Portal informacyjno-historyczny

Wyd. Replika

Fascynująca opowieść o ludziach, którzy uratowali się przed ukraińskimi mordami

w Cytaty/II wojna światowa/Zapowiedzi wydawnicze


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Zabierając Kresy, Stalin zakładał, że Polską będą rządzić komuniści i chciał im to zrekompensować, maksymalnie przy tym osłabiając. Oto opowieść o fragmencie Ziem Odzyskanych, czyli o Pomorzu Zachodnim, a konkretnie o Ziemi Kamieńskiej, leżącej nad Zalewem Kamieńskim. Tu w końcu 1945 r. przybyli przesiedleńcy z Lwowszczyzny, którzy z wyroku historii musieli opuścić rodzinne tereny, by na nieznanym im Pomorzu zacząć życie na nowo.


Gdy przyjechali, przebywali tu jeszcze dawni mieszkańcy tego zakątka, czyli Niemcy. Oni też, wbrew własnej woli, musieli stąd wyjechać. Część z nich zrobiła to zawczasu, wielu zginęło bądź najzwyczajniej zostało zamordowanych. Taką decyzję podjął Stalin i żaden z aliantów zachodnich nie ośmielił mu się sprzeciwić.

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza stanowi obszerny wstęp – rys historyczny, który kończy się na polskiej transformacji ustrojowej. Koncentruje się siłą rzeczy na kilku najważniejszych wątkach, przede wszystkim na okolicznościach, w jakich Polska weszła w posiadanie Pomorza.

Część druga to relacje ostatnich świadków historii, którzy pamiętają życie w Małopolsce i powojenny exodus na Ziemie Odzyskane. Ich autorzy pochodzą ze wsi Brzozdowce.

Opowiadają o barwnym życiu w okresie II Rzeczypospolitej, kiedy to miejscowość ta stanowiła wspólnotę polsko-rusińsko-żydowską z całym związanym z tym kresowym kolorytem. Relacje te przybliżają również życie pionierów w pierwszych latach na nowych gospodarstwach, a także w okresie późniejszym.

Obie części nawzajem się uzupełniają. Relacje pokazują życie powojennych pionierów na Ziemiach Odzyskanych nie gorzej niż film „Sami Swoi”.

W końcu lata 1945 r. wydarzenia zaczęły przyspieszać. Jeszcze nie byliśmy spakowani, gdy już musieliśmy się wynieść z domów, żeby oddać je Ukraińcom. Któregoś dnia Sowieci przygnali gromadę Ukraińców z Bieszczad, przesiedlanych na nasze miejsca. Jechali na wozach zaprzęgniętych w krowy, prowadzonych przez kobiety. Mężczyzn, zwłaszcza młodych, było mało. Głównie starcy i jakieś podrostki. Priedsiedatiel ich przywitał i kazał im wybrać sobie domy. Ani człowiek się nie obejrzał, a już ich zgraja stała na podwórku i mówiła, że nasz dom jest teraz ich i mamy się wynosić. Chciałem protestować, ale towarzyszący im urzędnik kazał mi szybko iść do gminy po zaświadczenie, że zostawiamy tu dom i inne budynki, bo jak nie będę miał tego zaświadczenia, to nie dostanę w Polsce rekompensaty.

Cóż było robić, razem z żoną, która była wówczas w ciąży, pojechaliśmy na stację w Chodorowie, gdzie przez wiele tygodni czekaliśmy na transport. Wszyscy zrobiliśmy sobie takie budy, w których siedzieliśmy i pilnowaliśmy wywożonego majątku. Ja miałem jeszcze swoją „tetetkę”. Nie chciałem jej zdać ani wyrzucić, bo bałem się, że Ukraińcy będą chcieli nas okraść. W razie czego byłem gotowy jej użyć.

