Wspomnienia i pamiętniki – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wspomnienia i pamiętniki – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Cholerni Polacy, co za robota!” Tak naprawdę wyglądała bitwa pod Falaise. „Co za krwawe przedstawienie! To jest prawdziwe polskie pole bitwy. Mój Boże!” A Niemcy żałowali, że zaatakowali pozycje Polaków, a nie Amerykanów… https://niezlomni.com/cholerni-polacy-co-za-robota-tak-naprawde-wygladala-bitwa-pod-falaise-co-za-krwawe-przedstawienie-to-jest-prawdziwe-polskie-pole-bitwy-moj-boze-a-niemcy-zalowali-ze-zaatakowali-pozycje/ https://niezlomni.com/cholerni-polacy-co-za-robota-tak-naprawde-wygladala-bitwa-pod-falaise-co-za-krwawe-przedstawienie-to-jest-prawdziwe-polskie-pole-bitwy-moj-boze-a-niemcy-zalowali-ze-zaatakowali-pozycje/#comments Tue, 08 Aug 2017 19:39:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=17911

Piekielna walka

„W ciągu całego dnia (20 sierpnia) Niemcy podejmowali rozpaczliwe, i jednocześnie bardzo silnie zmontowane natarcia, by wydostać się z zamkniętego kotła Falaise.

Zacięte walki piechoty wsparte grupami czołgów, ogniem artylerii i moździerzy wielolufowych [niewłaściwe określenie Nebelwerferów] prowadzone były z zachodu, od wewnątrz kotła, celem wydostania się na wschód, oraz ze wschodu celem otwarcia drogi otoczonym oddziałom. Własna artyleria, wraz z kanadyjskim pułkiem artylerii ciężkiej, ogniem o niespotykanym dotąd zużyciu amunicji (200–300 pocisków na działo w tym dniu), wstrzymywała i niszczyła przeciw uderzającego nieprzyjaciela”.

Niemcom nie udało się zaskoczyć 10 Pułku Strzelców Konnych w Chambois i pod nawałą ognia karabinów maszynowych musieli się poddać. Do niewoli dostało się 30 oficerów i 800 szeregowych. Jeńcem został dowódca LXXXIV Korpusu, gen. Otto Elfeldt. Jak zapisał gen. Maczek, pojmany oficer powiedział do dowódcy szwadronu rtm. Gutowskiego

„szkoda, że nie udało mi się uderzyć więcej na południe od Chambois, bo byłbym się przerwał, gdyż tam są Amerykanie, a oni umierać nie umieją. Nie wiedziałem, że tu walczą Polacy”

Jednak rano, około 8.30 zginął dowódca 10 Pułku, mjr Jan Maciejowski, trafiony najprawdopodobniej kulą snajpera.

„Po nocnej walce wręcz z patrolami niemieckimi, robi się jasno. Strzelanina ze wszystkich rodzajów broni. Na bezpośrednim przedpolu bucha snop światła i widać kłąb czarnego dymu. Czyżby nam ustrzelili czołg? Nie, to wysunięty pluton B szwadronu wali pociskami ppanc. do Panter, chyba na 100 metrów. Z krzaków wychodzą jeńcy. ‘Maciej’ [mjr Jan Maciejowski] kiwa żeby się poddawali i posyła po nich Bronka na scoucie. Po chwili trzy dymy na przedpolu. To Antek uporał się z drugą i trzecią Panterą. ‘Maciej’ daje mi jakieś polecenia, już nie pamiętam, o co chodziło, więc wychodzę z czołga. Po chwili wracam. ‘Macieja’ nie ma. Pytam Pestka – kierowcy: Gdzie major? Major ranny. Wyszedł z czołga dać rozkazy niszczycielom. Leży, o tam, pod żywopłotem. Idę do zastępcy dowódcy pułku mjr. E. [Otton Eysymont] Patrzę na polanę. Grupa około 40 Niemców z podniesionymi rękami idzie w naszym kierunku. Za nimi Bronek na scoucie. Na czele maszeruje sprężyście oficer niemiecki. Widzę jego czerwone lampasy. Pewno generał – myślę. Wracam do ‘Macieja’. Nie żyje. Idę ponownie do majora E. i melduję: Dowódca pułku poległ. Myślę, jak to teraz będzie. Zaopatrzenia nie ma, bitwa może potrwać jeszcze długo. Od Dywizji jesteśmy odcięci. Z innymi oddziałami i z Amerykanami bezpośredniej łączności nie mamy. Przecież trzeba, żeby wszystko było tak jakby ‘Maciej’ żył. Walka trwa…”

– wspominał adiutant pułku, por. Jan Rozwadowski.

Walka trwała także na Maczudze i dla jednostek pancernych, jak wspominał ppłk Koszutski, była ona „dość niezwykła”. W falistym, zadrzewionym (sady) i zalesionym terenie, z ograniczoną widocznością, przez co Niemcy mogli podchodzić prawie pod polskie czołgi, dochodziło do walki wręcz. Piechota walczyła na bagnety, załogi czołgów strzelały z pistoletów, karabinów maszynowych i dział. Walczyć musieli wszyscy – kierowcy i sanitariusze, (kapelan z kierowcą wzięli do niewoli 72 jeńców). Czołgi stały cały czas na miejscu, skupione i zwrócone na wszystkie strony jak w średniowiecznym taborze. Nie można było ewakuować ani rannych, ani jeńców, ich położenie było straszne – leżeli na przedpolu między walczącymi oddziałami. Zaopatrzenie nie dochodziło. Ogień artylerii o niebywałym natężeniu nie ustawał. Na przedpolu leżała masa rozkładających się w upale trupów.

„Smród byt taki, że nie można było absolutnie nic przełknąć, śmierdziała również woda. (…) Prawie wszystkie oddziały polskie spały po raz ostatni kilka godzin w nocy z dnia 16 na 17 sierpnia. Żołnierze byli piekielnie zmęczeni. Siedem dni bezustannych walk i pięć nocy bezsennego czuwania i marszów, musiały zrobić swoje. Dowódcy nakazali użycie pastylek benzedrynowych na podtrzymanie bezsenności. U niektórych żołnierzy wywołało to efekt oszałamiający zupełnego otępienia, u innych – odwrotnie, nerwowego podniecenia. Wszyscy wyglądali jak upiory. Czarni od kurzu. Zapadnięte policzki. Czerwone, zaognione oczy. W kombinezonach poplamionych krwią własną i rannych kolegów. (…) Ale im więcej zmęczenia, im więcej nieprzespanych nocy, im więcej ognia, im częstsze ataki Niemców – tym większa zaciętość i determinacja żołnierzy l Dywizji Pancernej na Coudehard i pod Chambois.
– Nie przejdą sk...syny!

