Polska republika bananowa. Giełdowe afery i przestępcze mechanizmy na polskim rynku finansowym

w Idee


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

mariusz-zielkeZ Mariuszem Zielke rozmawia Mateusz Rawicz

– “Wyrok” był Pańskim debiutem literackim. O czym jest ta książka?

– To powieść o poszukiwaniu prawdy, o jej znaczeniu, o mediach, roli i sumieniu dziennikarza. No i trochę o polityce, a przede wszystkim o finansach, mrocznych cieniach finansjery. To też oczywiście kryminał i rozrywka, ale z mocnym społecznym rysem, zaangażowaniem. Chodziło mi o to, żeby czytelnicy nie tylko dobrze bawili się, odkrywając rozwiązanie sensacyjnej intrygi, ale też zastanowili się, w jakim świecie żyją, w jakiej Polsce i czy tak być powinno. W warstwie opisu mechanizmów przestępstw i korupcji to książka bardzo prawdziwa.

– Jak wyglądają mechanizmy przestępcze na polskim rynku finansowym?

– Niestety finansiści traktują często klientów jak “jeleni”. Do niedawna powszechne było rywalizowanie z klientami, praktyki “insider tradingu” (wykorzystania informacji poufnych), czasem “front runningu” (inwestycji prywatnych przed zainwestowaniem środków klientów). Dość często się zdarza, że maklerzy pobierają łapówki za lepsze zarządzanie pieniędzmi klienta. Mówią mu np., że jeśli chce dobrze zarobić, to oni zapewnią mu lepsze oferty, ale za połowę zysków. Niekiedy klient na tym dobrze wychodzi, ale jak straci, to tylko on ponosi konsekwencje. Zdarzają się bardzo nierzetelne praktyki, takie jak zapisywanie się przez maklerów na akcje w ofertach, gdy znają już wielkości zapisów (przez co pogarszają pozycję klienta, zmniejszają jego szanse na objęcie większej liczby akcji). Z kolei zarządzający funduszami i inne instytucje tworzyły tzw. spółdzielnie, gdzie wymieniali się informacjami i wspólnie inwestowali, zamiast między sobą konkurować. Do pewnego stopnia mogły to być praktyki korzystne dla klientów, ale problemem było to, że oni to robili dla władzy, a nie dla klientów. Po prostu rządzili rynkiem. W spółkach z kolei bardzo często zdarza się inwestowanie niezgodnie z celami, na które pozyskano środki od inwestorów, ukrywanie informacji niekorzystnych, manipulowanie wynikami, “kreatywna księgowość”, sztuczne “pompowanie” wyników czy też wprost wyprowadzanie pieniędzy poprzez “spółki-krzaki” i pozorne inwestycje zagraniczne (np. kupowanie akcji spółek cypryjskich). Wśród dziennikarzy z kolei trafiają się osoby handlujące informacjami lub manipulujące kursami poprzez fałszywe teksty (a jednocześnie zarabiające na sprzedaży akcji).

– O tym wszystkim pisze Pan w “Wyroku”?

– “Wyrok” idzie dalej – pokazuje pewne schematy zależności, korupcji i układów, które sprawiają, że ten rynek jest nieczysty, że ciężko na nim uczciwie funkcjonować, a nadzór giełdowy i media tkwią w tym układzie i nie sprawują swojej funkcji kontrolnej.

– Brzmi to trochę jak teoria spisku.

– Książkowa teoria spisku – ale w rzeczywistości niestety też tak jest. Opisując sytuacje fikcyjne bazowałem na swoich doświadczeniach i długoletniej obserwacji tych praktyk i walki z nimi. Tak więc praktyki korupcjogenne w nadzorze giełdowym naprawdę były, niedokończone śledztwa były, brak efektów śledztw i procesów także, przestępstwa opisane w książce można bez trudu wskazać w rzeczywistości, a ich ściganie jest żadne lub iluzoryczne. Bardzo liczyłem, że ta książka wywoła dyskusję nad jakością nadzoru nad rynkiem kapitałowym w Polsce, nad rynkiem wartym kilkaset miliardów złotych. Ale tak się nie stało. Przecież to tylko fikcja, więc nie ma o czym dyskutować. Na bankietach nadzorcy, zarządzający, prezesi i dziennikarze będą wznosić do siebie toasty i udawać, że nie widzą, że pomiędzy nimi są czarne owce. Bardzo czarne.

– To przerażające…

– Nie wszyscy tacy są. Na tym rynku jest wiele mądrych i bardzo uczciwych osób. Ale są też przestępcy. I problemem jest to, że ich się nie ściga, nie eliminuje z rynku, z towarzystwa. Inni – ci uczciwi – boją się więc podnosić publicznie te sprawy, bo to tak, jakby ktoś w towarzystwie, za przeproszeniem, puścił bąka, a ci uczciwi by o tym powiedzieli, to zaraz winni zwrócą się przeciwko nim i odpowiedzą: ten, co pierwszy zauważył, ten winny.

– Ale istnieją sądy, prokuratura, Komisja Nadzoru Finansowego nakłada przecież kary…

– Kary są często śmieszne. Żadna duża afera giełdowa w Polsce nie została do końca wyjaśniona. KNF, gdzie jest kilku dobrych fachowców, jeśli nawet wykazuje przestępstwo, to potem nie potrafi go skutecznie ścigać, prokuratura takie sprawy prowadzi skandalicznie, a sądy rzadko skazują winnych (być może właśnie przez te wcześniejsze braki). Nie ma politycznej woli, by to zmienić. Kiedyś była o tym mowa, planowano zmiany, szkolenia, specjalne działania, wydzielony pion w prokuraturze, a nawet specjalny sąd. Skończyło się na niczym. Ale są też przypadki ewidentnego odpuszczania poważnych przestępstw i nadużyć. Układy na rynku nie pozwalały ich ścigać.