W Chodorowie toczyła się wojna o wagony, bo część z nich była kryta, a część otwarta. Ksiądz Kaspruk z rzeczami kościelnymi i ukrytym cudownym obrazem jechał w wagonie ze mną, Baranem i jego żoną. Co zrobił ze swoimi krowami i końmi, nie wiem. Pewnie musiał komuś dać. Nigdy o to nie pytałem. Po paru tygodniach tego koczowania wyjechaliśmy do Polski. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejscowości Łabędy koło Gliwic, w których zanosiło się na dłuższy postój. Ja już nawet wyruszyłem na rekonesans, żeby się rozejrzeć, i znalazłem domek, który byłby w sam raz dla naszej rodziny. Mówię o tym Kasprukowi, a on na to, że nie będziemy się od innych odczepiać. W Łabędach odszukali nas pochodzący z Brzozdowiec Kłosowski i Ciura. Powiedzieli, że nie ma co sobie zawracać głowy Śląskiem, tylko jechać na Pomorze Zachodnie, gdzie stacjonuje ich pułk i są do wzięcia całe puste wsie.

Ruszyliśmy więc na północ i po wielu perypetiach na Wigilię 1945 r. dojechaliśmy do Golczewa. Dalej pociąg nie jechał, bo nie było torów. Droga w wagonie z cudownym obrazem zakończyła się dla nas szczęśliwie. Najbardziej się bałem o ciężarną żonę. Kaspruk zawsze mówił: – Madziu! – bo żonie było Maria Magdalena. – Trzymaj się! – Ja zawsze żartowałem, że jak żona zacznie rodzić, to ksiądz zostanie akuszerem, ale na szczęście małżonka urodziła dopiero tutaj. Ksiądz Kaspruk, co trzeba podkreślić, był bardzo zmęczony i zażenowany całą sytuacją, w jakiej znalazł się podczas transportu. Nigdy wcześniej nie musiał strząsać wszy z sutanny. W Golczewie na stacji czekał na nas Bronisław Sętysz, który był kierowcą wojskowego trzykołowego ciągnika amerykańskiej produkcji. On mnie, księdza z wszystkimi klamotami i tego Barana przywiózł do Trzebieszewa. Tu jednak długo nie zabawiłem. Bardzo mi się tu podobało, ale wolnych chałup, które by się nam nadały, już nie było. Trzeba było się rozejrzeć za czymś gdzie indziej. Miałem takiego konika i wózek i postanowiłem się rozejrzeć, gdzie moglibyśmy z rodziną osiedlić się na stałe. Pojechałem tym wózkiem w stronę Golczewa.

Przed zmrokiem dojechałem, jak się później okazało, na obrzeża jakiejś wsi. Bałem się do niej zajechać. Nakryłem konika, rozpaliłem ognisko i chciałem jakoś doczekać rana. Naraz usłyszałem kroki, zerwałem się, bo w tym czasie po tych stronach kręciły się różne podejrzane typy i niebezpiecznie było samemu poruszać się po drodze. Nagle słyszę polecenie: – Ręce do góry! – Oczywiście podniosłem, bo co miałem robić. Podeszło do mnie dwóch żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Zaprowadzili mnie do wsi, która dzisiaj nazywa się Ciesław. Okazało się, że ma ona już swojego sołtysa i załogę wojskową, która pilnowała Niemców młócących zboże w stogach. Żołnierze zaprosili mnie w gościnę, a sołtys powiedział, że w Ciesławie jest sporo wolnych domów i stodół pełnych paszy. Zachęcał mnie, żebym się osiedlił. Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Pojechałem po żonę i przywiozłem ją do Ciesława. Tu urodziła się moja córka Zofia. Pierwsze dziecko, które ochrzcił ksiądz Kaspruk na tym Dzikim Zachodzie. To ona zapoczątkowała tworzenie się tu nowego pokolenia Polaków.

Fragment wspomnień Stanisława Kaweckiego, Mieli przedsmak grobu z książki Marka A. Koprowskiego, KRESY NA POMORZU. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

(3972)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Idź na górę