Dzieje zaginionego miasteczka. „Pod względem piękności położenia niewiele ma sobie równych w Polsce”

w Historia słynnych miejsc


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

krzemieniecDzieje zaginionego miasteczka

W babcinych opowieściach Krzemieniec jawił się jako kamień, co krzesze iskry. Takie jest moje pierwsze skojarzenie z dzieciństwa. I daleko od prawdy dziecięce skojarzenia nie odbiegły. Bo tu zapędzali się niegdyś myśliwi i strzelcy wszelacy, by odłupać kawał skałki lub zakupić, co pewniejsze, takowy dla swojej strzelby. To nie bujdy, choć liczne pojawiły się bajdy o miejscu za siedmioma górami, puszczami i rzekami. O miejscach, ale przede wszystkim o ludziach jeszcze nieznanych, których spotkanie potem kształtować miało dorosły ogląd świata dojrzałego człowieka.

 

Serwis Niezlomni.com jest patronem książki Krzemieniec

Tymczasem w opowiadaniach piastunki jawiły się pejzaże wyczarowywane z czeluści pamięci. Krzyże na rozstajach kreślące linie dróg, ciche z traw wystające macewy, zawołania na ucztę szabasową i dzwony niedzielne budzące miasteczko do życia. Owce białe i czarne, kozy na wzgórzach leniwe, ale bacznie obserwujące otaczający je świat. Łażące gdzie bądź, bo pastuch usnął na połoninie. Nie na darmo połoninami nazwano redle bieszczadzkie, nie na darmo góra w Bieszczadach wołana jest Krzemieniec.

Nieprawda? Nie taka etymologia? Dobrze, niech będzie nieprawda, ale kto nam zabroni legendą powracać w uliczki, których nigdy, przenigdy nie dało się prosto wytyczyć. Tym bardziej płasko. Wszędzie z góry lub pod górę. Fletnia Pana grająca, wychylająca się nad linię najwyższą nuty, by zajrzeć tam dalej, za grzbiet wzgórza. Ale po co? Tam teraz cisza. Cisza, bo runął ten świat rozedrgany.

Pozostaje nam przypominać wszystkim, którzy nie mogą o tym pamiętać, a wydaje się, że żyją w świetle jaśniejszym od wielkiej żarówki wiszącej u stropu jakże małego pokoju. Snujmy zatem naszą opowieść, przenieśmy się w głąb sąsiedniego kraju, by na polanach i drogach użyźnionych popiołem odnaleźć niegdysiejsze kwitnące rośliny. Te, które ocalały, a przez kilka pokoleń zdążyły zdziczeć, mają teraz kwiaty drobne, niemal niezauważalne. Ich zapach czują nie ci, którzy je widzą na co dzień, lecz ci, którzy mieszkają daleko. Nie trzeba nadawać nowych imion domom, przedmiotom, sadom, wodom i gajom. Trzeba tylko na powrót zawołać – zaprosić tych, którzy je niegdyś odwiedzali. Ogrodników, którzy pielęgnowali niegdyś te bujne rabaty. A przy tym nawiązać kontakt z nowym pokoleniem, zdaje się – i oby to była prawda – żyjącym bezpieczniej. I nie trzeba nowego obwiniać o wrogie intencje.

Zatem opiszmy tę krainę i miejsce szczególne, od samych pierwocin, początku z chronologią często na bakier. Najpierw jednak oddam głos wielkiemu twórcy tego wszystkiego, co turystyką nazwano, a po jego słowach – lichych wyjątkach przeze mnie wybranych, nikt nie zarzuci mi „braku obiektywizmu”, zbytniej egzaltacji, nadmiernej kwiecistości opisów. Mieczysław Orłowicz w 1929 r. napisał:

[quote][…] Pod względem piękności położenia wybija się Krzemieniec na czoło miast wołyńskich, a w Polsce pod tym względem niewiele ma sobie równych. Leży on w wąskim a głębokim jarze, esowato wygiętym, wśród wysokich i stromych wzgórz. Dnem jaru płynie niewielki potoczek, a równolegle z nim biegnie wzdłuż szosy z Dubna do Wiśniowca, która przecina całe miasteczko, główna ulica Krzemieńca, którą jest ulica Szeroka. Na stokach wzgórz rozsiadły się malownicze dworki, położone wśród dużych sadów, pełnych głównie orzechów włoskich, z których handlu słynie Krzemieniec od dawna. Szczególnie malowniczo przedstawia się miasteczko oglądane z Góry Bony od ruin starożytnego zamku […]”.[/quote]

Tak nestor nauk zwiedzania napisał, nieskory bynajmniej do egzaltacji. Tylko troszkę uzupełnię, bo przecież chcę być autorem opowieści. Gwoli ścisłości dodam, że ów potoczek nazwany został szumnie rzeką Irwą, która całkiem niedaleko wpada do nieco większej, o siostrzanej nazwie Ikwa.

