Solidarność – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Solidarność – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Czesi opublikowali książkę, która zdradza tajemnice przeszłości Wałęsy. Bardzo nerwowa reakcja byłego prezydenta [FOTO] https://niezlomni.com/czesi-opublikowali-ksiazke-ktora-zdradza-tajemnice-przeszlosci-walesy-bardzo-nerwowa-reakcja-bylego-prezydenta-foto/ https://niezlomni.com/czesi-opublikowali-ksiazke-ktora-zdradza-tajemnice-przeszlosci-walesy-bardzo-nerwowa-reakcja-bylego-prezydenta-foto/#respond Mon, 18 Sep 2017 09:52:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=43554

Mimo że opublikowano teczkę TW ,,Bolka" Lech Wałęsa zaprzecza, że kiedykolwiek współpracował z SB. Tym większą jego wściekłość wywołała książka, która właśnie wyszła w Czechach, rzucająca nowe światło na całą historię.

Książka wydana w Czechach dotyczy operacji ,,Server". Napisał o niej prof. Sławomir Cenckiewicz. Znajdują się w niej notatki z rozmów przeprowadzonych przez funkcjonariuszy czechosłowackiego MSW z dyrektorem Departamentu III "A" gen. Władysławem Ciastoniem na początku 1981 roku.

"Co do współpracy Wałęsy z pracownikami polskiej Służby Bezpieczeństwa, Ciastoń oznajmił, że do pozyskania Wałęsy doszło w roku 1970 w czasie strajków na Wybrzeżu. Informacje podobno pisał własnoręcznie. Podpisywał też potwierdzenia odbioru kwot pieniężnych, które otrzymywał za współpracę. Ciastoń nie wie, kiedy skończyła się współpraca Wałęsy z SB, ale trwała jeszcze w roku 1976, gdy odszedł na inne stanowisko pracy"

- cytuje publikację Cenckiewicz.

Wałęsa natychmiast zareagował:

Kto ma wątpliwości Cenckiewicz wnuku UB-eka może opiszesz rolę dziadka we wprowadzaniu komunizmu w Polsce

- napisał i opublikował fragment książki.

Problem w tym, że to książka... samego Cenckiewicza:

Tymczasem jak orzekli badacze z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie podpisy Wałęsy w teczce TW Bolka są autentyczne. IPN wszczął postępowanie w związku ze składaniem fałszywych zeznań przez byłego prezydenta.

Artykuł Czesi opublikowali książkę, która zdradza tajemnice przeszłości Wałęsy. Bardzo nerwowa reakcja byłego prezydenta [FOTO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czesi-opublikowali-ksiazke-ktora-zdradza-tajemnice-przeszlosci-walesy-bardzo-nerwowa-reakcja-bylego-prezydenta-foto/feed/ 0
„Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności…” https://niezlomni.com/kiedy-sie-pomysli-ze-pijak-jelcyn-byl-carem-a-ignorant-walesa-symbolem-wolnosci/ https://niezlomni.com/kiedy-sie-pomysli-ze-pijak-jelcyn-byl-carem-a-ignorant-walesa-symbolem-wolnosci/#respond Sat, 26 Aug 2017 05:00:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=29040 Oriana Fallaci o Lechu Wałęsie

Oriana Falacci została znana na całym świecie za sprawą jej sądów na temat Islamu i społeczeństwa multikulturowego. Włoska dziennikarka sformułowała również swoje sądy na temat Lecha Wałęsy.

Fallaci spotkała się z przywódcą "Solidarności" w marcu 1981 r. W mieszkaniu państwa Wałęsów spędziła dwa dni, sobotę i niedzielę. Co o nim powiedziała:

Wałęsa nie podobał mi się jako człowiek, ale stałam - podobnie jak wielu innych - wobec ogromnego dylematu: albo przysłużyć się Rosjanom i napisać, że Wałęsa nie jest OK, albo pomóc walce o odzyskanie demokracji i napisać, że Wałęsa jest w porządku. Wybrałam to drugie wyjście i nie miałam racji.

On był wtedy taki pewny swego, taki nadęty, że powiedział mi: 'Zobaczy pani, że ja zostanę prezydentem'. 'Co on wygaduje?' - pomyślałam i nigdy nie włączyłam tego do wywiadu, bo to miał być dobry, antykomunistyczny, antyrosyjski wywiad. Nazajutrz, kiedy znów z nim rozmawiałam, powiedziałam: 'Słuchaj, Lechu, wczoraj powiedziałeś coś, co mam nagrane, ale wolałabym to pominąć, bo wygląda śmiesznie i pretensjonalnie'. 'Jakie śmiesznie? Jakie pretensjonalne? Masz napisać, co ci mówię: że będę prezydentem!' - uniósł się. I wiesz co? Nie napisałam tego, nie napisałam, żeby go zezłościć i żeby mu nie zaszkodzić, bo to by go ośmieszyło; żeby Rosjanie, żeby wszyscy traktowali go poważnie. I nie miałam racji. Koniec. Kropka.

[Rakowski] był wówczas członkiem partii i tego nie taił. Mówił, że jest komunistą czy usiłuje nim być, ale był inteligentny, uczciwy, kulturalny. Myślę, że wówczas go nie doceniłam. I przeciwnie - byłam zbyt łagodna wobec pana Wałęsy.

Kiedy pytali mnie, czy żałuję sposobu, w jaki napisałam jakiś wywiad, odpowiadałam natychmiast: 'Tak, wywiadu z Lechem Wałęsą'. I to nie później, ale od razu, nazajutrz po jego opublikowaniu. Ponieważ jedyny raz nie zaufałam swojemu instynktowi, który jest niezawodny, zwierzęcy, jak u dzika, który węszy za truflami.

Nasza epoka pozbawiona jest przywódców. Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności, uginają się nogi pod człowiekiem.

Jak na takie słowa reagował sam zainteresowany? Lech Wałęsa mówił:

Fallaci bardzo zależało na wywiadzie, a ja miałem wielki strajk i nie mogłem z nią rozmawiać. Ona wszystkie argumenty złożyła i ostatni argument to: "Panie, jak Pan śmie, ja tyle książek napisałam, z królami rozmawiałam - nikt mi nie odmawiał, a Pan mi odmawia", a ja powiedziałem Orianie Fallaci, że nie czytałem żadnej jej książki i mam ją gdzieś. Później się zgodziłem i mi dołożyła.

cytaty z Fallaci za książką Daniela Passenta "Passa" i książką samej dziennikarki "Wywiad z samą sobą"

Artykuł „Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kiedy-sie-pomysli-ze-pijak-jelcyn-byl-carem-a-ignorant-walesa-symbolem-wolnosci/feed/ 0
Frank Sinatra był wstrząśnięty sytuacją Polski i specjalnie nagrał wzruszającą pieśń. Zaśpiewał ją po polsku [WIDEO] https://niezlomni.com/frank-sinatra-byl-wstrzasniety-sytuacja-polski-i-specjalnie-nagral-wzruszajaca-piesn-zaspiewal-ja-po-polsku-wideo/ https://niezlomni.com/frank-sinatra-byl-wstrzasniety-sytuacja-polski-i-specjalnie-nagral-wzruszajaca-piesn-zaspiewal-ja-po-polsku-wideo/#respond Fri, 11 Aug 2017 09:13:22 +0000 http://niezlomni.com/?p=42291

Jeden z najlepszych piosenkarzy w historii Frank Sinatra żywo interesował się losem Polaków. Nie mógł wiele zrobić, by coś zmienić, ale mógł dodać otuchy, śpiewając. I robił to po polsku.

W latach 40. XX wieku, kiedy Polska trafiała pod komunistyczną okupację, i po ogłoszeniu stanu wojennego w 1982 roku amerykański piosenkarz wykonał polski utwór ludowy ,,Wolne serca".

https://www.youtube.com/watch?time_continue=6&v=1arwsR08yKo

W końcówce nagrania widać oświadczenia, które nagrali politycy z całego świata. Frazę ,,Let Poland be Poland" wygłosili m.in. prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan, premier Zjednoczonego Królestwa Margaret Thatcher, premier Portugalii Francisco Pinto Balsemão, kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Helmut Schmidt, premier Islandii Gunnar Thoroddsen, premier Belgii Wilfried Martens, premier Japonii Zenkō Suzuki, premier Włoch Arnaldo Forlani, premier Norwegii Kåre Willoch, premier Kanady Pierre Trudeau, premier Turcji Bülent Ulusu, premier Luksemburga Pierre Werner, premier Hiszpanii Adolfo Suárez González, prezydent Francji François Mitterrand, spiker Izby Reprezentantów Tip O’Neill, lider większości Senatu Howard Baker, senator, członek komisji spraw zagranicznych Senatu Clement Zablocki.

