Operacja Wisła, czyli jak Ukraińcy po latach chcą napisać historię na nowo. A jak było naprawdę z wydarzeniami z 1947 roku

w II wojna światowa/PRL


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze
Miasto Bukowsko, spalone przez UPA w marcu, kwietniu i listopadzie 1946, zdjęcie z 1946
Miasto Bukowsko, spalone przez UPA w marcu, kwietniu i listopadzie 1946, zdjęcie z 1946

Przesiedlenie Ukraińców w 1947 roku przeprowadzono w stanie wyższej konieczności. Taka ocena tego historycznego faktu wydawała się przez lata bezsporna, podobnie jak oczywistość, że „czarnymi charakterami” podczas ostatniej wojny byli Niemcy.

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W SERWISIE KRESY24.PL

Z drugiej jednak strony w okresie powojennym przemilczano w Polsce z oczywistych powodów zbrodnie sowieckie. Słuszne przerwanie po 1989 roku zasłony milczenia w tej sprawie i wykazanie sowieckiego ludobójstwa i zniewolenia ma jednak także niekorzystny efekt uboczny w postaci próby dokonania rewizji ocen, których słuszności nikt dotąd nie zaprzeczał.

Podobnie jak przewiny Niemiec podczas II wojny światowej, za bezsporne uważano dotychczas także zbrodnie wysługujących się im oficjalnych i nieoficjalnych sprzymierzeńców, w tym Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jednak na obecnej fali informacji o zbrodniach sowieckich neobanderowcy postanowili udowodnić, że zbrodniarze z UPA wcale nie byli tacy źli – byli przecież wrogami sowietów. Antykomunizm ma się dla nich stać niejako usprawiedliwieniem i wystarczającym wytłumaczeniem wszystkich ciążących na nich zarzutów. Presja mająca na celu mechaniczną niejako reinterpretację historii rodzi więc zagrożenie, że zanegowane zostaną także dotychczasowe słuszne osądy dotyczące OUN, jedynie pod pretekstem, że w zwalczaniu tej organizacji partycypowali sowieci i komuniści.

Pierwszą taką akcją – tuż po upadku komunizmu – była podjęta 3 sierpnia 1990 roku przez Związek Ukraińców w Polsce udana próba bezwzględnego wykorzystania słabej wiedzy ówczesnych polskich elit na temat zbrodniczości ukraińskich nacjonalistów w celu przeforsowania w Senacie potępienia operacji „Wisła”. Przeciwne temu były środowiska kombatanckie od lewa do prawa. Członkowie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej 10 września tego samego roku wystosowali do senatorów list, załączając im pierwsze wyniki zbierania danych na temat zbrodniczości OUN-UPA. Ze stu senatorów, którzy wzięli udział w głosowaniu, weteranów AK nie zignorowało zaledwie siedmiu, którzy zareagowali na ten list.

Od tej pory między dawnymi żołnierzami AK i środowiskami kresowymi, a środowiskiem ZUwP rozgorzał spór o ewentualne potępienie „Wisły” także przez Sejm. Trwa on do dziś, zaś najnowsza próba przeforsowania tej uchwały w Sejmie ręką posła Mirona Sycza omal nie zakończyła się powodzeniem na przełomie 2012 i 2013 roku. Ostatecznie jednak na tym etapie sporu środowiska kresowo-kombatanckie wyszły z niego obronną ręką.

Od 1990 roku obie strony inaczej odpowiadają na dwa związane ze sobą pytania: czy operacja „Wisła” była konieczna i jaki cel przyświecał tej operacji? Zdaniem ZUwP, konieczna nie była. Jednak co ciekawe – ci, którzy tak twierdzą, nie bardzo potrafią wskazać alternatywne rozwiązanie, które w ówczesnej sytuacji byłyby racjonalnym, skutecznym i możliwie bezkrwawym sposobem rozwiązania problemu UPA.