– mówili po każdym odpartym ataku.

I może w całej tej walce to było najważniejsze. To stanowisko każdego strzelca i każdej załogi czołgu, od tych bowiem poszczególnych ludzi zależał los zgrupowania. (…) 56 godzin spędzonych w czołgu lub jak w piechocie w niewielkiej jamie w ziemi, w dusznym smrodzie gnijących trupów i gazów powybuchowych, bez możności zrywu, w gorącu wież rozgrzanych pracą silnika (dla utrzymania pracy radia) i w upale sierpniowym, często z trupem kolegi w czołgu, którego następnie wyrzucało się jak psa na zewnątrz, aby rozkładał się na ziemi – oto warunki tej piekielnej walki. (…) Ponad tymi przeżyciami górowała jednak absolutna pewność. Niemcy nie przejdą, zanim nie wybiją wszystkich obrońców Maczugi i Chambois. Aby zwyciężyć, musieli by zabić wszystkich”

– pisał ppłk Koszutski.

Przed południem, następnego dnia, na Maczugę wjechał pierwszy czołg kanadyjski. 4 Kanadyjska Dywizja Pancerna nadeszła nareszcie z pomocą. Niemieckie czołgi i grenadierzy zaczęli wycofywać się na Vimoutiers. Z tego pierwszego czołgu wyszedł kpt. Pierre Sevigny i jak wspomina ppłk Koszutski, ze łzami w oczach podszedł do polskich brudnych, oberwanych i wyczerpanych zwycięzców – stanął na baczność i zasalutował: „What a bloody spectacle! This is a real Polish Battlefield. My God! (Co za krwawe przedstawienie! To jest prawdziwe polskie pole bitwy. Mój Boże!). Jeden ze strzelców 8 Batalionu spojrzał na niego, wypluł papierosa i „rzekł bez emocji do kolegów: – Czemu ten cyrkowiec nie przyjechał tu trzy dni temu? – a do mjr. Savigny: - Thank you major!”4. Ale Kanadyjczyk był bardzo dzielnym żołnierzem i prawym człowiekiem, jak zaświadczał ppłk Koszutski, i towarzyszył 1 Pułkowi Pancernemu od 19 sierpnia.

O godzinie 14.00, 21 sierpnia bój o Maczugę był skończony. W dzienniku bojowym jednego z kanadyjskich pułków zapisano:

„Obraz wzgórza 262 był najdzikszy ze wszystkich napotkanych dotychczas przez pułk. Polacy nie dostawali zaopatrzenia od trzech dni. Mieli wiele setek rannych, którzy nie mogli być ewakuowani. Droga była zatłoczona spalonymi pojazdami zarówno naszymi, jak i nieprzyjacielskimi. Wszędzie trupy jeszcze nie pochowane, kawałki trupów...”.

Generał Simonds, oglądając pole bitwy na północny wschód od Chambois stwierdził, że nigdy w swoim życiu nie widział takiego całkowitego spustoszenia. „A jednak najpiękniej wyrazili swe uznanie dla Polaków żołnierze 4 Kanadyjskiej Dywizji Pancernej. Przejeżdżając przez pole walki na Maczudze, na widok ‘szlachtuza’ [rzeźnia] w wąwozie szosy pod Coudehard, powiedzieli, kiwając z uznaniem głowami: ‘Bloody Poles, what a job!’ (Cholerni Polacy, co za robota!)”.

Wielkie bitwy_okladka DRUK.inddSpis treści książki Bitwy polskich żołnierzy 1940 – 1944:

O Honor
Do Francji
Narwik. Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich
W obronie Francji
Bitwa o Anglię
Tobruk
Monte Cassino. Przywróceni do życia – Armia Andersa
Falaise
Arnhem
Barman i magazynier oraz rozbójnicy

Powyższy tekst pochodzi z książki Bitwy polskich żołnierzy 1940 – 1944. Więcej o niej TUTAJ

Artykuł „Cholerni Polacy, co za robota!” Tak naprawdę wyglądała bitwa pod Falaise. „Co za krwawe przedstawienie! To jest prawdziwe polskie pole bitwy. Mój Boże!” A Niemcy żałowali, że zaatakowali pozycje Polaków, a nie Amerykanów… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/cholerni-polacy-co-za-robota-tak-naprawde-wygladala-bitwa-pod-falaise-co-za-krwawe-przedstawienie-to-jest-prawdziwe-polskie-pole-bitwy-moj-boze-a-niemcy-zalowali-ze-zaatakowali-pozycje/feed/ 2
„W Powstaniu walczyłem razem z W. Pileckim”. Wspomnienia żołnierza NSZ o tym, jak likwidował Niemców i agentów Gestapo. „Powstanie zacząłem wcześniej” https://niezlomni.com/w-powstaniu-warszawskim-walczylem-razem-z-rotmistrzem-pileckim-wspomina-jerzy-nachtman-zolnierz-oddzialu-bojowego-komendy-glownej-narodowych-sil-zbrojnych/ https://niezlomni.com/w-powstaniu-warszawskim-walczylem-razem-z-rotmistrzem-pileckim-wspomina-jerzy-nachtman-zolnierz-oddzialu-bojowego-komendy-glownej-narodowych-sil-zbrojnych/#respond Mon, 01 Aug 2016 16:13:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=16124

– Byłem żołnierzem Oddziału Bojowego Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych – wspomina Jerzy Nachtman w rozmowie z Tomaszem Plaskotą.

TOMASZ PLASKOTA: - Kiedy trafił Pan do konspiracji?
JERZY NACHTMAN: - Zimą 1940 r. z kolegami z drużyny harcerskiej w Wołominie, wstąpiliśmy do OW „Wilki”, organizacja przyłączyła się do Związku Jaszczurczego, który utworzył Narodowe Siły Zbrojne. Udział w konspiracji był dla nas czymś oczywistym, wynikał z patriotycznego wychowania w szkole i w domu. Było normalne, że chcemy walczyć z Niemcami. Z moje rodzeństwa siostra Maria była łączniczką Komendy Głównej NSZ. Po wojnie przeszła ciężkie śledztwo na UB, odbili jej nerki, w tym śledztwie zamordowano Tadeusza Łabędzkiego. Dostała sześć lat więzienia, wstawili się za nią Żydzi, których ratowała. Brat był za młody na złożenie przysięgi, ale pomagał mi.