Wyemitowano je w programie ,,Let Poland be Poland" pokazanym w amerykańskiej telewizji 31 stycznia 1982 roku. Program był też dostępny w wersji audio w Głosie Ameryki, Radiu Wolna Europa i Radio Liberty oraz Radio France Internationale. Wzięli w nim udział chociażby Romuald Spasowski, Zdzisław Rurarz, Adam Makowicz, Czesław Miłosz, Mstisław Rostropowicz, Kirk Douglas, Max von Sydow, James Miechner, Henry Fonda, Glenda Jackson, Benny Andersson, Agnetha Fältskog, Anni-Frid Lyngstad, Paul McCartney, Björn Ulvaeus, Orson Welles, Maggie Albright. Wszyscy goście wyrażali poparcie dla Polaków, solidaryzowali się z prześladowanymi i zapewniali o pomocy pogrążonemu w stanie wojennym krajowi.

To nie jedyny polski akcent. W filmie „The Miracle of the Bells” z 1947 roku znajdziemy zaskakujący polski akcent. Frank Sinatra śpiewa utwór „Ever Homeward”, który jest angielską wersją polskiej piosenki „Powrót” Kazimierza Lubomirskiego. Co najciekawsze od 2:00 min. Sinatra śpiewa po polsku.

https://www.youtube.com/watch?time_continue=3&v=fqBT9PO8T4Q

Artykuł Frank Sinatra był wstrząśnięty sytuacją Polski i specjalnie nagrał wzruszającą pieśń. Zaśpiewał ją po polsku [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/frank-sinatra-byl-wstrzasniety-sytuacja-polski-i-specjalnie-nagral-wzruszajaca-piesn-zaspiewal-ja-po-polsku-wideo/feed/ 0
Za takie słowa niektóre środowiska nienawidzą Prezydenta. Mocne przemówienie w ważną rocznicę: ,,Powoli pozbywamy się złogów PRL-u…” https://niezlomni.com/slowa-niektore-srodowiska-nienawidza-prezydenta-mocne-przemowienie-wazna-rocznice-powoli-pozbywamy-sie-zlogow-prl-u/ https://niezlomni.com/slowa-niektore-srodowiska-nienawidza-prezydenta-mocne-przemowienie-wazna-rocznice-powoli-pozbywamy-sie-zlogow-prl-u/#respond Wed, 21 Jun 2017 12:43:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=40431

Czy to będzie wypowiedź, którą przez miesiące będzie powtarzać opozycja? Z okazji 35. rocznicy powstania Solidarności Walczącej w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczystość, podczas której prezydent Andrzej Duda wręczył zasłużonym odznaczenia państwowe. Jednocześnie wypowiedział mocne słowa pod adresem PRL.

„Niosę Ciebie, Polsko, jak żagiew, jak płomienie, Gdzie Cię doniosę – nie wiem”. Te słowa zapisane kiedyś przez nieznanego dzisiaj poetę podziemia wypowiedział w Sejmie pan marszałek senior Kornel Morawiecki. „Niosę Ciebie, Polsko, jak ogień, jak płomienie i gdzie Cię doniosę, nie wiem”. One chyba rzeczywiście najpełniej, o państwa walce o wolną Polskę, mówią

- powiedział.

Stoję tutaj dzisiaj przed państwem z wielki wzruszeniem, bo to dla mnie kolejny raz, kiedy mam możliwość odznaczenia w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, właściwie tylko przekazanie państwu w imieniu RP odznaczeń i wyrazów wielkiego szacunku i podziękowania od Polski, od mojego pokolenia, od młodszych, za wolność, którą dzisiaj mamy, a którą państwo swoją niezłomnością wywalczyliście. I przed rokiem 1980 – bo wielu z państwa już wtedy prowadziło działalność opozycyjną – i w roku 1980, kiedy rodziła się „Solidarność”

- dodawał. Podkreślał zasługi Solidarności Walczącej.

Solidarność Walcząca mówiła, że będziemy stawać na ulicach i prowadzili ostrą i aktywną działalność, mimo represji władzy. Będziemy Cię Polsko nieść jak żagiew, jak płomienie, ale chcemy Cię donieść do wolności, bo nas nie interesują rozwiązania połowicznego PRL-u. Prawda jest taka, że wielu tego nie czuło. Byłem dzieckiem, ale pamiętam to doskonale. Wiele osób nie czuło, że możliwe jest, aby komuna upadła, żeby nastąpił rozpad ZSRR. Wielu ludzi w 1982 roku powiedziałoby, że to śmiech na sali. Niemożliwe okazało się możliwe, dzięki postawie takich ludzi, jak wy

Podkreślał ich bezkompromisowość, co jednak nie miało przełożenia na ustalenia przy Okrągłym Stole:

Właściwie nie chcieliście żadnego kompromisu, nie godziliście się na to. Nie byliście wśród tych, którzy popierali działania związane z okrągłym stołem, bo uważaliście, że to rozwiązanie połowiczne, że to pójście na kompromis. Prawda jest taka, że było to rozwiązanie połowiczne, czego dowiodły połowicznie wolne wybory w 1989 roku i operacja SB, prowadzona przeciwko ludziom Solidarności Walczącej, która została zamoknięta dopiero w lutym 1990 roku. Dlatego mówimy, że w 1989 roku komunizm upadł teoretycznie i teoretyczna była wolność Polski. Dziś powoli pozbywamy się złogów PRL-u

Co Prezydent miał na myśli, mówiąc o złogach?

Wtedy ją zbudowano i wciskano ludziom. W ten sposób tworzono człowieka sowieckiego. Postsowietyzm – zostało to nazwane po 1989 roku. Bardzo trudno jest wiele elementów usunąć ze społeczeństwa. Ale one znikają. Z upływem lat mówi się prawdę, nawet tę najbardziej bolesną

Na koniec jeszcze raz podziękował działaczom:

Cieszę się, że bohaterom mojego dzieciństwa, bohaterom wolnej Polski mogę dziś podziękować. Jestem ogromnie wzruszony i jest to dla mnie wielki zaszczyt

Artykuł Za takie słowa niektóre środowiska nienawidzą Prezydenta. Mocne przemówienie w ważną rocznicę: ,,Powoli pozbywamy się złogów PRL-u…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/slowa-niektore-srodowiska-nienawidza-prezydenta-mocne-przemowienie-wazna-rocznice-powoli-pozbywamy-sie-zlogow-prl-u/feed/ 0
Tak Jacek Kuroń instruował Władysława Frasyniuka, jak nie denerwować komunistów https://niezlomni.com/jacek-kuron-instruowal-wladyslawa-frasyniuka-denerwowac-komunistow/ https://niezlomni.com/jacek-kuron-instruowal-wladyslawa-frasyniuka-denerwowac-komunistow/#respond Sun, 18 Jun 2017 06:43:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=40217

Po latach światło dzienne ujrzał dokument, który pokazuje jak Jacek instruował Władysława Frasyniuka: „Żadnych demonstracji zwycięstwa i okrzyków „śmierć komunie”. Robimy protest przeciw wydarzeniom w Chinach”.

Sławomir Cenckiewicz opublikował bardzo charakterystyczny dokument. Historyk pisał:

Kochani, zanim Niezgoda i Niebezpieczeństwo posadzi i podleje swoje ostatnie Dęby Wolności na święto 4 czerwca (1989 r.), a propagandyści i pożyteczni idioci (także na prawicy) ogłoszą nam, że to jest prawdziwe i jedyne święto które winniśmy obchodzić, wskazując na geniusz Ojców Założycieli III RP, przypominam jak jeden z nich - Jacuś Kuroń, traktował ów triumf wyborczy 4 czerwca 1989 r. przestrzegając przed antykomunizmem polskiego ludu.... Dobrze, że są dokumenty z epoki...

