Ważne książki – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Ważne książki – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/ https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/#respond Mon, 24 Oct 2022 03:20:23 +0000 https://niezlomni.com/?p=51439

Po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę, Robert Oppenheimer okrzyknięty został najsłynniejszym naukowcem swego pokolenia.

Dla wielu stał się także współczesnym ucieleśnieniem mitu o Prometeuszu, człowiekiem zmagającym się z konsekwencjami postępu naukowego, do którego przyłożył rękę. Pierwsza połowa XX wieku była złotym okresem fizyki teoretycznej, jednak obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, Oppenheimer stanowczo sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej. Krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej.

Książka dogłębnie przedstawia życie i czasy Roberta Oppenheimera, ujawniając wiele zdumiewających i bezprecedensowych szczegółów, intryg i napięć. To portret genialnego i ambitnego, a zarazem złożonego i pełnego wad człowieka, który na zawsze zmienił świat.
Już wkrótce premiera filmu w reżyserii Christophera Nolana. W rolach głównych wystąpią m.in. Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon i Emily Blunt.

Kai Bird Martin J. Sherwin, Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Rozdział 23 „Ci biedni, mali ludzie”
Fragment
„(…)6 sierpnia 1945 roku, dokładnie o godzinie 8.14 rano, samolot B-29 Enola Gay,
nazwany tak na cześć matki pilota Paula Tibbets’a, zrzucił nieprzetestowaną
bombę uranową na Hiroszimę. John Manley był tego dnia w Waszyngtonie
i niecierpliwie czekał na wiadomości. Oppenheimer wysłał go tam tylko po
to, by poinformował go o bombardowaniu. Po pięciogodzinnym opóźnieniu
w nawiązaniu łączności z samolotem Manley w końcu otrzymał dalekopisową depeszę od komandora Parsonsa – który był oficerem uzbrajającym Enola
Gay – „efekt wizualny był większy niż w czasie próby w Nowym Meksyku”.
Lecz kiedy chciał zadzwonić do Oppenheimera w Los Alamos, powstrzymał
go Groves. Nikomu nie wolno było przekazywać żadnych informacji o bombardowaniu atomowym dopóki nie obwieści o nim sam prezydent. Zniechęcony Manley wybrał się na nocny spacer do parku Lafayette naprzeciwko Białego Domu. Wczesnym rankiem następnego dnia dowiedział się, że Truman wystąpi o godzinie 11.00 rano. W końcu Manley zadzwonił do Oppiego dokładnie w chwili, gdy słowa prezydenta transmitowane były przez radio. Choć wcześniej uzgodnili, że do przekazania wiadomości przez telefon użyją kodu, pierwsze słowa Oppenheimera brzmiały: „Co ty, do diabła, myślisz, po co wysłałem cię do Waszyngtonu?”.
Tego samego dnia o godzinie 14.00 w Waszyngtonie generał Groves chwycił słuchawkę telefonu i zadzwonił do Oppenheimera w Los Alamos. Generał
był w nastroju do składania gratulacji. „Jestem dumny z pana i z wszystkich
pańskich ludzi”, powiedział.
– Czy wszystko poszło dobrze? – zapytał Oppie.
– Wybuchło z ogromnym hukiem.
– Wszyscy są z tego powodu bardzo zadowoleni – powiedział Oppie. – Gratuluję z całego serca. Przebyliśmy długą drogę.
– Tak – odpowiedział Groves. – To była bardzo długa droga i myślę, że
jedną z najmądrzejszych rzeczy, jakie zrobiłem, był wybór pana na dyrektora
Los Alamos.
– Cóż – odpowiedział nieśmiało Oppenheimer – mam pewne wątpliwości,
generale Groves.
– Wie pan, że ani przez chwilę ich nie podzielałem – odparł Groves.
Później nowina została przekazana przez radiowęzeł w Los Alamos: „Uwaga, uwaga! Jedna z naszych jednostek została właśnie z powodzeniem zrzucona na Japonię”. Frank Oppenheimer usłyszał wiadomość, gdy stał w korytarzu
tuż obok biura brata. Jego pierwszą reakcją było: „Dzięki Bogu, że to nie był
niewypał”. Jednak po kilku sekundach „ogarnęło go przerażenie z powodu
wszystkich ludzi, którzy zginęli”.
Żołnierz Ed Doty opisał tę scenę swoim rodzicom w wysłanym następnego
dnia liście: „Te ostatnie 24 godziny były bardzo ekscytujące. Jeszcze nigdy
nie widziałem, żeby wszyscy byli tak bardzo podnieceni […]. Ludzie wychodzili na korytarze i tłoczyli się, jak podczas Nowego Roku na Times Square.
Wszyscy szukali radia”. Tego wieczora w auli zebrał się tłum. Jeden z młodszych fizyków, Sam Cohen, pamięta, jak ludzie, wiwatując i przytupując, czekali na pojawienie się Oppenheimera. Wszyscy spodziewali się, że tak jak to
miał w zwyczaju, przejdzie na scenę ze skrzydła auli. Lecz Oppie postanowił
wejść bardziej efektownie – od tyłu przez środek sali. Według relacji Cohena, gdy stanął na środku, splótł dłonie i uniósł je nad głową niby zwycięski
zawodnik. Cohen zapamiętał, że Oppie powiedział wiwatującym ludziom, iż
„jest za wcześnie, by stwierdzić, jakie są rezultaty bombardowania, lecz jest
pewien, że nie spodobało się ono Japończykom”. Gdy rzekł, że jest dumny
z tego, co osiągnęli, podniosły się wiwaty, a następnie ryk. Według Cohena
„Oppenheimer żałował tylko tego, że nie udało się zbudować bomby na tyle
wcześniej, by użyć jej przeciw Niemcom. Po tych słowach dach niemal uniósł
się w powietrze”.


Oppenheimer musiał odegrać rolę, do której nie całkiem się nadawał. Uczeni nie są zwycięskimi generałami. On był jednak tylko człowiekiem i cieszył
się z sukcesu. Udało mu się zdobyć metaforyczne złote runo i teraz radośnie
nim wymachiwał. Poza tym publiczność spodziewała się, że będzie upojony
sukcesem i triumfujący. Ta chwila trwała jednak bardzo krótko.
Ludzi, którzy widzieli oślepiający błysk i czuli podmuch eksplozji w Alamogordo, rozczarowała oczekiwana wiadomość z Oceanu Spokojnego. Było to tak, jakby po Alamogordo już nic nie mogło ich zdziwić. Innych wiadomość
ta jedynie otrzeźwiła. Phil Morrison usłyszał ją na Wyspie Tinian, gdzie pomagał przygotować bombę i załadować ją na pokład Enola Gay. „Tej nocy my z Los Alamos urządziliśmy przyjęcie – wspominał. – Była wojna, odnieśliśmy zwycięstwo i mieliśmy prawo świętować, ale pamiętam też, że siedziałem […] na skraju łóżka […], zastanawiając się, jak to wyglądało po tamtej stronie, co działo się tej nocy w Hiroszimie”. (…)”

Artykuł Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/feed/ 0
Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/ https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/#respond Fri, 16 Sep 2022 02:40:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=51415

Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu występowali w obronie zagrożonej ludności, przeciwko mordom i masowej eksterminacji. O polską rację walczyło wielu bohaterów. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci.


Zorganizowany opór wobec okupanta pojawił się na Wołyniu już w kilka tygodni po zajęciu tego terenu przez Sowietów. Samodzielne grupy konspiracyjne składały się najczęściej z młodych, niedoświadczonych zapaleńców, dlatego Sowieci rozbijali je bez trudu.
Kierownictwo polskiego podziemia nie pozostawiło biegu spraw samemu sobie. Związek Walki Zbrojnej skierował na Wołyń oficera mającego zmontować tam siatkę organizacyjną. Ją również rozbito bardzo szybko, a Sowieci dokonali masowych aresztowań, zatrzymując ponad dwa tysiące osób. Utrudniło to niezmiernie zbudowanie struktur konspiracyjnych po wkroczeniu Niemców. Brakowało zwłaszcza osób mających jakiekolwiek doświadczenie wojskowe.

Co prawda Komenda Główna ZWZ-AK powołała tam do istnienia struktury „Wachlarza”, miał też powstać Okręg AK, ale wszystko skończyło się gigantyczną „wsypą” i aresztowaniem kolejnych dwustu członków konspiracji, co ponownie ogromnie ją osłabiło.

Funkcjonująca na tych terenach administracja cywilna pozbawiona była zaplecza wojskowego. W efekcie, wobec narastającej agresji ze strony Ukraińców, niektórzy Wołyniacy zaczęli tworzyć samorzutne oddziały samoobrony. Były one zalążkiem legendarnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK – formacji stanowiącej absolutny fenomen nawet w skali Polskiego Państwa Podziemnego.

Pamiętając, że historia poznawana przez pryzmat indywidualnych ludzkich losów, jest ciekawsza od narracji ogólnej, niniejsza książka przybliża kilkunastu bohaterów, którzy trwale zapisali się w dziejach Wołynia. Praca ta oparta jest na ich osobistych wspomnieniach i relacjach, a także na dokumentach i innych opracowaniach. Są to zarazem dzieje polskiego oporu wobec trzech wrogów: Sowietów, Niemców i Ukraińców.

Fragment książki Marek A. Koprowski, Obrońcy Wołynia, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Działalność polskiej konspiracji na Wołyniu podczas okupacji sowieckiej w latach 1939–41 jest mało znana i popada w zapomnienie. Warto więc przypomnieć postać Kazimierza Tadeusza Majewskiego, który był pierwszym komendantem Okręgu Wołyń w Równem i za polskość Wołynia oddał życie. Nie przewidział, że sowieckie organy bezpieczeństwa będą aż tak sprawne. Do końca był wierny swoim ideałom.

Urodził się w 1894 r. we wsi Słoboda Komarowce, położonej na terytorium ówczesnego Księstwa Bukowiny. Ukończył Seminarium Nauczycielskie we Lwowie. Od 1910 r. należał do Polskich Drużyn Strzeleckich. Ukończył Szkołę Podchorążych i objął funkcję dowódcy plutonu, posługując się pseudonimem „Wallenrod”. Przed I wojną światową został komendantem Polskich Drużyn w Brodach. Po wybuchu wojny wyjechał z ośmioma „drużyniakami” do Krakowa, gdzie wstąpił do legionów. Walczył w I, a następnie w IV Baonie I Brygady.

W lipcu 1915 r. został mianowany chorążym, a w kwietniu 1916 r. był już podporucznikiem. Jako kadet-aspirant ukończył kurs oficerski w XXIII Korpusie Austriackim w Borowicy. W 1918 r. działał bardzo aktywnie w Polskiej Organizacji Wojskowej. W Kijowie był kurierem i oficerem do zleceń specjalnych. Następnie został dowódcą okręgu Równe („F”) POW. Po mobilizacji POW został kierownikiem posterunków wywiadowczych na tyłach armii ukraińskiej, kierował też działalnością dywersyjną. Dowodził między innymi akcją wysadzenia mostu pod Nimowiczami, na linii Sarny – Kowel. Następnie pracował w Oddziale Informacyjnym Dowództwa Okręgu Lublin. Następnie w wojnie polsko-bolszewickiej dowodził baonem w 35 Pułku Piechoty. Wyróżnił się zwłaszcza w bitwie pod Kalenkowiczami.

