Gotowy scenariusz na kinowy hit. O kobiecie, która została wyrwana z piekła. Przejmujące losy, które rozdzierają serce

w Recenzje


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

trzebiatowskaGdy polskie kino często eksploatuje znane widzom tematy, w zapomnieniu i w oczekiwaniu na poznanie przez ogólnopolską publiczność na wyciągnięcie ręki znajduje się temat – idealny na kinowy hit. 

– Gertruda Jutrzenka Trzebiatowska jest najtragiczniejszym przykładem kobiety z naszych stron, a być może na całych Kaszubach, której przeżycia zawierają wszystko to, co najgorsze może zgotować człowiekowi wojna i długoletnia niewola na obcej ziemi

– napisał Benedykt Reszka, wspaniały człowiek, bez którego nie byłoby jej ponownie w Polsce.

Gertruda Trzebiatowska to bohaterka książki „Wyrwana z piekła” (Wydawnictwo Oskar, 2014) autorstwa Edmunda Szczesiaka, niezwykle poruszających losów kobiety z małej kaszubskiej wsi – Borowego Młyna, porwanej przez żołnierzy Armii Czerwonej, z którą pokonała cały szlak aż do Berlina. Gdy wydawało się, że wróci z powrotem do rodzinnego domu, została porwana po raz drugi i trafiła w głąb Rosji.

Archangielsk wydawał się miejscem, z którego nie sposób uciec. Długa zima, temperatura 50 stopni poniżej zera… Do tego ten język – Trzebiatowska wspominała, że uczyła się powoli, bo ciężki od brzydkich słów („Tylko taka mać i taka mać”).

Małżeństwo z Rosjaninem miało być wybawieniem, szczególnie, że on sam ucierpiał wiele ze strony Sowietów – jego ojciec wylądował w łagrze na pięć lat za zbieranie kłosów ze swojej ziemi. Tam zmarł z głodu.

Ale małżeństwo okazało się gehenną.`Tragiczny finał nastąpił w szpitalu Archangielsku, gdzie trafiła przebita nożem na wylot. Gdy opuszczała szpital na wózku ważyła 40 kilogramów…

Trzebiatowska, tak strasznie doświadczona przez los, za wszelką cenę chciała wrócić do stron, gdzie się urodziła. Po śmierci Stalina korespondencja z Polską była już możliwa, choć na początku trzeba był pisać po rosyjsku. I nie wspominać o zsyłkach, bo za to groziło pięć lat łagru.

Ogromna determinacja ludzi, którzy nie zapomnieli o Gertrudzie Trzebiatowskiej, opłaciła się. W końcu z ziemi, która dla wielu w najlepszym przypadku okazała się więzieniem do końca życia, dotarła do domu. Autor przedstawia rozdzierające serce sceny:

Na granicy, gdy do wagonu weszli nasi strażnicy, Gertruda zaczęła ich całować. Krzyczeć: Jestem w Polsce! Jestem w Polsce! Benedyktowi łzy z oczu leciały. Drugi raz poleciały, gdy wiózł ją – już zamochodem – do Borowego. Za Lipnicą skręca się z głównej szosy w prawo. Stoi tam drogowskaz z napisem Borowy Młyn. Przystanął: – Kazałem jej przeczytać! Gdy zobaczyła nazwę, objęła mnie i zaczęła płakać. I wykrzykiwać: Jestem w domu! Jestem w domu! Wzruszyłem się: zwykły drogowskaz, a tyle radości.

Ciekawe są obserwacje, które Trzebiatowska dokonuje po powrocie do Polski, porównując warunki do życia z tym, co musiała przeżyć w Sowietach, a później w Rosji. Gdy zobaczyła dom, zauważyła:

Tyle kwartir! Beniu, tak Jelcyn nie mieszka.

W gdyńskim hipermarkecie:

– Niewyobrażalne, żeby tyle towaru się marnowało.

Podczas spaceru dziwiła się, obserwując czystość ulic:

– Kto tak sprząta? U nich wszędzie kurz papiery, śmieci […] sama bieda i sam bałagan.

W Rosji ciągle jadła chleb posypany solą i popijała herbatą. Po powrocie do Polski „kartofle były dla niej jak marcepany”.