25-lat-wolnosci

To ciekawy wkład w dyskusję po pamiętnej wymianie zdań między Włodzimierzem Czarzastym a Frasyniukiem właśnie:

http://niezlomni.com/mysmy-komunistow-ku-ko-li-frasyniuk-chwali-sie-dostaje-odpowiedz-jednego-nich-wyscie-sie-nami-kwa-dogadali/

Artykuł Tak Jacek Kuroń instruował Władysława Frasyniuka, jak nie denerwować komunistów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jacek-kuron-instruowal-wladyslawa-frasyniuka-denerwowac-komunistow/feed/ 0
,,Prawdziwy bohater tamtych czasów – oskarża”. Oto list do Władysława Frasyniuka: ,,Hej Władek, przebrała się miarka” https://niezlomni.com/prawdziwy-bohater-tamtych-czasow-oskarza-oto-list-wladyslawa-frasyniuka-hej-wladek-przebrala-sie-miarka/ https://niezlomni.com/prawdziwy-bohater-tamtych-czasow-oskarza-oto-list-wladyslawa-frasyniuka-hej-wladek-przebrala-sie-miarka/#respond Sun, 11 Jun 2017 14:00:32 +0000 http://niezlomni.com/?p=39899

Andrzej Rozpłochowski to w okresie PRL opozycjonista. Był delegatem na I Krajowy Zjazd Delegatów w Gdańsku, następnie członkiem Komisji Krajowej NSZZ „S”. W okreie stanu wojennego internowany, osskarżony o działania antypaństwowe.

Rafał Ziemkiewicz pisze o nim: ,,prawdziwy antykomunista i bohater tamtych czasów" i odsyła do lektury jego wspomnień, które przedrukowujemy. Oto list, który wysłał Władysławowi Frasyniukowi:

Hej Władek, przebrała się miarka. Ponieważ należysz do tych, co to lubią publicznie pozować na ludzi prawych, teraz zatroskanych o stan rzekomo zagrożonej w Polsce demokracji i praw obywatelskich, czego jak słucham, to mi się nóż otwiera w kieszeni, opowiedz - w jaki to sposób po przemianach „okrągłego stołu” - z kierowcy miejskiego autobusu stałeś się właścicielem dużej firmy transportowej?

Prawda na ten temat najlepiej charakteryzuje cwaniaczków takich, jak ty. W latach 80. ludzie we Wrocławiu za ciebie się modlili, bo byłeś dla nich ikoną „Solidarności” i ich bohaterem, ale kim ty naprawdę już wtedy byłeś? Bo czy można aż tak skrajnie się zmienić? W to nie wierzę, łatwiej udawać człowieka o dwóch twarzach.

Pamiętam rok chyba już 1981, kiedy pierwszy raz zjawiłeś się na obradach KKP, czyli władz krajowych NSZZ „Solidarność”. Byłeś nieśmiałym i ugrzecznionym synkiem, który dziwnie od zaraz stał się pupilkiem „Bolka”, czyli Lecha Wałęsy. Nie zdajesz sobie może nawet z tego sprawy, że tak widzieli to ludzie, którzy w tej „krajówce” byli od samego początku. Tworzyliśmy ją i walczyliśmy z komuną, kiedy tobie o takich działaniach jeszcze się nie śniło. Dlatego z prawdziwym zdumieniem reagowałem na to, jak po wprowadzeniu stanu wojennego kreowano twój wizerunek jako wojowniczego przywódcę wrocławskiego podziemia, którego akurat nie internowano. Jak wiemy, innego ulubionego twojego towarzysza działania, Zbigniewa Bujaka, też jakoś nie internowano, dzięki czemu i on znalazł się w podziemiu i rósł z podobną tobie legendą dzielnego opozycjonisty regionu „Mazowsze”. Ale jeszcze wtedy nikt niewtajemniczony nie wiedział, że ta legenda „ukrywa się” np. u… Mieczysława Rakowskiego - jednego z głównych bandytów komunistycznej dyktatury Jaruzelskiego.

Ludzie nie znając prawdziwych kulis wydarzeń, powierzchowne pozory biorą za rzeczywistość i w takich warunkach łatwo jest ich oszukiwać. Kiedyś jak i dzisiaj. Przypomnę, jak nikczemnie Zbigniew Bujak i spółka zagarnęli przed laty dolary nagrody od amerykańskiego senatora, która pośmiertnie przyznana została również bł. księdzu Jerzemu Popiełuszce. Byłem już wówczas na uchodźstwie w Stanach Zjednoczonych i opublikowałem tam na ten temat felieton, który głośnym echem odbił się w kraju i poza jego granicami. I jeszcze jeden wymowny przykład z głębokiej przeszłości, która cieniem kładzie się także na dniu dzisiejszym, ponieważ ci sami ludzie dzisiaj są wśród KOD-owców. Z udostępnionych mi przez IPN archiwów SB i MSW PRL związanych z moją antykomunistyczną działalnością, wyłaniają się bardzo ciekawe obrazy. W roku 1984 zostałem wraz z innymi zwolniony warunkowo z więzienia mokotowskiego, jako jeden ze słynnej 11-tki czołowych więźniów politycznych. I oczywiście zaraz włączyłem się w dalszą jawną i konspiracyjną działalność antykomunistyczną.

Jeżeli mnie pamięć nie myli, to albo jeszcze w roku 1984 lub jednak w 1985, w kraju wybuchła nagle głośna sprawa. Aresztowano niedawno uwolnionych kilku czołowych działaczy opozycji po tym, jak prasa podziemna oraz rozgłośnie zachodnie podały, że osoby te spotkały się potajemnie z TKK, czyli podziemnym kierownictwem „Solidarności” i podpisały imieniem i nazwiskiem wspólny komunikat. Nie mam czasu sprawdzać detali, ale był to Władysław Frasyniuk, Adam Michnik i Bogdan Lis oraz ktoś jeszcze. Hunta Jaruzela i Kiszczaka podeszła do tego z wielkim zadęciem w peerelowskich mediach. Grożono wielkim procesem itd. W tym czasie otrzymałem propozycję, czy jestem gotów powtórzyć to samo, za co teraz z takim rozmachem propagandowym chcą sądzić kolegów. Odpowiedziałem, że oczywiście tak i tak się stało. Nie pamiętam tylko kulis, od kogo i jak przyszła do mnie ta propozycja. Określonego dnia, u mnie na Śląsku odbyło się konspiracyjne spotkanie TKK ze mną, po którym znowu opublikowano komunikat, podpisany wspólnie przez ukrywających się członków TKK oraz moim imieniem i nazwiskiem. I co się działo po tym fakcie? Czy zostałem podobnie jak tamci z hukiem aresztowany? Nie. Absolutnie nic się nie stało! Władza ani mnie nie usiłowała przesłuchać, ani zatrzymać lub aresztować! Jakby nic nie miało miejsca. Byłem tym wówczas bardzo zaskoczony, gdyż psychicznie przygotowałem się na represje wobec mnie, na nowe aresztowanie. Dopiero po latach, z udostępnionych mi teczek bezpieki i MSW dowiedziałem się, dlaczego tak było. Otóż z Warszawy do prokuratury w Katowicach została przekazana dyrektywa, że owszem, mają zbierać na mnie dalsze materiały, mają otworzyć nowe śledztwo, ale… po cichu, i pod żadnym warunkiem nie wolno mnie oficjalnie wzywać na przesłuchania, zatrzymywać lub więzić, aby… bardziej nie nagłaśniać publicznie mojego nazwiska! Ale przecież właśnie odwrotnie postąpiono z panami opozycjonistami Frasyniukiem, Michnikiem, Lisem i kimś jeszcze. Dlaczego? W mojej opinii, sprawa się wyjaśniła w roku 1989, w związku z haniebnym spektaklem „okrągłego stołu”. Zmuszani przez ekipę Gorbaczowa do pierestrojki, władcy PRL-u przygotowywali grunt pod te wydarzenia. I jak wiemy, znaleźli się w nich… wszyscy bohaterowie ówczesnego głośnego aresztowania.