W następnych latach służby był zastępcą dowódcy i dowódcą pułku. W 1939 r., u progu wojny, powierzono mu dowództwo Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej. Miał znakomitą opinię, w której podkreślano, że jest wybitnym oficerem, który świetnie sobie radzi jako dowódca powierzonych mu jednostek. W wojnie obronnej w 1939 r. dowodził Oddziałem Wydzielonym ze Zgrupowania „Chojnice”, a także innymi jednostkami, które organizował z różnych rozbitych oddziałów. Udało mu się uniknąć niewoli i zaraz potem zaangażował się w konspirację. W 1939 r. został członkiem podziemnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski, założonej przez generała Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza. 26 września 1939 r. przyprowadził go do niego pułkownik Stefan Rowecki z propozycją wysłania Majewskiego na Wołyń. Pułkownik Majewski był Tokarzewskiemu doskonale znany. Jak zapisał we własnoręcznie złożonych uzupełnieniach do zeznań po aresztowaniu przez NKWD, znał go jeszcze z I Brygady Legionów Polskich, i potem jako dowódcę pułku w Przemyślu.

Wtedy, we wrześniu, rozmowa była krótka. Zorientował się tylko, że Majewski chce jechać na Wołyń, ponieważ ma tam krewnych i zna tamtejsze stosunki. Tokarzewski kazał Roweckiemu przyjąć Majewskiego do organizacji i w ciągu dwóch, trzech tygodni zapoznać z jej działalnością. Był jednak przeciwnikiem wysłania Majewskiego na Wołyń. Zapisał, że ze względów konspiracyjnych uważał za niewskazane wysyłanie go do sowieckiej strefy okupacyjnej, ponieważ kierownictwo organizacji nic nie wiedziało o sytuacji panującej na tym terenie. Uważał, że należy skierować tam najpierw jakiegoś młodego oficera, aby rozeznał się w terenie. Dopiero po jego powrocie i złożeniu raportu zostałaby podjęta decyzja o wyjeździe (lub nie) Majewskiego. Uważał, że nie należy szafować krwią pułkowników, których w organizacji nie było zbyt wielu.

Fragment rozdziału Kazimierz Tadeusz Majewski „Szmigiel” • Służył zwycięstwu Polski

Artykuł Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/feed/ 0
Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie. [WIDEO] https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/ https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/#respond Sun, 11 Sep 2022 11:54:35 +0000 https://niezlomni.com/?p=51413

Dzieje Polaków na Wołyniu to nie tylko historia ukraińskich rzezi. To zdecydowanie dłuższa i bogatsza epopeja pisana potem i łzami. Pisana krwią zamordowanych przez władze sowieckie w podziemiach odebranego wiernym kościoła w Połonnem.

Tych, którzy podczas zesłania trudzili się w kazachskich kopalniach, i łzami tych, którzy potracili rodziny w wyniku Wielkiego Głodu oraz licznych represji. Dzieje Wołyniaków to historia heroizmu prostych ludzi i cichego bohaterstwa duchownych, którzy w czasach sowietyzacji i ateizacji, ryzykując życie za rodaków i wiarę, umacniali na Ukrainie Kościół katolicki i poczucie przynależności do narodu polskiego.


Od Wielkiego Głodu lat trzydziestych i przymusowej kolektywizacji, przez zsyłki do łagrów i wywózki na Daleki Wschód, aż po bestialstwa banderowców oraz represje ze strony Sowietów, Polacy na Wołyniu robili wszystko, by ocalić własną tożsamość narodową oraz wychować w wierze katolickiej i poszanowaniu polskich tradycji następne pokolenia, które także nie powinny zapomnieć o swoich korzeniach.
Choć po upadku ZSRR represje ustały, dla Polaków mieszkających na Wołyniu batalia o polskość i Kościół katolicki na Ukrainie się nie zakończyła. Nadal walczą o swobodne kultywowanie tradycji, nauczanie języka ojczystego czy jego obecność w liturgii. Robią, co mogą, by ocalić od zapomnienia tragiczną opowieść o poległych. Opowiadają o przeszłości, gdyż wiedzą, że w obliczu historii każdy, kto milczy na ten temat, jest po prostu zdrajcą.

Marek A. Koprowski, Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można kupić na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Was Polakiw skoro ne bude

Posterunek policji mieścił się w budynku, w którym teraz znajduje się w Dowbyszu rada wiejska. Wszyscy omijali go z daleka. Sam widok policjanta z tryzubem na czapce budził strach. W grupie pochodowej OUN do Dowbysza przyszli także Ukraińcy z Zachodu, przejęli radę wiejską i zaczęli uczyć w szkole. Chodziłem wtedy do siódmej klasy. Pamiętam takiego nauczyciela nacjonalistę, który na pierwszej lekcji zaczął tłumaczyć nam, że teraz będzie tu wolna Ukraina i musimy sprzyjać Niemcom, którzy nam w tym pomogą. Sami jak najszybciej musimy zrobić porządek z Polakami, Żydami i kacapami. Dopiero, jak się oczyści ukraińską ziemię z tych nacji, będzie ona naprawdę wolna. Ponadto wszyscy Ukraińcy muszą zacząć kochać i cenić swój język i w żadnym innym nie rozmawiać. Był bardzo zdziwiony, że tylu uczniów w klasie przyznało się do tego, że są Polakami. Zaśmiał się tylko i oświadczył: Polakiw skoro ne bude! Po zakończeniu nauki zawołał swoich kolegów, żeby pomogli mu „Polaczkiw wybiraty!”. Spędzili nas na plac przed szkołą. Nie wiedzieliśmy, co z nami będzie, wszystko mogło się zdarzyć. Wyprowadzili nas na ten plac przed szkołą, na którym była taka wielka kałuża, bo w nocy padał deszcz; zbliżała się jesień. Ten nauczyciel, Ukrainiec w czapce z tryzubem, kazał wszystkim Polakom stanąć właśnie w tej kałuży, a następnie uklęknąć w niej. Później wziął kij do ręki, żeby walnąć nim pierwszego, który ośmieli się wstać.

Klęczeliśmy bardzo długo. Kiedy wreszcie ten cyniczny nacjonalista pozwolił nam wstać, nie mogliśmy wyprostować nóg, by normalnie iść do domu. Czołgaliśmy się. Tymczasem oprawca nie wziął pod uwagę tego, że wśród nas były, jak się później mówiło w Dowbyszu, tzw. partyzanckie dzieci, których ojcowie wstąpili do tworzącego się w pobliskich lasach oddziału. Ten zaś od razu postanowił zrobić porządek z grupą pochodową OUN. To jednak trochę potrwało. Na drugi dzień znów poszliśmy do szkoły, ale wtedy przyszedł do nas już nie ten nacjonalista, tylko nasz miejscowy, dowbyski nauczyciel, który ze łzami w oczach oświadczył: Didki dobre, idite po domach, bo szkoła zakrywajetsa, ne bude tej szkoły!

Poszliśmy do domów, a nacjonaliści kontynuowali swoją robotę. Odwiedzali miejscowych Ukraińców i mobilizowali ich do rozprawy z Polakami. Zwracali się przede wszystkim do młodych. Usiłowali zorganizować z nich oddział UPA. Wieczorem nagle wpadli do Dowbysza radzieccy partyzanci i zaczęli polować na tych banderowców. Kolejno dopadali wszystkich. Ci bohaterowie, którzy chcieli walkę o wolną Ukrainę zaczynać od robienia porządku z Polakami, uciekali, gdzie pieprz rośnie. Ostatnich dwóch partyzanci dopadli w lesie aż pod Nowym Zawodem. W samym Dowbyszu na ulicach leżało trzynaście trupów. Ukraińscy policaje nie spieszyli się, żeby pomóc. Siedzieli na posterunku i nie strzelali. Rano kazali tylko pozbierać i pochować trupy.

— Niemcy zorganizowali posterunki przy jednym z najstarszych piętrowych budynków w Dowbyszu, zbudowanym jeszcze w 1902 r. — kontynuuje Samuel Arabski. — Otoczyli teren płotem, postawili jakieś baraki i spędzili wszystkich Żydów, nie tylko z Dowbysza, lecz także z okolicznych miejscowości. Ciasnota tam panowała straszna, bo na małym obszarze zgromadzono ich około czterystu: dzieci, starców, kobiety, mężczyzn. Ja, mimo iż byłem młodym chłopakiem, umiałem prowadzić samochód ciężarowy, bo nauczyłem się tego w kołchozie; był tam stary grat, ja umiałem go prowadzić, a mój brat, mechanik, naprawić. Dlatego też stałem się świadkiem wymordowania Żydów z dowbyskiego getta. Kazali mi podjechać samochodem pod posterunek, gdzie wsiadło do niego czterech policjantów. Nakazano wsiąść na samochód grupie Żydów. Gdy ci spytali, dokąd jadą, usłyszeli, że do Iwanówki, kopać kartofle. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, gdzie Żydzi zobaczyli żółty piasek na pryzmach i wykopane doły, już wiedzieli, że przyjechali na własną śmierć.

Na miejscu było kilkunastu innych policjantów. Żydom kazano się rozebrać, ale nie do naga, tylko do bielizny. Ich ubrania i rzeczy wrzucano następnie do ciężarówki. Później ukraińscy policjanci obszukiwali jeszcze wszystkich, odbierając pierścionki, kolczyki i inne kosztowności. Tymi precjozami dzielili się między sobą. Gdy już uznali, że zabrali wszystko, co wartościowe, przeganiali ich do dołów i kazali siadać. Żydzi nie protestowali i wykonywali polecenia policjantów. Ci, po przygotowaniu jednej grupy do rozstrzelania, kazali mi z czterema funkcjonariuszami jechać po następnych Żydów. Najpierw odwoziłem zrabowane Żydom rzeczy do magazynu, a później podjeżdżałem pod getto. Do 14:00 wszyscy Żydzi siedzieli już w bieliźnie nad dołami. Policjanci nie mieli rozkazu i czekali na jakiegoś wyższego przełożonego, a ponieważ nie nadjeżdżał, usiedli na trawie i czekali razem z Żydami. Aż do końca nie rozumiałem tej sytuacji. Nie chciałem uwierzyć, że policjanci wymordują wszystkich Żydów. Kiedy jednak łazikiem przyjechał z Marianówki ich przełożony, zaczęła się rzeź. Oficer stanął w samochodzie, coś krzyknął i machnął ręką. Wtedy się zaczęło. Policjanci kazali stawać nad dołami kolejno całym żydowskim rodzinom i jednych po drugich ich rozstrzeliwali. Nie sprawdzali, czy ofiara padająca do dołu była zabita, czy tylko ranna. Jak zapełnili już dwa duże doły, przypędzili ludzi z wioski i kazali zasypać. Później chcieli zrobić to samo z trzecim dołem, ale policjanci nie pozwolili. Jeden z nich oświadczył: Z Żydami się rozprawiliśmy, ale na Polaków przyjdzie jeszcze kolej!

Zbrodniarze ci nie zdążyli jednak zacząć rozprawy z Polakami. Nie przewidzieli, że wkrótce sowieccy partyzanci wybiją ich co do jednego.

Artykuł Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/feed/ 0
Najdoskonalsza powieść Charlesa Dickensa! Porywająca opowieść o moralnej przemianie. [WIDEO] https://niezlomni.com/najdoskonalsza-powiesc-charlesa-dickensa-porywajaca-opowiesc-o-dojrzewaniu-i-doglebnej-moralnej-przemianie/ https://niezlomni.com/najdoskonalsza-powiesc-charlesa-dickensa-porywajaca-opowiesc-o-dojrzewaniu-i-doglebnej-moralnej-przemianie/#respond Sun, 01 May 2022 11:00:48 +0000 https://niezlomni.com/?p=51397

Wielkie nadzieje uważane są za najlepiej skonstruowaną powieść Dickensa. To poruszająca, zapadająca w pamięć książka, ukazująca kunszt pisarski brytyjskiego mistrza pióra. Książka doczekała się dotąd blisko dwudziestu adaptacji filmowych!