Ten region ze względu na malowniczość zwano dawniej „Szwajcarią Wołyńską”, samo zaś miasto nazwał jeden z autorów „Wołyńskim Chamonix”. W Przewodniku po Galicyi z 1914 r., autorstwa wspominanego Mieczysława Orłowicza, pisano o 17,5 tys. mieszkańców, z czego 3,5 tys. stanowili Polacy. Dziś Krzemieniec liczy ok. 25 tys. mieszkańców. Może jeszcze na początek kolejny cytat, wprowadzający już całkowicie do miasta, tym razem pióra ciemnolicego Wieszcza rodem właśnie z Krzemieńca:

[…] Tam stoi góra, Bony ochrzczona imieniem.
Większa nad inne – miastu panująca cieniem;
Stary posępny zamek, który czołem trzyma.
Różne przybiera kształty – chmur łamany wirem;
I w dzień strzelnic błękitnych spogląda oczyma,
A w nocy jak korona, kryta żalu kirem […]

Juliusz Słowacki, Godzina myśli.

I znowu by nie pozostawać w sferze wiadomości pachnących suchą statystyką, opis miasta z opowieści babcinych. W Krzemieńcu przenikały się wzajem rzeczy materialne i niematerialne. Bo miejsca stworzone przez Stwórcę, czy jak kto chce naturę, zdobiły efekty zwykłej na pozór pracy ludzkiej: wspomniane przez Orłowicza domki, sady, chałupy i szopy. Ten melanż wzajemny powodował, że wielu, którzy tu zaglądnęli (na chwilę tylko jak im się zdawało), pozostawało tu na zawsze, ogarniętych jak bodiaki suche płomieniem – pasją patriotyzmu lokalnego.

Pisała o tym gorąco i egzaltowanie w 1938 r. Elżbieta Dorożyńska, nazywając Krzemieniec „Miastem wiecznej tęsknoty”. To kolejna wspaniała postać, którą chcę przywołać, kobieta – nauczycielka słynnego liceum, w czasie sowieckiej i niemieckiej okupacji instruktorka Szarych Szeregów. Poza chronologią powiem, że zalążki konspiracji, przekształconej potem w Armię Krajową, powstały w powiecie krzemienieckim już w 1941 r. głównie w środowisku nauczycielskim Liceum Krzemienieckiego i harcerskim, ale niestety Niemcy skutecznie je spacyfikowali. W 1942 r. rozstrzelano w Krzemieńcu następną grupę inteligencji, złożoną głównie z byłych instruktorów ZHP oraz nauczycielstwa liceum. Grupę kilkunastu aresztowanych przekazano do więzienia w Równem. W grupie tej w styczniu 1943 r. stracona została m.in. Elżbieta Dorożyńska. Krzemieniec jeszcze trwał – tragicznie okupowany, odzierany przez kolejnych okupantów z istnień tysięcy mieszkańców. Choć pod powiekami wielu – jednak trwał.

Miasto z wielu względów przypomina Lwów. Lwi gród powstał na granicy (i to dokładnie – przebiegającej szczytem miejscowego, a jakże widocznego w panoramie miasta kościoła św. Elżbiety) zlewisk mórz Bałtyckiego i Czarnego. Krzemieniec na granicy dwóch światów geologicznych. Oto jak napisała Elżbieta Dorożyńska:

[quote][…] Tu kończy się pełen rozmachu, siły i bogactwa czarnoziemu wyż podolski – zapada się on nagle w ostrych krawędziach, rozdziela w głębokie rozdoły, wystrzela szeregiem odosobnionych stożkowych gór, faluje łagodnie zboczami dolin i wreszcie schodzi do ciągnącej się w dal nizinnej płaszczyzny dawnego dna morskiego […]”.[/quote]

krzemieniecU stóp takiego stożka – Góry Bony – i po przeciwnej stronie góry Czercza w wielkim i niezwykle malowniczym wąwozie skryło się miasto, chciałoby się powiedzieć pieszczotliwie miasteczko, chroniąc się przed żarem słonecznym w cieniu owych gór. Góra Bony stała się herbowym znakiem tego miejsca, bo ruinami tego zamczyska Krzemieniec przez wieki się pieczętował. Wspomnieć jeszcze trzeba pasmo Gór Miodoborskich, których są one fragmentem, pasmo to zaś kończy swój żywot wypiętrzeniami w Olesku i Podhorcach. Ale skoro tak się „przykleiliśmy” do zamku, to najwyższy czas rozpocząć opowieść o dziejach Krzemieńca.

Pierwsze wzmianki o grodzie tutejszym – nie miasto bynajmniej mamy na myśli, lecz gród warowny na stromej górze postawiony – sięgają XI stulecia. Mieliśmy wówczas króla (tak, moi Drodzy Państwo, koronował się na przekór obcym interesom), ten zbrojnie pospieszył z pomocą swemu wujowi księciu kijowskiemu Izjasławowi Jarosławowiczowi, którego bojarzy wygnali z Kijowa właśnie. Działo się to według kronik w 1069 r. Trzeba powiedzieć, że król Bolesław II Szczodry (zwany też Śmiałym) dość skutecznie wujowi pomógł – ubił kilku krnąbrnych bojarów i pomógł mu w utrzymaniu się na kijowskim stolcu przez następnych lat dziewięć. W ten sposób wszystko szło w dobrym kierunku, uspokajaliśmy gorącą granicę na wschodzie, co cesarzowi podobać się nie mogło.

fragment pochodzi z książki Ryszarda Jana Czarnowskiego Kremieniec.

Więcej o książce TUTAJ

(121)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.