Dość szyderczo brzmi teza, że lepsze byłoby w tamtym czasie zwiększanie kontyngentów polskiego wojska na objętym działaniami banderowców terenie. Kontyngenty i tak były już bowiem zwiększone do tego stopnia, że wielokrotnie przewyższały liczebność UPA. I nie dawało to wystarczającego efektu, bo nie mogło. Szczególną przeszkodą były górzyste i pagórkowate tereny Bieszczad i Beskidu, wykorzystywane przez UPA do stworzenia całego systemu zamaskowanych ziemianek, a nawet podziemnego szpitala polowego.

Tego typu wojny nie wytrzymali nawet Amerykanie we Wietnamie, a ludność cywilna w wyniku takich działań przeżyła straszliwą mękę. Teren całkowicie kontrolowany w nocy i „w zakamarkach” przez przeciwnika, niemożność odróżnienia partyzantów od zwykłych wieśniaków, czy też wykrycie cywilów współpracujących z Wietkongiem i dostarczających mu zaopatrzenie. Sami Amerykanie pokazali w licznych filmach zbrodnie wojenne, które rodziła taka sytuacja i wojenną traumę będącą jej skutkiem.

Nie wspominając już o polskiej ludności cywilnej, również ludność ukraińska przechodziła w wyniku walki na tych terenach gehennę. Nawet ci, którzy nie chcieli dokarmiać UPA, czy dawać jej swoich synów jako rekrutów, z obawy o życie swoje i rodziny musieli to robić. I nie można się temu dziwić. Wielu jednak autentycznie sympatyzowało z banderowcami i ofiarnie ich wspomagało. System kontroli wywiadowczej UPA na tym terenie znacznie przewyższał możliwości LWP. Polscy rekruci byli wysyłani na nieznane sobie terytorium w roli mięsa armatniego. Żal tych młodych chłopców w polskich mundurach, którzy ideologicznie z komunizmem nie mieli nic wspólnego, niejednokrotnie pochodzili z Kresów, a ginęli w wyniku bezsensownych niekiedy decyzji dowództwa.

Przesiedlenie Ukraińców, które natychmiast rozpoczęło regularny spadek strat wśród ludności cywilnej i doprowadziło w końcu do zagłady UPA, opierało się na bardzo prostym założeniu. Nie ma ukraińskich mieszkańców – nie ma pomyłek w identyfikacji ludzi, nie ma zaopatrzenia dla upowskich oddziałów, nie ma rekruta dla UPA. I rzeczywiście, formacja ta skończyła się po operacji „Wisła” bardzo szybko.

Tablica upamiętniająca wypędzonych podczas akcji Wisła w Beskidzie Niskim
Tablica upamiętniająca wypędzonych podczas akcji Wisła w Beskidzie Niskim

Warto przypomnieć, że kiedy w czasie wspólnych debat polskich i ukraińskich uczonych „Polska-Ukraina; trudne pytania” zaczęto rozważać, „czy nie było lepszego rozwiązania niż zastosowane”, przedstawiciele ZUwP wycofali się ze współorganizacji tych seminariów. Stara zasada: jeśli fakty przemawiają przeciw, tym gorzej dla faktów…

By zaprzeczyć konieczności przeprowadzenia operacji „Wisła” używa się niekiedy argumentu, że polska władza komunistyczna nie zastosowała takiej samej metody w stosunku do ludności polskiej wspierającej polskie podziemie niepodległościowe. O ile już samo porównywanie UPA do polskiego podziemia jest nieuprawnione moralnie, to nawet z czysto „praktycznego” punktu widzenia podobny argument jest kompletnie absurdalny. Przesiedlenie ludności polskiej wspierającej Żołnierzy Wyklętych na Ziemie Odzyskane w ogóle nie ucinałoby możliwości odrodzenia się podziemnych struktur. W ten sposób odrodziła się przecież na Pomorzu zwalczana przez bezpiekę sieć Wileńskiej Armii Krajowej.

