko kilka słów, wzywając polską delegację do oddania hołdu pomordowanym. Dalej Rudnicki twierdził, że "społeczeństwo warszawskie uległo całkowicie propagandzie hitlerowskiej. Stopniowo jednak wiele z osób wymienianych na listach ofiar katyńskich dawało znaki życia. Społeczeństwo nabrało przekonania, że zostało wprowadzone w błąd przez propagandę niemiecką".

Jak pokazują inne zeznania, było często odwrotnie, na początku raczej nie dowierzano propagandzie niemieckiej. Pogłoski takie, bliżej nie potwierdzone, były później wykorzystywane w akcjach dezinformacji o Katyniu, prowadzonych przez UB. Literaci tej orientacji nie wyobrażali sobie, że mógł to zrobić ktoś inny niż Niemcy, nie dopuszczali myśli, że sprawcami zbrodni byli Sowieci. Jacek Frühling stwierdzał w swym zeznaniu:

[quote]Posłuch, który został dany łajdackiej wersji niemieckiej o Katyniu, zarówno przez generała Sikorskiego, jak przez Nowakowskiego i jemu podobnych [chodzi o artykuł Castrum doloris Zygmunta Nowakowskiego w londyńskich "Wiadomościach Polskich"], przyniósł Polsce ogromne szkody na odcinku czysto politycznym przez fakt zerwania paktu Stalin–Sikorski. Setki, tysiące ludzi poniosło z tego powodu śmierć. Ponieważ propaganda niemiecka potrafiła rozdmuchać sprawę katyńską, jako wołającą o pomstę do nieba zbrodnię żydo-komuny. W rezultacie tej propagandy szereg Polaków i Żydów, którzy od czasów enuncjacji Sikorskiego do chwili ogłoszenia sprawozdania polskiej komisji katyńskiej ukrywali się przed Niemcami, został wydany agentom gestapo. Wytworzyli bowiem Niemcy atmosferę, że lewicowcy i Żydzi to bezpośredni sprawcy wymordowania kilkunastu tysięcy oficerów polskich. (...) Niezależnie od żniwa śmierci, które zebrali Niemcy pod wpływem propagandy katyńskiej, stwierdzam z całą stanowczością, że propaganda ta, prowadzona z niesłychanym rozmachem i nakładem kosztów, rozpaliła do białego nastroje antylewicowe i antyradzieckie.[/quote]

[caption id="attachment_1986" align="alignright" width="213"] Jacek Frühling Jacek Frühling[/caption]

Tacy świadkowie wierzyli w 1945 roku całkowicie w propagandę sowiecką, uważając ją za niepodważalną prawdę. Spotykali się na pewno z odmiennymi opiniami o zbrodni katyńskiej, lecz odrzucali je, nie mogąc wyobrazić sobie, że są czymś innym niż propagandą wroga.

W zeznaniach pisarzy z 1945 roku szczególnie ważny i interesujący był opis zachowań i nastrojów polskiego społeczeństwa po ujawnieniu przez Niemców zbrodni katyńskiej. Były one, według świadków, niejednoznaczne, a nawet sprzeczne ze sobą, zmieniały się w czasie trwania wojny, a zwłaszcza po jej zakończeniu. To zrozumiałe. Najpierw nie wierzono na ogół w wersję niemiecką, bo traktowano ją jako propagandę antysowiecką w wojnie przeciw Rosji. Podejrzewano, że odkrycie grobów katyńskich to jeszcze jeden podstęp niemiecki, a Niemcy, jak pokazali, są zdolni do wszelkich zbrodni.

Później takie nastawienie zaczęło się zmieniać, zwłaszcza po komunikatach Rządu w Londynie zaczęto przyjmować wersję niemiecką. Najkrócej ujął to Miłosz w swoim zeznaniu:

[quote]Stosunek polskiego społeczeństwa do 'sprawy katyńskiej' da się podzielić na etapy: 1. ogólna nieufność i wietrzenie niemieckiej prowokacji, 2. okres sporów i niepewności, 3. ustalenie się przeważającej opinii, że jest to prawda.[/quote]

Szczególnie znaczące może być zeznanie Leona Kruczkowskiego, pisarza o poglądach zdecydowanie lewicowych, jeśli nie komunistycznych, zasłużonego później pisarza PRL, który całą wojnę przeżył w niemieckim oflagu Gross Born. Trzeba podkreślić, że przeżył, a więc nie zginął jak oficerowie w Katyniu.