– Pisze Pan w “Wyroku”, że żyjemy w “polskiej republice bananowej”. Naprawdę Pan tak uważa, czy to literacka przesada?

– Jeśli chodzi o rynek kapitałowy, to niestety, tak uważam. Obserwowałem polską giełdę od wielu lat. Może na innych rynkach dochodzi do podobnych przestępstw jak w Polsce, ale mam wrażenie, że w przypadku ujawnienia nieprawidłowości organy państwa reagują inaczej, a nie chowając głowę w piasek. Bernard Madoff został błyskawicznie postawiony przed sądem i osądzony. Gdyby działał w Polsce, prawdopodobnie nigdy by go nie skazano, a przed sądem stanąłby najwcześniej po pięciu latach “śledztwa”, w którym więcej byłoby błędów niż dowodów. W USA wiele dużych przekrętów błyskawicznie odkrywano i kierowano do sądów. W Polsce praktycznie wszystkie afery giełdowe pozostawały niewyjaśnione przez wiele lat, a osoby poszkodowane są traktowane jak narzucający się naiwniacy. To wstydliwe tajemnice, o których nikt nie chce rozmawiać, lekceważone przez wszystkich. Niestety także przez media ekonomiczne, które zamiast pilnować przestrzegania prawa, dążyć do prawdy, reprezentować jednostki w starciach z korporacjami i bogatymi inwestorami, udają, że nie widzą wielu problemów, nie pilnują tematów, nie pomagają słabszym. Dla mnie to jest “republika bananowa”.

– Jakie afery giełdowe ma Pan na myśli?

– Afera upadłości WGI, upadłości Interbrooka, afera PZU, afera spółdzielni giełdowych wśród zarządzających funduszami, przypadki “insider tradingu”, “front runningu”, afera dziennikarza, który rzekomo zarabiał na publikowaniu nieprawdziwych informacji w artykułach (i którego prokuratura nie przesłuchała przez rok od czasu podjęcia w tej sprawie śledztwa), afera szkoleń przeprowadzanych przez pracowników nadzoru giełdowego dla petentów (jeden z pracowników KNF pobierał 15 tys. zł za jeden dzień szkolenia – czyli od petenta za jeden dzień dostawał dużo więcej niż za miesiąc pracy w urzędzie, a pieniądze dostawali też jego zastępcy, część pieniędzy przelewano na inne wskazane osoby), afery funduszy inwestujących poza giełdą (np. inwestycji w spółkę Legiz), afera zarządzania portfelami ważnych osób w jednym z domów maklerskich (w tym portfelem przewodniczącego KNF), afery wielu manipulacji kursami akcji (np. Polfy Kutno, Stomilu Sanok), afera inwestycji w Chorwacji i na Cyprze przez jeden z domów maklerskich. Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Wszystkie te sprawy nie zostały wyjaśnione i zamieciono je skutecznie pod dywan.

– Czemu nikt nie chce o tym mówić? Dlaczego media ekonomiczne milczą?

– Media same walczą teraz o przetrwanie, nie chcą problemów, nie chcą drażnić potencjalnych reklamodawców. A pewne tematy wydają się mało interesujące, trudne do zrobienia, skomplikowane do opisania. Dodatkowo przestępcy wynajmują najlepszych prawników i wytaczają sprawy dziennikarzom, gdy ci próbują o nich pisać. Ja mam za jeden artykuł pięć procesów – dwa karne i trzy cywilne. Podkreślam, że to za jeden artykuł! Jeden proces karny toczy się w Lubinie, jakieś 400 km od mojego miejsca zamieszkania (sąd rozpatruje tę sprawę, mimo że powinien ewidentnie zwrócić ją do Warszawy). Muszę na jedną godzinę rozprawy jechać 24 godziny pociągiem (licząc powrót). Żyjemy w kraju, w którym dziennikarzowi za prawdziwy, mocno udokumentowany tekst można wytoczyć pięć procesów i w tej samej sprawie toczyć jednocześnie dwa procesy karne. To się wydaje nieprawdopodobne, ale tak jest. Gazety nie chcą mieć takich problemów.

– Po świetnym debiucie pojawiła się kolejna Pańska powieść, “Asurito Sagishi – cnotliwy aferzysta”.

– To powieść o problemach współczesnej Polski, tylko na wesoło. Tu również jest dużo o korupcji, Wojskowych Służbach Informacyjnych, rodzimej mafii, gangsterach, jakości “klasy politycznej”, dużych biznesmenach uwikłanych w układy ze służbami. Ma być śmieszna i chyba jest, choć także liczę na to, że skłoni do pewnej refleksji. Więcej tu też samokrytyki, lekkości i autoironii. To książka znacznie bardziej rozrywkowa niż “Wyrok”.

Mariusz Zielke (ur. 1971) – dziennikarz śledczy i gospodarczy, w latach 1999-2009 związany z dziennikiem “Puls Biznesu”. W 2005 r. otrzymał nagrodę Grand Press w kategorii “dziennikarstwo śledcze” za teksty o zmowach giełdowych. Jest autorem pierwszego polskiego thrillera finansowego pt. “Wyrok”.

zelke

(168)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.