Pip jest sierotą. Mieszka z siostrą i jej mężem kowalem. Jednak poznając zdziwaczałą starą pannę Havisham i jej śliczną podopieczną Estelle, ociera się o życie całkowicie odmienne niż codzienność w kuźni.

Po latach, tocząc mozolny żywot kowalskiego czeladnika, Pip otrzymuje od anonimowego darczyńcy sporą sumę pieniędzy. Stawia on wszak jeden warunek – młodzieniec ma wyjechać do Londynu i podjąć edukację.

Pip będzie musiał sam poradzić sobie w wielkim świecie. Zacznie oddalać się od rodziny, zyska za to nowych przyjaciół, ale i wrogów. Będzie również musiał zmierzyć się z zaskakującą prawdą o tym, kim naprawdę jest jego dobroczyńca.

Topniejący majątek sprawi, że zostanie zmuszony, by znów samodzielnie zarabiać na utrzymanie. Jedyne, co mu zostanie, to trwająca niezmiennie miłość do Estelli.

Fragment książki Charles Dickens, Wielkie nadzieje, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Milcząc, wyszliśmy z gospody „Trzech Wesołych Żeglarzy” i udaliśmy się do domu. Przez drogę nieznajomy przyglądał się mnie, to gryzł swe paznokcie. Gdy już dochodziliśmy do domu, Joe wyprzedził nas, aby otworzyć wejściowe drzwi. Narady nasze odbywały się w salonie słabo oświetlonym jedną świecą.

Nieznajomy dżentelmen zasiadł przy stole, przysunął do siebie świecę i zaczął przeglądać swój notatnik. Po czym zamknął go, odsunął na bok świecę i utkwił wzrok w ciemności, szukając Joego i mnie, by się upewnić, gdzie siedzi który z nas.


– Moje nazwisko – zaczął – Jaggers, jestem adwokatem z Londynu i człowiekiem znanym. Mam pomówić z wami o sprawie bardzo dziwnej i zacznę od oznajmienia, że nie ja ją spowodowałem. Jeśliby wcześniej spytali mnie o radę, nie byłoby mnie tu. Nie spytano o nią jednak i jestem. Czynię tylko to, co muszę czynić, jako pełnomocnik mego klienta. Ni mniej, ni więcej.
Uznając widocznie, że niedostatecznie nas widać z miejsca, gdzie siedział, wstał i postawił nogę na krześle w ten sposób, że jedna noga była oparta na siedzeniu, druga na podłodze.
– A więc, Joe Gargery, polecono mi uwolnić was od tego młodzieńca, ucznia waszego. Mam nadzieję, że nie będziecie przeciwni naruszeniu umowy ze względu na jego prośbę i dla jego szczęścia. Nie żądacie czegoś za to?
– Niech mnie Bóg chroni, abym żądał czegoś za to i bym stał na drodze Pipa!
– No bardzo to ładnie mówić: „Niech mnie Bóg uchowa”, ale tu nie miejsce na to. Pytanie brzmi: czy żądacie czegoś czy nie?
– A odpowiedź na to, że nie żądam.


Zdawało mi się, że pan Jaggers spojrzał na Joego z taką miną, jakby go miał za głupiego z powodu bezinteresowności. Byłem oszołomiony tą niespodzianką, a moja ciekawość tak się podsyciła, że prawie nie rozumiałem tego, co usłyszałem.
– Doskonale. Nie zapominajcie danego słowa. Zapamiętajcie sobie, że słowo się rzekło, kobyłka u płota! A teraz wróćmy do tego młodzieńca. Polecono mi oznajmić, że czekają go „wielkie nadzieje”.
Obaj z Joem otworzyliśmy usta ze zdziwienia i spojrzeliśmy po sobie.
– Mam mu oznajmić – mówił pan Jaggers, wskazując palcem w moją stronę – że od niego zależy, czy się stanie właścicielem wielkiego majątku. Następnie, obecny właściciel tego majątku żąda, by natychmiast zmienił sposób życia, oddalił się z obecnego miejsca pobytu i mógł otrzymać wychowanie godne dżentelmena. Jednym słowem, młodzieńca tego czekają „wielkie nadzieje”.
Marzenie me ziszczało się: szaloną fantazję zastępowała jasna rzeczywistość. Pani Havisham zabierała się do urządzenia mojej wielkiej przyszłości.


– Teraz, panie Pip, reszta tego, co mam powiedzieć, odnosi się wyłącznie do pana. Przede wszystkim musi pan wiedzieć, że osoba, która wydała mi to polecenie, pragnie, by pan na zawsze zatrzymał imię Pip. Spodziewam się, że nie ma pan nic przeciw temu, choć pańskie „wielkie nadzieje” są związane całkowicie z tym niewielkim warunkiem. Jeśli ma pan coś do dodania, to proszę się decydować póki czas.

Fragment rozdziału XVIII

Fot. pixabay.com

Artykuł Najdoskonalsza powieść Charlesa Dickensa! Porywająca opowieść o moralnej przemianie. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najdoskonalsza-powiesc-charlesa-dickensa-porywajaca-opowiesc-o-dojrzewaniu-i-doglebnej-moralnej-przemianie/feed/ 0
Przestępcy z Łubianki. Działalność rosyjskiej FSB w relacji największego „zdrajcy” w jej historii. [WIDEO] https://niezlomni.com/przestepcy-z-lubianki-dzialalnosc-rosyjskiej-fsb-w-relacji-najwiekszego-zdrajcy-w-jej-historii-wideo/ https://niezlomni.com/przestepcy-z-lubianki-dzialalnosc-rosyjskiej-fsb-w-relacji-najwiekszego-zdrajcy-w-jej-historii-wideo/#respond Mon, 21 Mar 2022 21:02:49 +0000 https://niezlomni.com/?p=51383

Pomimo wszystkich okoliczności zewnętrznych i osobistych Aleksander Litwinienko chciał zachować ludzką godność i choć odrobinę przyzwoitości w kraju, gdzie jednostka nie znaczy nic, a bezkarność władzy jest nieskończona.

Z przeprowadzonych rozmów dowiadujemy się o szczegółach zatrzymania i postępowaniu sądowym przeciw niemu. Poznajemy jego drogę od wiernego agenta do zbuntowanego „przestępcy”.

Litwinienko usprawiedliwia swój bunt przeciwko systemowi, argumentując, że to nie on zdradził, ale jego zdradzono i oszukano. Poznajemy motywy, jakimi się kierował oraz ideały, które musiał poświęcić w walce o sprawiedliwość w Rosji.

Umierając, oskarżył wprost Władimira Putina: „Może uda ci się uciszyć mnie, ale ta cisza ma swoją cenę. Pokazałeś, że jesteś tak barbarzyński i bezwzględny, jak twierdzą twoi najbardziej wrodzy krytycy. Okrzyki protestu z całego świata będą dźwięczeć w pańskich uszach, panie Putin, przez resztę pańskiego życia. Oby Bóg wybaczył ci to, co zrobiłeś”.

Litwinienko pokazuje, że „tarcza i miecz” partii jest w rzeczywistości ogromną strukturą kryminalną - Władimir Bukowski

Książka straszna, porywająca i potrzebna - Wiktor Suworow

Aleksander Litwinienko urodzony w 1962 roku w Woroneżu, podpułkownik KGB/FSB, emigrant. Zamordowany skrytobójczo w 2006 roku w Londynie. Litwinienko występował otwarcie przeciwko polityce prezydenta Rosji Władimira Putina, szczególnie w odniesieniu do Czeczenii. W listopadzie 1998 roku ujawnił, że wydawano mu rozkazy sprzeczne z prawem, m.in. zamordowania Borysa Bieriezowskiego.

Dwukrotnie aresztowany i uniewinniony udał się na emigrację do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał azyl polityczny. W listopadzie 2006 roku wystąpiły u niego objawy silnego zatrucia. Trafił do szpitala, gdzie zmarł. W lipcu 2014 roku władze brytyjskie wszczęły śledztwo w sprawie jego zabójstwa. Dwa lata później brytyjski wywiad opublikował raport, w którym o zlecenie zamachu przeprowadzonego z użyciem polonu 210 oskarża bezpośrednio byłego szefa FSB Nikołaja Patruszewa oraz prezydenta Putina.

Fragment książki "Przestępcy z Łubianki". Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Rozdział 1
Więzienie
„FSB! Jesteś aresztowany”
– Zaczniemy od aresztowania, które zmieniło całe twoje życie.
Byłeś aresztowany...
– 25 marca 1999 roku. Około trzeciej po południu.
– Na jakim szczeblu podjęto decyzję o aresztowaniu?
– Putin, jako dyrektor FSB, osobiście nadzorował wydział bezpieczeństwa, który mnie rozpracowywał. Aresztowanie nie mogło
odbyć się bez jego wiedzy. Zatrzymali mnie na podstawie decyzji starszego śledczego do spraw szczególnie ważnych, Głównej Prokuratury Wojskowej Rosji, podpułkownika Barsukowa. Nakaz wydał zastępca głównego prokuratora wojskowego – generał-lejtnant Jakowlew. On sankcjonował aresztowanie. Zatrzymali mnie funkcjonariusze FSB. Oddział Specjalny Wydziału Kontrwywiadu Gospodarczego (dawni funkcjonariusze grupy „Alfa”). Zadziwiające było to, że grupą dowodził mój kolega, z którym uczestniczyliśmy w wielu operacjach specjalnych Borys Diecijew.
– Gdzie to się odbyło?
– W centrum Moskwy, niedaleko hotelu „Rosija”.
– Jako doświadczony fachowiec, wiedziałeś, że będziesz aresztowany? Przeczuwałeś to?
– Tak, wiedziałem. Nie przypuszczałem tylko, że wszystko odbędzie się tak demonstracyjnie i po chamsku. W tym czasie pracowałem
w Komitecie do spraw WNP-u Bieriezowskiego. Poprzedniego dnia
wieczorem, kiedy wybierałem się już do domu, zatelefonował do
mnie mój były współpracownik pułkownik Szebalin i powiedział:
„Musimy się szybko zobaczyć”. Umówiliśmy się na spotkanie niedaleko hotelu „Sputnik” na prospekcie Wiernadskiego. Usiadł obok
mnie w samochodzie, poprosił, żebym odwiózł go do domu, i zaczął
zadawać jakieś dziwne pytania:
„Ludzie bardzo się interesują, jakie są stosunki między Putinem
i Bieriezowskim”. Wszyscy wiedzą, że Putin przyszedł na urodziny żony Bieriezowskiego. To były trudne czasy, i nikt nie przyszedł – tylko
Putin; z kwiatami. Potem Bieriezowski w jakimś wywiadzie opowiadał, że gdy spytał Putina: „Wołodia, nie myślisz, że będziesz miał problemy?” ten odpowiedział: „Przecież jestem twoim przyjacielem”.

Teraz rozumiem, że ludzie planujący moje aresztowanie zachowali
ten dzień w pamięci. A może znowu będą przyjacielskie objęcia...
Mówię: „Wicia, nic o tym nie wiem. Zapytaj sam... A po co chcesz
to wiedzieć?”.