[caption id="attachment_16129" align="alignleft" width="687"]Jerzy Nachtman, fot. Michał A. Zieliński Jerzy Nachtman, fot. Michał A. Zieliński[/caption]

- Dlaczego wybrał Pan NSZ?
JERZY NACHTMAN: Miałem niemieckie nazwisko, więc chciałem walczyć w najbardziej polskiej organizacji.

- Jaką Pan funkcję pełnił w NSZ?
JERZY NACHTMAN: - Byłem żołnierzem Oddziału Bojowego przy KG NSZ, dowodzonej przez Tadeusza Siemiątkowskiego, „Mazura”.

[caption id="attachment_16131" align="aligncenter" width="960"]GRH NSZ, fot. Michał A. Zieliński GRH NSZ, fot. Michał A. Zieliński[/caption]

- Gdzie przeprowadziliście pierwszą akcję?
JERZY NACHTMAN: - Wójt gminy Strachówka zbierał od rolników dwukrotnie wyższy kontyngent niż żądali Niemcy, wymaganą część oddawał władzom niemieckim, a resztę sprzedawał po cenach rynkowych. Pojechaliśmy tam, zwołaliśmy mieszkańców i wychłostaliśmy wójta i sekretarza. Ostrzegliśmy urzędników, że jeżeli nie zmienią swojego postępowania, zostaną skazani na śmierć. Wieść o naszej akcji szybko się rozeszła, efekt był, ludność nie była już prześladowana przez wójta.

- Zawsze wystarczała chłosta?
JERZY NACHTMAN: - Nie, w Jadowie żandarm niemiecki wyłudzał od ludzi pieniądze. „Rąbnęliśmy” go. Trupa schowaliśmy, żeby nie narazić ludności cywilnej na represje, Niemcy nie znaleźli ciała, więc myśleli, że zdezerterował.

[caption id="attachment_16132" align="aligncenter" width="687"]Jerzy Nachtman, fot. Michał A. Zieliński Jerzy Nachtman, fot. Michał A. Zieliński[/caption]

- Tylko Niemców likwidowaliście?
- JERZY NACHTMAN: Także zdrajców, agentów Gestapo. Do kolegi z Wołomina, członka NSZ, u którego w domu mieszkał niemiecki komisarz, Otton Schiesler, zgłosił się Polak, który chciał współpracować z Gestapo. Z Jankiem Hoffmanem spotkaliśmy się z nim na stacji kolejowej. Znakiem rozpoznawczym była przedarta pocztówka, on miał jedną część, my drugą. Był to znany nam mieszkaniec Wołomina. Zdziwił się, kiedy nas zobaczył, stwierdził, że jesteśmy doskonale zakonspirowani, bo mimo niemieckich nazwisk, wszyscy mają nas za Polaków. W mieszkaniu jednego z żołnierzy NSZ, w imieniu Rzeczypospolitej odczytaliśmy wyrok śmierci za zdradę. Wyrok wykonano natychmiast przez wstrzyknięcie arszeniku. Trucizna nie zadziałała, prawdopodobnie była zwietrzała. Kandydat na donosiciela stwierdził ze śmiechem, że wytrzymał próbę. Drugi zastrzyk był bardziej skuteczny. Zwłoki zakopaliśmy. Nie zawsze używaliśmy do wykonywania wyroków trucizny, czasem trzeba było strzelać.

- Jak zdobywaliście broń?
- JERZY NACHTMAN: Kupowaliśmy albo zabieraliśmy Niemcom. Wciągaliśmy Niemca do bramy, zabieraliśmy pistolet, pas z amunicją i puszczaliśmy wolno. Kiedyś zdobyliśmy karabin, nie było go jak przetransportować do skrytki. Podszedłem do dozorcy i poprosiłem o worek, powiedział, że nie ma, ale dał prześcieradło. Wiedział, o co chodzi (śmiech). Pieniądze na zakup broni zdobywaliśmy sprzedając cegiełki czy organizując napady na banki.

[caption id="attachment_16134" align="aligncenter" width="960"]Jerzy Nachtman i Michał A. Zieliński, fot. TP Jerzy Nachtman i Michał A. Zieliński, fot. TP[/caption]

- NSZ nie dostawało pieniędzy z Londynu?
JERZY NACHTMAN: - Nie. 1 sierpnia 1944 r., żeby zdobyć pieniądze na dalszą działalność mieliśmy opanować Wytwórnię Papierów Wartościowych w Warszawie. Później oddziały NSZ w ramach planu „Zet” miały wycofać się z Warszawy na północne Mazowsze, opanowane przez podziemie narodowe. Chcieliśmy chronić ludzi, jak Brygada Świętokrzyska, która wycofała się na Zachód. NSZ nie zostały poinformowane przez AK o dacie wybuchu powstania. Wytwórnie mieliśmy zająć podczas przygotowywania pieniędzy do wywózki. Mieliśmy mundury niemieckie, zdobyte podczas wcześniejszej akcji, przed budynkiem w wózku z warzywami ukryliśmy karabin maszynowy. Po wejściu do wytwórni każdy z nas miał wejść na oddzielne piętro, żeby jak najszybciej wyłapać znajdujących się tam Niemców.

- Akcja nie doszła jednak do skutku…
JERZY NACHTMAN: - W środku mieliśmy swoich ludzi, otrzymałem od nich informację, że wytwórnię wzmocniono kompanią wojska. Przekazałem informację dowódcy, który odwołał akcję i kazał wracać na Żelazną.

 

- Zaczął Pan walkę w Powstaniu Warszawskim wcześniej niż inni…
JERZY NACHTMAN: - 1 sierpnia, około godz. 14, po odwołaniu akcji na WPW wracaliśmy samochodem na Żelazną. Na Świętokrzyskiej chciał nas zatrzymać niemiecki patrol, zaczęliśmy do nich strzelać i pojechaliśmy dalej, na Orlej zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy się rozbierać z niemieckich mundurów. W bramie stali AK-owcy, byli zdezorientowani i chcieli do nas strzelać, ale kolega, poznał jednego z nich, porozmawiał z nimi i ich oddział przeszedł pod moją komendę. Pojechaliśmy do Domu Kolejowego na Żelazną, tam dowiedziałem się, że powstaje komenda zgrupowania Chrobry II pod dowództwem majora Liga, zameldowałem u niego swoją kompanię NSZ.