Władza więc już wcześniej przygotowywała im jak najmocniejszą legendę „niezłomnych opozycjonistów”, z którymi jako tzw. stroną społeczną, będzie zawierała oszukańczy kontrakt tzw. końca komunizmu. A dlaczego mnie miano za wszelką cenę bardziej nie nagłaśniać? Bo było komunistom wiadomo, że od 1980 roku zawsze należałem do tzw. extremy „Solidarności”. Wiedzieli, że dla mnie w procesie „okrągłego stołu” miejsca być nie mogło, bo nigdy bym nie poszedł na zdradę ideałów „Solidarności” i wolnej Polski oraz na zapewnienie komunistom bezkarności i miękkiego lądowania po okresie PRL. Z nimi mogłem rozmawiać tylko o warunkach ich kapitulacji. Dlatego po wypuszczeniu mnie z więzienia, w interesie takiego kontraktu było, aby wokół mojej osoby panowało jak największe milczenie. Nawet za cenę oficjalnego nie reagowania na moją dalszą antykomunistyczną działalność. Takich ludzi jak ja, w Polsce jest z pewnością więcej. „Największymi bohaterami opozycji” mieli być (i są do dziś) ci, którzy w latach 80. gotowi byli do tego, co zamierzano zrobić i co zrobiono, a owoce tej III RP spożywamy do dnia dzisiejszego. I do dzisiaj też wobec mojej osoby w przestrzeni publicznej panuje największa możliwa cisza. Bez względu na to co robię, jakby mnie dalej w Polsce nie było, choć jestem już od prawie sześciu lat. Pilnuje tego krajowy i zagraniczny układ zamknięty postkomunizmu, czyli liberalnego socjalizmu, którego aktywiści oraz naiwni użyteczni idioci demonstrują dzisiaj na ulicach Polski i zagranicą. W interesie tego układu dążą do obalenia obecnej władzy bez względu na jej plusy i minusy, jak w przeszłości obalili rząd Jana Olszewskiego i pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości. Bez względu na pozory cząstkowe, naprawdę toczy się walka o naszą wolność. I na nowo jest ważne, kto po jakiej stoi dzisiaj stronie. Gdzie jest Władysław Frasyniuk i jemu podobni, już wiemy i wiemy, dlaczego.

Katowice, 5 czerwiec 2016

Andrzej Rozpłochowski

Wspomnienia innego działacza Mirosława M.Krupińskiego:

Gdzieś na przełomie lat 82/83 przywieziono do Łęczycy Władysława Frasyniuka. Przez kilka dni trzymano go oddzielnie a następnie „dokwaterowano” do nas. Było nas już wtedy ponad dziesięciu i od czasu do czasu zmieniano nam strategicznie cele. Po jednej z takich roszad znalazłem sie sam na sam z Frasyniukiem w małej celi z czterema pryczami. Zastanawiałem sie nad celem takiej rozrzutności metrażowej – cele były zwykle przepełnione, a tutaj pomimo dwóch pustych prycz nie dokwaterowano nam nawet wtyczki (byli tacy). Najmniej machiawelicznym wytłumaczeniem mogło być że cela miała dobry podsłuch i chciano posłuchać naszych rozmów.

Rozbawiony pomyślałem że słuchających spotka raczej zawód bo Frasyniuka za tytana intelektu raczej nie uważałem - przeto szans na ekstrawertyczne dyskusje z mojej strony nie było. W jakimś jednak stopniu się pomyliłem – Władek miał dziwnie wiele do powiedzenia. Nie mówił wprawdzie własnym językiem tylko cytatami z Michnika, Kuronia & Co, ale mówił zadziwiająco wiele i zadziwiająco płynnie. Wręcz recytował. Nie było w tym „prawie monologu” nic o „Solidarności” członkami KK której obaj byliśmy, ani o sytuacji Polski której wykładnikiem była nasza obecność w Łęczycy. Było natomiast bardzo wiele o strategii dojścia do władzy i o władzy tej przyszlym składzie. A ów referowany skład byl z grubsza taki, jak to dziś bym określił, pomagdalenkowy – czyli Frasyniuka idole, Frasyniuk i ci co z nimi trzymać będą.

Frasyniuk mówił, a mnie przed oczami rysowała się scena z Sienkiewiczowego potopu, kiedy to książę Bogusław Kmicicowi o postawie czerwonego sukna referował…

Do tej pory nie jestem pewien co było powodem tej wylewności. Może wcześniejsza ulotka Grunwaldu, która po storpedowaniu Zjazdu tej organizacji w Grunwaldzie w lipcu 1981 i zapobieżeniu druku materiałów zjazdowych przez Zarząd Regionu Warminsko Mazurskiego, którego byłem wybranym właśnie przewodniczącym, deklarowała mnie Żydem. Może inspiracja Kiszczaka & Co, którzy mogli uważać mnie za kandydata na przyszłego magdalenkowca. Może wreszcie Frasyniukowe mniemanie że nikt okazji przyłączenia sie do przyszłej waadzy sie nie oprze i będzie o jej względy czynem i lojalnością zabiegał. Najbardziej dziś prawdopodobna wydaje mi sie mieszanina wszystkich trzech powodów - bo przecie ktoś musiał nam to tet a’tet w pół pustej celi zorganizować, a mój „wykładowca teorii przyszłej waaadzy” mówił otwarcie jak do swojego.

A ja go, nieszczęsny, zbyłem jak głupiego dzieciaka i wyśmiałem (nie próbując nawet, z uwagi na spodziewany podsłuch i Frasyniuka własne walory intelektualne, polemizować) wywołując najpierw zdziwienie i konsternację, a następnie wyraźną wrogość. Musi co jakiś plan w stosunku do mnie się wtedy rypnął… Czyj?

Była jeszcze później jakaś próba z jego strony podsunięcia mi do podpisania deklaracji że „uważam TKK za jedyną siłę przewodnią i reprezentację „Solidarnosci” i społeczeństwa”, a kiedy i to wyśmiałem – zostaliśmy wrogami. Właściwie - Frasyniuk został moim wrogiem, bo ja go po prostu lekceważyłem. Lekceważyłem niesłusznie – jak dowiodła późniejsza Magdalenka, której prescenariusz było mi dane wysłuchać w cztery oczy od Władyslawa Frasyniuka w wiezieniu w Łęczycy na początku roku 1983.

A teraz powróćmy do wzmiankowanego na wstępie obrzydlistwa:

Jakiś czas po sprzecznym z moimi intencjami wniosku BPBK o ułaskawienie, chyba w drugiej połowie maja lub w czerwcu, do ZK Łęczyca przyjechała grupa kilku wyglądających na wysokich oficjeli cywilów MSW, aby wybadać co z „ułaskawiania Krupinskiego” można zrobić. Zrobić nie można było nic bo moje stanowisko w sprawie ułaskawiania na dwa miesiące przed wiszącą w powietrzu amnestią zostało zadeklarowane przez opisaną wcześniej rozmowę z naczelnikiem i poprzez cenzurowany list od mojego adwokata potwierdzającego moje polecenie nie składania przez niego ani przez moją rodzinę prośby o ułaskawienie. Niemniej, ponieważ „władza” wydawała się desperacko szukać zainteresowanych amnestią – przybysze pod koniec nieudanej rozmowy zaczęli prosić abym przynajmniej zadeklarował czy „usunięty z wiezienia wbrew mojej woli” będę naruszał prawo.

W zasadzie mogłem to zignorować, ale doszedłem do wniosku że jest to okazja do podkreślenia jeszcze raz legalności wszystkich moich działań w stanie wojennym i nielegalności tego stanu. Jak już dużo wcześniej pisałem – w dniu aresztowania (16.12.81) złożyłem opierającemu się UBekowi pisemne oświadczenie, że stan wojenny jest nielegalny i sprzeczny z konstytucją. Zostało to wypunktowane w moim akcie oskarżenia oraz stało się linią obrony jednego z moich obrońców – mecenasa A. Muży. Teraz miałem okazję postawić kropkę nad „i”. Z poważną miną wziąłem podsuwaną kartkę i napisałem (cytuję z przekazanego wówczas żonie, dla olsztyniakow, zapisu z pamięci, który dotąd mam): „“Oświadczam że nie zamierzam podejmować żadnych działań sprzecznych z prawem. Równocześnie oświadczam, że nigdy nie występowałem spoza węgła ani cudzych pleców, a wszystkie swoje działania firmowałem własnym nazwiskiem, ponosząc za nie pełną odpowiedzialność. Ten sposób postępowania zamierzam kontynuować nadal”.
Odbierający to expose esbek zgrzytnął zębami i rozmowa się skończyła. Zadowolony z zagrywki opowiedziałem o wydarzeniu po powrocie do celi, nie wywołując nadmiernego zainteresowania u naszej chyba dziesięcioosobowej grupy. Z jednym wyjątkiem – Władysława Frasyniuka, który zaczął marudzić że „on jest Roch a to pani Kowalska” – czyli że „podpisać jest podpisać”, bez względu na to co. Dyskusja mijała sie z celem bo tytanem intelektu, jak już wspomnialem, to Frasyniuk nie był. Jak sam często deklarował – uznawał jedynie „głupotę nie maskowaną wyższym wykształceniem” - a tej mu nie brakowało. Zaczął coś poszeptywać z dwoma wielbicielami-adiutantami po kątach i okazywać mi wyraźną wrogość. Ponieważ wrogość okazywał już wcześniej, za każdym razem kiedy nie wpadałem w ślepy zachwyt nad jego cytatami Michnika, Kuronia & Co – pogodnie to zignorowałem.