W kontraście do ponurego obrazu Rosji widzimy przykład Diny, Rosjanki, która bezinteresownie pomagała Gertrudzie, kiedy ta ze względu na pogarszający się stan zdrowia, skazana była na szukanie pomocy u innych. Dina jeszcze długo po powrocie Polki do ojczyzny, słała listy, wypytując o stan zdrowia przyjaciółki.

Duża część książki to także opis walki z biurokratyczną machiną, która nie mogła zrozumieć, że biedna kobieta rzucona przez los na sam koniec ZSRS to ta sama staruszka, teraz cudem uratowana przez bliskich i za wszelką cenę chcąca spędzić na rodzinnej ziemi w spokoju ostatnie lata życia. Na szczęście pojmowali to zwykli ludzie, którzy po publikacjach prasowych dawali piękne dowody solidarności.

– Nie zarabiam wprawdzie zbyt wiele, ale jestem skłonna dobrowolnie opodatkować się w kwocie powiedzmy 30 złotych miesięcznie na rentę dla pani Gertrudy.

Tak pisała Marzanna Jakubczyk w liście do „Dziennika Bałtyckiego”.

Ostatecznie po latach udręki i oczekiwaniu w niepokoju, czy aby kolejna decyzja urzędników nie okaże się wyrokiem, Trzebiatowska trafiła do Domu Opieki Społecznej w Lęborku. Już bezpieczna, już na pewno nie wróci tam, skąd za wszelką cenę próbowała uciec…

Gertruda ogląda w telewizji wszystkie transmisje z pobytu Ojca Świętego w Polsce. jakby chciała nadrobić to, co straciła. Zanim przyjechała do Borowego, przez ponad pół wieku nie była w kościele. Nie miała możliwości. Była jedynie w cerkwi, takiej zamienionej na muzeum ateizmu.

Książka ukazuje także, jak wielką daninę krwi zapłacili mieszkańcy Kaszub podczas II wojny światowej.

Na Górze Piszczatej w pobliskich Borzyszkowach stoi pomnik-krzyż. Upamiętnia Gochów poległych i pomordowanych w czasie II wojny światowej. Lista ofiar jest długa, mimo że pominięto walczących nie ze swej woli po drugiej stronie, w niemieckich mundurach, a także ofiary terroru sowieckiego.

Cierpiały kobiety i dzieci, szczególnie po wejściu „wyzwolicieli” z Armii Czerwonej. Książka zawiera niezwykle obrazowe opisy takiego „wyzwalania”. W poniższym linku Czytelnicy znajdą niezwykle sugestywny fragment:

„I wtedy zaczęło się piekło”. Obrazowa relacja wydarzeń, które miały miejsce po wkroczeniu do wioski Armii Czerwonej. „Zaczęło się gwałcenie, którego jako 10-letnie nieświadome dziecko bylem świadkiem”

Książka także odkrywa przed Czytelnikiem zupełnie zapomniane postaci takie jak Józef Spiczak-Brzeziński, którego determinacja sprawiła, że granica polsko-niemiecka w 1920 roku przebiegła ostatecznie trochę inaczej, niż ustalono w Wersalu. To on na czele lokalnej ludności wykazał hart ducha, który okazał się decydujący, by Borowy Młyn znalazł się w granicach Polski. Osłupiałej komisji niemieckiej Jakub Trzciński krzyknął wówczas:

– Granica jest pod Białym Borem (czyli tam, gdzie przebiegała przed I rozbiorem Polski), a tu jest Święta Ziemia Polska.

Jednak „Wyrwana z piekieł” to przede wszystkim poruszający reportaż, obok którego nie sposób przejść do porządku dziennego. Czytajmy i poznawajmy losy takich ludzi jak Gertruda Jutrzenka Trzebiatowska, by na jej przykładzie zobaczyć, że cierpienie wielu zwykłych ludzi nie skończyło się wraz z oficjalnym końcem II wojny światowej, a trwało niemal do dnia dzisiejszego…

Piotr Buchmann

KSIĄŻKĘ MOŻNA KUPIĆ TUTAJ!

wyrwana-z-piekla

(65)


Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.