[caption id="attachment_16126" align="aligncenter" width="960"]fot. Michał A. Zieliński fot. Michał A. Zieliński[/caption]

- Tam poznał Pan rotmistrza Pileckiego?
JERZY NACHTMAN: - Był krótko w naszej kompanii, może tydzień, potem przeniesiono go do wywiadu. Wtedy nie wiedziałem, kto to jest, dopiero później się dowiedziałem. Pokazał nam, jak dostać się przez piwnicę do budynku wodociągów przy ul. Starynkiewicza.

- Zdobyliście gmach?
JERZY NACHTMAN: - Tak, dzięki temu odcięliśmy Niemcom drogę do Śródmieścia. Za tę akcję otrzymałem Krzyż Walecznych. Po powstaniu nie chciałem iść do niewoli, tylko kontynuować walkę w armii Andersa.

[caption id="attachment_16127" align="aligncenter" width="685"]J. Nachtman w mundurze II Korpusu, fot. Michał A. Zieliński J. Nachtman w mundurze II Korpusu, fot. Michał A. Zieliński[/caption]

- Jak udało się Panu przedostać do II Korpusu?
JERZY NACHTMAN: - Niemcy nie zatrzymywali kolejarzy. Założyliśmy z Władkiem Strumiłłą mundury kolejarskie i dojechaliśmy do Krakowa. Okazało się, że Niemcy wysyłają ochotników na roboty, w miejsca, które sami wybiorą, pojechałem do Feldkurchen, przy granicy ze Szwajcarią. Część granicy była na Renie, a część na stałym gruncie. Pewnego dnia pojechałem orać pole magistrackie leżące przy granicy, placówki niemieckie były na wale ziemnym, co 200-300 metrów. Padał deszcz, Niemcy schronili się w budkach wartowniczych i nie zwracali na mnie uwagi, podjechałem pod wał i przeskoczyłem granicę. Do ludzi na wale nie strzelali, żeby przypadkiem nie zabić Szwajcara.

- Ze Szwajcarii do armii Andersa była jednak jeszcze długa droga…
JERZY NACHTMAN: - Po przekroczeniu granicy aresztowała mnie żandarmeria, zostałem internowany, trzy razy bezskutecznie uciekałem. Do punktu zbornego ochotników armii Andersa w Marsylii, pomógł przedostać się znajomy Polak i jego narzeczona, Szwajcarka, którzy załatwili odpowiednie przepustki i samochód. 17 stycznia 1945 r. dostałem się do II Korpusu, byłem w 5. pułku zapasowym.

- Nie chciał Pan zostać na Zachodzie jak wielu żołnierzy NSZ?
JERZY NACHTMAN: - W II Korpusie spotkałem kuzynów, Tadka Nachtmana i dwóch braci stryjecznych. Nie mieliśmy wątpliwości, czym jest komunizm, ale chcieliśmy wracać do naszych rodzin. Po zdemobilizowaniu wróciliśmy pierwszym transportem, gdy wpływaliśmy do portu w Gdyni, ludzie z plaży machali do nas i pukali się w głowę. Dziwili się, że z własnej woli wracamy. (śmiech)

[caption id="attachment_16128" align="aligncenter" width="960"]Jerzy Nachtman i płk Jan Podhorski, fot. Michał A. Zieliński Jerzy Nachtman i płk Jan Podhorski, fot. Michał A. Zieliński[/caption]

Jerzy Nachtman, ur. 1922 r. w Wołominie, żołnierz Komórki Likwidacyjnej przy Komendzie Głównej Związku Jaszczurczego, następnie żołnierz Oddziału Bojowego przy KG ZJ, po utworzeniu przez ZJ Narodowych Sił Zbrojnych, żołnierz OB przy KG NSZ. Absolwent podchorążówki NSZ i tajnej Politechniki Warszawskiej. W Powstaniu Warszawskim walczył w 1 kompanii „Warszawianka”, która była częścią Zgrupowania Chrobry II, dowodził m.in. akcją zdobycia gmachu warszawskich wodociągów. Po upadku powstania nie poszedł do niewoli, ale przez Niemcy, Szwajcarię i Francję dotarł do Armii Andersa we Włoszech. Był jednym z założycieli Związku Żołnierzy NSZ.

Źródło: W Sieci Historii.

Artykuł „W Powstaniu walczyłem razem z W. Pileckim”. Wspomnienia żołnierza NSZ o tym, jak likwidował Niemców i agentów Gestapo. „Powstanie zacząłem wcześniej” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/w-powstaniu-warszawskim-walczylem-razem-z-rotmistrzem-pileckim-wspomina-jerzy-nachtman-zolnierz-oddzialu-bojowego-komendy-glownej-narodowych-sil-zbrojnych/feed/ 0
Czym zajmuje się ta ciocia? Jest królową Włoch. Dialog sowieckiej policji z hrabią Tyszkiewiczem https://niezlomni.com/czym-zajmuje-sie-ta-ciocia-jest-krolowa-wloch-dialog-sowieckiej-policji-z-hrabia-tyszkiewiczem/ https://niezlomni.com/czym-zajmuje-sie-ta-ciocia-jest-krolowa-wloch-dialog-sowieckiej-policji-z-hrabia-tyszkiewiczem/#respond Tue, 07 Jul 2015 14:45:27 +0000 http://niezlomni.com/?p=24298

hrHrabia Stefan Tyszkiewicz, był człowiekiem, jak wszyscy Tyszkiewiczowie, nader dobrego serca i dużej szlachetności. Był on żonaty z Jej Wysokością księżniczką Leuchtenberską, pasierbicą Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza.

W roku 1939 czy 1940 w Wilnie aresztowała go policja. Indagacja miała przebieg następujący:
– Nazwisko?
– Tyszkiewicz.
– Imię?
– Stefan.
– Otczestwo?
– Władysławowicz.
– Żonaty?
– Żonaty.
– Gdzie wasza żona?
– W Italii.
– W Italii? Cóż ona robi we Włoszech?
– Mieszka u krewnych.
– Cóż to za krewni?
– Ciocia.
– No dobrze, ciocia, ale czym zajmuje się ta ciocia?
– Królowa Włoch.
– Królowa Włoch? Poczekajcie.