W międzyczasie wydarzyły sie dwie nastepne rzeczy – otrzymałem odmowę ułaskawienia, co zgrzyt zębów SBeka zapowiedział mi już wcześniej, a żona w czasie odwiedzin nadmieniła o plotkach w Olsztynie, że ja „wstąpiłem do SBecji”. Załatwiłem, jak mi sie wydawało, obie sprawy jednocześnie przekazując jej podpisaną przez Jabłońskiego odmowę łaski miłościwej PRL reprezentowanej przez Radę Panstwa, nad Krupińskim, a przy okazji na odwrocie tego dokumentu napisany w czasie widzenia tekst owego niekoszernego oświadczenia i kilka słów na temat metod działania prowokatorów. Było to na początku lipca. Wybiegając nieco poza ramy czasowe tej książki – po powrocie do Olsztyna zaobserwowałem zjawisko pewnego ode mnie dystansu otoczenia – co mnie dość cieszyło, bo ogonów za sobą byłem pewny i nikogo im na oczy naprowadzić nie chciałem. W mieszkaniu miałem, w tym samym celu, napis „uwaga podsłuch” na ścianie przedpokoju.

Wybiegając jeszcze dalej – sytuacja owego dystansu trwała aż do mojego wyjazdu do Australii w maju 1987 roku, co pozwoliło mi na odrabianie zaległości w wędkowaniu i borykanie się ze znalezieniem źródeł dochodu w miejsce poprzedniej pracy, której mnie pozbawiono. Moje obrzydzenie sytuacją jednak rosło, przyczyniając sie w jakimś stopniu do decyzji wyjazdu, głównie tym że nikt jakoś nie miał odwagi powiedzieć mi o powodzie owego dystansu w oczy ani zapytać o moją własną relację. Jedynym który o jakichś „moich grzechach” napomknął był przeprowadzający w dniu mojego wyjazdu wywiad ze mną „dziennikarz podziemia”, który na taśmie się nie przedstawił i którego nazwiska nie pamiętam. Wyśmiałem go pogodnie, bo taką to u mnie reakcję wtedy wzbudzało. Wywiad, jak się niedawno dowiedziałem, poszedł na piśmie w wydawnictwie podziemnym w dwóch sfałszowanych i pokrojonych częściach jesienią 87 i wiosną 88. Mam swoją jego taśmę, co pozwoliło porównać moje wypowiedzi z fotokopiami owych falszywek. O zasięgu zaplecowego opluwania przez Frasyniuka & Co dowiedziałem się dopiero teraz, po czternastu latach, co jest powodem iż o ten wątek tematyczny „Zaułki Zbrodni” tu rozszerzam. Dodam jeszcze, w temacie już będąc, trochę rozważań:

Nie wiem czy Frasyniuk już w czerwcu roku 1983, w wiezieniu w Łęczycy, był człowiekiem przejętym gdzieś po drodze przez Kiszczaka i jego służby. Mógł być, mógł nie być. Z pewnoscią był pod kontrolą późniejszych magdalenkowcow, tych ex czerwonych, spoza władz „Solidarnosci” z wyboru – o czym swiadczą jego wypowiedzi w czasie obrad w Magdalence, zarejestrowane w zapisie rozmów okrągłostołowych autorstwa Krzysztofa Dubińskiego “Magdalenka transakcja epoki”. Polecam szczególnie uwadze zawartą tam deklarację Frasyniuka pod adresem Kiszczaka: “dla dobra kraju, dla dobra społeczeństwa które wam nie wierzy i które nie chce was słuchać, staramy sie zapewnić waszą wiarygodność”… (str 29 w/w książki). Mógł być na usługach jednych i drugich, bo w końcu i tak okazało się że było to i jest towarzystwo wzajemnej adoracji.

Artykuł ,,Prawdziwy bohater tamtych czasów – oskarża”. Oto list do Władysława Frasyniuka: ,,Hej Władek, przebrała się miarka” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prawdziwy-bohater-tamtych-czasow-oskarza-oto-list-wladyslawa-frasyniuka-hej-wladek-przebrala-sie-miarka/feed/ 0
4 lata temu zmarła najbogatsza Polka w historii, która chciała uratować Stocznię Gdańską https://niezlomni.com/4-lata-temu-zmarla-najbogatsza-polka-historii-ktora-chciala-uratowac-stocznie-gdanska/ https://niezlomni.com/4-lata-temu-zmarla-najbogatsza-polka-historii-ktora-chciala-uratowac-stocznie-gdanska/#respond Sat, 01 Apr 2017 18:36:12 +0000 http://niezlomni.com/?p=36735

Kopciuszek czy Królowa Śniegu? Zagadka najbogatszej Polki. „Jeśli wrócę, to tylko rolls-royce’em” – mówi przyjaciołom jesienią 1967 roku i wyjeżdża z Polski.

Kiedy kilka lat później odwiedza ojczyznę, jest już żoną starszego o ponad czterdzieści lat potentata branży kosmetycznej. I milionerką.

Przytaczając opowieści wieloletnich pracowników, służących i znajomych państwa Johnsonów, Ewa Winnicka pozwala zobaczyć codzienne życie za bramą ich luksusowej rezydencji. Pokazuje, jak zaskakująco spełnia się czasami amerykański sen: czy to ubogich polskich imigrantów, czy jednego z najsłynniejszych rodów, którego żadne pieniądze nie zdołały ocalić przed skandalami i nieszczęściem.

Fragment książki  "Milionerka" - pierwszej biografii Barbary Piaseckiej Johnson.

The Barbara Piasecka Johnson Foundation. Princeton, 1974

Kiedy w Ameryce majątek człowieka przekroczy mniej więcej sto milionów dolarów, oczekuje się, że założy on dobroczynną fundację, najlepiej swojego imienia. „Give back” to zasada zakorzeniona w purytańskiej mentalności tamtejszego społeczeństwa.

Odkąd Andrew Carnegie i John D. Rockefeller postanowili stworzyć instytucje swojego imienia, osoby o statusie materialnym Barbary Piaseckiej Johnson nie mają wyboru. Swoją fundację ma Seward Johnson, jego była żona i przede wszystkim brat – Generał. The Robert Wood Johnson Foundation to potęga, jedna z pięciu największych zajmujących się zdrowiem w Ameryce organizacji charytatywnych. Fundacje mogą być oczywistą formą ucieczki przed fiskusem ze względu na nieograniczone odpisy podatkowe przysługujące darczyńcom. Jeśli na działalność wyda się minimum pięć procent funduszu założycielskiego, można odpisać od podatku całą wydaną sumę. Można też robić zakupy na rachunek fundacji. Zwykle te pięć procent funduszu na działalność pochodzi z odsetek od kwoty zainwestowanej w akcje albo zysków z działalności gospodarczej.

W 1974 roku za radą swojej prawniczki Niny Zagat Barbara zakłada fundację dobroczynną swojego imienia. Jej celem statutowym jest kształcenie profesjonalistów z Polski, wspieranie inicjatyw artystycznych, medycznych i międzynarodowych przedsięwzięć humanitarnych. Jest w swoich próbach pomagania uparta i nieugięta. Jednym z pierwszych beneficjentów fundacji zostaje Krystian Zimerman, który zaprzyjaźnia się serdecznie z Barbarą. Następne przedsięwzięcie przysporzy jej rozczarowań.

