Mizerna, cicha,
Stajenka licha,
Pełna niebieskiej chwały;
Oto leżący,
Przed nami śpiący,
W promieniach Jezus mały.
Nad nim Anieli
W locie stanęli
I pochyleni klęczą;
Z włosy złotymi
Z skrzydły białymi
Pod malowaną tęczą.
Wielkie zdziwienie,
Wszelkie stworzenie,
Cały świat orzeźwiony;
Mądrość Mądrości,
Światłość światłości,
Jezus wcielony.
I oto mnodzy
Ludzie ubodzy
Radzi oglądać Pana;
Pełni natchnienia,
Pełni zbawienia,
Upadli na kolana.
Długo czekali,
Długo wzdychali,
Aż niebo rozgorzało,
Piekło zawarte,
Niebo otwarte,
Słowo ciałem się stało.
Śpi jeszcze senne
Dziecię promienne,
W ciszy ubogiej strzechy;
Na licach białych,
Na ustach małych,
Migają się uśmiechy.
Jako w kościele
Choć ludzi wiele
Cisza pobożna wieje;
Oczy się roszą
Dusze się wznoszą,
Płyną w serca nadzieje.
Lulaj dziecino,
Lulaj ptaszyno,
Nasze umiłowanie;
Gdy się rozbudzi,
W tej rzeszy ludzi,
Zbawienie nam się stanie.
Oto Maryja,
Czysta lilija,
Przy niej Staruszek drżący,
Stoją przed nami,
Przed pastuszkami,
Tacy uśmiechający.
Hej! Ludzie prości,
Bóg z nami gości,
Skończony czas niedoli.
On daje siebie
Chwała na niebie,
Pokój ludziom dobrej woli.
Radość na ziemi,
Bo nad wszystkimi,
Roztacza blask rumiany.
Przepaść rozwarta,
Upadek czarta,
Zstępuje Pan nad pany.
Profesor Jerzy Starnawski napisał, że gdyby postawić pytanie, która z kolęd polskich zajmuje drugie miejsce po „Bóg się rodzi” Franciszka Karpińskiego, „tradycją już dwu stuleci traktowaną jako najgłębszą kolędę polską” — większość osób wskazałaby kolędę Teofila Lenartowicza „Mizerna, cicha”. Kolęda jest powszechnie znana i ludzie sądząc, że znają ją na pamięć, często przekręcają jej słowa. Najgorsze jednak jest to, że we wszelkiego rodzaju modlitewnikach całkowicie zniekształcono formę kolędy, zupełnie niszcząc jej kunsztowną strofikę, i tworząc np. rymy wewnętrzne, których nie było w oryginale.
Szopka Lenartowicza ukazała się w 1849 roku we Wrocławiu. Zapewne ze względu na jej wymowę patriotyczną i akcenty antyniemieckie ani wydawca, ani drukarz nie zaznaczyli na książeczce swych cech, ale wolno przypuszczać, że realizowana była w oficynie Zygmunta Schlettera. Geneza utworu wiąże się z Krakowem, ponieważ Lenartowicz przebywając w podwawelskim mieście widział klasyczną ludową szopkę krakowską z Ułanem, Krakusem, Krakowiakiem, Góralem, Żydem. Z tego narodził się pomysł napisania podobnej szopki, tyle że w formie artystycznej.
Lenartowicz dzieli szopkę na dwie części. W pierwszej występuje król Herod, stajenka, pastuszkowie, królowie; druga ma charakter zdecydowanie patriotyczny. Przed oczami widza przesuwa się cała historia Polski w jasełkowych figurkach. Jest Lech, Piast, Chrobry, św. Kinga, Rej, Kochanowski, Skarga, Żółkiewski, Kordecki na koniec konfederat barski i Stary Krakus, wyrażający nadzieję, że Kościuszko kiedyś powstanie z mogiły.
„Chłopiec” — pierwsza z postaci, odsłaniając szopkę wygłasza, jakby w prologu do właściwej akcji, tekst przyszłej kolędy, który warto przytoczyć w całości w oryginalnym brzmieniu:
Jest w tej kolędzie rzeczywistość ludzka: „Jezus mały”, leżący, śpiący, pastuszkowie, ludzie prości i ubodzy, po prostu — my; jeśli w pokorze padniemy na kolana doznamy przeżycia boskiej rzeczywistości. Boskość — to niebieska chwała, promienie, aniołowie, Bóg–człowiek. Boga określają dwie konstrukcje językowe: „Mądrość mądrości”, „światłość światłości” obie pochodzenia ewangelicznego stanowiące gramatycznie kalkę łacińskiej formy genetivus obiectivus, a genetycznie hebraizm (podobnie tworzony jak „pieśń nad pieśniami, czy „król królów”) spopularyzowane u nas dzięki Wulgacie ks. Jakuba Wujka. Tworzą one, podobnie jak wers „Słowo ciałem się stało”, kontekst teologiczny kolędy. Rozpoznając w dziecku wcielenie Boga żywego jesteśmy pełni natchnienia i zbawienia.