Stanisław Cat Mackiewicz, Zielone oczy.

źródło: www.facebook.com/PolecampoczytacCata

 

Artykuł Czym zajmuje się ta ciocia? Jest królową Włoch. Dialog sowieckiej policji z hrabią Tyszkiewiczem pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czym-zajmuje-sie-ta-ciocia-jest-krolowa-wloch-dialog-sowieckiej-policji-z-hrabia-tyszkiewiczem/feed/ 0
Wrocław AD 1945, czyli najdłużej broniące się miasto III Rzeszy. „Rosjanie polowali na dwunastoletnie dziewczynki, nawet 80-letnie staruszki nie zostały oszczędzone” https://niezlomni.com/wroclaw-ad-1945-czyli-najdluzej-broniace-sie-miasto-iii-rzeszy-rosjanie-polowali-na-dwunastoletnie-dziewczynki-nawet-80-letnie-staruszki-nie-zostaly-oszczedzone/ https://niezlomni.com/wroclaw-ad-1945-czyli-najdluzej-broniace-sie-miasto-iii-rzeszy-rosjanie-polowali-na-dwunastoletnie-dziewczynki-nawet-80-letnie-staruszki-nie-zostaly-oszczedzone/#comments Wed, 12 Nov 2014 15:04:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=22295

wroclawProces w wyniku którego Breslau stało się ponownie Wrocławiem, oznaczał trzymiesięczną rzeźnię. Dla broniących twierdzy Niemców, ale przede wszystkim dla ludności cywilnej, już niekoniecznie niemieckiej. Jak wyglądało oblężenie miasta Richard Hargreaves opowiada również ich słowami.

Rosjanie nawet w dziesięcioosobowych grupach polowali na dwunastoletnie dziewczynki, kobiety były gwałcone tak wiele razy, że trzeba je było zabierać do szpitali, gdyż nie były w stanie chodzić, nawet siedemdziesięciu- i osiemdziesięcioletnie staruszki nie zostały oszczędzone przez te bestie

– wspominał Hans Hoffmann, aptekarz. On akurat był Niemcem, co w tamtym czasie we Wrocławiu, czy właściwie wciąż w Breslau, nie było zresztą niczym szczególnym, ale nie pisze tu bynajmniej o Niemkach. Po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną, kobiety nie miały już narodowości.

Ale to był tylko finał. Wcześniej trwała wielomiesięczna bitwa o miasto, która rozciągając się od 13 stycznia do 6 maja 1945 roku pochłonęła ponad 25 tysięcy ofiar – znów w takim samym stopniu Niemców, Polaków i pochodzących z różnych nacji robotników przymusowych, a samo miasto w 70 procentach stało się morzem gruzów.

Do ofiar ludzkich powinno się właściwie doliczyć jeszcze ok. 18 tysięcy, tych którzy w okresie zimowych mrozów zdecydowali się na ucieczkę z miasta. Opisy tej ucieczki są przytłaczające.

[quote]Kobietom zdarzało się zostawiać w przydrożnych rowach zwłoki zmarłych z wymrożenia dzieci – nie miały jak ich pochować, a na dźwiganie jakiegokolwiek dodatkowego ciężaru same nie miały już siły. W gruncie rzeczy wszystkich wrocławian czekał podobny los. A najciekawsze, że Twierdza Wrocław – najdłużej broniące się miasto III Rzeszy (dłużej nawet niż Berlin!) walczyło tak naprawdę o nic. Rosyjski front był już tak rozległy, że samo miasto nie miało już poważniejszego znaczenia strategicznego.[/quote]

Richard Hargreaves owszem, pisze sporo o strategii, kompetencjach dowódców, starannie lokuje sytuację Wrocławia na mapie ostatnich już walk II wojny światowej, ale tak naprawdę interesuje go coś zupełnie innego. Wykorzystując obficie wspomnienia, ówczesną prasę i różnego rodzaju raporty, kreśli niezwykle sugestywny i plastyczny obraz oblężonego miasta. Zazwyczaj niestety malowany krwią. Niejaka Inka Sawicka, sanitariuszka, wspominała:

Na wąskiej ławie, przy świetle świecy, bądź karbidowej lampy rowerowej – amputowano ręce, nogi, łatano twarze, czaszki, jamy brzuszne, wyjmowano niezliczone ilości odłamków. Na tej samej ławce zmieniano opatrunki, najczęściej ropne. Na tej samej ławce kładziono potem rannego, a krew z niego chlustająca oblewała ratujących. Często byliśmy tak oblepieni krwią, że koszule kleiły nam się do ciał. A jednak w tej jatce przez dłuższy czas chodziły tramwaje, wychodziła gazeta, nie brakowało alkoholu, a nawet – co najdziwniejsze – prostytutek”.

Hargreaves stara się wytłumaczyć funkcjonowanie straszliwie niszczonego miasta, w sposób bodaj najciekawszy – za pomocą historii konkretnych ludzi. I nie jest to bynajmniej prosty zabieg, by poruszyć czytelnika. To świetne studium psychiki ludzi, którzy od pewnego momentu są już pewni, że nie przeżyją.

Richard Hargreaves Ostatnia twierdza Hitlera. Breslau 1945

źródło: Wojciech Lada, wPolityce.pl

breslau

Artykuł Wrocław AD 1945, czyli najdłużej broniące się miasto III Rzeszy. „Rosjanie polowali na dwunastoletnie dziewczynki, nawet 80-letnie staruszki nie zostały oszczędzone” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wroclaw-ad-1945-czyli-najdluzej-broniace-sie-miasto-iii-rzeszy-rosjanie-polowali-na-dwunastoletnie-dziewczynki-nawet-80-letnie-staruszki-nie-zostaly-oszczedzone/feed/ 1
Warszawa 11 listopada 1918 roku. „Zrzucano wszędzie nienawistne napisy i znaki niemieckie. Niemcy zbaranieli, dają się rozbrajać przez lada chłystków” https://niezlomni.com/warszawa-11-listopada-1918-roku-zrzucano-wszedzie-nienawistne-napisy-i-znaki-niemieckie-niemcy-zbaranieli-daja-sie-rozbrajac-przez-lada-chlystkow/ https://niezlomni.com/warszawa-11-listopada-1918-roku-zrzucano-wszedzie-nienawistne-napisy-i-znaki-niemieckie-niemcy-zbaranieli-daja-sie-rozbrajac-przez-lada-chlystkow/#respond Tue, 11 Nov 2014 13:38:14 +0000 http://niezlomni.com/?p=22254