(…)

Na opozycję. Warszawa – Nowy Jork, 1985

W sprawie pomocy dla Zofii Romaszewskiej, działaczki opozycji z Warszawy, członkini Komitetu Obrony Robotników, która wybiera się do Nowego Jorku, żeby zbierać fundusze na konspirację, do Barbary dzwoni Felicja Kranc (o tym, jak należy zbierać pieniądze, Zofia dowiaduje się od Ireny Lasoty, emigrantki zaangażowanej w komitet Solidarity with Solidarity. Irena tłumaczy Zofii, że zwracanie się do fundacji charytatywnych jest w Ameryce powszechne i mniej krępujące).
Wkrótce Zofia Romaszewska może przyjechać do Jasnej Polany. Kilka miesięcy później przyjeżdża na stypendium jej córka Agnieszka.

Zofia Romaszewska:
– Kiedy przyjechałam, dni gospodyni upływały na przygotowaniach do procesu o majątek, spotykała się z adwokatami. Zachwycała się Niną Zagat, która była jej opoką. Przychodzili do niej również masażystka, fryzjerka i wróżka. Była ładnie ubraną, nauczoną wiedzy o sztuce osobą, chociaż z tego, jak się wyrażała, wnioskowałam, że jest kobietą prostą. Chodziłyśmy na spacer po jej ogrodach. Podziwiałyśmy szopy pracze, które mieszkały na terenie jej posiadłości w ogromnej liczbie. Opowiadała mi głównie o tym, jak kochała pana Johnsona. Mówiła, że nikt jej nie wierzy, a to prawda. Byłam doskonałym słuchaczem, bo nic o sprawie nie wiedziałam, nie miałam zdania. Dziś myślę, że podtrzymywała mit, w który sama uwierzyła.

Żeby się uwiarygodnić, opowiadała, że przyjaźni się z homoseksualistami: lekarzem z Nowego Jorku oraz jednym doradcą od sztuki. Dbała, żeby nie można jej było posądzić o romans. W Jasnej Polanie nie było śladu innego faceta. Nawet śladu po śladzie. W moim przekonaniu była wciąż zakochana w Witoldzie Małcużyńskim. Kiedy o nim mówiła, zmieniał jej się wyraz twarzy.

Jeden z najlepszych pokoi gościnnych nosił jego imię. Chciała, żebym opowiedziała jej o Polsce. Słuchała z dużym zainteresowaniem. Mówiłam, że potrzebujemy pieniędzy na Solidarność, bo inaczej ruch zamrze. Myślę, że to ją fascynowało. Nigdy nie przeszłyśmy na „ty”. Byłam dość nastroszona, nie chciałam się zaprzyjaźniać, tylko zdobyć pieniądze na Solidarność. Powiedziałam jej, czego potrzebujemy, a ona słuchała uważnie. Już podczas pierwszego spaceru oświadczyła mi, że da pieniądze. Na początek sto tysięcy dolarów. Pieniądze dotarły w 1986 roku przez fundację Ginetty Sagan. Filantropka Sagan mogła wywieźć większe pieniądze z USA. Te pieniądze pozwoliły nam pomóc bardzo wielu ludziom i prowadzić Komisję do spraw Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność”. Na moją prośbę pani Basia kupiła nam kilka samochodów: toyotę, duże renault, hyundaia i nissana. Wszystkie na ropę, o takie prosiliśmy. Mogliśmy wozić adwokatów na sprawy. Auta zostały przywiezione, gdy już byłam w Polsce. Bez niej nas by nie było. Była najważniejszym fundatorem Komisji. Mogliśmy płacić ludziom za strajki, broniliśmy ich w sądzie. Wszyscy w opozycji zazdrościli nam, że udało nam się zdobyć pieniądze. O tym, że są to środki od Barbary, nie mówiliśmy głośno. Miałyśmy niepisaną umowę, że w kontekście pieniędzy jej nazwisko nie padnie. Zwłaszcza że kiedy u niej mieszkałam, mnóstwo ludzi z Polski próbowało się do niej dostać. Dzwonili, pisali listy, czekali pod drzwiami. Na koniec pani Barbara zapytała, co bym chciała dla siebie, a ja powiedziałam, że chciałabym nie mieszkać ze swoją córką. Byłyśmy z Agnieszką w dobrych relacjach, ale nie chciałam z nią mieszkać. Gdy wyszłam z więzienia, Agnieszka była już mężatką. Wszyscy mieszkaliśmy w jednym, trzypokojowym mieszkaniu. Potrzebowałam przestrzeni, źle się czułam z tyloma osobami. A nie było żadnych szans na mieszkanie dla Agnieszki. I ona to mieszkanie dla Agnieszki ufundowała. Przysłała dwadzieścia tysięcy dolarów, co wystarczyło na mieszkanie i urządzenie go. Opłaciła też stypendium w Yale. Pożegnałyśmy się bardzo serdecznie, a mnie bezpieka już mocno pilnowała, żebym więcej nie dostała paszportu.

(…)

Na opozycyjną legendę. Princeton, 1987

Opozycjonista Leszek Moczulski, założyciel Konfederacji Polski Niepodległej, powstałej w 1979 roku pierwszej niekomunistycznej partii politycznej, wychodzi z więzienia w 1986 roku z ciężką chorobą serca. Wyleczony, z paszportem (jesienią tego roku władze rozluźniają politykę wyjazdową), rusza wraz z żoną na Zachód na zaproszenie działaczy rządu emigracyjnego. Spotyka się z Polakami w Paryżu i Londynie. Witają go spragnieni wiadomości emigranci. Moczulski jest legendą podziemia, pierwszą osobą, która przedstawia się jako emisariusz z walczącego kraju, z otwartą przyłbicą przemawia w polskich klubach i świetlicach i nie boi się powiedzieć publicznie, że przewiduje szybki upadek ZSRR. Tournée Moczulskiego to pasmo frekwencyjnych sukcesów, ale większość słuchaczy uważa, że słowa Moczulskiego o upadku ZSRR są nieodpowiedzialne i szalone.

Leszek Moczulski:
– O tym, że pani Johnson pomaga opozycji, dowiedziałem się w Londynie od prezydenta RP na uchodźstwie Kazimierza Sabbata. Podczas obiadu prezydent poprosił mnie na chwilę do osobnego pokoju i powiedział szeptem, że w Princeton urzęduje Polka mająca kontakty, pomagająca opozycji incognito ze względu na zagrożenie ze strony KGB, o którym jest przekonana.

Następnym etapem podróży Moczulskich jest Ameryka. Informację o tajemniczej Polce potwierdza szef Kongresu Polonii Amerykańskiej i pyta, czy chcą tę panią odwiedzić. Oczywiście chcą. Moczulscy są zachwyceni rezydencją, a kiedy Leszek opowiada pani Johnson o rychłym upadku ZSRR, Barbara nie puka się w głowę. Jest zachwycona ogładą i manierami Moczulskiego i jego żony. Różnią się od lokalnych, skrajnych i skłonnych podpalać wszystko nowojorskich polonijnych działaczy KPN, których strach by było wpuścić do pałacu. Z podróży po Stanach Moczulscy przywożą kilka tysięcy dolarów. Nie pytają o innych beneficjentów, ponieważ gospodyni podkreśla, że musi konspirować. Zofia Romaszewska jest zdania, że w połowie lat osiemdziesiątych Barbara nie panuje nad swoim majątkiem. Wydaje, wydaje, wydaje. Wszystko osnute mgłą tajemnicy, ponieważ ma obsesję na punkcie KGB. Ale w 1987 roku zatrudnia asystentkę, która ma pomóc zorientować się w potrzebach ojczyzny.

(…)

Na nową Polskę. Nowy Jork – Buffalo, NY, 1990

Po 1989 roku Jasną Polanę odwiedzają nowo mianowani polscy urzędnicy. Polska milionerka jest naturalnym sprzymierzeńcem nowych władz. Społeczna Fundacja Solidarności dostaje milion dolarów, dzięki którym można zacząć budować społeczną służbę zdrowia. W 1990 roku wydawca „Nowego Dziennika” Bolesław Wierzbiański przedstawia Barbarze Izabellę Cywińską, pierwszą niekomunistyczną minister kultury, będącą z wizytą w Stanach Zjednoczonych.
Barbara jest, jak zwykle, zafascynowana nową znajomą. Zaprasza Cywińską do siebie na kilkudniowy pobyt. Izabella Cywińska ma plan, by namówić bogatych Polonusów do kupowania zrujnowanych zamków, posiadłości i pałaców na Ziemiach Odzyskanych, ponieważ Polaków w żaden sposób nie stać na restaurowanie zabytków. Barbara przyjmuje Cywińską z honorami i wykonuje kilka telefonów. Nazajutrz wsiadają do samolotu i lecą do Buffalo w stanie Nowy Jork. Buffalo to drugie po Chicago skupisko Polaków w Stanach Zjednoczonych. Podczas uroczystego obiadu pani minister ściska rękę kilkunastu majętnych rodaków. Niektórzy wsuwają jej pięciodolarowy banknot do kieszeni, ale pomysł na szersze dofinansowanie kultury przez Polonię w Buffalo okazuje się niewypałem. Cywińska i Piasecka Johnson wracają do Princeton.