On na to: „Ludzie się interesują. Ludzie bardzo się interesują”. Ja: „A ludziom co do tego?”. „Nic nie rozumiesz, a może
Putin sprzedaje interesy Ojczyzny. I takiego człowieka zrobili dyrektorem FSB”. Ja: „Wicia, każesz mi jak najszybciej przyjechać na drugi koniec Moskwy po to, żeby mi powiedzieć, że Putin sprzedaje interesy Ojczyzny? Moglibyśmy o tym porozmawiać jutro”.


Długo myślał, wreszcie powiedział: „Wiesz, że cię zaaresztują? I to
będzie najprawdopodobniej jutro”. Uśmiechnąłem się: „Dlaczego zacząłeś od Putina i interesów Ojczyzny, a nie od tej rewelacji? Kto mnie aresztuje i skąd o tym wiesz?”. Odpowiedział: „Nie mogę powiedzieć, moi ludzie mi donieśli. Aresztują, lepiej byś się ukrył”.
– Prowokował cię do ucieczki?
– Tak. Teraz to rozumiem. Wtedy odpowiedziałem, że nie ucieknę.
Dlatego że nie przypominałem sobie żadnych przewinień i niczego
się nie bałem. Jeśli postanowili mnie aresztować (to było zaraz po
konferencji prasowej), niech to zrobią.
– Następnego dnia ...
– Rano szykowałem się do pracy. Wsiadłem do samochodu i nie mogłem odpalić. Zadzwoniłem do kolegi. Długo razem majstrowaliśmy – bez rezultatu. Kolega powiedział, że trzeba wymienić jakąś część. Pojechaliśmy za miasto, w stronę Podolska, tam jest duży sklep z częściami samochodowymi. Takie wspomnienie: na ulicy zobaczyłem bufet z pieczonymi kiełbaskami. Ponieważ nie zdążyłem zjeść śniadania, myślałem – kupić kiełbaskę czy nie? W rezultacie postanowiłem, że zjem później. A w Lefortowie często wspominałem te kiełbaski. Zreperowaliśmy samochód, pobiegłem do domu przebrać się. Kiedy zdejmowałem dres, myślałem – brać teraz prysznic czy wieczorem? Potem i ten prysznic często wspominałem.


Jeszcze jeden interesujący fakt. Cały dzień wywoływał mnie na
mój pager Pońkin: „Sasza, gdzie jesteś?, Sasza, gdzie jesteś?”.
– To znaczy, że już za tobą łazili? Kontrolowali wszystkie
twoje ruchy?
– Potem, kiedy już wyszedłem z więzienia, zapytałem Pońkina:
„Andriej, dlaczego tamtego dnia cały czas wołałeś mnie przez pager?”. Odpowiedział, że Szebalin siedział obok niego i cały czas prosił: „Zadzwoń do Litwinienki, zapytaj, gdzie jest”. Sam przez cały czas wybiegał z gabinetu i do kogoś dzwonił. Pewnie Szebalina przepytywali w FSB: „Gdzie on jest, umówiliście się na spotkanie”. Więc jak jechałem do pracy, oni doskonale wiedzieli, gdzie i którędy jadę. Samochód zawsze zostawiałem na zjeździe przed hotelem
„Rosija”, przy północnym wejściu. Zamknąłem drzwi, zrobiłem
dwa kroki i nagle obok mnie przejeżdża biały volkswagen, a z niego
wyskakują ludzie w cywilu...Znałem tego volkswagena – razem z tą grupą jeździłem na zatrzymania. W tym samochodzie woziliśmy uwolnionych zakładników. A tu – łapią mnie! Zobaczyłem Borię Diecijewa. Wyciągnął legitymację i krzyczy: „FSB! Jesteś aresztowany”. Błyskawicznie wykręcili mi ręce do tyłu. Pierwsza moja myśl – to jest Boria. Byliśmy w dobrych stosunkach. Wyjeżdżaliśmy często na akcje, ufałem mu, on – mnie.
A teraz mi skuwa ręce. Mój Boria wyciąga legitymację FSB i krzyczy:
„Jesteś aresztowany”. A ja stoję i uśmiecham się.
Krzyknęli: „Ma pistolet, zabierajcie pistolet”. Mówię: „Nie mam
pistoletu”. Zaczęli mnie bić. Dwa, trzy razy uderzyli mnie po plecach.
Zapytałem: „Lepiej wam?”. Ktoś powiedział: „Nie bić go”. Tam siedział śledczy. Powiedział: „Jesteś aresztowany”. Zapytałem: „O co jestem oskarżony?”. „Półtora roku temu podczas zatrzymywania podejrzanego przekroczyliście uprawnienia służbowe”.


Pokazał mi nakaz aresztowania.
– Dokąd cię zawieźli?
– Do prokuratury wojskowej, do Barsukowa. Już wcześniej o nim
słyszałem. Na początku marca byłem w delegacji służbowej, zatelefonował do mnie do domu, teściowa powiedziała: „Dzwonił do ciebie jakiś Barsukow”. Pomyślałem: może to Michaił Iwanowicz Barsukow, były dyrektor FSB, którego znałem osobiście. Zapytałem teściową: „Jak się przedstawił?”. „Barsukow Siergiej Waleriewicz z prokuratury wojskowej”. To było 3 marca. Potem, jak wróciłem z delegacji, około 10 marca, podszedł do mnie starszy lejtnant Łatyszonok, mój były podwładny, i mówi: „Wezwali mnie do Głównej Prokuratury Wojskowej i zmusili, żebym napisał oświadczenie, że kogoś tam pobiłeś”.
– „A ty co, Kostia?” – zapytałem. Odpowiedział: „Nie napisałem. Przecież nikogo nie pobiłeś. Wtedy zaczęli mi grozić, że mnie posadzą, zniszczą, i żebym jednak pisał”. Na szczęście Łatyszonok opowiedział o tym przed sądem. Powiedział tak: „Śledczy groził mi aresztowaniem, krzyczał i wymuszał zeznania przeciw Litwinience”.
Ale wróćmy do momentu aresztowania. Przywieźli mnie do
Głównej Prokuratury Wojskowej, posadzili naprzeciw śledczego, tam
już byli funkcjonariusze, którzy mnie zatrzymali. Kajdanki wrzynały mi się w ręce. Kilka razy prosiłem: „Poluzujcie kajdanki, ręce mi
spuchły”. „Nie, siedź w kajdankach”. Potem zostały mi szramy na
nadgarstkach. Powiedziałem: „Nie zdejmiecie, to nie będę odpowiadał”. Barsukow dał polecenie i zdjęli mi kajdanki. Przyszedł generał-major Bagrajew. W mundurze marynarskim, ze złotym łańcuchem na szyi (teraz jest adwokatem Gusinskiego). Zawsze śmieszyły mnie błyskotki u ludzi w wojskowych mundurach.
„No co, aresztowali?”. Odpowiadam: „Jak widać, siedzę przed
wami, towarzyszu generale, to znaczy, że aresztowali. Tylko nie
rozumiem, za co”. „Zaraz wszystko wam wyjaśnią – uspokoił mnie
generał. – Gdzie są klucze od waszego mieszkania?”.
Szarpnąłem się: „Przeszukanie będziecie robić, czy co?”.
– „Odpowiadajcie na moje pytania”.
Zaczęli mnie rewidować. Wypatroszyli moją teczkę, znaleźli notatnik i notes z adresami i telefonami. Bagrajew złapał notes, a tam miałem różne nazwiska. Czyta: „Walia Jumaszew, Borys Bieriezowski”. Mówi: „Jakiego człowieka zatrzymaliśmy! Niezły ptaszek! I co, wszystkich znasz?”. Znowu pytam: „O co jestem oskarżony?”. Baruskow pokazuje nakaz o pociągnięciu mnie do odpowiedzialności karnej jako podejrzanego i o aresztowaniu. „Teraz – mówi Bursakow – proponuję, żebyście zeznawali”. – „Siergieju Waleriewiczu, nie będę zeznawał. Proszę o adwokata, wtedy będziemy rozmawiać”. „Wiecie, Aleksandrze Walterowiczu, rozpoznano was”. Zadaję pytanie: „Wyjaśnijcie mi, jeśli kogoś pobiłem, to dlaczego on przez półtora roku milczał, nigdzie się nie zwracał, nie pisał skarg?”. „Nie trzeba było – mówi – urządzać konferencji prasowej”.
– Tak właśnie powiedział?
– Od razu powiedział: „Po co poleźliście do telewizji? Kto was o to
prosił? Siedzielibyście sobie cicho. A wy przyszliście na konferencję
prasową, i was rozpoznali w telewizji”.
W tym momencie wchodzi do gabinetu Bagrajew i pyta: „No
i co, przesłuchujecie go?”. Od razu mówię, że bez adwokata przesłuchania nie będzie. Bagrajew: „W takim razie do więzienia”. Znowu wsadzili mnie do samochodu. W drodze Diecijew próbował ze mną rozmawiać. „Zrozum, przecież cię mogą zabić w Lefortowie, w celi, może ci się coś stać. I nigdy żywy nie wyjdziesz na wolność”...
– To mówił twój przyjaciel?
– Tak, Diecijew. Zapytałem: „Boria, co ja mogę zrobić?”.
„Po co ci to było? Po co polazłeś do telewizji? Po co wystąpiłeś
przeciw systemowi? Przecież ludzie cię uprzedzali”. Całą drogę
lamentował. Dojechaliśmy do Lefortowa. Autobus przed więzieniem zatrzymał się, wykręcił i ruszył z powrotem. Zapytałem: „Dlaczego mnie do więzienia nie wsadziliście?” Wyjaśnili, że zapomnieli zabrać nakazu o zatrzymaniu w areszcie. Myślę, że dawali mi czas na przemyślenie sprawy. Myśleli, że jak podwiozą mnie pod więzienie, padnę na kolana i zacznę błagać: „Chłopaki, nie wsadzajcie mnie. Zeznam wszystko, co tylko chcecie”. „Zabrali” nakaz i zawieźli ponownie do więzienia. Milczeli. Nikt już nie uprzedzał, że to koniec, że „mogą mnie zabić i rodziny już więcej nie zobaczę”. Zrozumieli, że zastraszanie jest bez sensu. „Przesłuchanie” zostało zakończone.
Przywieźli mnie do więzienia i natychmiast jeden z grupy, która
mnie zatrzymała, wycelował we mnie wideokamerę i mówi: „Powiedz, że nie masz pretensji do nikogo z tych, którzy cię zatrzymali”. Ta głupota zawsze mnie rozśmieszała. Odpowiedziałem: „Nie będę nic mówić”. Przyszedł Diecijew: „No powiedz, przecież jesteśmy przyjaciółmi, po starej przyjaźni, powiedz”.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Replika oraz Oficyny Wydawniczej Volumen

Artykuł Przestępcy z Łubianki. Działalność rosyjskiej FSB w relacji największego „zdrajcy” w jej historii. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/przestepcy-z-lubianki-dzialalnosc-rosyjskiej-fsb-w-relacji-najwiekszego-zdrajcy-w-jej-historii-wideo/feed/ 0
Dialog z diabłem o otaczającej nas rzeczywistości. Najnowsza powieść Pawła Lisickiego https://niezlomni.com/dialog-z-diablem-o-otaczajacej-nas-rzeczywistosci-najnowsza-powiesc-pawla-lisickiego/ https://niezlomni.com/dialog-z-diablem-o-otaczajacej-nas-rzeczywistosci-najnowsza-powiesc-pawla-lisickiego/#respond Sat, 18 Dec 2021 08:49:46 +0000 https://niezlomni.com/?p=51370

Publikacja napisana w formie bloga, którego autorem jest książę ciemności - szatan. Poprzez zapiski diabła Paweł Lisicki komentuje niełatwą rzeczywistość. Autor porusza tematy z pierwszych stron gazet – np. eutanazję, aborcję, LGBT, komunizm, pandemię, moralność czy też zagadnienia teologiczne. Rozpatruje i omawia je z punktu widzenia nienawidzącego ludzi szatana. Zaskakująca, przewrotna, przenikliwa i bardzo pouczająca lektura.