[quote]Mogę mówić – zeznawał w śledztwie – jedynie o obserwacjach poczynionych w obozie oficerów-jeńców, w którym przebywałem. Obserwacje te prowadziły do wniosku, że w wymienionym środowisku (około 2000 oficerów) prowokacja 'katyńska' w znacznej mierze – niestety – spełniła nadzieje pokładane w niej przez Goebbelsa. Do marca 1943 w środowisku tym wyraźnie rysowały się – w masie – sympatie do Związku Radzieckiego i Armii Czerwonej, punkt szczytowy osiągnęły one w okresie Stalingradu. 'Katyń' przyniósł w tym względzie radykalną zmianę. Wersja niemiecka znalazła niemal powszechną wiarę, przyjęto ją bez zastrzeżeń jako prawdziwą. Nieliczni tylko odważyli się wystąpić wobec niej krytycznie, bądź to podnosząc wątpliwości, bądź też zdecydowanie odrzucając tezę propagandy niemieckiej.[/quote]

[caption id="attachment_1987" align="alignright" width="242"]Leon Kruczkowski Leon Kruczkowski[/caption]

Kruczkowski potwierdza więc, zapewne miarodajnie, że w zamkniętym środowisku wyższych dowódców wojskowych przyjęto dość szybko wersję niemiecką, mimo uzasadnionych uprzedzeń do Niemców, a wbrew wcześniejszym sympatiom do Sowietów i wbrew krytycznym opiniom nielicznych, do których Kruczkowski sam się niewątpliwie zaliczył.

Uwikłanie opinii publicznej, a też i konspiracyjnej, w czasie wojny między wrogimi propagandami dwóch okupantów było nieuniknione, i zmieniało się z wypadkami wojennymi, a zwłaszcza z zakończeniem wojny. Wcześniej jednak coraz powszechniejsza była już opinia, że propaganda niemiecka nie była fałszywa, że zbliżający właśnie się do Warszawy Sowieci mogli wcześniej, już na początku wojny dokonać tej zbrodni.

Co ciekawe, pisarze zeznający w 1945 roku, kilka miesięcy po wojnie, nie tylko ci o skłonnościach komunistycznych, coraz częściej przyjmują jednak, że była to zbrodnia niemiecka. Trudno podejrzewać, że był to już przejaw późniejszego koniunkturalizmu politycznego tego środowiska, który objawił się najpełniej w czasach socrealizmu końca lat 40. Wtedy nie wiadomo jednak było, jak potoczą się losy kraju, chociaż po moskiewskim procesie porwanych przywódców Polski Podziemnej można było spodziewać się raczej gorszego niż lepszego. W każdym razie z zakończeniem wojny zaczęła przeważać w zorganizowanym środowisku tzw. intelektualnym, w atmosferze niejasności, niedomówień czy przemilczeń, opinia w coraz większym stopniu zgodna z linią sowiecką, w przeciwieństwie do opinii powszechniejszej o sowieckim sprawstwie zbrodni katyńskiej, co było wsparte opiniami z środowisk polskich na Zachodzie, choć nie przez aliantów, przemilczających również tę sprawę.

Gdyby śledztwo i proces odbyły się kilka lat później, Ferdynand Goetel, podobnie jak jego kolega po piórze Józef Mackiewicz z Wilna, zostaliby skazani, jeśli nie straceni jako zdrajcy. W 1945 roku Goetel został jeszcze obroniony przez kolegów pisarzy, a nawet wystawili mu oni dobre świadectwo. Nie znaleziono w śledztwie wystarczających dowodów jego winy, wypowiedzi wprost o sowieckich sprawcach, wywiadów i publikacji w prasie gadzinowej, których rozsądnie unikał. Proces wtedy nie miał więc odpowiednich podstaw, śledztwo przerwano jeszcze z innych powodów. Prokurator Roman Martini został nagle zamordowany na początku 1946 roku. Okoliczności jego śmierci pozostały niejasne do dziś, są poszlaki, że chciał się wycofać ze śledztwa, zapewne nie przekonany co do sprawstwa zbrodni. Historycy skłaniają się do opinii, że zginął raczej z powodu porachunków osobistych, w które była zamieszana młoda kobieta, co nie jest jednak wcale oczywiste.