Nie pamiętał zapewne o tym prof. Grzegorz Motyka, który powyższy argument stosował, powołując się na fakt, że widział dokument, w którym proponowano przesiedlić mieszkańców z Urzędowa na Lubelszczyźnie na Mazury, ale pomysłu tego nie zrealizowano. Motyka to z pewnością bardzo dobry specjalista, ale tutaj się myli. Rezygnacja z przesiedlenia Polaków nie oznaczała, że z Ukraińcami można było postąpić inaczej niż postąpiono. Świadczy to raczej o tym, że uznano, iż w przypadku mieszkańców Urzędowa i tak nie osiągnie się w ten sposób celu.

Wileńskie brygady Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” przeniosły się z Wileńszczyzny na Białostocczyznę i Podlasie i działały skutecznie, choć nie miały tam oparcia w postaci doskonałej znajomości tego obszaru, systemu ziemianek, a i samo ukształtowanie terenu nie było korzystne dla partyzantów. Mogli oni jednak liczyć na pomoc i życzliwość Polaków zamieszkujących te ziemie. Na terytorium Polski komunistycznej nie stosowano represji za wspieranie podziemia w skali masowej, tak jak to miało miejsce na zajętej przez sowietów Wileńszczyźnie, gdzie uderzono we wszystkich Polaków jako społeczność niepożądaną.

Z kolei na Kresach Południowo-Wschodnich, gdy liczba polskiej ludności zrobiła się zbyt mała, by opierać na niej struktury podziemia niepodległościowego, działalność partyzancka zamarła, bądź została szybko zdławiona. Znacznie dłużej trwał opór na północy Kresów, ale i tam wraz z ubytkiem Polaków i donosami ze strony ludności nie-polskiej – również topniał. Metoda odcinania zaplecza, niezależnie od tego kto i w jakim celu ją stosował – zawsze była skuteczna. Podziemie upowskie różniło się od polskiego wyjątkową amoralnością w walce, co odbijało się rykoszetem na ludności miejscowej, toteż sprawa stawała się coraz bardziej paląca.

Posyłanie kolejnych oddziałów polskiego wojska w Bieszczady bez wcześniejszego rozpoznania terenu wiązało się więc ze stratami nie tylko wśród żołnierzy, ale i ludności cywilnej obu narodowości. Zaznaczmy również, że to zwłaszcza na tym terenie w odwety za zabijanie ludności polskiej zaangażowane było podziemie poakowskie. To jedyny region, gdzie straty wśród ludności cywilnej – w porównaniu do jednostronnej rzezi na Kresach – zaczęły mieć po obu stronach podobną skalę.

Inny pomysł na rozwiązanie tej sytuacji, który również spotyka się niekiedy wśród dyskutantów, mówi o możliwości negocjowania przez władze komunistyczne z banderowcami. Jest on jednak na tyle niepoważny i nierealny, że można go pozostawić bez komentarza.

Bardzo niewygodne dla środowisk ZUwP, które walczą o potępienie akcji „Wisła”, są – paradoksalnie – relacje banderowców zbierane przez historyków związanych z tym środowiskiem, które zostały już wydane. Upowcy niejednokrotnie powtarzają w nich tezę, że gdyby nie operacja „Wisła”, UPA na tym trudnym terenie nigdy nie zostałaby pokonana, a oni trzymaliby się bez końca w swoim mateczniku. Oczywiście mówią to „w dobrej wierze” by wśród młodych nacjonalistów ukraińskich budzić dumę z „niepokonanej UPA”. Nieopatrznie jednak sami potwierdzają w ten sposób, że innego niż akcja „Wisła” rozwiązania by ich pokonać po prostu nie było.