Paweł Lisicki, System diabła. Blog z piekła rodem, Wyd, Fronda, Warszawa 2021. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Fronda.

@@@
Jak ja was nienawidzę, synowie Adama. Was, małp, które uzurpują sobie prawo do bycia najbardziej ukochanymi istotami Wielkiego Łaskawcy. Odzyskałem wreszcie kontrolę nad światem. Mam go w garści i nikt mnie już nie wykiwa. Nadeszły radosne chwile oczekiwania na kapitulację. Na przybycie posłańca, który przyniesie białą flagę. Lada moment zatriumfuję.

@@@

Doprowadziłem do tego, że małpy ukochały zniewolenie. Pantokrator dał im wolną wolę, a ja znalazłem sposób, żeby się jej wyrzekli. Wolność zastąpili wygodą. Mogę nimi sterować i manipulować. Sami myślą o sobie jak o zwierzętach. Zabiłem w nich duszę. Są teraz konstruktorami własnego zatracenia.

@@@
Zbliża się najważniejszy moment w historii świata. Nieubłaganie nadchodzi moje zwycięstwo. Zaczynam więc robić notatki z moich działań, aby służyły pomocą w diabelskich uczelniach. To jest blog wszech czasów. My, diabły, kochamy technologię i uwielbiamy nowinki. A po zwycięstwie nie będzie już niczego nowego. Przecież idziemy do boju po to, żeby było jak dawniej. Zanim pojawiła się małpa zwana człowiekiem.

Pierwsza prezentacja eksluzywnego bloga księcia ciemności z darknetu.

O autorze:

Paweł Lisicki – (ur. 1966) – eseista, pisarz, tłumacz, redaktor naczelny i współwydawca tygodnika ,,Do Rzeczy”. W latach 2006 – 2011 redaktor naczelny dziennika ,,Rzeczpospolita”, założyciel i pierwszy redaktor naczelny tygodnika ,,Uważam Rze ”. Pisze dramaty, powieści, wstępy krytycznoliterackie.

Autor ponad 20 książek teologicznych, filozoficznych i historycznych. Najbardziej znane to „Nie-ludzki Bóg”, „Doskonałość i nędza” (w 1998 roku otrzymał za nią Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego), „Kto zabił Jezusa?”, „Krew na naszych rękach?” (Główna Nagroda Wolności Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w 2017 roku), „Epoka Antychrysta”, „Dogmat i tiara. Esej o upadku rzymskiego katolicyzmu” (Nagroda Mackiewicza w 2021 roku) oraz „Kto fałszuje Jezusa?”. Opublikował też dwa wywiady-rzeki z kardynałem Gerhardem Muellerem (nagroda Feniks w 2019 roku) i biskupem Athanasiusem Schneiderem, poświęcone relacjom Kościoła i współczesności.

Jego książki zostały przetłumaczone m.in. na francuski, węgierski i czeski. Publikuje wywiady, analizy i komentarze w najważniejszych polskich gazetach i tygodnikach. Jest częstym gościem programów publicystycznych w telewizji i internecie.

Fragment książki „System diabła. Blog z piekła rodem”:

Rozdział – Odejście

@@@
Wszystko to się nawzajem nakręca i warunkuje: aborcja, związki homoseksualne, adopcje dzieci przez takie pary, promocja trans, eutanazja, kompostowanie, orgie, swingersi, sadomasochizm, masochizm, ateizm. Coraz łatwiej i coraz szybciej się do nich dobieram. Pokonałem ostatni bastion, za którym ukrył się Wielki Łaskawca. Nawet śmierć o nim nie przypomina.

Pamięć o śmierci długo pętała mi ręce. Dopóki duszyczka nie zeszła z tego świata, zawsze mogła wywinąć numer i zbiec. W ogóle śmierć nadawała małpom pewną, powiem to tak, gravitas. Bałem się tego ostatecznego starcia. Mnie, czystemu bądź co bądź duchowi, nie jest łatwo zrozumieć, czym jest dla nich śmierć. Tym bardziej że zdecydowana większość nie ma wglądu poza doczesne życie i nie dostrzega, tak jak ja, obu stron medalu.

Gdyby wierzyli, że mają tylko życie tu i teraz, szybko bym się z nimi uporał. Jednak mrzonki o nieskończonym szczęściu i powstaniu z martwych tak im zawróciły w głowie, że niewiele mogłem zdziałać. Opatulili się w tę wiarę niczym w zbroję. Trudno było ich dopaść, tym bardziej że większość, odchodząc, miała przy sobie klechy. Trzysta lat temu zasiałem w nich wątpliwość. Powoli przestali wierzyć w drugie życie. Wyzwolenie najpierw pobudziło wyobraźnię i energię. Chodzili jak pijani. Byli upojeni szczęściem i poczuciem swojej mocy. Z czasem doczesność zaczęła im coraz bardziej ciążyć. Kiedyś troszczyli się o to, w jaki sposób odejdą na drugi świat i jak będą się przede mną zabezpieczać (łajdaki). Teraz kłopoczą się jedynie tym, jak odejść bezboleśnie. W ogóle o to się jednie troszczą. O unikanie bólu, o satysfakcję, wygodę. Najchętniej zrobiliby ze świata przeogromny szpital.

@@@
Dawniej starość była spełnieniem życia. Starzy byli mądrzy. Dziś starość to przekleństwo. Stare małpy są zbyteczne, są ohydne, puste. Nie mogą kopulować i to mówi wszystko. Niektórzy, jeśli są bogaci, mogą ukrywać wiek, wygładzać zmarszczki, przeklejać skórę, powiększać te i inne członki, ale wewnętrzny żar i tak w nich gaśnie, a choroby prędzej czy później ich dopadają. Najgorsze, że mimo wszystkich lekarstw nie mogą całkiem uśmierzyć lęku. Widzą, że wypełnia się los. Gorzej, że nie mają nic istotnego do przekazania, bo ich doświadczenie zda się psu na budę. Małe zwierzątko ze smartfonem wie dziś więcej o świecie niż oni, z całym tym bagażem dziesięcioleci na karku. Doświadczenie, które zgromadzili, już się nie liczy. Przyszłość zawsze ich wyprzedza. Młodość, młodość, młodość. Młodość i basta. Starość na śmietnik.

@@@
Dwadzieścia lat temu wypromowaliśmy hasło „życie niegodne życia”. W tym celu do walki rzuciłem wszystkie biesy. Wiedziałem, że jeśli ich tu przełamię, będę ich miał w garści. Odbiorę zabawki Wielkiemu Łaskawcy. Chwali się, że jest wszechmocny, bo jest on panem życia i śmierci. Jak trwoga, to do Boga. Cha, a ja to przełamałem. Odarłem śmierć z tajemnicy, z misterium. Z tego, co nieuchronne, zrobiłem zwykłą ludzką decyzję. Włączyłem śmierć w doczesność. Donikąd nie prowadzi, niczego nie otwiera.

Nauczyłem małpy, że mają same postanawiać, kiedy znikają. Wprawdzie „kiedy” to nie to samo co „czy”, ale od czego jest dialektyka? Tak to urządziły, żeby decyzja, choć własna, była jednocześnie państwowa, czyli legalna, czyli zgodna z wolą powszechną, czyli moralna. Wymyśliły, że zrobi to za nich państwo, wyznaczeni lekarze, fachowcy, specjaliści. Odchodzą zgodnie z nauką, a nie z postanowieniem Wielkiego Łaskawcy. Troszczą się tylko o to, by uśmierzyć ból i do końca jak najmniej cierpieć. Zabawne, gdyby mieli dość sił, nawet z piekła zrobiliby ośrodek rehabilitacyjny.

Dla nich żyć to nie cierpieć. A cierpieć oznacza naprawdę nie żyć. Skoro starość i cierpienie zwykle kiedyś się przecinają, bo ogół małp nie umiera nagle i bezwiednie, ale po długiej i ciężkiej, wyczerpującej chorobie, to odebranie sobie życia samemu, zanim całkiem straci ono wartość, staje się postulatem słusznym. Sprawiedliwość polega na tym, żeby każdy mógł się w spokoju zabić albo, ściślej, żeby każdego w odpowiednim momencie uśmierciło państwo. Jeśli nie potrafi zrobić tego sam, bo jest psychicznie za słaby, powinni się tym zająć wyznaczeni przez państwo eksperci. Potrafi czy nie potrafi: państwo uzyskało w ten sposób prawo do zabijania własnych obywateli, nawet jeśli za ich zgodą. Wszystkie czarty wspierają ich ze wszystkich sił. Tak jak wprowadziłem do obiegu aborcję, tak to samo zrobiłem z eutanazją. Miła, obca nazwa bardzo cieszy uszy.

Wydarłem ich całkiem klechom i teraz, kiedy muszą stawić czoło ostateczności, to ja jestem przy nich. Drugą stronę odpędzają. Większość z tych, którzy zlecają zabicie siebie samych, jest przekonana, że nie istnieje ani Wielki Łaskawca, ani ja. Co do tego bardzo się mylą, ale z pewnością nie jest w moim interesie wyprowadzanie ich z tego błędu.

@@@
Skupiam się na tym, żeby przekonać ich, jakim błędem jest życie. Do niczego nie prowadzi, od nikogo z góry nie pochodzi. Staje się nieważkie, ulotne, chwiejne, puste. Ostatecznie w ogóle traci rangę i wartość. Nawet zdrowi i pozornie zadowoleni dojdą do tego, że najlepiej byłoby albo zniknąć, albo się przemienić w inny gatunek, najlepiej w roboty, które zresztą, szczerze mówiąc, niezbyt mnie zajmują. Ja jestem łowcą dusz, ich łaknę, je pragnę zdobyć i dręczyć. Eutanazja to rozwiązanie idealne. Akceptacja dla niej to czytelny znak absurdalności życia. Raz uruchomiony proces neutralizacji życia będzie musiał przynosić kolejne efekty. Będzie rosła liczba ludzi, którzy z tej usługi korzystają. Będą to coraz nowsze kategorie – nie tylko starzy i chorzy śmiertelnie, lecz także młodzi i chorzy śmiertelnie, a potem nie tylko śmiertelnie i nie tylko chorzy. Na końcu będą to fizycznie zdrowi, którym nie chce się żyć. A komu będzie się chciało, skoro życie jest puste i kończy się zawsze tak samo?