Całe śledztwo i dalszy proces – który jednak obył się mimo nieobecności Goetla i Skiwskiego, a w którym skazano na wieloletnie więzienia kilka innych osób, które znalazły się dość przypadkowo w Katyniu w 1943 roku – miał zapewne inne jeszcze, bardziej dalekosiężne cele, był obliczony na większe korzyści polityczne. Mógł być częścią większej operacji kompromitującej wszystkich świadków Katynia, forsowania sowieckiej wersji wydarzeń, czyli utrwalania kłamstwa katyńskiego w powszechnej świadomości społecznej, w konsekwencji stworzenie nowej, fałszywej wersji historii wojennej, nowej historii Polski.

Posługiwano się w tym celu metodami fałszerstwa, manipulacji, konfabulacji, plotki, fabrykowania nowych wersji i mylnych tropów wydarzeń. W piśmie MBP z połowy 1945 roku, podpisanym przez dyrektora Departamentu I płk. Romkowskiego, a skierowanym do wszystkich jednostek UB w kraju, można przeczytać:

[quote]W związku z prowokacją Katyńską Niemcy ogłaszali w prasie niemieckiej i polskiej nazwiska rzekomo zamordowanych z rozkazu Władz Radzieckich oficerów polskich. Na liście ofiar znaleźli się ludzie, co do których wiadomo, że zginęli w więzieniach lub obozach koncentracyjnych niemieckich, albo też żyją w kraju lub zagranicą. Wszystkie przebywające na Waszym terenie osoby, mające w tej sprawie jakiekolwiek wiadomości pośrednie i bezpośrednie i mogące złożyć oświadczenie na powyższe okoliczności, proszę odnaleźć i przesłuchać, a uzyskany w ten sposób materiał przesłać nam wraz z dokładnymi adresami (...).[/quote]

[caption id="attachment_1988" align="alignleft" width="205"]Marian Wodziński Marian Wodziński[/caption]

Podawano tu jako prawdę fałsz o listach katyńskich, o rzekomo niemieckich ofiarach Katynia, o rzekomo ocalałych z Katynia. Poszukiwano świadków, którzy mieli, może nie bez presji, zaprzeczyć niemieckiej wersji wydarzeń, a poprzeć sowiecką. Wszystko to miało prowadzić do stworzenia całościowej i obowiązującej w PRL wersji wydarzeń w Katyniu, udowodnionej naukowo, procesowo i sądowo jako panująca lex sovietica, a w końcu jako ostateczna prawda historyczna.

Kiedy rozesłano listy gończe za Goetlem i Skiwskim, a także za doktorem Marianem Wodzińskim, specjalistą medycyny sadowej, który był obecny przy ekshumacjach w Katyniu, gdy odbywały się przesłuchania pisarzy w ich sprawie, Goetel ukrywał się w Krakowie, między innymi w jednym z klasztorów, a później w Warszawie.

Myśl o ucieczce z Polski – pisał później we wspomnieniach Czasy wojny – powziąłem w jesieni 1945 roku, tj. już w parę miesięcy po rozpisaniu za mną listu gończego Nr 1. List ów nie spłoszył mnie bynajmniej, powodem zaś tego był pobyt mój w Katyniu i moje stanowisko w sprawie katyńskiej. Pościg na tak zawodnej dla prokuratury podstawie nie powinien był być dokuczliwy. I nie był. Wiadomości żadnych o bezpośrednim poszukiwaniu mnie w Krakowie czy Warszawie nie miałem.

A jednak zdecydował się wyjechać. W końcu 1945 roku przekroczył nie bez perypetii, na fikcyjnych papierach, granicę i wkrótce znalazł się we Włoszech na szlaku emigracyjnym, który prowadził do Francji i Anglii. W kraju toczyło się nadal postępowanie w jego sprawie, w procesie z 1949 roku skazano kolejnych oskarżonych, jeszcze w 1958 roku, jak zaświadczają dokumenty, poszukiwano Skiwskiego i Burdeckiego.

W 1945 roku prokurator Martini nie zdążył przesłuchać nie mniej groźnego niż Goetel podejrzanego, jakim był niewątpliwie Józef Mackiewicz. Przeoczono ważnego świadka, który byłby nawet lepszym oskarżonym niż Goetel. System komunistyczny nie był, mimo wszystko, doskonały. Być może, wiadomości o nim z Wilna docierały wolniej przez wojenne fronty do Warszawy czy Krakowa. Jako mieszkaniec Wileńszczyzny, który przeżył pięć okupacji swojego miasta, doskonale wiedział, co nastąpi po sowieckim zwycięstwie. Nie czekając na wkroczenie Armii Czerwonej, już w połowie 1944 roku ewakuował się do Warszawy, gdzie złożył raporty władzom AK o sowieckim zagrożeniu, z czego w centralnej Polsce pod okupacją tylko niemiecką nie zdawano sobie w pełni sprawy.