Kilka dni później gospodyni organizuje uroczysty obiad w salonie ozdobionym na tę okazję wyselekcjonowanymi obrazami z XVII i XVIII wieku. Wszystkie muszą przedstawiać mięso i warzywa. Nowa minister jest oszołomiona. Na zakończenie kolacji Barbara wygłasza uroczyste oświadczenie o niechybnej współpracy kulturalnej.

Pobyt Cywińskiej kończy się kolejnym uroczystym obiadem. Zaproszeni są Jerzy Kosiński z żoną, skrzypaczka Hanna Lachert i jeszcze kilkanaście osób.
Izabella Cywińska:

– Siedziałam obok Franca Zeffirellego i dobrze się bawiliśmy. Pod koniec, mocno wstawieni, robiliśmy zakłady, kto zje więcej kwiatów z wazonów ustawionych na stole.

Cywińska spotyka potem Basię w Warszawie, na przyjęciu w hotelu Victoria.

– Nie byłam już ministrem i Basia już ze mną nie rozmawiała – wspomina.

(…)

Bardzo dobra, ale wróżka. Gdańsk, 1989

Do Gdańska zaprasza Barbarę ksiądz prałat Henryk Jankowski, proboszcz parafii Świętej Brygidy, duszpasterz stoczniowców, społecznik oraz miłośnik pięknych przedmiotów. Dzięki hojności Barbary po odwiedzinach w Jasnej Polanie przesiada się do mercedesa i zaczyna marzyć o nowej posadzce w kościele Świętej Brygidy. Ma być wykonana z marmuru, w jakim rzeźbił Michał Anioł.

W 1989 roku Barbara chce bliżej poznać laureata Pokojowej Nagrody Nobla Lecha Wałęsę, więźnia politycznego, przywódcę związkowego, który wyrasta na najważniejszego człowieka w centralnej Europie. Przez lata wspiera działaczy opozycji i czuje się częścią procesu przemian.

Józef Grabski:
– Pracowaliśmy nad Opus sacrum, kiedy zadzwonił prałat z zaproszeniem na procesję Bożego Ciała. Piasecka i Grabski zatrzymują się w hotelu Heweliusz. Jest 1 czerwca 1989 roku, słoneczny czwartek. Za trzy dni mają się odbyć pierwsze częściowo wolne wybory. Trwa intensywna kampania wyborcza, wychodząca z podziemia opozycja musi stawić czoło kontrolującej telewizję i prasę władzy partyjnej.
Pierwsza niepartyjna „Gazeta Wyborcza” ukazuje się dopiero od trzech tygodni. Mobilizacja przypomina atmosferę Sierpnia ʼ80. Jest nadzieja: ludzie użyczają samochodów, powielacze wypluwają tysiące ulotek, które roznoszą wolontariusze. Służby bezpieczeństwa obserwują poruszenie i składają kierownictwu PZPR sprawozdania i oceny sytuacji.
Opozycja boi się prowokacji. Jeszcze nie ma pewności, czy wybory nie skończą się rozlewem krwi.
Józef Grabski:
– Najpierw poszliśmy na mszę. Kościół Świętej Brygidy pękał w szwach. Stoczniowcy z rodzinami, najważniejsi działacze gdańskiej Solidarności i oczywiście przewodniczący.
Bogdan Lis, jeden z działaczy Komitetu Obywatelskiego, widzi, że kobieta towarzysząca prałatowi daje na tacę sto tysięcy złotych. Ludzie wstrzymują oddech. Potem wszyscy idą w procesji. Barbara jako gość specjalny.
Alojzy Szablewski, inżynier, szef stoczniowej Solidarności, który wciąż jest wzruszony wysokością ofiary, mówi szeptem: „Jak pani taka bogata, to może kupi pani naszą stocznię?”.
To zdanie przypisywane jest również Lechowi Wałęsie. Według innej teorii inspiracją dla Barbary jest audiencja u papieża Jana Pawła II w Watykanie. W każdym razie Stocznia Gdańska, kolebka Solidarności, symbol oporu i przemian, bardzo potrzebuje cudu. W 1988 roku rząd Rakowskiego postawił ją w stan likwidacji. Robotników czekają zwolnienia, produkcję zaczynają przejmować nomenklaturowe spółki. Podczas procesji nie zostaje doprecyzowane, czy chodzi o sto milionów złotych czy dolarów, więc po południu kilkunastoosobowa grupa działaczy idzie na plebanię, żeby domówić szczegóły. 1 czerwca Barbara podpisuje list intencyjny, według którego do końca roku ma powstać spółka akcyjna z pięćdziesięciopięcioprocentowym udziałem Piaseckiej Johnson.

Lech Wałęsa jest szczęśliwy: „Nie będę spał w nocy. Jestem uratowany, uratowany! Spotykałem się z królami, królowymi, mężami stanu, ale nigdy z kimś tak wspaniałym jak pani Basia”.

„Mam nadzieję, że cała Polska będzie szczęśliwa” – komentuje skromnie Barbara.

Jeszcze tego samego dnia amerykańska agencja UPI podaje informację, że Barbara Piasecka Johnson zapowiedziała założenie spółki, która przejmie Stocznię Gdańską i zainwestuje w nią sto milionów dolarów...


29 marca  do księgarń trafiła "Milionerka" - pierwsza biografia Barbary Piaseckiej Johnson. Ewa Winnicka opisuje w swojej książce burzliwe, pełne sensacji losy rodu Johnsonów, właścicieli jednej z najsłynniejszych firm kosmetycznych na świecie. To prawdziwa historia amerykańskiego snu: od sprzątaczki do milionerki.

Artykuł 4 lata temu zmarła najbogatsza Polka w historii, która chciała uratować Stocznię Gdańską pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/4-lata-temu-zmarla-najbogatsza-polka-historii-ktora-chciala-uratowac-stocznie-gdanska/feed/ 0
Gdy resortowe dzieci bawiły się w najlepsze, innym nie było do śmiechu… [WIDEO] https://niezlomni.com/gdy-resortowe-dzieci-bawily-sie-w-najlepsze-innym-nie-bylo-do-smiechu-wideo/ https://niezlomni.com/gdy-resortowe-dzieci-bawily-sie-w-najlepsze-innym-nie-bylo-do-smiechu-wideo/#respond Mon, 13 Mar 2017 06:06:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=36273

Fotoreportaż internowani.pl o brutalnym pobiciu internowanych w obozie w Kwidzynie 14 sierpnia 1982. Archiwalne fotografie operacyjne SB.

https://www.youtube.com/watch?v=in5hnmppa_U&feature=youtu.be

Artykuł Gdy resortowe dzieci bawiły się w najlepsze, innym nie było do śmiechu… [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdy-resortowe-dzieci-bawily-sie-w-najlepsze-innym-nie-bylo-do-smiechu-wideo/feed/ 0
To tragiczne zdjęcie zna większość Polaków. Ale niewielu wie, że współodpowiedzialny za tę zbrodnię przez 35 lat robił wszystko, aby uniknąć kary. Z powodzeniem. Na sprawiedliwość czekał do dziś https://niezlomni.com/tragiczne-zdjecie-zna-wiekszosc-polakow-niewielu-wie-ze-wspolodpowiedzialny-zbrodnie-35-robil-aby-uniknac-kary-powodzeniem-sprawiedliwosc-czekal-dzis/ https://niezlomni.com/tragiczne-zdjecie-zna-wiekszosc-polakow-niewielu-wie-ze-wspolodpowiedzialny-zbrodnie-35-robil-aby-uniknac-kary-powodzeniem-sprawiedliwosc-czekal-dzis/#respond Sun, 12 Mar 2017 10:30:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=36242

Jan M. został skazany prawomocnym wyrokiem sądu w 2007 za Zbrodnię Lubińską. Ale zasłaniając się ,,złym stanem zdrowia", nie trafił do więzienia. Aż do dzisiaj...