[caption id="attachment_22255" align="alignright" width="450"]Rozbrajanie Niemców w Warszawie – 10 listopada 1918 r. Rozbrajanie Niemców w Warszawie – 10 listopada 1918 r.[/caption]

Gdy [...] wyszedłem rano na miasto, ulica miała wygląd jakiś zupełnie inny niż zwykle: ludzie poruszali się szybko, każdy patrzył z ciekawością naokoło, każdy czegoś wyczekiwał, zawiązywały się rozmowy między ludźmi nieznajomymi. [...] Ludność samorzutnie zaczęła rozbrajać żołnierzy, którzy poddawali się temu przeważnie bez protestu. Zaraz na ul. Wareckiej spotkałem jakiegoś wojskowego niemieckiego, silnego, rosłego mężczyznę, za którym biegł mały 12-13-letni uczniaczek. Gdy go dogonił, zatrzymał go i kazał mu oddać broń, a duży Niemiec bez słowa odpiął pas i oddał mu szablę. Takie sceny rozgrywały się wszędzie, co świadczyło o zupełnym już poddaniu się armii niemieckiej i o zupełnym jej rozstroju. [...]

Na głównej arterii Warszawy, Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu, ruch był nadzwyczajny. [...] Nasze nowe władze [...] przystąpiły do przejmowania gmachów będących w posiadaniu władz niemieckich, zarówno wojskowych, jak i cywilnej administracji. Na początku objęto Belweder, mosty na Wiśle, przy których ustawiono posterunki, park samochodowy przy ul. Książęcej [...]. Zrzucano wszędzie nienawistne napisy i znaki niemieckie. Sam widziałem, jak dwóch wyrostków wspięło się do orła niemieckiego na blasze przy pałacu Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu i zrzuciło go z hałasem na ziemię, a żołnierz niemiecki, w pełnym uzbrojeniu i w hełmie na głowie trzymający wartę przed pałacem, w którym miała wtedy już siedzibę rada żołnierska, ani się nie obejrzał.

Mieczysław Jankowski we wspomnieniach, źródło: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, red. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971

Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie. Stało się, i to w tak nieoczekiwanych warunkach.

Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności!

Od wczesnego ranka odbywa się przejmowanie urzędów niemieckich przez władze polskie. Już przekazano w nasze ręce Cytadelę, którą zajął batalion wojska polskiego z majorem Szyndlerem na czele.

Niemcy początkowo usiłowali zatrzymać artylerię, jednakże ustąpili, oddali wszystkie działa. Komendantem Warszawy został pułkownik Minkiewicz. Milicji miejskiej przeciążonej pracą przychodzi w pomoc tworząca się „Straż Obywatelska” oraz młodzież szkolna. Jerzy noc całą spędził na mieście i z łupem powraca (odebrany bagnet niemiecki).

Liczne składy i zapasy niemieckie zdobywamy bez wielkiego wysiłku i prawie bez rozlewu krwi.

Niemcy zbaranieli, gdzieniegdzie się bronią, zresztą dają się rozbrajać nie tylko przez wojskowych, ale przez lada chłystków cywilnych. Widok niepojęty. Idąc ulicą, spostrzega się samochody niemieckie z czerwonymi chorągwiami — zatrzymują je Polacy i każą Niemcom wysiadać — zwracają im tylko krasne godło. To samo dzieje się z powozami i końmi. Cała ta akcja idzie gładko; podziwiam poddanie się butnych jeszcze przedwczoraj ciemięzców oraz łagodność Polaków wobec pokonanego wroga, trzyletniego dręczyciela i kata.

Maria Lubomirska, Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej. 1914-1918, oprac. Janusz Pajewski, Poznań 2002

Artykuł Warszawa 11 listopada 1918 roku. „Zrzucano wszędzie nienawistne napisy i znaki niemieckie. Niemcy zbaranieli, dają się rozbrajać przez lada chłystków” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/warszawa-11-listopada-1918-roku-zrzucano-wszedzie-nienawistne-napisy-i-znaki-niemieckie-niemcy-zbaranieli-daja-sie-rozbrajac-przez-lada-chlystkow/feed/ 0
Chimczak, Humer, Różański, Światło i ich ofiary – „niebezpieczne dla ustroju”. Przerażające wspomnienia ofiar zbrodniarzy komunistycznych [wideo] https://niezlomni.com/chimczak-humer-rozanski-i-ich-ofiary-niebezpieczne-dla-ustroju-przerazajace-wspomnienia-ofiar-zbrodniarzy-komunistycznych-wideo/ https://niezlomni.com/chimczak-humer-rozanski-i-ich-ofiary-niebezpieczne-dla-ustroju-przerazajace-wspomnienia-ofiar-zbrodniarzy-komunistycznych-wideo/#respond Sun, 09 Nov 2014 16:07:57 +0000 http://niezlomni.com/?p=22221

Artykuł Chimczak, Humer, Różański, Światło i ich ofiary – „niebezpieczne dla ustroju”. Przerażające wspomnienia ofiar zbrodniarzy komunistycznych [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/chimczak-humer-rozanski-i-ich-ofiary-niebezpieczne-dla-ustroju-przerazajace-wspomnienia-ofiar-zbrodniarzy-komunistycznych-wideo/feed/ 0
Dramatyczne wspomnienia jedynego ocalałego więźnia z transportu polskich oficerów do Katynia. „Wśród blasków owego wiosennego dnia nie przyszło mi do głowy, że przecież to może być egzekucja” https://niezlomni.com/dramatyczne-wspomnienia-jedynego-ocalalego-wieznia-z-transportu-polskich-oficerow-do-katynia-wsrod-blaskow-owego-wiosennego-dnia-nie-przyszlo-mi-do-glowy-ze-przeciez-to-moze-byc-egzekucja/ https://niezlomni.com/dramatyczne-wspomnienia-jedynego-ocalalego-wieznia-z-transportu-polskich-oficerow-do-katynia-wsrod-blaskow-owego-wiosennego-dnia-nie-przyszlo-mi-do-glowy-ze-przeciez-to-moze-byc-egzekucja/#respond Sun, 05 Oct 2014 08:26:23 +0000 http://niezlomni.com/?p=21426