Przed wybuchem Powstania wyjechał do Krakowa, gdzie próbował jeszcze przekonywać do akcji antysowieckiej, a na początku 1945 roku, tuż przed wkroczeniem do Krakowa Armii Czerwonej opuszcza ostatecznie kraj. Człowiek z wyrokiem śmierci za kolaborację z Niemcami, świadek z Katynia, wcześniej czy później byłby ścigany i postawiony przed komunistycznym sądem.

[quote]Ale i na emigracji, jak się okazało, jego wiarygodność była, podobnie jak w przypadku Goetla, połowiczna, również ich świadectwo katyńskie przyjmowano nie bez zastrzeżeń, ponieważ ciążył na nich zarzut kolaboracji.[/quote]

ZAMORDOWANI WYMAGAJĄ PRAWDY

Józef Mackiewicz znalazł się w Katyniu w jednej z późniejszych polskich delegacji w maju 1943 roku. Zdał z tego sprawozdanie w wywiadzie pt. Widziałem na własne oczy dla gazety "Goniec Codzienny", wydawanej przez Niemców. Wskazywał w nim wyraźnie, bez niedomówień i dwuznaczności, że sprawcami zbrodni są Sowieci.

[quote]Na pytanie: "czy istnieje jakakolwiek wątpliwość, że zamordowani zostali nie przez bolszewików?" odpowiedział: "Nie. Ja osobiście nie mam najmniejszej wątpliwości, żadnej absolutnie wątpliwości, że zamordowani zostali właśnie przez bolszewików. Przekonałem się naocznie na miejscu zbrodni z Katyniu". I dalej szczegółowo opisuje ekshumacje, przy których był, zbiory pamiątek i dokumentów, które zgromadzono. Przy kolejnych zwłokach, które wydobyto, "kartka pocztowa doskonale zachowana. Stempel pocztowy wskazuje datę. Białystok 14 I 1940 r. W bocznej kieszeni 'Głos Radziecki' z dnia 29 marca 1940 roku. Druk przebija wyraźnie poprzez lepką wilgoć: 'Towarzysze. Idziemy ku lepszemu jutru. Przychodzą nowi ludzie, którzy naszą ojczyznę ... Towarzysz Stalin ... no itd.'" Daty sowieckich gazet zdradzały wyraźnie czas i sprawców zbrodni.[/quote]

[caption id="attachment_1989" align="alignleft" width="207"]Józef Mackiewicz Józef Mackiewicz[/caption]

W czasie, gdy prowadzono śledztwo w Krakowie w lecie 1945 roku przeciw Goetlowi i innym, Mackiewicz kończył właśnie we Włoszech pracę nad dokumentalną książką o Katyniu. Przygotowywał ją na zlecenie polskich władz wojskowych, które chciały mieć raport o zbrodni katyńskiej. Książka ukazała się z przedmową generała Andersa, przetłumaczono ją wkrótce na kilka języków, stała się więc oficjalnym stanowiskiem polskich władz na Zachodzie.

Kiedy toczył się jeszcze proces krakowski i zapadły wyroki za kolaborację przeciw innym świadkom z Katynia w 1949 roku, Mackiewicz opublikował swą drugą książkę o Katyniu, napisaną bardziej przystępnie i publicystycznie, z myślą o szerszym czytelniku, wydaną od razu po angielsku pt. The Katyń Wood Murders. Sprawa zbrodni katyńskiej nie przestała być stałym tematem jego twórczości, tej zwłaszcza publicystycznej, gdy spotykał się z innymi przejawami niechęci czy oporu wobec ujawniania prawdy o Katyniu.

[quote]Rządy zachodnie nie chciały bowiem na początku kwestionować oficjalnego stanowiska w tej sprawie swego sowieckiego sprzymierzeńca w wojennym zwycięstwie nad Niemcami. Zmieniło się to dopiero w czasie "zimnej wojny" na przełomie lat 40. i 50., gdy dotarło do szerszej opinii publicznej Zachodu, że Europa Wschodnia znalazła się pod panowaniem Związku Sowieckiego.[/quote]

Goetel, podobnie jak Mackiewicz rok wcześniej, trafił na Zachód emigracyjnym szlakiem przez Włochy do Londynu. Mimo rozlicznych świadectw o Katyniu i dowodach lojalności emigracyjnej nadal ciążył na nich zarzut kolaboracji z okupantem niemieckim również w środowiskach emigracyjnych, zwłaszcza wojskowych. Za Mackiewiczem szedł wyrok śmierci wydany przez władze podziemne w kraju, przejęty chętnie przez władze komunistyczne, przekazany dalej, przedostał się również na Zachód. Za Goetlem szło podejrzenie o kolaborację.