31 sierpnia 1982 roku zginęli: Michał Adamowicz, Andrzej Trajkowski i Mieczysław Poźniak. Padli ofiarą działań milicji i ZOMO.

Zbrodnię lubińską udokumentował Krzysztof Raczkowiak, który tak pisał:

31 sierpnia 1982 r. władza komunistyczna dopuściła się w Lubinie zbrodni, która na zawsze pozostanie w sercach i umysłach zarówno mieszkańców tego miasta, jak i wszystkich Polaków. W wyniku działań milicji i ZOMO od kul zginęły 3 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Pamięć o ofiarach stanu wojennego jest ważna dla przyszłych pokoleń. Nie można dopuścić, by zapomniano o Michale Adamowiczu, Andrzeju Trajkowskim i Mieczysławie Poźniaku, którzy zginęli z rąk "władzy ludowej". Nie można też pozwolić, by zapomniano o tych, którzy swymi decyzjami przyczynili się do śmierci niewinnych ludzi.

Tymczasem zbrodnia długo nie została ukarana: bezkarni sprawcy żyli na wolności. Ostatecznie po latach doszło do skazania trzech osób, w tym Jana M., byłego zastępcę komendanta MO w Lubinie.

Milicjant robił wszystko, by nie trafić za kratki. Jednak sąd uznał, że może odbyć karę 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zakładzie karnym wyposażonym w oddział szpitalny.

- Stan zdrowia oskarżonego pozwala mu na odbywanie kary w warunkach izolacji. Musi być mu jednak zapewniony dostęp do rehabilitacji i odpowiednich leków

- brzmiało uzasadnienie wyroku odczytane przez sędzię Lidię Hojeńską, Przewodniczącą III Wydziału Karnego w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu.

Wyrook nie jest prawomocny.

Bogdan Orłowski, przewodniczący Solidarności w Zagłębiu Miedziowym, mówił:

- To nie może być tak, że współsprawca przez lata korzystał z życia, czerpał z niego pełnymi garściami, cieszył się wolnością, a dzieci, matka płakały, klepiąc biedę

źródło: Radio Wrocław

https://youtu.be/nQQaB1gH664

Artykuł To tragiczne zdjęcie zna większość Polaków. Ale niewielu wie, że współodpowiedzialny za tę zbrodnię przez 35 lat robił wszystko, aby uniknąć kary. Z powodzeniem. Na sprawiedliwość czekał do dziś pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tragiczne-zdjecie-zna-wiekszosc-polakow-niewielu-wie-ze-wspolodpowiedzialny-zbrodnie-35-robil-aby-uniknac-kary-powodzeniem-sprawiedliwosc-czekal-dzis/feed/ 0
Lech Wałęsa a kobiety w latach 80. ,,Potężna była fala kobiet. Straszny widok, ta ekstaza, dzikie oczy, oszalały wzrok. Były w czymś w rodzaju transu..” https://niezlomni.com/lech-walesa-a-kobiety-latach-80-potezna-byla-fala-kobiet-straszny-widok-ta-ekstaza-dzikie-oczy-oszalaly-wzrok-byly-czyms-rodzaju-transu/ https://niezlomni.com/lech-walesa-a-kobiety-latach-80-potezna-byla-fala-kobiet-straszny-widok-ta-ekstaza-dzikie-oczy-oszalaly-wzrok-byly-czyms-rodzaju-transu/#comments Tue, 13 Dec 2016 11:52:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=34479

W 1993 roku została wydana książka ,,Kim pan jest, panie Wachowski?", której współautorem był obecny poseł Nowoczesnej Paweł Rabiej. Znajdują się tam szczegóły kontaktów Lecha Wałęsy z kobietami.

Obie relacje pochodzą od współpracowników Lecha Wałęsy z okresu ,,Solidarności".

Ani Wachowski, ani Wałęsa nie byli wtedy świętoszkami. W 81 r. odbijali sobie obaj długie lata niedostatku i biedy. Hotel "Solec", jakieś dziewczynki, podbijanie Warszawy. Wałęsa był wtedy bardzo nieostrożny, jak zwykle nieczuły na kamery czy podsłuch. Bezpieka zrobiła mu wtedy kompromitujący film, który w 84 r. trafił do Watykanu i Episkopatu. Wachowski zajmował się organizowaniem wszystkiego, czasem pomagał mu Andrzej Jarmakowski.

Wałęsa starał się wtedy podbijać kobiety - jego zaloty odrzuciła m.in. Bożena Rybicka, ale już nie oparła się im jedna z sekretarek. Lech spotykał się wtedy z niejaką Iwonką *[Iwona Kuczyńska], zabierał ją na wspólne wyjazdy samochodem. W swoim czasie cieszyła się szczególnymi względami Wałęsy, a na początku i Wachowskiego. Nie ma jej już w Polsce - w stanie wojennym, w 82 r. wyjechała do USA, gdzie urodziła dziecko. Była zaproszona na spotkanie z Wałęsą podczas jego wizyty w USA w ubiegłym roku.

Współpraca Wachowskiego z Lechem Wałęsą nie odbywała się bez zgrzytów. Szef i jego podwładny kłócili się nie tylko przy okazji pieniędzy, przyczyną zatargów bywały też kontakty towarzyskie Przewodniczącego. Krótko przed stanem wojennym Wachowski doszedł do wniosku, że miła Wałęsie sekretarka - dwudziestoletnia Iwonka - jest już zbyt blisko Lecha. Do kłótni doszło przed wyjazdem do Warszawy. Wałęsa oświadczył wtedy, że Iwonka pojedzie jak zazwyczaj, Wachowski - że nie. Po krótkiej sprzeczce stanęło na tym, że jeśli pojedzie Iwonka, to Wachowski zostaje w Gdańsku. Mietek biegał zdenerwowany po piętrach siedziby "Solidarności" w Gdańsku, a Wałęsa udał się do stolicy z Iwonką i drugim szoferem zwanym Złotową. Przed 13 grudnia Iwonkę Kuczyńską zastąpiła już inna sekretarka.

Druga relacja:

Liczba kobiet, które chciały się umawiać z Lechem, była ogromna. Potężna była fala kobiet, które chciały dotknąć Lecha, a najchętniej rzucić się na niego. Na zebraniach i spotkaniach w całej Polsce do stołu prezydialnego docierały niesamowite rzeczy: różne poufne liściki, wyznania miłości, pierścionki, zdjęcia, niedwuznaczne propozycje, oferty. Myślałem, że Lech interesuje te kobiety psychologicznie, a nie fizycznie, ale potem okazało się, że jest dokładnie odwrotnie. Można było z tego nie skorzystać, ale...

Straszny widok, ta ekstaza kobiet, dzikie oczy, oszalały wzrok. Były niebezpieczne, w czymś w rodzaju transu, jak panienki na koncertach zespołów rockowych. Gotowe nawet zapłacić, żeby spędzić kilka chwil sam na sam z Wałęsą. Nie zauważyłem, żeby te rzeczy interesowały Mietka. On miał swoją stałą znajomą w hotelu "Solec", była to zresztą milicjantka. W tych emfatyczkach raczej nie gustował, ale one były czasem naprawdę nieatrakcyjne.

Te kobiety były niezwykłym zjawiskiem. Przypuszczam, że Wałęsa bardzo żałuje, że takie sceny nie mają miejsca teraz. Jest to wina mechanizmu, który miał miejsce dziesięć lat temu, a nie ma już miejsca teraz. Wtedy Wałęsa był self-made-menem, zrobił niezwykłą, błyskotliwą karierę i zdobył ogromną popularność. Potem ten poziom popularności wyrównał się i Wałęsa przestał być już atrakcyjny. Zresztą Lech musi być zdobyty, on nie zdobywa. Mietek ma w tym kierunku naturalny dryg, jego koncentracja jest stale zwrócona na kobiety, czy na ludzi w ogóle.

Artykuł Lech Wałęsa a kobiety w latach 80. ,,Potężna była fala kobiet. Straszny widok, ta ekstaza, dzikie oczy, oszalały wzrok. Były w czymś w rodzaju transu..” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/lech-walesa-a-kobiety-latach-80-potezna-byla-fala-kobiet-straszny-widok-ta-ekstaza-dzikie-oczy-oszalaly-wzrok-byly-czyms-rodzaju-transu/feed/ 1