@@@
Jedną rzeczą jest teoria, inną realizacja. Najważniejsze w mojej pracy jest zdobycie zaufania klientów. Niektóre czarty są za szybkie i potem małpy się boją. Pierwszy raz przełamałem ich strach i wprowadziłem eutanazję w latach 30. XX wieku w Niemczech. Niestety, oni się tak rozochocili, że z tego, co powinno być daniem rzadkim i wybornym, zrobili garkuchnię. Niemcy w ogóle są zawsze prymusami i to kłopot. Jak reszta małp zobaczyła, co z tego wynikło, a wynikła z tego hekatomba trupów, to wzięli nogi za pas i się wycofali. Do czasu. Nigdy nie mów nigdy. Asmodeusz, demon Holandii, dwadzieścia lat temu dał sobie z nimi radę. Za jego poduszczeniem małpy ogłosiły, że zabójstwo nie jest zabójstwem, jeśli dokonuje się go na życzenie zabijanego. Mówiłem, jak kocham tę ich pokrętność, nic dziwnego, że zwiedli zwodziciela. Wszystko to przecież tylko pudrowanie i fasada. Wiemy, że kto mówi A, ten mówi wkrótce B, a potem wszystkie litery alfabetu. Strach przed cierpieniem i poczucie pustki po śmierci doprowadziły do wprowadzenia nowego prawa zezwalającego na uśmiercanie. Znowu łapię się za kopyto i krzyczę – dialektyka. Tak bardzo boją się śmierci, że aż na nią zobojętnieli. Tak bardzo boją się sądu, że wyparli się śmierci.
Początki były skromne. Liczba ofiar niewielka, a i tak, przynajmniej teoretycznie, przed wykonaniem zabiegu trzeba było poprosić o zgodę lekarzy. Trochę z innymi czartami kręciliśmy na to nosem. Marzyło się nam prawo powszechne, przeznaczające do eliminacji wszystkich od określonej granicy wieku. Byłoby ono w pełni równościowe i ludzkie. Pracuję nad tym. Zanim to nastąpi, a jestem pewien, że tak się stanie, trzeba się cieszyć z tego, co jest. Niewielka szczelina zaczęła się szybko poszerzać. Z roku na rok liczba eutanazjowanych rosła. Pojawiły się nowe kategorie. Do Holandii szybko dołączały inne kraje.

Dwadzieścia lat po pierwszym zabiegu pojawił się nowy pomysł. „Holandia chce zalegalizować »pigułkę śmierci« dla osób, które ukończyły 70 lat i czują się... zmęczone życiem. Rząd pracuje nad prawem umożliwiającym »eutanazję na życzenie«. Bez recepty, bez żadnej podstawy medycznej, tak w Holandii najpierw seniorzy, a potem zapewne już każdy »zmęczony życiem«, będą mogli zakończyć swoją ziemską wędrówkę”. Do tego ich doprowadziłem. Wprawdzie 70 lat to wciąż sporo, poza tym w mojej koncepcji nie chodzi o prawo, lecz o przymus, ale jestem pewien, zapewnia mnie o tym demon Holandii, że wkrótce oba postulaty znajdą poparcie. Wszystko to wielka zasługa sędziego Sądu Najwyższego, profesora prawa, eseisty i naukowca, niejakiego Huiba Driona. Czterdzieści lat temu Drion, za naszym poduszczeniem ma się rozumieć, zaczął lansować pomysł, zgodnie z którym państwo powinno udostępnić obywatelom, którzy ukończyli 70 lat, trującą pigułkę, tak aby ci obywatele mogli sami zadecydować, kiedy chcą odejść z tego świata. Drion zmarł spokojnie z przyczyn naturalnych, podczas snu w swoim domu w Lejdzie w 2004 roku, w wieku 86 lat. Od siedemnastu lat codziennie połyka u nas w piekle całe stosy trujących pigułek i ciągle, mimo cierpienia, umrzeć nie może. Ale to informacja całkiem na marginesie. (…)

Artykuł Dialog z diabłem o otaczającej nas rzeczywistości. Najnowsza powieść Pawła Lisickiego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dialog-z-diablem-o-otaczajacej-nas-rzeczywistosci-najnowsza-powiesc-pawla-lisickiego/feed/ 0
Mądry głupiec. Pasjonująca historia błazna na przestrzeni wieków https://niezlomni.com/madry-glupiec-pasjonujaca-historia-blazna-na-przestrzeni-wiekow/ https://niezlomni.com/madry-glupiec-pasjonujaca-historia-blazna-na-przestrzeni-wiekow/#respond Thu, 09 Dec 2021 05:33:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=51360

Dziwna postać błazna całe wieki fascynowała ludzi. Zarówno wielkich twórców jak i prostych kaznodziejów, natchnionych średniowiecznych mistyków, drobnych kupców i potężnych książąt, teologów i filozofów. Ogniskowały się w niej lęki i marzenia człowiecze, strach, agresja i wszelkie możliwe dewiacje. W błazeńskim kostiumie i kapturze z dzwoneczkami chadzały śmiech i gorzka ironia, obsceniczny żart i bolesna prawda.


Błazen. Dzieje postaci i motywu to niezwykła praca omawiająca nawet te najstarsze wizerunki błazna. Dzięki niej mamy szansę zajrzeć do starożytnego Egiptu, do Grecji i Rzymu, a także poznać dzieje błaznów dworskich i wiejskich wesołków – bohaterów ludowej kultury śmiechu, w której ważną rolę odgrywa Arlekin, błazen w kostiumie zszytym z kolorowych rombów.

Fragment książki Mirosław Słowiński, Błazen. Dzieje postaci i motywu, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie internetowej Wydawnictwa Replika. 

Będzie to historia błazna dosłownie, począwszy od ustaleń archeologii społecznej, historia błazna „na etacie”, a także historia motywów błazeńskich i postawy błazeńskiej w literaturze. Dziwna postać błazna całe wieki fascynowała zwyczajowych zjadaczy chleba i wielkich twórców, prostych kaznodziejów i natchnionych średniowiecznych mistyków, drobnych kupców i potężnych książąt, teologów i filozofów. Archaiczna mitologia powołała komicznego sobowtóra demiurga, którego czyny miały równoważyć dokonania kulturowego bohatera. Rytuały świąt agrarnych zrodziły postać tymczasowego króla, błazeńskiego zastępcę władcy, który ginął straszliwą śmiercią po zakończeniu obrzędów symbolicznego uśmiercenia i odradzania świata. W błazeńskim kostiumie i kapturze z dzwoneczkami chadzały śmiech i gorzka ironia, obsceniczny żart i bolesna prawda. Błazen asymilował marzenia ludzi o utraconej wolności, nieodparte pragnienie ucieczki z tego świata i równoczesną tęsknotę do wiecznego na nim pozostania. W postaci tej ogniskowały się lęki i marzenia człowiecze, ale także strach, agresja i wszelkie możliwe dewiacje.

Poprzez komiczną i demoniczną równocześnie figurę błazna wyrażali swe najgłębsze myśli wybitni ludzie renesansu, poszukujący w starych chrześcijańskich źródłach sposobu odnowy religii i Kościoła, uzdrowienia nauki i nowych, ożywczych impulsów dla filozofii. Błazen był i go nie było. Istniał w świecie i poza nim. Tkwiąc poza prawem – tkwił równocześnie w systemie. Jego postać wypływała na powierzchnię skłębionych ludzkich namiętności w czasach wielkich społecznych konfliktów, w czasach, w których ginęły stare wartości i nadchodził nowy porządek. Był probierczykiem obyczajów i zachowań społeczeństw wobec ludzi chorych umysłowo, wobec ludzi „innych”. W powszechnym odczuciu, jak i w wielkich szekspirowskich dramatach błazen wyrażał głębokie odczuwanie przez człowieka tragizmu własnej egzystencji.

W pierwszych założeniach miała to być książka o błaźnie w kulturze staropolskiej. Brak jest bowiem w literaturze polskiej zwartego opracowania omawiającego wszechstronnie ten temat. Najwięcej uwagi w naszym piśmiennictwie poświęcono, jak nietrudno zgadnąć, postaci błazna Jagiellonów – Stańczyka.

W innych studiach temat błazna traktowany był jako wąski fragment większej całości. Najwcześniejsze próby weryfikacji wiedzy dotyczącej historycznych postaci wesołków podjął I. Krasicki, po nim interesujące źródła odkryli dziewiętnastowieczni badacze starożytności polskich: K. Wójcicki, A. Grabowski, J.I. Kraszewski, M. Bobrzyński i inni. Można też wspomnieć amatorską pracę L. Lepszego Lud wesołków w dawnej Polsce (1899). Ciekawe, chociaż w ogólnym wymiarze zainteresowań autorów marginalne uwagi i spostrzeżenia wnieśli w swych pracach S. Windakiewicz, K. Badecki, A. Brückner czy J.S. Bystroń.

Współczesna literatura przynosi nam ważne studia J. Krzyżanowskiego W wieku Reja i Stańczyka (1958), S. Grzeszczuka Błazeńskie zwierciadło (1970), M. Gutkowskiego Komizm w polskiej sztuce gotyckiej (1973), czy H. Dziechcińskiej Literatura a zabawa (1981). W trakcie pracy bardzo szybko jasnym się stało, iż nie można właściwie jej wykonać bez odtworzenia całego systemu odniesień do kształtowania się historii postaci i motywu błazna w kulturze europejskiej.

W dziele Uczta mędrców greckiego erudyty Atenajosa z Naukratis (II/III w.) znajdujemy najstarsze studium dotyczące profesji błazeńskiej. W szesnastym wieku T. Garzoni w La piazza universale (1585) dokonuje po raz pierwszy klasyfikacji postaci błaznów według walorów ich umysłów i jakości dowcipu. K.F. Flögel jest autorem pierwszej historii błaznów dworskich. Jego Geschichte der Hofnarren ukazała się w 1789 r. i zawiera dzieje błaznów dworskich od najstarszych zapisów po czasy autorowi współczesne.

W wieku dwudziestym lista książek traktujących o błaźnie wydatnie wzrosła. Znaczące studium E. Welsford pt. The Fool ujrzało światło dzienne w 1935 r. Niezwykle ważną pracą jest Dwarfs and Jesters in Art (1957) E. Tietze-Conrat. Jedna z ostatnich książek na ten temat to M. Levera Le sceptre et la marotte (1983).

Postać i motyw błazna i błazeństwa w literaturze to przede wszystkim praca W. Kaisera Praisers of Folly (1963), niezwykle istotne uwagi możemy również znaleźć w licznych tekstach M. Bachtina, przede wszystkim w książce Twórczość Franciszka Rabelais’go a kultura ludowa średniowiecza i renesansu. Prace: J.G. Frazera Złota Gałąź, E. Mieletinskiego Poetyka mitu pozwalają zrozumieć świat komicznych sobowtórów przewijających się w starych mitach pierwotnych społeczeństw. Z rozlicznych lektur i poszukiwań wąskie z założenia studium o dziejach błazna w dawnej kulturze polskiej przerodziło się w próbę napisania monografii o błaźnie w kulturze śródziemnomorskiej. Książka jest relacją ze stanu badań, próbą przedstawienia własnego poglądu na miejsce błazna w dziejach kultury, jest także bardziej szczegółową analizą historii postaci i motywu błazna w kulturze i literaturze dawnej Polski.

 

Artykuł Mądry głupiec. Pasjonująca historia błazna na przestrzeni wieków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/madry-glupiec-pasjonujaca-historia-blazna-na-przestrzeni-wiekow/feed/ 0
Niemcy ludziom zgotowali ten straszny los. Sekretny dziennik Holokaustu https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/ https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/#respond Wed, 08 Dec 2021 20:23:31 +0000 https://niezlomni.com/?p=51357

Niezwykła historia młodej arystokratki, która w niemieckim obozie pracy poznała prawdziwą miarę człowieczeństwa. Nonna Bannister spisywała pamiętniki jako młoda dziewczyna – na gorąco, podczas wojny. Jednak okropności Holokaustu, których doświadczyła, niemal zabrała ze sobą do grobu. Jej zapiski, odkryte na nowo, gdy była już wiekową kobietą, odsłaniają tę niezwykłą historię.