[caption id="attachment_1990" align="alignleft" width="300"]Stefan Korboński Stefan Korboński[/caption]

Obydwaj pisarze nie mogli się oczyścić z tych podejrzeń, choć powinny ich uwiarygodnić zarzuty władz komunistycznych o ich kłamstwie katyńskim na rzecz Niemców. Jednym słowem, zarzut kolaboracji, tak niekonsekwentnie szafowany zwłaszcza w porównaniu z współpracownikami sowieckimi, okazywał się bardziej ważki niż świadectwo katyńskie. Zarówno Goetel, jak i Mackiewicz byli na tę okoliczność przesłuchiwani przez emigracyjne czynniki wojskowe, Mackiewicz stanął we Włoszech przed sądem koleżeńskim, by oczyścić się z zarzutów kolaboracji, co w pełni jednak nie nastąpiło, Goetel interweniował u samego generała Andersa. Na początku, zaraz po wojnie dla części emigracji pozostali osobami niepewnymi, z wątpliwą, niedostatecznie wyjaśnioną przeszłością. Później ta krytyczna opinia dotyczyła głównie Mackiewicza. Jego zdecydowana postawa polityczna i bezkompromisowe poglądy w wielu sprawach, przysparzały mu przeciwników także na emigracji. Mackiewicz miał ich wielu nawet wśród ważnych postaci emigracji, by wspomnieć tylko o Stefanie Korbońskim czy Janie Nowaku Jeziorańskim.

OSTATNI ŚWIADKOWIE KATYNIA

[caption id="attachment_1991" align="alignleft" width="300"]Jeden ze świadków zbrodni katyńskiej Parfien Kisielew w rozmowie z dr. Ferencem Orsósem Jeden ze świadków zbrodni katyńskiej Parfien Kisielew w rozmowie z dr. Ferencem Orsósem[/caption]

Dla Goetla i Mackiewicza sprawa Katynia nigdy się nie skończyła. Łączy ich już nie tyle poszukiwanie oczywistej dla nich prawdy o zbrodni katyńskiej, co propagowanie jej na nieprzekonanym do niej Zachodzie w swych licznych publikacjach i wystąpieniach. W roku 1952 stają kolejno przed Komisją Kongresu amerykańskiego, by złożyć świadectwo o zbrodni katyńskiej, co niewątpliwie wpłynie na przełom w jej traktowaniu na Zachodzie. Ale sprawa Katynia nie skończy się dla nich przede wszystkim dlatego, że sowieckie kłamstwo zapanowało oficjalnie w komunistycznej Polsce.

Losy tych pisarzy splatają się niejako za sprawą Katynia, ale stykają się też zaskakująco w pierwszymi rosyjskimi świadkami zbrodni katyńskiej. Jeszcze we Włoszech w 1946 roku Goetel spotyka przypadkowo Iwana Kriwoziercewa, w którym rozpoznaje Rosjanina obecnego przy ekshumacjach w kwietniu 1943 roku.

Z jego opowieści, którą zapisał we wspomnieniach Czasy wojny, wynika, że był on jednym z tych pierwszych Rosjan, obok Kisielowa, wskazującego miejsce pochówków, który zawiadomił Niemców o egzekucjach w Katyniu. Po ich odwrocie uciekł na Zachód, tam jednak znalazł się w nowym niebezpieczeństwie, gdy próbował zawiadomić Amerykanów o sowieckiej zbrodni w Katyniu, ci zaś chcieli go przekazać w ręce Sowietów. Uciekał dalej, z Niemiec do Włoch, a później do Anglii. Jak wynika z relacji Goetla, mógł przewidywać, że świadectwo z Katynia nie zostanie mu zapomniane.

[quote]Musiałem zadać sobie wiele trudu – pisze Goetel – aby przetrzymać wybuchy sarkazmu i gniewu, którymi raz po raz zaskakiwał mnie Kriwoziercew, niezmiernie zapamiętały w poczuciu krzywdy, pierwszej, która dotknęła jego rodzinę, jak i tej drugiej, publicznej, która zdaniem jego obchodzić musiała cały świat. Nie mógł zrozumieć, dlaczego my, Polacy nie wytaczamy sprawy Katynia przed forum świata, nie wołamy na alarm, nie umieliśmy przedstawić jej na procesie norymberskim. Na niektórych ludzi, którzy się z nim stykali, robił wrażenie człowieka nienormalnego. I był nim niezawodnie, jak nienormalny jest dziś człowiek, który spraw moralnych chce dochodzić na prostej drodze.[/quote]

Kriwoziercew nie wiedział wtedy, że sowieckie kłamstwo katyńskie staje się wtedy oficjalnym stanowiskiem Polski, także w Trybunale Norymberskim, Polski, która niby nie jest jeszcze krajem komunistycznym.