Artykuł Dramatyczne wspomnienia jedynego ocalałego więźnia z transportu polskich oficerów do Katynia. „Wśród blasków owego wiosennego dnia nie przyszło mi do głowy, że przecież to może być egzekucja” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dramatyczne-wspomnienia-jedynego-ocalalego-wieznia-z-transportu-polskich-oficerow-do-katynia-wsrod-blaskow-owego-wiosennego-dnia-nie-przyszlo-mi-do-glowy-ze-przeciez-to-moze-byc-egzekucja/feed/ 0
Piekło warszawskich kanałów. Tragiczny szlak powstańców, którego przejście rujnowało zdrowie i psychikę. Relacja świadka https://niezlomni.com/pieklo-warszawskich-kanalow-tragiczny-szlak-powstancow-ktorego-przejscie-rujnowalo-zdrowie-i-psychike-relacja-swiadka/ https://niezlomni.com/pieklo-warszawskich-kanalow-tragiczny-szlak-powstancow-ktorego-przejscie-rujnowalo-zdrowie-i-psychike-relacja-swiadka/#respond Thu, 25 Sep 2014 12:07:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=20897

Pamiętacie słynny film Andrzeja Wajdy pt.”Kanał”? Podziemny tunel pokazany w tym filmie był wręcz luksusowy, w porównaniu z tymi, którymi naprawdę przemieszczali się powstańcy.

Warszawską sieć kanałów zaprojektował na początku XX wieku brytyjski inżynier William Lindley. Składała się ona z trzech kanałów głównych, od których odchodziły kanały boczne. Główne arterie miały wysokość od półtora do dwóch metrów, podczas gdy kanały boczne w najwyższym miejscu sięgały 140 centymetrów. Poruszać się w nich można było tylko na czworakach. Wyprostować się można było tylko w niektórych odcinkach kanałów głównych, przy burzowcach lub przy studzienkach z włazami. Powstańcy chodzili więc zgięci w pół lub na czworakach. Wśród szczurów, z bronią zarzuconą na plecy, w gównie sięgającym ust i potwornym zaduchu.

W kanałach prawie nie było tlenu. Zapałki nie nadawały się do oświetlania drogi – po prostu nie chciały się palić. A nie wszystkie oddziały miały latarki.

Idąc, a raczej – pełznąc kanałem należało zachować absolutną ciszę. Niemcy szybko zorientowali się w tej powstańczej komunikacji i na każdy dźwięk dobiegający z podziemi wrzucali przez włazy granaty lub puszczali serię z karabinu maszynowego. Wsypywali też do kanałów karbid, który w połączeniu z wodą wydzielał trujący gaz.

Sami do kanałów nie schodzili. Nie musieli – czekali, aż cuchnące podziemia wykonają robotę za nich.

Czasem tylko do kanału wchodził niemiecki saper, by założyć pułapki na powstańców, np. zablokować przejście drutem kolczastym, na którym wisiały granaty. Pokonywanie takiej pułapki pokazał Wajda w swoim filmie.

Oprócz karbidu Niemcy wsypywali też do kanałów cement, by spiętrzyć wodę i potopić powstańców. Użyli też najbardziej tajemniczej broni tamtego czasu, zwanej „Taifungerat”.

[caption id="attachment_20900" align="alignleft" width="595"]Z włazu kanału na rogu ul. Wilczej i Alei Ujazdowskich wychodzili obrońcy Mokotowa i cywile. Na zdjęciu aptekarz Kowalski wyciągany na powierzchnię. Z włazu kanału na rogu ul. Wilczej i Alei Ujazdowskich wychodzili obrońcy Mokotowa i cywile. Na zdjęciu aptekarz Kowalski wyciągany na powierzchnię.[/caption]

Do dzisiaj nie wiemy, jak wyglądało to ustrojstwo, ale znamy metodę jego działania. Ładunek tej broni wykorzystywał mieszankę pyłu węglowego i powietrza. Rozpylona w kanale mieszanka była zapalana za pomocą wypuszczonego z butli metanu lub etanolu. Wybuch „wędrował” kanałem niszcząc wszystko na swojej drodze i pozostawiając trujący czad. Jedna eksplozja potrafiła zdemolować około kilometra kanału.

Początkowo starano się nie wchodzić do kanału bez przewodnika. Najcenniejszymi byli dawni pracownicy miejskich wodociągów – ci sami, których ofertą nie tak dawno wzgardzono. Przewodnikami były także łączniczki, które w pierwszych dniach walki często wykorzystywały kanały jako w miarę bezpieczną drogę przenoszenia meldunków.

Aby nieco ułatwić poruszanie się przewodnicy czasem rozciągali wzdłuż kanału liny, które spełniały rolę poręczy. Niemcy jednak często rwali je granatami.

Przejście kanałami nie tylko rujnowało zdrowie, ale i masakrowało psychikę. Przejście odcinka, który na powierzchni pokonuje się spacerkiem w ciągu pół godziny trwało kilka-kilkanaście godzin. Wielu tej drogi nie wytrzymywało. Jedni tracili przytomność od trujących gazów i osuwali bezwładnie na dno. Inni po kilkunastu godzinach tej podziemnej hekatomby postanawiali skrócić męczarnie i strzelali sobie w głowę.
Trzeba pamiętać, że byli to ludzie, którzy mieli za sobą lata w konspiracji i kilka tygodni walki w warszawskim infernie. Ludzie, którzy codziennie zaglądali śmierci w oczy. Kanały potrafiły złamać nawet takich.

Jeszcze inni wariowali od klaustrofobii – doznawali halucynacji, wrzeszczeli w obłąkaniu lub wygadywali niestworzone rzeczy.

Najtragiczniejsze przejście kanałami miało miejsce 27 września. Tego dnia podpułkownik Józef Rokicki ps. „Karol”, dowódca obrony Mokotowa wbrew rozkazowi przełożonego generała „Montera” podjął bezsensowną i koszmarną w skutkach decyzję o przejściu kanałami do walczącego jeszcze Śródmieścia.