Nonna Lisowska pochodziła z bogatej rosyjskiej rodziny i jako jedyna spośród bliskich przeżyła II wojnę światową. W 1950 roku przyjechała do USA, gdzie poślubiła Henry’ego Bannistera. Nigdy nie wspominała o swoich doświadczeniach. Napomknęła o nich dopiero kilka lat przed śmiercią w 2004 roku. Wtedy ujawniła bliskim swoje pamiętniki, pierwotnie spisane w sześciu językach na skrawkach papieru, trzymane przez całą wojnę w poduszce przywiązanej do ciała.

Jako Rosjanka z rodziny cieszącej się przywilejami, młoda Nonna trafiła do niemieckiego obozu pracy, gdzie szybko poznała wartość ludzkiego życia i znaczenie przebaczenia.

Jej zapiski to niezwykłe spojrzenie na opresyjną naturę rosyjskiego komunizmu i okrutne zło nazistowskich Niemiec. Co jednak ważniejsze, zza przejawów ludzkiej deprawacji widocznej w przerażających aktach brutalności i mordach, przebijają promyki nadziei uosabiane przez ludzi: prawosławną babcię, wątłego żydowskiego chłopca czy grupę niemieckich katolickich zakonnic i księży. Za ich sprawą ten pamiętnik rozdziera serce, choć jednocześnie jest pełen nadziei, niezapomniany.

Dzięki współpracy autorek i syna Nonny, jej wspomnienia nabrały kształtu i jeszcze głębiej przemawiają do wyobraźni. Dają wgląd w osobiste i bolesne refleksje zrodzone w najmroczniejszym okresie w dziejach ludzkości.

To historia o miłości i stratach, których nie da się zapomnieć. Jednak mimo trudnej tematyki czytelnicy poczują się umocnieni, przeczytawszy tę poruszającą i pełną nadziei opowieść o odwadze, wierze i przebaczeniu.

Denise George jest autorką kilkudziesięciu książek publikowanych w dużych oficynach (Penguin Random House, Tyndale House, Zondervan, LifeWay, Bethany House itp.) oraz ponad 1500 artykułów w czasopismach i gazetach. Pisze o prawach obywatelskich, II wojnie światowej i życiu chrześcijańskim.

Carolyn Tomlin to autorka kilku książek, pisząca comiesięczne felietony do kilku magazynów i gazet. Opublikowała ponad trzy tysiące artykułów. Uczy pisania.

John Bannister, syn Nonny, który postanowił niezwykłą historię matki upublicznić ku pamięci i przestrodze dla kolejnych pokoleń.

Fragment książki Denise George, Carolyn Tomlin, John Bannister, Sekretny dziennik Holokaustu. Nieznana historia Nonny Bannister, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

NIE MIAŁYŚMY MLEKA

Niemcy wymagali, aby robotnice miały od szesnastu do trzydziestu pięciu lat, a chociaż nie pozwalano zabierać niemowląt, nie można było wykluczyć, że któraś kobieta niedawno urodziła i wciąż mogłaby karmić piersią.

Była jednak w naszym wagonie młoda kobieta, która kategorycznie odmówiła wszelkiego udziału. Miała na imię Dunia, pochodziła z tego samego miasta co Mama i ja. Powtarzała, że opowie Niemcom o wszystkim i że za nic nie będzie uczestniczyła w ochranianiu czy ratowaniu Żydówki, nawet niemowlęcia. Nie zgadzała się na żadne nasze pomysły – chciała ratować tylko siebie. Oczywiście wszyscy się nią przejmowali, zwłaszcza Mama, ponieważ Dunia kierowała wszystkie swoje groźby pod adresem Mamy.


Nagle, kiedy w ogóle się tego nie spodziewałyśmy, nasz pociąg zaczął zwalniać wśród pól i się zatrzymał. Dziecko płakało, wszystkie byłyśmy przerażone. Niemieccy żołnierze wyskoczyli z wagonów na przedzie i biegali do wszystkich wagonów, krzycząc: „Raus, raus!”. Przed nami koło toru stała ciężarówka pełna niemieckich żołnierzy, od razu poznałyśmy, że to SS-mani. Próbowałam słuchać Niemców i zgadnąć, co mówią, żeby zrozumieć, co się dzieje.

Wyglądało na to, że zbliżamy się do ziem niemieckich, a to była inspekcja wszystkich wagonów i pasażerów. Niemcy chcieli dopilnować, żeby z Polski nie przemycono żadnych Żydów. Obejrzałam się i zobaczyłam, że Mama trzyma w objęciach małą „Sarę”. Znów ogarnęło mnie przerażenie. Co teraz będzie? Nie musiałyśmy długo czekać, aby się dowiedzieć, ponieważ dziecko zapłakało, a niemiecki żołnierz, który je usłyszał, spojrzał na nas z niedowierzaniem.

Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Dunia wrzasnęła: „To mały Żyd! Żydówka wrzuciła go do naszego wagonu na poprzednim postoju!”. Nie potrafiła tego dobrze powiedzieć po niemiecku, ale wystarczyło, żeby niemiecki żołnierz zrozumiał. Machnął na innych żołnierzy, a ci ruszyli w naszą stronę. Mama trzymała niemowlę bardzo mocno i nie chciała puścić, kiedy niemiecki żołnierz próbował je zabrać. Zaczęłam błagać Mamę, żeby oddała mu dziecko, zanim Niemiec użyje przemocy. W końcu drugi żołnierz złapał Mamę za ramiona i tamten niemiecki żołnierz zabrał niemowlę.


Żołnierz podał niemowlę SS-manowi, a ten je zabrał – trzymając zwisające mu u boku ciałko jedną ręką. Mama zalała się łzami, a ja z trwogą w sercu patrzyłam, jak SS-man niesie niemowlę do ciężarówki. Podniósł jedno kolano i szybkim ruchem uderzył o nie ciałem niemowlęcia.
Nie słyszałam już płaczu niemowlęcia, a kiedy próbowałam się ruszyć, nie mogłam. Czułam, że krew odpływa mi z głowy, było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie. Kiedy oprzytomniałam, stałam przy drzwiach wagonu, wymiotując. Mama klęczała przy mnie, powtarzając raz po raz: „Zabili moją Taisiję, moje kochane dzieciątko!”. Dotarło do mnie, że Mama wciąż jest w szoku. Objęłam ją i przytuliłam bardzo mocno.

Artykuł Niemcy ludziom zgotowali ten straszny los. Sekretny dziennik Holokaustu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/feed/ 0
Człowiek i Góra. Dzieje wielkich zmagań okupionych najwyższą ceną. [WIDEO] https://niezlomni.com/czlowiek-i-gora-dzieje-wielkich-zmagan-okupionych-najwyzsza-cena-wideo/ https://niezlomni.com/czlowiek-i-gora-dzieje-wielkich-zmagan-okupionych-najwyzsza-cena-wideo/#respond Wed, 11 Aug 2021 19:36:38 +0000 https://niezlomni.com/?p=51333

Wydana pośmiertnie książka Daniele Nardiego, w której włoski alpinista podzielił się z czytelnikami wspomnieniami z początków swojej kariery, rzeczami, które ukształtowały jego podejście do alpinizmu oraz opowieściami z dzieciństwa i mało spotykanej drodze adepta wspinaczki z południowych Włoch aż po najwyższe szczyty świata.

Ponieważ górą szczególną dla Nardiego była Nanga Parbat, to próby jej zimowego zdobycia wysuwają się na pierwszy plan.

Nardi relacjonuje między innymi swą zimową pierwszą wyprawę na Nanga, kiedy to dotarł na Żebro Mummery’ego – opadające od szczytu skalne żebro, które uznał za „drogę doskonałą” na szczyt.

Wspomina samotną próbę zdobycia w cieniu ataku terrorystycznego u stóp góry.

W międzyczasie przybliża okupione ogromną stratą podejście pod K2 i wyznaczenie nowej trasy na himalajskim szczycie Bhagirathi III.

Potem omawia trzeci atak na Nanga Parbet, kiedy niemal otarł się o szczyt, co jeszcze bardziej rozbudziło ambicje jego oraz innych wspinaczy. W rok później znowu stawili się u podnóży góry.

Wnikliwy opis burzliwej wyprawy, w której zmieniały się plany, trasa oraz członkowie drużyny to ostatni fragment spisany przez samego Nardiego.

 

 

 

 

Pojawia się tu polski akcent – wspomnienie o współpracy z Adamem Bieleckim.


Alessandra Carati domyka całość, relacjonując ostatnią wspinaczkę Nardiego z obozu bazowego. Dobitnie podkreśla kontrast między perspektywą alpinisty, a punktem widzenia kogoś, kto dopiero wkracza w wysokogórski świat. Te ostatnie, tragiczne wydarzenia zmuszają do refleksji oraz do spojrzenia na całą książkę w innym – szerszym – kontekście.

Daniele Nardi był alpinistą, który zdobył pięć ośmiotysięczników, w tym dwa najwyższe szczyty świata: Mount Everest i K2. Najbardziej interesowały go trudne technicznie trasy oraz wspinaczka w czystym alpejskim stylu. W 2012 roku rozpoczął realizację długofalowego projektu, obejmującego zimowe zdobycie szczytu Nanga Parbat nową drogą wiodącą przez Żebro Mummery’ego. Zapamiętany jako niezwykle inspirująca postać światowego alpinizmu.

Alessandra Carati to dziennikarka i pisarka, która wspólnie z Nardim napisała jego biografię oraz doprowadziła książkę do publikacji po śmierci alpinisty. Towarzyszyła Nardiemu w jego ostatniej wyprawie.

Fragment rozdziału Zanim oddam mu głos.

Daniele Nardi, Alessandra Carati, Nanga Parbat. Droga doskonała, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

– Nie idę na Nanga Parbat, idę na Żebro Mummery’ego – powtarzał za każdym razem, gdy się widzieliśmy, jak gdyby potrzebował uświadomić mi, co jest głównym punktem wyprawy.

Zrozumienie tej różnicy wcale nie było oczywiste. Żebro, część masywu Nangi, to ściana ze skały i lodu, która prowadzi niemalże pionowo w kierunku szczytu. A przecież to, co się liczy, to zdobycie szczytu; to właśnie jest cel, który przyświeca każdemu alpiniście – tak myślałam. Nie wierzyłam, że wybór trasy, styl wejścia czy pora roku mogą wywrócić wspinaczkę do góry nogami i przeobrazić ją w niesamowitą przygodę bądź w pułapkę.


Błądziłam oczami po słowach Louisa i czułam, jak niepokój w nim narastał. Próbowałam zdusić go jakąś racjonalną myślą: mówiłam sobie, że może Louis wyolbrzymia, żeby Daniele łatwiej było znieść jego odmowę. To, co najbardziej mi doskwierało, to nie tyle zawartość e-maila, co bijąca z niego obawa. Czy ta wyprawa naprawdę była szalonym przedsięwzięciem igrającym ze śmiercią?
– Żebro Mummery’ego to jedna z najbardziej wyrafinowanych dróg, jakie kiedykolwiek można było sobie wyobrazić. Wie to każdy alpinista. – Daniele robił krótkie przerwy między jednym zdaniem a drugim. – Ekstremalny alpinizm jest okrutny, bez sensu udawać, że tak nie jest. Dałem ci przeczytać ten e-mail, bo musi on znaleźć się w książce. Mowa o wyzwaniu na granicy życia, o ryzyku.
– Jak radzisz sobie z tym ryzykiem?