Rok później Kriwoziercew zginął w Anglii w niewyjaśnionych bliżej okolicznościach, popełnił rzekomo samobójstwo, znaleziono go powieszonego na drzewie. Goetel, nie znając dokładnie daty jego śmierci, napisał w londyńskich "Wiadomościach" w 1951 roku:

[quote]Przed dwoma laty zmarł. Autentycznej wersji tego zgonu nie można ustalić. (...) Sądzę, że ów dalszy ciąg Katynia nie powinien być zlekceważony. Stanowi on ostrzeżenie nie tylko dla ludzi związanych ze sprawą Katynia pośrednio czy bezpośrednio. Jest przestrogą dla całego świata. Jest próbą posiania lęku i zdławienia każdego człowieka, który przezwycięża zmowę milczenia. Jest świadectwem, że ręka skrytobójcza i kierująca nią wola działa nieprzerwanie.[/quote]

Również Mackiewicz opisywał szczegółowo postać i losy Kriwoziercewa w swej książce Mordercy z Lasu Katyńskiego. Po artykule Goetla poszedł dalej tym tropem, by wyjaśnić sprawę śmierci najważniejszego świadka Katynia. Po swego rodzaju dziennikarskim śledztwie i interwencjach u władz angielskich, którym zwracał uwagę,

"że tylko Sowietom i ich agentom zależeć może na unieszkodliwieniu tego świadka",

otrzymał tylko oficjalny komunikat o jego samobójczej śmierci przez powieszenie 30 października 1947 roku w Sommerset.

"Tyle – pisze Mackiewicz w "Wiadomościach" z 1952 roku – o najważniejszym świadku największej zbrodni wojennej".

DŁUGIE DZIEJE KŁAMSTWA KATYŃSKIEGO

[quote]Osobną kwestią jest sowiecka polityka historyczna, której jednym z większych dokonań jest sfabrykowanie gigantycznego fałszerstwa katyńskiego, które miało jako ostateczna prawda obowiązywać po wsze czasy i faktycznie przetrwało komunizm w Rosji. Panuje tam do dziś z krótką przerwą, jelcynowską pieriedyszką, jakby powiedzieli Rosjanie, kiedy to nastąpił jednorazowy wyciek, by tak rzec, jakim był dokument z rozkazem rozstrzelania polskich oficerów, podpisany przez Stalina, który przekazano polskim władzom w 1992 roku.[/quote]

[caption id="attachment_1992" align="alignleft" width="218"]Nikołaj Burdenko na znaczku wydanym przez pocztę ZSRR z okazji stulecia urodzin Nikołaj Burdenko na znaczku wydanym przez pocztę ZSRR z okazji stulecia urodzin[/caption]

Trzeba pamiętać, że już w pół roku po odkryciu grobów katyńskich przez Niemców wiosną 1943 roku, po komisyjnych ekshumacjach z udziałem Polskiego Czerwonego Krzyża, po rejestracji zwłok i utworzeniu nowych zbiorowych mogił, tereny te zajęli znowu Sowieci i rozpoczęli zacieranie wszelkich śladów po ujawnionej zbrodni. Zniszczyli w dużej części nowy cmentarz katyński tak, by nie dało się już ustalić sprawstwa zbrodni. Najlepszym jednak sposobem zatarcia prawdy miało być oskarżenie Niemców o dokonanie tej zbrodni. W 1944 roku powołano własną tzw. komisję Burdenki, która miała stwierdzić i udowodnić niemieckie sprawstwo. Na tym opierała się odtąd sowiecka propaganda katyńska, która przekonywała Zachód, ale też własne społeczeństwo i cały tzw. obóz socjalistyczny, że to jeszcze jedna z niezliczonych niemieckich zbrodni. Dla Zachodu była to na początku całkiem wiarygodna wersja wydarzeń w Katyniu, wersja sprzymierzeńców przeciw niedawnemu wspólnemu wrogowi.

