Lwów staje przystankiem dla Polaków, którzy próbują uciekać z Donbasu do Polski.
„To jest wszystko, z czym jedziemy teraz do Polski – kobieta pokazuje na dwie walizy i torby. – Pewnie na zawsze, bo już nie ma dla nas powrotu do Donbasu”.
Małżeństwo chętnie wyraziło zgodę na spotkanie z dziennikarzem Kuriera, prosili tylko, aby nie wymieniać w gazecie ich imion i nazwisk, ponieważ część ich rodziny pozostała w strefie działań wojennych na wschodzie Ukrainy.
Mieli ładne mieszkanie i pracę w mieście, wychowywali dziecko. Uczestniczyli w działalności Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu, chodzili do kościoła. Ich zdaniem po zmianie władz w Kijowie sytuacja w Donbasie była niepewna, jednak nawet podczas tak zwanego referendum, który zorganizowali separatyści nie wydawało się, że dojdzie tam do krwawych starć.
„Propaganda rosyjska oczywiście zrobiła swoje, a tymczasem nikt poważnie nie zajmował się integracją tego regionu z resztą Ukrainy – stwierdza kobieta, która wyrosła w Donbasie. – Separatyści zapowiadali, że walczą o większe prawa dla obwodu donieckiego oraz o federalizację Ukrainy. Aż doszło do czołgów i strzałów na ulicach. Chcieliśmy przede wszystkim uchronić dzieci. Polacy Donbasu dokładali wszelkich starań, ażeby wysłać swoich dzieci na oazy do Polski. Bóg zapłać za to wszystkim dobrodziejom! Bardzo pomógł nam Caritas z Polski”.
Sytuacja w Donbasie pogarszała się z dnia na dzień. Dzieci musiały wracać z Polski, kończyły im się wizy. Wszystkie dzieci mają obywatelstwo ukraińskie. Można zrozumieć zaniepokojenie rodziców, którzy sami codziennie pozostają w zawieszeniu między życiem i śmiercią. Część dzieciaków udało się ulokować na jakiś czas wśród znajomych w Dniepropietrowsku oraz w innych miejscowościach. To znaczy za kilkaset kilometrów od domów rodzicielskich.
„Prawie wszyscy Polacy w Donbasie. którzy posiadają Kartę Polaka, wyjeżdżają do Polski – mówi dalej kobieta. – Ja też byłam w Polsce. Niestety skończyła mi się wiza, a Konsulat Generalny z Doniecka już wyjechał, dlatego przyjechałam do konsulatu we Lwowie”.
W tym czasie do Lwowa przybył jej mąż. W ostatniej chwili udało mu się wyjechać pociągiem z okrążonego przez wojsko ukraińskie Doniecka. Opowiada, że strzelają tam w nocy i w dzień, strach wyjść na ulicę i niebezpiecznie jest siedzieć w domu.
„Chcemy wyjechać do Polski na stałe, chociaż nie wiemy, co tam na nas czeka – powiedzieli. – Musimy liczyć się z tym, że na Ukrainie nie jest ogłoszony stan wojenny i są odpowiednie przepisy w Polsce oraz w Unii Europejskiej. Na razie nie ma tam różnicy między różnymi kategoriami uchodźców. A my jesteśmy przecież Polakami. I takich jak nasza rodzina jest sporo. Może ktoś z polityków polskich podejmie decyzję o prawnej repatriacji Polaków z Donbasu?”.
„Sytuacja w Doniecku nadal pogarsza się” – powiedziała w rozmowie telefonicznej z Kurierem prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu i redaktor miesięcznika „Polacy Donbasu” Walentyna Staruszko. „Nie ma dokładnych danych na temat ofiar. Jeszcze gorzej jest w sąsiednim Ługańsku. Wierni katolicy pozostają od wielu dni bez mszy św. Kościoły pozamykano, księży nie ma. Już dwóch kapłanów porwali separatyści. Dzięki Bogu udało się uratować ich od śmierci. Polacy z Donbasu wołają o pomoc!” – powiedziała Walentyna Staruszko.
Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w Kurierze Galicyjskim nr 14-15 (210-211) za 19-28 sierpnia 2014
(121)
Jak mozna pomoc tym Polakom?