Pytanie o to, czy operacja „Wisła” była koniecznością wiąże się ściśle z innym: jaki miała cel? Jeśli bowiem założymy, że nie była konieczna, a zwalczyć UPA dałoby się w inny sposób, pojawia się teza, że jej cel był inny – likwidacja etnosu ukraińskiego, wynarodowienie. Taką interpretację przyjmują członkowie ZUwP. Zgodnie z tym myśleniem, jeśli celem akcji „Wisła” nie była likwidacja struktury dążącej do oderwania części terytorium Polski i mordowania Polaków – to operacja ta była po prostu komunistyczną zbrodnią. Jeśli zaś zbrodnia ta wiązała się z utratą mienia (choć raczej była to jego zamiana) to państwo, które dziedziczy zobowiązania musi jej zadośćuczynić – „zlikwidować skutki akcji Wisła”. To sformułowanie pojawiało się już wśród członków ukraińskiego Związku. „Zadośćuczynienie” byłoby wręcz idealne – nowe gospodarstwa zasiedziane na Ziemiach Odzyskanych plus ziemie poprzednie, ewentualnie odszkodowanie za to zarekwirowane mienie. Jak sami potomkowie przesiedlonych zrzeszeni w ZUwP zaznaczają – są oni przecież obywatelami Polski.

Szans na takie „zadośćuczynienie” nie mają, niestety, potomkowie ludzi ocalałych i ofiar Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego. Członkowie Związku odcinali się w przeszłości od tego tematu, twierdząc, że jest to sprawa między Polską a Ukrainą. Oni zaś są obywatelami polskimi i nie mają nic wspólnego z tamtą rzezią. Dziwne jednak, że jako obywatele polscy jakoś dotychczas tego ludobójstwa nie potępili, co więcej – próbują je nawet usprawiedliwiać. A żeby zyskać sprzymierzeńców na polskiej prawicy głoszą, że celem działalności UPA, także tej, która walczyła na terytorium dzisiejszej Polski, była „walka z komuną”. Mija się to z prawdą – celem OUN była walka o terytorium. OUN zwalczał tak samo II RP jak PRL. Polska ludność, którą ta organizacja mordowała, popierała w zdecydowanej większości legalny polski rząd londyński.

Opuszczona i zniszczona cerkiew greckokatolicka w nieistniejącej już wsi Królik Wołoski
Opuszczona i zniszczona cerkiew greckokatolicka w nieistniejącej już wsi Królik Wołoski

Wśród krytyków operacji „Wisła” często powtarzana jest również teza, że w jej wyniku wysiedlono ludność ukraińską także z tych terenów, gdzie UPA jeszcze nie działała. Owszem, było tak. Jednak jest prawie pewne, że formacja ta wkrótce by się tam przeniosła. A przecież ukraińskie podziemie nie liczyło się z żadnymi stratami i ludzkim życiem, nawet Ukraińców, a co dopiero Polaków.

Członkowie ZUwP i związani z nimi historycy często stawiają tezę, że decyzja o przeprowadzeniu operacji „Wisła”, która pierwotnie nosiła kryptonim „Wschód”, była niezależną decyzją polskich komunistów. Nie znaleziono, nie istnieją lub nie są dostępne dokumenty, które wskazywałyby, że były to wytyczne Moskwy. Jest, oczywiście, dość prawdopodobne, że mają rację. Pytanie tylko jaka faktycznie motywacja stoi za eksponowaniem tej tezy: badanie historii, czy coś więcej? Zauważmy bowiem, że w przypadku wersji przeciwnej – to znaczy gdyby ekspatriacje dokonane zostały na życzenie Moskwy – to ona musiałaby odpowiadać za nie finansowo. Tymczasem, jak wiadomo, dygnitarze moskiewscy są pod tym względem „głęboko zrelaksowani” – odszkodowania stałyby się praktycznie nieściągalne, nie to co w przypadku spolegliwych władz RP. Warto w tym kontekście przypomnieć, że w tym samym roku 1947, po drugiej stronie granicy, sowieci przeprowadzili operację „Zachód”, wysiedlając rodziny kilkudziesięciu tysięcy Ukraińców podejrzanych o sprzyjanie UPA.