Powstańcy zeszli do kanałów około godziny 9:00. Przy włazie rozgrywały się straszne sceny. Ludność cywilna obrzucała żołnierzy przekleństwami. Kobiety krzyczały, że są oni gorsi od Niemców, że zostawiają ich na pewną śmierć.

Ewakuacji tych rozmiarów (do podziemi zeszło kilka tysięcy ludzi) nie udało się przed Niemcami ukryć. Poustawiali się oni przy każdej studzience wzdłuż całego kanału od Mokotowa do Śródmieścia i przez otwarte włazy wrzucali karbid, granaty i puszczali serie z pistoletów maszynowych. Zrykoszetowane kule raniły i zabijały czołgających się w szlamie powstańców.

Czołgali się po ciałach swoich kolegów, wypluwając ścieki, które wdzierały się do ust i zalewały ropiejące rany. Broń przerzucona na plecy lub trzymana resztkami sił w mdlejących dłoniach uderzała o ściany, które zwielokrotniały każdy odgłos.

Razem z powstańcami na Mokotowie do kanału zeszła grupa cywili. Niektórzy mieli ze sobą jakieś plecaki i walizy, które wkrótce zostawili w kanale. Porzucone graty dodatkowo spiętrzały ściek.

W pewnym momencie ten apokaliptyczny pochód stanął. Przy głównym burzowcu Niemcy zbudowali barykadę z drutu kolczastego, której nie sposób było przejść. Jerzy Zapadko-Mirski, ostatni dowódca batalionu „Parasol” przepchnął swoich ludzi do przodu i w świetle latarki zobaczył potworną scenę.

Przy barykadzie z drutu leżało kilkadziesiąt ciał ludzi zatrutych acetylenem powstałym przez wrzucenie do kanału grud karbidu. Niektórzy jeszcze żyli. Chwytając za nogawki błagali powstańców o pomoc. Ci starali się ich wyciągać ze szlamu i prowadzić ze sobą, ale osłabieni po kilku krokach osuwali się bezwładnie. Dalsze kilkaset metrów kanału było istnym piekłem Dantego. Powstańcy deptali po leżących na dnie kanału ludziach, których część dawała jeszcze oznaki życia.

Dotarli do kolejnej barykady z drutu. Jeden z nich kalecząc dłonie wymacał przejście wycięte w drutach poniżej poziomu wody. Po kolei nurkowali w cuchnącej brei, by przedostać się na drugą stronę. W końcu dotarli do studzienki, na której ścianie ktoś narysował kredą literę „S” – jak Śródmieście. Po siedemnastu godzinach w kanale, ledwo żywi i ślepi od trujących wyziewów wyczołgali się na powierzchnię.

Wyjście na powierzchnię nie zawsze oznaczało ocalenie. Wyciągniętego z kanału powstańca Niemcy najczęściej natychmiast zabijali. Taki los spotkał 140 powstańców z batalionu „Baszta”, którzy 27 września po wielogodzinnym błądzeniu w kanałach wyszli na powierzchnię na ulicy Dworkowej. Był to teren zajęty przez Niemców, którzy natychmiast ustawili ich pod ścianą i rozstrzelali.

źródło: Blog Biszopa

WIĘCEJ PODOBNYCH HISTORII W NAJNOWSZEJ KSIĄŻCE MATEUSZA BISKUPA ŚLADAMI ZAPOMNIANYCH BOHATERÓW!

sladami-zapomnianych-bohaterow

Artykuł Piekło warszawskich kanałów. Tragiczny szlak powstańców, którego przejście rujnowało zdrowie i psychikę. Relacja świadka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pieklo-warszawskich-kanalow-tragiczny-szlak-powstancow-ktorego-przejscie-rujnowalo-zdrowie-i-psychike-relacja-swiadka/feed/ 0
Oni nigdy się nie poddali. 23 września 1939 Henryk Dobrzański, ps. Hubal, utworzył w Górach Świętokrzyskich pierwszy oddział partyzancki https://niezlomni.com/oni-nigdy-sie-nie-poddali-23-wrzesnia-1939-henryk-dobrzanski-ps-hubal-utworzyl-w-gorach-swietokrzyskich-pierwszy-oddzial-partyzancki/ https://niezlomni.com/oni-nigdy-sie-nie-poddali-23-wrzesnia-1939-henryk-dobrzanski-ps-hubal-utworzyl-w-gorach-swietokrzyskich-pierwszy-oddzial-partyzancki/#respond Tue, 23 Sep 2014 14:39:23 +0000 http://niezlomni.com/?p=20741

Hubal-zolnierz-big

Artykuł Oni nigdy się nie poddali. 23 września 1939 Henryk Dobrzański, ps. Hubal, utworzył w Górach Świętokrzyskich pierwszy oddział partyzancki pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/oni-nigdy-sie-nie-poddali-23-wrzesnia-1939-henryk-dobrzanski-ps-hubal-utworzyl-w-gorach-swietokrzyskich-pierwszy-oddzial-partyzancki/feed/ 0
„Te sk…syny piszą na tych transparentach Witamy Armię Czerwoną”, czyli 17 września oczami świadków. A za nią NKWD i ujawniający się dywersanci. Opisy bohaterskiego oporu Polaków [wideo] https://niezlomni.com/te-sk-syny-pisza-na-tych-transparentach-witamy-armie-czerwona-czyli-17-wrzesnia-oczami-swiadkow-a-za-nia-nkwd-i-ujawniajacy-sie-dywersanci-opisy-bohaterskiego-oporu-polakow-wideo/ https://niezlomni.com/te-sk-syny-pisza-na-tych-transparentach-witamy-armie-czerwona-czyli-17-wrzesnia-oczami-swiadkow-a-za-nia-nkwd-i-ujawniajacy-sie-dywersanci-opisy-bohaterskiego-oporu-polakow-wideo/#respond Wed, 17 Sep 2014 10:33:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=20503

armia

Artykuł „Te sk…syny piszą na tych transparentach Witamy Armię Czerwoną”, czyli 17 września oczami świadków. A za nią NKWD i ujawniający się dywersanci. Opisy bohaterskiego oporu Polaków [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/te-sk-syny-pisza-na-tych-transparentach-witamy-armie-czerwona-czyli-17-wrzesnia-oczami-swiadkow-a-za-nia-nkwd-i-ujawniajacy-sie-dywersanci-opisy-bohaterskiego-oporu-polakow-wideo/feed/ 0