[quote]Dla Goetla, a zwłaszcza dla Mackiewicza, który przeżył go o ćwierć wieku, demaskacja sowieckiego kłamstwa katyńskiego, była od czasu wystąpienia przed Komisją Senatu USA, jednym z głównych celów i wątków ich publicystycznej działalności. Liczne artykuły, które Mackiewicz publikował na ten temat przez następnych 30 lat mogłyby się złożyć na jego trzecią książkę o Katyniu. Po drugiej książce The Katyń Wood Murders wydanej w 1951 roku i przełożonej na dziesięć języków, ponad trzydzieści czasopism anglojęzycznych zamieściło artykuły i recenzje na jej temat, przyjmując prawie bez wyjątku punkt widzenia autora. Książka Mackiewicza przyczyniła się w dużym stopniu do zmiany nastawienia Zachodu do zbrodni katyńskiej. Co zastanawiające, ta zasadnicza w twórczości Mackiewicza książka została dopiero teraz wydana przez wydawnictwo "Kontra" w Londynie, należącego do Niny Karsov-Szechter. Jest ona jedyną właścicielką praw autorskich po pisarzu i tylko ona decyduje o wydawaniu i rozpowszechnianiu całej twórczości Mackiewicza.[/quote]

Nie ma bardziej zasłużonego dla sprawy odkłamywania katyńskiego kłamstwa pisarza czy publicysty od Józefa Mackiewicza. Mimo to, był stale podejrzany, na emigracji jako kolaborant niemiecki, w PRL, jako świadek Katynia, był naczelnym antykomunistą i wrogiem narodu polskiego, teraz często na przemian wydaje się jednym i drugim. Znalazł się niejako w klinczu tych dwóch, wysuwanych na przemian oskarżeń, zarzutów, podejrzeń. Zasłużony dla prawdy o Katyniu, demaskator komunizmu, ale... Zawsze pojawia się w tle dwuznaczność i podejrzenie: dobrze, ale kolaborant, słusznie, ale antykomunista. Ta opinia ciągnie się za Mackiewiczem i poza rok 1989. Zdołała stłumić, osłabić, ograniczyć zainteresowanie jego twórczością, świadectwem, przesłaniem historycznym, a i politycznym.

Ferdynand Goetel został zrehabilitowany w 1989 roku. Polski Pen Club wydał oświadczenie, że Goetel

[caption id="attachment_1993" align="alignleft" width="300"]Pomnik w Chatyniu Pomnik w Chatyniu[/caption]

"działał za wiedzą i aprobatą Władz Rzeczpospolitej Polskiej, udzielając czynnego wsparcia władzom konspiracyjnym. (...) Zarząd PEN Clubu stwierdza bezpodstawność zarzutów wobec osoby i działalności Ferdynanda Goetla oraz domaga się, aby jego postać i dzieło przywrócone zostały społeczeństwu".

Józef Mackiewicz nie doczekał, o ile wiem, takiej rehabilitacji. Przeciwnie, nadal w duchu PRL pomawiano go, jeśli już nie o kłamstwo katyńskie przeciw Związkowi Sowieckiemu, to to, że jest "zoologicznym antykomunistą" albo kolaborantem niemieckim. Piętno kolaboracji nie zostało z niego zdjęte, tak jak nie zostało przydane "polskim pisarzom sowieckim" ze Lwowa, którzy zasłużyli się po wojnie w oficjalnej kolaboracji na rzecz Polski Ludowej, w budowie komunizmu i socrealizmu, w ideologicznej przemianie kraju w "ojczyznę sowiecką", w propagowanie lub przystosowanie do kłamstwa o Katyniu. Piętno Katynia i zarazem kolaboracji naznacza Mackiewicza do dziś, tak jak do dziś nie została rozliczona zbrodnia katyńska ani komunizm Polski Ludowej.

KATYŃ CZY CHATYŃ?

[quote]Na koniec, jako bardzo aktualne memento na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej warto przypomnieć pewną manipulację sowiecką z lat 70., którą opisał Mackiewicz w artykule Za pomocą triku zasłonić masakrę katyńską. Kiedy prezydent Nixon odwiedził Związek Radziecki w 1974 roku, pokazano mu monumentalny Pomnik Bohaterów w miejscowości Chatyń koło Mińska na Białorusi, zbudowany na pamiątkę wymordowanej tam przez Niemców ludności w czasie wojny. W sprawozdaniach prasowych z tej wizyty, w językowej transkrypcji angielskiej lub niemieckiej nazwa Chatyń zmieniła się na zapis Khatyn, a nawet Katyn. Ta subtelna podmiana geograficzno-językowa o skutkach przewidzianych niewątpliwie przez Rosjan, pozwala im znów stawiać pytanie, kto jest winny zbrodni w Katyniu. I czy rzeczywiście w Katyniu?[/quote]