Aby zakończyć rozważania wokół tez ZUwP, jakoby rzeczywistym celem operacji „Wisła” było „wynarodowienie”, zaś problem można było rozwiązać poprzez zwiększenie obecności wojsk polskich na tym terenie, przytoczmy dwa cytaty autorstwa nie kogo innego jak wiceprzewodniczący Ukraińskiego Towarzystwa Historycznego Bohdana Halczaka z posiedzenia sejmowej Komisji Mniejszości. Można powiedzieć, że faktycznie strzelił on nimi samobójczą bramkę ZUwP, podobnie jak wspomniani wcześniej banderowscy weterani, według których bez akcji „Wisła” walka UPA tliłaby się bez końca:

„(…) Proszę państwa, chciałem podkreślić to, o czym już mówili moi poprzednicy, że w świetle tej dokumentacji akcji „Wisła” się po prostu obronić nie da. Chociaż współcześnie w Polsce występują tendencje do obrony tejże akcji, to właściwie nie wiadomo, jak jej bronić. Niektóre argumenty są śmieszne, np. sugerowanie, że Wojsko Polskie było niezdolne do pokonania UPA bez akcji „Wisła”. Biorąc pod uwagę, że w walkę z UPA było zaangażowanych w 1947 r. ponad 20 tys. żołnierzy, a liczebność wszystkich sił UPA nie przekraczała wtedy w Polsce 2 tys., no to, proszę państwa… A do tego jeszcze dodatkowo wspomagające oddziały czechosłowackie i radzieckie. W tej sytuacji byłaby to straszliwa kompromitacja polskiej armii, czy my tego chcemy, czy nie chcemy. Druga sprawa. Pamiętajmy o tym, że z podziemiem ukraińskim poradziła sobie armia czechosłowacka i to bez wysiedleń. W tej sytuacji musielibyśmy uznać wyższość armii czechosłowackiej nad armią polską. (…)

(…) Proszę państwa, czasem można spotkać się z opinią: gdyby nie akcja „Wisła”, to co by było teraz? A może by się Ukraińcy wynarodowili? Pamiętajmy o tym, że w Czechosłowacji też istniała mniejszość ukraińska. Nawiasem mówiąc, o podobnej liczebności – gdzieś około 100 tys. ludzi. Współcześnie na Słowacji narodowość ukraińską deklaruje trochę powyżej 9 tys. ludzi. Natomiast podczas ostatniego spisu narodowość ukraińską w Polsce zadeklarowało blisko 50 tys. ludzi. Proszę państwa, z tego wniosek, że akcja „Wisła” okazała się jakoś dziwnie mało skuteczna. (…)”.

Takie stwierdzenie z ust takiego historyka jest poniekąd bezcenne. Gdyż innymi słowy: w Czechosłowacji nie było podobnej akcji, a jednak Ukraińcy się wynarodowili, zaś w Polsce – pomimo operacji „Wisła” – się nie wynarodowili. Może więc nie była to operacja wynaradawiająca?

Aleksander Szycht

wisla

(2099)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

4 komentarze

  1. Dla ścisłości – podobna tablicę można zobaczyć w Komańczy na współczesnej cerkwii nieopodal starej drewnianej odbudowanej po pożarze kilka lat temu.Pierwszy raz ja zobaczyłem w 1988 podczas marszu Bieszczadami. Wtedy to była ciekawostka , teraz kojarzy sie jednoznacznie
    z ukraińską propagandą w nowym wydaniu neobanderowskim.

  2. Wojsko zrobiło to co musiało. Nie obeszło się na pewno bez gwałtów na cywilach. UPA była jednak najokrutniejszym wrogiem Polaków w podczas wojny. Musieli zostać zniszczeni, nawet za wysoką cenę.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.