Podejmowanie tego tematu przyprawiało mnie o niepokój. Daniele miał niebawem wyjechać na Nangę, a przede wszystkim miał zaraz zostać ojcem. Bałam się więc, że jedno słowo za dużo może ukruszyć pewność siebie konieczną do podjęcia wyprawy.
– Trenuję, analizuję, staram się wybrać dobry ekwipunek, właściwe narzędzia, przygotowuję je i próbuję ich. Ta praca pozwala mi oddalić myślenie o statystyce. Bo niemal jeden alpinista na trzech nie wraca.
Jego słowa zawisły w powietrzu.
– Często o tym myślisz?
– Codziennie. W lutym Tomek zginął na tej górze. Wspinałem się z nim i Élisabeth w 2015 roku, a teraz ona cudem przeżyła, a on został na lodowcu na siedmiu tysiącach metrów, zamarznięty w swoim namiocie.


Spojrzałam mu w oczy, żeby dojrzeć w nich jakiś ruch, jakąś uległość.
– Z punktu widzenia statystyki, Nanga wzięła, co jej. Teraz mówię o tym bez emocji, ale bardzo mnie boli, że Tomka już z nami nie ma.
Chciałam dopytać, dlaczego zatem tam wraca, ale uprzedził mnie.
– Gdybyśmy my, alpiniści, nie żyli w rozdarciu, z umiejętnością życia wewnątrz i jednocześnie bycia poza nim, nie robilibyśmy tego, co robimy.
Poczułam ukłucie strachu w klatce piersiowej. Męczyło mnie też pytanie, które przygnało mnie aż pod samą górę: czego szuka, co go tam pcha?
To pytanie towarzyszyło mi przez następne miesiące, aż do jego śmierci. A wtedy zmieniło się w bezpośrednie pytanie do mnie samej: dlaczego zdecydowałam się pracować nad jego historią? Gdybym wiedziała, co się wydarzy, nigdy bym się tym nie zajęła.

Artykuł Człowiek i Góra. Dzieje wielkich zmagań okupionych najwyższą ceną. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czlowiek-i-gora-dzieje-wielkich-zmagan-okupionych-najwyzsza-cena-wideo/feed/ 0
Jak pułkownik Lesiak z UOP szukał „złotego pociągu”. Minister z PSL zawarł tajną umowę na wskazanie miejsca ukrycia skarbu https://niezlomni.com/jak-pulkownik-lesiak-z-uop-szukal-zlotego-pociagu-minister-z-psl-zawarl-tajna-umowe-na-wskazanie-miejsca-ukrycia-skarbu/ https://niezlomni.com/jak-pulkownik-lesiak-z-uop-szukal-zlotego-pociagu-minister-z-psl-zawarl-tajna-umowe-na-wskazanie-miejsca-ukrycia-skarbu/#respond Tue, 27 Apr 2021 17:41:57 +0000 https://niezlomni.com/?p=51298

Dolny Śląsk, jak długi i szeroki, od 1945 roku penetrują eksploratorzy. Historycy zaś namiętnie przeglądają archiwalne dokumenty i studiują wiekowe gazety. Wszyscy liczą, że to właśnie im uda się wyjaśnić tajemnicę „złota Wrocławia” czy innych skarbów, które Niemcy mieli ukryć w tej prowincji Trzeciej Rzeszy.

Poszukiwacze zapuszczają się w mroki poniemieckich sztolni, do rozpadających się ze starości fabryk, zawalonych kopalń, w ruiny dolnośląskich pałaców i do zamków, chcąc zgłębić zagadki ich konstrukcji i przeznaczenia.

Leszek Adamczewski podąża w ślad za nimi. Opisuje niezwykłe miejsca i tajemnicze zdarzenia, jakie miały miejsce na Dolnym Śląsku podczas wojny i po jej zakończeniu.

Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w 1948 roku w Szczecinie. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika.

W Blasku ukrytego złota sięga ponownie do tematów opisywanych przez siebie na przełomie XX i XXI wieku w licznych publikacjach prasowych.

Leszek Adamczewski, Blask ukrytego złota, Dolnośląskie tajemnice wojenne, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału pt. Skarby „złotego pociągu”

Rzekomo ukryty przez Niemców „złoty pociąg” od lat, a zwłaszcza od 2015 roku, kojarzy się z Wałbrzychem. Ale na Dolnym Śląsku od dawna szuka się też drugiego takiego pociągu. Od jesieni 1944 roku ma on stać w zamaskowanym tunelu koło podjeleniogórskich Piechowic. W roku 1944 siódmy dzień listopada przypadł we wtorek.

Właśnie w tamten wtorek z Hirschberga wyjechał pociąg specjalny. Okrążył starą część miasta i gdy przejechał przez zabytkowy wiadukt nad doliną Bobru, został skierowany na trasę kolei górskiej w kierunku Schreiberhau. Wkrótce minął zabudowania dworców w Bad Warmbrunn i Hermsdorf, by wkrótce zatrzymać się na bocznicy niewielkiej stacji w Petersdorfie. To dzisiejsze Piechowice Dolne, a wymienione wyżej miejscowości to odpowiednio Jelenia Góra, Szklarska Poręba oraz Cieplice i Sobieszów, które od lat są dzielnicami Jeleniej Góry. Na bocznicy w Piechowicach Dolnych pociąg ów stał do późnego wieczora, gdy wreszcie otrzymał zgodę na wjazd na teren znajdujących się tuż obok zakładów zbrojeniowych koncernu Dynamit AG. Według wojskowego Wykazu obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych z 1953 roku był to „Untersuchstation-Petersdorf”, czyli zakład doświadczalny w Piechowicach. Według autorów powojennych opracowań na temat dziejów tych zakładów, Niemcy mieli w nich napełniać materiałami wybuchowymi pociski artyleryjskie, ale niektórzy badacze twierdzą, że tymi materiałami napełniano też głowice torped morskich, jak również prowadzono prace doświadczalno-badawcze w zakresie mechanizmów sterujących do tychże torped. I stąd określenie „zakład doświadczalny”. Wróćmy jednak do wydarzeń tamtego jesiennego wtorku. Przy lokomotywie, zamykającej skład dwunastu wagonów pociągu, natychmiast pojawili się robotnicy. W ruch poszły spawarki. Szybko uporano się z przymocowaniem do tyłu lokomotywy grubej stalowej płyty. Około godziny 2 w nocy (a więc już 8 listopada) pociąg opuścił teren zakładów i bardzo wolno, po prowizorycznie ułożonym torze, skierował się w stronę pobliskiej góry.

Do przejechania miał bardzo krótką trasę. Raptem może pięćset metrów. Tor lekko się wznosił i dwie lokomotywy, na początku i końcu składu, nie bez wysiłku wciągnęły dwanaście wagonów do podziemnego tunelu. Stalowa płyta, zamocowana na końcu składu i wyprofilowana do rozmiarów otworu tunelu, zasłoniła pociąg. Po kilku minutach odpalono ładunki wybuchowe, w zawalonym tunelu grzebiąc pociąg i jego obsługę. Natychmiast rozebrano tor, a miejsce, gdzie znajdował się wjazd do tunelu, zamaskowano… Wyjaśnijmy od razu, że przedstawiona wyżej wersja tajemniczego zdarzenia w Piechowicach jest tworem fantazji niejakiego Władysława Podsibirskiego. Ten człowiek posiadł od kogoś jakieś okruchy informacji, a resztę zmyślił, że masyw góry Sobiesz (za niemieckich czasów Säbrich) kryje bajońskie skarby, w tym złoto z banków wrocławskich i sklepów jubilerskich, skarby Prus i słynną Bursztynową Komnatę. Te i inne skarby miały się znajdować w dwunastu wagonach „złotego pociągu”, który jesienią 1944 roku ukryto w przedstawionych wyżej okolicznościach. Gdy Podsibirskiego zapytano o konkretną wartość ukrytych skarbów, bez zastanowienia palnął: co najmniej 40 miliardów dolarów.

Władysławowi Podsibirskiemu z informacją o „złotym pociągu” udało się dotrzeć do ministrów rządu Waldemara Pawlaka. Niektórzy z nich w to uwierzyli. Stanisław Żelichowski z Polskiego Stronnictwa Ludowego, szef resortu ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, 12 października 1994 roku zawarł z Podsibirskim tajną umowę, że za wskazanie miejsca ukrycia pociągu otrzyma on 10 procent wartości znalezionych skarbów.

I wtedy do akcji wkroczył pułkownik Jan Lesiak. Ten były oficer Służby Bezpieczeństwa PRL, w III RP kierował (w latach 1992–1997) Zespołem Inspekcyjno-Operacyjnym Gabinetu Szefa Urzędu Ochrony Państwa. Gdy w 1997 roku pożegnał się on ze służbą w UOP, zainteresowano się stojącą w jego gabinecie szafą pancerną. Po odtajnieniu znajdujących się w niej dokumentów dziennikarze na ogół opisywali sprawy związane z inwigilacją środowisk prawicowych. Ale niejako przy okazji opinia publiczna dowiedziała się również o specyficznych zainteresowaniach służb specjalnych z połowy lat 90. W tamtych czasach UOP czynnie włączył się bowiem w… szukanie skarbów ze „złotego pociągu”. I właśnie pułkownik Lesiak miał na ten temat opracować raport dla ministra finansów Grzegorza Kołodki. Rychło jednak dla UOP Podsibirski stał się mało wiarygodny. Oryginalne dokumenty niemieckie, którymi miał dysponować, okazały się własnoręcznie sporządzonymi rysunkami, a wskazanie masywu Sobiesza jako miejsca ukrycia pociągu nie było żadnym wskazaniem. O rokowaniach toczonych w zaciszu gabinetów rządowych i podejmowanych tam decyzjach opinia publiczna nie była informowana.

Można domniemywać, że również Podsibirski nie wiedział, czy strona rządowa ma zamiar dotrzymać umowy. Z biegiem czasu zaczął więc tracić cierpliwość. On oferuje rządowi gigantyczny majątek, a władza milczy. W latach 1995– 1996 w sprawie „złotego pociągu” wysłał kilkadziesiąt listów do przywódców wielu państw świata, w tym do papieża Jana Pawła II, skarżąc się na władze polskie. (….)Po latach pułkownik Jan Lesiak twierdził, że na biurko ministra Grzegorza Kołodki trafił raport o „złotym pociągu”, w którym – jak powiedział w 2006 roku miesięcznikowi „Odkrywca” – „napisaliśmy, że informacje dotyczące skarbu są mało wiarygodne i na tym etapie zakończyliśmy oficjalną część. Mieliśmy jednak świadomość, że gdybyśmy się pomylili i odpuścili do końca temat, to konsekwencje były znaczne. Obecna afera z inwigilacją prawicy przy tej sprawie byłaby niewinną igraszką. W związku z tym staraliśmy się monitorować sytuację, zbieraliśmy informacje”.

Artykuł Jak pułkownik Lesiak z UOP szukał „złotego pociągu”. Minister z PSL zawarł tajną umowę na wskazanie miejsca ukrycia skarbu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-pulkownik-lesiak-z-uop-szukal-zlotego-pociagu-minister-z-psl-zawarl-tajna-umowe-na-wskazanie-miejsca-ukrycia-skarbu/feed/ 0