Kolęda jest lirykiem fabularnym, można ją opowiedzieć, ale jej fabuła jest bardzo prosta. Pod warunkiem jednak, że czyta się ją w całości. Wszakże prostota tej fabuły, jak i całej kolędy jest tylko pozorna. Gdy przyjrzeć się tekstowi uważniej, dostrzega się w nim pewne wyrafinowanie stylistyczne. Oto dwa pierwsze wersety pierwszej strofy są kunsztowną antytezą: stajenka licha i mizerna jest pełna niebieskiej chwały. Szopka to znak ubóstwa, ale bezbronne małe dziecko — śpi w promieniach. Nad niemowlęciem pochyla się przepych złota i bieli oraz wszystkie barwy tęczy, będącej symbolicznym znakiem Boga, przymierza i zmartwychwstania, więzi ziemi z niebem. W tęczę wpisana jest pamięć Potopu i Bożej obietnicy. „Patrz na tęczę, a błogosław Tego, który ją stworzył; bardzo jest piękna w jasności swojej” — pisze Eklezjasta (43,12). Tęcza jest malowana, czyli jakby jeszcze bardziej kolorowa. Właśnie w tej kolędzie doskonale widać tę cechę obrazowania poetyckiego Lenartowicza, którą Juliusz Kleiner nazwał świetlistością.
Ten złoty i pełen jasności obraz, to kraina dzieciństwa Jezusa; śpiącego, bezbronnego, jak prawdziwe dziecko. Przy jego kolebce śpiewają aniołowie — tak zostaje powołana kołysanka, stanowiąca wzór czułości wobec niemowlęcia. Ale pierwsze dwie strofy kolędy, śpiewane najczęściej, nie oddają wszystkich atrybutów tej krainy, bo brak w niej matki. Maryja wraz z Józefem pojawią się dopiero w strofie dziewiątej. Najświętsza Panna „czysta lilija” czuwa przy dziecku i uśmiecha się do pastuszków i to Ona właśnie jest gwarantem bezpiecznego snu dziecka.
Kołysanka to liryczny utwór muzyczny o takcie zbliżonym do ruchu kołyski, pieśń śpiewana przy usypianiu, pełna słodyczy i sennego rozmarzenia. Jest tkliwa i rzewna, ma kompozycję symetryczną, jest w niej cisza. Przestrzeń kołysankowa w kolędzie Lenartowicza poszerza się w pionie (w poziomie są „ludzie prości”), bo sięga aż do nieba, bo to niezwykłe dziecko łączy ludzi z Bogiem. Kołysanka przeplata się więc z adoracją, czego efektem są same treści pozytywne; miłość, rzewność, uwielbienie. Łatwo w niej dostrzec zarówno związek z modlitwą, jak i ze strukturą codzienności. Stąd też płynie szlachetna prostota kolędy-kołysanki.
Sam Jezus staje się możnym protektorem wszystkich dzieci w święty czas Bożego Narodzenia, bo to one znajdują się w centrum tego święta.
Lenartowicz był człowiekiem głęboko wierzącym, ale jego wiara miała przede wszystkim charakter emocjonalny. Najbliższy był mu Jezus zbliżony do ludowych wyobrażeń religijnych, zajęty codziennymi czynnościami oraz Jezus–dziecko. Motyw dziecka był stale obecny w liryce poety, dziecka wzruszającego ubóstwem, niewinnością, często sieroctwem.
Duże zrytmizowanie wersetów, dość liczne powtórzenia oraz paralelizmy potęgują muzyczność słów i strofy są śpiewne i harmonijne. Melodie do tekstów Lenartowicza komponowali wybitni muzycy: I. Komorowski, St. Moniuszko, J. Gall; ale nuty do Mizernej, cichej napisał mało znany ks. Jakub Wrzeciono, autor wydanego w Krakowie Zbioru. Jest to muzyka kunsztowna, znakomicie podkreślająca najistotniejszą treść tekstu.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w znanym wierszu Lenartowicz pisała:
Złotniczeńku ty na niebie
chcę pić życie, nie mam z czego.
Zrób mi kubek, proszę ciebie,
z szczerozłota gwiaździstego.
Kolęda Mizerna, cicha — to właśnie taki świetlisty, pełen złoceń „kubek”, który pozostawił nam poeta, abyśmy mogli „pić” w zachwyceniu jedyny w roku nastrój Nocy Bożego Narodzenia.
Krystyna Heska-Kwaśniewicz, Gość Niedzielny (51-52/99)
(675)