Marek Klecel, "Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej", kwiecień 2010, nr 4 (111)/2010

Artykuł Tak ścigano katyńskich świadków. Procesy, tajemnicze śmierci, oskarżenia o kolaborację, ostracyzm środowiska… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tak-scigano-katynskich-swiadkow-procesy-samobojstwo-oskarzenia-o-kolaboracje-ostracyzm-srodowiska/feed/ 0
„Założył pierwszą kawiarnię na kontynencie”. Kim był Franciszek Kulczycki, którego pomnik znajduje się w Wiedniu https://niezlomni.com/zalozyl-pierwsza-kawiarnie-na-kontynencie-kim-byl-franciszek-kulczycki-ktorego-pomnik-znajduje-sie-w-wiedniu/ https://niezlomni.com/zalozyl-pierwsza-kawiarnie-na-kontynencie-kim-byl-franciszek-kulczycki-ktorego-pomnik-znajduje-sie-w-wiedniu/#respond Wed, 20 Nov 2013 09:21:58 +0000 http://niezlomni.com/?p=1820

Jerzy_Franciszek_Kulczycki_11Chyba nikt już nie pamięta, a mało ludzi słyszało o jednym takim panu Kulczyckim alias Kulczyku, co to zapoczątkował pewien obyczaj, z biegiem czasu i stuleci bardzo potem rozpowszechniony po całym Bożym świecie.

Nie był to żaden wódz, ani wojewoda, ani kaznodzieja, ani kanclerz, ani żeglarz, ani malarz, ani rycerz ani snycerz, ani żaden w ogóle prymus, pierwszy w narodzie, ale w każdym razie był pierwszy.

[icons icon_name="icon-thumbs-up" icon_size="14px"]W czym pierwszy? W tym, że założył pierwszą kawiarnię nie tylko na kontynencie, ale w Wiedniu, w słynnej stolicy mocarnej monarchii Rakuskiej alias austriackiej.

Lat temu było to trzysta przeszło, kiedy państwo Austriackie było jeszcze wielką potencją a jego cesarz liczył moc wasalów, Wiedeń dumny puszył się jako stolica. Ale już właśnie wtedy po raz pierwszy wszystko tam zaczynało w zawiasach trzeszczeć, bo od strony wciąż buntujących się Madziarów szedł na imperium żółto-czarne Czarny czyli Kara Mustafa na czele nieprzeliczonych hord i chmar zbrojnych pogan, pohańców czyli Osmanów alias Saracenów, Turków i Tatarów, wysłanych w bój przez srogiego sułtana Muzułmanów, oczywiście Sulejmana.

Skądże się tam na te czasy mógł wziąć w Wiedniu nasz Polak, pan Kulczyk?

[caption id="attachment_1823" align="alignright" width="225"]kulczycki Pomnik Kulczyckiego w Wiedniu[/caption]

Różni różnie o tem opowiadali i opowiadają, ale najprawdziwsza prawda będzie zdaje się ta, że do stał się tam razem ze zwycięską armią króla Jana Jegomości i umiłowawszy sobie wesołe miasto nad Dunajem, już tam na wieczne czasy pozostał i zamieszkał. Jakich zasię czynów przedtem dokonał, z których Kulczyckich się wywodził, w jakiej ziemi stała jego kolebka, jakiej rangi w swym regimencie (i w którym?) się dosłużył, w jakich potrzebach i w jakich bitwach męstwem nieustraszonym odznaczył i kiedy oraz dlaczego służbę porzucił, to rzecz niewiadoma jak również niejasną a ciemną pozostaje, jaką drogą doszedł do... kawy parzenia i kawiarnianego wyszynku tym bardziej, że i on sam w różnych czasach różne o tym relacje składał, wiec jak to mówią, nawet rodzony ociec prawdy nie mógłby dociec.

Adolf Nowaczyński, "Słowa, słowa, słowa", Rytm, Warszawa 2013

kaffee

Artykuł „Założył pierwszą kawiarnię na kontynencie”. Kim był Franciszek Kulczycki, którego pomnik znajduje się w Wiedniu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zalozyl-pierwsza-kawiarnie-na-kontynencie-kim-byl-franciszek-kulczycki-ktorego-pomnik-znajduje-sie-w-wiedniu/feed/ 0